FIDEL CASTRO DEMASKUJE MIĘDZYNARODOWY TERRORYZM ORGANIZOWANY W STANACH ZJEDNOCZONYCH (I)

Komunikat prasowy

Szanowna Pani, Szanowny Panie!

Uprzejmie pozdrawiamy Panią/Pana, korzystając z okazji, że przesyłamy ważną deklarację przewodniczącego Rady Państwa i prezesa Rady Ministrów Republiki Kuby, pana Fidela Castro Ruz, z 15 kwietnia br.
To telewizyjne wystąpienie prezydenta kubańskiego jest częścią serii najnowszych doniesień publicznych rządu i narodu kubańskiego o bieżących zabiegach potężnych grup pochodzenia kubańskiego, które znajdują się na terytorium Stanów Zjednoczonych, zmierzających do uzyskania azylu dla notorycznego terrorysty międzynarodowego, Luisa Posady Carrilesa.
Ten zbrodniarz osobiście przeprowadził akcje terrorystyczne i popełnił zbrodnie lub je zaplanował przeciwko kilku narodom latynoamerykańskim, w tym Kubie. Jedną z jego najbardziej odrażających zbrodni był 6 października 1976 r. zamach na znajdujący się w powietrzu kubański samolot pasażerski; w tym zamachu straciło życie ponad siedemdziesiąt osób. Jest również sprawcą ataków bombowych na liczne kubańskie instalacje turystyczne, przeprowadzonych w 1998 roku, jak również organizatorem sabotażu przy użyciu środków wybuchowych o dużej mocy na Uniwersytecie Panamskim, podczas wiecu solidarności z Kubą z udziałem prezydenta Fidela Castro, zwołanego przez studentów tej szkoły wyższej. Zamach ten nie udał się tylko dlatego, że Kuba poinformowała na czas o planie terrorystów.
Ofiary tych horrendalnych zbrodni domagają się sprawiedliwości, którą zamierza się obejść przyznając temu zbrodniarzowi azyl w Stanach Zjednoczonych, korzystając z właściwego winowajcom milczenia wielkich mediów i rządu Stanów Zjednoczonych.
Przekazując informację o tym wydarzeniu, staramy się wywiązać ze świętego obowiązku szukania sprawiedliwości dla ofiar, a zarazem przyczynić się do obrony prawa obywatela każdego kraju do uzyskiwania prawdziwej i stosownej informacji, tym bardziej, że chodzi o walkę z plagę międzynarodowego terroryzmu. Nie jest moralne ani etyczne przyglądanie się tym zbrodniom w milczeniu; milczenie byłoby zniewagą dla tysięcy ofiar terroryzmu na świecie.

Z poważaniem -

Wydział Prasowy
Ambasada Kuby


Specjalne wystąpienie Prezydenta Republiki Kuby, Fidela Castro Ruz, przed przywódcami partii, państwa, rządu i Związku Młodych Komunistów, przedstawicielami organizacji masowych, oficerami i bojownikami Rewolucyjnych Sił Zbrojnych i Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, członkami rodzin ofiar i ofiarami, które przeżyły akty terrorystyczne imperium w naszym kraju, w Pałacu Konwentów, 15 kwietnia 2005 r., "Roku Alternatywy Boliwariańskiej dla Obu Ameryk".

(Wersje Stenograficzne - Rada Państwa)

Odśpiewaliśmy hymn i ponieważ nie możemy zapomnieć, że dziś przypada rocznica owego podstępnego, niespodziewanego ataku z powietrza ze strony samolotów rządu Stanów Zjednoczonych z kubańskimi znakami rozpoznawczymi, uważamy, że wypada przypomnieć pewne obrazy związane z wydarzeniami tamtych dni, które wskazywały na początek ataku najemników imperializmu; najemników i imperializmu, ponieważ razem przypłynęli w tym samym konwoju, jeden za drugim, przy czym imperializm oczekiwał, aby najemnicy zrobili mu przyczółek, który się nie utrzymał.
Dlatego dziś tu jesteśmy. Tak czy inaczej, bylibyśmy. Tak czy inaczej, naród walczyłby i pokonałby najeźdźców, ale duża część naszego kraju zostałaby zniszczona i w takich zmaganiach byłoby wielu poległych.
Wczoraj przypomniałem, co się stało w Gwatemali w wyniku takiej inwazji najemników: 200 tysięcy ofiar i państwo - wczoraj tak je nazwałem - frycowe; wczoraj nazwałem takie państwa frycowymi. Jest ich pewna liczba na tej półkuli, a także w Europie.
Popatrzmy z szacunkiem na tych, którzy w takim jak dzisiejszy dniu, walcząc, natychmiast otrząsając się z zaskoczenia, sprawili, że dziś możemy tu być, i uczyńmy to myśląc o nich z wdzięcznością i składając im hołd (Oklaski).
(Wyświetlają film wideo).

Drodzy rodacy!
Wczoraj mówiliśmy o dziwnej teorii, która powstała zaledwie 48 godzin temu i głosi, że obecność Posady Carrilesa w Stanach Zjednoczonych jest wymysłem wywiadu kubańskiego. Zmusza mnie to do wykazania ze znaczną pewnością, co naprawdę się zdarzyło, jak Posada Carriles przyjechał do Stanów Zjednoczonych i kto go tam zawiózł. Być może są szczegóły, które pozostają do sprecyzowania, ale w istocie z tego, jak wyglądał przejazd Posady Carrilesa z więzienia w Panamie do Miami i później możemy wyciągnąć pewne wnioski na ten temat i stwierdzić, czy to możliwe, aby wywiad kubański wymyślił ten przejazd, a więc go przeprowadził.
Muszę zacząć od ranka 26 sierpnia 2004 r., kiedy to były szef policji panamskiej, Carlos Suárez, pojechał po ułaskawionych terrorystów do więzienia El Renacer.
"Luis Posada Carriles, Pedro Remón Rodríguez, Guillermo Novo Sampoll y Gaspar Jiménez Escobedo skierowali się na lotnisko Tucumen koło stolicy Panamy, gdzie czekały na nich dwa samoloty wykonawcze, które z Miami posłał do tego kraju "dostojny kawaler Santiago Alvarez Fernández Magrina". Wczoraj obiecałem, że opowiem o nim i wyjaśnię kto zacz.
"Bardzo wczesnym rankiem tego samego dnia oba samoloty wystartowały z terrorystami i tymi, którzy po nich przyjechali.
"Jeden z nich - ten, w którym lecieli Posada i również mieszkający w Stanach Zjednoczonych terroryści Ernesto Abreu, Orlando González y Miguel Alvarez, skierował się na lotnisko im. Ramona Villedy Moralesa w San Pedro Sula w Hondurasie, gdzie czekał na niego Rafael Hernández Nodarse, szef antykubańskiej struktury terrorystycznej zainstalowanej w tym kraju i przemytnik broni, pochodzenia kubańskiego, mieszkający we wspomnianym mieście." Jest czymś w rodzaju kierownika biura interesów Posady Carrilesa w Hondurasie. Ten kawaler tam mieszka, wszyscy o tym wiedzą i o tym, kim jest. Tam o wszystkim wiadomo i dobrze ukrywa się to, co się wie.
"Po to, aby wjechać do San Pedro Sula, Posada posłużył się paszportem Stanów Zjednoczonych, wystawionym na nazwisko Melvin Cloide Thompson". Tak, gdzieś zagubił się paszport, nie wiem gdzie, nie wiem, czy w Panamie, i znalazł się w rękach Posady Carrilesa.
"Obecność Posady Carrilesa w San Pedro Sula i poparcie, którego udzielił mu Rafael Hernández Nodarse, odbiła się eewchem w gazetach Hondurasu.
"Następnie Pasada poruszał się po Ameryce Środkowej z fałszywymi dokumentami.
"W kołach terrorystycznych Miami, w ciągu tych miesięcy była mowa o obsesyjnych planach aktów przemocy przeciwko naszemu krajowi, przygotowywanych przez Posadę i o bodźcu, jaki ma on zamiar dać tym planom, gdy przyjedzie do Stanów Zjednoczonych." Wczoraj czytaliśmy o tym, co z Miami o planach Posady Carrilesa deklarował "urbanista" - ten, który powiedział, że podkładanie bomb w hotelach nie jest takie złe.
W połowie marca nadchodzi wiadomość opublikowana w organie prasowym meksykańskiego stanu Quintana Roo, Que Quintana Roo se entere, tak się on nazywa.
Pod datą 14 marca - w zeszłym miesiącu, miesiąc i jeden dzień temu, biorąc pod uwagę to, że marzec ma 31 dni, łącznie wychodzą 32 dni - w tym organie czytamy:
"Na rafach "El Farito" osiadł krewetkowiec" - potem jest nawet po angielsku - "Monday, March, 14, 2005, Carlos Gasca, Que Quintana Roo se entere", ta gazeta tak się nazywa, Quintana Roo musiała się dowiedzieć i oczywiście my też się dowiedzieliśmy, bo czytamy ten organ.
I znowu mały tytuł, tak to wygląda, to jest kopia gazety.
"Carlos Gasca" - powtarza się - "Que Quintana Roo se entere, Wyspa Kobiet, Quintana Roo" - bo ta Wyspa Kobiet należy do tego stanu, leży naprzeciwko wybrzeża w południowej części Meksyku, to strefa turystyczna. Data, 14 marca, i jest napisane:
"Statek typu krewetkowiec, który płynął z Florydy na Wyspę Kobiet, ugrzązł na sześć godzin koło strefy rafowej "El Farito", statek pływający pod banderą amerykańską źle wpłynął do portu i osiadł na mieliźnie.
"Było kilka prób ściągnięcia ciężkiego statku z mielizny i w końcu po wielu wysiłkach uwolniono go, ale wtedy marynarka wojenna postanowiła zrewidować zagraniczny statek" - tak go nazywa - "pod nazwą "Santrina"" - był tak "święty", jak ci, którzy nim płynęli.
"Problem zaczął się około 7:45, kiedy to statek "Santrina" ugrzązł w zatoce i pomoc kilku prywatnych statków okazała się ona bezużyteczna.
"Na miejsce przybyły też elementy Siódmej Strefy Morskiej i Krajowej Komisji Rybołówstwa (CONAPESCA) i po uwolnieniu statku odprowadziły go pod eskortą do betonowego nabrzeża fiskalnego, gdzie z pomocą psów wyszkolonych w wykrywaniu narkotyków i nurków przystąpiły do drobiazgowej inspekcji.
"Do tej chwili nie wiadomo, czy właścicielowi tego statku zostanie wymierzona jakaś kara, ale kapitan portu zapowiedział, że statek nie ruszy się z miejsca, dopóki nie skończy się dochodzenie.
Na pokładzie "Santriny" znajdowało się pięciu członków załogi, wśród nich kapitan statku, José Pujol, który przez cały czas odmawiał udzielenia mediom informacji o powodach wpłynięcia do portu. Udało się jednak również ustalić, że na statku znajduje się znaczna i dziwna liczba zbiorników tlenu, sprzęt sprężarkowy i w górnej części coś w rodzaju dźwigni hydraulicznej."
Więc to ukazało się w tej gazecie 14 marca.
W innej gazecie Quintana Roo, która nazywa się Por Esto, już z datą 16 marca, czyli dwa dni później, czytamy:
""Santrina", uwolniona z mielizn w pobliżu brzegu, została poddana rutynowej inspekcji" - to mniejszymi literami, a większymi ""Santrina" będzie kontynuowała podróż do Miami."
"Problemy ze sterownością" - to znaczy tego, kto nim sterował - "sprawiły, że statek ugrzązł, ale nie wyrządził szkód ani nie stwierdzono żadnej nieprawidłowości u jego załogi, mówi kapitanat portu."
"Yolanda Gutiérrez, Wyspa Kobiet, 14 marca: Po przejściu rutynowych inspekcji przeprowadzonych przez odpowiednie władze i ponieważ nie stwierdzono żadnej nieprawidłowości, statek typu krewetkowiec "Santrina", który ugrzązł na mieliźnie u wejścia na Wyspę Kobiet, po zaopatrzeniu się w paliwo, żywność i wodę na dalszą podróż, podniesie kotwicę i odpłynie w środę w kierunku Miami.
"Jak poinformował Angel Gabriel Vallejos Sánchez, pełniący obowiązki kapitana portu pod jego nieobecność, statek miał problemy ze sterowaniem i z tego powodu ugrzązł blisko wybrzeża, choć na szczęście w rejonie oczyszczonym z raf, toteż uważa się, że nie wyrządził żadnej szkody ekologicznej.
"Dodał, że gdy "Santrina" zacumowała przy betonowym nabrzeżu, złożyły jej wizytę władze, które interweniują, gdy statek pod zagraniczna banderą wpływa do portu, przy czym jako pierwsza stawiła się marynarka wojenna Meksyku, której elementy wspierane przez psy wyćwiczone w wykrywaniu substancji narkotykowych i broni zrewidowały statek nie znajdując nic nieprawidłowego.
"Tak samo przeprowadziły swoje inspekcje władze migracyjne, międzynarodowa służba sanitarna, SAGARPA [Sekretariat Rolnictwa, Hodowli, Rozwoju Wsi, Rybołówstwa i Wyżywienia], a wreszcie kapitanat portu, którego rola, po skoordynowaniu operacji ratunkowych, ograniczyła się do sporządzenia odpowiedniego protokołu na temat incydentu.
"Odpowiadając na wyraźne pytanie, Vallejos Sánchez zapewnił, że kapitanowi "Santriny" José Pujolsowi nie zostanie wymierzona żadna kara, ponieważ, zgodnie z jego własnymi słowami, chodzi o zwykły incydent, który nie zasługuje na żadną sankcję.
"Zarówno statek, jak i członkowie jego załogi mają wymagane dokumenty, są odpowiednio zarejestrowani i do tej pory nie mamy raportów żadnej z władz, które przeprowadziły rewizję.
"Pełniący obowiązki kapitana portu dodał, że statek wypłynął z wysp Bahama, a jego ostatecznym miejscem przeznaczenia jest Miami, gdzie - jak skomentował José Pujol - na "Santrinie" dokona się odpowiednich przeróbek i zmian, aby zamienić ją w statek szkolny.
Cofam się w przeszłość. Wczoraj miałem troszkę więcej czasu.
Tu zaczynam już mówić o urbaniście.
Kto jest właścicielem tego statku zwanego "Santrina"? Właśnie urbanista, Santiago Alvarez Fernández Magrina, przedstawiciel, ten, który mówił wczoraj, który wyznaczał adwokata - Soto, tak chyba nazywa się ten adwokat - jako jedynego przedstawiciela, i on, przyjaciel, pełnomocnik Posady.
""Santrinę"" zakupiono pod przykrywką Fundacji Morskiej Ochrony Ekologicznej " Caribe Dive Research Fundation, Inc.". Na ogół fundacje zakłada się w "szlachetnych" celach, jak na przykład Narodową Fundacje Kubańsko-Amerykańską (Śmiechy), rozumiecie? Wszystko jest fundacją, także fundacją w celu nabycia własności do tego statku-krewetkowca. I wykorzystano go do przeprowadzania akcji terrorystycznych przeciwko Kubie. Poinformowaliśmy o tym rząd, zobaczymy, czy go przechwyci, ponieważ to jest statek, który też jest terrorystyczny.
"Przypadkowo prezes tej fundacji" - prezes - "to terrorysta Ernesto Abreu, już wspomniany jako jeden z tych, którzy pojechali do Panamy zabrać Posadę" - samolocikiem - "i skarbnikiem" - fundacji - "jest Santiago Alvarez", urbanista, ten, który też po niego pojechał, ten, który za wszystko płaci, jak się mówi, dobrze prosperujący i zamożny biznesmen.
"Jak doniósł lokalny dziennik meksykański Por Esto z 16 marca, kapitanem "Santriny" jest stary agent CIA" - "stary agent CIA - "José Pujol, znany jako " Pepín", a na pokładzie płynął sam Santiago Alvarez, co zarejestrowano na zdjęciu opublikowanym w tej samej gazecie, w artykule zatytułowanym "Santrina będzie kontynuowała podróż do Miami"."
(Pokazuje zdjęcie i czyta podpis pod zdjęciem: "Kapitan i marynarz statku "Santrina", który ugrzązł w zatoce Wyspy Kobiet i będzie mógł kontynuować podróż do Miami. Zdjęcia Mario Alozo.")
Tu są zdjęcia, są w gazecie. Inne to: "Gabriel Vallejos Sánchez, pełniący obowiązki kapitana portu" (Pokazuje zdjęcia).
Potem zaczyna się historyjka. To wszystko dzieje się 16, tu jest opublikowane.
"31 marca dziennik El Nuevo Herald opublikował artykuł zatytułowany: "Uważa się za możliwe, że Stany Zjednoczone przyznają pobyt Posadzie Carrilesowi", w którym mówi się, że terrorysta mógłby zapewnić sobie legalny pobyt w Stanach Zjednoczonych ze względu na usługi wyświadczone armii północnoamerykańskiej" - tak, jak już powiedziano, awansowała go na "myśliwego" - "podczas wojny w Wietnamie" - tak, podczas wojny, ale nigdzie nie figuruje, że pan Posada Carriles był w Wietnamie - "choć jego przeszłość, związana z terroryzmem, stanowiłaby dylemat dla władz tego kraju." To napisano w gazecie, proszę zwrócić uwagę, El Nuevo Herald, nie w starym Heraldzie, ale w nowym, najbardziej przystosowanym, najbardziej zsynchronizowanym z mafią.
"Dziennikarz przytoczył deklaracje terrorysty Santiago Alvareza" - a raczej w raporcie napisano urbanisty Santiago Alvareza, dobrze prosperującego biznesmena - "który stwierdził, że poprze go, aby ułatwić mu reprezentację prawną, jakiej ten będzie potrzebował.
"W dzienniku podkreślono, że zgodnie ze świadectwami uzyskanymi ze źródeł zbliżonych do tego procesu, Posada przybył do Miami tydzień temu drogą morską, co zbiega się z wpłynięciem "Santriny" do tego miasta." Nie wiem, czy tam był śmigłowiec, czy śmigłowcowiec i tego człowieka zabrali, wsadzili, wysadzili, ale wydaje mi się, że te dane są interesujące.
"Według przyjaciół Posady, zostanie on przedstawiony publicznie jako chory starzec cierpiący na różne patologie, po to, aby legalnie zaakceptowano go w Stanach Zjednoczonych na zasadzie przypadku humanitarnego. Totalne oszustwo, bo z Panamy wyjechał w doskonałym stanie zdrowia, choć stronnicy pani Moscoso na próżno starali się sfabrykować dla niego podobną historię."
Caramba! Szkoda, że tu nie mam... Ach, Carlitos, gdzieś tu był jeden z papierów, na którym figurowały wszystkie organy stworzone po zamachu przez rząd Stanów Zjednoczonych, bo nie wiadomo, ile setek tysięcy kosztuje to wszystko, co stworzyli i naprawdę możemy zaoferować im bezpłatną, logiczną i elementarną informację. Kosztowało nas to tylko trochę papierków, wymagało przeczytania paru gazet.
"Główne posunięcia podjęte w Stanach Zjednoczonych po 11 września."
"W październiku 2001 roku zaaprobowano tak zwany Patriot Act, który rozszerza zdolność operacyjną organów bezpieczeństwa w Stanach Zjednoczonych w celu wykonania prac szpiegowskich. Wprowadza szersze definicje pojęcia terroryzmu i podnosi sankcje prawne wobec osób i organizacji związanych z tego rodzaju działalnością.
"Utworzono Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego, największą agencję federalną w dziejach kraju, zatrudniającą 180 tysięcy pracowników i składającą się z 22 instytucji, w tym Urzędu Celnego, Urzędu Imigracyjnego i Straży Wybrzeża, z zadaniem ochrony terytorium północnoamerykańskiego; w 2005 roku wyasygnowano dla niego budżet w wysokości 30 miliardów dolarów" - niezależny od innych, od budżetu każdej z wchodzących w jego skład instytucji; jak powiedziałem, w skład tego Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego wchodzą 22 instytucje.
"Podjęto kroki zmierzające do umocnienia i rozszerzenia atrybutów rozmaitych aparatów bezpieczeństwa, takich, jak FBI i CIA, i stosunków i koordynacji między nimi a organami lokalnymi, zastosowania nowych technologii komunikacji i ustanowienia zintegrowanych banków danych o podejrzanych o terroryzm i ich możliwościach i kontaktach." Zobaczcie to wszystko, co im dano, technologie komunikacji, to wszystko.
"W FBI dano priorytet działalności kontrterrorystycznej i osiągnięto znaczne postępy w modernizacji infrastruktury technologicznej. Wszystkie biura terytorialne są połączone za pośrednictwem skomputeryzowanej sieci. Stworzono stanowisko dyrektora Wywiadu Narodowego z władzą nad budżetem i z nadzorem piętnastu agencji wywiadowczych i ich pełną integracją. Na to stanowisko mianowano Johna Dimitri Negroponte, postać znaną z powiązań z brudna wojną i takimi skandalami politycznymi, jak Iran-Gate.
"Nowa narodowa strategia kontrwywiadowcza, zaaprobowana w marcu tego roku, obejmuje działalność ofensywną i defensywną prowadzoną na terytorium narodowym i za granicą" - trzeba uważać, wyobraźcie sobie, "działalność ofensywną i defensywną" - "w celu zapewnienia ochrony przed tradycyjnymi zagrożeniami i zagrożeniami wschodzącymi ze strony wywiadów zagranicznych.
"Stworzono Ośrodek Integracji Zagrożeń Terrorystycznych, aby analizować informację związaną z tymi zagrożeniami, i Ośrodek Filtracji Terrorystycznej" - nawet mają filtrację terrorystyczną - "w celu konsolidacji i ujednolicenia różnych wykazów osób pod obserwacją.
"W sferze dyplomatycznej, w tak zwanej walce z terroryzmem zmaterializowały się porozumienia w sprawie wzmożenia współpracy służb wywiadowczych krajów trzecich ze Stanami Zjednoczonymi, wskazywania terrorystów i zamrażania ich funduszów.
"Poza tym stworzono nowe dowództwo wojskowe, Komendę Północ, wyraźnie odpowiedzialną za zintegrowaną obronę terytorium północnoamerykańskiego.
"Wzmocniono bezpieczeństwo transportu lotniczego, zwiększając całkowitą rewizję bagaży, wprowadzając przeszkolenie pilotów w dziedzinie noszenia broni i wykorzystanie sprzętu służącego do wykrywania materiałów wybuchowych i obecność szeryfów podczas przelotów", obecność szeryfów podczas przelotów.
"Scentralizowano inspekcje portowe w jednym wzmocnionym ciele - Urzędzie Celnym i Ochronie Granic - i wprowadzono nowe procedury wjazdowe i systemy kontroli z wykorzystaniem technologii biometrycznej i śladów daktyloskopijnych o wysokiej precyzji w urzędach celnych i punktach wjazdowych, a ponadto uściślono rejestry cudzoziemców przebywających w kraju.
"Podjęcie nowych kroków w dziedzinie bezpieczeństwa ładunków i bezpieczeństwa portowego, połączone z nabyciem nowych zasobów, umocnieniem służby ochrony wybrzeży i stworzeniem tak zwanej Inicjatywy Bezpieczeństwa Ładunków Kontenerowych; wzrost zdolności i rozwój strategii w dziedzinie bioobrony w celu wykrywania groźby tak zwanego bioterroryzmu i ataków chemicznych, radiologicznych i nuklearnych oraz stawiania im czoła.
"Rozwinęli inicjatywę mającą zapewnić ochronę tak zwanej infrastruktury krytycznej przed zagrożeniem ze strony terroryzmu, w tym nuklearnych zakładów chemicznych i innych potencjalnych celów."
Stworzono to wszystko, 180 tysięcy pracowników i 30 miliardów dolarów, 22 instytucje, 15 agencji i cała najnowocześniejsza technologia. Jeśli to wszystko nie było w stanie uniemożliwić wjazdu do Stanów Zjednoczonych najstarszego, prawdopodobnie najlepiej wyszkolonego i być może nawet najbardziej pozbawionego skrupułów, który wjechał do Stanów Zjednoczonych tak, że nikt o tym nie wiedział. Czy to możliwe, aby prezydent Stanów Zjednoczonych o tym nie wiedział albo co najmniej nie zapytał o to, gdy ktoś powiedział mu, że mówi się, iż przyjechał Posada Carriles, co niesamowicie godzi w prestiż Stanów Zjednoczonych, honor Stanów Zjednoczonych, morale narodu północnoamerykańskiego? Czy możliwe, aby o tym nie wiedział?
Lecz nawet przyjmując, że nie wiedział, gdyby ktoś wyszedł od takiej teorii, ze względu na swoje liczne zajęcia i tak dalej, podróż do Rzymu, ból wobec śmierci papieża Jana Pawła II, w takim razie do czego służy prezydent Stanów Zjednoczonych, do czego służy cały ten kolosalny aparat, najbardziej gigantyczny i bajeczny, jaki stworzono w historii, aby bronić państwa przed terroryzmem?
Dodajmy do tego osobnika - urbanistę.
"Urbanista Santiago Alvarez Fernández Magrina" - ten, który jest w Miami i codziennie zabiera głos; jeśli ten ogromny aparat bezpieczeństwa, jeśli ten Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego chce wiedzieć, kto go przywiózł, niech tam pójdą i porozmawiają z tamtejszymi ludźmi, niech zobaczą zdjęcie, odszukają Pujola i zapytają go, niech zbiorą wszystkie dane, jaki manewr wykonali, ponieważ nie ma najmniejszej wątpliwości, że wjazd tego kawalera jest związany z tą operacją, z tym statkiem. Oni powinni wiedzieć, a raczej muszą wiedzieć, tylko trzeba ich zapytać, to zupełnie łatwe, co ten kawaler robił na tym statku? Poza tym ten dziwny szlak, wypłynął z wysp Bahama i kierował się do Miami, ponieważ, o ile mi wiadomo, Bahamy są tutaj, studiowaliśmy to dwadzieścia razy.
Pamiętam, że kiedy porwali tamten samolot na Wyspie Młodzieży, sprawdzaliśmy, ile paliwa mu zostało, w jakiej sytuacji był ten samolot, czy leciał na Bahamy, czy doleci, czy nie, dokąd najpierw doleciał, wszystkie odległości. Bahamy są tutaj, mniej więcej na północ od Villa Clara, Camagüey, choć niektóre z tych wysp leżą dalej. Wyspa Kobiet jest tutaj, nawet nie w Zatoce Meksykańskiej, leży na południe od Kanału Jukatańskiego czy linii, którą przeprowadziłoby się z Pinar del Río na półwysep Jukatan.
Raz pojechałem na Wyspę Kobiet - zaprosił mnie tam López Portillo, który już nie żyje, prezydent Meksyku - tam było pewne spotkanie. Kuba przewodniczyła Ruchowi Krajów Niezaangażowanych, zaproszenie Kuby było rzeczą elementarną, ale, jak zawsze, presje Jankesów, okropne rzeczy.
Stosunki były dobre i był dylemat, bo ten, kto był prezydentem Stanów Zjednoczonych, powiedział, że jeśli ja przyjadę, to on nie przyjedzie i w związku z tym zepsują zabawę, ponieważ jeśli on nie przyjedzie - a on jest prezydentem Stanów Zjednoczonych - na jakieś spotkanie, to zabawa się psuje. Ja nie tylko byłem prezydentem tego państwa - byłem również przewodniczącym Ruchu Krajów Niezaangażowanych.
Tu był szczyt, to było w 1979 roku - tamto wydarzyło się bodaj w 1980 roku - i on poprosił nas - w rzeczywistości nie było w tym żadnego szachrajstwa - jak przyjaciel, żebyśmy coś zrobili, żebyśmy zrozumieli, że nie wypada, aby w Meksyku odbyło się to spotkanie i się nie udało. Miał dylemat moralny, ale w charakterze przyjaciela zwrócił się do naszego kraju, abyśmy wzięli to pod uwagę, abyśmy zrozumieli i zaprosił mnie na Wyspę Kobiet, aby tam porozmawiać. Nawet rzuciłem się do wody, byłem amatorem badań podmorskich. Nawet złowiłem tam jakąś rybkę, co wam tu będę opowiadał (Śmiechy).
Tak, pojechałem tam, towarzyszył mi jego syn, ale pływałem tam też łodzią. Trochę kamieni, prądy, tam jest silny prąd, wody bardzo przejrzyste, bardzo przejrzyste, te, które tam widziałem, cudowne. Wcale nie boli mnie reklamowanie tych wód. Nie cierpię na egoizmy ani na żadne szowinizmy, nie boję się konkurencji turystycznej czy tego rodzaju rzeczy. Miejsce jest wspaniałe, z archeologicznego punktu widzenia tam są niesamowite rzeczy! Polecam.
Jest tam wiele hoteli i budynków, ale ci, którzy tam jeżdżą setkami tysięcy, płyną w rejsach turystycznych, gdzie wszystko jest na pokładzie, pokoje, restauracje, rekreacja, wszystko, i topią gospodarkę krajów karaibskich, które obok cyklonów, czasami suszy, cierpią od takich posunięć, jak podjęte przez Europę, która odebrała im preferencję, jaką miała ich produkcja bananów, z powodu presji Stanów Zjednoczonych, chroniących i osłaniających swoje wielkie przedsiębiorstwa ponadnarodowe, które stworzyły wielkie plantacje na ziemi kontynentalnej i nie chcą słyszeć o mikrokonkurencji - jeśli można się tak wyrazić - którą robią im kraje karaibskie, takie, jak Jamajka i inne, mające banany jako jedną ze swoich podstawowych produkcji. To wszystko im zabrali.
Lecz ponadto miały one preferencję cukrowniczą, w produkcji cukru; inni też produkowali cukier i ostatnio pozbawiono Karaiby również preferencji, które miały.
Podstawowa rzecz, która pozostaje tym wyspom, a właśnie rozmawiałem wiele godzin z premierem Antiguy i Barbudy i z innymi, z premierem Dominiki - czytaliście o tym w gazetach, które tam leżały i dużo rozmawialiśmy - i tłumaczą tragedię, którą przeżywają z powodu tych rejsów. Powiedziałem im: "wie pan, my poznaliśmy niektóre rejsy, gdy to były linie europejskie, a teraz te wszystkie linie wchłonęły wielkie przedsiębiorstwa Stanów Zjednoczonych, coraz większe, 2 tysiące, 3 tysiące, tak, że prawie, prawie zbyteczne są hotele, w niektórych z tych miejsc pozostawiają śmieci, wydaje się parę dolarów na zakup paru souvernirs, nie kwateruje się w żadnym hotelu, nie daje się pracy sile roboczej, która żyje tam z turystyki. Wszystko jest na statkach, to jest zgubne." Powiedziałem: "Bądźcie pewni, że tu nie przypłyną w rejsach turystycznych, Kuba nie akceptuje tych rejsów i ci, którzy chcą podróżować, niech podróżują jak zechcą, ale dla rejsów tu nie będzie wjazdu." Już dobrze je znamy.
Tak im powiedziałem i obserwuję, że coraz bardziej odrzucają te rejsy, ponieważ nawet wydaje mi się, że płacą cztery czy pięć dolarów za turystę, a naprawdę Karaiby - w tym Kuba, ale oni tego potrzebują o wiele bardziej od nas - mają wielkie możliwości w dziedzinie turystyki.
Zabrano im banany, zabrano cukier, a teraz rujnują ich rejsami turystycznymi; małe kraje, które często nie mają lotniska lub gdzie nie ma linii lotniczych, nie ma statków. To są kraje, które mają problemy i my je poparliśmy.
Czuję się zmuszony to wyjaśnić, ponieważ tu jest ta wyspa, którą widzicie. Jest otwarta na wylot i setki tysięcy pływają w tych rejsach turystycznych na tę wyspę - one ją pogrążą.
Znam to miejsce, nie leży koło Miami, lecz jest przylepione do Belize i Quintana Roo. Potrzebna byłaby mapa, zobaczcie na jakiejś mapce, gdzie ona leży, a przekonacie się, jaki dziwny był ten rejs kapitana Pujola: wypłynął z wysp Bahama i kierował się do Miami. I jeśli Bahamy są tutaj, wypłynął z wysp Bahama do Miami, ale okrężną drogą: przepłynął przez Przesmyk Florydzki, przepłynął przez Przesmyk Jukatański i skierował się w pobliże wybrzeży Ameryki Środkowej. Tam płynął, gdy ugrzązł na mieliźnie koło Wyspy Kobiet.
Nie trzeba wydawać 30 miliardów dolarów, aby wiedzieć, że ten statek, jego kapitan i jego właściciel byli w dziwnej misji, że robili coś nielegalnego.
Więc ten pan - on urodził się gdzieś w Matanzas w 1941 roku - "z zawodu jest przedsiębiorcą i właścicielem spółki budowlanej CGC z siedzibą w Miami, gdzie on mieszka. Ma wiedzę w dziedzinie marynarki i wojskowości."
Nie wiem jaką, ale tak jest w aktach, być może w przyszłości zainteresuję się jego wiedzą marynarską, czy studiował w jakiejś akademii marynarki, bardzo w to wątpię; to tak samo jak z inną jego wiedzą. Wojskową? Taką, jakiej mogła nauczyć go CIA. Sprawdzimy to.
Dobrze, jego historia, urodził się w 1941 roku, nie wiem, kiedy studiował.
Zobaczcie, zakłada się, że w 1960 roku miał 19 lat.
"Na początku lat sześć dziesiątych należał do Comandos L" - jego wiedza musi nie być akademicka - "kiedy to uzyskał przeszkolenie wojskowe w obozie im. Manuela Artime" - ach, to był obóz robactwa i najemników, tych, którzy wylądowali na Girón i których właśnie tu oglądaliśmy. "Jego ojciec był właścicielem statku " Alizán" - to musi być ta jego wiedza marynarska - "użytego jako statek macierzysty" - tak, mieli nie lada wiedzę, statki macierzyste to było to, czego używali w pirackich atakach na Kubę. Z tych tak zwanych statków macierzystych wypływały mniejsze, szybkie łodzie, które atakowały nasze wybrzeża - "w pewnej akcji przeprowadzonej w marcu 1963 roku przeciwko radzieckiemu statkowi "Baku"." Statkowi, który z pewnością wypłynął z Kuby. Wypływali w przesmyk, na szlaki morskie.
"Według Alvareza, w latach sześćdziesiątych brał on udział w gwałtownych operacjach na południowym wybrzeżu strefy położonej między Cienfuegos a Trinidad" - stąd jego wiedza marynarska.
"Brał udział w ataku na Boca de Samá 12 października 1971 roku; przy tej okazji zabili dwie osoby i ciężko ranili dziewczynkę, która pozostała kaleką" - towarzyszkę, którą wczoraj widzieliśmy, gdy przemawiała i która, gdy miała 15 lat, marzyła, żeby założyć buty, których nigdy nie mogła nosić - i która tu jest, właśnie obok ojca zamordowanego młodego Włocha (Oklaski).
Popatrzcie na historię tego "dobrze prosperującego" biznesmena, o którym wczoraj nam mówiono, "eksperta w zakresie urbanistyki" i przedstawiciela Posady Carrilesa tam, w Stanach Zjednoczonych. Nikt nie ma pojęcia, jak ten człowiek może przebywać tam na wolności, teraz już 180 tysięcy pracowników wie, jaką role on odgrywa, jeśli chcą wiedzieć, i wiedzą o tym 22 instytucje, i wie o tym 15 agencji wywiadowczych. Zbadajcie to! Ściślejsze, precyzyjniejsze dane, które on może wam podać, jakie manewry czy inne rzeczy oni robili.
Trzeba sprawdzić, czy naprawdę ten człowiek wjechał przez granicę, jak to rozpuszczono, czy też przywieziono go drogą morską. Bardzo łatwo tego się dowiedzieć, wezwijcie go i zapytajcie, poszukajcie na tym statku, który musi stać tam przy nabrzeżu. Strażnicy wybrzeża muszą bardzo dobrze, bardzo dobrze wiedzieć, gdzie jest ten statek i jacy inni ludzie są w to zamieszani, i kiedy przypłynął, i jak on z niego wysiadł.
Jeśli chcecie sprawdzić, gdzie jest Posada Carriles, zapytajcie tego kawalera, który wie, i innych. Nie powiem wam, żebyście zapytali o to adwokata, adwokat jest tam wykonując swój zawód, to jest legalne; ten drugi przemyca do Stanów Zjednoczonych terrorystów, a tam są uchwalone prawa. Zastosujcie prawo, podjęte kroki.
Już to tu czytałem. Są zdefiniowane wszystkie przestępstwa, ci, którzy mają kontakty z terrorystami, ale ponadto ci, którzy ich przemycili. Prezydent Stanów Zjednoczonych powinien pomyśleć o swojej miłości własnej, o swojej dumie, o tym, czy poproszono go o pozwolenie na przywiezienie tego niezwykle skomplikowanego osobnika, którego obecność tam - powtarzam - jest haniebna i może spowodować poważne problemy i kryzysy.
To wszystko jest dużo gorsze niż ślusarze z Watergate, jest dużo gorsze. Kraj, który jest w stanie wojny, kraj, którego żołnierze walczą w Afganistanie i Iraku, biorą udział w walce, jak się mówi, z terroryzmem. Jest wojna, są straty, są osoby, które giną w tych krajach - wiele osób!
Ile zginęło w Iraku i Afganistanie? W Iraku z pewnością muszą to być dziesiątki, setki tysięcy, codziennie umierają tam na skutek tej wojny z terroryzmem. Jak ktoś może pozwolić sobie na wwiezienie takiego osobnika, jak ten, do Stanów Zjednoczonych? To naprawdę niezwykle groźny czyn, nikt nie może temu zaprzeczyć i to musi ranić honor i wrażliwość obywateli północnoamerykańskich.
Jeśli chcą wiedzieć, jeśli chcą rozwiązać zagadkę, sama prasa, jeśli chce to zbadać, ma tu dane. Poszukajcie statku zanim go zatopią, zanim go ukryją! Niech szybko udadzą się tam reporterzy i telewizje i sprawdzą!
Jeśli chcecie, jeszcze raz podam wam dokładną daną.
Nazywa się Santrina. Przeliterowuję: S, a, n, t, r, i, n, a. Nie powiem tak, jak się mówi: S jak Santiago, A jak Argentyna, N jak naród, T jak terroryści, R jak ropuchy, I jak ignoranci, N jak negacja i A jak Androny (Śmiechy i oklaski). Idźcie szybko szukać, zanim go przemalują.
Więc kontynuuję historię urbanisty. Jest trudna, prawda? W październiku przypadnie trzydziesta czwarta rocznica tego, jak ten barbarzyńca, kryminalista zaatakował port Samá, zabił obywateli i spowodował ciężką historię tej dziewczyny, która wzruszyła kraj i która ponownie wypłynęła na rozprawie. Ach, bo nie powinni zapominać, co są nam winni. O tym nie było mowy, ale jeśli terrorystom, którzy atakują nasz kraj, dają dziesiątki milionów, a są to pieniądze, z których wywłaszczono nasz naród, pieniądze zgromadzone przez długie lata za usługi telefoniczne, które świadczymy, i przekazali je terrorystom, nasz naród też musi zażądać, a chodzi o miliardy, o setki miliardów. Tak, mierząc to tą samą miarą, którą oni wynaleźli, jako rezultat wypadku, który spowodował utratę pilotów. Wypadek, który oni sprowokowali i przed którym ostrzegaliśmy dziesiątki razy. Więc skonfiskowali nasze pieniądze i im je oddali. Tak ścigają terroryzm.
Niechaj przed światem będzie bardzo jasne i bardzo oczywiste, kim jest ten urbanista i pełnomocnik Posady Carrilesa. I co za odwaga, co za zuchwalstwo. "Podkładanie bomb w hotelach nie jest złe" - on to oświadczył w telewizji północnoamerykańskiej. Odszukajcie go. A może jego też chronicie czy nie chcecie tknąć nawet płatkiem róży?
Dalsza historia tego typa.
"W latach dziewięćdziesiątych wznowił w sposób agresywny swoją działalność terrorystyczną. Na tym etapie poznał kontrrewolucyjnego watażkę Nelsy Ignacio Castro Matosa z Partii Ludowej, z którym zaangażował się w plany przeciwko Kubie.
"Santiago Alvarez był jednym z tych, którzy towarzyszyli Luisowi Posadzie Carrilesowi i trzem innym terrorystom kubańsko-amerykańskim w wykonaniu planu zamachu na prezydenta Kuby, podczas X Szczytu Iberoamerykańskiego w listopadzie 2000 roku w Panamie. Choć w końcu nie wziął udziału, był ściśle związany z przygotowaniami do tej nieudanej akcji.
"W 2001 roku, razem z Castro Matosem, przygotował i przeprowadził pod swoim kierownictwem infiltrację zbrojną na północnym wybrzeżu prowincji Villa Clara" - to już było w koordynacji z Posadą Carrilesem, który siedział w więzieniu w Panamie i stamtąd koordynował akty terrorystyczne przeciwko Kubie - "podczas której to akcji aresztowano Máximo Praderasa, Ihosvanny Suriza y Santiago Patrona, którzy zamierzali dokonać sabotaży w obiektach turystycznych, między innymi w kabarecie "Tropicana". Alvarez był jednym z tych, którzy sfinansowali zakup broni na tę akcję i pogwałcił kubańskie wody terytorialne, gdy swoją szybką łodzią wiózł trzech terrorystów, schwytanych 26 kwietnia 2001 roku. Z powodu tych czynów Alvarezowi wytoczono sprawę karną."
(Puszczają film wideo).
Santiago.- Halo. Pozytywnie.
Ihosvanny.- Słuchaj, Santiago, to ja, Ihosvanny.
Santiago.- Ihosvanny!
Ihosvanny.- Ale jaja!
Santiago.- Kurde! Jak tam idzie?
Ihosvanny.- Tutaj to jest rozżarzone do białości, brother.
Santiago.- Tak?
Ihosvanny.- Tak, nie, ty wiesz, jak to jest.
Santiago.- Tu powiedzieli, że w Sagua la Grande była strzelanina.
Ihosvanny.- Ach! Nie wiem, nic o tym nie wiem, nie słyszałem o tym.
Santiago.- Tak, powiedzieli, że podczas strzelaniny w Sagua la Grande złapali trzech ludzi z Miami.
Ihosvanny.- Nie, o tym nie słyszałem.
Santiago.- Mogłeś wędrować?
Ihosvanny.- Wiesz, jestem... jeszcze siedzę w górkach.
Santiago.- Nie, nie mów, gdzie jesteś.
Ihosvanny.- Co?
Santiago.- Słucham?
Ihosvanny.- Ja siedzę w górkach.
Santiago.- Nie mów, gdzie jesteś.
Ihosvanny.- Okey.
Santiago.- Słucham?
Ihosvanny.- Że jestem uziemiony.
Santiago.- Czy daleko udało ci się powędrować?
Ihosvanny.- Jeszcze nie, ale pracuję nad tym, mam nadzieję, że za parę dni pójdę dalej.
Santiago.- Nie, nie, lepiej zaszyj się. Podejdź do tego spokojnie, tu nie ma co się spieszyć, okey?
Ihosvanny.- Okey.
Santiago.- Twoja rodzina ma się doskonale.
Ihosvanny.- Aha!
Santiago.- Wszyscy w porządku.
Ihosvanny.- Okey.
Santiago.- Ale superdobrze, bardzo zadowoleni, że mają od ciebie wiadomości; załatwiliśmy to tak, jak postanowiliśmy załatwić.
Ihosvanny.- Aha! A dzieciaki?
Santiago.- U nich superdobrze.
Ihosvanny.- Okey.
Santiago.- Superdobrze. Tęsknią za tobą i tak dalej, ale dobrze się mają, nie martw się.
Ihosvanny.- Słuchaj?
Santiago.- Pamiętaj, że to mój problem.
Ihosvanny.- Tak, tak, wiem. Posłuchaj mnie, pozwól mi zadać ci pytanie. Jeśli chodzi o to, że gdybym miał spływać, zrobimy tak, jak mi powiedziałeś: dopłynę do pierwszej zamieszkałej wyspy Bahama...
Santiago.- Dokładnie.
Ihosvanny.- I stamtąd zadzwonię.
Santiago.- Dokładnie. Tak źle to wygląda?
Ihosvanny.- Słucham?
Santiago.- Tak źle to wygląda?
Ihosvanny.- Nie, chodzi o to, że na ulicach jest pełno policji i ludzi z Bezpieczeństwa Państwa, rozumiesz mnie? Nie chcę ryzykować poruszając się.
Santiago.- Nie, nie, masz spokojnie siedzieć, siedź spokojnie, dopóki się nie uspokoi, bo wygląda na to, że ci ludzie z Sagua położyli sprawę.
Ihosvanny.- Co?
Santiago.- Wygląda na to, że w Sagua był problem i że została zaalarmowana bezpieka.
Ihosvanny.- Okey, okey.
Santiago.- Wygląda na to, że taki był problem, wiesz?
Ihosvanny.- Słuchaj...
Santiago.- Siedź spokojnie, zaszyj się trochę, nie ruszaj się i zobaczysz, że pójdzie dobrze.
Ihosvanny.- Okey.
Santiago.- Nie spiesz się, nie spiesz się, bo w tym nieodzowny jest spokój.
Ihosvanny.- Oley, okey. Pozwól mi zadać ci pytanie. Mówiłeś mi o Tropicanie. Czy chcesz, żebym coś tam zrobił?
Santiago.- Jeśli chcesz coś zrobić, tym lepiej, mnie jest wszystko jedno. Tam wchodzi się przez okno z paroma puszeczkami i po wszystkim - i jest mniej ryzykowne.
Ihosvanny.- Okey.
Santiago.- Wyobrażasz sobie?
Ihosvanny.- Tak, nie, nie, martwi mnie, wiesz, że nie utrzymam... żeby nie stracić kontaktu.
Santiago.- Nie, ty rób to, co uważasz za najodpowiedniejsze i najbezpieczniejsze, niepotrzebnie nie ryzykuj i w najbliższych dniach się nie ruszaj, zaszyj się pod kamieniem. A dwaj pozostali dobrze się mają?
Ihosvanny.- Tak, dwaj pozostali dobrze się mają.
Santiago.- Okey, a ty uspokój się, zaszyj się na tydzień, dziesięć dni, bo wydaje się, że był ten problem w Sagua, który was zgubił. Martwiłem się i przed chwileczką patrzyłem na telefon zastanawiając się, czy możesz do mnie zadzwonić (Mówi to śmiejąc się).
Ihosvanny.- Aha!
Santiago.- Słuchaj no, słuchaj, rozłącz się już, wiesz?
Ihosvanny.- Okey, okey, rozłączam się.
Santiago.- Lepiej, żebyś szybko się rozłączył.
Ihosvanny.- Okey, zadzwonię do ciebie, gdy będę miał okazję.
Santiago.- Okey, nie spiesz się.
Ihosvanny.- Okey, dobra.
Santiago.- Ale zaszyj się.
Ihosvanny.- Tak, tak, teraz się uziemię, spoko.
Komendant.- Patrzcie, szkoda, że gdy mówił o dwóch puszeczkach, to nie wyszło tak wyraźnie, ponieważ przynajmniej gdy ja oglądałem to tutaj w telewizji, pojawiła się jeszcze jedna litera... jest w tekście? Poślijcie po tekst, aby to było w aktach (Śmiechy). Tak, ponieważ to jest swojego rodzaju sąd nad imperium, rozumiecie? I oto macie eksperta w zakresie urbanistyki, mówiącego, żeby tylko podłożyć dwie puszeczki z materiałami wybuchowymi w Tropicanie, tylko dwie puszeczki! Ekspert w zakresie urbanistyki. Niech zbadają głos, oni mają wszystko, 180 tysięcy pracowników, 30 miliardów, supertechnologię. Niech zbadają głos, niech sprawdzą, czy to nie jest głos tego kawalera, a ten, który z nim rozmawiał, to jeden z tych, których tu przysłał.
Jasne, że nie miał się tak dobrze, jak tamten, ponieważ był już aresztowany, ale miał szczęście, że był uwięziony na Kubie, przez Rewolucję Kubańską, która nigdy nie torturowała ani jednego człowieka, nigdy! Miał to szczęście. Jeśli jakikolwiek rewolucjonista wpada w ich ręce, jeśli w ręce najeźdźców wpada jakiś Irakijczyk, jeśli staje się więźniem Abu Ghraib albo jeśli staje się więźniem Guantánamo... Ale spójrzcie, jak dobrze się miewa i jaki zdrowy, tak samo, jak ci, którzy wczoraj mówili, a których przysłał Posada Carriles, zeznania i tysiące takich jako on. Tak, bo musieliśmy bardzo twardo walczyć, prawie pół wieku walczymy z imperium i jego manewrami, agresjami i groźbami, i musieliśmy aresztować, tak. Już powiedziałem, że na samej tylko Girón schwytaliśmy za jednym zamachem 1500 więźniów. Mówię o tym po to, aby ci, którzy liczą, czy mamy dwóch, trzech, czterech, czy stu, czy dwustu, nie ważne ilu, nie wyobrażali sobie, że nas zastraszą czy nas tym zdemoralizują, nawet niech sobie tego nie wyobrażają, bronimy się w ramach norm i zgodnie z etyką, o której mówiłem wczoraj.
Lecz popatrzcie, tu macie dowód na to, kim są ci kawalerowie.
Tam wchodzi się z paroma puszeczkami z materiałem wybuchowym, na polecenie wydane z więzienia przez Posadę Carrilesa. Oni nie przywieźli ze sobą pary puszeczek, oni przywieźli czterdzieści kilka kilogramów TNT, aby wysadzić w powietrze wielką aulę uniwersytetu. Popatrzcie, "dwie puszeczki", nic więcej, "tu wchodzi się przez okno z paroma puszeczkami i po wszystkim - i jest mniej ryzykowne".
To jest ekspert w zakresie urbanistyki i można dodać - w zakresie ogłady.
Są inne rzeczy.
"Od chwili zatrzymania Posady Carrilesa i jego wspólników w Panamie pod zarzutem próby zamachu na Naczelnego Dowódcę, Alvarez często odwiedzał go w więzieniu i wraz z innymi kontrrewolucjonistami zamieszkałymi w Stanach Zjednoczonych kierował finansowaniem całego procesu sądowego, który im wytoczono. Koordynował ze Stanów Zjednoczonych operacją zmierzającą do wywiezienia Posady Carrilesa i jego wspólników z Panamy po ich ułaskawieniu przez panamską prezydent Mireyę Moscoso w sierpniu 2004 r.
To wystarczy, aby wiedzieć, kim naprawdę jest "urbanista". Powiedzmy teraz coś o innym osobniku, którego się tu wymienia, José Pujolsie, starym agencie CIA.
To jest kapitan "Santriny", o której jest mowa w gazecie. Statek należy do antykubańskiej struktury terrorystycznej z bazą w Miami, Sojuszu Cywilno-Wojskowego Wolność (ACML), którym kieruje sam Santiago Alvarez Fernández-Magrina.
"Przyjechał nielegalnie do Stanów Zjednoczonych na początku lat sześćdziesiątych. Był członkiem specjalnych grup zadaniowych CIA. Następnie wstąpił do organizacji Comandos L, w której poznał Santiago Alvareza Fernandeza-Magrinę i brał udział w akcjach terrorystycznych przeciwko Kubie i w atakach na zagraniczne statki handlowe, które pływały do naszego kraju.
"Należał również do organizacji terrorystycznych Alpha 66 i Ex Club.
"W 2002 roku związał się z terrorystą Santiago Alvarezem Fernandezem-Magriną i od października tegoż roku został kapitanem statku "Santrina", wykorzystywanego do przygotowania infiltracji zbrojnych w naszym kraju."
Jak widzicie, ten pan Pujols ma też obfity życiorys terrorystyczny, który powinien wzbudzić niepokój tych licznych agencji bezpieczeństwa rządu północnoamerykańskiego.
Dobrze. Minęła w przybliżeniu godzina i teraz udowodnimy, że rząd Stanów Zjednoczonych bardzo dobrze znał, tak, znał odpowiedzialność Posady Carrilesa i Boscha, tego, który jest tam, w Miami, za wysadzenie w powietrze samolotu, który startował z Barbadosu.
Mam tu więcej materiałów i komentarzy i być może byłoby rzeczą interesującą, abyście poznali je i przyjrzeli się z bliska reakcjom i rozwojowi wydarzeń. Jest wiele rzeczy do zrobienia, ale najważniejsza jest ta. Albo spotkamy się jutro, nie ma problemu - choć trzeba pamiętać, że zawsze jest wiele do zrobienia - albo w poniedziałek, ale jest bezsporne, że trzeba to kontynuować, nie porzucimy teraz tropu.
Niektórzy się martwią, chcieliby usłyszeć o innych sprawach. Niektórzy, jest ich bardzo niewielu - znamy reakcje ludności, nastroje - są zainteresowani innymi tematami. Już wczoraj powiedziałem, że nie należy się o to martwić, bardzo ciężko pracujemy nad tym ważnym programem, nie tracimy ani sekundy i niewątpliwie są rzeczy pozytywne. Jednak nie trzeba się spieszyć, nic nie umknie, nic nie przestanie się robić w zakresie realizacji programu, który tu przed sobą postawiliśmy od 8 marca i trzeba kontynuować tę batalię, trzeba nadal ją toczyć. Któregoś dnia, jeśli nie zajmie nam to dużo czasu zatrzymamy się, zajmiemy się poinformowaniem, jak idzie to wszystko, co robimy, niektóre posunięcia, które podjęto i które się podejmuje i będziemy kontynuować, bo tę batalię trzeba z bliska śledzić (Oklaski).
Teraz coś, co ma zasadnicze znaczenie i co wyjaśni tu ktoś, kto ma długie doświadczenie, kto najlepiej zna aspekty i szczegóły tych faktów z prawnego punktu widzenia, kto je ujawnił, ponieważ ze względu na funkcje, które sprawuje od pierwszych lat rewolucji, ma najwięcej wiedzy, aby przedstawić to, co przedstawi. Poprzednie rządy Stanów Zjednoczonych nie prowadziły wojny z terroryzmem, te, które stworzyły terroryzm w owych czasach, nie mogły poznać jego owoców, bo praktycznie terroryzm stworzono do walki z Rewolucja Kubańską.
Szkołą terroryzmu na świecie były Stany Zjednoczone i ich akty agresji przeciwko Kubie. To one wynalazły porwania samolotów i to my pewnego dnia definitywnie rozwiązaliśmy ten problem, gdy odesłaliśmy dwóch porywaczy samolotu. Oni wynaleźli to przeciwko nam i porwali mnóstwo samolotów, ale pewnego dnia pojawili się szaleńcy, pojawili się ludzie niezrównoważeni, którzy nawet posługując się butelką z wodą mówili, że to benzyna i porywali samolot i tak porywano dziesiątki i dziesiątki samolotów.
Pomogliśmy im rozwiązać ten problem porwań samolotów, ponieważ rzeczywiście zwróciliśmy im samolot. Potem nie pozwolili nawet na to, aby rodziny były w kontakcie, byli natomiast tacy, których oni przyjmowali na podstawie Cuban Adjustment and Disadjustment Act, bo ten Adjustment Act to naprawdę Disadjustment Act i prawo bezładnych - niektórzy z nich porwali samolot.
Byli zmuszeni ukarać ostatnich, którzy porwali samoloty, ze sztyletami itd.; żadnego nie wydali, ale ich ukarali. Również obrzydliwie wykorzystali sytuację, aby przekupić pasażerów i przekonać ich, aby tam pozostali.
Ani razu czysto nie zagrali. Nie przypadkiem trafia się gest przyzwoitości tam, gdzie króluje grubiaństwo, zarozumiałość, duch supremacji, pogarda dla pozostałych, które cechują imperialistów. Nauczą się, co to jest naród, gdy dojdzie do prawdziwej rewolucji, takiej, do jakiej doszło w naszym kraju.
Tak, nieustannie widzicie lekceważenie, kłamstwa. Teraz zobaczymy, na oczach opinii światowej, czy potrafią doprowadzić tę batalię do końca, postąpić tak, jak powinni postępować.
Teraz przystąpimy do przedstawienia naszemu narodowi i światowej opinii publicznej elementy oceny, które dowodzą - i które figurują, są na piśmie i są źródła - że poprzednie rządy... A ten musi o tym wiedzieć bardziej niż ktokolwiek, bo ma obowiązek numer jeden, gdyż Północni Amerykanie umierają w rzekomej wojnie z terroryzmem.
Towarzyszem, którego miałem na myśli, jest towarzysz Alarcón, któremu oddaję głos (Oklaski).
Ricardo Alarcón.- Towarzyszki i towarzysze, faktycznie przedstawię państwu pewne dokumenty, które bezspornie dowodzą tego, o czym właśnie mówił towarzysz Fidel. To nie są wszystkie dokumenty, można by poszukać innych. Z procesu, który odbył się w Wenezueli, jest około tuzina teczek poświęconych tylko temu - powiązaniom, jakie, według dwóch terrorystów wenezuelskich, mieli z Centralną Agencją Wywiadowczą.
Skupię się na przedstawieniu wam niektórych dokumentów, żaden z nich nie jest kubański, żaden nie pochodzi od rządu kubańskiego; są one zasadniczo dokumentami rządu Stanów Zjednoczonych Ameryki lub innych władz innych krajów.
6 października 1976 roku byłem ambasadorem Kuby w Narodach Zjednoczonych i z Nowego Jorku byłem również akredytowany jako ambasador na Trynidad i Tobago i pełniłem pewne funkcje związane z państwami Karaibów, z którymi trochę wcześniej ustanowiliśmy stosunki dyplomatyczne.
Z tego powodu uczestniczyłem w serii spotkań, które odbyły się w rejonie Karaibów natychmiast po okrutnym zamachu terrorystycznym na nasz samolot.
Przyjrzyjmy się temu po kolei.
Z jednej strony dwaj osobnicy, którzy wysiedli z samolotu na Barbadosie po umieszczeniu ładunków wybuchowych, które spowodowały rozerwanie się lecącego samolotu; pozostali oni w tym kraju parę godzin, poszli do hotelu, ale przede wszystkim poszli do ambasady Stanów Zjednoczonych Ameryki i natychmiast tego wieczoru udali się w drogę powrotną, do Port-of-Spain, stolicy Trynidadu.
Z powodu podejrzeń, jakie wywołali u władz Barbadosu, które ostrzegły władze Trynidadu, natychmiast zostali zatrzymani przez władze tego kraju.
Na Barbadosie powstała komisja śledcza po to, aby, między innymi, określić przyczynę, która spowodowała eksplozję lecącego samolotu. Z technicznego punktu widzenia mógł to być wypadek, mogło dojść do jakiegoś defektu mechanicznego, technicznego i tak dalej. Zgodnie z procedurami Międzynarodowej Organizacji Lotnictwa Cywilnego, to jest jedna z rzeczy, które trzeba zrobić i władze Barbadosu to zrobiły.
Nie ograniczyły się do tego - jak zaraz zobaczycie - lecz zbadały również, zebrały inne dowody, inne elementy oceny związane z tym wydarzeniem, zupełnie obcym społeczeństwu Barbadosu.
W tym czasie, równolegle, policja Trynidadu i Tobago, która zatrzymała dwóch najemników wenezuelskich - to oni podłożyli bombę - prowadziła swoje własne dochodzenie.
Komisja śledcza Barbadosu zaprosiła niektóre inne kraje, aby były tam reprezentowane. Kuba wzięła w tym udział, pojechali tam nasi specjaliści z Cubana de Aviación, uczestniczyły inne kraje Karaibów, uczestniczyła Kanada, ponieważ był to kraj, w którym wyprodukowano ten samolot, toteż miał on specjalistów, którzy mogli określić, czy był jakiś błąd, jakiś defekt i tak dalej; uczestniczyły też Stany Zjednoczone, ponieważ poprosiły, aby mogły uczestniczyć, bo chciały wziąć udział w tym śledztwie, pierwszym śledztwie, które pozwoliło im dowiedzieć się, że to nie był wypadek, że to nie był defekt mechaniczny, że to była akcja terrorystyczna. Zanotujcie to sobie, to bardzo ważne.
Delegacja północnoamerykańska, kierowana przez pana nazwiskiem Willis, wzięła udział w działalności tej komisji śledczej, która pracowała od 28 października do 3 grudnia 1976 r.
Mam tu konkluzje Rozdziału VIII drugiej części sprawozdania zredagowanego przez władze Barbadosu.
Wskazują tu one między innymi, że ich koledzy z Trynidadu przekazali im następującą informację: że jeden z Wenezuelczyków - którego identyfikuje się tu, w tym dokumencie z Barbadosu, jako pana Lozano - powiedział szefowi policji Trynidadu i Tobago, że jest członkiem Centralnej Agencji Wywiadowczej Stanów Zjednoczonych, że jego szefem jest osoba mieszkająca w Caracas nazwiskiem Luis Posada Carriles i że po eksplozji samolotu, w ciągu kilku godzin, które spędzili w tym kraju, co było konieczne, aby zrobić dwie rzeczy: pójść do ambasady północnoamerykańskiej, wstąpić do hotelu i zadzwonić do Caracas na numer telefoniczny pana Luisa Posady Carrilesa i na numer pana Orlando Boscha Avila, udał się on trzykrotnie do ambasady Stanów Zjednoczonych na Barbadosie.
W swoim sprawozdaniu władze Barbadosu umieściły pokwitowania, notatki, dane hotelowe, kto dzwonił z jakiego numeru i na jaki numer i to są numery Posady i Boscha w Caracas. To na tej podstawie władze Wenezueli zatrzymały później tych dwóch osobników.
Jednak trzykrotnie odwiedzili ambasadę północnoamerykańską, zgodnie z tym, co powiedział jeden z nich w swoim zeznaniu złożonym w Port-of-Spain, ale okazuje się, że na Barbadosie, we własnym śledztwie - toczyły się równolegle dwa śledztwa na tych dwóch wyspach - prowadzonym przez władze Barbadosu, włączyły one zeznania dwóch osób, którzy z zawodu są taksówkarzami. Jedna z tych osób wykonywała ten zawód na lotnisku w Bridgetown i pamiętała, kiedy ci osobnicy wynajęli taksówkę i udali się z lotniska do ambasady Stanów Zjednoczonych Ameryki, zanim jeszcze wstąpiły one do hotelu; druga osoba, taksówkarz z Holiday Inn, zeznała, że tych samych osobników dwukrotnie zawiózł do ambasady Stanów Zjednoczonych.
W pewnej chwili, co zwróciło uwagę pana Firebrace, który jest taksówkarzem pracującym na lotnisku, jadąc - a chodzi o osoby, które przyjechały do tego kraju - z lotniska do miasta, usłyszał, jak oni rozmawiali i jeden z nich wskazał ręką na budynek w centrum Bridgetown, stolicy Barbadosu, budynek, w którym znajduje się bank i w którym jest również ambasada Stanów Zjednoczonych, ale nie wszyscy o tym wiedzą. Wiedza o tym, gdzie znajduje się ambasada Stanów Zjednoczonych, u kogoś, kto właśnie przyjechał do tego kraju, skłoniła rząd Barbadosu do postawienia następujących pytań: "Kiedy i w jakich okolicznościach ta osoba mogła dowiedzieć się, gdzie jest ta ambasada?" Władze Barbadosu doszły do następującego wniosku: "Naszym zdaniem globalna ocena dowodów stwarza pewną podstawę do zapewnienia, że 6 października Lozano i Lugo odwiedzili ambasadę Stanów Zjednoczonych."
"Nie doszło do żadnej próby przedstawienia przeciwnych dowodów i nie przedstawiono żadnego wyjaśnienia w sprawie tej wizyty", choć był obecny przedstawiciel Stanów Zjednoczonych, pan Willis, który ograniczył się do wskazania, że jeśli chodzi o nazwisko osoby, z którą, jak zeznali dwaj terroryści, spotkali się w ambasadzie północnoamerykańskiej, pana McLeoda, to wśród personelu ambasady nie ma nikogo o takim nazwisku i żaden Północny Amerykanin o takim nazwisku nie przyjechał tego dnia na Barbados.
Przeczytam wam końcowe zdanie tego sprawozdania, sformułowane z całą mądrością karaibską.
"Zauważymy tylko, że gdyby przeprowadzano jakąś potajemną operację, nie byłoby zaskoczeniem użycie fałszywego nazwiska."
Logicznie rzecz biorąc, każdemu musiałoby przyjść to do głowy.
Jak powiedziałem, władze Trynidadu-Tobago kontynuowały swoje własne śledztwo, przy czym obie władze, Barbadosu i Trynidadu, o czym trzeba powiedzieć, naprawdę zajęły bardzo godną, bardzo honorową postawę. To są dwa małe kraje, które wiedziały, że borykają się z bardzo poważnym problemem - ni mniej, ni więcej, tylko z Centralną Agencją Wywiadowczą i jej praktykami terrorystycznymi. Są to poza tym kraje, nie Trynidad, ale Barbados, dla którego turystyka to podstawowe źródło - proszę sobie wyobrazić, jaka to była dla niego tragedia, że spowodowano eksplozję samolotu i z plaż Barbadosu wszyscy widzieli, jak on rozlatuje się w powietrzu!
Po aresztowaniu tych dwóch osobników na Trynidadzie i dwóch innych, szefów i autorów intelektualnych, w Caracas, rząd Trynidadu-Tobago zorganizował w Port-of-Spain spotkanie międzynarodowe, w którym wzięły udział wszystkie kraje tak czy inaczej zaangażowane w tę sprawę, to znaczy Gujana, ponieważ kilku Gujańczyków straciło życie, Wenezuela, ponieważ wszyscy oskarżeni byli Wenezuelczykami lub mieszkali w Wenezueli, a więc było rzeczą oczywistą, że to tam zaplanowano zamach, Barbados, ponieważ incydent wydarzył się bardzo blisko jego terytorium, i Kuba.
Zebraliśmy się w Port-of-Spain, zanalizowaliśmy tę całą problematykę, mówiło się tam bardzo jasno. Nigdy nie zapomnę bezpośrednich, jasnych, jednoznacznych słów władz policyjnych tych wysp, które były absolutnie przekonane, że wiedzą, kto był prawdziwym sprawcą tego okrutnego czynu - i postanowiliśmy, że proces odbędzie się w Wenezueli i że wszyscy będziemy współpracować z władzami wenezuelskimi, tak, aby sprawiedliwości stało się zadość. Tak też uczyniliśmy - sądy wenezuelskie otrzymały setki, jeśli nie tysiące stron wysłane przez Kubę, przez Barbados, przez Trynidad, przez Gujanę, a wy możecie zapytać: czy Stany Zjednoczone coś uczyniły? Nie, tym razem nie wykazały żadnego zainteresowania uczestnictwem w tym nowym spotkaniu ani wzięciem udziału w tym nowym śledztwie.
Już wiedziały to, o czym chciały wiedzieć - że nie można zmylić opinii publicznej twierdzeniem, iż to był wypadek; już wiedziały, i to od samego początku, że istnieją bezsporne dowody, iż był to akt terrorystyczny i od tej chwili zachowywały się tak, jakby nie miały nic wspólnego z tą sprawą, o czym za chwileczkę się przekonamy.
Pan Carlos Andrés Pérez, który wtedy był prezydentem Wenezueli, w miesiącu listopadzie owego roku pojechał do Narodów Zjednoczonych, przemawiał na sesji plenarnej Zgromadzenia Ogólnego, trzeba powiedzieć, że kategorycznie potępił ten akt terrorystyczny i poprosił społeczność międzynarodowa o pomoc. Poprosił wszystkie kraje, żeby - jeśli coś wiedzą, jeśli mają jakiś element oceny, jakąś informację - przekazały to wszystko Wenezueli, aby pomóc w procesie. Powiedział to na plenarnej sesji Zgromadzenia Ogólnego, ale następnie, na spotkaniu z prasą w budynku Narodów Zjednoczonych, pan Pérez powiedział co następuje:
"Nie mogę stwierdzić nic konkretnego wokół możliwej odpowiedzialności jakiejś agencji rządu Stanów Zjednoczonych w związku z terroryzmem kubańskim. Uważam jednak, że obowiązkiem Stanów Zjednoczonych jest rozwianie wszelkich wątpliwości, które nieustannie publikuje prasa międzynarodowa i sama prasa północnoamerykańska, w sprawie uczestnictwa oficjalnych agencji w zmowie z tymi grupami terrorystycznymi."
Tak brzmiały słowa Carlosa Andresa Pereza wypowiedziane przed prasą, w Nowym Jorku, w budynku Narodów Zjednoczonych.
Zwróćcie uwagę, towarzysze, na to, co wczoraj i przedwczoraj podkreślał Fidel: "rzekomy terrorysta" czy "rzekome fakty".
Carlos Andrés Pérez, o którym teraz nie będę mówił, wszyscy wiedzą, kim jest i o jego inwolucji politycznej, powiedział w listopadzie 1976 roku, przeczytam to jeszcze raz:
"Wątpliwości, które nieustannie publikuje prasa międzynarodowa i sama prasa północnoamerykańska, w sprawie uczestnictwa oficjalnych agencji w zmowie z tymi grupami terrorystycznymi."
Gdzie jest prasa północnoamerykańska? Gdzie jest prasa międzynarodowa? Zapomniały, że to, o czym mówił Carlos Andrés, jest prawdą. To prawda, że na całym świecie i w tej części świata, na podstawie rzeczy, o których już mówiłem, na podstawie tego, co wiedział taksówkarz, co wiedziała telefonistka hotelowa, co nieuchronnie wychodziło na jaw na podstawie tych początkowych śledztw i wszystkich okoliczności historycznych, które, logicznie, szły w prawidłowym kierunku, podejrzewając, że władze północnoamerykańskie miały coś wspólnego z tą sprawą.
Już powiedziałem, że w aktach, które przedstawiły władze Trynidadu, obaj osobnicy uroczyście, wielokrotnie powiedzieli, iż są pracownikami, członkami - tak to dokładnie określili - CIA, a ponadto powiedzieli, kto był ich szefem w CIA - że to ten sam osobnik, który poza tym był ich pracodawcą, ponieważ w tym czasie pan Posada używał jako fasady rzekomej prywatnej agencji śledczej czy detektywistycznej i oni obaj, Hernán Ricardo i Fredy Lugo, byli jego pracownikami.
Pewnego pięknego dnia w 1985 roku stało się coś, co prasa z uporem nazywała ucieczką. Nikt nie ucieka drzwiami wyjściowymi budynku. Pod bardzo dobrą ochroną Posada wyszedł z celi, w której siedział, przeszedł przez centralne skrzydło więzienia, otworzono mu drzwi, wyszedł, wsiadł do samochodu, pojechał na lotnisko, a stamtąd poleciał bezpośrednio do Ilopango, aby wykonać tam zadanie, które powierzył mu Biały Dom. Poza tym to figuruje nawet w dokumentach północnoamerykańskich, w dokumentach komisji Towera, która badała całą tak zwaną sprawę Iran-Contra czy Contra-Gate. On nie musiał uciekać, powoli sobie wyszedł, wiedział, że może to zrobić, bo przekupiono kogo trzeba. To mówi się rządowi północnoamerykańskiemu w sprawozdaniu Komisji Towera, ale poza tym to figuruje w przesłuchaniach, które Senat północnoamerykański przeprowadził w związku z tak zwaną sprawą Iran-Gate czy Iran-Contra czy jak tam.
Pan Oliver North, doradca prezydenta Stanów Zjednoczonych, który realizował plan gwałcący prawa północnoamerykańskie, a polegający na potajemnej i nielegalnej wysyłce broni dla kontrrewolucji nikaraguańskiej, co było zakazane przez ustawę uchwaloną przez Kongres, otóż pan North poprosił pana Jorge Más Canosę o wkład w wysokości 50 tysięcy dolarów w celu przekupienia pewnych osób i zorganizowania "ucieczki" pana Posady Carrilesa, polegającej na tym, że zbieg otwarcie wychodzi drzwiami wyjściowymi więzienia, aby zabrać go do Ilopango, gdzie zajął się on kierowaniem tą działalnością podziemną w imieniu Olivera Northa, ale ponadto objął oficjalne, publiczne stanowisko w Departamencie Stanu jako dyrektor stowarzyszony czy dyrektor wspierający czegoś, co nazywano pomocą humanitarną, ponieważ Kongres zakazał udzielania kontrze pomocy wojskowej, ale zezwolił na udzielanie jej tego, co oni nazywają pomocą humanitarną.
Po to, aby zapewnić panu Posadzie przykrywkę dla jego nielegalnej działalności, Departament Stanu mianował go dyrektorem tego biura. Istnieje memorandum podpisane przez Luisa Posadę Carrilesa, który jako funkcjonariusz tej rangi mógł pisać do Białego Domu, memorandum, w którym - trzeba

przyznać, że ten osobnik ma zmysł praktyczny – zalecał połączenie obu biur. Oczywiście, tak, aby na tym nie straciły jego zarobki, a więc żeby zsumowano obie płace, ale żeby to była jedna i ta sama rzecz – po co ta niedorzeczność, polegająca na tym, że przemyt broni, w który on jest zamieszany, nazywa się pomocą humanitarną?

Reszta osób zatrzymanych w Caracas pozostała w więzieniu i odbył się proces sądowy, któremu w innej chwili warto by poświęcić czas, ponieważ przez około jedenaście lat był on pełen nieprawidłowości, manewrów, wszelkiego rodzaju presji, aż w końcu sąd uniewinnił pana Boscha, skazał obu najemników i nie orzekł w sprawie Posady. Jeszcze raz człowiek ma do czynienia w tych dniach z kłamstwami w prasie międzynarodowej. Nie jest prawdą, że Posada został uniewinniony, ogłoszono go zbiegiem, a to coś innego. Sąd orzekł w sprawie tych trzech, którzy tam byli, a w sprawie Posady stwierdził: „Ten pan jest zbiegiem przed sprawiedliwością i o nim się nie wypowiadamy.” Czy mogli uniewinnić Boscha i skazać Posadę? Przecież to on był szefem, tym, który płacił dwóm mordercom uznanym przez ten sąd za winnych.

Lecz o tym niesłychanie nieprawidłowym procesie sądowym chcę powiedzieć, że pana Boscha nie uznano na niewinnego dlatego, iż udowodnił swoją niewinność. Pan Bosch został uznany za niewinnego, ponieważ sąd, ignorując wysiłki, jakie przez całe lata podejmowały władze państw karaibskich, drobiazgowe, dokładne, poważne śledztwo, prowadzone przez ludzi, którzy się szanują, krajów, które są małe, ale potrafią się szanować w swojej suwerenności, ach, po prostu uczynił z zupełnie nieistotnych powodów – ponieważ to wszystko było po angielsku, co jest rzeczą logiczną, bo to jest język, którym mówi się na Karaibach, trzeba to było przetłumaczyć na hiszpański i przetłumaczono, ale w końcu, jak się wydaje, sąd uznał, że tłumaczenia nie powinien był zrobić Wicek, lecz Wacek – uchwycił się szczegółu typu administracyjnego i podjął niewiarygodną decyzję polegającą na całkowitym zlekceważeniu wyniku pracy wykonanej przez władze, które przeprowadziły śledztwo w sprawie tego aktu terrorystycznego, gdzie były zeznania, gdzie były telefony do Boscha, gdzie były telefony do Posady; to, co tak bardzo poważnie zrobiły władze Barbadosu i Trynidadu i co, ponadto, sąd otrzymał wiele lat przedtem, co przetłumaczono wiele lat przedtem, ponieważ to był proces, który ciągnął się około jedenastu lat i w końcu, spokojnie, powołując się na ten szczegół, uznał pana Boscha za niewinnego, a winnymi uznał jego dwóch najemników, zaś jeśli chodzi o Posadę, to go nie uniewinnił, lecz uznał za zbiega przed sprawiedliwością, a to nie to samo.

Więc pan Bosch zrobił to, co zrobiłby każdy sprytny terrorysta: natychmiast pojechał do Miami. Gdyby rzeczywiście był niewinny, rzeczą logiczna byłoby jego pozostanie w Caracas, gdzie został uniewinniony. Nie, on wolał pojechać do Miami, choć w Miami, w Stanach Zjednoczonych, czekał go proces.

Przed laty dopuścił się on pewnych aktów terrorystycznych w Stanach Zjednoczonych – ostrzelał z granatnika przeciwpancernego polski statek w porcie w Miami, za co został skazany. Oczywiście, kara nie była wysoka i nie odsiedział nawet połowy tego, na co go skazano, i warunkowo zwolniono go z więzienia, ale on pogwałcił warunki swojego zwolnienia i w latach siedemdziesiątych wyjechał do Santiago de Chile. Proszę zapamiętać powiązania, jakie ci terroryści będą mieli z terrorystami państwowymi tyranii południowoamerykańskich, zaczynając od pana Pinocheta.

On wiedział, że jeśli przyjedzie do Miami, będzie musiał odpowiedzieć za to pogwałcenie warunków swojego zwolnienia, ale wolał pojechać do Miami, ponieważ to jest ojczyzna terroryzmu, i tam pojechał i oczywiście przez pewien czas musiał posiedzieć w więzieniu. To był reżim Busha-ojca, rok 1989.

Przystąpiono wówczas do całego normalnego procesu prośby o azyl, władze ją analizowały i tak dalej, i skończyło się na wydaniu tego dokumentu; ten dokument to postanowienie Departamentu Sprawiedliwości, czyli Prokuratury Generalnej Stanów Zjednoczonych – tu jest podpis pana Joe D. Whitleya, pełniącego obowiązki prokuratora generalnego, 23 czerwca 1989 roku. To jest północnoamerykański dokument Departamentu Sprawiedliwości, Prokuratury Generalnej Stanów Zjednoczonych; z nami nie ma nic wspólnego, dużo mówi się w nim o Kubie, a to dlatego, że dużo mówi się o uprawianym stamtąd terroryzmie, ale to nie pochodzi od naszych władz, lecz jest rezultatem pracy FBI i Departamentu Sprawiedliwości.

Pozwólcie, że przeczytam wam pewne bardzo ważne fragmenty tego dokumentu.

Prokurator Generalny Stanów Zjednoczonych wyjaśnia, że aby podjąć takie postanowienie, które polega na decyzji o wydaleniu Orlando Boscha jako terrorysty, wziął on pod uwagę różnorodne informacje i bogatą dokumentację.

Oto jego własne słowa:

„W archiwach FBI i innych organów rządowych znajduje się wielka ilość informacji dokumentalnej” – od lat sześćdziesiątych – „w której stwierdza się, że pan Bosch” – to samo można oczywiście powiedzieć o panu Posadzie – „osobiście promował, stymulował i organizował akty przemocy terrorystycznej w tym kraju” – to znaczy w Stanach Zjednoczonych – „i kilku innych krajach oraz brał w nich udział.” To jest, według prokuratora, informacja znajdująca się w tych archiwach – on wskazuje na to jasno i jednoznacznie.

Następnie precyzuje:

„Istnieje duża ilość informacji publicznej” – informacji, która nie ma poufnego charakteru – „i znacznie większa ilość informacji zarówno tajnej, jak i nie tajnej, która ma charakter poufny ze względu na konieczność ochrony źródeł i metod uzyskiwania informacji.”

Następuje streszczenie głównych informacji, które według prokuratora mają charakter poufny i nie poufny, przy czym czyni on następujące wyjaśnienie:

„Opis elementów poufnych został skrócony i wyczyszczony, co było nieodzowne dla ochrony ich poufnego charakteru.” Wyczyszczony to tak, jakby powiedziało się wybielony, osłabiony, żeby ukryć, żeby przykryć. Weźcie to pod uwagę.

Mimo to przeczytam wam dwa akapity związane z dokumentacją poufną, którą, jak 23 czerwca 1989 roku twierdzi prokurator generalny Stanów Zjednoczonych, posiada on na temat pana Boscha, a która stosuje się również do pana Posady.

Proszę posłuchać:

„Informacja o organizacji i strukturze dowodzenia CORU [Koordynacji Zjednoczonych Organizacji Rewolucyjnych], zgodnie z którą między czerwcem 1976 i marcem 1977 roku różne osoby związane z CORU uczestniczyły w około 16 wydarzeniach obejmujących zdetonowanie bomb, próby uprowadzenia, morderstwa polityczne i próby morderstw politycznych. Te czyny miały miejsce w Stanach Zjednoczonych, Hiszpanii, na Karaibach, w Ameryce Środkowej i Ameryce Południowej.” Nie usłyszeliście słów rzekomo czy jakoby ani słowa podejrzany; nie, mówi się o tym bezpośrednio, jest informacja o tym wszystkim, detonowaniu bomb, porwaniach, morderstwach i tak dalej, i tak dalej.

Następny akapit, który chcę wam przeczytać – posłuchajcie:

„Informacja, która wskazywała, że zdetonowanie 6 października 1976 roku bomby w samolocie linii kubańskiej było operacją CORU kierowaną przez Boscha.” „Informacja, która wskazywała”; informacja, a nie przypuszczenia, a nie pogłoski, informacja poufna, przy czym to sformułowanie jest skrócone i wyczyszczone.

Co to znaczy? To znaczy, że rząd Stanów Zjednoczonych miał dowody na to, kim byli sprawcy tego aktu terrorystycznego, ale nigdy nie przekazał ich władzom Wenezueli. Dlaczego – czy dlatego, żeby pomóc wymiarowi sprawiedliwości, czy też dlatego, żeby chronić swojego terrorystę?

Będę kontynuował, bo jeśli jest coś, co dowodzi cynizmu polityki północnoamerykańskiej, to właśnie ten fakt.

Na podstawie tych elementów prokurator postanowił to, co postanowiłaby każda rozumna osoba – wydał nakaz wydalenia pana Boscha. Powiedział mniej więcej tak: „Ten typ nie może tu wjechać, bo jest terrorystą, jest mordercą, jest zbrodniarzem”, ale wobec tej determinacji swojego ministra sprawiedliwości, decyzja podjęta przez prezydenta Busha polegała na wyciągnięciu pana Boscha z ośrodka odosobnienia, w którym się znajdował, i odesłaniu go do domu w Miami, w charakterze więźnia, uwaga! Uwaga, bo oni potrafią być w takiej sprawie bardzo rygorystyczni, niech opowiedzą o tym towarzyszkom naszych pięciu bohaterów. Można być terrorystą i odsiadywać wyrok w domu, w swoim domu, bo tak ułatwił mu sprawę pan Bush.

A potem, 18 lipca 1990 roku, ułaskawił go, przebaczył mu wszystkie zbrodnie, uczynił z niego wolnego człowieka, nie karanego – tak postąpił tata gladiatora walczącego z terroryzmem.

Czas mijał, nadeszły lata dziewięćdziesiąte i znów wracam do Nowego Jorku – nie chcę być personalistą, ale sprawa przypadła mi w udziale na początku i na końcu; w latach dziewięćdziesiątych wydarzyło się coś interesującego, konkretnie w 1992 roku. W latach 1990 i 1991 Kuba była członkiem Rady Bezpieczeństwa, przestaliśmy być członkiem Rady 31 grudnia 1991 roku i dziwnym trafem, zaledwie Kuba wyszła jednymi drzwiami, a już Stany Zjednoczone zaczęły promować szczyt, posiedzenie Rady Bezpieczeństwa na Szczycie, żeby przedyskutować sprawę terroryzmu międzynarodowego, potępić terroryzm i zmobilizować, wprowadzić do porządku obrad Rady Bezpieczeństwa tematykę terroryzmu. Były różne spotkania, były różne rezolucje między styczniem a marcem 1992 roku, w tym spotkanie na poziomie szefów państw członkowskich Rady Bezpieczeństwa.

Ze względu na to niezwykłe zainteresowanie Rady Bezpieczeństwa i Stanów Zjednoczonych walką z terroryzmem, zainicjowaliśmy proces, który polegał na tym, żeby sprawdzić, czy – jeśli tak uczyniono w styczniu, tak uczyniono w lutym i tak uczyniono w marcu – w kwietniu też będzie mówiło się o terroryzmie.

Dlaczego tak uczyniliśmy? Dlatego, że z jednej strony ułaskawiono pana Boscha, a z drugiej strony wyszedł na jaw cały skandal Iran-Contra, a więc wyszły na jaw najświeższe przestępstwa pana Posady, a ułaskawienie Boscha, najpierw jego zwolnienie z więzienia, a następnie ułaskawienie, poprzedziła najbrudniejsza, najhaniebniejsza kampania mafii aneksjonistycznej z Miami, zmierzająca do uczynienia z tego pana bohatera.

W tym mieście jest taki dzień, który jest mu poświęcony, w Miami jest dzień Orlando Boscha. Wyobrażam sobie, że wkrótce będzie dzień Posady Carrilesa lub tydzień Posady Carrilesa.

Pamiętam z tamtych czasów panią Ros-Lehtinen, jedynego legislatora pochodzenia kubańskiego, która całą swoją kampanię wyborczą przeprowadziła wokół dwóch tematów: wolności dla Orlando Boscha i samolotów dla Braci na Ratunek, samolotów wojskowych dla Braci na Ratunek, samolotów model O-2, które właśnie wyszły z użycia, bo skończył się zbrojny konflikt w Salwadorze i ta pani urządziła wielką kampanię na rzecz tego, aby te samoloty o podwójnym zastosowaniu, używane w Wietnamie i Salwadorze jako środki wojenne, przekazano tej grupie terrorystycznej, która wtedy zaczynała działać.

W obu sprawach ta pani odniosła sukces – dali jej te samoloty i odesłali pana Boscha do domu, a później na dodatek go amnestionowali.

Oczywiście, to był jeszcze jeden dowód na to, że Stany Zjednoczone będą kontynuowały i zintensyfikują swoją kampanię przeciwko Kubie, w tym swoją kampanię terrorystyczną.

Jasne, że wspomniana pani odniosła sukces w dużej mierze dlatego, że w tym czasie jednym z jej współpracowników był ktoś, kto miał na nazwisko Bush, a na imię Jeb i potem został nawet gubernatorem tego stanu; mówi się, że to on przekonał tatę do dwóch rzeczy: żeby dali samoloty terrorystom i żeby zwolnili terrorystę z więzienia.

27 kwietnia 1992 roku rząd Kuby za moim pośrednictwem poprosił o zwołanie Rady Bezpieczeństwa i przedyskutowanie tych rzeczy, przedyskutowanie sprawy terroryzmu wymierzonego przeciwko Kubie, przedyskutowanie nie załatwionej jeszcze sprawy, o której nie wypowiedziała się jeszcze szacowna Rada Bezpieczeństwa – sprawy ataku na samolot kubański na Barbadosie; Rada, która właśnie potępiła dwa akty terrorystyczne, jakie popełniono – jeden przeciwko samolotowi Pan American, czyli linii północnoamerykańskiej, a drugi przeciwko samolotowi francuskiej spółki UTA. Uważam, że to bardzo dobrze, nie wolno powodować w powietrzu eksplozji ani samolotów północnoamerykańskich, ani samolotów francuskich, ale czyżby przypadkiem można było to robić z samolotami kubańskimi?

Na tej podstawie, po to, aby sprawdzić, czy cała ta retoryka o walce z terroryzmem, uprawiana aż na szczeblu szefów państw członkowskich Rady Bezpieczeństwa, jest prawdziwa, poprosiliśmy, aby Rada zebrała się także dla przedyskutowania tych aspektów międzynarodowego terroryzmu, które godzą w Kubę, a wtedy ta Rada zupełnie się przeistoczyła – straciła rozpęd, straciła ruchliwość – tu jest kilku towarzyszy, z którymi wtedy tam byłem. Spędziliśmy miesiąc na bombardowaniu Rady listami, prosząc o coś najbardziej elementarnego: zwołanie posiedzenia.

Dopiero 21 maja 1992 roku ta Rada zgodziła się w końcu zebrać i wysłuchać naszego doniesienia. Było tylko dwóch mówców: wasz sługa i delegat północnoamerykański. Pozostali przedstawiciele „dostojnej” Europy i „szlachetnej” Ameryki nawet nie westchnęli: na sali panowała absolutna cisza.

Tu jednak stało się coś, co, jak mi się wydaje, jest bardzo ważne i należy to odnotować: kłamstwo rządu północnoamerykańskiego odzwierciedlone w dokumencie, który dokładnie 21 maja ambasador Perkins przedstawił tej Radzie – mam go tutaj.

Przeczytam tylko dwa zdania:

„W Departamencie Stanu nie ma potwierdzenia o otrzymaniu od rządu Wenezueli żadnej prośby o dowody czy zeznania w związku z procesem karnym” – oczywiście, mowa jest o przypadku naszego samolotu. „Kraje, które Kuba wylicza jako te, które przedstawiły sądowi wenezuelskiemu informacje, to kraje jakoś związane z wydarzeniami, to znaczy takie, w których popełniono przestępstwo, zatrzymano podejrzanych lub których obywatele padli ofiarą przestępstwa. Jak się wydaje, władze wenezuelskie uważały, że jest mało prawdopodobne, aby Stany Zjednoczone posiadały jakąś użyteczna informację, której nie posiadają już władze wenezuelskie.” Koniec cytatu z deklaracji Departamentu Stanu.

Sąd wenezuelski i opinia publiczna ciągle czekają na te informacje, zgodnie z którymi 6 października to CORU kierowana przez Orlando Boscha zdetonowała bombę.

Rząd, który powiedział, że nic nie ma, wiedział, że to ma, ale pod dobrą ochroną, aby chronić terrorystów.

Mijał czas, mijał czas, oczywiście, i oto wydarzyły się jeszcze inne rzeczy, towarzysz Fidel przed chwilą na nie wskazywał – jest coś, czego, jak uważam, Północni Amerykanie nie powinni ignorować, a mianowicie rezolucja Rady Bezpieczeństwa, ten tekst (pokazuje), który jest bardzo ważny, obnoszono go po całej planecie, zredagowany przez nich, przez Stany Zjednoczone, które były autorem projektu rezolucji 1373.

Preambuła kończy się takim zdaniem, którego implikacja jest znana osobom obytym z Narodami Zjednoczonymi: „Działając na podstawie rozdziału VII Karty Narodów Zjednoczonych...” Co to znaczy? Co to znaczy? Że to, co teraz odczytam, jest obligatoryjne i że ten, kto się z tego nie wywiąże, może być przedmiotem sankcji, a nawet użycia siły. Taki jest rozdział VII.

A co mówi rezolucja? Warto byłoby przeczytać ją w całości, paragraf po paragrafie.

„Paragraf 2. Postanawia, że wszystkie państwa

„a) powstrzymają się od udzielenia wszelkiej, czynnej lub biernej pomocy podmiotom lub osobom uczestniczącym w popełnianiu aktów terroryzmu;

„b) powinny podjąć niezbędne kroki w celu zapobiegania popełnianiu aktów terrorystycznych, również poprzez wczesne ostrzeganie innych państw i dzielenie się informacjami.” Poprzez dzielenie się informacjami, a nie ta hipokryzja polegająca na tym, że się mówi, iż „jak się wydaje, władze wenezuelskie zakładały, że my nic nie wiemy”.

A kim był Carlos Andrés Pérez? Co za sposób obrażania starego sojusznika i przyjaciela Stanów Zjednoczonych! Czy o nie był szefem państwa wenezuelskiego? A przemówienie na plenarnej sesji Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych, a publiczny apel w prasie, w którym przyjaciel Carlos Andrés prosi, żeby to wyjaśnić, bo wszyscy o was mówią. Czyż Wenezuela nie poprosiła Stanów Zjednoczonych o udzielenie informacji? Wydaje się to dość oczywiste, ale będę dalej czytał rezolucję.

c) „Odmówią schronienia tym, którzy finansują, planują lub popełniają akty terroryzmu lub udzielają wsparcia tym aktom czy udzielają schronienia.”

Czy coś wam to przypomina?

Inny paragraf.

„f) Udzielą sobie wzajemnie maksimum pomocy w dochodzeniach lub procedurach karnych związanych z finansowaniem aktów terroryzmu lub wsparciem udzielanym tym aktom, włącznie z tym, co dotyczy pomocy w uzyskiwaniu dowodów, które posiadają lub będą konieczne w tych procedurach.”

Dobrze, tej rezolucji nie uchwalono wcześniej, w 1992 roku, gdy sąd wenezuelski borykał się z przypadkiem naszego samolotu, a Stany Zjednoczone nie udzieliły mu informacji, ponieważ rzekomo o nią nie poproszono, ale teraz tak, teraz mówią, że to obowiązek i teraz mówią, że tam przebywa drugi autor intelektualny, ten, który nigdy nie był sądzony.

Czy Stany Zjednoczone mogą przyjąć pana Posadę, chronić go, nie przekazać teraz tego, co wiedzą o tym wydarzeniu i nie gwałcić tej rezolucji, którą uchwalono, powtarzam, działając na podstawie rozdziału VII?

Moi przyjaciele, to znaczy, że jest obligatoryjne, że wobec tego, kto się z tego nie wywiązuje, nawet można zastosować wobec niego siłę wojskowa. Wszystkie państwa muszą stosować się do decyzji podejmowanych na podstawie rozdziału VII, w tym oczywiście członkowie Rady Bezpieczeństwa, w tym również autorzy rezolucji, w której tego się żąda – w tym przypadku Północni Amerykanie.

Czytam dalej.

„g) Uniemożliwią cyrkulację terrorystów czy grup terrorystycznych, wzmogą i usprawnią wymianę informacji operacyjnej, szczególnie w związku z działalnością czy ruchami pojedynczych terrorystów, będą współpracowały, szczególnie poprzez porozumienia i umowy dwustronne i wielostronne, aby uniemożliwić i represjonować akty terrorystyczne, i podejmą kroki przeciwko tym, którzy popełniają te akty.”

Tak więc, Stany Zjednoczone gwałcą tę rezolucję uchwaloną pod osłoną rozdziału VII, od chwili, gdy wielokrotnie odmówiły przedyskutowania z Kubą dwustronnego porozumienia w sprawie walki z terroryzmem, a taką propozycję składano im na każdym spotkaniu dwustronnym, do jakiego dochodziło między obu krajami. Powiedziały, że nie. Rozdział VII dla pozostałych, dla nich cynizm, hipokryzja, kłamstwo. Tu się mówi: mają współpracować, nawet poprzez porozumienia dwustronne.

W rzeczywistości Stany Zjednoczone gwałcą ten dokument, o którego uchwalenie przez Narody Zjednoczone same się starały po okrutnym ataku na lud Nowego Jorku 11 września 2001 roku. Gwałcą tę doktrynę każdego dnia, który mija, prowadząc politykę polegającą na sprzyjaniu terroryzmowi przeciwko Kubie jako części ich kampanii antykubańskiej.

Nie chcę skończyć bez przedstawienia innego oczywistego dowodu o bezspornej jasności – dowodu na to, jak w walce z terroryzmem gwałcą swoje własne słowa i swoje własne rezolucje. Ten dowód reprezentują tu z całą godnością towarzyszki, matki i żony naszych pięciu bohaterów.

Tę rezolucję uchwalono w Radzie Bezpieczeństwa we wrześniu 2001 roku. W tym czasie czekaliśmy na wyrok w sprawie naszych pięciu towarzyszy i gdy nadeszła ta chwila, ten sam rząd, który napisał tę rezolucję, napisał to, co nazywa się memorandami orzeczenia, w których rząd Stanów Zjednoczonych zażądał dla Gerarda, Ramona, Antonia, Fernanda i René, we wszystkich przypadkach, najwyższej kary z możliwych, ale nie tylko chodzi o to, że Gerarda skazano dwukrotnie na karę dożywotniego więzienia, a dwóch innych na karę dożywotniego więzienia, ale o to, że nie jest usprawiedliwiona ani sekunda uwięzienia tych towarzyszy! Chodzi jednak o to, że nie tylko ich skazano, ale o to, że w tym samym czasie, gdy to uczyniły, w swoich memorandach sporządzonych na piśmie rząd Stanów Zjednoczonych występuje z nową doktryną prawną: doktryną „pozbawienia zdolności”.

Tu jest napisane przez nich, że równie ważne, jak wymierzenie im najsurowszej kary, jest upewnienie się, że te osoby na całe życie zostaną pozbawione zdolności. Pozbawione zdolności do czego? Do popełniania czynów, które popełnili, że chodzi o to, aby nie mogli znów zrobić tego, co zrobili.

A co takiego, do diabła, zrobili? Przecież oni walczyli z terroryzmem! Nie dlatego, że ja to mówię, bo oni to mówią.

Zacytuje to, czego rząd zażądał od sądu i co sąd zgodził się zrobić. Ta piątka to Kubańczycy, ale dwaj z nich od urodzenia mają obywatelstwo północnoamerykańskie, a jeśli chodzi o trzech innych, którzy przebywali tam bez odpowiedniej dokumentacji, to wyjaśnia się, że gdy odbędą karę, zostaną wydaleni na Kubę. W dwóch pierwszych przypadkach, które są przypadkami René i Tony’ego, jest problem: ponieważ urodzili się w Stanach Zjednoczonych, z racji urodzenia mają obywatelstwo, nie można ich wydalić, więc są skazani nie tylko na karę dożywotniego więzienia, którą wymierzono Tony’emu, i karę piętnastu lat więzienia, którą wymierzono René, lecz ze względu na specjalne warunki, w dniu, w którym René odzyska wolność, a nawet w dniu, w którym Tony w swoim drugim życiu odzyska wolność, „na wszelki wypadek”, powiedziała prokuratura, „gdyby ten człowiek znalazł się na ulicy, trzeba zrobić to samo, czego zażądaliśmy w stosunku do pana Gonzaleza”. Co to znaczy? Specjalny reżim z serią warunków. Przeczytam jeden, który jest z tym związany.

„Jako dodatkowy warunek specjalny nadzorowanego zwolnienia z więzienia” – ponieważ nie byliby ludźmi wolnymi, byliby ludźmi kontrolowanymi nawet po odbyciu kary – „zakazuje się oskarżonemu wiązać się ze specyficznymi miejscami, o których wiadomo, że przebywają tam lub bywają w nich takie jednostki i grupy, jak terroryści, członkowie organizacji popierających przemoc i postacie należące do zorganizowanej przestępczości oraz odwiedzać te miejsca”.

Co to oznacza? To, że oni wiedzą, iż na południu Florydy przebywają jednostki i grupy terrorystyczne, które nie żyją tam jak krety ukryte pod ziemią. Są miejsca, o których wiadomo, że oni w nich bywają, że w nich przebywają, ale tam się ich nie szuka, nie represjonuje się, nie stosuje się wobec nich rezolucji, o której była mowa; robi się coś potwornego, polegającego na tym, że karze się osoby mające obywatelstwo północnoamerykańskie lub osoby przebywające w Stanach Zjednoczonych zakazem zbliżania się do tych miejsc, robienia czegokolwiek, co w jakiś sposób mogłoby narazić działalność prowadzoną przez ich terrorystów na ryzyko.

Zakończę mówiąc co następuje. Uważam, że Stany Zjednoczone mają znakomitą okazję – znakomitą okazję! Tata Bush przynajmniej trzymał pana Boscha przez kilka miesięcy w więzieniu, oczywiście ze wszystkimi wygodami należnymi temu przypadkowi, gdy nie było tej rezolucji, która jest tak kategoryczna; nie wiem, czy pan Bush-syn, czy mały Bush ją czytał, ale dobrze byłoby, gdyby któryś ze współpracowników zwrócił mu na to uwagę.

Teraz zmuszeni są działać lub na zawsze zostaną zdemaskowani. Stany Zjednoczone mają obowiązek, od którego nie mogą się uchylić, poinformowania opinii publicznej, zaczynając od północnoamerykańskiej, o wszystkim, co wiedzą, a co ukrywały przez wiele lat; dziś są do tego zobowiązane przez swoją własną rezolucję Rady Bezpieczeństwa, do podzielenia się tym z opinią publiczną, z pozostałymi rządami. Inni członkowie społeczności międzynarodowej, światła Europa i inne pozornie mniej kulturalne państwa, mają obowiązek zażądać od Stanów Zjednoczonych, aby to uczyniły, aby położyły kres ukrywaniu tego, aby skończyły ze wszystkimi działaniami prowadzonymi od wielu lat po to, aby nie można było poznać prawdy, działaniami polegającymi na trzymaniu w swoich archiwach – wiedząc, co tam jest, wiedząc, że to nie podejrzenia, nic rzekomego – informacji, że tak jest; mówiąc ich słowami, mają obowiązek działać przeciwko terrorystom lub zaprzestać uprawiania tej całej fałszywej, obłudnej retoryki o rzekomej batalii z terroryzmem.

Nie możemy spocząć, dopóki nie doprowadzimy do tego, aby tego od nich zażądano, by zażądali tego od nich ludzie, aby zażądał tego od nich naród Stanów Zjednoczonych, ponieważ każdy dzień, który mija, w tej sytuacji każdy dzień, który mija, sprawia, że ochranianie, osłanianie tych terrorystów jest afrontem wobec sprawiedliwości, jest to plamienie świadomości wielu osób tymi zbrodniami, za które się nie karze; ale przede wszystkim jest to niewybaczalna obelga dla was, rodzin ofiar, i dla nas wszystkich, dla całego naszego narodu, a także jest to obelga i niewybaczalna zniewaga dla Północnych Amerykanów, których niesprawiedliwie zamordowano 11 września 2001 roku.

Dziś bierzemy udział w batalii, którą nadal musimy prowadzić, ufni, świadomi, że prędzej czy później oni nie będą mogli dłużej ukrywać zbrodniczego charakteru polityki, którą coraz trudniej jest usprawiedliwiać lub oszukiwać nią innych.

Bardzo dziękuję, towarzysze (Oklaski).

Komendant.- Towarzyszki i towarzysze, po znakomitym wykładzie towarzysza Alarcona myślę, że jutro nie musimy się zebrać.

Myślę, że to, co powinniśmy zrobić, to ponownie nadać to dzisiejsze zebranie, od początku, odkąd opublikowano o Girón, a następnie, również, to co ten pan urbanista – jak go nazywają – powiedział, to są jego słowa: podłożyć bomby w Tropicanie. To, co powiedziałem i zasadniczo ten wykład bezspornie dowodzą mętnych manewrów, do których wokół tego doszło. Oni nie będą mogli ignorować tego wszystkiego, co tu przedstawiono i o czym tu dyskutowano.

Tymczasem nadal musimy obserwować. Codziennie coś się dzieje, deklaracje, stanowiska; nadal obserwować, co jutro się zdarzy, zachować czujność, aby nie mogli zmyślać, tam już pewien sąd... nie wiem, nie mam informacji, ale dziwna rzecz, która nigdy się nie zdarzyła – już pewien sąd w Salwadorze oświadczył, że zażąda ekstradycji pana Posady Carrilesa. Nie mam więcej informacji na ten temat, ale trzeba się dowiedzieć, o co chodzi, ale trzeba ostrzec, żeby nie okazało się, że to pułapeczka, ostrzec. Myślę jednak, że nic takiego się nie uda, bo nie może się udać. Dlatego proponuję to zrobić i jeśli będzie taka potrzeba, zbierzemy się w niedzielę, to znakomity dzień na zebranie, po południu (Coś mówią do niego). Tak, po głosowaniu przyjdziemy tutaj (Śmiechy i oklaski).

Wcześnie spełnić powinność głosowania. Myślę, że powinniśmy tu przyjść, ponieważ jest szereg rzeczy, które dziś należało powiedzieć, ale zbierzemy się i w poniedziałek, gdy będziemy obchodzili, a szczególnie wspominamy rocznicę, która obecnie przypada, bieżący tydzień – i uważam, że wszystko zależy... Spotkamy się w poniedziałek; poniedziałek to 18, ale zostaje nam 19, możemy zebrać się 19 w Teatrze im. Karola Marksa na takim jak to posiedzeniu. W poniedziałek 18 zanalizujmy to wszystko i dalej analizujmy problem, mamy rzeczy do powiedzenia i 19 będziemy mieli rzeczy do powiedzenia i rzeczy do powspominania, i rzeczy do powtórzenia, i jeśli będzie przerwa, być może czwartek poświęcimy sprawom krajowym; tak, mamy do omówienia sprawy krajowe.

To jest program, który proponuję, poza gratulacjami dla towarzysza Alarcona za jego znakomity wykład; wiedziałem, że nie pozostawi on żadnej wątpliwości co do tego, co stwierdziłem – że rząd Stanów Zjednoczonych zna całą prawdę i że jest tym rządem, który najlepiej ze wszystkich na świecie zna całą prawdę.

Ojczyzna albo Śmierć!

Zwyciężymy!

(Owacja.)