Tekst pochodzi z tygodnika Polityka http://polityka.onet.pl/162,1228846,3,,druk.html . W ostatnim czasie lewicowa rodzinka zrobiła skok na ministerialne stołki na trzech różnych frontach. Mamy więc "lewaków" u viceministra Miżejewskiego, pełnomocnik Środy i vicepremier Jarugi-Nowackiej. Zbliżają się wybory, a co za tym idzie stracą posadki i wielu z nich, znowu się przefarbuje na "prawdziwą lewicę". Warto więc dokładnie się zapoznać, kto co robił w jakim ministerstwie - by później nie rżnęli głupa.
Joanna Cieśla
Królowa ULa
Izabela Jaruga-Nowacka, patronka Unii prawdziwej Lewicy
Izabela Jaruga-Nowacka poważnie bierze się za przypominanie starych, dobrych, socjalistycznych wartości. Jej Unia Lewicy ma przekonać rozczarowanych zwolenników SLD, że na lewo od Sojuszu jest jeszcze jakieś życie. Szefową UL wspierają młode twarze, ale też starzy znajomi. Brakuje tylko wyborców.
W centrum miasta staje wielka armata. Nagle z lufy, niczym
pociski, wylatują bracia Kaczyńscy, Jan Rokita i inni politycy-wędrownicy – to
znaczy przebrani za nich działacze. – Kiedy zaczynają głosić swoje hasła,
pojawia się wielka pszczoła, symbolizująca UL i rozgania towarzystwo – roztacza
wizję Sebastian Furtak, 25-latek z Gdańska, członek świeżo powołanej partii Unia
Lewicy. „AWS comes back – are you ready?” – taki ma mieć tytuł happening młodych
ulowców, przestrzegający przed powrotem do władzy prawicowych polityków.
Zjednoczenie ruchów określanych mianem prawdziwie ideowych sił lewicy chodziło
po głowie Izabeli Jarudze-Nowackiej od dawna. Lewicową wrażliwość odkryła w
sobie na długo, zanim zaangażowała się w życie polityczne. Aktywność publiczną
zaczęła w połowie lat 80. od Ligi Kobiet Polskich. Kilka lat później znalazła
się w świetle reflektorów obok Zbigniewa Bujaka, jako współorganizatorka
komitetów na rzecz referendum w sprawie karalności przerywania ciąży. Potem był
nieudany start w wyborach parlamentarnych w 1991 r. z list Ruchu
Demokratyczno-Społecznego.
Dwa lata później, już w barwach współtworzonej Unii Pracy, Jarudze-Nowackiej
poszło lepiej. Postulaty feministyczne, które głosiła, cieszyły się poparciem
większości partyjnych kolegów, którzy rok temu wybrali ją na szefową UP. Jej
autorytet okazał się jednak za mały do ogarnięcia partii – niewielkiej, ale
splecionej gęstą siecią układów.
Po stronie mrówek
Kiedy obejmowała stanowisko szefowej UP, zaprosiła na kongres
przedstawicieli małych ugrupowań na lewo od SLD. – Uważałam, że jeśli Unia ma
być wyrazista, nie tylko powinna się uwolnić od SLD, ale też otworzyć na inne
ugrupowania. W grudniu 2004 r. Unia Lewicy formalnie stała się porozumieniem
programowym, do którego weszły lewicowe drobnoustroje: Antyklerykalna Partia
Postępu Racja, Nowa Lewica Piotra Ikonowicza, PPS, Centrolewica RP, Sierpień ’80
Daniela Podrzyckiego, Demokratyczna Partia Lewicy i wreszcie Unia Pracy. Zamysł
przekształcenia UL w partię napotkał jednak opór w UP. – Okazało się, że wielu
kolegów woli utrzymać związki z Sojuszem. Ja nie widziałam możliwości współpracy
z partią, która skompromitowała pojęcie lewicowości. Uważałam, że przekreśla to
szanse na powstanie nowej, uczciwej lewicy.
Przewodnicząca Unii Pracy poczuła się wręcz urażona zaproszeniem do wspólnego
startu w wyborach wystosowanym przez Józefa Oleksego. Tym bardziej że przy
nikłym poparciu dla SLD taka konfiguracja dawała szanse na wejście do Sejmu
nielicznym działaczom Unii. Zamiast na szefową, mogło trafić na bliższego
Sojuszowi Marka Pola. Izabela Jaruga-Nowacka opuściła szeregi partii. – W UP
szukali sposobu, żeby ją wypchnąć – uważa lewicowy polityk.
– Ludzie po prostu nie chcieli współpracować z Danielem Podrzyckim i
antyklerykalną Racją – tłumaczy Andrzej Aumiller, szef klubu parlamentarnego UP.
Sierpień ‘80 Podrzyckiego, znany z kontrowersyjnych akcji, i tak nie wszedł do
UL. Racja rozpadła się, a Unię Lewicy zasilili przede wszystkim oponenci Romana
Kotlińskiego – budzącego największe wątpliwości naczelnego antyklerykalnego
tygodnika „Fakty i mity”. Deklaracji członkowskiej UL nie wypełnił też Piotr
Ikonowicz, ale w tym akurat niektórzy upatrują szansy dla Unii Lewicy, bo z
Ikonowiczem mogłaby się szybko wykończyć, jak większość inicjatyw, w których
brał udział.
Dziś największa grupa działaczy UL, ok. 400 osób, wywodzi się z Racji. Są też
byli członkowie UP (ok. 200 osób) i Centrolewicy RP, założonej przez Tomasza
Mamińskiego z Krajowej Partii Emerytów i Rencistów, działacze na rzecz praw
kobiet i mniejszości, alterglobaliści. – Nasze korzenie są różne, ale wszyscy
jesteśmy ludźmi lewicy. Lewicowy AWS? Tym na pewno się nie staniemy – zapewnia
Szymon Niemiec, działacz na rzecz praw gejów. Dodaje, że członkowie UL zarażają
się nawzajem wrażliwością na niedostrzegane wcześniej problemy. Łączy ich
sprzeciw wobec biedy i niesprawiedliwości.
Maciej Rembarz odszedł z PPS, kiedy w 2001 r. po przegranych wyborach partia
zaczęła ciążyć ku SLD. Nadal współpracował jednak z różnymi lewicowymi
środowiskami. W maju 2004 r. trafił do gabinetu politycznego wicepremier Izabeli
Jarugi-Nowackiej. Choć z wykształcenia jest archeologiem, przy pracach nad
programem UL był doradcą ds. polityki społecznej. Ma 28 lat. Mniej więcej tyle,
ile większość działaczy Unii Lewicy. – Stajemy po stronie mrówek, a nie
mrówkojadów. W Polsce 11 proc. społeczeństwa to wykluczeni z powodu biedy –
mówi.
Zdaniem UL osoby bez pracy powinny otrzymywać wsparcie na poziomie minimum
socjalnego, więc większe niż teraz, przez przeciętny czas poszukiwania pracy.
Fundusze pochodziłyby ze składek na ubezpieczenie od bezrobocia, opłacanych
przez pracodawców i pracowników.
– Z bezrobociem przede wszystkim trzeba jednak walczyć. I to nie poprzez obniżkę
podatków, która nie przynosi efektów – przekonuje Rembarz. Dlatego UL
przywróciłby 27 proc. CIT i uważniej przyjrzał się przestrzeganiu czasu pracy.
„Gdy jeden pracuje za dwóch, to drugi nie ma pracy” – czytamy w programie. UL
chce zatem większych uprawnień dla Państwowej Inspekcji Pracy i skrócenia
tygodnia pracy do 35 godzin (jak we Francji). Tym, którzy są już zatrudnieni,
proponuje podniesienie płacy minimalnej do 50 proc. przeciętnego wynagrodzenia.
UL wziąłby też w obroty podatki. – Na Zachodzie lewica po wojnie przestała dążyć
do nacjonalizacji gospodarki, ale państwo zobowiązało się do redystrybucji
dochodu.
A 94 proc. Polaków płaci 19-procentowy podatek. To de facto podatek liniowy –
podkreśla Izabela Jaruga-Nowacka. Dlatego UL postuluje sześcioprogową skalę
podatkową: 10, 15, 19, 30, 40 i 50 proc. Inne pomysły to m.in. ubezpieczenie
pielęgnacyjne dla osób starszych i oświadczenia o pochodzeniu majątku ponad
milion złotych.
Renegocjować konkordat
Małe zainteresowanie sprawami społecznymi było jednym z
powodów, dla których Piotr Musiał, były szef Antyklerykalnej Partii Postępu
Racja, odszedł z własnego ugrupowania. Owszem, w 2002 r. to niechęć do
klerykalizacji kraju przyciągnęła go do APP: – Ale postępowość nie sprowadza się
do walki z Kościołem – tłumaczy. On zawsze był wrażliwy na biedę i w jego pracy
ekonomisty nieraz mu to przeszkadzało.
Teraz Musiał liczy, że UL będzie lewicą w kompleksowym znaczeniu, ale wciąż ma
najwięcej do powiedzenia o postulatach neutralności światopoglądowej. Pierwszy
to całkowity rozdział państwa od Kościołów i związków wyznaniowych. Zniesienie
konkordatu? – Niekoniecznie. Ale na pewno renegocjacja. Chodzi głównie o finanse
– likwidację ulg podatkowych dla Kościoła. Jeśli związki wyznaniowe chcą
prowadzić działalność gospodarczą, niech ją prowadzą na takich zasadach jak inne
firmy. W programie UL jest też wyprowadzenie religii ze szkół i likwidacja
funduszu kościelnego.
Za obecnym sekretarzem Unii ma przejść z Racji niemal cała młodzieżówka. Ale nie
tylko. – Trzeba się zbierać do kupy – przekonuje Andrzej Szaniawski, 72-letni
członek APP Racja. Wieloletni aktywista PZPR jest przekonany, że dopóki nie
ograniczy się w Polsce wpływów duchowieństwa, o prawdziwej demokracji nie może
być mowy. – Chcą, niech się modlą, ale niech nie piorą dzieciom mózgów od
przedszkola. Jak któreś nie chodzi na religię, jest dyskryminowane gorzej niż w
PRL. I to za moje pieniądze.
Kochane, bo planowane
Gdyby Katarzynie Kądzieli, pracownicy sekretariatu
wicepremier Izabeli Jarugi-Nowackiej, w latach 80. ktoś powiedział, że będzie
czytać „Trybunę”, a nawet, że złoży tekst do publikacji, nie uwierzyłaby.
Jako studentka współpracowała z opozycją. W rządzie Tadeusza Mazowieckiego była
doradczynią ministra Jacka Kuronia. – Widziałam pierwsze noclegownie, wyrzucanie
na bruk za to, że ktoś sobie nie radzi w nowych realiach. Zauważyła też, że
części jej kolegów z dawnej opozycji to nie obchodzi. A ją ojciec nauczył, że ma
być po stronie bitych, a nie bijących. Feministyczną inicjację przeszła w
komitetach Bujaka. Jako członkini Unii Wolności, współorganizatorka
Przedwyborczej Koalicji Kobiet startowała do Sejmu w 2001 r. Odeszła z UW, bo
rozsierdził ją komentarz, że przez postawienie postulatów feministycznych partia
poniosła porażkę. Uwierzyła w obietnice złożone kobietom przez rząd Leszka
Millera i przeszła do SLD. Pracując w biurze pełnomocnika do spraw równego
statusu kobiet i mężczyzn, zrozumiała, że na powołaniu pełnomocnika realizacja
obietnic się kończy. Dziś wiceszefowa UL jest chyba jedyną osobą w partii, która
twierdzi, że przy pracach nad programem nie musiała iść na kompromis.
– Do tej pory doklejałam twarz do programu. Tu program jest mój.
Kądzieli zależy na nadaniu urzędowi pełnomocnika rangi ministerstwa, jak i na
uchwaleniu ustaw o równym statusie kobiet i mężczyzn i o przeciwdziałaniu
przemocy w rodzinie. – I oczywiście na zastąpieniu ustawy o planowaniu rodziny
prawem szanującym godność kobiet. Wychowanie w miłości jest możliwe tylko, gdy
można zdecydować, kiedy i ile dzieci chce się mieć – uważa Kądziela.
Kim może być gej
Prowokacja to drugie imię Szymona Niemca: w swoim czasie na
jego stronie internetowej można było znaleźć fotografie, na których Niemiec jest
upozowany na Jezusa. Żółte ściany mieszkania wiceprzewodniczącego UL i lidera
środowisk gejowskich (28 lat) ozdobione są męskimi aktami. Swojej orientacji
seksualnej nigdy nie krył, przez co musiał odejść z harcerstwa. – Jawny gej nie
mógł być instruktorem – wzrusza ramionami. Zajmował się teatrem, był w
Powszechnej Akademii Młodzieży Jacka Jakubowskiego, a w 2000 r. został
ambasadorem kultury polskiej przy International Lesbian&Gay Cultural Network. W
2003 r. wstąpił do Racji, ale podobnie jak Piotrowi Musiałowi przeszkadzała mu
jednowymiarowość działania APP. – Jestem lewicowcem, ale też pragmatykiem. Chcę
działać.
Nie łudzi się, że nawet gdyby UL doszedł do władzy, od razu zrównałby status par
hetero- i homoseksualnych. Niemca satysfakcjonowałoby już przyjęcie ustawy o
związkach partnerskich w obecnym kształcie. – Nie ma tam możliwości adopcji, ale
ja wiem, że w końcu będziemy to mieli. Nie muszę teraz o tym krzyczeć. Na razie
włącza się w akcje, które UL organizuje na rzecz innych dyskryminowanych. Tak
jak w Łomży w sprawie państwa Wojnarowskich. Mimo że ich pierwsze dziecko
urodziło się z poważną wadą genetyczną, pani Wojnarowska nie dostała zgody na
badania prenatalne przy drugiej ciąży. UL chce przekonać prezydenta miasta, żeby
przydzielił im mieszkanie komunalne. Podobne wystąpienia mają być stałym punktem
działania partii.
Alterglobalizm zapijany colą
Sentyment do takich akcji ma Maciej Wieczorkowski, doradca
polityczny wicepremier Izabeli Jarugi-Nowackiej. Był szefem oddziału
mazowieckiego Amnesty International, działał w Zielonych 2004. Odszedł, bo
pomysł polityczny odbiegał od jego oczekiwań. Rozkręcał mnóstwo akcji
alterglobalistycznych: – Spotykałem często tych samych ludzi i uważałem, że to
kpina, że działamy w różnych partiach, skoro tak dobrze się rozumiemy.
Wieczorkowski ocenia, że jego środowisko, choć nie najliczniejsze, jest w UL
bardzo widoczne – nie tylko z powodu dredów na włosach, ale też dzięki
ideologicznemu zapałowi.
Marcin Kuzawiński, uczestnik protestów Inicjatywy Stop Wojnie, AI i
ubiegłorocznego antyszczytu, po prostu wysłał maila ze strony UL, gdy dowiedział
się o powołaniu partii. Ubrany na czarno 21-latek mówi z powagą, że nie może
patrzeć na to, co się dzieje w Polsce: – W ogóle nie padają ważne lewicowe
kwestie, jak sprzeciw wobec militaryzacji Europy czy organizacja przedsiębiorstw
rządzonych przez pracowników. Wieczorkowskiemu trochę niezręcznie mówić o
alterglobalizmie popijając colę, ale w automacie nie było nic innego. Podkreśla,
że UL opowiada się za Unią Europejską jako federacją państw i Europą socjalną
bez granic. Jak większość ulowców, najchętniej od razu wycofałby polskie wojska
z Iraku.
Schody w górę czy w dół
W Polsce według UL byłoby jeszcze co najmniej kilka zmian.
Senat zastąpiłaby Izba Społeczna, złożona z przedstawicieli związków zawodowych,
rad pracowniczych i organizacji pozarządowych. Wstrzymana zostałaby prywatyzacja
m.in. sektora energetycznego, transportu publicznego, banków, służby zdrowia
oraz edukacji.
– Hasła i od razu konkrety, a brak sposobu dojścia od jednego do drugiego –
komentuje program UL Ryszard Bugaj, gość kongresu. – Poza tym takie rozwiązania
jak 10-procentowy podatek budzą moją wątpliwość. To duże obciążenie budżetu.
Ogólnie, zdaniem Bugaja, program nie różni się od innych programów europejskiej
socjaldemokracji. Podobnie odbiera go prof. Maria Szyszkowska, ale liczyła na
odważniejsze rozwiązania. Rozczarowana odeszła nawet z funkcji honorowego
opiekuna Rady Programowej UL. Sami działacze zapewniają, że będą jeszcze
szlifować program, a obecną wersję proszą traktować jako zapowiedź kierunków
działania.
Jakie poparcie mogą zdobyć te kierunki? Gołym okiem widać ich zbieżność z
Zielonymi 2004, którzy – fakt, że mało aktywni – na razie nie podbili polskiej
sceny politycznej. Może efekt przyniosłoby połączenie sił, ale powołanie UL
przebiega według starej prawdy, że jak lewica się łączy, to się dzieli.
Nawet jeśli na scenie politycznej są dziś paradoksy większego kalibru, nie
pomoże Unii brak czytelności – nieobecna szefowa pracująca w rządzie, wobec
którego jej partia jest opozycyjna. Sama Jaruga-Nowacka zapowiada głębsze
zaangażowanie w UL po odejściu ze stanowiska wicepremiera, ale jak najwięcej
swobody zamierza zostawić młodym. Spekulacje o jej udziale w wyborach
prezydenckich ucina stwierdzeniem, że jeśli pojawi się wspólny kandydat lewicy,
nie wystartuje. „Iza stoi przed schodami. Ale czy to schody w dół, czy w górę,
tego nie wiem” – mówił „Polityce” polityczny patron Jarugi-Nowackiej Ryszard
Bugaj rok temu, kiedy ta obejmowała szefostwo UP. Dziś idzie w górę czy w dół? –
Dylemat jest wciąż otwarty – odpowiada dyplomatycznie.
UL liczy na mityczny wielki lewicowy elektorat, który wciąż jest podobno do
zagospodarowania. Pytanie tylko, czy ten elektorat zauważy swoich wiernych
ideowych przedstawicieli?