Przez trzy lata obecnosci na roznych polskich forach wykazalam maksimum cierpliwosci dla czytelnikow, oczekujac zrozumienia we wlasnym dobrze pomyslanym interesie. Do dzis jestem atakowana. A przeciez rzeczywistosc potwierdza, ze mialam racje, ze ciagle mam racje, niestety. Czy Ukraincy maja za co dziekowac Kwasniewskiemu i Walesie ? Nie tak dawno, 100 dni temu i troche wiecej, rozegrala sie na Ukrainie "pomaranczowa rewolucja". Tu na tym forum ( http://e-politicus.net "Sierpniowe wspomnienia") pisalam, ze podczas manifestacji Ukraincow w Toronto bylam wsrod nich. Z bolem serce patrzylam na ich twarze pelne nadziei. W rozmowie z mlodymi ostrzeglam, ze nie bedzie, jak marza. Nie zrozumieli polskiego doswiadczenia "Sierpine 80". Nie potrafili wyciagnac wnioskow. Czy mieli za malo danych ? Dlaczego tak latwo ulegli manipulacji ? (z listu od pani Elżbiety Gawlas, b. sekretarki Lecha Wałęsy, dziś mieszkającej w Toronto)
prof. Wiktor Poliszczuk
Sto dni pomarańczowej Ukrainy
W publicystyce przyjęto robić podsumowania działalności
nowej władzy po upływie stu dni jej sprawowania. Zobaczmy jak te 100 dni
wyglądały po objęciu na Ukrainie władzy przez ekipę prezydenta Wiktora
Juszczenki. Od strony ekonomicznej stwierdza się wzrost cen, ubożenie
najniższych warstw społecznych, czego, prawie jak i
w Polsce, środki masowego przekazu nie zauważają. Trwa walka między "starymi" i
"nowymi" oligarchami, którą zachodni politolodzy, ale też miliarder Boris
Bieriezowskij, nazywają wojną obecnych "milionerów" ze starymi
"miliarderami". "Miliarderzy" byli protegowanymi przez Rosję, zaś "milionerzy"
są protegowanymi Zachodu. Słowo "demokracja", jak i w Polsce (i nie tylko w
niej) okazuje się być pustym dźwiękiem.
W interniecie ukazała się informacja, że Służba Bezpieczeństwa Ukrainy
namierzyła ministra transportu, Jewhena Czerwonenkę, złapała go na gorącym
uczynku przyjmowania łapówki w wysokości 3 milionów dolarów za obietnicę
intratnej posady, zatrzymała ministra na kilka godzin, po których, po
interwencji prezydenta W. Juszczenki, wypuszczono go i sprawę zamknięto. Jewhen
Czerwonenko w czasie "pomarańczowej rewolucji" był odpowiedzialny za ochronę
ówczesnego kandydata na prezydenta Wiktora Juszczenki.
Trwa proces skierowany na uznanie OUN-UPA za formację narodowo-wyzwoleńczą
narodu ukraińskiego. Formalnym jego inicjatorem jest prezydent Wiktor Juszczenko,
co on ujawnił 16 lutego 2005 r. we Lwowie. Tam i wtedy ujawnił on podjęte przez
Rząd kroki w kierunku "pogodzenia" weteranów Armii Radzieckiej z "weteranami"
OUN-UPA. Gdy ta inicjatywa spotkała się ze zdecydowanym sprzeciwem ze strony
Organizacji Weteranów Ukrainy, a więc tych z Armii Radzieckiej, prez. W.
Juszczenko, szukając możliwości uznania OUN-UPA, wystąpił z propozycją
"przebaczenia" upowcom, nie wspominając o OUN. Tej propozycji również nie
przyjęli weterani Armii Radzieckiej, zaś upowcy-banderowcy, aby zachować twarz,
oświadczyli, że nie mogą "godzić się" z weteranami sowieckimi dopóki OUN-UPA nie
zostanie formalnie uznana za walczącą w II wojnie światowej. W tej sytuacji
prez. W. Juszczenko zlecił premierowi Julii Tymoszenko w przyśpieszonym tempie
doprowadzić do oceny działań OUN-UPA przez rządową komisję z probanderowskim
profesorem Stanisławem Kulczyćkym na czele, nota bene Polakiem, synem
Władysława.
Podczas spotkania z weteranami Armii Radzieckiej w dniu 9 maja, prez. Wiktor
Juszczenko, prosząc o wybaczenie upowcom, zwrócił się do nich słowami: "W swych
sercach myśmy już wybaczyli Niemcom, Japończykom, Polakom, wybaczyliśmy
wszystkim kto tylko być może był po drugiej stronie okopu". Zabiegi prez. W.
Juszczenki w kierunku uznania OUN-UPA są, niewątpliwie, uważnie obserwowane, w
tym przez służby dyplomatyczne Polski oraz jej środki masowego przekazu, a
jeżeli nie są przez nie obserwowane, to tym gorzej dla nich. W każdym razie
twierdzenie przez. W. Juszczenki co do tego, że Ukraińcy (jacy Ukraińcy? – tego
Juszczenko nie ujawnił) przebaczyli Polakom, uszło uwadze wspomnianych służb, i
nie tylko ich. Nie słychać było interpelacji poselskich pod adresem Prezydenta i
MSZ, w których powinno być sformułowane pytanie pod adresem prezydenta Ukrainy
za ich pośrednictwem – kto konkretnie, za co Ukraińcy wybaczyli Polakom? Po
wspomnianym oświadczeniu prez. W. Juszczenki, był on entuzjastycznie podejmowany
w Polsce, w tym też na Uniwesytecie Warszawskim. I nikt, ani władze RP, ani
władze UW, ani jego studiująca młodzież, ani organizacje kresowian, nie zadały
prezydentowi Ukrainy tego pytania.
Na Ukrainie wyszło na jaw, że rekomendowany przez prez. W. Juszczenkę na
stanowisko ministra sprawiedliwości Roman Zwarycz jest zwykłym kłamcą: skłamał
on w swych życiorysach, że ma wyższe wykształcenie, że jest magistrem filozofii
i doktorem filozofii, że był profesorem na Columbia University. Wszystko to
okazało się kłamstwem, Roman Zwarycz ukończył tylko Manhatan Colledge, uzyskując
dyplom bakałarza. Prawdą natomiast jest w jego, nieukrywanym, życiorysie to, że
do niedawna obywatel USA Roman Zwarycz zasłynął w Stanach Zjednoczonych jak
nadzwyczaj zdolny i aktywny banderowiec, w związku z czym został on osobiście
zaangażowany przez "wodza" OUN Bandery Jarosława Stećkę jako jego osobisty
sekretarz. Pełniąc tę funkcję Roman Zwarycz pisał J. Stećce przemówienia,
przygotowywał dla niego spotkania, a także za czasów PRL był wysłany do Polski
celem spotkania z wysłanniczką OUN Bandery z Ukrainy dla omówienia możliwości
działalności banderowców na Ukrainie. Musiał tę podróż do Polski odbyć pod
fałszywym nazwiskiem. Inaczej mówiąc, Roman Zwarycz, to rasowy, wychowany w
Stanach Zjednoczonych, banderowiec.
Gdy skandal z jego kłamstwami został ujawniony, prezydent Wiktor Juszczenko
wziął go w obronę i zapowiedział, że brak u Romana Zwarycza wykształcenia nie
jest przeszkodą w wykonywaniu przez niego obowiązków ministra sprawiedliwości,
przy czym prezydent Ukrainy pominął milczeniem fakt kłamstwa ministra
sprawiedliwości. Czym należy tłumaczyć takie stanowisko prez. W. Juszczenki?
Niewątpliwie tym, że mianowanie Romana Zwarycza ministrem sprawiedliwości było
realizacją rachunku wystawionego przez banderowców za poparcie "pomarańczowej
rewolucji". Roman Zwarycz jest nie tylko doświadczonym banderowcem, jest on też
we władzach finansujących przez władze USA i zachodnie organizacje pozarządowe
fundacji, które "popierały" (finansowały) "pomarańczową rewolucję".
Na Ukrainie trwa kryzys paliwowy, najpierw zdrożała benzyna, potem stacje
benzynowe nie otrzymały dostaw paliw. Premier J. Tymoszenko zarzuca Rosji
sabotaż, zaś prez. W. Juszczenko usiłuje łagodzić sprawę z Rosją. To można było
przewidzieć, ale od strony formalnej nie można żądać od władz Rosji interwencji:
działa niezależny od władz rynek. A mówiąc na marginesie: nie można jednocześnie
kopać i głaskać. Nie można na (silniejszej) Rosji wieszać psy i jednocześnie
uprawiać politykę "mocarstwową" wobec tejże Rosji. Już zapowiedziana wizyta
premier Julii Tymoszenko została odwołana, przeciwko niej Prokuratura Wojskowa
Rosji nadal prowadzi śledztwo.
Ukraina już teraz przygotowuje się do wyborów parlamentarnych w roku 2006, wtedy
zetrą się siły pro- i antyjuszczenkowskie, przy czym "majdan" już się chyba nie
powtórzy: popierające Juszczenkę masy ubożeją, prorosyjski wschód i południe
Ukrainy radykalizują się. Na tym tle ciekawą jest wypowiedź jednego z
obserwatorów obchodów 60. rocznicy zwycięstwa nad faszyzmem, które miały miejsce
w Sewastopolu. Tam w defiladzie wzięły udział połączone jednostki Sił Morskich
Ukrainy i rosyjskiej Floty Czarnomorskiej. Obserwator ten powiedział: "Juszczenko
nigdy nie zdobędzie Sewastopola!". Takie są realia Ukrainy. Z realiami trzeba
się liczyć, nie można na nie zamykać oczu. Tym bardziej nie można zamykać oczu
na zainicjowane przez prez. W. Juszczenkę formalne uznanie OUN-UPA, jak też na
"wybaczenie przez Ukraińców Polakom".
Mimo upływu 100 dni władzy W. Juszczenki, mimo wielu zapewnień, że rzekomi
sprawcy jego otrucia będą ustaleni i ukarani, sprawa zacichła. Lekarz kliniki
wiedeńskiej, w której leczył się Wiktor Juszczenko, ten, który oświadczył, że
Juszczenko nie został otruty, został zwolniony z pracy, ale obecnie ponownie do
niej przyjęty. Czyżby miała się sprawdzić wersja, zgodnie z którą Wiktor
Juszczenko stosował preparaty odmładzające i one były przyczyną zniekształcenia
jego twarzy? Mimo wielokrotnych, składanych osobiście przez prez. W.
Juszcznkę, zapowiedzi, że zleceniodawcy i wykonawcy mordu na dziennikarzu G.
Gongadze zostaną ustaleni, sprawa nie posuwa się naprzód, przewodniczący Komisji
Rady Najwyższej Ukrainy Hryhorij Omelczenko nie może złożyć sprawozdania z jej
działalności, bowiem przewodniczący Rady Najwyższej Ukrainy, którego tenże H.
Omelczenko podejrzewa o współudział w zleceniu mordu, nie dopuszcza do
wysłuchania sprawozdania do porządku dziennego Rady Najwyższej, oficjalnie
powołując się przy tym, że tak czyni na prośbę prezydenta W.
Juszczenki. Czy nie czas na ocenę władz i organizacji udzielonego przez
Polskę poparcia dla "pomarańczowej rewolucji" na Ukrainie?