Róża Luksemburg
Kryzys socjaldemokracji
Dlaczego wydajemy Różę Luksemburg? Bo była jedną z najbardziej fascynujących i wymykających się stereotypom postaci XX wieku. Róża Luksemburg należy do tych nielicznych kobiet, których imię zapisało się w historii powszechnej. Co więcej, to jedyna Polka, która wniosła poważny i wciąż żywy wkład do rozwoju nowoczesnej teorii społecznej. Kryzys Socjaldemokracji, napisany przez Różę 80 lat temu w pruskim więzieniu, czyta się dziś jak najbardziej aktualną i przenikliwą analizę polityki europejskiej socjaldemokracji. Pozwalają nam one zrozumieć rzecz dla ludzi lewicy niepojętą – jak to możliwe, że najsilniejsze partie europejskie, wyrosłe ze sprzeciwu wobec imperializmu, militaryzmu i kapitalizmu popierają obecnie okupację Iraku i ultraliberalną, antypracowniczą politykę ekonomiczną. Stron 250, twarda oprawa, cena wysyłkowa 30 zł http://www.iwkip.org/ksiazki/ksiazki3.htm
Spis treści Róża Luksemburg i kryzys socjaldemokracji 5 Reforma socjalna czy rewolucja? Przedmowa 31 Część pierwsza 1. Metoda oportunizmu 35 2. Przystosowywanie się kapitalizmu 40 3. Wprowadzenie socjalizmu poprzez reformy socjalne 51 4. Polityka celna i militaryzm 58 5. Praktyczne konsekwencje i ogólny charakter rewizjonizmu 64 Część druga 1. Rozwój ekonomiczny i socjalizm 73 2. Związki zawodowe, spółdzielnie i demokracja polityczna 82 3. Zdobycie władzy politycznej 93 4. Krach kapitalizmu 103 5. Oportunizm w teorii i praktyce 107 Przemówienia wygłoszone na zjeździe partyjnym w Hanowerze w 1899 r. I. Przeciwko Bernsteinowi 113 II. O milicji i militaryzmie 120 Kryzys socjaldemokracji {Broszura Juniusa) 123 DODATEK. Tezy o zadaniach międzynarodowej socjaldemokracji 244 |
![]() |
Przemysław Wielgosz
Róża Luksemburg i kryzys socjaldemokracji
Jakie wrażenia odniosłaby Róża Luksemburg, gdyby mogła
przejść się dzisiaj ulicami Berlina, Warszawy czy Londynu? Czy byłaby pod
wrażeniem tego, co można zobaczyć, usłyszeć, przeczytać w trzech europejskich
metropoliach początku XXI wieku? Zapewne. Jednak, wbrew pozorom, wrażenie to nie
musiało by być spowodowane radykalną odmiennością naszej rzeczywistości od tej,
jaką polsko-niemiecka rewolucjonistka znała z autopsji. Wręcz przeciwnie!
Zważywszy na ostrość krytycznego zmysłu Luksemburg można domniemywać, że autorka
słynnej, wciąż wydawanej i uważnie czytanej na całym świecie Akumulacji kapitału
nie miałaby kłopotów z oparciem się zwodniczym urokom społeczeństwa ery Nowej
Gospodarki, wirtualnego kapitalizmu i multimedialnych wojen. Nawet w obrębie
ideologicznych fantazmatów, za pomocą których dzisiejszy świat usprawiedliwia
się przed swymi mieszkańcami, Luksemburg dostrzegłaby symptomy ukazujące
znacznie mniej pociągającą prawdę. Na odsłoniętym w ten sposób poziomie,
pierwsze dziesięciolecie wieku XXI wydać by się jej musiało szokująco podobne do
tego, czego świadkiem była dokładnie sto lat wcześniej.
I
Wbrew rozpowszechnionym stereotypom, nie żyjemy dziś wcale w epoce wyjątkowej.
Celebrowana i przeklinana zarazem globalizacja nie jest niczym nowym. Wiązane z
nią procesy i zjawiska, choć bardzo efektowne, nie dają się określić mianem
czegoś, czego ludzkość nie znała w swej dotychczasowej historii. To samo trzeba
powiedzieć o gwałtownej militaryzacji ładu międzynarodowego, która nastąpiła w
ostatniej dekadzie XX stulecia, a którą reakcja administracji prezydenta Busha
na zamachy z 11 września 2001 roku jedynie mocno
przyspieszyła i pogłębiła. Nawet rozwój wypadków na scenach politycznych w
najważniejszych państwach globalnego systemu nie wydaje się czymś oryginalnym.
Postępująca alienacja instytucji demokracji przedstawicielskiej oraz
upodabnianie się do siebie prawicy i lewicy nie są wynalazkiem naszych czasów. W
istocie sytuacja przedstawia się tak, że zwiedzająca nasz świat Róża Luksemburg
musiałaby co chwila ulegać wrażeniu czegoś w rodzaju kapitalistycznego deja vu.
Bez popadania w przesadę można nawet powiedzieć, że pod niektórymi względami
ponowoczesny świat neoliberalnej globalizacji jawi się jako blada kopia
szalonych lat/żn de siecle 'u. Dzisiaj sprawy mają się podobnie.
Rzucającym się w oczy symbolem tego podobieństwa jest kryzys
socjaldemokratycznej lewicy. Nie zaczął się on wprawdzie wtedy, gdy kilka
lewicowych rządów starego kontynentu z entuzjazmem przyłączyło się do
nielegalnej z punktu widzenia prawa międzynarodowego i zbrodniczej w swych
konsekwencjach agresji zbrojnej USA na Irak. Jednak to udział w marszu na Bagdad
rozwiał ostatnie złudzenia co do kondycji tej formacji. Świeżo opromienieni
wyborczymi sukcesami europejscy socjaldemokraci, Tony Blair i Leszek Miller,
jako wierni giermkowie ultraprawicowej ekipy prezydenta Busha juniora w
brutalnym podboju i jeszcze brutalniejszej okupacji Iraku - to kwintesencja
katastrofy siły politycznej, która odegrała w historii naszego kontynentu rolę
trudną do przecenienia. Lektura pism politycznych Róży Luksemburg uświadamia
nam, że współudział europejskiej lewicy w wywołaniu i rozszerzaniu koszmaru
zwanego wojną prewencyjną nie jest niczym zaskakującym. Bo czyż nie przypomina
on opisywanej przez nią "katastrofy o światowo-historycznym znaczeniu:
kapitulacji międzynarodowej socjaldemokracji" w obliczu wojny światowej w
sierpniu 1914 roku?1 Czyż ewolucja, kulminująca w torturach zadawanych irackim
więźniom przez brytyjskie żołdactwo pod rozkazami lewicowego ministra wojny nie
przypomina drogi, którą przebyła II Międzynarodówka od internacjonalistycznego
antymilitaryzmu do kolaboracji w wysyłaniu milionów robotników na pozbawioną
jakiegokolwiek sensu rzeź?
Także i w odniesieniu do mniej efektownych, ale niemniej ważnych aspektów tego
brzemiennego w historyczne konsekwencje przepoczwarzenia lewicy, trudno oprzeć
się znaczącym analogiom. Im brutalniej panujący aktualnie kapitał narzuca logikę
nieograniczonej akumulacji, tym bardziej główne nurty lewicy pogrążają się w
celebrowaniu rzekomego wychodzenia z kapitalizmu, końca pracy i przechodzenia w
bliżej nieokreślony stan postkapitalizmu. Im ostrzej zarysowują się linie
podziałów klasowych, im gwałtowniej i jawniej polityka instytucji państwowych i
międzynarodowych podporządkowuje się presjom dominującego kapitału, tym częściej
socjaldemokracja głosi dziś odejście antagonizmów między pracą a kapitałem i w
ogóle wszelkich podziałów klasowych do lamusa historii. Im jawniej i bezczelniej
mocarstwa drwią z prawa międzynarodowego powracając Ho polityki kanonierek, tym
częściej lewica pokłada w tym prawie nadzieję. W tej sytuacji nie sposób nie
zauważyć nawrotu epidemii, która ogarnęła największe partie europejskiej lewicy
na przełomie XIX i XX wieku. Ówcześni szefowie partii socjaldemokratycznych
także zdawali się nie dostrzegać tego, co działo się dokoła nich. Marzyli zatem
"o wprowadzeniu socjalizmu przez reformy socjalne - po ostatecznym zamarciu
reformy socjalnej w Niemczech, o kontroli związków zawodowych nad procesem
produkcji - po klęsce angielskich robotników w przemyśle budowy maszyn, o
socjaldemokratycznej większości w parlamencie - po rewizji konstytucji w
Saksonii i zamachach na powszechne prawo wyborcze do Reichstagu!"2 W takiej
sytuacji pozornie odpowiedzialne wezwania do samoograniczania się ruchu
robotniczego i kompromisu z systemem były oczywiście równoznaczne z wezwaniem do
kapitulacji przed agresywnym kursem kapitału. Objawy, które Luksemburg wtedy
opisała, pasują jak ulał do tego, co obserwujemy obecnie. Mechanizm, który
zdefiniowała jako metodę oportunizmu, działał niemal identycznie, chociaż
przyznajmy, że jego treść była inna. W odróżnieniu od dzisiejszej jawnej
kapitulacji wobec liberalnej hegemonii, sto lat temu socjaldemokratyczni
oportuniści żywili złudzenia, że mogą przynajmniej zbliżać się do socjalizmu.
Podczas gdy dla krytykowanego przez Luksemburg Edwarda Bernsteina konsekwencje
ewolucji socjaldemokracji musiały być swoistą tragedią, dla ludzi takich jak
Blair to zaledwie farsa, w której z perwersyjną przyjemnością odgrywają role
zaprojektowane dla nich przez speców odpublic relations. Dzisiejsza "trzecia
droga", która w myśl twórcy tego pojęcia Antho-ny'ego Giddensa ma być wyznaniem
wiary odnowionej lewicy, rezygnuje nawet z walki o strzępy socjalizmu, które
pozostały w partiach zachodniej socjaldemokracji po ostatecznym wyrzeczeniu się
przez nie tradycji marksistowskiej w latach 50. Zamiast tego oferuje pogodzenie
z fukuyamowską wizją liberalnego końca historii. Kapitalizm jest tu
nieprzekraczalnym horyzontem uspołecznienia, którego w odróżnieniu od tego, co
głosił Bernstein nie da się nawet reformować. Wedle Giddensa, Ulri-cha Becka i
ich uczniów z brytyjskiej Labour Party, niemieckiej SPD, francuskiej PS i
polskiego SLD kapitalizm można co najwyżej usprawnić. Znaczące w tym względzie
pozostaje to, że hasła wyborcze Leszka Millera, po tej, i Johna Kerry'ego, po
tamtej stronie oceanu nie zapowiadały żadnej zmiany prawicowej polityki, ale to,
że będzie sieją robić lepiej od samej prawicy. Nawet niesławny koniec obydwu
tych polityków niczego nie nauczył ich partii. Dalej ścigają się z rynkowymi
fundamentali-stami w forsowaniu projektów zaciskania pasa pracownikom, a z
konserwatystami w rozniecaniu histerii na punkcie bezpieczeństwa narodowego i
wewnętrznego.
Marks twierdził, że historia wraca farsą - dziś być może mamy do czynienia z
farsową repetycją kryzysu na lewicy z początku XX wieku. Skoro tak, to
zajmowanie się jego aktualnymi przejawami byłoby jedynie ślizganiem się po
powierzchni marnej kopii - to, co działo się przed I wojną światową było nie
tylko "oryginałem", ale też modelem wszelkich sprzeczności rozrywających teorię
i praktykę lewicy socjaldemokratycznej oraz wzorcem wszelkich kryzysów i
upadków, które później stały się zmorą w dziejach tej formacji
polityczno-ideowej. Być może zatem należy nieco przewrotnie uznać, że prawdziwym
kluczem do zrozumienia źródeł i charakteru upadku dzisiejszych lewicowców w
rodzaju Blaire'a, Schródera czy Millera jest dokonana przez Luksemburg analiza
ruchu rewizjonistycznego i poglądów jego słusznie już zapomnianych luminarzy -
Bernsteina, Schippla, Eberta.
Róża, rzecz jasna, nie dałaby się zwieść zbyt łatwym analogiom. Wprawdzie jak
zwykł mawiać książę Salina z Lamparta Di Lampedusy wszystko musi się zmienić,
aby nic nie uległo zmianie, ale słowa te odnoszą się do panującej w kulturze
popularnej ideologii nowości, zmiany, rewolucji, której rolą jest ukrycie
bolesnej prawdy o trwaniu starych i zmurszałych układów władzy. Nieco inaczej ma
się rzecz w przypadku konkretnych, kształtujących historię postaci ekspansji
kapitalizmu. Wbrew pozorom bowiem historyczny kapitalizm nie drepce w miejscu,
ani nie rozwija się wedle mechanicznie następujących po sobie cykli. Nawet jeśli
zasadne jest mówienie o cyklicznym charakterze przebiegu ekspansji na różnych
poziomach systemu, to poszczególne ich fazy nie zawsze powracają po odwróceniu
się wahadła cyklu. Jest raczej tak, że kapitalizm przeżywa swą historię i w jej
ramach można wyróżnić pewne fazy przez które przechodzi. Róża Luksemburg mogłaby
zatem powiedzieć, że nie mamy dziś do czynienia z powtórzeniem jakiejś fazy
cyklu kapitalistycznej ekspansji, ale z takim układem sił społecznych, i z taką
ich ewolucją, która sprawia, że pewne tendencje charakteryzujące naturę
kapitalistycznego sposobu produkcji dochodzą do głosu po okresie względnego
przytłumienia. W korzystnym dla niego układzie historycznym kapitalizm przyjmuje
postać przypominającą tę sprzed dziesięciu dekad. Właśnie w tym sensie analizy
stworzone przez Różę Luksemburg na początku XX wieku okazują się być dziś
wyjątkowo aktualne i żywe. Trafiają one bowiem w samo sedno tej tendencji w
reprodukcji panującego sytemu, która objawiła się z całą brutalnością w
ostatnich dekadach przed Wielką Wojną, a dziś powraca w ultranowoczesnym (czy
lepiej ponowocze-snym) kostiumie. Dlatego właśnie teza, że Róża uprawiała
krytykę postawy lewicy socjaldemokratycznej w obliczu neoliberalnej globalizacji
avant la lettre nie wydaje się wcale naciągana. Więcej nawet, dzisiaj lektura
Broszury Jimiusa i Reformy socjalnej czy rewolucji może nie tylko uwolnić nas od
tracenia czasu na wyważanie teoretycznych drzwi już dawno przez nią otwartych,
ale przede wszystkim pozwala umieścić dzisiejsze globalizacyjne i
antyterrorystyczne ekscesy w szerszym tle długiego trwania ekspansji
kapitalizmu. A przecież dopiero w otwartej tak perspektywie możliwe staje się
ujęcie wielości zjawisk, wydarzeń i procesów, jako elementów pewnej spójnej
całości, a zatem przejście od biernej rejestracji faktów ku wydobywaniu
historycznego konkretu.
II
Kiedy w roku 1897 dwudziestosześcioletnia wówczas Róża Luksemburg obroniła pracę
doktorską na uniwersytecie w Zuri-chu zajmowała już ważną pozycję w szeregach
polskiego ruchu socjalistycznego. Już cztery lata wcześniej (1893) znalazła się
wśród założycieli Socjaldemokracji Królestwa Polskiego (SDKP, od 1900 roku
przemianowanej na Socjaldemokrację Królestwa Polskiego i Litwy - SDKPiL). Gdy w
roku 1888 przeniosła się ze Szwajcarii do Berlina, Socjaldemokratyczna Partia
Niemiec - SPD cieszyła się renomą największego kontyngentu w proletariackiej
armii II Międzynarodówki. Od czasu zniesienia haniebnych ustaw
antysocjalistycznych w roku 1890, SPD wciąż zyskiwała na znaczeniu. Dynamiczny
rozwój ruchu związkowego, stowarzyszeń, prasy lewicowej towarzyszył stopniowemu
zwiększaniu parlamentarnej reprezentacji partii. Milionowa organizacja
dysponująca wsparciem liczących drugie tyle członków związków zawodowych,
wzmocniona dodatkowo znacznie większą liczbą zwolenników, znalazła się jednak w
dramatycznej sytuacji wewnętrznej. Wraz z sukcesami przyszły objawy wrastania
lewicy w system, który chciała obalić. Im SPD bliższa była realnej władzy, tym
dalej jej było do socjalistycznego celu ostatecznego. Ta konformizująca logika
znalazła swój wyraz w karierze koncepcji otwarcie odrzucających rewolucyjny
charakter Marksowskiej krytyki ekonomii politycznej.
Na fali powszechnego optymizmu czasów belle epoąue i pod wrażeniem sukcesów
partii robotniczych na burżuazyjnych arenach politycznych, popularne stało się
rewidowanie socjaldemokratycznej teorii, tak. by dostosować ją do ducha epoki. W
tej nowej optyce parlamentaryzm miał zastąpić dążenie do zdobycia władzy
politycznej, codzienne rewindykacje związków zawodowych zepchnęły w cień kwestię
obalenia kapitalistycznego sposobu produkcji, a pełen autentycznego rozmachu
ruch spółdzielczy miał stać się lepszym substytutem uspołecznienia środków
produkcji. Wystąpienie rewizjonistów z Edwardem Bern-steinem na czele pchnęło
ruch socjaldemokratyczny ku reformi-zmowi. Czas miał pokazać, że zdominowana
przez ten nurt SPD, a wraz z nią i inne sekcje narodowe II Międzynarodówki,
znalazły się na równi pochyłej.
Niemal natychmiast po wstąpieniu do SPD Luksemburg zaangażowała się w walkę z
rewizjonistami, zdecydowanie występując w obronie rewolucyjnego kursu partii.
Publikując swoje prace w czasopismach SDKPiL - Sprawie Robotniczej, Przeglądzie
Socjaldemokratycznym oraz w organie teoretycznym SPD -Die Neue Zeit, dokonała
radykalnego i pod wieloma względami paradygmatycznego rozbioru lewicowego
reformizmu. Polemika z Bernsteinem na hanowerskim zjeździe SPD w roku 1899,
debata o milicji i militaryzmie, przede wszystkim zaś dwa głośne już w chwili
swej publikacji artykuły Reforma socjalna czy rewolucja z roku 1900 i napisany w
pruskim więzieniu Kryzys socjaldemokracji z 1915, zajmują szczególne miejsce w
twórczości polsko-niemieckiej rewolucjonistki. Są nie tylko świadectwem
dramatycznego przebiegu najważniejszej kontrowersji w dziejach ruchu
robotniczego. To coś więcej niż zarysowanie polemicznego frontu, na którym
działania wojenne nie wygasły do dziś. W polemice z rewizjonizmem Luksemburg
dała znakomity zarys własnej analizy, która wcale się nie zestarzała. Także
czytane dziś teksty te pozostają istotnym przyczynkiem do krytycznej teorii
kapitalistycznego sposobu produkcji. Nie będziemy tu streszczać całego jej
stanowiska. Wydaje się jednak, że warto zrekapitulować kilka najistotniejszych
wątków myślenia Róży, które pojawiły się na kartach pism poświęconych kryzysowi
socjaldemokracji. Należą do nich przede wszystkim rozważania nad przyszłością
kapitalizmu, znaczeniem reform społecznych, związkiem między kapitalizmem,
rewolucją i demokracją, a wreszcie problem konieczności socjalizmu. Zacznijmy
jednak od nauk płynących z samego kryzysu.
Jak pisał Marks "demokrata (tj. rewolucyjny drobnomie-szczanin) wychodzi z
najhaniebniejszej porażki równie nieposzlakowany, jak niewinnie w niej się
uwikłał, wychodzi z umocnionym przeświadczeniem, że musi zwyciężyć, że nie on
sam i jego partia porzucić muszą stary punkt widzenia, lecz, że przeciwnie,
stosunki muszą dojrzeć do jego poziomu"3. "Nowoczesny proletariat" - podkreśla z
kolei Róża - "wychodzi z historycznych prób inaczej. Równie gigantyczne jak jego
zadania -są jego błędy. Żaden z góry określony i raz na zawsze ustalony schemat,
żaden nieomylny przywódca nie wskazuje dróg, po których ma kroczyć. Historyczne
doświadczenie jest jego jedynym nauczycielem, droga krzyżowa jego samowyzwolenia
jest najeżona nie tylko niezmierzonymi cierpieniami, ale i niezliczonymi
błędami. Cel jego wędrówki, jego wyzwolenie, zależy od tego, czy proletariat
potrafi uczyć się na własnych błędach."4 Jeżeli zatem wzloty i upadki partii
mieszczańskich mogą nam objawić co najwyżej logikę ideologicznego spektaklu
odgrywanego na tzw. scenie politycznej, to w upadku partii robotniczej dochodzą
do głosu siły ową sceną powodujące. Formalna (czyli właśnie mieszczańska)
demokracja jest uodporniona na rzeczywistość, albowiem wypisane na jej
sztandarach hasła o wolności indywidualnej, braterstwie i rządach prawa są
elementem ideologicznej aparatury kapitalistycznego państwa. Jako takie zaś
służą zakrywaniu nieprzyjemnej prawdy o antagonistycznym charakterze
uspołecznienia przez rynek. Inaczej sprawa ma się w przypadku socjaldemokracji.
Wszak partie robotnicze wyrastają z antagonizmu, którego panująca kultura nie
chce znać! Socjaldemokracja pozostaje politycznym wyrazem klasowego konfliktu,
który przez samo swe istnienie jaskrawo zaprzecza uni-wersalistycznym
roszczeniom mieszczańskiego humanizmu.
Dowodząc w praktyce wykluczającego charakteru liberalnego projektu politycznego,
ruch robotniczy i jego zorganizowane formy stanowią nie tylko materialny symptom
wstydliwej prawdy o kapitalizmie, ale i najważniejsze z zarodków nowego
socjalistycznego świata, o których pisał Marks.
Jednak usytuowanie w samym sercu antagonizmu rozsadzającego kapitalistyczne
społeczeństwo naraża też socjaldemokrację na niebezpieczeństwo rewizjonizmu. Nie
może ona wzorem swych mieszczańskich przeciwników ukryć się za ideologicznym
parawanem. Narażona jest natomiast na wszystkie negatywne skutki ulegania
powierzchownym efektom historycznego rozwoju kapitalistycznych sprzeczności.
Wyobrażenia ideologiczne zagrażają jedynie tym siłom politycznym, które czerpią
moc i autorytet z demaskowania ich rzeczywistego charakteru, a nie z
przetwarzania ich w materiał do kolejnego spektaklu ideologii. Klęski lewicy nie
są zatem jedynie kwestią subiektywnych złych wyborów, dramatów konkretnych
przywódców i przetasowań na politycznej scenie. Są one przede wszystkim ciosami
zadawanymi krytycznej świadomości klasy robotniczej, bez której nie może być
mowy o rewolucyjnym ruchu jego samowyzwolenia.
Dlatego też walka Róży z Bernsteinem, Schipplem, Eber-tem, Scheidemannem i ich
zwolennikami nie była jedynie starciem personalnym. Jej stawką nie było jedynie
to, kto będzie rządził w SPD, która frakcja przeforsuje swój program. Tak
naprawdę była to walka o właściwe rozpoznanie, zrozumienie i skuteczną
kontestację tych tendencji rozwojowych kapitalistycznego społeczeństwa, które na
pozór wydawały się zmieniać jego podstawowe logiki.
III
Bodaj najbardziej brzemienną w skutkach tezą reformistów było przekonanie o
istnieniu obiektywnej tendencji do dostosowywania się kapitalizmu. Koncepcja,
która odżyła potem w latach 60. i 70. XX w. na fali sukcesów zachodnich państw
dobrobytu, sprowadzała się do przekonania o zdolności systemu do stopniowego
wynajdywania narzędzi pozwalających skutecznie rozwiązywać jego podstawowe
sprzeczności. W ujęciu tym ruch permanentnego przystosowywania się systemu
skutkować miał zasadniczym stępieniem konfliktu między pracą a kapitałem.
Twierdzono, iż towarzyszy temu postępująca demokratyzacja życia publicznego,
którą chciano widzieć w znoszeniu barier i cenzusów majątkowych obowiązujących
dotychczas w prawie wyborczym. Wszystko to miało gruntownie modyfikować zarówno
kwestię metody, jak i odpowiedniego momentu dla ustanowienia socjalizmu.
Koncepcja przystosowawczych zdolności kapitalizmu zakładała mechanistyczną i
ekonomistyczną wizję rozwoju społecznego. Zgodnie z nią sam rozwój sił
wytwórczych następujący w łonie kapitalizmu determinuje proces transformacji
systemowej. Zdaniem reformistów objawiać się ona miała w postępującym
uspołecznianiu produkcji oraz w koncentracji zarządzania kapitałem i kontroli
nad nim. Powstawanie koncernów, rozwój polityki celnej, porozumienia
międzypaństwowe postrzegali oni jako elementy stopniowej przemiany systemu i
położenia kresu sprzecznościom jego reprodukcji. Zgodnie z wizją sformułowaną
przez Karola Kautsky'ego obserwowana na początku XX stulecia ewolucja systemu
doprowadzić miała w końcu do powstania jednego kartelu, któremu odpowiadać miało
jedno superimperium. Mniemano, że w ten sposób zostaną ustanowione materialne
warunki dla ewolucyjnego przejścia do socjalizmu - wystarczyłoby tylko owo
przejście sformalizować. W takiej zakładającej ekonomiczny determinizm wizji nie
ma oczywiście miejsca dla politycznej walki proletariatu, który, jak mawiała
Róża, "może położyć się spać". Nie ma tu też miejsca ani dla rewolucji, która
okazuje się całkowicie zbędnym zawracaniem głowy, ani tym bardziej dla kwestii
krachu kapitalizmu, która zostaje po prostu unieważniona. W ich miejsce
zaproponowano strategię kompromisu klasowego, walki parlamentarnej i wchodzenia
do rządów burżuazyjnych. W rzeczywistości polityczny program reformistów
przyswoił sobie wszystkie te pomysły, czyniąc je fundamentem taktyki partyjnej w
dekadzie poprzedzającej I wojnę światową.
Dla Luksemburg było oczywiste, że przyjęcie ekonomi-stycznego determinizmu
reformistów oznaczało nie tylko brzemienny w skutki wybór taktyki politycznej,
ale też zerwanie z podstawowymi kategoriami marksowskiej materialistycznej nauki
historii. Było to zerwanie z taką wizją historii i praktyki społecznej, która
czyniła ich motorem walkę klas, która opierała się na odkryciu, że to ludzie
tworzą swoją historię, choć dokonują tego zawsze w już zastanych warunkach.
Konsekwencją wolty reformistycznej musiała być zatem także utrata jedynego
języka oferującego zestaw pojęć pozwalających nazwać po imieniu siły i reguły
rządzące światem społecznym w kapitalizmie. Oddanie pola w tej sferze musiało
doprowadzić do ustanowienia hegemonii ideologii burżuazyjnych: liberalizmu i
nacjonalizmu. Klęska internacjonalizmu i przyłączenie się kierownictw
socjaldemokratycznych do szowinistycznego motłochu wiwatującego na cześć wojny w
sierpniu 1914 roku były w tym sensie nieuchronną konsekwencją utraty, a
właściwie wyrzeczenia się własnego, krytycznego języka kilka lat wcześniej.
W rzeczywistości reformizm nie był lekiem, ale objawem choroby, na którą
cierpiała nie tylko socjaldemokracja, ale w ogóle cała myśl społeczna głównego
nurtu na przełomie wieku XIX i XX. Luksemburg była jednym z tych nielicznych
autorów, którzy oparli się aberracjom ducha czasów. Wbrew wszystkim pozorom i
pobożnym życzeniom, którym tak chętnie ulegali jej koledzy partyjni, potrafiła
przewidzieć katastrofalny finał pięknej epoki. Zamiast jaskółek demokratyzacji i
ewolucyjnego przyjścia do socjalizmu widziała w niej zapowiedź osunięcia się
kapitalizmu w stan barbarzyństwa na niewyobrażalną skalę. Zjawiska takie jak
koncentracja kapitału, wzrost znaczenia kapitału finansowego w wymianie
międzynarodowej, polityka protekcjonistyczna jawiły się jej niejako czynniki
rozwiązywania kapitalistycznych sprzeczności, ale jako siły potężnie owe
sprzeczności zaostrzające. Długa fala ekspansji gospodarczej, w której
kapitalizm znalazł się po depresji z lat 1874-1895, wcale nie wyeliminowała
niszczycielskich kryzysów, zaś karteliza-cja nie przyczyniła się do ograniczenia
walki konkurencyjnej. Mimo różnych prób regulacji wymuszanych przez ruch
robotniczy, co kilka lat kryzysy pustoszyły życie klas podporządkowanych, zaś
wejście na globalny rynek nowych graczy - Niemiec, Japonii i USA przyczyniło się
do gwałtownego wzrostu konkurencji i poszukiwania kompensacji za straty z niej
wynikające we wzmaganiu stopy wyzysku. Politycznym wyrazem narastania
rywalizacji na rynku międzynarodowym byh coraz częstsze i coraz głębsze
konflikty imperialistyczne. Zatargi o Faszodę, Agadir oraz krwawa wojna o
Mandżurię elektryzowały ówczesną opinię publiczną.
W tej militaryzacji ładu światowego nie było zresztą niczego nowego. Luksemburg
zawsze uważała, że skoro specyfiką kapitalistycznego sposobu produkcji jest
ciągłe dążenie do nieograniczonej akumulacji, to system ten generuje politykę
podbojów i ekspansji militarnej. W czasie, gdy wielkie mocarstwa kończyły
rozdrapywanie Afryki i pod humanitarnymi pretekstami gotowały się do solidarnego
uderzenia na Chiny, autorka Milicji i militaryzmu pisała, że "jeżeli będziemy
rozpatrywali historię nie taką, jaką mogła lub powinna była być, lecz taką jaką
była rzeczywiście, to będziemy musieli stwierdzić, że wojna stanowiła nieodzowny
czynnik rozwoju kapitalizmu."5 Już od swych historycznych początków kapitalizm
żywił się przemocą i zbrojnym podbojem. Wbrew europocen-trycznej wierze w
wyższość kulturalną i gospodarczą Zachodu, to nie triumf w wolnej konkurencji i
indywidualistyczna etyka przedsiębiorcy, ale kampania wojskowa stanowiła główne
narzędzie budowania europejskiej przewagi ekonomicznej oraz kolonizacji Azji i
Afryki. Rekonstruując przesłanki europejskiej ekspansywności Luksemburg
podkreśla, że "Imperiał! -styczna polityka nie jest dziełem jednego lub kilku
państw, lecz wytworem określonego stopnia dojrzałości światowego rozwoju
kapitału, jest z istoty swej zjawiskiem międzynarodowym, niepodzielną całością,
którą poznać można jedynie we wszystkich jej wzajemnych zależnościach i od
której żadne pojedyncze państwo nie może się uchylić."6
Pogląd ten był kamieniem obrazy dla dyskursów dominujących wówczas w głównym
nurcie debat publicznych. Jednym ze znaków rozpoznawczych kultury intelektualnej
okresu przed I wojną światową była przecież zawrotna kariera czystej ekonomii,
której esencją pozostawały teorie Leona Walrasa o samoregulujących się rynkach.
W modnym naukowym stylu autor ten usiłował sprowadzić procesy ekonomiczne do
abstrakcyjnych formuł matematycznych. Warto zauważyć, że mimo iż ekonomiczne
realia wymykały się budowanym w ten sposób teoriom, Walrasowi i jego szkole
udało się ustanowić model powielany potem (w latach 70. i 80. minionego
stulecia) ze sporymi sukcesami przez neoliberałów z Chicago. Odkryte przez
Walrasa i przejęte przez "Chicago boys" prawdy cieszą się zresztą wciąż
niepodważalną estymą na salonach euroamery-kańskiego establishmentu. Tymczasem
już w latach 90 XIX wieku, wbrew modnemu dyskursowi czystych ekonomistów,
Luksemburg dowodziła, że niezbywalnym elementem akumulacji kapitału pozostaje
przemoc. Odgrywa ona rolę decydującą zarówno na poziomie stosunków
międzyklasowych, jak i na poziomie międzynarodowym.
Odkrycie roli przemocy i ekspansji kolonialnej w kapitalistycznej akumulacji ma
doniosłe konsekwencje polityczne. Przesądza o fałszu nadziei na stopniową, a
przede wszystkim trwałą demokratyzację systemu. "Kapitalizm z ludzką twarzą"
może być co najwyżej dziełem tymczasowego zwrotu taktycznego, chwilowego
odwrotu, który przy pierwszej nadarzającej się okazji przekształcić się musi w
brutalną kontrofensywę. Smutny finał złotego wieku systemu z lat 1945-1974
wydaje się potwierdzać taką diagnozę. Luksemburg zdawała sobie doskonale sprawę,
że zdobycze burżuazyjnej kultury i jej chętnie deklarowanego republikanizmu
ufundowane zostały na grabieży, wyzysku i ludobójstwie narodów poddanych
panowaniu kolonialnemu. Liberalne wolności, z których tak dumna była belle
epogue są w tym sensie jedynie perwersyjnym produktem zniewolenia. Wedle
Luksemburg przesądza to o ich prawdziwej wartości. "Tylko burżuazyjny polityk" -
pisała - "dla którego rasy panujące reprezentują ludzkość, zaś panujące klasy
naród, może w ogóle mówić o narodowym samostanowieniu w państwach posiadających
kolonie". Parafrazując znane powiedzenie Michała Bakunina dodawała, że "nie może
być wolny naród, którego byt państwowy opiera się na ujarzmieniu innych ludów,
albowiem ludy kolonialne są również ludami i częścią składową państwa".7
Potwierdzeniem słuszności tych słów był fakt, że także w stosunkach
wewnętrznych, w formalnie republikańskich państwach Europy zaznaczał się coraz
większy rozdźwięk między demokracją a kapitalizmem.
Wbrew temu, co głosiła stara liberalna mantra, Luksemburg dowodziła
fundamentalnych sprzeczności między fatalistyczną logiką akumulacji kapitału a
emancypacyjną logiką demokratycznego samozarządzania. Nawet znane z historii
sojusze między demokracją a kapitałem nie powinny nam przesłaniać wagi owych
sprzeczności. Pokazują one wszak dobitnie, że burżuazja wykorzystywała ideę
demokracji czysto instrumentalnie - przeciw swym feudalnym wrogom. "Między
rozwojem kapitalizmu i demokracją nie można ustalić jakiegoś ogólnego
absolutnego związku. Forma polityczna jest w każdym wypadku wynikiem całego
szeregu czynników politycznych, wewnętrznych i zewnętrznych, i obejmuje w swych
granicach całą skalę - od monarchii absolutnej aż po republikę demokratyczną"8.
Natomiast kiedy władza mieszczaństwa krzepła, idee demokratyczne chętnie
poświęcano na rzecz haseł zdecydowanie bardziej funkcjonalnych dla
podtrzymywania klasowego panowania burżuazji. Dlatego właśnie prawdziwymi ideami
klas rządzących w kapitalistycznej Europie drugiej połowy XIX wieku były
nacjonalizm, militaryzm i rasizm (z antysemityzmem jako jedną z podstawowych
form), a nie podejrzane hasła demokratyczne. Nie dość, że z jednej strony
"liberalizm stał się (...) dla społeczeństwa burżua-zyjnego jako takiego
zasadniczo zbędny, to z drugiej strony (...) stał się on wręcz przeszkodą"9.
Czynnikiem znacznie wzmacniającym antydemokratyczną tendencję ekspansji
kapitalizmu było "powstanie gospodarki światowej oraz zaostrzenie i
upowszechnienie się walki konkurencyjnej na rynku światowym". To właśnie te
czynniki sprawiły, że na przełomie XIX i XX wieku militaryzm pełnił rolę
"decydującego narzędzia zarówno w wewnętrznej, jak i zagranicznej polityki
wielkich mocarstw." W związku z tym Luksemburg formułuje zasadę, zgodnie z którą
jeżeli ..polityka światowa i militaryzm wykazują w obecnej fazie tendencję
wzrostu, to w konsekwencji ruch demokracji burżuazyjnej odbywać się musi po
linii spadkowej".10 "W objęcia reakcji pcha burżuazję nie tylko polityka
zagraniczna, lecz w nie mniejszym stopniu polityka wewnętrzna - walcząca o swe
wyzwolenie klasa robotnicza".11
Paradoksalnie jedyną grupą, która brała na poważnie ideały wypisane na
sztandarach rewolucji burżuazyjnych z lat 1789-1848, był proletariat. Robotnicy
domagając się praktycznej realizacji wywalczonych przez te rewolucje formalnych
gwarancji wolności, równości i braterstwa stali się mimowolnym katalizatorem
"dezercji burżuazji".12 Jej najbardziej znanymi symbolami były Termidor w roku
1794 i Dni Czerwcowe w 1848. Zarówno podczas Wielkiej Rewolucji Francuskiej, jak
i w czasie Wiosny Ludów położenie i walka proletariatu podważyły uniwersalne
roszczenia republikańskiej ideologii burżuazji. W pierwszej fazie rewolucji
klasy nazywane w nomenklaturze ancien regime 'u stanem trzecim i czwartym
solidarnie wystąpiły przeciw monarchii. Dopiero zwycięstwo pociągnęło za sobą
rozłam w obozie ludu. Uchwyciwszy władzę państwową rewolucyjne mieszczaństwo
natychmiast utożsamiło interes ludu/narodu z własnym klasowym partykularyzmem. W
nowej sytuacji proletariat stał się wcieleniem odrzuconego i zapoznanego
uniwersalizmu pierwotnego projektu rewolucyjnego. Jego postawa i aspiracje
stanowiły rodzaj powrotu wypartego rewolucji. Jako tacy robotnicy zaczęli
stanowić śmiertelne zagrożenie dla nowej klasy rządzącej, która potrzebowała
uniwersalizmu już tylko jako ideologicznego narzędzia legitymacji swego
panowania. Aby bronić zdobytej w sojuszu z proletariatem realnej władzy, której
zagroził niedawny sojusznik, burżuazja bez zmrużenia oka porzuciła wzniosłe
hasła humanizmu. Zamiast nich sięgnęła po starą ideę "użycia przemocy dla
przywrócenia porządku". Pod koniec XIX wieku liberalne hasła rewolucji
mieszczańskich zastąpione zostały pseudonaukowymi darwinistycznymi konceptami.
które ukazywały nierówności jako wynik naturalnej ewolucji społecznego
organizmu. W skrajnie niedemokratycznej naturali-zacji społeczeństwa
kapitalistycznego znalazła swe ostateczne spełnienie mieszczańska (a zatem
podszyta klasową i ekskluzy-wistyczną treścią) wykładnia pięknych idei wolności,
równości i braterstwa. Burżuazyjna ucieczka od wolności pokazała dobitnie, że
prawdziwa walka o demokrację nie może się rozwijać w ramach społeczeństwa
kapitalistycznego, ale jedynie przeciwko niemu. W ujęciu Luksemburg "z faktu, że
liberalizm burżua-zyjny wyzionął ducha przed rosnącym ruchem robotniczym i jego
celem ostatecznym, wynika tylko, że socjalistyczny ruch robotniczy jest i może
być dzisiaj jedynym oparciem dla demokracji i że nie los ruchu socjalistycznego
jest związany z demokracją burżuazyjna, lecz na odwrót, los rozwoju
demokratycznego - z ruchem socjalistycznym".13 Wbrew popularnej wśród ideologów
liberalnych praktyce przeciwstawiania demokracji i walki o socjalizm (czy, jak
to ujmowała Hannah Arendt, wolności politycznej i kwestii socjalnej) "demokracja
jest nieodzowna nie dlatego, że czyni zbędnym zdobycie władzy politycznej przez
proletariat, lecz przeciwnie, dlatego, że to uchwycenie władzy czyni równie
koniecznym, jak także jedynym możliwym".14
Na poziomie politycznej praktyki urzeczywistnienie tak rozumianego projektu
demokratycznego możliwe będzie jedynie na drodze przekroczenia ograniczeń form
politycznych właściwych porządkowi kapitalistycznemu. Jedynym ocaleniem dla
demokracji w istotowym sensie tego słowa jest zatem rozsadzenie parlamentarnego
gorsetu, uwolnienie śię z formalistycznego kokonu liberalizmu i realne
przezwyciężenie sprzeczności między demokratyczną obietnicą a klasową treścią
burżuazyjnej rzeczywistości. W ramach tej ostatniej formalne gwarancje wolności
i równości jednostek pozostają zaledwie ideologiczną fasadą skrywającą
rzeczywisty mechanizm władzy usytuowany w sercu procesu materialnej reprodukcji
społecznego bytu i realizujący się jako antagonizm między pracą a kapitałem.
Burżuazyjna scena polityczna abstrahuje od tego fundamentalnego antagonizmu.
Skoro jednak realne panowanie zostało celowo przeoczone w burżuazyjnym
rozumieniu polityki, które redukuje ją do formalno-prawnych regulacji realna
emancypacja musi przywrócić polityczność antagonizmowi klasowemu, a co więcej
osadzić polityczność na tej podstawie. Możliwe to będzie jedynie na drodze
rewolucji socjalistycznej. Autentyczna demokracja musi być równoznaczna z
demokratyzacją (czyli upolitycznieniem) sfery reprodukcji. Dlatego jej warunkiem
koniecznym jest emancypacja proletariatu i właściwe temu procesowi formy
polityczne: władza rad, komitety fabrycznczne, ludowe organy przedstawicielskie.
Wyzwolenie i samozarządzanie proletariatu pozostaje fundamentem wszelkiego
wyzwolenia i wszelkiej demokracji zasługującej na to miano, albowiem robotnicy
to jedyna grupa, której celem jest przekroczenie własnego statusu klasowego.
Właśnie dzięki temu proletariat reprezentuje społeczne uniwersum.
Demokracja ma także fundamentalne znaczenie dla strategii politycznej ruchu
rewolucyjnego. Jest jego racją bytu. Jeżeli bowiem "demokracja stała się dla
burżuazji po części zbędna, a po części przeszkodą, to dla klasy robotniczej
jest za to konieczna i nieodzowna. Jest po pierwsze konieczna, albowiem stwarza
formy polityczne (samorząd, prawo wyborcze itp.), które posłużą proletariatowi
za punkty oparcia przy przekształcaniu społeczeństwa burżuazyjnego. Jest zaś po
drugie nieodzowna, albowiem tylko w niej, w walce o demokrację, w wykonywaniu
praw demokratycznych proletariat może dojść do uświadomienia sobie swych
interesów klasowych i swych zadań historycznych".15
Mechanizm wzajemnego warunkowania się demokracji i socjalizmu widać w
szczególności w krajach położonych na peryferiach systemu światowego. Rozwój
zależnych form kapitalizmu i kompradorski, a zatem związany bardziej z
interesami centralnych metropolii niźli z interesami własnych gospodarek
narodowych, charakter klas burżuazyjnych sprawia, że zadania rewolucji
mieszczańskich przejmują tam robotnicy i w ogóle klasy podporządkowane. Idea ta
znalazła potem bardzo interesujące i twórcze rozwinięcie w koncepcji rewolucji
permanentnej Lwa Trackiego.
IV
W tej sytuacji wojna imperialistyczna nie była dla Róży zaskoczeniem, choć
wstrząsnęła nią skala upadku lewicy. Wybuch konfliktu między imperiami
europejskimi potwierdzał wszystkie jej wcześniejsze prognozy na temat kierunku
ewolucji systemu. Ludobójcza przemoc, która stanowiła trwały element
kapitalistycznej codzienności na skolonizowanych i uzależnionych peryferiach, za
sprawą wojny powróciła jedynie do swego matecznika. "Tym samym imperializm
przenosi katastrofę, jako formę bytowania kapitału, z peryferii rozwoju
kapitalistycznego z powrotem do jego punktu wyjścia".16 Pogrążone w
europocen-trycznej drzemce klasy panujące wielkich mocarstw rozpoznają w niej
źródła własnego dotychczasowego samozadowolenia. Dzieje się to jednak stanowczo
za zbyt wysoką cenę. "Zhańbione, wyzute z czci, zbroczone krwią, ociekające
brudem - oto w jakiej postaci ukazuje się społeczeństwo burżuazyjne, oto jakie
ono jest w rzeczywistości. W swej prawdziwej, nagiej postaci występuje nie
wtedy, gdy wymuskane i układne nosi maskę cnoty, kultury, filozofii i etyki,
porządku, pokoju i państwa konstytucyjnego, ale wtedy, gdy wyłazi z niego
drapieżny zwierz, gdy ujawnia się piekielny sabat anarchii, gdy jego zadżumiony
oddech niesie zagładę kulturze i ludzkości."17
Przenosząc masowe ludobójstwo do Europy, I wojna światowa stała się matrycą dla
zorganizowanej przemocy, która powielana była potem przez cały wiek XX. Trzeba
pamiętać, że Auschwitz i Gułag, Hiroszima i Wschodni Timor stanowiły jedynie
modyfikacje i rozwinięcia tego wzorca. W kontekście, jaki tworzy historia XX i
początków XXI wieku, słowa Luksemburg o triumfie imperializmu, który ..prowadzi
do zagłady kultury -przejściowo podczas trwania każdej wojny nowoczesnej,
całkowicie - gdyby rozpoczęty okres wojen światowych miał bez przeszkód trwać
dalej (...)"18, muszą brzmieć proroczo. Na szczęście jednak nie prowadzą one do
fatalistycznych wniosków. Luksemburg odrzucała wprawdzie optymistyczną wiarę w
samoreformowanie się kapitalizmu, ale nie zastępowała jej pełnym rezygnacji
przekonaniem o nieuchronności katastrofy. Jest ona rzeczywiście nie do
uniknięcia, ale tylko pod warunkiem, że trwać będą dalej rządy kapitału. Oznacza
to, że stoimy w obliczu wyboru. Barbarzyństwo ujawnione przez wojnę jedynie
wyostrza zasadniczą alternatywę historyczną, przed którą stoją wszystkie
społeczeństwa kapitalistyczne. "Albo triumf imperializmu i zagłada wszelkiej
kultury (...) albo też zwycięstwo socjalizmu, tj. świadomej akcji bojowej
międzynarodowego proletariatu przeciw imperializmowi i jego metodzie: wojnie.
Oto jest dylemat stojący przed historią świata, owo albo-albo (...)"-19 Hasło
socjalizm albo barbarzyństwo zawiera w sobie całą koncepcję historii autorki
Akumulacji kapitału. W tym haśle Luksemburg, oskarżana przez przeciwników o
wiarę w mechaniczny krach kapitalizmu zawarła kwintesencję stanowiska zupełnie
odmiennego. Sprowadza się ono do rewolucyjnego akty-wizmu. Wprawdzie historyczne
doświadczenie kolonializmu, imperializmu i wojny światowej potwierdza osuwanie
się kapitalizmu w barbarzyństwo, ale nie oznacza to przecież jego klęski jako
systemu władzy. To tylko klęska żyjących pod jego panowaniem ludzi.
Barbarzyństwo nie jest wynikiem jakiegoś regresu czy zastoju, ale - przeciwnie -
pojawia się jako konsekwencja najwyższego rozwoju kapitalistycznej akumulacji.
Trochę podobnie jak później Joseph Schumpeter, Luksemburg uważała, że katastrofą
kapitalizmu będzie jego największy sukces. Socjalizm był dla niej wyborem, który
miał ochronić ludzkość przed skutkami owego sukcesu. Na tym właśnie polegała jej
koncepcja krachu kapitalizmu i konieczności socjalizmu. Społeczny krach
kapitalizmu nie oznacza jego zniknięcia z areny historycznej. Może on wszak
panować w pozbawionej humanistycznych osłonek postaci barbarzyństwa, jak to się
przez dziesięciolecia działo w koloniach. To bardzo ważny, choć bardzo długo
niedoceniany wątek argumentacji Róży. O tym, jak duże znaczenie przyznawała mu
ona sama, świadczy choćby fakt, że stanowi on jeden z głównych tematów jej
głównego dzieła ekonomicznego -Akumulacji kapitału. Analiza roli misji
cywilizacyjnej kapitalizmu na obszarach nie-zachodnich, była dla Luksemburg
jednym z głównych argumentów przeciwko postawie kierownictwa jej partii w
sierpniu 1914 roku. Przypomnijmy, że parlamentarzyści SPD uznali, że głosowanie
za przyznaniem rządowi Rzeszy kredytów wojennych, czyli de facto głosowanie za
wojną, jest mniejszym złem, ponieważ kapitalizm niemiecki jest lepszy od
rosyjskiego barbarzyństwa. Luksemburg odrzuciła to pokrętne uzasadnienie,
wskazując na bezpośrednio barbarzyńską rolę, jaką rzekomo cywilizowany Berlin
odgrywał w koloniach. Zbrodnie wojenne popełnione przy tłumieniu Powstania
Bokserów w Chinach w 1900, czy ludobójstwo zorganizowane w 1904 roku w Namibii
były dla niej manifestacjami prawdziwej natury wilhelmińskiego kapitalizmu i
porządku politycznego. Były one czymś w rodzaju wypartej ze społecznej
świadomości nadwyżki znaczenia zadającej kłam wszystkim humanistycznym i
demokratycznym roszczeniom niemieckiego porządku sprzed roku 1914. To one były
prawdą o jego "lepszych stronach", które zachwalali reformiści.20
Odrzucenie doktryny mniejszego zła i obrony przed wschodnim barbarzyństwem
ustanowiło wzorzec krytyki ideologii im-perialistycznej. Wartość ówczesnej
postawy Róży widać dobrze w kontekście wojny w Iraku. Jeżeli przed marcem roku
2003 krytycy wojny z Irakiem odrzucali amerykańską propagandę o zagrożeniu,
jakie Saddam Husajn miał stanowić dla cywilizowanego świata, to nie tylko z
powodu oczywistego fałszu amerykańskich "dowodów" owego zagrożenia, ale i
dlatego, że byli świadomi prawdziwego oblicza cywilizacji reprezentowanej przez
USA. Dziś, gdy cywilizacja ta objawiła się w pełnej krasie w Abu Gh-raib i
Faludży, trudno mieć już wątpliwości co do jej prawdziwej natury. Można jedynie
powtórzyć za Różą, że tortury w irackich więzieniach stanowczo więcej mówią o
burżuazyjnej demokracji i gospodarce wolnorynkowej niźli wszelkie ich
"osiągnięcia" w amerykańskiej metropolii. Dowodzą one, że podobnie jak w czasach
wilhelmińskich, to nie żadne wschodnie barbarzyństwo, ale jak najbardziej
zachodni - czyli nasz - kapitalizm jest największym zagrożeniem dla mieszkańców
całej planety.
Trzeba podkreślić, że w jednoznacznej ocenie roli kapitalistycznej ekspansji w
świecie nie-zachodnim, którą przedstawiała autorka Reformy socjalnej czy
rewolucji nie ma krzty przesady. Najnowsze badania historyczne potwierdzają
słuszność opinii Luksemburg. Ekspansja kapitalizmu z jego zachodnioeuropejskiego
centrum nie miała w sobie nic ze szczytnej misji cywilizacyjnej. Jedynym jej
skutkiem na terenach dotkniętych militarnym podbojem i penetracją europejskiego
kapitału był głęboki regres cywilizacyjny. Przerwano wszelkie autonomiczne
ewolucje modernizacyjne. Do istniejących tam wcześniej form represji dodano
nowe, znacznie bardziej mordercze, bo związane z totalnym utowarowieniem
wszystkich dziedzin życia. Efektem włączenia do kapitalistycznego rynku
światowego obszarów, które jeszcze w XVIII stuleciu przewyższały Europę pod
względem najważniejszych wskaźników ekonomicznych, był prawdziwy holocaust.
Amerykański historyk Mikę Davis w głośnej pracy Late Victorian Holocausts
ustalił, że tylko w drugiej połowie XIX wieku polityka kolonialnej eksploatacji
doprowadziła do śmierci 40, a może nawet 60 milionów ludzi.21
Wystarczy lektura corocznego raportu Banku Światowego o stanie świata, aby
przekonać się, że ludobójcze konsekwencje polaryzacji w ramach globalnego
kapitalizmu nie są jedynie przerażającym wspomnieniem z przeszłości. Liczba
ludzi umie rających z głodu, jak i liczba tych, którzy żyją w skrajnej nędzy,
rośnie wprost proporcjonalnie do wzrostu zysków wielonarodowych korporacji. Po
to, aby zapobiec wszystkim tym, dawnym i nowym, ludobójczym tendencjom,
konieczny jest socjalizm. Trzeba jednak podkreślić, że dla Luksemburg socjalizm
wcale nie jest nieuchronny. Co prawda jej oryginalne stanowisko zawiera
wprawdzie pewne określenia, które są na tyle dwuznaczne, że mogą wprowadzać
czytelnika w błąd. Jednakże -jak zauważył Norman Geras - sformułowania o
nieuchronności socjalizmu "maskują, a nie prezentują rzeczywisty sens myśli
Luksemburg".22 To sprawia, że jej koncepcja historycznej konieczności i warunków
wyjścia poza kapitalizm, sytuuje się bardzo daleko od determinizmu, jaki w tej
kwestii panował w II Międzynarodówce, i jaki potem został przejęty przez
oficjalną ideologię stalinowskiego ZSRR i całego Bloku Wschodniego.
Powtórzmy za Różą raz jeszcze: socjalizm nie jest nieuchronny. Nieuchronny jest
tylko krach kapitalizmu, czyli osunięcie się społeczeństw burżuazyjnych w
barbarzyństwo. Wynika ono bowiem wprost z logiki nieograniczonej akumulacji. Z
socjalizmem rzecz ma się zgoła przeciwnie. Może on zaistnieć. Może, ale tylko
wtedy, gdy świadoma akcja mas proletariuszy doprowadzi do rewolucji. "Zwycięstwo
socjalizmu nie spadnie jak fatum z nieba. Może ono być tylko wywalczone w długim
szeregu potężnych zmagań między nowymi a starymi mocami, zmagań, w toku których
proletariat pod przewodnictwem socjaldemokracji uczy się i próbuje ująć swój los
we własne ręce, opanować ster życia społecznego, zmienić się z bezwolnej
igraszki własnej historii w jej sternika świadomie dążącego do celu."23 Z tego
wynika doniosła teza o roli czynnika społecznego w historii. W kluczowym
fragmencie Broszury Juniusa Luksemburg pisze, że "ludzie nie tworzą swojej
historii z własnej woli. Ale tworzą ją sami. Proletariat jest w swej
działalności zależny od każdoczesnego stopnia dojrzałości rozwoju społecznego,
ale rozwój społeczny nie odbywa się poza nim, proletariat jest w równej mierze
jego sprężyną i przyczyną, jak jego wytworem i skutkiem. Działalność
proletariatu jest współdecydującą częścią historii." Co więcej "socjalizm jest
pierwszym w historii świata ruchem masowym, który stawia sobie za cel i jest
przez historię do tego powołany, by w działalność społeczną ludzi wnieść
świadomy sens, myśl organizującą, a tym samym wolną wolę".24
Rozwijając zawarte w tym wywodzie tezy, można powiedzieć, iż to układy sił
społecznych określają ramy, w których działają logiki reprodukcji ekonomicznej,
a nie odwrotnie. Sformułowana przez Luksemburg wizja sił decydujących o
przebiegu i kształcie procesu historycznego, pociąga za sobą doniosłe
konsekwencje. Była ona jedną z tych koncepcji, które zainspirowały
dwudziestowieczne przełomy w myśleniu o historii i jej związkach z teorią
społeczną.
Luksemburg zerwała z mechanistycznymi i ekonomistycz-nymi tendencjami II
Międzynarodówki. W ten sposób zajęła stanowisko na antypodach idei, które
połączyły we wspólnym, an-tyrewolucyjnym froncie zmieszczaniałych
socjaldemokratów i stalinowskich komunistów. Wśród krytyków tych tendencji,
którzy zainicjowali najważniejszy w minionym stuleciu zwrot w recepcji Marksa,
Luksemburg była być może najbardziej konsekwentna - bardziej konsekwentna w
wyborze demokratycznej formy organizacji proletariatu od Włodzimierza Lenina i
Lwa Trackiego, a zarazem, jak się wydaje, mniej podatna na pokusy
absolutyzowania żywiołowości ruchu masowego niż Gyórgy Lu-kacs i Karl Korsch.
Wnioski jakie można wyciągnąć z teorii autorki Broszury Juniusa idą jednak dalej
- wykraczają poza spór między rewolucjonistami a reform i sta mi. Dokonany przez
nią przełom w myśleniu o kapitalizmie i historii ma znacznie bardziej odległe
afiliacje. Antyekonomizm Luksemburg, podobnie jak stanowisko Korsha czy Lenina,
prowadzi do wniosku, że historia nie jest mechanicznym, linearnym następowaniem
po sobie kolejnych faz, cykli i formacji społecznych. Okazuje się ona natomiast
procesem żywym, biegnącym wieloma drogami równocześnie, procesem zwalniającym i
gwałtownie przyspieszającym. Skoro zaś motorem historii są nieciągłości,
zerwania, walki i antagonizmy, a nie po prostu akumulacja postępu, to kwestii
wyjścia poza kapitalizm nie należy koniecznie wiązać z osiągniętym przez dane
społeczeństwo odpowiednim stopniem dojrzałości stosunków kapitalistycznych.
Powstanie sytuacji rewolucyjnej może być uwarunkowane układami odniesienia, w
jakich dane społeczeństwo znajduje się w ramach całości kapitalistycznego
systemu. Stosunki na linii centrum-peryferia będą tu decydowały w większym
stopniu niż miejsce w hierarchii kapitalistycznego zaawansowania. W takiej
globalnej perspektywie rewolucja nie musi wcale wybuchnąć w krajach najwyżej
rozwiniętych. Może do niej dojść na peryferiach czy półperyferiach systemu.
Takie wnioski można wyciągnąć z przedstawionej przez Różę analizy imperializmu i
roli, jaką odgrywa on w historycznej ekspansji kapitału. Ona sama nigdy nie
przedstawiła ich w rozwiniętej formie, mimo że niejednokrotnie, choć i
niejednoznacznie, podkreślała wagę rewolucji w peryferyjnej Rosji. Za życia
Luksemburg wnioski takie wyciągnęli natomiast ze swych analiz imperializmu
najpierw Trocki, a później także Lenin. Podobne wnioski głosi dziś wpływowa
analiza systemów-światów rozwijana przez uczonych takich jak Immanuel
Wallerstein czy Giovanni Arri-ghi, a także teoria akumulacji w skali światowej
Samira Ami-na. W pracach Immanuela Wallersteina spotykamy się nawet z podobną
jak u Luksemburg koncepcją krachu kapitalizmu. W swych analizach kryzysu
strukturalnego obecnej formy kapitalistycznego systemu-świata autor ten
podkreśla, że koniec społecznego uniwersum, jakie znamy z własnego doświadczenia
na przełomie XX i XXI wieku, oznacza wyłonienie się historycznej alternatywy,
której jednym z członów pozostaje barbarzyństwo.25
Niewątpliwie cechujący tych autorów nacisk na rolę czynników społecznych układów
sił w kreowaniu historii, zawiera w sobie także dziedzictwo Róży Luksemburg.
Najdobitniej dochodzi ono jednak do głosu w podnoszącej się fali społecznego
oporu przeciw neoliberalnej globalizacji, która jest przecież tylko innym mianem
opisywanego przez Luksemburg imperializmu. W walkach toczonych na licznych
frontach tego oporu znajduje potwierdzenie nie tylko znaczenie przypisywane
przez nią demokratycznej samoorganizacji proletariatu, ale też to, że kapitalizm
"sam z siebie" nie jest zdolny do żadnego przystosowania. Obie te sprawy są
zresztą ściśle powiązane. Wszelkie osiągnięcia złotego wieku, podobnie jak
postęp w czasach belle epoąue, dokonały się przecież pomimo kapitalizmu, a nie
dzięki niemu. Sukcesy zachodniego państwa dobrobytu po roku 1945 nie
przekreśliły wagi spostrzeżeń Luksemburg, tak jak nie przekreśliły one natury
systemu. Wbrew nadziejom uczniów Keynesa tzw. złe cechy kapitalizmu nie są
czymś, co można trwale usunąć, zachowując jednocześnie cechy dobre. Zgodnie z
przekonaniem Luksemburg, cechy złe są rewersem dobrych, są z nimi nierozdzielnie
związane. To właśnie ta okoliczność podważa wszelkie plany trwałej reformy
kapitalizmu. Strukturalny kryzys trwający od lat siedemdziesiątych oraz fale
kryzysów finansowych rujnujące gospodarki peryferyjne w latach
dziewięćdziesiątych tworzą warunki, w których do głosu dochodzą barbarzyńskie
tendencje kapitalizmu. Ich polityczną formą jest neoliberalne zarządzanie
kryzysem, ich społeczną treść tworzą natomiast wzrost stopy wyzysku, pogłębianie
się polaryzacji między centrum a peryferiami oraz imperialistyczne wojny
wzniecane przez USA i ich sojuszników.
Neoliberalna kontrreformacja i militaryzacja ładu międzynarodowego naszych
czasów potwierdzają to, co podkreślała zawsze Luksemburg -jedynie zorganizowana
akcja masowa może wymusić na kapitalizmie ustępstwa, jedynie ona zmusza system
do włożenia bardziej ludzkiej maski. Zdobycze te będą jednak ograniczone, kruche
i zagrożone dopóty, dopóki trwać będzie kapitalistyczna akumulacja w skali
globalnej, a ramami dla uspołecznienia pozostanie antagonizm między pracą a
kapitałem. Alternatywa, przed którą stoimy jest zatem wciąż ta sama. Nikt nie
sformułował jej dobitniej niż Róża Luksemburg.
Przemysław Wielgosz
1 Róża Luksemburg Kryzys socjaldemokracji, w: Róża Luksemburg
Kryzys socjaldemokracji, Instytut Wydawniczy "Książka i Prasa", Warszawa 2005,
s. 122.
2 Róża Luksemburg Reforma socjalna czy rewolucja, w: Róża Luksemburg Kryzys
socjaldemokracji, Instytut Wydawniczy "Książka i Prasa", Warszawa 2005, s. 33.
3 Róża Luksemburg Kryzys socjaldemokracji, op. cit., s. 122-123.
4 Róża Luksemburg Kryzys socjaldemokracji, op. cit., s. 123.
5 Róża Luksemburg Reforma socjalna czy rewolucja, op. cit., s. 58.
6 Róża Luksemburg Kryzys socjaldemokracji, op. cit., s. 214.
7 Róża Luksemburg Kryzys socjaldemokracji, op. cit., s. 212.
8 Róża Luksemburg Reforma socjalna czy rewolucja, op. cit., s. 87.
9 Róża Luksemburg Reforma socjalna czy rewolucja, op. cit., s. 88.
10 Róża Luksemburg Reforma socjalna czy rewolucja, op. cit.. s. 88-89.
11 Róża Luksemburg Reforma socjalna czy rewolucja, op. cit.. s. 89.
12 Róża Luksemburg Reforma socjalna czy rewolucja, op. cit.. s. 89.
13 Róża Luksemburg Reforma socjalna czy rewolucja, op. cit., s. 90.
14 Róża Luksemburg Reforma socjalna czy rewolucja, op. cit., s. 97.
15 Róża Luksemburg Reforma socjalna czy rewolucja, op. cit.. s. 96-97.
16 Róża Luksemburg Akumulacja kapitału. Warszawa 1963, s. 730.
17 Róża Luksemburg Kryzys socjaldemokracji op. cit., s. 122.
18 Róża Luksemburg Kryzys socjaldemokracji, op. cit., s. 137.
19 Róża Luksemburg Kryzys socjaldemokracji, op. cit., s. 132.
20 Pogląd Luksemburg znajduje dziś dodatkowe wzmocnienie w świetle ujawnienia
współudziału Niemiec w holocauście 1,5 miliona Ormian, którego dokonano w Turcji
w latach 1915-1916. Setki niemieckich oficerów i tysiące żołnierzy wspierały
młodotureckich oprawców na każdym etapie zbrodni.
21 Mikę Davis Late Fictorian Holocausts. El Nino Famines and the Making of Third
World, Verso, London, New York 2001.
22 Norman Geras "Barbarzyństwo i upadek kapitalizmu w myśli Róży Luksemburg" ,
w: Rewolucja, nr 1/2001.
23 Róża Luksemburg Kryzys socjaldemokracji, op. cit., s. 132.
24 Róża Luksemburg Kryzys socjaldemokracji, op. cit., s. 131.
25 Immanuel Wallerstein Koniec świata jaki znamy, Scholar, Warszawa 2004.