Tekst pochodzi ze strony http://www.tezajedenasta.prv.pl/ . Tekst był podstawą referatu wygłoszonego na konferencji naukowej Aktualność Marksa
Tomasz Rafał Wiśniewski
Krytyka i zniesienie polityki według Teorii Krytycznej
Teoria Krytyczna rozumiana, jako konstrukcja teoretyczna
wytworzona w kręgu tzw. szkoły frankfurckiej, będąc silnie aktywistyczną
postacią myślenia skierowanego na jedność teorii i praktyki unikała z zasady
systematycznego opracowywania wyrwanych z całościowego kontekstu społecznego
artefaktów intelektualnych, jakim bez wątpienia było dla jej przedstawicieli
zjawisko określane potocznie mianem polityki. Z drugiej strony, franfurccy
autorzy na każdym kroku podkreślali teoretyczną konieczność społecznego
zaanagażowania się jakiejkolwiek społecznej teorii, która aspirowałaby do
wysuwania roszczeń o powszechne uznanie istotności swoich rozstrzygnięć. To
zaangażowanie, częściej określane właśnie jako społeczne, niż polityczne
wyrażało się w przypadku omawianej tradycji nie tyle w manifestacyjnych aktach
politycznej afiliacji, lecz raczej w uporczywym sprowadzaniu każdego
podejmowanego zagadnienienia teoretycznego do płaszczyzny jego społecznych
uwarunkowań i wykazywania każdorazowo praktycznych konsekwencji dokonywanych
rozstrzygnięć. Taka postawa poznawcza teorii krytycznej sytuowała ją z
konieczności na gruncie tego typu rozważań, które bez względu na wyraźnie
demonstrowaną niechęć wobec pewnych tradycyjnych struktur myślowych nie mogły
rezygnować z choćby marginalnego zajęcia się zakresem zagadnień leżących w
obszarze pojęcia polityka. Tak więc, choć nigdzie w pismach interesujących nas
tu autorów nie sposób znaleźć systematycznego wykładu teorii polityki, jest ona
stale implicite zawarta w konstytutywnych dla tego nurtu pracach, co, jak sądzę,
upoważnia do dokonania próby jej rekonstrukcji i uwypuklenia najistotniejszych
momentów węzłowych.
Teoria Krytyczna ujmuje politykę w kontekście całościowego oglądu rzeczywistości
społecznej, która jawi się frankfurtczykom, jako uniwersum realizacji ludzkiej
potencjalności zawartej w historycznie ukształtowanym pojęciu człowieczeństwa.
Ten niewątpliwie heglowski w swojej proweniencji element każe oceniać
każdorazowo analizowane przejawy bytu społecznego w kontekście stopnia, w jakim
realizują one możliwą do urzeczywistnienia na danym etapie historycznym
substancjalną treść szczegółową. Owe oceny stanowią jednak zawsze tylko fragment
obecnego choćby tylko w domyśle obrazu szerszej całości, który za każdym razem
stara się ująć całokształt aktualnie analizowanego etapu historycznego rozwoju.
Nie inaczej jest z polityką. Jej konkretna, poddana refleksji postać zawsze
rozważana będzie w kontekście opisu społecznej całości, której pozostaje
wytworem. Autonomia polityki, jako przedmiotu badania jest tu zredukowana do
absolutnego minimum, co zresztą jednoznacznie wynika z przyjętego przez
frankfurtczyków, na podobieństwo Lukácsa, założenia o prymacie całości (Totalität)
w teoretycznym ujmowaniu zagadnień społecznych.
W tej sytuacji staje się jasne, że rola, istota i funkcja polityki jest dla
Teorii Krytycznej zawsze zależna od rzeczywistej, społecznej treści stosunków
konstytuujących sferę konkretnej intersubiektywności. Jeśli więc prawdą
wszystkich dotychczas istniejących społeczeństw było poświęcanie żywotnych
treści prawdziwie ludzkiej egzystencji dokonywane początkowo w interesie
konieczności życiowej zbiorowości, później zaś, w interesie warstw panujących
nad zbiorowością, to prawdą polityki pozostawała do tej pory represja
jednostkowych ludzkich treści egzystencjalnych dokonywana przez wyspecjalizowany
aparat. Głębsza analiza wieźć teraz może ku konkretnym, historycznie
urzeczywistniającym się formom realizowania zadań politycznych, których ocena,
mimo że będzie się rzecz jasna dość mocno różnicować, zawierać będzie stale w
tle to fundamentalne przekonanie o istotowo represywnym charakterze polityki.
Historyzm Szkoły Frankfurckiej nie pozwala rzecz jasna na przyjęcie postawy
wyśmiewanych już przez Hegla pięknoduchów, i wyprowadzenie z poprzedniej tezy
wniosku o szkodliwości i bezużyteczności wszelkiej polityki. Przeciwnie, autorzy
związani z Instytutem Badań Społecznych zdają sobie sprawę, że to właśnie medium
polityki umożliwiało dotychczas dokonywanie realnych ingerencji w istniejącym
układzie stosunków społecznych. Teoria Krytyczna czyni jednak wyraźne
zastrzeżenia co do możliwości i zakresu ewentualnych zmian podkreślając, że
nawet najradykalniejsza działalność polityczna nie tylko co do swoich osiągnięć,
ale również w odniesieniu do własnych zamierzeń pozostaje więźniem własnego
czasu. Transcendencja poza horyzont epoki jest więc polityce istotowo
niedostępna.
Tu dochodzimy do pytania czym więc w swojej istocie jest polityka, dlaczego
pewne siły społeczne, i dlaczego właśnie te, uruchamiają pewne procesy, których
represyjny charakter przyjęło się określać jako polityczny?
Aby odpowiedzieć na to pytanie konieczne jest zdanie sprawy z zasadniczych
kategorii krytycznej ontologii społecznej. Omawiani autorzy nawiązują w tym
punkcie do tradycji marksowskiej i podkreślają, że każde społeczeństwo zbudowane
jest na określonej bazie ekonomiczno-społecznej, która warunkuje możliwe w jego
obrębie postawy, zachowania i standardy aksjologiczne. Każda działalność
społeczna jest więc warunkowana przez istniejący układ stosunków, choć
frankfurtczycy niejednokrotnie podkreślają, iż słynne warunkowanie w ostatniej
instancji nie jest rozwiązaniem teoretycznie zadowalającym i podkreślają na
każdym kroku, iż wzajemne zależności między tzw. bazą a nadbudową dalece
odbiegają od prostej tezy determinizmu ekonomicznego. O wiele szczęśliwszym
wydaje im się w tym kontekście mówienie o dialektycznych związkach
poszczególnych sfer społecznej egzystencji, których wzajemne powiązania
równoważone są ich daleko posuniętą autonomizacją, której zakres jest z kolei
historycznie zmienny. Sfera polityki nie jest tu wyjątkiem. Określone idee
polityczne, na równi z konkretnymi instytucjami i podejmowanymi działaniami
powiązane są siecią zależności z materialną podstawą społecznej egzystencji. Owa
sieć zależności jest z zasady przysłonięta warstwą treści o charakterze
ideologicznym, których rozpoznawanie jako ideologicznych właśnie jest jednym z
zadań krytycznej teorii społeczeństwa.
Ideologiczna przysłona rzeczywistych zależności sfery polityki od warunkujących
ją czynników jest, zdaniem frankfurtczyków zakorzeniona w pojęciowości samej
polityki. Można wręcz powiedzieć, że zarówno język polityki, jak też metajęzyk
wprowadzony w celu uzasadnienia jej egzystencji jako sfery społecznej aktywności
nosi cechy ideologii. W tej sytuacji, nie tylko sama polityka, ale również nauka
o niej wymodelowana według wzorca refleksji nad obiektywnym przedmiotem są z
istoty swojej manifestacjami fałszywej świadomości, które z założenia nie mogą
osiągnąć deklarowanych przez siebie celów. Tak samo, jak siły polityczne
obiecujące osiągnięcie wolnego i demokratycznego społeczeństwa faktycznie nigdy
swoich (choćby i subiektywnie szczerych) intencji nie zrealizują, również
teoretycy polityki, przyjmując za obiektywne dane tzw. fakty polityczne nie
posiadają epistemologicznych kompetencji pozwalających na przeniknięcie poza
zasłonę wytworzoną już nie tylko przez język polityki, ale nawet same zachowania
polityczne. Jeśli bowiem sfera polityki, jako sfera działań dokonywanych w
społecznie uznanych (czytaj: narzuconych przez siły dominujące) granicach
politycznej prawomocności jest sferą, w której dokonuje się przysłonięcie
faktycznie realizujących się interesów dominacji, wówczas każdy gest uznany i
traktujący sam siebie jako polityczny traci poprzez ów podwójny akt uznania
wszelkie znaczenie jako symptom realnej rzeczywistości. Ludzie przystępują
bowiem do działań politycznych biorąc za dobrą monetę samookreślające procedury
świata polityki i tracąc tym samym możliwość krytycznej refleksji nad
przystawalnością własnych zachowań politycznych do swojego obiektywnego
interesu. W takiej sytuacji społeczny teoretyk badający zjawisko polityki
zmuszony jest wziąć całokształt zjawisk z tego obszaru w epistemologiczny
cudzysłów. Politologia, czy też nauka o polityce mogą zachować swą poznawczą
istotność jedynie jako krytyka polityki, co wydaje się dość oczywistą
konsekwencją zastosowania marksowskiego elementarza, o którym, co ciekawe,
zapomnieli swego czasu choćby politolodzy wywodzący się z kręgów radzieckiego
marksizmu.
Ujmowanie teorii politycznej jako konsekwentnej krytyki polityki prowadzi rzecz
jasna frankfurtczyków do zasobnego arsenału tradycji myślenia krytycznego, w
którym na podorędziu spoczywają narzędzia wypracowane przez klasyków
niemieckiego idealizmu. W odróżnieniu jednak zarówno od Kanta, jak i Hegla, z
którym czują się szczególnie związani, przedstawiciele teorii krytycznej nie
traktują polityki jako odseparowanego przedmiotu refleksji, co spowodowane jest
nie tylko przyswojeniem dorobku myśli marksowskiej, ale również, a może w
szczególności, wynikiem samodzielnej refleksji nad współczesną im
rzeczywistością polityczną, która stopniem swojej irracjonalności podniesionej
do godności najwyższego Rozumu politycznego woła o zniesienie własnej
niezawisłości jako przedmiotu. Konstatując postępujące sukcesy faszyzmu,
monopolizację projektu liberalnego oraz coraz wyraźniejsze rozwiewanie się
złudzeń związanych z eksperymentem radzieckim, frankfurtczycy gotowi są
ostatecznie przyjąć tezę, iż dowolna praktyka polityczna umocowana w istniejącym
uniwersum przedmiotowo-pojęciowym skazana jest na degradującą się do
nieludzkości alienację. Od strony rzeczywistości materialnej rolę czynnika
degradującego spełnia postępujący proces utowarowienia produkcji i fundowanych
na niej stosunków międzyludzkich. Odczłowieczony świat, w którym zarówno
poszczególne osobowości, jak i wszelkie nawiązujące się między nimi kontakty
nabierają cech zapożyczonych ze świata wymiany towarowej nie pozwala bowiem na
konstytucję jakiejkolwiek materialnej podstawy uzasadniającej możliwość
ewentualnego jakościowego skoku w inny wymiar ludzkiej materialności. Rynek i
wymiana wyznaczają oto nieprzekraczalne ramy, za którymi czekają na jednostkę
bądź powrót do przyrodniczej bezpośredniości, bądź doświadczenie zanegowania
własnej ontyczności, co zresztą w obu przypadkach oznacza całkowitą anihilację
człowieczeństwa. Nawet jednak, gdyby istniejące społeczeństwo wygenerowałoby z
siebie materialny korelat ewentualnej przemiany, dominująca struktura poznawcza
człowieka nie byłaby w stanie wytworzyć odpowiadającego temu korelatowi aparatu
pojęciowego, bez którego strukturalizujących doświadczenie właściwości
teoretyczna konceptualizacja wykraczającej poza status quo praktyki byłaby
istotowo nieosiągalna. Dowodem na to jest, zdaniem frankfurtczyków z jednej
strony intelektualna klęska liberalnego pozytywizmu, którego konsekwentna
kontynuacja w postaci szkoły analitycznej doprowadziła do całkowitego
wyjałowienia horyzontów myślowych klasy panującej, z drugiej zaś, proces
konsekwentnego urzeczowiania wszelkich procesów intelektualnych, które w trakcie
przyjmowania w dzisiejszym społeczeństwie skutecznie intersubiektywnych
kształtów zyskują jednocześnie całkowicie towarowy charakter, który z istoty
odsyłać może co najwyżej do konserwowania dominującej struktury społecznej
samoorganizacji. W takiej sytuacji żadne, w tym również polityczne,
praktyczno-teoretyczne działanie wyprowadzone z wszechogarniającego paradygmatu
obowiązującego przecież również w dziedzinie fundowanej na wspomnianej Totalität
polityki, nie może zawierać w sobie jakichkolwiek elementów heterogenicznych
wobec panującego porządku społecznego bytu. Jeżeli jakościowy skok ludzkiej
egzystencji jest jeszcze w ogóle możliwy, jego żywiołem na pewno nie będzie
medium polityki.
O współczesnej postaci polityki nie wystarczy jednak powiedzieć, że jest ona
całkowicie nieskuteczna w odniesieniu do pożądanej przez bieg dziejów zmiany
ludzkiego bytu. Jej ideologiczny charakter sięga o wiele dalej i wykazaniu tego
służyć ma właśnie postulowana i uprawiana przez frankfurtczyków krytyka
polityki. W toku analizowania rzeczywistości politycznej okazuje się bowiem, że
stanowi ona jeden z istotniejszych mechanizmów, za pomocą których interesy
panujące usiłują uniemożliwić ewentualne ukonstytuowanie się pożądanej
społecznie praktyki emancypacyjnej, kierując racjonalne pragnienie wyzwolenia
obecne w świadomości zarówno jednostkowej, jak i poszczególnych grup, na
fałszywe tory aktywności samoalienującej, co w konsekwencji przynosi pogorszenie
historycznie ukształtowanych perspektyw wyzwolenia człowieka. Ten aspekt
polityki, który z punktu widzenia potencji obecnej w ukształtowanej materii
życia społecznego jest już nie tylko konserwatywny, lecz wręcz reakcyjny ujawnia
się zarówno w procesie analizy rzeczywistego znaczenia poszczególnych aktów
politycznych, w trakcie krytycznego wglądu w świadome i nieświadome intencje
podmiotów politycznych, jak też, w procesie rozpoznawania znaczeń przypisanych
przez panującą rzeczywistość poszczególnym pojęciom z dziedziny zarówno
praktyki, jak i teorii polityki.
Jeśli chodzi o dziedzinę praktycznych działań politycznych, Teoria Krytyczna
wskazuje, że bez względu na zamierzenia podejmujących je podmiotów, współczesne
uniwersum polityczne ukształtowane przez praktykę mieszczańską uniemożliwia
zaistnienie w jego obrębie takich fenomenów, które obiektywnie wymierzone byłyby
przeciwko konstytuującym je zasadom. Bez względu na to, czy mamy do czynienia z
porządkiem określającym się jako demokratyczny, czy też z dowolną formą systemu
autorytarnego, logika rzeczywistości politycznej eliminuje możliwość wystąpienia
w obszarze jej obowiązywania procedur godzących w jej integralność. W przypadku
tzw. demokracji parlamentarnej system posiada wbudowane weń liczne ograniczenia,
które formalnie (np. 5-cio procentowy próg wyborczy), bądź materialnie
(konstytucyjne ograniczenie swobody zrzeszania) uniemożliwiają krystalizację
postaw politycznych nacelowanych na zniesienie status quo. Ustawowe regulacje
określające finansowanie partii politycznych mają również na względzie
zredukowanie do minimum szans na uzyskanie rozgłosu przez te podmioty, ze strony
których groziłaby ewentualna destabilizacja panującego porządku. Dodatkowym
elementem odgrywającym w tej dziedzinie rolę konformizującą są również rozliczne
nieformalne i zwyczajowo ukształtowane procedury działań politycznych, które
prowadzą do wykluczenia poza sferę efektywnego oddziaływania wszelkich żywiołów,
które choćby potencjalnie stanowiły zagrożenie istniejącej homeostazy.
Znakomitym przykładem działania takich mechanizmów była w okresie ?zimnej wojny?
rzeczywistość włoskiej sceny politycznej, na której, mimo nieustannego
pozostawania przez WłPK drugą co do wielkości siłą polityczną kraju, komuniści
utrzymywani byli w całkowitej izolacji od procesów realnego sprawowania władzy
płacąc jednocześnie cenę bycia tolerowanymi na przedpokojach ośrodków
decyzyjnych koniecznością stałego oczyszczania własnych szeregów z elementów
radykalnych (wymieńmy choćby przypadek grupy Il Manifesto, wykluczonej z
szeregów partii przez jej kierownictwo za próbę poparcia europejskich ruchów
rewolucyjnych przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych) oraz
stopniowego rezygnowania z tożsamości ideowej (ewolucja od dość radykalnego
leninizmu, przez eurokomunizm, ku postawie socjaldemokratycznej). System
prezydencki jest w tej kwestii mniej obłudny i poza nie braną przez nikogo na
poważnie deklaracją o reprezentowaniu przez urzędującą głowę państwa interesów
ogółu obywateli nie pozostawia on wątpliwości, w czyim imieniu sprawowana jest
realna władza w państwie. W tej perspektywie przejście do jawnie autorytarnych
form politycznej organizacji życia społecznego staje się niezwykle płynne, co
podkreślając, Teoria Krytyczna stawia jednocześnie tezę o istotowo autorytarnej
formie rzeczywistości politycznej rozwiniętego społeczeństwa burżuazyjnego.
Mieszczaństwo, utożsamiając własny interes z uniwersalnym interesem
ponadhistorycznego Rozumu zamyka swe polityczne uniwersum dla wszelkich
heterogenicznych względem niego żywiołów przenosząc zmaganie z nimi z
płaszczyzny polityki na płaszczyznę regulowaną kodeksem karnym. Gdzie kończy się
akceptacja dla tego, co zastane, tam pojawiają się Urząd Ochrony Konstytucji,
sędziowie ze Stammheim, bądź specjaliści od działań ?antyterrorystycznych?.
Każdy akt, który chce uchodzić za polityczny musi więc z konieczności spełniać
wobec panującego systemu funkcję afirmatywną.
Podobnie, zdaniem Teorii Krytycznej, ma się rzecz z samymi zamierzeniami
politycznych podmiotów. Większość z nich, już w momencie konstytuowania się
akceptuje werbalnie lub przynajmniej milcząco nienaruszalność struktur, w
obrębie których zamierza funkcjonować. Apostrofy do poszanowania tzw. porządku
konstytucyjnego obecne są w dokumentach programowych i bieżących najbardziej
nawet odległych od siebie politycznych przeciwników. Pojedyncze osoby decydujące
się na aktywny udział w życiu politycznym muszą z góry zgodzić się na
nienaruszalność ustanowionych bez ich udziału reguł pod rygorem marginalizacji
bądź wręcz uniemożliwienia działalności. Zdarzyć się jednak mogą sytuacje, w
których, czy to na skutek niskiego poziomu rozpoznania rzeczywistości przez dany
podmiot, czy też wobec chwilowego osłabienia konformizujących funkcji systemu,
na politycznej scenie pojawia się żywioł, którego uświadamiane cele wykraczają
poza dozwolony zakres dopuszczalnych zmian. W tym drugim przypadku, przywrócenie
równowagi następuje oczywiście natychmiast po zregenerowaniu się represyjnego
potencjału struktur panowania, które dzięki kombinacji różnych form przymusu i
technik perswazyjnych eliminują wszelkie ślady skażenia heterogenicznego. W
pierwszym natomiast przypadku, panujący układ interesów świadomie dopuszcza
krystalizację takiego podmiotu, pozwalając mu na zogniskowanie wokół siebie
maksymalnego potencjału społecznej negacji skierowanej przeciwko podtrzymującym
status quo fundamentom. W następnym kroku, gdy kształtujący się podmiot nabierać
zacznie trwałych form instytucjonalnych, system uruchamia cały szereg procedur
oddziałujących na indywidualną i zbiorową świadomość konstytuujących go
jednostek, których celem jest bądź prozaiczna korupcja, bądź też, zapewnienie
poczucia swoistej wyjątkowości i realnego wpływu na otaczającą rzeczywistość, za
które ceną jest stopniowa rezygnacja z najbardziej radykalnych celów, których
osiągnięcie, świadomość pozostającego obiektem takiej manipulacji podmiotu
przesuwa w coraz bardziej nieokreśloną przyszłość, co ostatecznie kończy się
przyjęciem powszechnie obowiązującego konceptu ideologicznego o wspólnej pracy w
imię lepszej przyszłości.
Jednocześnie, pod naciskiem tego procesu, wewnątrz samego podmiotu dokonuje się
proces stopniowej marginalizacji i eliminacji elementów nonkonformistycznych,
których stanowisko staje w coraz ostrzejszej opozycji wobec zaczynającej
przeważać tendencji do koegzystencji z jeszcze tylko werbalnie kontestowanym
systemem. Dzieje się to pod hasłami walki z integryzmem czy dogmatyzmem, które
to określenia odzwierciedlają wzrastającą niechęć, którą do depozytariuszy
ideowej zawartości wczorajszych haseł odczuwają prący do skorzystania na flircie
z establishmentem. Cały proces kończy się wintegrowaniem w istniejące struktury
panowania większości pierwotnie destruktywnego potencjału, który w sposób dla
siebie prawie niezauważalny staje się dodatkowym spoiwem konserwatywnej tkanki
społecznej. Tak oto szlachetna wiara w możliwość lepszego świata przekształca
się w pragnienie osiągnięcia indywidualnego sukcesu.
Teoria Krytyczna nie omieszkuje również skierować swego analitycznego ostrza na
współkonstytuującą politykę sferę pojęciowości. Rozważenie zasadniczych dla
praktyki i teorii polityki określeń i twierdzeń prowadzi frankfurtczyków jedynie
do wzmocnienia przekonania o zasadniczo ideologicznym charakterze całej sfery.
Analiza słownika polityków czy też języka propagandy ujawnia bowiem, iż bez
względu na głoszone poglądy, politycy odgrywający jakąkolwiek istotną rolę
posługują się zazwyczaj zaskakująco podobnymi zestawami znaczeń, w których na
przykład poszczególne pojęcia wartościujące zyskują zazwyczaj zbieżne, jeśli nie
wręcz identyczne zabarwienie. Ta wspólna aksjologia czerpie rzecz jasna swoje
uzasadnienie z istniejącej rzeczywistości i, tym samym, zasadniczo uniemożliwia
w tym języku wyartykułowanie jakiegokolwiek poglądu podważającego jej roszczenie
do powszechnego obowiązywania. Takie słowa, jak racja stanu, dobro publiczne,
interes narodowy, czy szereg innych zawierają w sobie ogromny potencjał
tłumienia heterogenicznych aspiracji społecznych a zgoda na ich jednolite
wartościowanie przez wszystkich uczestników politycznego dyskursu powoduje, że
istniejące między nimi rozbieżności okazują się jedynie kontrowersjami wokół
dróg, jakimi zbiorowość powinna podążać ku niepoddawanemu refleksji celowi
wyznaczanemu przez panujący układ interesów. W tej perspektywie staje się
zrozumiałe dlaczego, przedstawiane jako decydujące o kształcie społecznego bytu,
wielkie debaty polityczne, przy głębszym wejrzeniu okazują się jedynie
prozaicznymi swarami wąskogrupowych egoizmów, które, w zależności od sytuacji,
bez żenady zapożyczają od swych rzekomo zajadłych wrogów środki i metody
prowadzenia politycznej walki. Skoro zasadniczy cel wysiłków zorganizowanego
społeczeństwa wyłączony jest spod dyskusji za pomocą milczącej zgody na wspólny
zestaw realnie afirmowanych wartości, cały potencjał, jakim dysponują olbrzymie
struktury politycznych instytucji nakierowywany jest na nieistotne z punktu
widzenia trwałości mechanizmów panowania i zniewolenia konflikty, których
terapeutyczna rola polega na sprawianiu wrażenia, że dzięki nim właśnie
społeczeństwo, poprzez swych faktycznych lub mniemanych reprezentantów
wypracowuje rzeczywistą, podmiotową tożsamość ogólności. Teatralny gest
parlamentarzysty zapewnić ma obywatela, że ciało przedstawicielskie naprawdę
realizuje żywotną dla interesu ogólnego misję. Jeśli nawet pojawiają się co do
tego wątpliwości, poseł zawsze jeszcze może zacząć krzyczeć. Najdonioślejszy
nawet głos nie jest wszakże w stanie zagrozić milcząco przyjętym regułom.
Taką kondycję polityki podtrzymuje, zdaniem Teorii Krytycznej również
politologia. Wracając do marksowskiej analogii można powiedzieć, że tak, jak
klasyczna ekonomia polityczna zaciemniała obraz sfery własnej przedmiotowości
używając niekrytycznie pojęć wykształconych przez rzeczywistość produkcji i
wymiany, tak też współczesna nauka o polityce konserwuje wykształcone przez
dominujący dyskurs określenia nadając im status realnej egzystencji i
uniemożliwiając tym samym postawienie pytania o ich własne uzasadnienie.
Tymczasem próba odnalezienia rzeczywistej społecznej treści pojęć
politologicznych odsłania ich ideologiczny charakter, którego celem jest
uniemożliwienie zakwestionowania rzekomej powszechnej ważności uprawianej za ich
pomocą refleksji. Tak na przykład definiowanie polityki, jako walki o władzę z
konieczności zdejmuje z porządku dziennego pytanie o zasadność koncepcji,
zgodnie z którą społeczeństwa muszą być kierowane i zarządzane przez dominujące
nad nim instytucjonalne struktury, które ze swojej istoty zachowują się wobec
obywateli, jak depozytariusze tajemnej wiedzy o regułach urządzania świata
ludzkiej egzystencji. Jeśli politolog stwierdza, iż obywatel chcący odegrać
aktywną rolę w kształtowaniu sfery publicznej musi zgodzić się na uczestnictwo w
działaniach nakierowanych na zdobycie władzy przez grupę ludzi o zbieżnych z
jego własnym interesach, wówczas, jest on zobligowany do przyjęcia (choćby w
formie tymczasowej hipotezy) założenia, iż jedynym uprawnionym sposobem
osiągania przez ludzi swoich dalekosiężnych celów jest zdominowanie i
represjonowanie manifestowanych przez innych pragnień, które pozostają w
niezgodzie z jego własnymi. Podobnie dzieje się w przypadku analizy pojęcia
suwerenności, z którego społecznego znaczenia wynika, iż tylko pewne, ściśle
określone i historycznie ukształtowane grupy ludzi posiadają w skali globalnej
pełne prawa podmiotowe. Określenie suwerenności z założenia wyklucza postawienie
pytania o jego społeczną zasadność, podczas gdy jednocześnie przechodzi do
porządku dziennego nad współczesną rzeczywistością światowego rynku, w której
staje się ono jedynie listkiem figowym przykrywającym oczywisty fakt wyłącznej
globalnej suwerenności interesu międzynarodowych monopoli. Innego rodzaju zarzut
postawić można grupie pojęć odnoszących się do sfery politycznego dyskursu,
które z kolei zamazują jego ograniczoną skuteczność w dziedzinie artykułowania
rzeczywistych sprzeczności występujących w tkance społecznej. Samo pojęcie
dialogu politycznego jest już w tym przypadku z gruntu mylące, gdyż zakłada ono
milcząco, że odnosi się do rzeczywistego procesu rozmowy czy dyskusji między
różnorakimi podmiotami życia społecznego, które w jej trakcie konstatują
istniejące między nimi rozbieżności w celu rozpoznania stopnia, w jakim
uczestniczą one w ponadpartykularnej prawdzie, ku której wspólne przybliżenie
się stanowić ma nadrzędny cel dyskursu. Takie założenie usuwa w cień zarówno
fakt zasadniczo konfrontacyjnej a nie dialogicznej charakterystyki walki
politycznej, której celem jest zwycięstwo, a nie prawda, jak również oczywistą z
punktu widzenia społecznej analizy rzeczywistości niesprowadzalność
antagonistycznych interesów grup i klas do powszechnie akceptowanego uniwersum
wspólnych preferencji i wartości. Definiowanie poszczególnych cech pożądanej
formy politycznego dialogu zapoznaje fakt, iż w postaci, w jakiej on sam
chciałby się postrzegać jest on zasadniczo niemożliwy. Podobnie rzecz się ma ze
szczegółowymi terminami, takimi choćby jak kompromis. Samo określanie
politycznego kompromisu w kategoriach wzajemnego rezygnowania przez poszczególne
podmioty z części swoich zamierzeń zakłada z góry, iż istnieje możliwość, że
poszczególni aktorzy politycznej sceny chcą i potrafią za pomocą racjonalnych
procedur określać zakres swoich konstytutywnych interesów, a co za tym idzie, że
są w stanie wydzielić ze swoich programów określony fundament, który odniesiony
do rzekomo istniejącego interesu ogólnego ukaże swą ponadpartykularną istotność.
Ponadto, pojęciu kompromisu towarzyszy przekonanie, że poszczególne strony
najważniejszych dla danego społeczeństwa kontrowersji politycznych, świadomie
bądź nieświadomie, realizują poprzez swoje akty powszechnie obowiązujący jako w
pewien sposób apriorycznie uzasadniony projekt społeczny, a pojawiające się
różnice zdań są jedynie wynikiem występującego u każdej ze stron, pod postacią
tajemniczego przekleństwa epistemologicznego, braku zdolności uniwersalnego
oglądu, która z równie zagadkowych przyczyn ma jakoby przysługiwać różnorakim
formalnie ustrukturowanym instytucjom przedstawicielsko-reprezentacyjnym. Sama
próba budowania teorii uzasadniającej możliwość kompromisu przysłania oczywisty
dla Teorii Krytycznej fakt, że w świecie rządzonym przez zasadę partykularnego
interesu, tam gdzie kompromis byłby rzeczywiście pożądany, tam jest w istocie
niemożliwy, a tam gdzie z kolei jest on możliwy, okazuje się po głębszej
analizie zgoła niepotrzebny. Odkrycie tego rodzaju prawdy byłoby jednak
dojmującym ciosem w system, który w swoich narcystycznych autoprezentacjach
ukazuje się jako w pełni uzasadniony właśnie dlatego, iż w najpełniejszej
postaci umożliwia on permanentne realizowanie się cząstkowych kompromisów, które
w efekcie konstytuują obszar powszechnej zgody. I choć filozofia europejska
dawno już podważyła rzekomą oczywistość tego pojęcia, współcześni politolodzy
usiłują nie zauważać, iż Umowa społeczna Rousseau nie jest ostatecznym punktem
dojścia śródziemnomorskiej refleksji nad zagadnieniami społecznego bytu.
Wystawia to, jak podkreślają frankfurtczycy, niekrytyczną myśl mieszczańską z
jednej strony na częściowo uzasadnioną, acz w praktyce złowrogą w
konsekwencjach, krytykę ze strony neokonserwatyzmu, z drugiej zaś - na
konieczność coraz bardziej apologetycznego ustosunkowywania się do istniejącej
rzeczywistości, co prowadzić musi do wyjałowienia dyskursu teoretycznego z
jakichkolwiek, poza czysto ideologicznymi, walorów. Na swoje pocieszenie, może
jedynie politologia uświadomić sobie, iż jej obecny stan odzwierciedla tylko
punkt, do którego doszła cała formacja gospodarczo-społeczna i intelektualna,
która ją zrodziła. To nie zła polityka i zła politologia odpowiadają za kryzys
świata mieszczańskiego indywiduum, lecz to właśnie kres tego indywiduum ewokować
może jedynie ułomną politykę i fałszywą teorię, która próbuje ją uzasadniać.
Ostateczna diagnoza Teorii Krytycznej jest więc dość oczywista. Polityka, jako
realny fakt historyczny pojawiła się wraz z ukonstytuowaniem się indywidualnego
podmiotu ludzkiego działającego poprzez i w imię swego wąskoracjonalnie pojętego
interesu ekonomicznego. To tłumaczy dlaczego ta sfera życia społecznego, mimo,
iż charakterystyczna dla świata panującego mieszczaństwa, pojawia się już w
Grecji. Właśnie antyczny zoon politikon, jako pierwszy uświadamia sobie, że jego
działania w sferze ekonomicznej wymagają dla swojej trwałości pewnego
ideologicznego uzasadnienia w postaci wprowadzenia pojęcia racjonalnie
pojmowanego dobra powszechnego, które konstytuuje się w procesie nieustannego
dialogu między skonfliktowanymi przez pieniądz i wymianę interesami. Filozofia
starożytna usiłuje jeszcze dokonać intelektualnego uzgodnienia między
indywidualnym bądź grupowym egoizmem a uniwersalnymi zasadami ładu i
sprawiedliwości, co wobec antagonistycznego charakteru społecznych sprzeczności
prowadzić jednak musi do stopniowej abdykacji konkretu na rzecz spekulatywnie
osiąganego pogodzenia w sferze idei. Plotyński Absolut i jego późniejsza
schrystianizowana wersja stają się w ten sposób koniecznym punktem dojścia
teorii i praktyki politycznej społeczeństwa, które nie posiada narzędzi wglądu w
istotę własnej tkanki materialnej.
Pojawieniu się zalążków mieszczaństwa towarzyszy odnalezienie w greckiej polis
wymarzonego wzoru realizowania własnych interesów pod sztandarem troski o dobro
jednostki. Postać Machiavellego ilustruje jednak wyraźnie, jak większa
samoświadomość tworzącej się elity wymusza rezygnację z naiwnego optymizmu na
rzecz cynizmu mieniącego się odtąd politycznym realizmem. Im bliżej ostatecznego
triumfu, tym bardziej musi jednak tworząca się burżuazja brać na siebie
intelektualną odpowiedzialność za nowopowstający ład, który w imię własnej
stabilności przyjmuje coraz bardziej uniwersalistyczną przesłankę własnego
istnienia. Gilotyna powstać może bowiem najwcześniej w tym samym czasie, co
teoria umowy społecznej. W przeciwnym przypadku pierwsza spadłaby głowa
wynalazcy. Krwawo okupione zwycięstwo przechodzi nazajutrz do defensywy, a jego
retoryka polityczna zwraca się od marzeń o wolności ku nawoływaniom do
posłuszeństwa moralnym imperatywom, których źródło, jak jeszcze otwarcie się o
tym mówi, jest wszakże jedynie niedowodliwym postulatem. Gdy wobec narastającej
dysproporcji między obietnicą a rzeczywistością nawoływania stają się
nieskuteczne, pojawia się pokusa, by zrezygnować z jakichkolwiek obietnic na
rzecz zapewnienia, iż zostały one dawno spełnione. Intelektualny aparat
potrzebny do tej operacji staje się już jednak na tyle subtelny, iż wymyka się
ostatecznie własnym dysponentom. Odtąd polityka przestaje być nieprzejrzystą grą
a skonfliktowane społeczne żywioły zaczynają domagać się realnego w niej
udziału. Panujące interesy zmuszone są do ujawnienia swej represyjnej natury
dokładnie w tym momencie, gdy ludzkość po raz pierwszy uświadamia sobie realność
rzeczywistego wyzwolenia. Otwarta konfrontacja zostaje jednak zatrzymana wpół
drogi właśnie dlatego, że możliwy podmiot emancypacji nie zdaje sobie w pełni
sprawy z represyjnej istoty sfery polityczności. Skrojona na miarę co najwyżej
wczesnomieszczańskiego indywiduum polityka nie pozwala na wyartykułowanie w jej
kategoriach rzeczywistych postulatów wolności. Następuje teraz powolny proces
ubezwłasnowolniania historycznych możliwości, które skierowane w uregulowane
koryta politycznego dyskursu tracą większość swego wyzwolicielskiego potencjału.
Tworzące się na nowo uniwersum partykularyzmów nie ma już w sobie siły realnej
negacji, która charakteryzowała jeszcze rzeczywistość rodzącego się
mieszczaństwa. W stalowych objęciach technologicznej racjonalności współczesny
świat cywilizacji śródziemnomorskiej potrafi jedynie parodiować Greków. Procesy
kolejnych Sokratesów, transmitowane przez dysponujące satelitarną techniką
stacje telewizyjne, nie wywołują już kryzysów intelektualnych na miarę
platońskiej syntezy. Sama synteza została już zresztą wyegzorcyzmowana, choć z
drugiej strony, nikt nie dostrzega faktu, iż właśnie mocą narzuconej syntezy
uniwersum represji globalnej uzasadnia swój tytuł do panowania. To panowanie, to
właśnie społeczna treść pojęcia polityki pod koniec XX wieku. Właśnie z racji
swojego jednoznacznie represyjnego charakteru polityka stara się oczyścić własny
słownik z wszelkich pojęć, które by o takim właśnie charakterze przypominały.
Wszystko, co heteronomiczne zostaje albo zasymilowane, albo zmarginalizowane i
oddane na pastwę sensacyjnych reportaży i kiczowatych obrazków rodem z fabryki
złych snów, których kiczowatość zostaje pogłębiona jedynie tym, iż zawsze dobrze
się kończą. Polityka staje się komedią zarówno na ekranie, jak i na
dyplomatycznych salonach zamienionych w rewiowe proscenium. Tu kurtyna
podniesiona została na stałe, lecz jest to możliwe tylko dlatego, że kulisy są
już niedostępne nie tylko dla widzów, ale i dla aktorów. Za kulisami istnieje
bowiem rzeczywistość, z której realności nie zdaje już sobie sprawy nikt, kto w
jakimkolwiek stopniu uczestniczy w politycznym spektaklu. Z faktu istnienia tej
właśnie rzeczywistości usiłuje zdawać sprawę Teoria Krytyczna i właśnie dlatego
z konieczności sytuuje się tam, gdzie kategorie polityczne tracą swoją ważność.
Kategorie te nie są bowiem w stanie w jakikolwiek sposób opisać rzeczywistości
tych ludzi, o których w zakończeniu jednej ze swoich książek wspomina, cytując
Waltera Benjamina, Herbert Marcuse: ?Tylko przez wzgląd na pozbawionych nadziei
nadzieja jest nam dana.?
Odrzucenie polityki stawia przedstawicieli omawianego kierunku myślowego,
wywodzącego się wszak z marksowskiej tradycji filozofii wyzwolenia, w bardzo
trudnej sytuacji teoretycznej. Pod rygorem utracenia konstytutywnej dla tego
nurtu perspektywy ludzkiej emancypacji, Teoria Krytyczna musi zaproponować nowy
paradygmat społecznej praxis, której roszczenie do historycznej ważności
czerpałoby uzasadnienie właśnie z ponownego odnalezienia drogi ku
intersubiektywnie doświadczanej wolności. Wyrażana przez Marcusego świadomość
istnienia rozległego uniwersum ludzkiego cierpienia konstytuuje teoretyczny
horyzont całej interesującej nas formacji. W takiej sytuacji, krytyka polityki
musi stać się jedynie pierwszym etapem ruchu myśli, za którym z konieczności
powinna pojawić się propozycja nowego zdefiniowania wyzwolicielskiej praktyki
społecznej, która byłaby wolna od konstatowanych przez frankfurtczyków,
istotowych defektów dotychczasowych projektów. Po efektownym zademonstrowaniu
swoich zdolności krytycznych, Szkoła Frankfurcka staje przed o wiele
trudniejszym zadaniem skonstruowania całkowicie nowego paradygmatu globalnie
istotnej aktywności społecznej, która za punkt wyjścia obierałaby przekonanie o
niemożliwości pogodzenia czystego sumienia historycznego z akcesem do
proponowanych i istniejących form życia politycznego.
W tym punkcie pojawia się niewątpliwa rozbieżność teoretyczna wśród
najważniejszych przedstawicieli Teorii Krytycznej. Niektórzy, pozostając wierni
negatywnemu aspektowi tradycji szkoły, konstatują teoretyczną niemożliwość
skonstruowania jakiegokolwiek spójnego projektu praktycznego znoszenia polityki.
Inni próbują odnaleźć zarówno w teorii, jak i w dostępnej społecznej empirii
przesłanki uzasadniające podjęcie takiego wysiłku i sugerują możliwy kierunek
poszukiwań. I jedni i drudzy sytuują się ze swoimi rozważaniami w takim miejscu
uniwersum teoretycznego dyskursu, iż można potraktować ich wypowiedzi, mając
rzecz jasna stale na względzie ontologiczną i epistemologiczną specyfikę tego
myślenia, jako manifestacje pierwiastka pozytywności obecnego w krytycznej
refleksji nad pojęciem polityki.
Najbardziej radykalną formą kontynuacji krytycznej tradycji Szkoły Frankfurckiej
są myśli zawarte w późnych dziełach Theodora W. Adorna. Autor nie ma
wątpliwości, że w świecie, w którym ?żadna teoria nie może ujść rynkowi?
skonstruowanie spójnego projektu wyzwolenia musi skończyć się wchłonięciem go
przez totalizujący rozum tożsamościowy, który z konieczności prowadzić może
jedynie do multiplikowania form zniewolenia. Każdy postulat praktyczny, twierdzi
Adorno, jeśli tylko uzurpuje sobie prawo do ponadpartykularności, dziedziczy
jednocześnie brzemię nowożytnej pojęciowości, która stawia na porządku dnia
problem podporządkowania i dominacji. Z tej perspektywy nie tylko polityka nie
jest w stanie spełnić pokładanych w niej oczekiwań, ale również jakakolwiek inna
próba praktycznej uniwersalizacji emancypacyjnych pragnień musi w świecie
powszechnego utowarowienia prowadzić bądź ku porażce, bądź ku stworzeniu
kolejnej postaci społecznego bytu, w której reprodukuje się cierpienie i
represja. Powszechna wolność jest więc na obecnym etapie rozwoju historycznego
zarówno nieosiągalna, jak i niewyobrażalna. Jedynym rodzajem praktycznego
zaangażowania, które pozwala jeszcze zachować pewną dozę uzasadnionej nadziei
pozostaje wyłącznie działalność artystyczna, która przynajmniej teoretycznie
zawiera w sobie potencjał zdolny przezwyciężyć towarową formę istnienia. Również
jednak w tym przypadku potęga rynku wychodzi jak na razie obronną ręką z
kolejnych lokalnych konfrontacji i dziś obserwować można raczej postępujące
utowarowienie sztuki niż dezalienującą estetyzację życia społecznego. Wczorajsi
przedstawiciele awangardy stają się dziś bądź politycznie zaangażowanymi
artystami, bądź dostawcami towarów artystycznych, co w równej mierze prowadzi do
pozbawienia sztuki jej emancypacyjnego potencjału. W takiej sytuacji krytycznemu
umysłowi pozostaje jedynie zamanifestowanie moralnego sprzeciwu wobec
wszechogarniającego cierpienia i zniewolenia, co sprawia, iż adornowska wersja
Teorii Krytycznej przeistacza się w nieczyste sumienie współczesnej cywilizacji,
która posiada wszakże wystarczająco bogaty repertuar procedur racjonalizacji i
wypierania, żeby zagłuszyć ewentualnie pojawiający się zbiorowy psychiczny
dyskomfort. Co prawda Adorno sugeruje w paru miejscach, iż ów odruch moralnego
sprzeciwu posiada zawsze ponadpartykularny sens historyczny, nietrudno jednak
zauważyć, że jego siła konstytutywna posiada rozmach niewspółmierny do wyzwań
współczesności przez samego autora Dialektyki negatywnej konstytuowanych.
Praktyczne znoszenie polityki przyjmuje zupełnie inną postać w postulatach
najgłośniejszego przedstawiciela Szkoły Frankfurckiej - Herberta Marcusego. Ten
obwołany teoretykiem zachodnich ruchów kontestacyjnych filozof usiłował w swoich
dojrzałych pracach skonstruować jeśli już nie teorię, to przynajmniej zestaw
teoretycznych i praktycznych postulatów, które mogłyby stać się punktem
odniesienia dla ewentualnego realnego społecznego ruchu emancypacyjnego.
Podmiotem owego ruchu miał być początkowo ?wyklęty lud ziemi? krajów tzw.
Trzeciego Świata, później, młode pokolenie rozwiniętych państw kapitalistycznych
a w szczególności jego intelektualna elita uosabiana przez radykalny ruch
studencki, wreszcie - awangarda artystyczna. Marcuse przez cały okres powojenny
konsekwentnie utrzymywał, że radykalna zmiana społeczna jest w zasięgu ręki
współczesnego społeczeństwa, z tym jednak zastrzeżeniem, iż dokonać się ona musi
niejako poza główną sceną oficjalnego życia społeczno-ekonomicznego. Trudno
reasumować w tym miejscu różne koncepcje, które na przestrzeni ponad trzydziestu
lat zostały wypracowane przez autora Człowieka jednowymiarowego, można jednak
pokusić się o rekonstrukcję samej struktury projektowanego przezeń praktycznego
zniesienia panującego społecznego status quo.
Zdając sobie sprawę, iż podstawowe klasy istniejącego współczesnego państwa
industrialnego nie są w żadnym stopniu partykularnie zainteresowane drastyczną
przebudową dominującego układu stosunków społecznych, Marcuse sugeruje, iż
wyzwoleńczy impuls przyjść musi spoza dominujących instytucji politycznych
wyrażających interesy burżuazji i proletariatu. Diagnozując ten fakt pisze, że
?... pod konserwatywną podstawą ludową znajduje się substrat odmieńców i
outsiderów, eksploatowanych i prześladowanych ludzi innych kolorów skóry,
niezatrudnionych i niezatrudnialnych. Oni istnieją na zewnątrz demokratycznego
procesu, ich życie jest najbardziej bezpośrednią i najbardziej realną potrzebą
położenia kresu warunkom i instytucjom, które są nie do zniesienia. W ten sposób
ich pozycja jest rewolucyjna, nawet jeśli ich świadomość taka nie jest. Ich
opozycja uderza w system z zewnątrz i dlatego nie zostaje przez ten system
wykrzywiona. Jest elementarną siłą, która łamie zasady gry, a czyniąc to obnaża
ją jako grę oszukańczą. Kiedy łączą się oni razem i wychodzą na ulice, bez
broni, bez ochrony, po to, by domagać się najbardziej elementarnych praw
obywatelskich, wiedzą, że spotkają się z psami, kamieniami, bombami, więzieniem,
obozami koncentracyjnymi, nawet śmiercią. Ich siła kryje się za każdą polityczną
demonstracją na rzecz ofiar i porządku. Ów fakt, że zaczynają od odrzucenia
swego udziału w grze, może być faktem, który znamionuje początek końca pewnej
epoki.? Tak skonstruowany podmiot, poprzez radykalną odmowę współdziałania z
istniejącymi strukturami i instytucjami politycznymi czyni je nieadekwatnymi
wobec realnie występujących społecznych sprzeczności i tym samym podważa ich
skuteczność jako narzędzi represji. Agenci społecznej zmiany nie tylko nie
występują więc w roli podmiotów polityki, lecz również jako ewentualne
przedmioty pozostają poza zasięgiem wszelkich działań politycznych, co czyni je
odpornymi na procesy represyjnego konformizowania generowane przez współczesne
struktury panowania. Właśnie odmowa uczestnictwa a nie radykalny sprzeciw
otwierają szansę na przekroczenie zaklętego przez jednowymiarowy rozum
polityczny kręgu niemożności transcendowania przez praktyczny ruch społeczny
zastanych instytucji reprodukowania dialektyki panowania i niewoli. ?Wielka
Odmowa? nie jest i nie może być bowiem bierną rezygnacją z dochodzenia swoich
racji lecz przeciwnie - aktywną demonstracją odmowy uczestniczenia we wszystkich
tych strukturach życia publicznego, które panujący system konstytuuje jako
wyłącznie dopuszczalne formy artykulacji społecznych interesów. Miejscem
globalnie istotnego działania historycznego może być jedynie ten teren, który
nie został jeszcze skolonizowany przez instytucje panowania i dominacji, dlatego
też cechy owego działania pozostają niewyrażalne w kategoriach dyskursu
politycznego. Wolność zaczyna się bowiem tam, gdzie kończy się polityka.
Herbert Marcuse doskonale zdaje sobie sprawę z faktu, iż jego propozycje nie
mogą uchodzić za wystarczająco konkretne, by stać się bezpośrednią inspiracją do
podejmowania jednolitej, spójnej taktycznie i strategicznie praktyki wyzwolenia.
W dodatku, specyficzne poczucie realizmu każe mu z dużą dozą rezerwy zapatrywać
się na perspektywy ewentualnego ruchu emancypacyjnego w sytuacji gdy:
?Ekonomiczne i techniczne możliwości oficjalnych społeczeństw są wystarczająco
wielkie, by mogły one pozwolić sobie na kompromisowość i ustępstwa wobec ludzi
nędznych i uciemiężonych ... [a jednocześnie - T. R. W.] ... Ich siły zbrojne są
wyćwiczone i uzbrojone na tyle zadowalająco, by stawić czoła sytuacjom
wyjątkowym.? Wobec tych faktów Marcuse przyznaje, iż: ?Krytyczna teoria
społeczeństwa nie posiada idei, które mogłyby przerzucić pomost między
teraźniejszością i jej przyszłością; nie dając żadnej obietnicy i nie wykazując
się żadnym sukcesem pozostaje ona negatywna.? Nie jest to co prawda adornowska
rezygnacja teoretyczna, przyznać jednak trzeba, iż jak na proroka nowego zrywu
rewolucyjnego, autor ?Rozumu i rewolucji? pozostaje niebywale oszczędny w sferze
postulatów praktycznych. Przed jednowymiarowym człowiekiem zjawia się
wielowymiarowe kontinuum zmiennych, których wzajemne zależności pozostają w
dalszym ciągu nierozpoznane. Pragnienie wolności staje na skraju woluntaryzmu.
O wiele większy optymizm dostrzec można w projektotwórczej działalności Ericha
Fromma, który wiarę w człowieka i jego przyszłość uczynił konstytutywnym
elementem refleksji nad współczesnymi wyzwaniami ludzkości. Fromm jest
przekonany, iż zachodnia cywilizacja znalazła się w miejscu, w którym jedynie
natychmiastowe zrewidowanie praktycznie całej jej dotychczasowej aktywności
życiowej może przynieść ratunek już nie tylko pragnieniu wolności, ale wręcz
pragnieniu istnienia. Taka perspektywa zakłada optymistycznie, że racjonalny
namysł nad sytuacją ludzkości doprowadzić musi w bliskiej perspektywie do
ukonstytuowania się tak potężnego ?lobby? reprezentującego rzeczywiste interesy
człowieczeństwa, iż jego wpływ radykalnie zrewiduje podstawowe kierunki i zasady
światowej polityki. Jedyną rzeczywistą przeszkodą stojącą na drodze rozwoju
takiego scenariusza są, zdaniem Fromma, neurotyczne postawy ludzkie generowane
przez współczesną cywilizację, które jednak powinny powoli zacząć zanikać w
sytuacji, gdy osiągnięcia ?cywilizacji miłości? stawałaby się coraz bardziej
atrakcyjne nawet dla wybitnie destruktywnych typów psychicznych reprezentujących
mieszczański sadomasochizm.
Planowana zmiana społeczna nie ma być jednak, rzecz jasna, dziełem jednej,
elitarnej grupy duchowych przywódców, których racjonalistyczne zabiegi i
umiłowanie człowieka doprowadzą do jednorazowego, radykalnego przekształcenia
globalnych wzorów ludzkiej egzystencji. Przemiana społeczna musi, pod rygorem
własnej nieskuteczności, dokonywać się jednocześnie na wszelkich dostępnych jej
poziomach życia społecznego. Inspirowany doświadczeniami kontestacji lat
sześćdziesiątych Fromm podkreśla w tym miejscu ogromną rolę spontanicznych
inicjatyw oddolnych, działalności samorządowej i samopomocowej wskazując
jednocześnie, iż aktywność obywatelska musi stale wypływać z kreatywnych
inspiracji psychicznych, które są gwarancją, że ewentualne działania nie będą
zawierały w sobie pierwiastków nienawiści i destruktywności, które są przecież
fundamentami ekonomiczno-społecznego zniewolenia. W tym kontekście unika on
jednoznacznego odrzucenia możliwości wykorzystywania przez wyzwolicielski ruch
rewolucyjny istniejących instytucji życia politycznego, choć nietrudno zauważyć,
iż zdaniem Fromma, ich kształt skrojony jest na miarę destruktywnego charakteru
społecznego współczesności, co pociąga za sobą jedynie ograniczoną przydatność
do realizowania zamierzeń, których cele ufundowane są w zupełnie odmiennej
rzeczywistości duchowej.
Postulat wyłącznie kreatywnej i konstruktywnej motywacji procesu wyzwolenia każe
Frommowi wyrugować z zasobu postulowanych środków wszystkie te, które pochodzą z
dotychczasowych schematów rewolucyjnych. Schematy te, nie dość, że utraciły swą
historyczną aktualność, pozostają w oczywistej sprzeczności z postulowanymi
formami świadomości rewolucyjnej, dla których konstytutywne są takie pojęcia jak
umiłowanie życia czy też afirmacja każdej jednostkowej egzystencji osobowej.
Rewolucjonista dnia dzisiejszego musi nie tylko zapomnieć o niezbyt chlubnych
kartach historii zapisanych przez jego poprzedników, ale co więcej - musi
zachować swoją integralną postawę w konfrontacji z nieznającym żadnych
sentymentów systemem ugruntowanym na nienawiści do życia i neurotyczną fiksacją
na analno-oralnym świecie symboli stanowiących trzon wszechwładnej świadomości
fałszywej. Duchowe wymagania wobec potencjalnych aktorów społecznej sceny stają
się w ten sposób na tyle wygórowane, że pojawiają się pytania, czy ich
ewentualne spełnienie przez znaczący odłam społeczeństwa globalnego samo w sobie
nie wystarczyłoby do radykalnej przemiany biegu najważniejszych ludzkich spraw
oraz czy w ogóle są one spełnialne bez uprzednich ingerencji w same podstawy
społecznego bytu. Charakter tego typu pytań wydaje się niepokojąco retoryczny.
Erich Fromm, w odróżnieniu od innych autorów z kręgu Teorii Krytycznej decyduje
się na pójście jeszcze jeden krok dalej i zaprezentowanie swoich przemyśleń
dotyczących ewentualnych kształtów społeczeństwa przyszłości. Mimo, iż większość
jego postulatów raczej nakreśla pewien kierunek pożądanych wysiłków niż
oktrojuje konkretne rozwiązania, można odczytać w nich pewien pogłos zarówno
doktryn anarchistycznych, jak i niektórych pomysłów typowych dla utopijnych
socjalistów. Fromm zdaje sobie sprawę z kontrowersyjności podobnych pomysłów i
dlatego próbuje uzupełniać je dodatkowymi koncepcjami, co wikła go, jako
fundamentalnie przeciwnego wszelkim formom autorytarnej kontroli, w dość
kontrowersyjne pomysły szczegółowe, które jednakże składają się w pewną wyraźną
całość opartą na społecznym zarządzaniu własnością połączonym z maksymalnym
zwielokrotnieniem niewymuszonej, kreatywnej aktywności jednostek. Autor Ucieczki
od wolności zdaje sobie przy tym doskonale sprawę, z pewnej mgławicowości całej
koncepcji zaznaczając, iż praktyczne formy postulowanej całości społecznej
ujawnią się, zgodnie z najlepszą tradycją dialektyczną, dopiero w rzeczywistym
czasie samego ruchu. Fromm kreśląc swoją ?regulatywną utopię humanistyczną?
zostawia więc w niej wystarczająco dużo miejsca dla ewentualnych uzupełnień
inspirowanych bieżącymi wydarzeniami historycznymi, co pozwala całej konstrukcji
zachować charakter utopii otwartej i uniknąć zarzutów o dogmatyczny mesjanizm.
Tam gdzie Adorno widział nieprzezwyciężalne aporie Rozumu a Marcuse niewywrotne
struktury totalitarnego panowania burżuazji, Erich Fromm dostrzega nadzieję
pochodzącą z śródziemnomorskiej wiary w człowieka wzmocnionej najnowszymi
odkryciami psychologii. Przed takim, głęboko przeżywanym, humanizmem
skapitulować ma również polityka.
Wymienieni trzej autorzy są, jak się wydaje, najbardziej reprezentatywną próbką
tego, co w dziedzinie postulowanej praktyki społecznej miała do powiedzenia
Teoria Krytyczna. Widać stąd wyraźnie, że uprawianie radykalnej krytyki świata
polityki wytrącało tym samym z ręki frankfurtczykom większość narzędzi
konstruowania pożądanego kształtu ludzkiego uniwersum. W ich oczach tradycyjne
kategorie stworzone w celu określenia poszczególnych postaci zniewolenia nie
nadawały się do opisywania świata, w którym wolni ludzie realizują swe aspiracje
i potrzeby poprzez niezafałszowaną wymianę materialno-symboliczną. Zadowalające
sformułowanie postulatów transcendowania poza zastany horyzont burżuazyjnego
uniwersum wymagałoby bowiem skonstruowania całkowicie nowego aparatu
pojęciowego, którego analogia z kantowskim transcendentalizmem kończyłaby się
jednak właśnie tam, gdzie u królewieckiego filozofa pojawiał się formalizm - w
dziedzinie filozofii praktyki. Krytyka praktycznego rozumu dlatego właśnie nie
przekracza mieszczańskiego paradygmatu, że kiedy zaczyna dotykać zagadnienia
ludzkiego cierpienia - ucieka w abstrakcyjne formuły stosowalne jedynie w
świecie, o którym sama twierdzi, iż nic o nim nie może wiedzieć. Owocem
frustracji staje się koncepcja radykalnego zła, poza którą burżuazyjny Rozum
bezskutecznie będzie odtąd próbował wykraczać, czyniąc to tylko po to, by po raz
kolejny uznać się za pokonanego w konfrontacji z noumenami świata, który jest
wszakże jego własną, choć wyalienowaną konstrukcją. Ta sytuacja teoretyczna jest
dla Teorii Krytycznej oczywista i dlatego właśnie nie może ona sobie pozwolić na
kolejne nieodpowiedzialne próby, których ewentualny efekt pozostaje w tej
perspektywie łatwy do przewidzenia. W tym momencie jedynym wyjściem pozostaje
odwołanie się do najgłębszych marksowskich korzeni i uprzytomnienie sobie
współczesnego znaczenia 11 tezy o Feuerbachu. Stroniąca od politycznych
deklaracji, szacowna i po trochu ?profesorska? frankfurcka tradycja musi
wreszcie powrócić do historycznego punktu wyjścia własnych poszukiwań i
nieuchronnie postawić pytanie o rewolucję.
Historyczna konieczność rewolucji, jako warunku dalszego rozwoju społeczeństwa
globalnego nie jest w omawianej przez nas tradycji kwestią podlegającą
jakiejkolwiek dyskusji. Jednocześnie, równie oczywiste jest przekonanie o
błędności wszelkich teorii fatalistycznych głoszących jej nieuchronność na mocy
rzekomo istniejących, spiżowych praw historii. Jak pisał Marcuse: ?Łatwa
paralela historyczna z barbarzyńcami zagrażającymi panowaniu cywilizacji pozwala
przewidzieć bieg rzeczy; drugi okres barbarzyństwa może być także kontynuowaniem
panowania samej cywilizacji. Ale istnieje szansa, że w tym okresie historyczne
skrajności mogą spotkać się znowu: najbardziej rozwinięta świadomość ludzkości i
jej najbardziej wyzyskiwana siła. Jest to tylko szansa.? Ta szansa pozytywnego
historycznie rozstrzygnięcia starego dylematu socjalizm albo barbarzyństwo jest
tylko jedną z możliwych dróg dalszego rozwoju dziejów. W oczach większości z
omawianych autorów nie jest to nawet możliwość najbardziej prawdopodobna. Tym
istotniejsze staje się doprecyzowanie przewidywanego kształtu rewolucji a przede
wszystkim - ustosunkowanie się do fundamentalnego zagadnienia rewolucyjnej
przemocy. Przedstawiciele omawianej tradycji zajmują w tej kwestii na tyle
zróżnicowane stanowiska, iż nietrudno dostrzec, że sama teoretyczna zawartość
Teorii Krytycznej nie wystarcza do udzielenia jednoznacznej w tym względzie
odpowiedzi. Z jednej strony frankfurtczycy świadomi są nauk wywiedzionych z
doświadczenia Października, z drugiej, nikt z nich, poza Erichem Frommem nie
formułuje otwarcie postulatu rezygnacji z użycia wszelkiej przemocy w trakcie
realizowania rewolucyjnych celów. Chcąc uniknąć konieczności deklarowania się po
stronie zwolenników czy też przeciwników przemocy rewolucyjnej teoretycy
krytyczni stosują niezliczone wybiegi, których ostatecznym efektem jest
niemożliwość skonkretyzowania jakiegokolwiek spójnego w tej dziedzinie poglądu,
co z jednej strony naraża całą tradycję na niewybredne ataki konserwatystów
sytuujących Adorna w jednym rzędzie z porywaczami samolotów, z drugiej zaś,
przynosi rażące nadinterpretacje prowadzące do wulgaryzacji pojedynczych,
wyrwanych z całościowego kontekstu, tez Teorii Krytycznej, co w ostateczności
przynosi szkodę zarówno jej samej, jak i praktyce wyzwolenia.
Kwestia przemocy nie jest rzecz jasna obecna w rewolucyjnym paradygmacie na
skutek immanentnych cech przejawianych przez pojęcie wyzwolenia lecz zawsze
pozostaje w związku z aktualnie panującym modelem zniewolenia, którego
wewnętrzny potencjał otwartej i zakamuflowanej przemocy wymusza agresywne
zachowania żywiołów prących do emancypacji. W związku z tym, stopień
konieczności użycia siły w procesie jakościowego przekształcania społeczeństwa
zawsze zależny będzie od represyjności istniejącego porządku, co jednak w żadnym
stopniu nie ułatwia odpowiedzi na historycznie rodzące się wątpliwości, gdyż
niewiadomą pozostaje nieustannie właśnie ów potencjał represji panującej.
Pozorna "nierepresywność" systemu liberalno-demokratycznego może bowiem w chwili
jego śmiertelnego zagrożenia przekształcić się w przemoc o wymiarze
nieporównywalnym z jakimikolwiek w tym względzie osiągnięciami znanymi z
historii systemów autorytarnych. W takiej sytuacji okazuje się, że tylko realne
wyzwanie rzucone panującemu systemowi umożliwia trafną odpowiedź na pytanie o
granice koniecznej przemocy. Takie wyzwanie rzucono na przykład zachodniemu
społeczeństwu w latach sześćdziesiątych i nie wgłębiając się w tym miejscu w
szczegółowy wywód należy stwierdzić, że ówczesna optymistyczna wizja, iż system
rozpadnie się na skutek samego protestu moralnego wyrażanego przez strategię no
violence okazała się fałszywa. Oczywiście, porażka pierwszej fali kontestacji
nie oznacza konieczności opowiedzenia się po stronie postulatów krwawej
rewolucji, jednak nie trudno zauważyć, że tylko dalsza, dogłębna analiza
mechanizmów współczesnego zniewolenia może uchronić ewentualny ruch
emancypacyjny od powielania historycznych błędów. Teoria Krytyczna usiłuje być w
tej dziedzinie wyjątkowo rzetelna i nawet eschatologiczne koncepcje Fromma
trzymają się twardo realiów ukazując, że próba radykalnej zmiany dokonana przez
reprezentantów dominującej współcześnie formacji charakterologiczno-społecznej
mogłaby jedynie doprowadzić do powszechnej katastrofy. Za być może utopijnym
postulatem zrewolucjonizowania, czy raczej "uzdrowienia" świadomości jednostki
czai się ten sam niepokój i niepewność, które nie pozwalają innym
frankfurtczykom ani na apoteozę siłowej konfrontacji, ani na werbalne
zagwarantowanie skuteczności taktyki niestosowania przemocy. O ile nikt nie ma
wątpliwości, co do istnienia w samym rdzeniu współczesnych systemów panowania
skumulowanej przemocy, o tyle odpowiedź na pytanie o efektywny, a jednocześnie
zgodny z wyznaczonymi celami historycznymi sposób przeciwstawienia się jej nie
znajduje jednoznacznej odpowiedzi. Wydaje się jednak, że praktyka emancypacyjna
współczesnych społeczeństw nie czekając na definitywne rozstrzygnięcia
teoretyczne sama zaproponowała teorii nowe obszary poszukiwania rozwiązań,
których zgodność z intuicjami niemieckich profesorów warta jest
przeanalizowania.
Wydaje się oto, że owa praktyka podpowiada dziś niezdecydowanym i nieco
zagubionym myślicielom, iż, zgodnie zresztą z podstawową intencją teorii,
przekształcenie istniejących struktur panowania nie musi, jeśli w ogóle jeszcze
dzisiaj może, rozpocząć się od radykalnych przemian w węzłowych tych struktur
punktach. Wielowymiarowość nadchodzących procesów sugeruje bowiem, iż wraz z
dywersyfikacją postaw kontestujących status quo nastąpić musi jednocześnie
zróżnicowanie sposobów realnego negowania zastanego świata, a to z kolei
wyklucza możliwość znalezienia wystarczająco niskiego wspólnego mianownika,
który umożliwiałby zorganizowanie wszelkich działań wokół ściśle określonych
priorytetów. W tej sytuacji z jednej strony tracą znaczenie owe "najsłabsze
ogniwa łańcucha", z drugiej, tzw. strategiczne cele rewolucji okazują się
niemożliwe do wyraźnego zdefiniowania aż do momentu ich realnego osiągnięcia
przez proces historyczny. Otwiera to niespotykaną dotychczas w historii
możliwość "nieantagonistycznej" praktyki wyzwolenia polegającej na wykorzystaniu
w działaniach emancypacyjnych wszelkich luk powstających w wyniku postępującej
ekonomicznej, ekologicznej, społecznej i politycznej degradacji olbrzymich
fragmentów globalnej struktury społecznej, której główne filary wydają się
jeszcze całkiem stabilne. Mimo narastającej brutalizacji swoich działań
represyjnych, istniejący system nie potrafi wypracować skutecznych metod
postępowania z taką postacią sprzeciwu wobec jego logiki a nieuchronny zanik
możliwości obronnych formacji zdającej chylić się ku zachodniemu krańcowi
historycznego nieboskłonu przyczynia się do powstawania coraz poważniejszych
wyrw w jego żywotnej tkance. W takiej sytuacji, żywioły emancypacji powinny
poszukiwać takich form konfrontacji z systemem, w których nie jest on w stanie w
skuteczny sposób odwołać się do całej swojej mocy represyjnej. Prowadząc swoje
działania, aktywne podmioty społecznej zmiany znajdują się w stanie konieczności
stopniowego zwiększania swojego poziomu historycznej dojrzałości wykorzystując w
tym celu coraz obszerniejsze rejony, nad którymi interes panujący sprawuje już
włącznie iluzoryczną kontrolę. Taka strategia zakłada, że w rezultacie prowadzi
ona do stopniowego osłabienia przeciwnika i tym samym rozwiązuje problem
charakteru ewentualnego frontalnego starcia. Pytanie o stopień
prawdopodobieństwa takiego scenariusza wydarzeń posiada zaś z kolei swój zarówno
praktyczny, jak i teoretyczny wymiar. W wymiarze teoretycznym, refleksja nad
rewolucją musi skoncentrować się na postawieniu najistotniejszych pytań, takich
jak problem sensu i podmiotu historii czy aktualnych mediów realizowania się
ruchu dziejowego. Wymiar praktyczny, to z kolei nieustanne inicjowanie w każdym
odpowiednim do tego celu miejscu i czasie realnych działań emancypacyjnych,
które pozostawać muszą z kolei w nieustannym dialektycznym sprzężeniu z
każdorazowo osiąganym przez refleksję stopniem samoświadomości teoretycznej.
Rewolucja, którą niepewnie i półgębkiem zwiastuje Teoria Krytyczna nie może się
zacząć w żadnym określonym miejscu ani w żadnym określonym czasie jeśli nie trwa
już od dawna niezauważona w najbardziej rozwiniętych społeczeństwach
współczesnego świata. Rozpoznawanie objawów trwającego już procesu powinno stać
się w tej perspektywie ostatnim aktem refleksji Szkoły Frankfurckiej nad
społeczeństwem, którego teoretyczny model usiłowała ona od swojego zarania
skonstruować. Z przyczyn nie tylko biograficznej natury akt ten nigdy nie został
przez Teorię Krytyczną zrealizowany.
Ostatnia teza pozostaje w wyraźnej sprzeczności z popularnym poglądem łączącym
omawianą tradycję z wydarzeniami kontestacji lat sześćdziesiątych na Zachodzie.
I rzeczywiście, wydaje się, że rzetelna analiza istniejących w tym przedmiocie
powiązań prowadzić musi do zweryfikowania niejednokrotnie pochopnie czynionych
uproszczeń. Przede wszystkim, warto zwrócić uwagę na fakt, że mimo książkowych
pochwał i sugestii dotyczących dalszego postępowania frankfurccy intelektualiści
wyczekujący radykalnej zmiany społecznej nie odpowiedzieli na kontestację zbyt
gorącym entuzjazmem. Najmłodszy z nich, Jürgen Habermas uznał na przykład, że
studenckie zamieszki nie mają nic wspólnego z przedmiotem jego zainteresowań i
gromko przywoływał studentów na swe wykłady, choć z drugiej strony, ten sam
Habermas przyznawał w kwietniu 1968 roku, że: ?Na dłuższą metę (...) protest
studencki i uczniowski może ostatecznie unicestwić zmurszałą ideologię sukcesu a
tym samym obalić i tak wątłe, przetrwałe jedynie dzięki odpolitycznieniu
ludności, podstawy uprawomocnienia późnego kapitalizmu.? Herbert Marcuse z kolei
ograniczył się do wystawienia kontestatorom kilku niezobowiązujących laurek i na
tym poprzestał dochodząc do wniosku, iż kontrkulturowe wystąpienia ?nie wywołały
oczekiwanego efektu i były niewystarczające by zainicjować prawdziwie jakościową
zmianę.?
Trudno się zresztą owym myślicielom dziwić. Wychowani na klasycznej filozofii,
ale również na klasycznych koncepcjach rewolucji nie byli oni najwyraźniej w
stanie zaakceptować w praktyce całkowitej destrukcji dotychczasowych form
artykułowania interesów wyzwolenia. Z drugiej strony, bliższe przyjrzenie się
materii kontestacyjnych wystąpień musiało wywoływać sporą irytację swoim prawie
wyłącznie ?intuicyjnym? sposobem oglądu społecznej rzeczywistości prezentowanym
przez głównych animatorów wydarzeń. Późniejsza kapitulacja kontestacyjnego
żywiołu przed potęgą rynku i korumpującym czarem polityki wydaje się dodatkowo
usprawiedliwiać ten wyraźny brak entuzjazmu, którego ?przeoczenie? przez owych
teoretyków, którzy w dalszym ciągu usiłują łączyć rzeczywisty ruch kontestacyjny
z konkretyzacjami propozycji frankfurckich interpretować można tylko właśnie w
perspektywie teorii tłumaczącej przyczyny nieustannego pędu nauki mieszczańskiej
do utowarowiania wszelkich heterogenicznych z nią elementów. Nieszczęściem
Teorii Krytycznej nie było bowiem zaangażowanie się w podejrzany historycznie
eksperyment lecz przeciwnie - postawienie ewentualnym podmiotom zmiany
społecznej tak wygórowanych teoretycznie wymagań, iż ich spełnienie przez
jakikolwiek realnie występujący ruch społeczny stawało się nieomal niemożliwe.
To historiozoficzne niepowodzenie można jednak poddać głębszej analizie, w
trakcie której ukazują się przynajmniej kierunki, w jakich dalsze poszukiwania
pozytywnego rozwiązania mogłyby zostać przez krytyczną tradycję poprowadzone.
Jedną z takich możliwości jest zwrócenie uwagi na fakt, iż wszystkie opisywane
problemy wynikają, jak się wydaje, z tradycyjnego, bardziej heglowskiego niż
marksowskiego przekonania o "jednowymiarowości" globalnej dynamiki historycznej,
a co za tym idzie, o ?jednowymiarowości? możliwej praktyki wyzwolenia. Heglowski
racjonalizm zakłada bowiem, iż istnieje tylko jedna, uniwersalna prawda Rozumu,
której realizacja przyjąć może wyłącznie jedną, z góry określoną postać
spełnionej Historii. Ten skrajny determinizm, wzmocniony w okresie kształtowania
się tradycji marksowskiej przemożnym wpływem dwubiegunowej rzeczywistości
dojrzewającego kapitalizmu zaowocował przekonaniem o koniecznej jednolitości
historycznego podmiotu i jednorodności realizowanej przez niego praktyki
emancypacyjnej. Doświadczenie konfliktów społecznych schyłku epoki
kapitalistycznej prowadzi jednakże do refleksji, iż istniejący
techniczno-teoretyczny potencjał emancypacji nie wyklucza, a wręcz sugeruje
całkowicie inną wizję przekraczania teraźniejszości, którą charakteryzuje
wielokierunkowość i wielonurtowość procesu emancypacyjnego prowadzącego do
ukonstytuowania wielowymiarowego uniwersum postkapitalistycznej wolności. W tym
kontekście interesujące wydaje się przyjęcia założenia, że z niecierpliwością
wyglądany, nowy podmiot społecznej przemiany może okazać się nie tyle
zintegrowanym prądem społecznym charakteryzującym się jednolitością realizowanej
praktyki lecz raczej konglomeratem różnorodnych żywiołów, które z racji
zajmowania we współczesnym świecie, nieodpowiadającej ukonstytuowanym przez nie
postaciom własnej samowiedzy, upośledzonej pozycji społecznej, pozostają w mocy
przeprowadzenia radykalnych przekształceń świata społecznego, które będąc
subiektywnie jedynie narzędziami partykularnej emancypacji mogą stać się właśnie
jako konglomerat działań różnorodnych obiektywną postacią emancypacji
uniwersalnej. W takiej sytuacji pokapitalistyczny podmiot dziejów jawiłby się
raczej jako "koalicja" podmiotów lokalnych, co z jednej strony tłumaczyłoby
trudności z jego jednoznacznym zdefiniowaniem na płaszczyźnie teorii, z drugiej
zaś nakazywałoby zupełnie inne podejście do zagadnień społecznej praktyki
wyzwolenia. Trafność powyższego założenia potwierdzić może jednak ostatecznie
wyłącznie bieżąca działalność emancypacyjna realizowana w konkretnych warunkach
społeczno-historycznych.
Dalsze rozważania sięgają już jednak poza ramy nakreślone dla niniejszego
artykułu. Teoria Krytyczna wyczerpała bowiem swoją oryginalną płodność
intelektualną wraz z zakończeniem działalności przez jej największych
przedstawicieli. Przypadek Jürgena Habermasa wyraźnie wskazuje, iż kontynuacja
najważniejszych wątków tej tradycji wymaga nie tylko wybitnych walorów
intelektualnych lecz również pewnej, coraz rzadszej wśród współczesnego
środowiska akademickiego cechy polegającej na szczypcie dezynwoltury wobec
jakichkolwiek, poza intelektualnymi standardów. W tym kontekście owo wyczerpanie
nabiera odmiennego, niż w przypadku innych teorii znaczenia i z konieczności
odsyła nas ku tej sferze ludzkiej rzeczywistości, którą współczesny dyskurs
oficjalny usiłuje zamknąć w pojęciu polityki. Ten paradoks, iż dzieje tradycji
intelektualnej tak usilnie stroniącej od uwikłania się w politykę stają się
zrozumiałe wyłącznie przez pryzmat politycznych wydarzeń jest jednak paradoksem
tylko z pozoru. W rzeczywistości, osłabienie wpływów frankfurckiej tradycji w
dzisiejszym dyskursie intelektualnym może być bowiem znakomicie w jej własnych
kategoriach wytłumaczone. Nikt przecież silniej niż Teoria Krytyczna, nie
podkreślał w XX wieku wzajemnych zależności między rozwojem refleksji a
rzeczywistym ruchem dziejowym. Nikt inny również nie akcentował tak wyraźnie
konserwatywnych niebezpieczeństw czających się za z pozoru postępową maską
liberalnego społeczeństwa. Wreszcie, nikt inny nie wykazywał silniej istotowej
nieskuteczności wszelkich działań o charakterze politycznym, które czerpiąc
środki z arsenału wypracowanego przez panującą strukturę interesów każdym swoim
posunięciem afirmowały werbalnie kontestowany porządek. Można krytykować teorię
historyczną za jej niespójność, dogmatyzm, woluntaryzm, czy wreszcie wykazywać
jej efemerydalny charakter. Jeśli jednak teoria, w imię własnej rzetelności
otwarcie antycypuje możliwość swojego niespełnienia podając jednocześnie
ewentualne tego przyczyny i skutki, wówczas nie sposób przejść obok niej
obojętnie bez względu na to, jak trudne prawdy ma nam ona do przekazania.
Sugerowana literatura:
A.Ważniejsze źródła w jęz. polskim:
1. Szkoła frankfurcka, Kolegium Otryckie, t. I Warszawa 1985, t. II Warszawa
1987
2. Adorno Th. W. - Dialektyka negatywna, PWN, Warszawa 1986
3. Adorno Th. W. ? Minima Moralia. Refleksje z poharatanego życia, Wydawnictwo
Literackie, Kraków 1999
4. Adorno Th. W. - Teoria estetyczna, PWN, Warszawa 1994
5. Adorno, Horkheimer - Dialektyka Oświecenia, IFiS PAN, Warszawa 1994
6. Fromm E. - Mieć czy być, Rebis, Poznań 1995
7. Fromm E. - Rewolucja nadziei, PWN, Warszawa
8. Horkheimer M. - Społeczna funkcja filozofii, PIW, Warszawa 1987
9. Horkheimer M. ? Zmierzch, Książka i Wiedza, Warszawa 2002
10. Marcuse H. - Człowiek jednowymiarowy, PWN, Warszawa 1991
11. Marcuse H. ? Eros i cywilizacja, Muza, Warszawa 1998
12. Marcuse H. - Rozum i rewolucja, KiW, Warszawa 1966
B. Opracowania:
Jak dotąd, w jęz. polskim nie ukazała się żadna rzetelna monografia Szkoły
Frankfurckiej. Warto jednak zwrócić uwagę na:
1. Łoziński J. - Wstęp do: Szkoła frankfurcka, Kolegium Otryckie, t. I Warszawa
1985
Podstawową monografią w literaturze światowej pozostaje praca Martina Jaya - The
Dialectical Imagination. A History of the Frankfurt School and the Institute of
Social Research 1923-1950, Little, Brown and Company, Boston-Toronto 1973
(przekład na język niemiecki: Idem: Dialektische Phantasie. Die Geschichte der
Frankfurter Schule und des Instituts Für Sozialforschung 1923-1950, S. Fischer,
Frankfurt a/M. 1976)