Zmiany chorobowe

Grupa na rzecz Partii Robotniczej nie wyklucza opcji antypartyjnej!!! Dowodem na to są następujące dywagacje:
„Nie ma czegoś takiego, jak ‘partia jako taka’. Historia zna różne partie, w tym także różne partie robotnicze. Zamiast więc przypisywać ‘partii jako takiej’ jakieś ogólne cechy i następnie przenosić te ogólne cechy na każdą partię robotniczą, powinniśmy się raczej zastanowić nad tym, jaka konkretna partia jest potrzebna ludziom pracy w Polsce – na tym etapie historycznym, na jakim się obecnie znajdujemy. Podstawowe pytanie brzmi więc: jaki typ partii robotniczej jest na chwilę obecną optymalny – z punktu widzenia rozwoju walki klasowej (przy czym takie postawienie pytania nie sugeruje, że taki typ na pewno istnieje, a więc nie wyklucza opcji antypartyjnej).”
Zresztą, z punktu widzenia GPR opcji tej nie sposób wykluczyć. Zwłaszcza, że „idea budowy partii” nie jest postulatem protestów robotniczych, co mylnie sugeruje GPR. Postulatu tego wcale nie można „często usłyszeć podczas protestów robotniczych” (podajcie przykłady takich postulatów). Więcej, postulat ten nie znajduje uznania anarchistów, czyli sojuszników GPR i współorganizatorów „konferencji pracowniczych”.
I to mimo, że z punktu widzenia GPR: „Partia robotnicza jest jedną z możliwych form integracji, podobnie jak kampania na rzecz robotników sezonowych, czy grupa wsparcia dla protestów robotniczych” („GPR: Podsumowanie IV Ogólnopolskiej Konferencji Pracowniczej. Zamieszanie wokół nieistniejącej partii robotniczej”). Czyli jest zaledwie jedną z wielu „form integracji ruchu pracowniczego”. A zatem nie jest partią komunistyczną, rewolucyjną, lecz reformistyczną.
Ta wielość i różnorodność form dopuszcza również priorytet i „nadawanie politycznej wagi zasadzie solidaryzmu klasowego”, co postuluje lansowany przez GPR, Zdzisław Tuszyński, dożywotni przewodniczący Federacji Związków Zawodowych „METALOWCY”, który, podobnie jak GPR, optuje za utworzeniem „partii klasowej”, czyli reformistycznej partii socjalistycznej. Nie przypadkiem CWI tworzy nowe partie socjalistyczne (Wielka Brytania i Irlandia).
Charakterystyczne, że Z. Tuszyński zamiast kategorii „klasa robotnicza” używa solidarystycznych substytutów: „klasa pracownicza”, „ludzie pracy”, „pracująca klasa” lub zwyczajnie – „nasza klasa” (Z. Tuszyński „Co się stało z naszą klasą?” z 11.06.2005 r.). Jednocześnie przewodniczący „Metalowców” opowiada się, mimo frustracji związanych z rozpadem instytucjonalnej lewicy, której jest nieodrodnym wytworem, za „trzecią drogą”, czyli – w ostatecznym rachunku – za kapitalizmem („między komunizmem a rozumianym neoliberalnie kapitalizmem”).
Partia Tuszyńskiego, a zatem i GPR, „musi służyć z definicji interesom państwa i żyjącemu w jego granicach społeczeństwu” (tamże), czyli państwa burżuazyjnego z dozą solidaryzmu społecznego.
Co o takiej propozycji myślą anarchiści – łatwo się domyślić. A jednak GPR dąży do wprowadzenia tak postawionej kwestii partii robotniczej do porządku postulowanej przez siebie „konferencji przygotowawczej (4 i ?)”, nawiązując zapewne w ten sposób do posttrockistowskiej Międzynarodówki 4 i pół, jednocześnie zapewniając, że „inicjatywa Zdzisława Tuszyńskiego będzie żyła własnym życiem – niezależnym od Ogólnopolskich Konferencji Pracowniczych. Ci uczestnicy IV OKP, którym inicjatywa ta spodobała się, zorganizują o d d z i e l n e s p o t k a n i a dla zwolenników utworzenia klasowej partii robotniczej” (tamże).
Grupa na rzecz Partii Robotniczej podobno zdania nie zmieni licząc, że taką „antypartię” zaakceptują anarchiści. Ci zapewne również nie zmienią zdania. Albowiem zmiany chorobowe objęły głównie GPR.
Nasza diagnoza: schizofrenia. Na potwierdzenie przytoczymy końcowe pobożne życzenie GPR z cytowanego tekstu: „(...) równoległość obu inicjatyw nie będzie wywoływała kolejnych nieporozumień, a jedynie poważne dyskusje (...)”.

„Ten typ tak ma”

Przesunięcie się organizacji „starej lewicy”: socjaldemokratów, socjalistów, komunistów, a nawet ludowców na pozycje ogólnonarodowe umożliwia, przynajmniej teoretycznie, ekspansję nowej radykalnej lewicy. Budowa organizacji klasowych napotyka jednak na poważne bariery świadomościowe. W rzeczywistości klasowość pozostaje w sferze deklaratywnej. Sprzyja temu dominujący typ kategoryzacji podziałów klasowych Większość opowiada się po stronie bezwzględnej większości – po stronie Ludzi Pracy, „klasy pracującej”, „klasy pracowniczej”, czy klas podporządkowanych. „Klasa robotnicza” w tym kontekście jest pojęciem synonimicznym, nieco archaicznym, podobnie jak słowo „proletariat”. Termin ten używany jest przede wszystkim w rozumieniu „większościowym” (robotnicy stanowią przygniatającą większość społeczeństwa).
Klasa robotnicza, jako dynamiczna mniejszość, której jądro stanowi proletariat wielkoprzemysłowy (wielkoprzemysłowa klasa robotnicza), nie znajduje uznania u zwolenników tego typu partii „klasowych”.
„Klasowe” partie „większościowe” już tylko ze względu na swój potencjalnie masowy i większościowy charakter na pierwszym miejscu stawiają kwestię demokracji, najlepiej bezpośredniej. Zmieniając hierarchię, dystansują się zatem nie tyle od niedoskonałej demokracji przedstawicielskiej, co od dyktatury proletariatu.
Jako że rzeczywistość postrzegana jest jako nieuporządkowana zwolennicy takich partii „klasowych”, zamiast porządkować ją z punktu widzenia walki klas i obiektywnych interesów klasy robotniczej, starają się łączyć eklektycznie różne elementy, czasem wzajemnie wykluczające się. Idealistycznym spoiwem wzajemnie wykluczających się elementów, przezwyciężającym wszelkie sprzeczności, ma być w ich mniemaniu demokracja bezpośrednia, która – tym samym – zastępuje dialektykę. A zatem władza robotnicza, rozumiana jako rządy zdecydowanej większości, jest synonimem demokracji robotniczej czy oddolnej, nie zaś dyktatury proletariatu.
Wbrew twierdzeniom i aspiracjom Grupy na rzecz Partii Robotniczej część środowisk pracowniczych ma już swoją „reprezentację polityczną”. Dla tych środowisk (choćby dla Z. Tuszyńskiego) taką reprezentacją był swego czasu Sojusz Lewicy Demokratycznej, dla innej – Akcja Wyborcza „Solidarność”. I obecnie mimo rozpadu AWS i kompromitacji Sojuszu, i mimo narastającej frustracji, środowiska te czują się lepiej lub gorzej reprezentowane politycznie przez post-PZPR lub post-Solidarność. Nawet Wolny Związek Zawodowy „Sierpień-80”, którego przedstawicielem jest Grzegorz Kupis z Tramwajów Warszawskich, ma taką reprezentację – Polską Partię Pracy z Danielem Podrzyckim na czele.
Aspirujących do roli większościowej, niekoniecznie klasowej, reprezentacji politycznej jest zresztą wielu, nie wyłączając partii populistycznej prawicy i socjaldemokratów czy socjalliberałów wszelkiej maści. Partie te sprawnie posługują się demagogią, mają odpowiednie środki techniczne i kadry, a często nawet rozumieją bieżące interesy pracownicze, w tym również interesy robotnicze. Mają nawet pomysły na teraz, na dziś i na jutro, czasem nie tylko wyborcze.
W tej sytuacji, czyli przy braku ukształtowanej świadomości klasowej robotników, nie wróżymy rychłych sukcesów GPR. Paradoksalnie, wraz ze wzrostem świadomości klasowej nie musi być pod tym względem lepiej. Nie tylko GPR ma przecież pomysł na „partię robotniczą”.
3 lipca 2005 r.
Antonio das Mortes i Omega Doom