Tekst pochodzi ze strony http://www.socjalizm.org
Boian Stanisławski
Widmo barbarzyństwa
Minął pierwszy maja - święto pracy. Jeśli abstrahować od
fałszywego kontekstu jaki wokół niego próbują stworzyć w Polsce media głównego
nurtu, umieszcza-jąc jego korzenie w stalinowskim ZSRR, Międzynarodowy Dzień
Pracy wydaje się być doskonałym przyczynkiem do ważnych refleksji.
Obchodzony na całym świecie i cieszący się powszechnym uznaniem popularny "May
Day" to nie wymysł stalinowskich biurokratów, lecz ponad stuletnia tradycja
robotniczego protestu w obronie wszystkiego, co ludzkie. Co ciekawsze - a w
polskich realiach, gdzie USA przedstawia się jako wzór wszelkich cnót, wręcz
szokujące - inspiracją do obchodów tego święta była walka pracowników w...
Chicago. Ruch protestu jednoczył się wówczas wokół Federacji Organizacji
Robotniczych, która podjęła w 1884 roku uchwałę wzywającą rząd do
ośmiogodzinnego dnia roboczego i poprawy tragicznych warunków pracy. Termin
ultimatum wyznaczono na 01.05.1886 roku. Odpowiedzią władz i pracodawców były
niespotykane represje i prześladowania organizacji związkowych oraz ich
członków. Skutkiem tego był strajk generalny, pracodawcy zaś odmówili wszelkich
negocjacji z nadzieją, że głód zmusi pracowników do powrotu do pracy. Centrum
protestu była fabryka maszyn rolniczych w Chicago. Tam właśnie odbyła się seria
masowych demonstracji przeciwko nędzy i tragicznym, upokarzającym warunkom pracy
(zmiany trwały po 13 godzin) - w obronie ludzkiej godności. Policja traktowała
protestujących ostrą amunicją. Kulminacją orgii wojennej przemocy, jaką
urządziły władze federalne, była tzw. Masakra na Heymarkt. Nigdy nie udało się
oszacować dokładnie liczby ofiar, ale oscyluje ona pomiędzy 100 i 1000.
Historię tę warto - nawet w tak wielkim skrócie - dziś przypomnieć. Amerykańscy
robotnicy walczyli bowiem z oczywistym barbarzyństwem - mieszanką nagiego
ultrawyzysku z szalejącą nędzą, po oceanie której pływały eleganckie łodzie
rockefellerów. Widmo tego samego barbarzyństwa - uzupełnionego od tamtego czasu
dwoma wojnami światowymi i niezliczoną wręcz ilością wojen lokalnych - zagląda
nam w oczy ponownie.
Wiele osób - wbrew nachalnej propagandzie sukcesu - zadaje sobie trud analizy i
spogląda na rzeczywistość krytycznym okiem. Częstokroć jednak idzie spotkać się
z prostackim lekceważeniem problemu, oskarżeniami o uprawianie demagogii i
manipulację. Powstaje pytanie czy w dzisiejszym świecie przyzwoity człowiek może
sobie na taką reakcję pozwolić. Powątpiewającym polecam bardzo uważną lekturę
dalszej części tekstu.
Przyjrzyjmy się faktom. Prawie połowa mieszkańców Ziemi - blisko trzy miliardy
ludzi - bije się z rzeczywistością i stara się przetrwać za dwa dolary dziennie
[1]. Przypomnijmy, że niedawno opublikowane zestawienia Głównego Urzędu
Statystycznego przynoszą alarmujące wieści o ponad pięciu milionach obywateli
polski, którzy zmuszeni są do wegetowania za mniej niż osiem złotych dziennie.
Blisko 2/3 Polek i Polaków żyje poniżej minimum socjalnego, milion dzieci
wychodzi do szkoły na ogół bez śniadania, kolejny milion od urodzenia nie
słyszało o obiedzie [2]. III Rzeczpospolita nie wydaje się zatem odbiegać
zbytnio od standardów III świata. Złośliwiec rzekłby, iż podobieństwo nazw jest
nieprzypadkowe. Dla niezorientowanych - dwa dolary dziennie (około siedmiu PLN)
to równowartość biletu dobowego na przejazd komunikacją miejską w Warszawie,
kilograma brzoskwiń w Bułgarii, jednej bagietki w Paryżu, opłaty za skorzystanie
z ubikacji na rzymskim lotnisku Fiumicino.
To jednak dopiero początek wycieczki po bezkresie tragedii. Produkt Krajowy
Brutto - wskaźnik przez polski establishment traktowany jak relikwia -
czterdziestu ośmiu najbiedniejszych krajów świata to MNIEJ niż majątek trzech
najbogatszych indywiduów [3]. Ciekawe, że nikt nie zainteresował się zbadaniem
tej proporcji w Polsce. Liczby zaś mówią same za siebie - istnieją w Polsce
ludzie, którzy zarabiają 400 000 złotych miesięcznie, co z pewnością jest
rocznym budżetem na rozmaite wydatki socjalne, które są ciągle ograniczane.
Rozwarstwienie - lekceważone i traktowane w Polsce nie jako problem, lecz
symptom poprawy sytuacji [4] - osiągnęło już, w skali globalnej, niewyobrażalne
wręcz rozmiary. 20% mieszkańców tzw. krajów rozwiniętych, konsumuje 86% dóbr
światowych [5]! Pod tym względem najbliższa przyszłość zapowiada prawdziwy
koszmar. Jeśli spojrzeć na oficjalne statystyki Organizacji Narodów
Zjednoczonych nie sposób nie dostrzec galopującego tempa, w jakim patologia ta
się rozwija. W 1820 roku przepaść pomiędzy najbogatszymi i najbiedniejszymi
społeczeństwami świata była arytmetycznym stosunkiem 3:1. Na rok przed wybuchem
pierwszej wojny światowej proporcja ta wynosiła już 11:1. W 1950 roku 35:1, w
1973 44:1, a w 1992 już 72:1 [6]. Według ekspertyz różnych organizacji
pozarządowych i niezależnych naukowców dziś stosunek ten wynosić może nawet
250:1, choć brak w tej materii tak dokładnych danych. Międzynarodowa Organizacja
Zdrowia wciąż prowadzi prace badawcze; jednak nawet jeśli przyjąć, że liczba ta
może być o połowę mniejsza (co sugerowała niejednokrotnie Gazeta Wyborcza i
Rzeczpospolita) to sytuacja jest zatrważająca. Do tego obrazu warto dodać, że
"200 najbogatszych ludzi na świecie dysponuje razem ponad jednym trylionem [7]
dolarów. Jednocześnie 582 miliony ludzi - społeczeństwa czterdziestu trzech
najgorzej rozwiniętych krajów świata - mają do swojej dyspozycji tylko 146
miliardów" [8]. Oznacza to, że każdy obywatel np. Mozambiku musi przeżyć za
niepoliczalny doprawdy ułamek bogactwa, które bezproduktywnie dla ogółu zalega
na kontach jakiegoś bogacza! Tym, którzy upierają się przy obiegowej
neoliberalnej bzdurze o potrzebie otaczania ludzi zamożnych szczególną czcią,
gdyż ich bogactwo pozwoli pomóc potrzebującym, przedłużmy kolejny zatrważający
fakt. W jednym tylko roku 2000 z głodu zmarło 8 525 038 dzieci [9]. Tylu się
doliczono, wiadomo, że wielu zmarłych w ten sposób nie da się ująć w żadnych
statystykach. Bogaci się bogacili coraz szybciej, a rezultatem tego było nie
zmniejszenie biedy, lecz jeszcze szybsza i jeszcze bardziej masowa pauperyzacja.
Poza tym liczba ta to tylko dzieci! Zestawienie statystyczne zmarłych z głodu
dorosłych nastręcza trudności technicznych - około połowa mieszkańców Afryki
Subsaharyjskiej i niektórych regionów Azji Południowo-Wschodniej nie dożywa
bowiem 30 roku życia, co nie pozawala kwalifikować ich ani jako dzieci, ani jako
dorosłych. W wielu krajach zatem to, co w Europie i Ameryce Północnej uchodzi za
młodość, oznacza bolesne, agonalne, starzenie się i oczekiwanie na śmierć bez
dostępu do bieżącej wody, nie mówiąc już o najprostszych choćby lekach.
Tymczasem "obecne technologie agrarne - np. tzw. metoda holenderska - pozwalają
na wyprodukowanie wystarczającej ilości pożywienia dla 67 miliardów ludzi" [10]!
Na koniec dodajmy, że rząd brytyjski wydaje rocznie 26 milionów funtów
szterlingów na powstrzymanie produkcji żywności[11].
Przy okazji tak ogólnego oglądu kondycji społeczno-ekonomicznej świata warto
zadać kłam rasistowskiemu poglądowi, który wkracza nierzadko na płaszczyznę
akademicką w Polsce, jakoby patologie te dotyczyły jedynie nie umiejących się
rządzić plemion/ludów afrykańskich i azjatyckich [12]. Przyjrzyjmy się bliżej
temu, jak mają się sprawy w krajach, które przedkłada się nam jako jedyne godne
naśladowania wzory prawidłowej organizacji ekonomicznej i społecznej.
W Stanach Zjednoczonych, kraju zamieszkiwanym przez najbogatsze w historii
ludzkości społeczeństwo, 32 miliony obywateli żyło w 1988 roku (szczyt boomu
gospodarczego lat '80) poniżej tzw. poverty line - tamtejszego wskaźnika
ciężkiego ubóstwa. Blisko 1/5 noworodków przychodziła na świat w rodzinach
dotkniętych skrajną biedą. Pamiętać należy, że w statystykach mowa jest o
obywatelach USA, nie zaś o wszystkich ludziach terytorium to zamieszkujących,
którzy także żyją w urągających ludzkiej godności warunkach.
Wskaźniki rozwarstwienia społecznego są podobne jak w Gwatemali. Górna "półka"
to 20% obywateli, którzy są bardzo bogaci, zaś dolna to 20% obywateli, którzy
nie mają co jeść. Trzech najbogatszych ludzi w USA zarabia tyle, co 115 milionów
Amerykanów. Płace szefów zarządów dużych firm (CEO) wzrosły realnie od 1980 roku
o 500%, podczas gdy płace pracownicze w sektorze najgorzej zarabiających spadły
o 5%. Od czasów prezydentury Billa Clintona majątek 1% najlepiej sytuowanych
Amerykanów wzrósł realnie, aż o blisko 1/3. Jednocześnie systematycznie spadała
siła nabywcza amerykańskich pracowników - od 1979 roku o 2/3 - którzy dziś
pracują o 164 godziny w roku dłużej niż wówczas [13].
Obraz Stanów Zjednoczonych jako godnego naśladowania wzorca mętnieje jeszcze
bardziej, jeśli wziąć pod uwagę, że przyczyniły się one wydatnie do powstania
koszmaru, w jakim pogrążony jest dzisiejszy świat nie tylko ekonomicznie, ale i
militarnie. Oto lista krajów, które mocarstwo to zbombardowało od czasów drugiej
wojny światowej: Chiny 1945-46, Korea 1950-53, Chiny 1950-53, Gwatemala 1954,
Indonezja 1958, Kuba 1959-60, Gwatemala 1960, Kongo 1964, Peru 1965, Laos
1964-73, Wietnam 1961-73, Kambodża 1969-70, Gwatemala 1967-69, Grenada 1983,
Liban 1984, Libia 1986, El Salvador lata '80, Nikaragua lata '80, Panama 1989,
Irak 1991-99, Sudan 1998, Afganistan 1998 Jugosławia 1999 i w końcu Irak 2003
[14]. Wszystko to zaś w imię podboju rynków i poszerzania stref wpływów
gospodarczych. Wojny imperialne prowadziły także kraje europejskie, np. Francja.
Jednak prym USA jest niepodważalny. Slogany o "demokracji" schować należy między
bajki. W żadnym z wymienionych wyżej państw następstwem zbrojnej inwazji nie był
nigdy demokratyczny rząd ze społeczną legitymacją. Doskonałym tego przykładem
jest obecna sytuacja w Iraku. Jedynie Tomasz Lis, Ireneusz Krzemiński, Paweł
Śpiewak, George Bush lub pensjonariusz zakładu zamkniętego dla niedomagających
psychicznie pozwolić sobie może na stwierdzenie, iż w Iraku wybrano
"demokratyczny rząd". Trwająca wojenna pożoga nie tylko kosztowała życie blisko
100 000 Irakijczyków, ale także wydatnie zwiększyła nędzę, o czym już alarmują
organizacje międzynarodowe.
Na koniec zajrzyjmy na własne podwórko i przytoczmy jeszcze jedną ciekawostkę.
Oto w tzw. "bloku wschodnim" obiecywano ludziom, iż wolny rynek przyniesie im
pełnię szczęścia. Tymczasem w/g magazynu The Economist (listopad 1997) standardy
życia w Europie Wschodniej w przeciągu lat 1989-1994 spadły średnio o 46%. W tym
samym roku innym prestiżowy magazyn - Wall Street Journal - rozdzielał pochwały
za wysoki Wskaźnik Wolności Gospodarczej [15]. Najwięcej wyróżnień zdobyły
Singapur i Bahrajn - quasi-faszystowskie państwa policyjne.
Zataczająca coraz szersze kręgi barbarzyńska paranoja wymaga zdecydowanej
riposty! Raz na zawsze należy powiedzieć dość systemowi, w którym rządzi zysk
jednostki, wyniszczająca konkurencja, korupcja i przestępczość; w którym o
losach państw i społeczeństw decyduje grupa bogaczy w porozumieniu z
amerykańskim sztabem generalnym. Siłą społecznego ruchu pracowników i wszystkich
innych uciskanych warstw społecznych obalmy światowy reżim, w którym krajowe
rządy są niczym więcej jak agentami ubezpieczeniowymi wielkich międzynarodowych
koncernów. Zawalczmy odważnie tak jak przed wiekiem amerykańscy robotnicy
domagający się przecież jedynie minimum normalności...
Warszawa, 15.05.2005
Przypisy:
[1] Ignacio Ramonet, The politics of hunger, Le Monde diplomatique, November
1998
[2] http://www.pspr.republika.pl/glos/gr1.html Dokładne zbiorcze zestawienia
statystyczne znaleźć można na stronach http://www.stat.gov.pl/> GUS
[3] The State of the World's Children, 1999, UNICEF
[4] Tygodnik "Wprost" - każdy numer!
[5] 1998 Human Development Report, United Nations Development Programme
[6] 1999 Human Development Report, United Nations Development Programme
[7] Jedynka i piętnaście zer.
[8] Cytat za 2000 Human Development Report, United Nations Development Programme,
strona 82; tłumaczenie własne.
[9] http://www.jubilee2000uk.org/ - informacja na stronie głównej z 24.03.2001r.
[10] Interesting Stats; tłumaczenie własne
[11] http://www.newyouth.com/interestingstats.asp#Poverty
[12] Pogląd ten jakże często wypowiadany przez polskich polityków i
dziennikarzy, stał się powszechnym już usprawiedliwieniem dla tej tragicznej
sytuacji.
[13] Wszystkie dane w tym akapicie za http://www.newyouth.com/interestingstats.asp
[14] William Blum Państwo zła - przewodnik po mrocznym imperium, Warszawa 2003
[15] Index of Economic Freedom