Tekst pochodzi z czerwcowej Pracowniczej Demokracji nr 76 (128). Jest to jeden z gorszych numerów (a poprzeczka i tak nie jest podniesiona zbyt wysoko), gdyż w prawie całości jest poświęcony paradzie gejów. Na pierwszej stronie mamy zdjęcie Kaczyńskiego i hasło: "Kaczor stop!". Na trzeciej: "Prawa gejów sprawą ruchu pracowniczego", na szóstej wywiad z wiceprzewodniczącym Unii Lewicy -Szymonem Niemcem (która ostatnio podpisała umowę z SLD i popiera Cimoszewicza), na siódmej: "Stonewall -punkt zwrotny w historii ruchu LGBT (lesbijki, geje, biseksualiści, transsekualiści) a na dziesiątej recenzja książki Michała Witkowskiego "Lubiewo", która oczywiście dotyczy homoseksualistów. A ponieważ ostatnie dwie strony prawie nigdy się nie zmieniają - to treści homoseksualne stanowią 50 % całości. Jeśli gazetka ma ograniczoną pojemność - to jedne tematy wypierają inne i w tym przypadku mamy do czynienia z wyparciem i tak już śladowych treści poświęconych teorii marksistowskiej czy walk klasowych. W ostatnie dwie soboty mieliśmy do czynienia z dwoma paradami, w które aktywnie zaangażowała się PD. Pierwsza to parada gejowska, a druga to "pikieta antyfaszystowska" przeciwko paradzie normalności organizowanej przez wszechpolaków. 11 czerwca odbywała się też Ogólnopolska Konferencja Pracownicza nr 4 w której brali udział przedstawiciele wielu zakładów pracy z całej Polski - ale PD, jak i ogromna większość lewicowej rodzinki wybrała paradę. Sama parada jako miejsce pojednania pseudolewicy, gdzie obok siebie demonstrują działacze SLD, UL, SDPL i lewicowej rodzinki mało nas interesuje, więc nawet o niej nie pisaliśmy, ale ostatni sukces wszechpolaków zmusza nas do zabrania głosu. Lewicowa rodzinka bezkrytycznie włączyła się we współorganizowanie parady pod hasłem tolerancji. Ale każde działanie, czy to jest budowa domu czy budowa masowego ruchu musi być oparte o twarde niepodważalne fundamenty. Dla marksistów takim fundamentem jest walka klas. Próba zastąpienia tego tolerancją, jest z góry skazana na niepowodzenie. Bo tolerancja to akceptowanie zastanej rzeczywistości, a każdy działacz, a zwłaszcza rewolucjonista walczy o zmiany. Marksista nie może tolerować wyzysku, nie może tolerować istnienia klasy, która żyje z wyzysku, nie może akceptować sił politycznych, które akceptują wyzysk itd. Trudno oczekiwać, by hasła PD brzmiały wiarygodnie, gdy najpierw mówi o tolerancji dla mniejszości... a potem dodaje: "Nie może być tolerancji dla faszystów...", bo wtedy teoria jest niespójna, a przez to słaba i skazana na klęskę. W takim wypadku teoria przestaje mieć znaczenie praktyczne bo każdy może o sobie powiedzieć: "ja jestem tolerancyjny, ale nie może być tolerancji dla..." tak może powiedzieć faszysta, czy każdy polityk. A jeśli wszyscy jesteśmy tolerancyjni - to po co się kłócimy? Budowanie szerokiej koalicji w obronie tolerancji z polityków odpowiedzialnych za wojnę w Iraku (SLD, SDPL, UP) do niczego nie prowadzi - co najwyżej jest ostatnim kołem ratunkowym dla pseudolewicy, by przekroczyła wyborczy próg. Bo hasło: Kaczor stop! czy prawica stop jest straszakiem, który ma jednoczyć zawiedziony lewicowy elektorat, by jeszcze raz wybrał "mniejsze zło" i zagłosował na pseudolewicowych neoliberałów. Gdy bazujemy na walce klas - to mamy przejrzysty podział, kto jest z nami - a kto przeciwko. Marksizm polaryzuje scenę i zmusza każdego by się jasno określił, po której jest stronie. W sytuacji konfliktu klasowego, burżuj nie powie "ja też jestem komunistą" a jeśli powie, to będzie to musiał udowodnić czynem - przekazując swoją fabrykę robotnikom. Marks dokonał naukowej analizy kapitalizmu i dowiódł, że jest to tylko jeden z kolejnych systemów klasowych, który kiedyś zostanie obalony. Cały problem z paradą gejów polega na tym, że w sytuacji podziału na "tolerancyjnych" i "normalnych" radykalna lewica musi akceptować różnych fałszywych przyjaciół. Na swobodę seksualną mogą sobie pozwolić przede wszystkim klasy posiadające i zapewne wielu uczestników parady żyje na co dzień z wyzysku. Wspólne demonstrowanie z nimi pod hasłem "jedności przeciw Kaczyńskiemu" przypomina skompromitowane przed wojną fronty ludowe. Koncentrowanie się na homoseksualizmie jest też doskonałym prezentem dla Giertycha, który wreszcie może budować masowy ruch. Młodzież Wszechpolska zawsze działała na granicy prawa i wielokrotnie pojawiały się próby jej delegalizacji. A tu nagle Giertych ma pretekst by zorganizować masową demonstracje (jak na MW) i pewnie będzie się tego trzymał - tak jak komisji śledczej. O ile skrajna prawica była do tej pory raczej marginesem, to na fali kampanii przeciw homoseksualistom zaczynają rosnąć. Próby zatrzymania Giertycha przez PD skończyły się żałosną klęską. Gdyż wobec (od 800 do 3000) wszechpolaków było 30-50 PD i gdyby nie ochrona policji -to doszło by do linczu. Chowanie się za policją nie jest raczej przejawem działalności rewolucyjnej i na pewno nie przyczyni się do powstrzymania rosnących wpływów MW. Nie zrobią tego też hasła takie jak "Precz z faszyzmem" czy "MW wylęgarnia faszyzmu". Prawica często próbuje skompromitować demonstracje alterglobalistów, mówieniem "Che Guevara to był zbrodniarz", "W ZSRR były łagry itd." I choć sami myślą, że używają bardzo mocnych argumentów, to jednak trafiają one w próżnie nie przynosząc żadnej szkody. Taka sama jest skuteczność haseł "antyfaszystowskich", osób które nie widzą nic złego w demonstrowaniu razem z politykami pseudolewicy odpowiedzialnymi za wojnę w Iraku -a równocześnie chcą walczyć z "faszystowską" MW, która wojnie w Iraku się przeciwstawiała. Obrona normalności jest dobrym hasłem propagandowym, gdyż sprzyja budowaniu masowego ruchu. A lewicowa rodzinka trzymając się kurczowo mniejszości, jeszcze bardziej od tych mas się oddala. Efektem tej kampanii będzie sukces wszystkich, którzy biorą w niej udział. Z jednej strony wypromuje się Giertych i MW, z drugiej Nałęcz i pseudolewica. A skrajna lewica jak zwykle pozostanie na marginesie. Odcięta od heteroseksualnej klasy robotniczej może co najwyżej agitować młodzieżowych antyfaszystów z oryginalnymi fryzurami. Na zakończenie więc chcemy powiedzieć, że jeśli ktoś chce zatrzymać MW, to na pewno nie tak jak robi to PD. W walce decyduje nie tylko ilość, ale też odpowiednia strategia, dzięki której możemy wybrać odpowiednie miejsce na bitwę. W 480 r. pne. doszło do morskiej bitwy pod Salaminą między Grekami a Persami. Flota perska była znacznie większa, a w dodatku perskie statki były większe od greckich. Ale Grecy na miejsce bitwy wybrali ciasne miejsce gdzie było pełno skał, gdzie duże statki perskie były bezradne i Persowie tą bitwę przegrali. Także cała walka partyzancka polega na walce niewielkich oddziałów przeciwko wielkim armiom. Na płaszczyźnie seksualnej, to Giertych więcej zyskuje. Jeśli chcemy go pokonać, to musimy mu narzucić swoje pole bitwy. Giertych wzorem trockistowskich postulatów przejściowych mobilizuje ludzi pod popularnymi hasłami "zakaz pedałowania" i "walka z korupcją" i doskonale wie, że jeszcze nie czas na wysuwanie postulatów maksimum, które go kompromitują. Jeśli chcemy walczyć z MW to po pierwsze musimy ją dobrze poznać i walczyć z nią na płaszczyźnie ekonomicznej. Udowodnić ludziom, że każda partia bazująca na kapitalizmie, a więc też LPR/MW nie jest w stanie rozwiązać żadnych problemów, które dręczą ludzi ubogich. Wobec potęgi kapitału zarówno Giertych, jak i inni są po prostu słabymi robakami, które w każdej chwili można zgnieść. Pomijając fakt, że na pewno Giertychowi ze wszystkich stron będą składać propozycje korupcyjne, a ten jak pokazał obiad w Częstochowie z Kulczykiem, łatwo się daje na to nabrać. A wystarczy, że raz weźmie w łapę i już staje się posłusznym barankiem wielkich korporacji, które w każdej chwili mogą go oddać na pożarcie kolejnej komisji śledczej. Zlikwidowanie bezrobocia czy podniesienie płac robotniczych wymaga działania wbrew kapitałowi a Giertych się na to nie zdecyduje. Tym samym więc kolejne wybory nic nie zmienią i kolejna ekipa się skompromituje. Bo czas płynie i jeśli po kilku miesiącach nie widać zmian - i obietnice nie są spełnione, to poparcie szybko spada itd. Na tej płaszczyźnie można skutecznie zatrzymać nie tylko MW/LPR - ale każdą partię akceptującą kapitalizm.
Andrzej Żebrowski
Rok w Unii Europejskiej: złamane obietnice
Obietnica nr 1 "Przybędzie miejsc pracy"
To był chyba najważniejszy argument, który zaważył na
sukcesie rządu w przekonaniu większości uczestników w referendum unijnym dwa
lata temu, by głosowali na "TAK". Tuż przed zeszłorocznym wstąpieniem władze
powtarzały - przybędzie miejsc pracy. I co? I nic. Podkreślając korzyści dla
zwykłych ludzi po roku w Unii Europejskiej premier Belka wymienił wzrost
eksportu i 23-procentowy (w porównaniu z 2003 r.) wzrost inwestycji
zagranicznych -najlepszy wynik od czterech lat. Dodał, że o 35 proc. wzrosła
liczba odwiedzających Polskę turystów zagranicznych. Ale miejsc pracy nie
przybyło.
Jak napisano na pierwszej stronie Gazety Wyborczej w artykule o rekordowych
eksportach: "Firmy nie potrzebują wielu nowych pracowników, bo szybko podnoszą
wydajność. A z kolei duże bezrobocie sprawia, że pensje w firmach szybko nie
rosną". Czyli pracownicy muszą intensywniej pracować ("podnoszą wydajność") a
pracowniczy strach przed zwolnieniem pozwala pracodawcom płacić mizerne pensje.
W dwóch zdaniach Wyborcza pokazała, że jeśli ktoś będzie miał korzyści z
członkostwa w UE, to duży biznes, a nie zwykli ludzie.
Na tej samej konferencji prasowej (27 kwietnia) minister ds. europejskich,
Jarosław Pietras, powiedział, że polska składka do budżetu UE wyniosła w 2004 r.
5,82 mld zł. Według ministra, transfery z Unii na rzecz Polski sięgnęły zaś 11,9
mld. Czyli nawet z ponad dwukrotnie większymi dochodami z Unii niż wydatkami na
Unię nie przybyło miejsc pracy. Ponadto wiemy, że zwykli ludzie się nie
wzbogacili, więc co się stało z tymi pieniędzmi?
W ostatnich tygodniach widzimy, jak najbogatsze państwa Unii chcą zmniejszyć
budżet UE. W przyszłości będzie zatem mniej funduszy dla takich krajów, jak
Polska.
Obietnica nr 2 "Można łatwo znaleźć pracę w krajach Unii"
Wcale nie tak łatwo. Belka powiedział, że tylko o 100 tys. osób zwiększyła się liczba osób pracujących za granicą. Trudno się dziwić. Nawet w samej Polsce niełatwo bezrobotnemu wprowadzić się do nowego miasta, znaleźć miejsce zamieszkania i pracę -a co dopiero zrobić to w innym kraju. Przekonali się o tym liczni Polacy, którzy pojechali do Anglii w 2004 r. w poszukiwaniu pracy, by w końcu spać na dworcu autobusowym Victoria lub na ulicach czy w parkach londyńskich.
Obietnica nr 3 "Rolnikom będzie dobrze"
Tylko niektórym rolnikom. Celem Unii jest wzmocnienie
polityki neoliberalnej, w wyniku której wzrastają różnice między bogatymi a
biednymi. Unia nie interesuje się niezamożnymi rolnikami. Dlatego gdy Belka
mówi, że polscy rolnicy otrzymali w ubiegłym roku ponad 6,5 mld złotych unijnej
dotacji warto wiedzieć, ze pieniądze te trafiają głównie do określonych grup
rolników. Nawet taki polityk establishmentu, jak Janusz Wójciechowski, były
lider PSL a teraz europoseł, powiedział o bilansie na wsi po wstąpieniu do Unii:
"gorzej mają rolnicy towarowi, dlatego że spadły ceny i ten bilans jest bliski
zera, a w niektórych przypadkach nawet niekorzystny". Rolnicy narzekają że
środki produkcji w rolnictwie podrożały w ostatnim roku. W ostatnich latach
instytucje międzynarodowe przewidywały, że polityka rolna Unii spowoduje
eliminację dwóch trzeci polskich gospodarstw rolnych.
Zostało to potwierdzone w artykule w "Irish Examiner" z 2 maja 2005 r. o
biednych rolnikach w takich krajach, jak Polska. "Jedną z największych obaw
[chodzi tu o zachodnie rządy] przed rozszerzeniem [Unii] był wpływ, jaki ci
wszyscy biedni będą mieć na Unię. Zgodnie z tym co się stało w Irlandii,
spodziewa się, że wielu z nich nie przetrwa."
Obietnica nr 4 "Swobody osobiste będą lepiej chronione"
Nieprawda. Chociaż jest prawdą, że prawa do aborcji czy bycia gejem lub lesbijką są lepiej przestrzegane w większości krajów starej Unii, nie znaczy to, że po wstąpieniu do UE te prawa zostały nam dane. Rządy Millera i Belki pozostały przy zakazie aborcji, a prawa gejów i lesbijek zostały jeszcze bardziej ograniczone. W dniu wstąpienia Polski do Unii, 1 maja 2004 r, miała się odbyć Parada Równości organizowana przez organizacje gejów i lesbijek. Demonstracja została odroczona przez miasto do czerwca, po czym prezydent Warszawy, Lech Kaczyński, ogłosił zakaz jej przeprowadzenia. Zamiast Parady, która od kilku lat liczyła do 4 tys. osób, odbył się wiec mniejszy o ponad połowę. Wstąpienie do Unii nie zagwarantowało demokratycznych praw gejów i lesbijek (ani demokratycznych praw w ogóle). Zdobędziemy te prawa jedynie wtedy, jeśli będziemy o nie walczyć przez wyjście na ulice w aktywnym proteście (patrz s.3).
Obietnica nr 5 "Nastąpi cywilizacyjny skok naprzód"
Niektóre państwa Unii obecnie prowadzą morderczą wojnę w
Iraku, w której zginęło ponad 100 tys. ludzi. Po 11 września 2001 roku "wojna z
terroryzmem" jest wykorzystywana, by w krajach Unii ograniczać prawa człowieka.
Parę tygodni temu sędzia w Londynie zadecydował, że informatyk i brytyjski
obywatel, Babar Ahmad, może być wydalony do USA na mocy ekstradycji. Jest
oskarżony m.in. o to, że wspierał finansowo "terroryzm" w Czeczenii. Według
nowej ustawy o ekstradycji z 2003 r. USA nie muszą podawać dowodów, gdy proszą o
wydanie obywateli brytyjskich. Ahmad jest zagrożony uwięzieniem w Guan-tanamo
lub wydaleniem do państwa-sojusznika USA gdzie może być torturowany, jak np.
Jordania, Uzbekistan czy Egipt.
Jeśli chodzi o stosunek do innych ludzi na świecie, Unia Europejska promuje
ksenofobię w postaci rygorystycznej polityki imigracyjnej - tzw. Fortecy Europy.
Już dziś przeznaczone są Polsce dziesiątki milionów euro by "uszczelnić"
wschodnią granicę Unii. Zamiast walczyć ze skrajną prawicą politycy głównych
partii politycznych w UE dostosowują się do jej rasistowskiej polityki i winią
imigrantów za takie problemy kapitalizmu, jak bezrobocie czy bezdomność.
Według niektórych główna polityka gospodarcza w Unii ma być bardziej
cywilizowana niż ekonomia anglosaska. Jednak nowa konstytucja europejska wpisuje
w beton neoliberalną politykę, która doprowadza do cięć socjalnych bezrobocia i
wzrostu nędzy. Dlatego opozycja wobec konstytucji jest tak ważna.
Obietnica nr 6 "Unia Europejska poprawi nasz standard życia"
Proces powstania Unii Europejskiej po drugiej wojnie
światowej miał za swój cel wzmocnienie kapitału zachodniego, w tym
zachodnioeuropejskiego. Po serii międzynarodowych kryzysów ekonomicznych od lat
70-ych coraz bardziej atakuje się osiągnięcia socjalne pracowników. Np. w takich
krajach Unii, jak Brytania, Niemcy, Francja i Włochy trwa próba ograniczenia
praw emerytalnych. Belka przyznał, że rok po wstąpieniu do Unii ceny wzrosły
"szybciej niż oczekiwano". W tej chwili Unia pozwoliła Polsce na okres
przejściowy, by stosować zredukowane stawki VAT na książki, produkty rolne i
usługi budowlane. Gdy okres ten się skończy ceny wzrosną jeszcze bardziej.
Gdy coś może poprawić standardy życia, jak np. obecna próba Parlamentu
Europejskiego wprowadzenia legislacji ograniczającej tydzień pracy do 48 godzin,
staje się niemożliwe rozpowszechnić to w całej Unii. Minister ds. europejskich,
Jarosław Pietras, powiedział: "Te poprawki w sposób oczywisty biją w Polskę.
Rozważymy przyłączenie się do koalicji blokującej, bo zdecydowanie opowiadamy
się za tym, żeby dawać możliwość przedłużenia czasu pracy."
A europoseł "lewicy" z SdPI Dariusz Rosati dodał: "Musimy uelastyczniać rynki
pracy, a nie nakładać na pracodawców kolejne ograniczenia." Możemy być pewni, że
w krajach Unii dyrektywa o 48 godzin nie będzie respektowana.
Unia nie jest po to, by dać więcej pracownikom. Przeciwnie. Unia jest wielką
machiną działająca na rzecz potężnych państw i wielkiego biznesu w każdym kraju
UE.
Andrzej Źebrowski