W związku z naszym konkursem poetyckim z okazji 77 urodzin Che Guevary, pubklikujemy 7 wierszy Eliżbiety Zembrzuskiej, które wszystkie były opublikowane w Pracowniczej Demokracji. Do Iraku i Przybyli do Basry najemnicy -wrzesień 2003 nr 58(110). Mrożąca krew w żyłach piosenka o straszliwie ostrych nożyczkach -Kwiecień 2004 nr 65 (117). Pan Kotek był chory... -Maj 2004 -nr 66(118). Oświadczenie -Marzec 2003 nr 53 (105). Jak inspektorzy ONZ bomby w Iraku szukali Luty 2003 nr 52 (104) Krótka powtórka z historii Maj 2003 nr 54 (106). Wiersze są dobrze napisane i mają słuszne polityczne przesłanie, co czyni z autorki - chyba najlepszą jak na razie poetkę radykalnej lewicy. Mamy nadzieje, że zarówno wierszy jak i rewolucyjnych poetów będzie więcej.


DO IRAKU!
(na melodię "Raduje się serce..")

Raduje się banda
Dżordża Dablju Busza,
Gdy polski kontyngent
Do Iraku rusza.
Jadą okupanci -
Żandarmi i kaci,
Ktoś im za to płaci.
Raz, dwa, trzy.

Jadą do Iraku
Specjalne oddziały
Wiozą karabiny
I gumowe pały,
Bo dostały rozkaz,
By iracką ziemię
Zamienić w więzienie.
Raz, dwa, trzy

Polscy najemnicy
To fartowne chłopy -
Dostaną w nagrodę
Po wiaderku ropy.
A jak dobrze pójdzie,
Wywiozą do domu
Skarby Babilonu.
Raz, dwa, trzy.

Ale coś takiego
Wydarzyć się może,
Że niejeden wróci
W plastikowym worze.
I sługusy Busza
Mogą, zamiast zysku,
Oberwać po pysku.
Raz, dwa, trzy.


PRZYBYLI DO BASRY NAJEMNICY
(na melodię "Przybyli ułani po okienko...")

Przybyli do Basry najemnicy, (bis)
Zlecieli się ludzie z okolicy, (bis)

O Allah, a cóż to za mutanci? (bis)
My z Polski - najemni okupanci, (bis)

Przyszliśmy wydoić waszą ropę, (bis)
By sobie życiową podnieść stopę, (bis)

A jeśli sprzeciwi nam się który, (bis)
Weźmiemy go zaraz na tortury, (bis)

Będziemy mu puszczać "disco polo", (bis)
Aż uszy i zęby go rozbolą. (bis)

Już na nas nagroda w kasie czeka - (bis)
Trzydzieści srebrników za człowieka, (bis)


Mrożąca krew w żyłach piosenka o straszliwie ostrych nożyczkach

Gdy Jurek był mały i miał cztery lata,
To bardzo chciał zostać fryzjerem,
Lecz los złośliwego mu figla wypłatał,
I zrobił chłop wielką karierę.
A jednak czasami, gdy wraca z narady,
Gdy chrapie już cała rodzina,
Cichutko nożyczki wyciąga z szuflady
I grzywkę przed lustrem przycina.

Lśni ostra stal,
Dziecięcych marzeń jednak żal,
Bo, bądź co bądź,
Fajnie tak ciąć i ciąć!

Gdy Bank mu Światowy nadesłał wytyczne,
Co zwą się dziś "planem Hausnera",
Raz-dwa chwycił Jurek nożyczki swe śliczne
I już się do cięcia zabiera.
Choć słyszy codziennie, że lud nie wytrzyma,
Że w kraju panoszy się bieda,
Uparcie powtarza, że trzeba obcinać,
Co obciąć się da i co nie da.

Rząd musi ciąć,
Rząd musi skądś pieniądze wziąć.
I ciach! I ciach!
Tak nam dopomóż Kwach!

Za dobrze miewają się dziś emeryci -
Nie muszą już gnać do roboty.
Niewdzięczni są jednak i forsy niesyci,
Choć mają po pięćset aż złotych.
Wciąż doić i doić z państwowej chcą kiesy,
Pieniądze wydają rozrzutnie,
Więc żeby ukrócić te dzikie ekscesy,
Podwyżki staruszkom się utnie!

Nożyczek szczęk
Zagłuszy emerytów jęk.
I ciach! I ciach!
Już nawet bać się strach.

Renciści też ciągną z budżetu niezgorzej,
(Ten kryzys, to właśnie z ich winy),
Więc trzeba przebadać spryciarzy, bo może
Niektórym odrosły kończyny.
I ciach symulantom po rentach czym prędzej,
Nie będzie litości nad nikim.
Niech wezmą nareszcie swój los w swoje ręce
Już na nich czekają śmietniki.

I ciach! I ciach!
Nożyce tną po całych dniach.
To świetny sprzęt
Do obcinania rent!

Odchudzić urzędy nadeszła też pora,
Bo pieniądz w nich tonie jak w studni,
Więc utnie się etat lub dwa inspektora,
A trzech dyrektorów zatrudni.
Zaś chciwym cwaniakom, co siedzą najwyżej
Na liście "uczciwych inaczej"
Podatki się prawie "na zero" przystrzyże -
Nie umkną nożycom bogacze!

I raz! I dwa!
Każdemu coś się obciąć da:
I to, i sio,
Aż osiągniemy dno.

Piosenkę już kończyć wypada pomału,
Lecz fakt ten napawa mnie lękiem,
Bo morał ktoś uciął, więc w braku morału,
Niech refren zakończy piosenkę:

I ciach! I ciach!
Nożyce furczą, że aż strach.
I tak co dzień,
Aż wszystko wytną w pień.
Bo jak na złość
Ten system nigdy nie ma dość,
Więc może by
Pokazać mu już drzwi?


Pan Kotek był chory...

Pan Kotek na chroniczne cierpiał osłabienie,
Ale chociaż wciąż zimnym oblewał się potem,
To nawet nie pomyślał, by pójść na zwolnienie,
Bo się bał - nie bez podstaw - że straci robotę.

Jednak wreszcie go zmogło - alergia, egzema...
Biedak ledwo już zipie, na nogach się słania,
Więc idzie do przychodni. Lecz przychodni nie ma,
A na drzwiach wisi kartka: "Obiekt do sprzedania".

Potem pan Kotek długo przemierzał ulice,
Wiele godzin wędrował po calutkim mieście,
Ale widział wyłącznie prywatne lecznice.
W końcu znalazł publiczną, odetchnął: "Nareszcie!"

Wchodzi, a doktor łapkę wyciąga do niego:
-Wizyta płatna z góry i tylko gotówką.
Za darmo nie świadczymy tu usług, kolego.
Dziś mamy wolny rynek - płaci się za zdrówko.

-Jak to? - zdziwił się pacjent. - Czy pan w piętkę goni?
Co to znaczy "za darmo", szanowny doktorze?
Wszak od lat płacę składkę, ja - Kotek Antoni!
-Za składkę w poczekalni posiedzieć pan może. -

Cóż miał robić pan Kotek? Zapłacił po cenie.
Potem łykał tabletki, przykładał okłady,
Lecz guzik mu pomogło to całe leczenie.
"Trzeba iść do szpitala, nie ma innej rady."

Zaczął szukać szpitala. Obszedł okolicę -
Ten zamknięty, ten właśnie się sprywatyzował,
A na widok cennika w prywatnej klinice
Pan Kotek dostał czkawki i wyszedł bez słowa.

Wreszcie mu jakiś facet polecił szpitalik,
Gdzie bez opłat zajmują się każdym pacjentem,
Ale gojuż przy wejściu poinformowali,
Żeby przyszedł za miesiąc, bo łóżka zajęte.

Chciał pan Kotek poczekać, lecz wciąż było gorzej.
Pomyślał sobie: "Może fortelu się chwycę?
Wejdę tam po cichutku, w kącie się położę,
Nie wyrzucą mnie przecież siłą na ulicę."

Ale nie dał już rady do środka wejść gmachu,
Bowiem poczuł, biedaczek, że właśnie umiera.
No i umarł pan Kotek. I poszedł do piachu -
Jeszcze jedna ofiara reformy Hausnera.

Dzisiaj Antoni Kotek odpoczywa sobie
Pod najtańszym pomnikiem z szarego betonu.
Jest szczęśliwy, bo nie wie, że ktoś mu na grobie
Położył już rachunek (z VAT-em) za akt zgonu.


OŚWIADCZENIE

Raz w niebie, gdy do śniadania popijał kawusię białą
"Wyborczą" Pan wziął do ręki, przeczytał coś... i zagrzmiało.
A potem szeptał po kątach, to z Piotrem, to z Abrahamem,
Na koniec zwołał zebranie, co się skończyło nad ranem.
I następnego poranka po tych niebiańskich debatach
Taki ukazał się anons we wszystkich gazetach świata:
"Dziś moja boska cierpliwość, choć święta, dobiegła kresu,
Bo ciągle ktoś chce mnie wciągnąć do swych nieczystych biznesów.
Jak mi poradził Piotr Klucznik oraz praojciec wasz Adam,
Wymieniam tutaj poniżej to, za co nie odpowiadam:
Za wojny i za krucjaty oraz palenie kacerzy,
Za pomysł, że można wiarę przemocą na świecie szerzyć,
I za to, co nawyczyniał niejaki T. Torquemada.
Ja tego nie wymyśliłem! Ja za to nie odpowiadam!
Nie odpowiadam również przed sobą ani przed nikim
Za partie i za sojusze, za koalicje i kliki,
Za pranie brudnych pieniędzy, za pranie mózgów do czysta,
Ni za to, co wygaduje George Dablju Bush - terrorysta.
Oświadczam też, że nie stoję za żadnym mym urzędnikiem,
Który na boski rachunek uprawiać chce politykę,
A mieszać mnie w eurobiznes to chyba gruba przesada.
Za Polski wuniowstąpienie także nie ja odpowiadam!


Jak inspektorzy ONZ bomby w Iraku szukali
(Baśń z 1002 nocy)

Wezwał Bush inspektorów i rzekł: "Drodzy moi!
Chciałbym bombowce wysłać na Bagdad już teraz,
Lecz dajcie mi dowody, że Irak się zbroi,
Bo prócz Kwacha i Blair'a nikt mnie nie popiera."

I dodał, grożąc palcem: "Niech każdy się stara
Znaleźć bombę, bym mógł się rozprawić z Saddamem.
Szukajcie zatem w imię Świętego Dolara!
Szukajcie i znajdujcie, a będzie wam dane."

Ruszyli inspektorzy na bagdadzki rynek,
Kawiarnie zlustrowali, przeszli się po placu,
Zajrzeli do śmietników i pocztowych skrzynek
I nic. A może bomby trzymają w pałacu?

Pałac duży, więc akcję zaczęli od rana.
Najpierw kuskus i chałwę wyjedli z lodówki,
Potem poszli obejrzeć sypialnię tyrana -
Tam z pewnością drań schował swoje atomówki.

Odsunęli komodę, sprawdzili pod łóżkiem,
Trzydrzwiową szafę z lustrem także przeszukali.
Znaleźli cztery mole i jedną poduszkę.
Niedobrze. Bush ich za to chyba nie pochwali.

Wtem inspektorów szare kłęby otoczyły.
Patrzą: spod drzwi salonu dym się sączy szparą.
"Gaz bojowy!" - krzyknęli. Pobiegli co siły,
Ale to tylko Saddam zapalił cygaro.

Myszkowali po kraju długie dni i noce,
Wszystek piasek z pustyni wymietli do czysta
I znaleźli. Przedszkolak z Bagdadu miał procę.
To świetny dowód - bardzo groźny terrorysta.


Krótka powtórka z historii

Przystanął przez lustrem raz George Dabiju Bush,
Wbił wzrok w swe oblicze nieświeże
I rzekł sam do siebie: "No, czas chyba już
Poświęcić się własnej karierze.

W dzieciństwie mi wszyscy mówili, żem głąb.
Cóż, stopnie miewałem dość marne.
Odegram się wreszcie. Wszak tyle mam bomb,
Że władzę nad światem zagarnę.

To nic, że mnie ludzie nie cierpią aż strach
I mało kto dziś mnie pochwali.
Ja kumpli mam fajnych. Ot, choćby ten Kwach
Z tej, jakże jej tam... Portugalii.

Z kolesiów mych bandą wyruszam na Wschód
Ten Bliski, bo tam płynie ropa,
Po Bliskim Daleki też wezmę pod but,
A kumplom - po preclu i kopa.

Terrorem i forsą na pysk rzucę świat,
Na tronie globalnym zasiądę,
Pałkami powbijam do łbów nowy ład
I niech no ktoś nazwie mnie głąbem!"

George nie chciał się uczyć za młodych swych lat,
Lecz gdyby na lekcjach uważał,
To znałby zasadę: choć zmienia się świat,
Historia się ciągle powtarza.

Już był taki wcześniej, też wredne miał sny
Też parł do spełnienia swych marzeń -
Słał czołgi nach Osten, świat topił we krwi
I gęsto "zaludniał" cmentarze.

Mordował i grabił przez ponad pięć lat,
Dopóki nie zmogła go zima.
Bo los płata figle tyranom, to fakt,
A czasem dokucza też klimat.

A kiedy świat cały już tego miał dość,
Gdy zbierał się sąd nad fuhrerem,
Herr Adolf trucizny się napił na złość
I szlag trafił piękną karierę.

Przystanął przez lustrem raz George Dabiju Bush..
Tu kończę, bo chyba już pora.
"Lecz nie ma morału" - powiecie.
No, cóż -Historia dopisze tu morał.