Zbigniew Marcin Kowalewski
1965 - Che Guevara w partyzantce afrykańskiej
NA ODSIECZ REWOLUCJI KONGIJSKIEJ

"Dalej!" (Warszawa) nr 24, jesień 1997 r.

W 1965 roku, po wyjeździe z Kuby i przed pojawieniem się w Boliwii, Ernesto Guevara na czele 125 Kubańczyków wziął udział w walce zbrojnej z reżimem neokolonialnym w Kongo (Zairze). Po wycofaniu się z Konga napisał, że "zwycięstwo jest wielkim źródłem pozytywnych doświadczeń, ale jest nim również klęska", zwłaszcza klęska "cudzoziemców, którzy postanowili zaryzykować własne życie na nieznanym sobie terenie", "z którym byli związani jedynie więzami internacjonalizmu proletariackiego, stosując w ten sposób metodę walki nie mającą precedensu w dziejach wojen wyzwoleńczych".
W parę lat po śmierci Che Guevary władze kubańskie przyznały, że przebywał on w Kongo, ale nie ujawniły żadnych szczegółów, toteż epizod ten stanowił białą plamą w jego biografii. Gabriel García Márquez dostarczył garści dokładniejszych informacji w tej sprawie przy okazji desantu wojsk kubańskich w Angoli (1), a Carlos Moore uczynił to w sposób o wiele obfitszy, ale opierając się na źródłach, które często nie były godne zaufania (2). Dopiero niedawno, na podstawie wspomnień towarzyszy broni Che i jego nie opublikowanej książki, historię ekspedycji kubańskiej do Konga odtworzył meksykański pisarz Paco Ignacio Taibo II (3). [W dwa lata po napisaniu tego artykułu ukazała się wspomniana książka samego Guevary o jego walce w Kongo (4). Jej treść w całej rozciągłości potwierdza dane zawarte w naszym artykule. Później ukazała się również ważna i znakomicie udokumentowana praca naukowa Piero Gleijesesa, częściowo poświęcona kubańskiej operacji w Kongo (5).]
To, co się stało w byłym Kongo belgijskim w ciągu półtora roku po uzyskaniu przez nie w czerwcu 1960 roku niepodległości, było jednym z największych dramatów okresu dekolonizacji Afryki. Stawka była ogromna: w kraju tym decydowało się bowiem to, czy niepodległość krajów kolonialnych będzie ogniwem permanentnego procesu rewolucji narodowodemokratycznej i socjalistycznej, czy też skończy się zwycięstwem neokolonializmu. Interwencja wojskowa Belgii, zaaranżowana przez belgijski kolonializm secesja bogatej prowincji górniczej Katangi (Szaby), interwencja wojskowa ONZ, zabójstwo pierwszego premiera i zwolennika budowy jednolitego, prawdziwie niepodległego państwa, Patrice'a Lumumby, wojna ludu Luba z reżimem katangijskim wspieranym przez białych najemników, dwukrotne utworzenie w Stanleyville (Kisangani), a następnie, w styczniu 1962 roku, ostateczne obalenie rządu nacjonalistycznego - ani żadne z tych wydarzeń, ani wszystkie razem nie przyniosły rozstrzygnięcia. Rewolucja kongijska była wciąż zdolna do wzlotu.

POWSTANIA

Rozłam w łonie młodej kongijskiej elity politycznej, który rozpoczął się wraz z niepodległością, został doprowadzony do końca w 1963 roku, kiedy to prawe skrzydło usunęło ostatecznie z aparatów państwowych lewe skrzydło. To ostatnie, określające się jako nacjonalistyczne i lumumbistowskie, skorzystało z obalenia marionetkowego reżimu w byłym Kongo francuskim i w październiku 1963 roku utworzyło w Brazzaville Narodową Radę Wyzwolenia (CNL). Drugim zapleczem stało się Burundi. Zawiązało się tam trójprzymierze nacjonalistów z Jedności na rzecz Postępu Narodowego (UPRONA, partii Tutsich w tym kraju), Ruandyjskiej Unii Narodowej (UNAR, partii Tutsich zbiegłych przed "rewolucją Hutu", która dała początek procesowi ludobójczemu w Ruandzie) i kongijskiej CNL.
Lecz CNL na wygnaniu nie była jedynym ośrodkiem nacjonalistycznym. Na krótko przed jej utworzeniem Pierre Mulele, były minister w rządzie Lumumby, który następnie przeszedł szkolenie polityczne i wojskowe w Chinach Ludowych, zorganizował partyzantkę w Kwilu, na zachodzie kraju. W styczniu 1964 roku w prowincji tej wybuchło powstanie masowe pod faktycznie niezależnym od CNL kierownictwem Mulele. W kwietniu tegoż roku wybuchło kolejne powstanie, tym razem w Kivu, przygotowane przez Gastona Soumialota, przewodniczącego wschodniego oddziału CNL. Powstańcy opanowali tam szybko miasta Uvira i Fizi, ale nie zdołali zająć Bukavu. Z Kivu powstanie rozszerzyło się na Północną Katangę, której stolica Albertville (Kalemie) znalazła się na dwa i pół miesiąca w rękach Armii Ludowowyzwoleńczej (APL). Uzyskała ona wsparcie Ruandyjskiej Armii Ludowowyzwoleńczej (APLR), utworzonej przez UNAR wśród masy uchodźców Tutsi.
W lipcu i sierpniu APL pod dowództwem Nicolasa Olengi przejęła kolejno kontrolę nad prowincjami Maniema i Sankuru wraz z ich stolicami Kindu i Lodja oraz nad Prowincją Wschodnią. Stolica tej ostatniej, Stanleyville, stała się tymczasową stolicą Ludowej Republiki Konga. Jej prezydentem i premierem ogłosił się Christophe Gbenye, który przewodził najbardziej oportunistycznemu i prawicowemu nurtowi ruchu nacjonalistycznego. (6)
Siłą uderzeniową powstania na wschodzie kraju były organizacje młodzieżowe Kongijskiego Ruchu Narodowego - Lumumba (MNC-L) i innych partii nacjonalistycznych. Belgijski socjolog Benoît Verhaegen, jeden z najwybitniejszych specjalistów w zakresie rebelii kongijskich lat sześćdziesiątych, następująco charakteryzuje naturę społeczną tej siły: "Żywiołem dominującym jest młodzież między 16 a 22-25 rokiem życia, przy czym występuje też wśród niej pewien odsetek osób bardzo młodych i dzieci. Większość pochodzi z miast i małych ośrodków. Są to w rzeczywistości uczniowie bez szkół, wykluczeni z systemu oświaty, młodzi bezrobotni; dla nich nadzieje rozbudzone wraz z niepodległością rozwiały się ostatecznie: tylko oni nie mają nic do stracenia ani pozostawienia za sobą, gdy przystępują do wojny rewolucyjnej - ani żony, ani domu, ani pola. Są ludźmi z marginesu wobec wszelkich społecznych struktur odniesienia: rodziny, szkoły, miasta, miejsca pracy, klasy wieku."
Cechujące się destrukcją, przemocą i okrucieństwem działania tej młodzieży częściowo wynikała z tego, że była to młodzież zdeklasowana, ale również i z tego, że doznała zawodu w swoich rewolucyjnych dążeniach. Działania te były bowiem wymierzone w całokształt struktur politycznych i sił społecznych reżimu neokolonialnego, a w szczególności w sojusz nowej biurokracji państwowej z imperializmem i władzami zwyczajowymi (wodzostwami plemiennymi). Tymczasem drobna burżuazja nacjonalistyczna, która kierowała powstaniem na wschodzie kraju, dążyła jedynie do wyparcia z aparatów państwowych dotychczasowego personelu i zajęcia jego miejsca lub starała się wymusić, aby podzielił się z nią stanowiskami w tym aparacie. Licznym i często publicznym egzekucjom wojskowych, policjantów i urzędników nie towarzyszyło niszczenie państwowych i zwyczajowych aparatów władzy neokolonialnej. Komendanci APL i działacze CNL montowali nowe organy władzy z udziałem tych środowisk biurokracji, które poprzednio usunięto z aparatów państwowych, i tych wodzów zwyczajowych, którzy deklarowali swoje poparcie dla powstania. Natomiast młodzieżowe siły bojowe partii nacjonalistycznych i armii wyzwoleńczej nie miały dostępu do struktur władzy powstańczej i w rezultacie działały na własną rękę, na ogół w sposób rozproszony, arbitralny i "anarchiczny".
"Podstawowa różnica między rebelią w Kwilu a rebeliami na wschodzie kraju polega na rewolucyjnym radykalizmie tej pierwszej", pisze Verhaegen. "Działacze mulelistowscy w Kwilu zmierzali do zniszczenia samych podstaw istniejącej organizacji społecznej, gospodarczej i politycznej i budowy nowego społeczeństwa. Nie ulega wątpliwości, że tylko w przypadku Kwilu słuszne byłoby posługiwanie się terminem rewolucja, a nie rebelia." Przywódcy powstań chętnie nazywali się rewolucyjnymi nacjonalistami, ale w ówczesnym ruchu nacjonalistycznym niewielu było prawdziwych rewolucjonistów. Przede wszystkim należał do nich Mulele: jego bardzo radykalny nacjonalizm wyrażał przekonanie, że prawdziwa niepodległość nie jest możliwa bez zerwania z kapitalizmem.
Na wschodzie kraju powstańcy nie byli objęci żadnym szkoleniem politycznym ani nawet wojskowym. Nie tylko na początku, gdy brakowało im broni palnej, ale nawet wtedy, gdy zdobyli na armii rządowej lub otrzymali z zagranicy duże ilości nowoczesnego uzbrojenia, posługiwali się prawie wyłącznie dzidami, maczetami, kijami, łukami i strzałami czy łańcuchami rowerowymi. Byli przekonani, że rytuały immunizacji o charakterze magicznym, noszenie amuletów i palenie dużych ilości konopii czyni ich odpornymi na kule, granaty, bomby itp. Na początku powstania immunizacja stanowiła potężny oręż o tyle, o ile żołnierze wojsk rządowych wierzyli w jej skuteczność i cofali się lub pierzchali w obliczu natarcia nieuzbrojonych powstańców. Gdy jednak przeciwnik przeszedł do kontrofensywy, okazało się, że jest to broń obosieczna: powstańcy padali od kul, sami nie potrafiąc posługiwać się karabinami. W łonie APL powstał cały zhierarchizowany aparat znachorów-czarowników. Wspomniane rytuały były zarazem obrzędem inicjacji bojowej i aktem przystąpienia do APL, i czyniły z tej armii rodzaj tajnego związku, odrębnego od mas ludności cywilnej.

INTERNACJONALIZACJA

W lipcu 1964 roku centralną władzę państwową w Kongo zagarnął Moise Czombe, były separatysta katangijski. Wezwał on natychmiast oficerów belgijskich, aby powrócili na stanowiska dowodzenia w armii kongijskiej i zarządził werbunek swoich dawnych przyjaciół - białych najemników, głównie południowoafrykańskich, rodezyjskich i niemieckich. Ponadto uzyskał od Stanów Zjednoczonych flotyllę samolotów bojowych pilotowanych przez kontrrewolucyjnych emigrantów kubańskich. Coraz cięższe naloty siały śmierć i terror wśród ludności cywilnej i stawiały pod znakiem zapytania cały system immunizacji magicznej powstańców. Przywódcy powstania zareagowali na to nakazując brać w charakterze zakładników obywateli państw należących do NATO i w przypadku bombardowań dokonywać na nich egzekucji. W rzeczywistości stracono niewielu zakładników. Lecz w listopadzie 1964 roku, pod pretekstem położenia kresu "powszechnej masakrze białych", lotnictwo amerykańskie korzystając z bazy brytyjskiej zrzuciło na Stanleyville doborowe oddziały wojsk belgijskich.
Jawne umiędzynarodowienie wojny domowej w Kongo przez imperializm i masakry tysięcy cywilów kongijskich dokonane w Stanleyville przez spadochroniarzy belgijskich spowodowały wzniesienie się potężnej fali nastrojów antyimperialistycznych w Afryce i innych częściach świata. Rządy Algierii (Ahmed Ben Bella) i Zjednoczonej Republiki Arabskiej (Gamal Abdel Naser) ogłosiły swoje poparcie, w tym wysyłkę broni, dla powstańców kongijskich i wezwały inne państwa afrykańskie, aby poszły w ich ślady. Na forum Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych mocarstwa imperialistyczne znalazły się w obliczu tak gwałtownego ataku, że prasa burżuazyjna oskarżyła delegatów państw afrykańskich o "rasizm wobec białego człowieka".
Che Guevara, występując na tym forum jako przedstawiciel Kuby, rzucił apel "do wszystkich wolnych ludzi, aby byli gotowi pomścić zbrodnię popełnioną w Kongo w imię obrony białej rasy". Po konsultacjach przeprowadzonych w Nowym Jorku z Abdulem Rahmanem Babu, przywódcą rewolucji na Zanzibarze i ministrem wspólnego rządu Tanzanii (unii Tanganiki i Zanzibaru), oraz Malcolmem X, afroamerykańskim działaczem nacjonalistycznym, Guevara udał się w podróż po Afryce. Był przeświadczony, że należy udzielić riposty internacjonalizując wojnę domową w Kongo również ze strony sił antyimperialistycznych. Kilka rządów afrykańskich, w tym rządy Algierii, Konga-Brazzaville i Tanzanii, wyraziło zgodę na kubańskie zaangażowanie wojskowe, o które wystąpili nacjonaliści kongijscy. Zgodnie ze świadectwami zgromadzonymi przez Carlosa Moore'a, Guevara wywiadywał się w Afryce, "jaka rolę mogłaby odegrać Kuba w walce z kolonializmem, imperializmem i białą supremacja na czarnym kontynencie" i badał teren, aby zorientować się, "jak Afrykańczycy zareagowaliby na brygadę internacjonalistyczną złożoną z czarnych Kubańczyków i czarnych Amerykanów i walczącą w Afryce u boku ruchów wyzwoleńczych".
W Dar es-Salaam Guevara zawarł porozumienie z Gastonem Soumialotem i Laurentem-Désiré Kabilą w sprawie przysłania do Konga grupy kubańskich instruktorów wojskowych i broni. Kabila, który już w 1960 roku przewodził walce młodzieży nacjonalistycznej ludu Luba z żandarmerią katangijską, był od chwili wybuchu powstania jednym z głównych przywódców oddziału wschodniego CNL i reprezentantów jego lewego skrzydła. Był odpowiedzialny za front wojenny rozciągający się wzdłuż jeziora Tanganika, od Kivu po Północną Katangę.

STRATEGIA TRÓJKONTYNENTALNA

Plan Guevary wynikał z jego strategii rewolucji trójkontynentalnej, którą ogłosił publicznie w dwa lata później rzucając hasło "stworzenia dwóch, trzech... wielu Wietnamów". Wraz z bojownikami nie tylko kongijskimi, ale pochodzącymi również z kilku innych krajów afrykańskich, wojskowi kubańscy i on sam mieli w toku wojny partyzanckiej zbudować kolumnę macierzystą ruchliwej siły strategicznej rewolucji kongijskiej i panafrykańskiej. W miarę wzrostu kolumna ta wydałaby ze swego łona kolejne kolumny, które stopniowo otwierałyby nowe fronty wojny, w Kongo i innych krajach kontynentu. Główne uderzenie sił rewolucji afrykańskiej miało być skierowane przeciwko blokowi białej władzy rasistowskiej, mającemu główną ostoję w reżimie południowoafrykańskiego apartheidu.
Zarazem działalność wojskowa małej brygady kubańskiej pozwoliłaby na przeprowadzenie w jej łonie selekcji bojowników do kolumny macierzystej, która w przyszłości zostałaby utworzona pod dowództwem Guevary w Ameryce Łacińskiej. W ślad za przypływem fali afrykańskiej rewolucji kontynentalnej powinien był nastąpić rozruch latynoamerykańskiej rewolucji kontynentalnej. W oczach Guevary pierwsza miała nad drugą pewną przewagę strategiczną: "toczyła się na obszarze odleglejszym od Stanów Zjednoczonych i posiadała lepsze warunki logistyczne (ZSRR, Chiny, Zjednoczona Republika Arabska, Algieria)" (7). Choć w Ameryce Łacińskiej ruchy partyzanckie, inspirowane przykładem rewolucji kubańskiej, zdawały się wykazywać tendencje rozwojowe, to warunki do pozyskania ich dla strategii rewolucji kontynentalnej nie były korzystne. Podczas podróży po Afryce Guevara zawiadomił kierownictwo Komunistycznej Partii Wenezueli o zamiarze wstąpienia w przyszłości do partyzantki kierowanej przez tę partię. Reakcja była negatywna: walki nie należało internacjonalizować. (8)
W połowie marca 1965 roku, po powrocie z Afryki, Guevara otrzymał całkowitą zgodę Fidela Castro na realizację swojego projektu politycznego. Z powodu zabójstwa w lutym Malcolma X musiał zrezygnować z pomysłu włączenia bojowników afroamerykańskich. Objął dowództwo już uformowanego i złożonego z czarnych Kubańczyków kontyngentu wojskowego i 2 kwietnia opuścił Kubę. To wtedy przekazał Fidelowi Castro osławiony list pożegnalny, w którym zawiadomił naród kubański: "Inne ziemie tego świata wymagają, bym popisał się swoimi skromnymi umiejętnościami." W liście tym wyjaśnił, że chodzi o "spełnienie najświętszego z obowiązków: walkę z imperializmem gdziekolwiek jest". 24 kwietnia wraz z pierwszą grupą Kubańczyków przedostał się przez jezioro Tanganika do Konga.

REALIA

Trzy dni wcześniej, na konferencji w Kairze, przywódcy powstania kongijskiego utworzyli pod przewodnictwem Soumialota Najwyższą Radę Rewolucji, której wiceprzewodniczącym wybrano Kabilę. Od listopada 1964 roku powstanie na wschodzie kraju było w odwrocie. Wojska powstańcze cofały się ku granicom krajów ościennych lub szukały w nich schronienia, podczas gdy granice te stopniowo obsadzały i zamykały oddziały białych najemników i armii rządowej. Wszyscy czołowi przywódcy i główni komendanci powstania opuścili kraj. Tymczasem w rozpowszechnionym wówczas sprawozdaniu o sytuacji na froncie kierowanym przez Kabilę twierdzono: "Młodej armii ludowej wojna przynosi cały czas coraz większe zwycięstwa i nader korzystne doświadczenia, które przygotowują ją do ostatecznego szturmu. W obecnej fazie naszej wojny rewolucyjnej idzie nam tak dobrze, jak na początku powstania. Ofensywa jest główną formą naszych działań bojowych: nasze siły mają inicjatywę, podczas gdy siły marionetkowe zaczyna męczyć sytuacja, w której spychane są ciągle do defensywy." W sprawozdaniu tym informowano również, że w strefach wyzwolonych, w miarę jak przeobrażają się radykalnie stosunki społeczne, podnosi się szybko poziom organizacji politycznej i wojskowej oraz świadomości mas. "Powstanie podkopało burżuazyjne prawo własności" i "pokazało wszystkim, że bardziej racjonalna i całkiem naturalna jest wspólna własność środków produkcji". (9)
W świetle tego sprawozdania na brzegach jeziora Tanganika rewolucja narodowodemokratyczna nie tylko przeżywała rozkwit, ale obierała kurs na socjalizm. Okazało się jednak, że nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością.
Nie było żadnej organizacji mas, a nawet nie istniało żadne kierownictwo polityczne sił powstańczych. Działało kilka tysięcy bojowników pod bronią, skupionych w bardzo samodzielnych oddziałach partyzanckich, które faktycznie nie podlegały centralnemu dowództwu frontu, gdyż to istniało jedynie na papierze. Partyzanci obozowali "w miejscach dobrze wybranych z taktycznego punktu widzenia, na bardzo wysokich, trudno dostępnych wzgórzach", notował Guevara, ale nie ruszali się stamtąd, nie podejmowali działań zaczepnych, ufni w bierność wojsk nieprzyjacielskich. Co więcej, stwierdzał Guevara, "Armię Ludowowyzwoleńczą cechuje pasożytnictwo: nie pracuje, nie szkoli się, nie walczy, natomiast wymaga od ludności, aby ją zaopatrywała i pracowała dla niej, czyniąc to nieraz z niezwykłą brutalnością". Guevarę i Kubańczyków najbardziej szokowały stosunki przemocy, utrzymywane przez bojowników kongijskich z chłopstwem i ich okrutne sposoby traktowania jeńców.
"Największą wadą Kongijczyków jest to, że nie umieją strzelać, co pociąga za sobą ogromne marnotrawstwo amunicji; od tego trzeba zacząć", stwierdzał dalej Guevara. Immunizacja magiczna odgrywała tę sama rolę, co na początku powstania, mimo względnej obfitości broni palnej, która napływała z zagranicy. Bojownicy, podobnie zresztą jak komendanci - nawet ci, którzy uważali się za marksistów - wyjaśniali Kubańczykom, że "samoloty nie robią na nich żadnego wrażenia, ponieważ oni posiadają dawa, lek czyniący ich odpornymi na kule". "Najbardziej świadomi politycznie mówią, że dawa posiada moc naturalną, materialną i że jako materialiści dialektyczni uznają oni tę moc", notował Guevara.
Tylko jeden działacz kongijski wsparł wysiłki Kubańczyków zmierzające do budowy frontu wojny, który byłby godny takiego miana: Léonard Mitudidi. Był to rewolucjonista wywodzący się z ekipy politycznej Pierre'a Mulele; podobnie jak on przeszedł przeszkolenie wojskowe w Chinach. Był świadomy braku odpowiedniego kierownictwa politycznego powstania i przekonany, że należy je scentralizować i wymusić na rywalizujących ze sobą frakcjach nacjonalistycznych, aby prowadziły politykę jednolitofrontową; odegrał ważną rolę w utworzeniu Najwyższej Rady Rewolucji, w skład której sam też wszedł. Lecz na początku czerwca, wkrótce po objęciu w terenie funkcji szefa sztabu frontu, utonął podczas przeprawy przez jezioro. Była to strata nie do powetowania. Jego następca, Ildephonse Masengo, nie stanął na wysokości zadania. "Straciliśmy jedynego skutecznego człowieka w tej partyzantce", skomentował Guevara. W tydzień później jego planowi zadano nowy cios, tym razem na arenie międzynarodowej: w Algierii armia obaliła Ben Bellę i przymierze kubańsko-algierskie zostało zerwane.

W BOJU

Kabila, nie licząc się z realiami wojskowymi na froncie, którego był naczelnym dowódcą, dowodząc nim z zagranicy, żądał przypuszczenia ataku na Albertville i zdobycia miasta. Guevara odrzucił ten pomysł: upadek Albertville mógł być jedynie uwieńczeniem wojny partyzanckiej, która poderwałaby morale armii rządowej niszcząc jej łączność i posiłki i atakując wysunięte posterunki. Z dużymi oporami przystał na inny rozkaz, wydany przez Kabilę. Co prawda chodziło o skromniejszy obiekt, ale i ta operacja była bardzo niebezpieczna - oto połączony oddział kubańsko-ruandyjski miał zaatakować Front de Force, główny przyczółek usytuowany wokół elektrowni wodnej w Bendera. Wraz z setką białych najemników stacjonował tam batalion wojsk kongijskich. Kabila zakazał Guevarze udziału w akcjach bojowych.
W ataku, który nastąpił 29 czerwca, u boku batalionu ruandyjskiego wzięło udział 43 Kubańczyków. Choć komendant tego batalionu, Joseph Mudandi, uzyskał przeszkolenie wojskowe w Chinach, oddział był bardzo słabo wyszkolony i mało doświadczony. W rezultacie, z powodu rejterady bojowników ruandyjskich, atak skończył się fiaskiem. Drugi oddział mieszany, który miał wciągnąć w zasadzkę posiłki wysłane z Albertville, zagubił się i z powodu błędów popełnionych przez swojego kubańskiego dowódcę Norberta Pío Pichardo rzucił się z katastrofalnym skutkiem do frontalnego ataku na sąsiednią szkołę wojsk specjalnych. Dowódca, trzech innych Kubańczyków i co najmniej czternastu Ruandyjczyków poniosło śmierć.
Zdawało się, że od dawna oczekiwane przybycie Kabili z zagranicy postawi ruch wyzwoleńczy na nogi. Kabila rozwinął intensywną działalność wśród mas chłopskich i bojowników starając się podnieść morale, zaprowadzić dyscyplinę i zorganizować roboty obronne wokół bazy, ćwiczenia strzeleckie itd. Jednak po pięciodniowym pobycie ponownie wyjechał za granicę. Więcej się nie pojawił. "Nie możemy udawać, że sytuacja przedstawia się dobrze: przywódcy ruchu spędzają większość czasu poza terytorium", notował w sierpniu Guevara. "Robota organizacyjna leży niemal zupełnie odłogiem, ponieważ średnie kadry nie pracują - zresztą nie umieją pracować - i nikt nie darzy ich zaufaniem."
Kubańczycy, przydzieleni do kilku oddziałów, starali się zapewnić bojownikom kongijskim i ruandyjskim przeszkolenie wojskowe na poziomie elementarnej taktyki wojny partyzanckiej, skuteczniej ich zorganizować i ubojowić. Powoli wysiłki te zaczęły przynosić rezultaty: było coraz więcej drobnych, ale udanych zasadzek na wojska rządowe. Zarazem jednak, z powodu rozproszenia na rozległym terytorium, Kubańczycy nie mogli stać się jądrem ruchliwej siły, która byłaby zdolna do prowadzenia choćby najskromniejszej kampanii wojennej. Do akcji bojowych udawało się zgromadzić co najwyżej 30 czy 40 Kubańczyków.

PORAŻKA

W końcu września Guevara przesądza sprawę: należy zgromadzić większość Kubańczyków i wraz z wybranymi bojownikami kongijskimi i ruandyjskimi utworzyć samodzielną kolumnę, "która będzie zarazem siłą uderzeniową i jednostka wzorcową". Odrzuca złożoną mu przez Fidela Castro propozycję przysłania dodatkowo dwustu wojskowych kubańskich, gdyż upiera się, że rewolucja kongijska musi być zasadniczo dziełem samych Kongijczyków. W przeciwnym razie - stwierdza - "w imię proletariackiego internacjonalizmu możemy popełnić bardzo kosztowne błędy". Lecz w październiku Czombe zostaje odsunięty od władzy w Leopoldville (Kinszasie), a silnym człowiekiem reżimu staje się szef armii, Joseph-Désiré Mobutu. Państwa afrykańskie wywierają presję, aby wycofano najemników i osiągnięto "pojednanie narodowe" oraz proklamują politykę nieinterwencji w Kongo. W tej nowej sytuacji rząd Tanzanii domaga się wycofania Kubańczyków. Tymczasem wojska najemne, którymi dowodzi Mike Hoare, coraz bardziej zaciskają wokół nich pierścień okrążenia - nie tylko strategicznego, ale zgoła taktycznego. Wojskom tym udaje się nawet wtargnąć do obozu, w którym znajduje się Guevara, i zmusić go do ucieczki pod gradem kul. Przygotowują się do decydującego szturmu na bazę kubańską. 17 listopada załamuje się zewnętrzna linia obrony bazy. Guevara musi uznać porażkę i 21 listopada opuszcza wraz z Kubańczykami Kongo.
Nie był to koniec zaangażowania rewolucji kubańskiej w Kongo. Przez parę następnych lat Kubańczycy usiłowali nawiązać kontakt z Pierre Mulele, choć z wielkiego powstania pozostała w Kwilu jedynie mała partyzantka. W czerwcu 1967 roku udało im się wyekspediować z Brazzaville jednostkę bojową - batalion im. Patrice'a Lumumby - pod komendą kongijskiego rewolucjonisty Thomasa Mukwidi. Losy tego batalionu pozostają nieznane: nie dotarł on nigdy do bazy partyzanckiej Mulele. (10)

BILANS

W 1969 roku kierownictwo kubańskie przedstawiło publicznie swój bilans porażki powstania w Kongo, przemilczając jednak udział w nim Che i wojskowych kubańskich. Stwierdziło w szczególności: "Jeżeli nie udało się odeprzeć ofensywy rozwiniętej przez wojska Czombego przy wsparciu najemników południowoafrykańskich i belgijskich i dowodzonej przez krwawego Mike'a Hoare, to stało się tak nie tyle z powodu ich przewagi wojskowej, ile z powodu nieustannych wahań tych, którzy zamiast stać na czele bojowników i narażać życie dla sprawy wyzwolenia swojej ojczyzny, toczyli spokojnie wojnę z miasta, w którym nie groziło im żadne niebezpieczeństwo i w którym korzystali ze wszelkich wygód życia miejskiego. Stamtąd, nie będąc strategami, "wytyczali strategię", jak czynił to Laurent Kabila, którego stanowisko dowodzenia było zainstalowane w dobrze umeblowanym apartamencie w Kigomie (Tanzania), czy Masengo, szef sztabu, o którym nie sposób rzec, że realnie dowodził jakąkolwiek akcją przeciwko wojskom imperialistycznym na froncie wschodnim."
W związku z bitwą pod Front de Force w bilansie tym pisano: "Oddały tam życie dziesiątki synów narodu kongijskiego i innych narodów, którzy pragnęli spełnić międzynarodowy obowiązek walki na śmierć i życie w obronie zasad lumumbistowskich. Lecz fakt, że przywódcy nie brali praktycznie udziału w codziennych działaniach wojennych, pociągnął za sobą zupełny brak żarliwości ideowej i dyscypliny bojowej u większości bojowników, którzy grzęźli w przesądach plemiennych i religijnych godzących w gotowość do codziennych poświęceń i złożenia ofiary z własnego życia. (...) Należy przy tym zasygnalizować śmiertelny wypadek na jeziorze Tanganika, w którym zginął towarzysz Mitudidi, rewolucjonista integralny i w pełni świadomy słabości ruchu, którym gotów był przeciwdziałać w sposób praktyczny."
"Tych, których stać na najwyższe poświęcenie dla sprawy zwycięstwa rewolucji, zapewniamy, że jesteśmy gotowi pozostać u ich boku", czytamy dalej, "ale wymagamy, aby sprostali jednemu koniecznemu warunkowi: udowodnili swoimi czynami, że są świadomi rewolucyjnej powinności". W szczególności kierownictwo rewolucji kubańskiej zażądało od nacjonalistów kongijskich, aby "zmobilizowali i realnie wykorzystali tę wielką i niezwyciężoną siłę, którą stanowi własny naród, pokonali trudności opierając się na własnych siłach i zyskali w ten sposób szacunek u innych narodów oraz bronili pamięci Lumumby w bezpośrednim i ostatecznym starciu z imperializmem - aż do zwycięstwa albo śmierci". (11)

Artykuł ten ukazał się m.in. po hiszpańsku w "Viento Sur" (Madryt) i "Desde los Cuatro Puntos" (Meksyk), po francusku w "Inprecor" (Paryż), po angielsku w "International Viewpoint" (Londyn) i po włosku w książce "Un sovversivo".

Przypisy


1. G. García Márquez, Operación Carlota, "Tricontinental" nr 53, 1977.
2. C. Moore, Castro, the Blacks, and Africa, University of California Los Angeles 1988.
3. P. I. Taibo II, F. Escobar, F. Guerra, El ano que estuvimos en ninguna parte: La guerrilla del Che en el Congo, Meksyk, Editorial J. Mortiz 1994; P. I. Taibo II, Ernesto Guevara, también conocido como El Che, Meksyk, Editorial J. Mortiz 1996; R. Gott, Che Guevara and the Congo, "New Left Review" nr 220, 1996; W. Gálvez, El sueno africano de Che: ?Qué sucedió en la guerrilla congolesa?, Hawana, Casa de las Américas - Fondo Cultura Popular 1997.
4. E. Guevara, Pasajes de la guerra revolucionaria: Congo, Buenos Aires, Sudamericana 1999.
5. P. Gleijeses, Conflicting Missions: Havana, Washington, and Africa, 1959-1976, Chapel Hill - Londyn, The University of North Carolina Press 2002, s. 101-159.
6. Główne prace o ówczesnym powstaniu kongijskim to: B. Verhaegen, Rébellions au Congo, 2 tomy, Bruksela - Léopoldville/Kinszasa, CRISP - IRES 1966, 1969; H. Weiss, B. Verhaegen (red.), Les rébellions dans l'Est du Zaire (1964-1967), "Les Cahiers du CEDAF" (Bruksela) nr 7/8, 1986; C. Cocquery-Vidrovitch, A. Forest, H. Weiss (red.), Rébellions-révolution au Zaire 1963-1965, 2 tomy, Paryż, L'Harmattan 1987. Istnieje ponadto, napisana z pozycji stalinowsko-maoistowskich, praca L. Martensa, Pierre Mulele ou la seconde vie de Patrice Lumumba, Antwerpia, EPO 1985.
7. Cytat z zeznań złożonych wojskowym boliwijskim przez C. R. Bustosa, a opublikowanych w A. Saucedo Parada, No disparen... soy el Che, Santa Cruz, Editorial Oriente 1987, s. 63.
8. H. Vargas, Cuando el PCV rechazó al Che: Entrevista con Douglas Bravo y Francisco Prada, "Dí" (Meksyk) nr 66, 1982, s. 40.
9. R. I. Lukale, Les progres du peuple congolais en armes, "La Voix du Peuple" (Bruksela) nr 14, 1965, s. 14.
10. We wrześniu 1968 r. Pierre Mulele oddał się w ręce dyktatury mobutowskiej i został w bestialski sposób zamordowany.
11. A. Zapata, En defensa de Lumumba, "Resumen Semanal Granma" (Hawana) nr 8, 1969, s. 12.