Tekst pierwotnie ukazał się w "Magazynie Antyrządowym" nr 25-26/1993 -piśmie wydawanym min. przez publicystów ex-GSR. Tekst został napisany 10 lat przed powstaniem LBC i może dlatego autor wychodzi z błędnego założenia, że skrajna lewica popiera wstąpienie do Unii Europejskiej. A jeśli założenie jest błędne, to i cała próba dyskredytacji marksizmu musi być skazana na porażkę.
Jarosław Tomasiewicz
Front Antyimperialistyczny
Od "zaściankowej polskiej prawicy" dzieli mnie dystans
dokładnie taki sam, co od "lewicy" uwięzionej w XIX-wiecznych dogmatach. Co
więcej - nic zgoła wspólnego nie mam z "centrum". Nie utożsamiam się z żadną
partią czynną na polskiej scenie. Dlaczego? Bo wszystkie polskie ugrupowania
polityczne - od lewaków przez socjaldemokratów, liberałów i chadeków do
neofaszystów - są ślepe na rzeczywistość. Wszyscy ci naiwni snobi przyjmują za
punkt wyjścia wiarę w przynależność Polski do wyidealizowanej Europy (choć
oczywiście bardzo różnie ją sobie wyobrażają: dla jednych jest to EWG, dla
innych "Europa łacińska i chrześcijańska"; goszyści marzą o Socjalistycznych
Stanach Zjednoczonych Europy, a naziści o IV Rzeszy Eu-ropejskiej).
Trzeba mieć odwagę, by spojrzeć prawdzie w oczy i przyznać, że nasz kraj
zaliczyć należy do eksploatowanego przez zachodni imperializm Trzeciego Świata.
A skoro tak, to nie ma tu sensu żadna importowana z Zachodu kalkomania "prawicy"
czy "lewicy" - Polsce potrzeba frontu wyzwolenia narodowego i społecznego na
trzecioświatową modłę (Carlos Marighella pisał, że w kraju takim jak Brazylia
walkę z imperializmem prowadzić trzeba na płaszczyźnie wewnętrznej).
Będzie to prawica czy lewica? - zapytacie. Tymczasem żywa materia ruchu
antyimperialistycznego wymyka się marksistowskim (i w ogóle eurocentrycznym)
schematom. Peronizm, naseryzm, baasizm, chomeinizm i inne populistyczne
nacjo-nalizmy Trzeciego Świata były klasyfikowane raz jako "faszystowskie", znów
to jako "rewolucyjno-demokratyczne" (w Argentynie nacjonaliści z Montoneros
walczyli ramię w ramię obok trockistowskiej ERP).
"Jak możliwa jest współpraca komunistów i nacjonalistów?" - zakrzykną nasi
lewicowcy wyedukowani na tłumaczonych z angielskiego broszurach - "To zdrada!
Wszak europejskie partie komunistyczne nie wchodzą w alianse z Le Penem i
Schoenhuberem!". To prawda, ale sytuacja polityczna w krajach zacofanych jest z
gruntu inna niż na Zachodzie. Na Peryferiach przeciwstawiający się zachodniemu
imperializmowi nacjonalizm ma rewolucyjny charakter. Pozwolę sobie jednak
podeprzeć się tu autorytetem czarnoskórego marksisty z Haiti Gerarda
Pierre-Charles. który w swej pracy "Karaiby 2 połowy XX wieku" napisał:
"Nacjonalizm /.../ stanowi ideologiczny (spontaniczny, ale jakże kompleksowy i
mobilizujący) wyraz niezgody na obcą dominację /... W obecnym świecie i w
krajach zależnych nacjonalizm okazuje się związa-ny z ideologią wyzwolenia i
socjalizmu /.../ Nacjonalizm działa jako potężna dźwignia, uczula, nadaje
świadomość i mobilizuje lud przeciw wyzyskowi człowieka przez człowieka".
Soledad Bochan w "Magazynie Antyrządowym" stawia tezę, że wieloklasowe ruchy
narodowo-wyzwoleńcze w III Świecie są niezdolne do konsekwentnego
antyimperializmu ze względu na ich drobnomieszczański charakter: "/.../ ruchy te
zatrzymywały się u progu zwycięstwa i władzę oddawały nowym nacjo-nalistycznym
rządom, które z reguły szybko dogadywały się z /.../ rządem USA". Fakty przeczą
tej opinii. Po II wojnie światowej w Ameryce Łacińskiej tylko dwa autentyczne
ruchy narodowo-wyzwoleńcze znalazły się u władzy: castryści na Kubie i
sandiniści w Nikaragui. Pierwszy z tych ruchów szybko przeistoczył się w
imitację modelu sowieckiego; drugi usiłował zachować demokrację parla-mentarną,
co w warunkach nędzy spowodo-wanej wojną i blokadą przyniosło zwycięstwo
wyborcze opozycji antysandinowskiej. Ani Castro, ani Ortega nie zaprzedali więc
rewolucji Jankesom (choć za sandinistów uczyniło to zmęczone społeczeństwo).
Natomiast prawica peronistyczna typu Menema nie ma nacjonalistycznego charakteru
tak jak i jej polskie odpowiedniki, nawet jeśli taką posługuje się frazeologią.
Z wyzwoleńczym nacjonalizmem ma dokładnie tyle wspólnego, co owi znienawidzeni
stalinowcy i socjaldemokraci z "prawdziwym socjalizmem". Przypomnijmy, że to
właśnie prawicowi peroniści spod znaku AAA (Argentyński Sojusz
Antykomunistyczny) najzacieklej tępili rewolucyjnych peronistów z Montoneros!
Niesłuszny jest także zarzut "zaściankowości", stawiany frontom wyzwolenia
narodowego: rewolucyjny nacjonalizm latynoamerykański nie zamykał się bynajmniej
w opłotkach pojedynczych krajów, lecz postulował jedność walki
antyimperialistycznej w skali całego kontynentu. Trudno natomiast mieć do
bojowców z Tupamaros czy M-19 pretensje, że nie widzieli związku między swoim
ruchem, a mitycznym "proletariatem" USA - wbrew temu, co głoszą goszyści
światowy kapitalizm nie wszędzie stwarza ludziom pracy podobne warunki bytu.
Twierdzę, że podstawowa sprzeczność współczesnego Świata to nie konflikt między
światowym kapitałem a międzynarodowym proletariatem, lecz wojna ekonomiczna
Centrum tj. wysokorozwiniętego Zachodu i jego agentur (burżuazja kompradorska)
przeciw Peryferiom - krajom ubogim. Całe społeczeństwa zachodnie (także
robotnicy!) korzystają bowiem z owoców wyzysku III Świata.
Goszyści wyprowadzają wniosek, że "Polsce potrzeba lewicowej, robotniczej partii
politycznej, na modłę tych, które powstają w wielu krajach Trzeciego Świata".
Przyznam, że nieznane są mi sukcesy ortodoksyjnie lewicowych partii robotniczych
w III Świecie. Wręcz przeciwnie - sam "Tygodnik Antyrządowy" opisywał
socjaldemokratyczny dryf takiej partii (PT) w Brazylii. Sytuacja ta nie będzie
zaskoczeniem dla nikogo, kto zada sobie trud przeanalizowania struktury
społecznej większości krajów III Świata: przemysłowa klasa robotnicza stanowi
tam mniejszość (nieraz uprzywilejowaną w porównaniu z "subproletariatem"!), masy
ludowe to na ogół drobnomieszczaństwo i lumpenproletariat. Marksistowskie
recepty nie są po prostu przydatne zarówno na postindustrialnym Zachodzie, jak i
w preindustrialnych krajach III Świata! Marksiści nie potrafią dostrzec, że
doktryna ich mistrza ma także charakter "historyczny" - a więc ograniczona jest
zarówno w czasie, jak w przestrzeni. Materializm historyczny to znakomita
analiza XIX-wiecznej gospodarki zachodnio-europejskiej, ale im bardziej oddalamy
się od tego modelu, tym mniej przydatny okazuje się być marksizm jako instrument
poznawania rzeczywistości.
Oczywiście funkcjonują też społeczeństwa, w odniesieniu do których marksizm
pozostaje wciąż aktualny. Polska jest krajem przemysłowym, dlatego "tu i teraz"
postulat budowy partii robotniczej ma sens. Miejmy nadzieję, że taka partia za
jeden ze swych celów postawi sobie - w interesie zarówno własnym, jak i polskich
ludzi pracy - wyzwolenie narodowe.
Jarosław Tomasiewicz