Róża Luksemburg

Kryzys socjaldemokracji

Dlaczego wydajemy Różę Luksemburg? Bo była jedną z najbardziej fascynujących i wymykających się stereotypom postaci XX wieku. Róża Luksemburg należy do tych nielicznych kobiet, których imię zapisało się w historii powszechnej. Co więcej, to jedyna Polka, która wniosła poważny i wciąż żywy wkład do rozwoju nowoczesnej teorii społecznej.  Kryzys Socjaldemokracji, napisany przez Różę 80 lat temu w pruskim więzieniu, czyta się dziś jak najbardziej aktualną i przenikliwą analizę polityki europejskiej socjaldemokracji. Pozwalają nam one zrozumieć rzecz dla ludzi lewicy niepojętą – jak to możliwe, że najsilniejsze partie europejskie, wyrosłe ze sprzeciwu wobec imperializmu, militaryzmu i kapitalizmu popierają obecnie okupację Iraku i ultraliberalną, antypracowniczą politykę ekonomiczną. Stron 250, twarda oprawa, cena wysyłkowa 30 zł http://www.iwkip.org/ksiazki/ksiazki3.htm

Spis treści
Róża Luksemburg i kryzys socjaldemokracji 5
Reforma socjalna czy rewolucja? Przedmowa 31
Część pierwsza
1. Metoda oportunizmu 35
2. Przystosowywanie się kapitalizmu 40
3. Wprowadzenie socjalizmu poprzez reformy socjalne 51
4. Polityka celna i militaryzm 58
5. Praktyczne konsekwencje i ogólny charakter rewizjonizmu 64
Część druga
1. Rozwój ekonomiczny i socjalizm 73
2. Związki zawodowe, spółdzielnie i demokracja polityczna 82
3. Zdobycie władzy politycznej 93
4. Krach kapitalizmu 103
5. Oportunizm w teorii i praktyce 107
Przemówienia wygłoszone na zjeździe partyjnym w Hanowerze w 1899 r.
I. Przeciwko Bernsteinowi 113
II. O milicji i militaryzmie 120
Kryzys socjaldemokracji {Broszura Juniusa) 123
DODATEK. Tezy o zadaniach międzynarodowej socjaldemokracji 244

Przemysław Wielgosz

Róża Luksemburg i kryzys socjaldemokracji

Jakie wrażenia odniosłaby Róża Luksemburg, gdyby mogła przejść się dzisiaj ulicami Berlina, Warszawy czy Londynu? Czy byłaby pod wrażeniem tego, co można zobaczyć, usłyszeć, przeczytać w trzech europejskich metropoliach początku XXI wieku? Zapewne. Jednak, wbrew pozorom, wrażenie to nie musiało by być spowodowane radykalną odmiennością naszej rzeczywistości od tej, jaką polsko-niemiecka rewolucjonistka znała z autopsji. Wręcz przeciwnie!
Zważywszy na ostrość krytycznego zmysłu Luksemburg można domniemywać, że autorka słynnej, wciąż wydawanej i uważnie czytanej na całym świecie Akumulacji kapitału nie miałaby kłopotów z oparciem się zwodniczym urokom społeczeństwa ery Nowej Gospodarki, wirtualnego kapitalizmu i multimedialnych wojen. Nawet w obrębie ideologicznych fantazmatów, za pomocą których dzisiejszy świat usprawiedliwia się przed swymi mieszkańcami, Luksemburg dostrzegłaby symptomy ukazujące znacznie mniej pociągającą prawdę. Na odsłoniętym w ten sposób poziomie, pierwsze dziesięciolecie wieku XXI wydać by się jej musiało szokująco podobne do tego, czego świadkiem była dokładnie sto lat wcześniej.
I
Wbrew rozpowszechnionym stereotypom, nie żyjemy dziś wcale w epoce wyjątkowej. Celebrowana i przeklinana zarazem globalizacja nie jest niczym nowym. Wiązane z nią procesy i zjawiska, choć bardzo efektowne, nie dają się określić mianem czegoś, czego ludzkość nie znała w swej dotychczasowej historii. To samo trzeba powiedzieć o gwałtownej militaryzacji ładu międzynarodowego, która nastąpiła w ostatniej dekadzie XX stulecia, a którą reakcja administracji prezydenta Busha na zamachy z 11 września 2001 roku jedynie mocno
przyspieszyła i pogłębiła. Nawet rozwój wypadków na scenach politycznych w najważniejszych państwach globalnego systemu nie wydaje się czymś oryginalnym. Postępująca alienacja instytucji demokracji przedstawicielskiej oraz upodabnianie się do siebie prawicy i lewicy nie są wynalazkiem naszych czasów. W istocie sytuacja przedstawia się tak, że zwiedzająca nasz świat Róża Luksemburg musiałaby co chwila ulegać wrażeniu czegoś w rodzaju kapitalistycznego deja vu. Bez popadania w przesadę można nawet powiedzieć, że pod niektórymi względami ponowoczesny świat neoliberalnej globalizacji jawi się jako blada kopia szalonych lat/żn de siecle 'u. Dzisiaj sprawy mają się podobnie.
Rzucającym się w oczy symbolem tego podobieństwa jest kryzys socjaldemokratycznej lewicy. Nie zaczął się on wprawdzie wtedy, gdy kilka lewicowych rządów starego kontynentu z entuzjazmem przyłączyło się do nielegalnej z punktu widzenia prawa międzynarodowego i zbrodniczej w swych konsekwencjach agresji zbrojnej USA na Irak. Jednak to udział w marszu na Bagdad rozwiał ostatnie złudzenia co do kondycji tej formacji. Świeżo opromienieni wyborczymi sukcesami europejscy socjaldemokraci, Tony Blair i Leszek Miller, jako wierni giermkowie ultraprawicowej ekipy prezydenta Busha juniora w brutalnym podboju i jeszcze brutalniejszej okupacji Iraku - to kwintesencja katastrofy siły politycznej, która odegrała w historii naszego kontynentu rolę trudną do przecenienia. Lektura pism politycznych Róży Luksemburg uświadamia nam, że współudział europejskiej lewicy w wywołaniu i rozszerzaniu koszmaru zwanego wojną prewencyjną nie jest niczym zaskakującym. Bo czyż nie przypomina on opisywanej przez nią "katastrofy o światowo-historycznym znaczeniu: kapitulacji międzynarodowej socjaldemokracji" w obliczu wojny światowej w sierpniu 1914 roku?1 Czyż ewolucja, kulminująca w torturach zadawanych irackim więźniom przez brytyjskie żołdactwo pod rozkazami lewicowego ministra wojny nie przypomina drogi, którą przebyła II Międzynarodówka od internacjonalistycznego antymilitaryzmu do kolaboracji w wysyłaniu milionów robotników na pozbawioną jakiegokolwiek sensu rzeź?
Także i w odniesieniu do mniej efektownych, ale niemniej ważnych aspektów tego brzemiennego w historyczne konsekwencje przepoczwarzenia lewicy, trudno oprzeć się znaczącym analogiom. Im brutalniej panujący aktualnie kapitał narzuca logikę nieograniczonej akumulacji, tym bardziej główne nurty lewicy pogrążają się w celebrowaniu rzekomego wychodzenia z kapitalizmu, końca pracy i przechodzenia w bliżej nieokreślony stan postkapitalizmu. Im ostrzej zarysowują się linie podziałów klasowych, im gwałtowniej i jawniej polityka instytucji państwowych i międzynarodowych podporządkowuje się presjom dominującego kapitału, tym częściej socjaldemokracja głosi dziś odejście antagonizmów między pracą a kapitałem i w ogóle wszelkich podziałów klasowych do lamusa historii. Im jawniej i bezczelniej mocarstwa drwią z prawa międzynarodowego powracając Ho polityki kanonierek, tym częściej lewica pokłada w tym prawie nadzieję. W tej sytuacji nie sposób nie zauważyć nawrotu epidemii, która ogarnęła największe partie europejskiej lewicy na przełomie XIX i XX wieku. Ówcześni szefowie partii socjaldemokratycznych także zdawali się nie dostrzegać tego, co działo się dokoła nich. Marzyli zatem "o wprowadzeniu socjalizmu przez reformy socjalne - po ostatecznym zamarciu reformy socjalnej w Niemczech, o kontroli związków zawodowych nad procesem produkcji - po klęsce angielskich robotników w przemyśle budowy maszyn, o socjaldemokratycznej większości w parlamencie - po rewizji konstytucji w Saksonii i zamachach na powszechne prawo wyborcze do Reichstagu!"2 W takiej sytuacji pozornie odpowiedzialne wezwania do samoograniczania się ruchu robotniczego i kompromisu z systemem były oczywiście równoznaczne z wezwaniem do kapitulacji przed agresywnym kursem kapitału. Objawy, które Luksemburg wtedy opisała, pasują jak ulał do tego, co obserwujemy obecnie. Mechanizm, który zdefiniowała jako metodę oportunizmu, działał niemal identycznie, chociaż przyznajmy, że jego treść była inna. W odróżnieniu od dzisiejszej jawnej kapitulacji wobec liberalnej hegemonii, sto lat temu socjaldemokratyczni oportuniści żywili złudzenia, że mogą przynajmniej zbliżać się do socjalizmu.
Podczas gdy dla krytykowanego przez Luksemburg Edwarda Bernsteina konsekwencje ewolucji socjaldemokracji musiały być swoistą tragedią, dla ludzi takich jak Blair to zaledwie farsa, w której z perwersyjną przyjemnością odgrywają role zaprojektowane dla nich przez speców odpublic relations. Dzisiejsza "trzecia droga", która w myśl twórcy tego pojęcia Antho-ny'ego Giddensa ma być wyznaniem wiary odnowionej lewicy, rezygnuje nawet z walki o strzępy socjalizmu, które pozostały w partiach zachodniej socjaldemokracji po ostatecznym wyrzeczeniu się przez nie tradycji marksistowskiej w latach 50. Zamiast tego oferuje pogodzenie z fukuyamowską wizją liberalnego końca historii. Kapitalizm jest tu nieprzekraczalnym horyzontem uspołecznienia, którego w odróżnieniu od tego, co głosił Bernstein nie da się nawet reformować. Wedle Giddensa, Ulri-cha Becka i ich uczniów z brytyjskiej Labour Party, niemieckiej SPD, francuskiej PS i polskiego SLD kapitalizm można co najwyżej usprawnić. Znaczące w tym względzie pozostaje to, że hasła wyborcze Leszka Millera, po tej, i Johna Kerry'ego, po tamtej stronie oceanu nie zapowiadały żadnej zmiany prawicowej polityki, ale to, że będzie sieją robić lepiej od samej prawicy. Nawet niesławny koniec obydwu tych polityków niczego nie nauczył ich partii. Dalej ścigają się z rynkowymi fundamentali-stami w forsowaniu projektów zaciskania pasa pracownikom, a z konserwatystami w rozniecaniu histerii na punkcie bezpieczeństwa narodowego i wewnętrznego.
Marks twierdził, że historia wraca farsą - dziś być może mamy do czynienia z farsową repetycją kryzysu na lewicy z początku XX wieku. Skoro tak, to zajmowanie się jego aktualnymi przejawami byłoby jedynie ślizganiem się po powierzchni marnej kopii - to, co działo się przed I wojną światową było nie tylko "oryginałem", ale też modelem wszelkich sprzeczności rozrywających teorię i praktykę lewicy socjaldemokratycznej oraz wzorcem wszelkich kryzysów i upadków, które później stały się zmorą w dziejach tej formacji polityczno-ideowej. Być może zatem należy nieco przewrotnie uznać, że prawdziwym kluczem do zrozumienia źródeł i charakteru upadku dzisiejszych lewicowców w rodzaju Blaire'a, Schródera czy Millera jest dokonana przez Luksemburg analiza ruchu rewizjonistycznego i poglądów jego słusznie już zapomnianych luminarzy - Bernsteina, Schippla, Eberta.
Róża, rzecz jasna, nie dałaby się zwieść zbyt łatwym analogiom. Wprawdzie jak zwykł mawiać książę Salina z Lamparta Di Lampedusy wszystko musi się zmienić, aby nic nie uległo zmianie, ale słowa te odnoszą się do panującej w kulturze popularnej ideologii nowości, zmiany, rewolucji, której rolą jest ukrycie bolesnej prawdy o trwaniu starych i zmurszałych układów władzy. Nieco inaczej ma się rzecz w przypadku konkretnych, kształtujących historię postaci ekspansji kapitalizmu. Wbrew pozorom bowiem historyczny kapitalizm nie drepce w miejscu, ani nie rozwija się wedle mechanicznie następujących po sobie cykli. Nawet jeśli zasadne jest mówienie o cyklicznym charakterze przebiegu ekspansji na różnych poziomach systemu, to poszczególne ich fazy nie zawsze powracają po odwróceniu się wahadła cyklu. Jest raczej tak, że kapitalizm przeżywa swą historię i w jej ramach można wyróżnić pewne fazy przez które przechodzi. Róża Luksemburg mogłaby zatem powiedzieć, że nie mamy dziś do czynienia z powtórzeniem jakiejś fazy cyklu kapitalistycznej ekspansji, ale z takim układem sił społecznych, i z taką ich ewolucją, która sprawia, że pewne tendencje charakteryzujące naturę kapitalistycznego sposobu produkcji dochodzą do głosu po okresie względnego przytłumienia. W korzystnym dla niego układzie historycznym kapitalizm przyjmuje postać przypominającą tę sprzed dziesięciu dekad. Właśnie w tym sensie analizy stworzone przez Różę Luksemburg na początku XX wieku okazują się być dziś wyjątkowo aktualne i żywe. Trafiają one bowiem w samo sedno tej tendencji w reprodukcji panującego sytemu, która objawiła się z całą brutalnością w ostatnich dekadach przed Wielką Wojną, a dziś powraca w ultranowoczesnym (czy lepiej ponowocze-snym) kostiumie. Dlatego właśnie teza, że Róża uprawiała krytykę postawy lewicy socjaldemokratycznej w obliczu neoliberalnej globalizacji avant la lettre nie wydaje się wcale naciągana. Więcej nawet, dzisiaj lektura Broszury Jimiusa i Reformy socjalnej czy rewolucji może nie tylko uwolnić nas od tracenia czasu na wyważanie teoretycznych drzwi już dawno przez nią otwartych, ale przede wszystkim pozwala umieścić dzisiejsze globalizacyjne i antyterrorystyczne ekscesy w szerszym tle długiego trwania ekspansji kapitalizmu. A przecież dopiero w otwartej tak perspektywie możliwe staje się ujęcie wielości zjawisk, wydarzeń i procesów, jako elementów pewnej spójnej całości, a zatem przejście od biernej rejestracji faktów ku wydobywaniu historycznego konkretu.
II
Kiedy w roku 1897 dwudziestosześcioletnia wówczas Róża Luksemburg obroniła pracę doktorską na uniwersytecie w Zuri-chu zajmowała już ważną pozycję w szeregach polskiego ruchu socjalistycznego. Już cztery lata wcześniej (1893) znalazła się wśród założycieli Socjaldemokracji Królestwa Polskiego (SDKP, od 1900 roku przemianowanej na Socjaldemokrację Królestwa Polskiego i Litwy - SDKPiL). Gdy w roku 1888 przeniosła się ze Szwajcarii do Berlina, Socjaldemokratyczna Partia Niemiec - SPD cieszyła się renomą największego kontyngentu w proletariackiej armii II Międzynarodówki. Od czasu zniesienia haniebnych ustaw antysocjalistycznych w roku 1890, SPD wciąż zyskiwała na znaczeniu. Dynamiczny rozwój ruchu związkowego, stowarzyszeń, prasy lewicowej towarzyszył stopniowemu zwiększaniu parlamentarnej reprezentacji partii. Milionowa organizacja dysponująca wsparciem liczących drugie tyle członków związków zawodowych, wzmocniona dodatkowo znacznie większą liczbą zwolenników, znalazła się jednak w dramatycznej sytuacji wewnętrznej. Wraz z sukcesami przyszły objawy wrastania lewicy w system, który chciała obalić. Im SPD bliższa była realnej władzy, tym dalej jej było do socjalistycznego celu ostatecznego. Ta konformizująca logika znalazła swój wyraz w karierze koncepcji otwarcie odrzucających rewolucyjny charakter Marksowskiej krytyki ekonomii politycznej.
Na fali powszechnego optymizmu czasów belle epoąue i pod wrażeniem sukcesów partii robotniczych na burżuazyjnych arenach politycznych, popularne stało się rewidowanie socjaldemokratycznej teorii, tak. by dostosować ją do ducha epoki. W tej nowej optyce parlamentaryzm miał zastąpić dążenie do zdobycia władzy politycznej, codzienne rewindykacje związków zawodowych zepchnęły w cień kwestię obalenia kapitalistycznego sposobu produkcji, a pełen autentycznego rozmachu ruch spółdzielczy miał stać się lepszym substytutem uspołecznienia środków produkcji. Wystąpienie rewizjonistów z Edwardem Bern-steinem na czele pchnęło ruch socjaldemokratyczny ku reformi-zmowi. Czas miał pokazać, że zdominowana przez ten nurt SPD, a wraz z nią i inne sekcje narodowe II Międzynarodówki, znalazły się na równi pochyłej.
Niemal natychmiast po wstąpieniu do SPD Luksemburg zaangażowała się w walkę z rewizjonistami, zdecydowanie występując w obronie rewolucyjnego kursu partii. Publikując swoje prace w czasopismach SDKPiL - Sprawie Robotniczej, Przeglądzie Socjaldemokratycznym oraz w organie teoretycznym SPD -Die Neue Zeit, dokonała radykalnego i pod wieloma względami paradygmatycznego rozbioru lewicowego reformizmu. Polemika z Bernsteinem na hanowerskim zjeździe SPD w roku 1899, debata o milicji i militaryzmie, przede wszystkim zaś dwa głośne już w chwili swej publikacji artykuły Reforma socjalna czy rewolucja z roku 1900 i napisany w pruskim więzieniu Kryzys socjaldemokracji z 1915, zajmują szczególne miejsce w twórczości polsko-niemieckiej rewolucjonistki. Są nie tylko świadectwem dramatycznego przebiegu najważniejszej kontrowersji w dziejach ruchu robotniczego. To coś więcej niż zarysowanie polemicznego frontu, na którym działania wojenne nie wygasły do dziś. W polemice z rewizjonizmem Luksemburg dała znakomity zarys własnej analizy, która wcale się nie zestarzała. Także czytane dziś teksty te pozostają istotnym przyczynkiem do krytycznej teorii kapitalistycznego sposobu produkcji. Nie będziemy tu streszczać całego jej stanowiska. Wydaje się jednak, że warto zrekapitulować kilka najistotniejszych wątków myślenia Róży, które pojawiły się na kartach pism poświęconych kryzysowi socjaldemokracji. Należą do nich przede wszystkim rozważania nad przyszłością kapitalizmu, znaczeniem reform społecznych, związkiem między kapitalizmem, rewolucją i demokracją, a wreszcie problem konieczności socjalizmu. Zacznijmy jednak od nauk płynących z samego kryzysu.
Jak pisał Marks "demokrata (tj. rewolucyjny drobnomie-szczanin) wychodzi z najhaniebniejszej porażki równie nieposzlakowany, jak niewinnie w niej się uwikłał, wychodzi z umocnionym przeświadczeniem, że musi zwyciężyć, że nie on sam i jego partia porzucić muszą stary punkt widzenia, lecz, że przeciwnie, stosunki muszą dojrzeć do jego poziomu"3. "Nowoczesny proletariat" - podkreśla z kolei Róża - "wychodzi z historycznych prób inaczej. Równie gigantyczne jak jego zadania -są jego błędy. Żaden z góry określony i raz na zawsze ustalony schemat, żaden nieomylny przywódca nie wskazuje dróg, po których ma kroczyć. Historyczne doświadczenie jest jego jedynym nauczycielem, droga krzyżowa jego samowyzwolenia jest najeżona nie tylko niezmierzonymi cierpieniami, ale i niezliczonymi błędami. Cel jego wędrówki, jego wyzwolenie, zależy od tego, czy proletariat potrafi uczyć się na własnych błędach."4 Jeżeli zatem wzloty i upadki partii mieszczańskich mogą nam objawić co najwyżej logikę ideologicznego spektaklu odgrywanego na tzw. scenie politycznej, to w upadku partii robotniczej dochodzą do głosu siły ową sceną powodujące. Formalna (czyli właśnie mieszczańska) demokracja jest uodporniona na rzeczywistość, albowiem wypisane na jej sztandarach hasła o wolności indywidualnej, braterstwie i rządach prawa są elementem ideologicznej aparatury kapitalistycznego państwa. Jako takie zaś służą zakrywaniu nieprzyjemnej prawdy o antagonistycznym charakterze uspołecznienia przez rynek. Inaczej sprawa ma się w przypadku socjaldemokracji. Wszak partie robotnicze wyrastają z antagonizmu, którego panująca kultura nie chce znać! Socjaldemokracja pozostaje politycznym wyrazem klasowego konfliktu, który przez samo swe istnienie jaskrawo zaprzecza uni-wersalistycznym roszczeniom mieszczańskiego humanizmu.
Dowodząc w praktyce wykluczającego charakteru liberalnego projektu politycznego, ruch robotniczy i jego zorganizowane formy stanowią nie tylko materialny symptom wstydliwej prawdy o kapitalizmie, ale i najważniejsze z zarodków nowego socjalistycznego świata, o których pisał Marks.
Jednak usytuowanie w samym sercu antagonizmu rozsadzającego kapitalistyczne społeczeństwo naraża też socjaldemokrację na niebezpieczeństwo rewizjonizmu. Nie może ona wzorem swych mieszczańskich przeciwników ukryć się za ideologicznym parawanem. Narażona jest natomiast na wszystkie negatywne skutki ulegania powierzchownym efektom historycznego rozwoju kapitalistycznych sprzeczności. Wyobrażenia ideologiczne zagrażają jedynie tym siłom politycznym, które czerpią moc i autorytet z demaskowania ich rzeczywistego charakteru, a nie z przetwarzania ich w materiał do kolejnego spektaklu ideologii. Klęski lewicy nie są zatem jedynie kwestią subiektywnych złych wyborów, dramatów konkretnych przywódców i przetasowań na politycznej scenie. Są one przede wszystkim ciosami zadawanymi krytycznej świadomości klasy robotniczej, bez której nie może być mowy o rewolucyjnym ruchu jego samowyzwolenia.
Dlatego też walka Róży z Bernsteinem, Schipplem, Eber-tem, Scheidemannem i ich zwolennikami nie była jedynie starciem personalnym. Jej stawką nie było jedynie to, kto będzie rządził w SPD, która frakcja przeforsuje swój program. Tak naprawdę była to walka o właściwe rozpoznanie, zrozumienie i skuteczną kontestację tych tendencji rozwojowych kapitalistycznego społeczeństwa, które na pozór wydawały się zmieniać jego podstawowe logiki.
III
Bodaj najbardziej brzemienną w skutkach tezą reformistów było przekonanie o istnieniu obiektywnej tendencji do dostosowywania się kapitalizmu. Koncepcja, która odżyła potem w latach 60. i 70. XX w. na fali sukcesów zachodnich państw dobrobytu, sprowadzała się do przekonania o zdolności systemu do stopniowego wynajdywania narzędzi pozwalających skutecznie rozwiązywać jego podstawowe sprzeczności. W ujęciu tym ruch permanentnego przystosowywania się systemu skutkować miał zasadniczym stępieniem konfliktu między pracą a kapitałem. Twierdzono, iż towarzyszy temu postępująca demokratyzacja życia publicznego, którą chciano widzieć w znoszeniu barier i cenzusów majątkowych obowiązujących dotychczas w prawie wyborczym. Wszystko to miało gruntownie modyfikować zarówno kwestię metody, jak i odpowiedniego momentu dla ustanowienia socjalizmu.
Koncepcja przystosowawczych zdolności kapitalizmu zakładała mechanistyczną i ekonomistyczną wizję rozwoju społecznego. Zgodnie z nią sam rozwój sił wytwórczych następujący w łonie kapitalizmu determinuje proces transformacji systemowej. Zdaniem reformistów objawiać się ona miała w postępującym uspołecznianiu produkcji oraz w koncentracji zarządzania kapitałem i kontroli nad nim. Powstawanie koncernów, rozwój polityki celnej, porozumienia międzypaństwowe postrzegali oni jako elementy stopniowej przemiany systemu i położenia kresu sprzecznościom jego reprodukcji. Zgodnie z wizją sformułowaną przez Karola Kautsky'ego obserwowana na początku XX stulecia ewolucja systemu doprowadzić miała w końcu do powstania jednego kartelu, któremu odpowiadać miało jedno superimperium. Mniemano, że w ten sposób zostaną ustanowione materialne warunki dla ewolucyjnego przejścia do socjalizmu - wystarczyłoby tylko owo przejście sformalizować. W takiej zakładającej ekonomiczny determinizm wizji nie ma oczywiście miejsca dla politycznej walki proletariatu, który, jak mawiała Róża, "może położyć się spać". Nie ma tu też miejsca ani dla rewolucji, która okazuje się całkowicie zbędnym zawracaniem głowy, ani tym bardziej dla kwestii krachu kapitalizmu, która zostaje po prostu unieważniona. W ich miejsce zaproponowano strategię kompromisu klasowego, walki parlamentarnej i wchodzenia do rządów burżuazyjnych. W rzeczywistości polityczny program reformistów przyswoił sobie wszystkie te pomysły, czyniąc je fundamentem taktyki partyjnej w dekadzie poprzedzającej I wojnę światową.
Dla Luksemburg było oczywiste, że przyjęcie ekonomi-stycznego determinizmu reformistów oznaczało nie tylko brzemienny w skutki wybór taktyki politycznej, ale też zerwanie z podstawowymi kategoriami marksowskiej materialistycznej nauki historii. Było to zerwanie z taką wizją historii i praktyki społecznej, która czyniła ich motorem walkę klas, która opierała się na odkryciu, że to ludzie tworzą swoją historię, choć dokonują tego zawsze w już zastanych warunkach.
Konsekwencją wolty reformistycznej musiała być zatem także utrata jedynego języka oferującego zestaw pojęć pozwalających nazwać po imieniu siły i reguły rządzące światem społecznym w kapitalizmie. Oddanie pola w tej sferze musiało doprowadzić do ustanowienia hegemonii ideologii burżuazyjnych: liberalizmu i nacjonalizmu. Klęska internacjonalizmu i przyłączenie się kierownictw socjaldemokratycznych do szowinistycznego motłochu wiwatującego na cześć wojny w sierpniu 1914 roku były w tym sensie nieuchronną konsekwencją utraty, a właściwie wyrzeczenia się własnego, krytycznego języka kilka lat wcześniej.
W rzeczywistości reformizm nie był lekiem, ale objawem choroby, na którą cierpiała nie tylko socjaldemokracja, ale w ogóle cała myśl społeczna głównego nurtu na przełomie wieku XIX i XX. Luksemburg była jednym z tych nielicznych autorów, którzy oparli się aberracjom ducha czasów. Wbrew wszystkim pozorom i pobożnym życzeniom, którym tak chętnie ulegali jej koledzy partyjni, potrafiła przewidzieć katastrofalny finał pięknej epoki. Zamiast jaskółek demokratyzacji i ewolucyjnego przyjścia do socjalizmu widziała w niej zapowiedź osunięcia się kapitalizmu w stan barbarzyństwa na niewyobrażalną skalę. Zjawiska takie jak koncentracja kapitału, wzrost znaczenia kapitału finansowego w wymianie międzynarodowej, polityka protekcjonistyczna jawiły się jej niejako czynniki rozwiązywania kapitalistycznych sprzeczności, ale jako siły potężnie owe sprzeczności zaostrzające. Długa fala ekspansji gospodarczej, w której kapitalizm znalazł się po depresji z lat 1874-1895, wcale nie wyeliminowała niszczycielskich kryzysów, zaś karteliza-cja nie przyczyniła się do ograniczenia walki konkurencyjnej. Mimo różnych prób regulacji wymuszanych przez ruch robotniczy, co kilka lat kryzysy pustoszyły życie klas podporządkowanych, zaś wejście na globalny rynek nowych graczy - Niemiec, Japonii i USA przyczyniło się do gwałtownego wzrostu konkurencji i poszukiwania kompensacji za straty z niej wynikające we wzmaganiu stopy wyzysku. Politycznym wyrazem narastania rywalizacji na rynku międzynarodowym byh coraz częstsze i coraz głębsze konflikty imperialistyczne. Zatargi o Faszodę, Agadir oraz krwawa wojna o Mandżurię elektryzowały ówczesną opinię publiczną.
W tej militaryzacji ładu światowego nie było zresztą niczego nowego. Luksemburg zawsze uważała, że skoro specyfiką kapitalistycznego sposobu produkcji jest ciągłe dążenie do nieograniczonej akumulacji, to system ten generuje politykę podbojów i ekspansji militarnej. W czasie, gdy wielkie mocarstwa kończyły rozdrapywanie Afryki i pod humanitarnymi pretekstami gotowały się do solidarnego uderzenia na Chiny, autorka Milicji i militaryzmu pisała, że "jeżeli będziemy rozpatrywali historię nie taką, jaką mogła lub powinna była być, lecz taką jaką była rzeczywiście, to będziemy musieli stwierdzić, że wojna stanowiła nieodzowny czynnik rozwoju kapitalizmu."5 Już od swych historycznych początków kapitalizm żywił się przemocą i zbrojnym podbojem. Wbrew europocen-trycznej wierze w wyższość kulturalną i gospodarczą Zachodu, to nie triumf w wolnej konkurencji i indywidualistyczna etyka przedsiębiorcy, ale kampania wojskowa stanowiła główne narzędzie budowania europejskiej przewagi ekonomicznej oraz kolonizacji Azji i Afryki. Rekonstruując przesłanki europejskiej ekspansywności Luksemburg podkreśla, że "Imperiał! -styczna polityka nie jest dziełem jednego lub kilku państw, lecz wytworem określonego stopnia dojrzałości światowego rozwoju kapitału, jest z istoty swej zjawiskiem międzynarodowym, niepodzielną całością, którą poznać można jedynie we wszystkich jej wzajemnych zależnościach i od której żadne pojedyncze państwo nie może się uchylić."6
Pogląd ten był kamieniem obrazy dla dyskursów dominujących wówczas w głównym nurcie debat publicznych. Jednym ze znaków rozpoznawczych kultury intelektualnej okresu przed I wojną światową była przecież zawrotna kariera czystej ekonomii, której esencją pozostawały teorie Leona Walrasa o samoregulujących się rynkach. W modnym naukowym stylu autor ten usiłował sprowadzić procesy ekonomiczne do abstrakcyjnych formuł matematycznych. Warto zauważyć, że mimo iż ekonomiczne realia wymykały się budowanym w ten sposób teoriom, Walrasowi i jego szkole udało się ustanowić model powielany potem (w latach 70. i 80. minionego stulecia) ze sporymi sukcesami przez neoliberałów z Chicago. Odkryte przez Walrasa i przejęte przez "Chicago boys" prawdy cieszą się zresztą wciąż niepodważalną estymą na salonach euroamery-kańskiego establishmentu. Tymczasem już w latach 90 XIX wieku, wbrew modnemu dyskursowi czystych ekonomistów, Luksemburg dowodziła, że niezbywalnym elementem akumulacji kapitału pozostaje przemoc. Odgrywa ona rolę decydującą zarówno na poziomie stosunków międzyklasowych, jak i na poziomie międzynarodowym.
Odkrycie roli przemocy i ekspansji kolonialnej w kapitalistycznej akumulacji ma doniosłe konsekwencje polityczne. Przesądza o fałszu nadziei na stopniową, a przede wszystkim trwałą demokratyzację systemu. "Kapitalizm z ludzką twarzą" może być co najwyżej dziełem tymczasowego zwrotu taktycznego, chwilowego odwrotu, który przy pierwszej nadarzającej się okazji przekształcić się musi w brutalną kontrofensywę. Smutny finał złotego wieku systemu z lat 1945-1974 wydaje się potwierdzać taką diagnozę. Luksemburg zdawała sobie doskonale sprawę, że zdobycze burżuazyjnej kultury i jej chętnie deklarowanego republikanizmu ufundowane zostały na grabieży, wyzysku i ludobójstwie narodów poddanych panowaniu kolonialnemu. Liberalne wolności, z których tak dumna była belle epogue są w tym sensie jedynie perwersyjnym produktem zniewolenia. Wedle Luksemburg przesądza to o ich prawdziwej wartości. "Tylko burżuazyjny polityk" - pisała - "dla którego rasy panujące reprezentują ludzkość, zaś panujące klasy naród, może w ogóle mówić o narodowym samostanowieniu w państwach posiadających kolonie". Parafrazując znane powiedzenie Michała Bakunina dodawała, że "nie może być wolny naród, którego byt państwowy opiera się na ujarzmieniu innych ludów, albowiem ludy kolonialne są również ludami i częścią składową państwa".7 Potwierdzeniem słuszności tych słów był fakt, że także w stosunkach wewnętrznych, w formalnie republikańskich państwach Europy zaznaczał się coraz większy rozdźwięk między demokracją a kapitalizmem.
Wbrew temu, co głosiła stara liberalna mantra, Luksemburg dowodziła fundamentalnych sprzeczności między fatalistyczną logiką akumulacji kapitału a emancypacyjną logiką demokratycznego samozarządzania. Nawet znane z historii sojusze między demokracją a kapitałem nie powinny nam przesłaniać wagi owych sprzeczności. Pokazują one wszak dobitnie, że burżuazja wykorzystywała ideę demokracji czysto instrumentalnie - przeciw swym feudalnym wrogom. "Między rozwojem kapitalizmu i demokracją nie można ustalić jakiegoś ogólnego absolutnego związku. Forma polityczna jest w każdym wypadku wynikiem całego szeregu czynników politycznych, wewnętrznych i zewnętrznych, i obejmuje w swych granicach całą skalę - od monarchii absolutnej aż po republikę demokratyczną"8. Natomiast kiedy władza mieszczaństwa krzepła, idee demokratyczne chętnie poświęcano na rzecz haseł zdecydowanie bardziej funkcjonalnych dla podtrzymywania klasowego panowania burżuazji. Dlatego właśnie prawdziwymi ideami klas rządzących w kapitalistycznej Europie drugiej połowy XIX wieku były nacjonalizm, militaryzm i rasizm (z antysemityzmem jako jedną z podstawowych form), a nie podejrzane hasła demokratyczne. Nie dość, że z jednej strony "liberalizm stał się (...) dla społeczeństwa burżua-zyjnego jako takiego zasadniczo zbędny, to z drugiej strony (...) stał się on wręcz przeszkodą"9. Czynnikiem znacznie wzmacniającym antydemokratyczną tendencję ekspansji kapitalizmu było "powstanie gospodarki światowej oraz zaostrzenie i upowszechnienie się walki konkurencyjnej na rynku światowym". To właśnie te czynniki sprawiły, że na przełomie XIX i XX wieku militaryzm pełnił rolę "decydującego narzędzia zarówno w wewnętrznej, jak i zagranicznej polityki wielkich mocarstw." W związku z tym Luksemburg formułuje zasadę, zgodnie z którą jeżeli ..polityka światowa i militaryzm wykazują w obecnej fazie tendencję wzrostu, to w konsekwencji ruch demokracji burżuazyjnej odbywać się musi po linii spadkowej".10 "W objęcia reakcji pcha burżuazję nie tylko polityka zagraniczna, lecz w nie mniejszym stopniu polityka wewnętrzna - walcząca o swe wyzwolenie klasa robotnicza".11
Paradoksalnie jedyną grupą, która brała na poważnie ideały wypisane na sztandarach rewolucji burżuazyjnych z lat 1789-1848, był proletariat. Robotnicy domagając się praktycznej realizacji wywalczonych przez te rewolucje formalnych gwarancji wolności, równości i braterstwa stali się mimowolnym katalizatorem "dezercji burżuazji".12 Jej najbardziej znanymi symbolami były Termidor w roku 1794 i Dni Czerwcowe w 1848. Zarówno podczas Wielkiej Rewolucji Francuskiej, jak i w czasie Wiosny Ludów położenie i walka proletariatu podważyły uniwersalne roszczenia republikańskiej ideologii burżuazji. W pierwszej fazie rewolucji klasy nazywane w nomenklaturze ancien regime 'u stanem trzecim i czwartym solidarnie wystąpiły przeciw monarchii. Dopiero zwycięstwo pociągnęło za sobą rozłam w obozie ludu. Uchwyciwszy władzę państwową rewolucyjne mieszczaństwo natychmiast utożsamiło interes ludu/narodu z własnym klasowym partykularyzmem. W nowej sytuacji proletariat stał się wcieleniem odrzuconego i zapoznanego uniwersalizmu pierwotnego projektu rewolucyjnego. Jego postawa i aspiracje stanowiły rodzaj powrotu wypartego rewolucji. Jako tacy robotnicy zaczęli stanowić śmiertelne zagrożenie dla nowej klasy rządzącej, która potrzebowała uniwersalizmu już tylko jako ideologicznego narzędzia legitymacji swego panowania. Aby bronić zdobytej w sojuszu z proletariatem realnej władzy, której zagroził niedawny sojusznik, burżuazja bez zmrużenia oka porzuciła wzniosłe hasła humanizmu. Zamiast nich sięgnęła po starą ideę "użycia przemocy dla przywrócenia porządku". Pod koniec XIX wieku liberalne hasła rewolucji mieszczańskich zastąpione zostały pseudonaukowymi darwinistycznymi konceptami. które ukazywały nierówności jako wynik naturalnej ewolucji społecznego organizmu. W skrajnie niedemokratycznej naturali-zacji społeczeństwa kapitalistycznego znalazła swe ostateczne spełnienie mieszczańska (a zatem podszyta klasową i ekskluzy-wistyczną treścią) wykładnia pięknych idei wolności, równości i braterstwa. Burżuazyjna ucieczka od wolności pokazała dobitnie, że prawdziwa walka o demokrację nie może się rozwijać w ramach społeczeństwa kapitalistycznego, ale jedynie przeciwko niemu. W ujęciu Luksemburg "z faktu, że liberalizm burżua-zyjny wyzionął ducha przed rosnącym ruchem robotniczym i jego celem ostatecznym, wynika tylko, że socjalistyczny ruch robotniczy jest i może być dzisiaj jedynym oparciem dla demokracji i że nie los ruchu socjalistycznego jest związany z demokracją burżuazyjna, lecz na odwrót, los rozwoju demokratycznego - z ruchem socjalistycznym".13 Wbrew popularnej wśród ideologów liberalnych praktyce przeciwstawiania demokracji i walki o socjalizm (czy, jak to ujmowała Hannah Arendt, wolności politycznej i kwestii socjalnej) "demokracja jest nieodzowna nie dlatego, że czyni zbędnym zdobycie władzy politycznej przez proletariat, lecz przeciwnie, dlatego, że to uchwycenie władzy czyni równie koniecznym, jak także jedynym możliwym".14
Na poziomie politycznej praktyki urzeczywistnienie tak rozumianego projektu demokratycznego możliwe będzie jedynie na drodze przekroczenia ograniczeń form politycznych właściwych porządkowi kapitalistycznemu. Jedynym ocaleniem dla demokracji w istotowym sensie tego słowa jest zatem rozsadzenie parlamentarnego gorsetu, uwolnienie śię z formalistycznego kokonu liberalizmu i realne przezwyciężenie sprzeczności między demokratyczną obietnicą a klasową treścią burżuazyjnej rzeczywistości. W ramach tej ostatniej formalne gwarancje wolności i równości jednostek pozostają zaledwie ideologiczną fasadą skrywającą rzeczywisty mechanizm władzy usytuowany w sercu procesu materialnej reprodukcji społecznego bytu i realizujący się jako antagonizm między pracą a kapitałem. Burżuazyjna scena polityczna abstrahuje od tego fundamentalnego antagonizmu. Skoro jednak realne panowanie zostało celowo przeoczone w burżuazyjnym rozumieniu polityki, które redukuje ją do formalno-prawnych regulacji realna emancypacja musi przywrócić polityczność antagonizmowi klasowemu, a co więcej osadzić polityczność na tej podstawie. Możliwe to będzie jedynie na drodze rewolucji socjalistycznej. Autentyczna demokracja musi być równoznaczna z demokratyzacją (czyli upolitycznieniem) sfery reprodukcji. Dlatego jej warunkiem koniecznym jest emancypacja proletariatu i właściwe temu procesowi formy polityczne: władza rad, komitety fabrycznczne, ludowe organy przedstawicielskie. Wyzwolenie i samozarządzanie proletariatu pozostaje fundamentem wszelkiego wyzwolenia i wszelkiej demokracji zasługującej na to miano, albowiem robotnicy to jedyna grupa, której celem jest przekroczenie własnego statusu klasowego. Właśnie dzięki temu proletariat reprezentuje społeczne uniwersum.
Demokracja ma także fundamentalne znaczenie dla strategii politycznej ruchu rewolucyjnego. Jest jego racją bytu. Jeżeli bowiem "demokracja stała się dla burżuazji po części zbędna, a po części przeszkodą, to dla klasy robotniczej jest za to konieczna i nieodzowna. Jest po pierwsze konieczna, albowiem stwarza formy polityczne (samorząd, prawo wyborcze itp.), które posłużą proletariatowi za punkty oparcia przy przekształcaniu społeczeństwa burżuazyjnego. Jest zaś po drugie nieodzowna, albowiem tylko w niej, w walce o demokrację, w wykonywaniu praw demokratycznych proletariat może dojść do uświadomienia sobie swych interesów klasowych i swych zadań historycznych".15
Mechanizm wzajemnego warunkowania się demokracji i socjalizmu widać w szczególności w krajach położonych na peryferiach systemu światowego. Rozwój zależnych form kapitalizmu i kompradorski, a zatem związany bardziej z interesami centralnych metropolii niźli z interesami własnych gospodarek narodowych, charakter klas burżuazyjnych sprawia, że zadania rewolucji mieszczańskich przejmują tam robotnicy i w ogóle klasy podporządkowane. Idea ta znalazła potem bardzo interesujące i twórcze rozwinięcie w koncepcji rewolucji permanentnej Lwa Trackiego.
IV
W tej sytuacji wojna imperialistyczna nie była dla Róży zaskoczeniem, choć wstrząsnęła nią skala upadku lewicy. Wybuch konfliktu między imperiami europejskimi potwierdzał wszystkie jej wcześniejsze prognozy na temat kierunku ewolucji systemu. Ludobójcza przemoc, która stanowiła trwały element kapitalistycznej codzienności na skolonizowanych i uzależnionych peryferiach, za sprawą wojny powróciła jedynie do swego matecznika. "Tym samym imperializm przenosi katastrofę, jako formę bytowania kapitału, z peryferii rozwoju kapitalistycznego z powrotem do jego punktu wyjścia".16 Pogrążone w europocen-trycznej drzemce klasy panujące wielkich mocarstw rozpoznają w niej źródła własnego dotychczasowego samozadowolenia. Dzieje się to jednak stanowczo za zbyt wysoką cenę. "Zhańbione, wyzute z czci, zbroczone krwią, ociekające brudem - oto w jakiej postaci ukazuje się społeczeństwo burżuazyjne, oto jakie ono jest w rzeczywistości. W swej prawdziwej, nagiej postaci występuje nie wtedy, gdy wymuskane i układne nosi maskę cnoty, kultury, filozofii i etyki, porządku, pokoju i państwa konstytucyjnego, ale wtedy, gdy wyłazi z niego drapieżny zwierz, gdy ujawnia się piekielny sabat anarchii, gdy jego zadżumiony oddech niesie zagładę kulturze i ludzkości."17
Przenosząc masowe ludobójstwo do Europy, I wojna światowa stała się matrycą dla zorganizowanej przemocy, która powielana była potem przez cały wiek XX. Trzeba pamiętać, że Auschwitz i Gułag, Hiroszima i Wschodni Timor stanowiły jedynie modyfikacje i rozwinięcia tego wzorca. W kontekście, jaki tworzy historia XX i początków XXI wieku, słowa Luksemburg o triumfie imperializmu, który ..prowadzi do zagłady kultury -przejściowo podczas trwania każdej wojny nowoczesnej, całkowicie - gdyby rozpoczęty okres wojen światowych miał bez przeszkód trwać dalej (...)"18, muszą brzmieć proroczo. Na szczęście jednak nie prowadzą one do fatalistycznych wniosków. Luksemburg odrzucała wprawdzie optymistyczną wiarę w samoreformowanie się kapitalizmu, ale nie zastępowała jej pełnym rezygnacji przekonaniem o nieuchronności katastrofy. Jest ona rzeczywiście nie do uniknięcia, ale tylko pod warunkiem, że trwać będą dalej rządy kapitału. Oznacza to, że stoimy w obliczu wyboru. Barbarzyństwo ujawnione przez wojnę jedynie wyostrza zasadniczą alternatywę historyczną, przed którą stoją wszystkie społeczeństwa kapitalistyczne. "Albo triumf imperializmu i zagłada wszelkiej kultury (...) albo też zwycięstwo socjalizmu, tj. świadomej akcji bojowej międzynarodowego proletariatu przeciw imperializmowi i jego metodzie: wojnie. Oto jest dylemat stojący przed historią świata, owo albo-albo (...)"-19 Hasło socjalizm albo barbarzyństwo zawiera w sobie całą koncepcję historii autorki Akumulacji kapitału. W tym haśle Luksemburg, oskarżana przez przeciwników o wiarę w mechaniczny krach kapitalizmu zawarła kwintesencję stanowiska zupełnie odmiennego. Sprowadza się ono do rewolucyjnego akty-wizmu. Wprawdzie historyczne doświadczenie kolonializmu, imperializmu i wojny światowej potwierdza osuwanie się kapitalizmu w barbarzyństwo, ale nie oznacza to przecież jego klęski jako systemu władzy. To tylko klęska żyjących pod jego panowaniem ludzi. Barbarzyństwo nie jest wynikiem jakiegoś regresu czy zastoju, ale - przeciwnie - pojawia się jako konsekwencja najwyższego rozwoju kapitalistycznej akumulacji. Trochę podobnie jak później Joseph Schumpeter, Luksemburg uważała, że katastrofą kapitalizmu będzie jego największy sukces. Socjalizm był dla niej wyborem, który miał ochronić ludzkość przed skutkami owego sukcesu. Na tym właśnie polegała jej koncepcja krachu kapitalizmu i konieczności socjalizmu. Społeczny krach kapitalizmu nie oznacza jego zniknięcia z areny historycznej. Może on wszak panować w pozbawionej humanistycznych osłonek postaci barbarzyństwa, jak to się przez dziesięciolecia działo w koloniach. To bardzo ważny, choć bardzo długo niedoceniany wątek argumentacji Róży. O tym, jak duże znaczenie przyznawała mu ona sama, świadczy choćby fakt, że stanowi on jeden z głównych tematów jej głównego dzieła ekonomicznego -Akumulacji kapitału. Analiza roli misji cywilizacyjnej kapitalizmu na obszarach nie-zachodnich, była dla Luksemburg jednym z głównych argumentów przeciwko postawie kierownictwa jej partii w sierpniu 1914 roku. Przypomnijmy, że parlamentarzyści SPD uznali, że głosowanie za przyznaniem rządowi Rzeszy kredytów wojennych, czyli de facto głosowanie za wojną, jest mniejszym złem, ponieważ kapitalizm niemiecki jest lepszy od rosyjskiego barbarzyństwa. Luksemburg odrzuciła to pokrętne uzasadnienie, wskazując na bezpośrednio barbarzyńską rolę, jaką rzekomo cywilizowany Berlin odgrywał w koloniach. Zbrodnie wojenne popełnione przy tłumieniu Powstania Bokserów w Chinach w 1900, czy ludobójstwo zorganizowane w 1904 roku w Namibii były dla niej manifestacjami prawdziwej natury wilhelmińskiego kapitalizmu i porządku politycznego. Były one czymś w rodzaju wypartej ze społecznej świadomości nadwyżki znaczenia zadającej kłam wszystkim humanistycznym i demokratycznym roszczeniom niemieckiego porządku sprzed roku 1914. To one były prawdą o jego "lepszych stronach", które zachwalali reformiści.20
Odrzucenie doktryny mniejszego zła i obrony przed wschodnim barbarzyństwem ustanowiło wzorzec krytyki ideologii im-perialistycznej. Wartość ówczesnej postawy Róży widać dobrze w kontekście wojny w Iraku. Jeżeli przed marcem roku 2003 krytycy wojny z Irakiem odrzucali amerykańską propagandę o zagrożeniu, jakie Saddam Husajn miał stanowić dla cywilizowanego świata, to nie tylko z powodu oczywistego fałszu amerykańskich "dowodów" owego zagrożenia, ale i dlatego, że byli świadomi prawdziwego oblicza cywilizacji reprezentowanej przez USA. Dziś, gdy cywilizacja ta objawiła się w pełnej krasie w Abu Gh-raib i Faludży, trudno mieć już wątpliwości co do jej prawdziwej natury. Można jedynie powtórzyć za Różą, że tortury w irackich więzieniach stanowczo więcej mówią o burżuazyjnej demokracji i gospodarce wolnorynkowej niźli wszelkie ich "osiągnięcia" w amerykańskiej metropolii. Dowodzą one, że podobnie jak w czasach wilhelmińskich, to nie żadne wschodnie barbarzyństwo, ale jak najbardziej zachodni - czyli nasz - kapitalizm jest największym zagrożeniem dla mieszkańców całej planety.
Trzeba podkreślić, że w jednoznacznej ocenie roli kapitalistycznej ekspansji w świecie nie-zachodnim, którą przedstawiała autorka Reformy socjalnej czy rewolucji nie ma krzty przesady. Najnowsze badania historyczne potwierdzają słuszność opinii Luksemburg. Ekspansja kapitalizmu z jego zachodnioeuropejskiego centrum nie miała w sobie nic ze szczytnej misji cywilizacyjnej. Jedynym jej skutkiem na terenach dotkniętych militarnym podbojem i penetracją europejskiego kapitału był głęboki regres cywilizacyjny. Przerwano wszelkie autonomiczne ewolucje modernizacyjne. Do istniejących tam wcześniej form represji dodano nowe, znacznie bardziej mordercze, bo związane z totalnym utowarowieniem wszystkich dziedzin życia. Efektem włączenia do kapitalistycznego rynku światowego obszarów, które jeszcze w XVIII stuleciu przewyższały Europę pod względem najważniejszych wskaźników ekonomicznych, był prawdziwy holocaust. Amerykański historyk Mikę Davis w głośnej pracy Late Victorian Holocausts ustalił, że tylko w drugiej połowie XIX wieku polityka kolonialnej eksploatacji doprowadziła do śmierci 40, a może nawet 60 milionów ludzi.21
Wystarczy lektura corocznego raportu Banku Światowego o stanie świata, aby przekonać się, że ludobójcze konsekwencje polaryzacji w ramach globalnego kapitalizmu nie są jedynie przerażającym wspomnieniem z przeszłości. Liczba ludzi umie rających z głodu, jak i liczba tych, którzy żyją w skrajnej nędzy, rośnie wprost proporcjonalnie do wzrostu zysków wielonarodowych korporacji. Po to, aby zapobiec wszystkim tym, dawnym i nowym, ludobójczym tendencjom, konieczny jest socjalizm. Trzeba jednak podkreślić, że dla Luksemburg socjalizm wcale nie jest nieuchronny. Co prawda jej oryginalne stanowisko zawiera wprawdzie pewne określenia, które są na tyle dwuznaczne, że mogą wprowadzać czytelnika w błąd. Jednakże -jak zauważył Norman Geras - sformułowania o nieuchronności socjalizmu "maskują, a nie prezentują rzeczywisty sens myśli Luksemburg".22 To sprawia, że jej koncepcja historycznej konieczności i warunków wyjścia poza kapitalizm, sytuuje się bardzo daleko od determinizmu, jaki w tej kwestii panował w II Międzynarodówce, i jaki potem został przejęty przez oficjalną ideologię stalinowskiego ZSRR i całego Bloku Wschodniego.
Powtórzmy za Różą raz jeszcze: socjalizm nie jest nieuchronny. Nieuchronny jest tylko krach kapitalizmu, czyli osunięcie się społeczeństw burżuazyjnych w barbarzyństwo. Wynika ono bowiem wprost z logiki nieograniczonej akumulacji. Z socjalizmem rzecz ma się zgoła przeciwnie. Może on zaistnieć. Może, ale tylko wtedy, gdy świadoma akcja mas proletariuszy doprowadzi do rewolucji. "Zwycięstwo socjalizmu nie spadnie jak fatum z nieba. Może ono być tylko wywalczone w długim szeregu potężnych zmagań między nowymi a starymi mocami, zmagań, w toku których proletariat pod przewodnictwem socjaldemokracji uczy się i próbuje ująć swój los we własne ręce, opanować ster życia społecznego, zmienić się z bezwolnej igraszki własnej historii w jej sternika świadomie dążącego do celu."23 Z tego wynika doniosła teza o roli czynnika społecznego w historii. W kluczowym fragmencie Broszury Juniusa Luksemburg pisze, że "ludzie nie tworzą swojej historii z własnej woli. Ale tworzą ją sami. Proletariat jest w swej działalności zależny od każdoczesnego stopnia dojrzałości rozwoju społecznego, ale rozwój społeczny nie odbywa się poza nim, proletariat jest w równej mierze jego sprężyną i przyczyną, jak jego wytworem i skutkiem. Działalność proletariatu jest współdecydującą częścią historii." Co więcej "socjalizm jest pierwszym w historii świata ruchem masowym, który stawia sobie za cel i jest przez historię do tego powołany, by w działalność społeczną ludzi wnieść świadomy sens, myśl organizującą, a tym samym wolną wolę".24
Rozwijając zawarte w tym wywodzie tezy, można powiedzieć, iż to układy sił społecznych określają ramy, w których działają logiki reprodukcji ekonomicznej, a nie odwrotnie. Sformułowana przez Luksemburg wizja sił decydujących o przebiegu i kształcie procesu historycznego, pociąga za sobą doniosłe konsekwencje. Była ona jedną z tych koncepcji, które zainspirowały dwudziestowieczne przełomy w myśleniu o historii i jej związkach z teorią społeczną.
Luksemburg zerwała z mechanistycznymi i ekonomistycz-nymi tendencjami II Międzynarodówki. W ten sposób zajęła stanowisko na antypodach idei, które połączyły we wspólnym, an-tyrewolucyjnym froncie zmieszczaniałych socjaldemokratów i stalinowskich komunistów. Wśród krytyków tych tendencji, którzy zainicjowali najważniejszy w minionym stuleciu zwrot w recepcji Marksa, Luksemburg była być może najbardziej konsekwentna - bardziej konsekwentna w wyborze demokratycznej formy organizacji proletariatu od Włodzimierza Lenina i Lwa Trackiego, a zarazem, jak się wydaje, mniej podatna na pokusy absolutyzowania żywiołowości ruchu masowego niż Gyórgy Lu-kacs i Karl Korsch.
Wnioski jakie można wyciągnąć z teorii autorki Broszury Juniusa idą jednak dalej - wykraczają poza spór między rewolucjonistami a reform i sta mi. Dokonany przez nią przełom w myśleniu o kapitalizmie i historii ma znacznie bardziej odległe afiliacje. Antyekonomizm Luksemburg, podobnie jak stanowisko Korsha czy Lenina, prowadzi do wniosku, że historia nie jest mechanicznym, linearnym następowaniem po sobie kolejnych faz, cykli i formacji społecznych. Okazuje się ona natomiast procesem żywym, biegnącym wieloma drogami równocześnie, procesem zwalniającym i gwałtownie przyspieszającym. Skoro zaś motorem historii są nieciągłości, zerwania, walki i antagonizmy, a nie po prostu akumulacja postępu, to kwestii wyjścia poza kapitalizm nie należy koniecznie wiązać z osiągniętym przez dane społeczeństwo odpowiednim stopniem dojrzałości stosunków kapitalistycznych. Powstanie sytuacji rewolucyjnej może być uwarunkowane układami odniesienia, w jakich dane społeczeństwo znajduje się w ramach całości kapitalistycznego systemu. Stosunki na linii centrum-peryferia będą tu decydowały w większym stopniu niż miejsce w hierarchii kapitalistycznego zaawansowania. W takiej globalnej perspektywie rewolucja nie musi wcale wybuchnąć w krajach najwyżej rozwiniętych. Może do niej dojść na peryferiach czy półperyferiach systemu. Takie wnioski można wyciągnąć z przedstawionej przez Różę analizy imperializmu i roli, jaką odgrywa on w historycznej ekspansji kapitału. Ona sama nigdy nie przedstawiła ich w rozwiniętej formie, mimo że niejednokrotnie, choć i niejednoznacznie, podkreślała wagę rewolucji w peryferyjnej Rosji. Za życia Luksemburg wnioski takie wyciągnęli natomiast ze swych analiz imperializmu najpierw Trocki, a później także Lenin. Podobne wnioski głosi dziś wpływowa analiza systemów-światów rozwijana przez uczonych takich jak Immanuel Wallerstein czy Giovanni Arri-ghi, a także teoria akumulacji w skali światowej Samira Ami-na. W pracach Immanuela Wallersteina spotykamy się nawet z podobną jak u Luksemburg koncepcją krachu kapitalizmu. W swych analizach kryzysu strukturalnego obecnej formy kapitalistycznego systemu-świata autor ten podkreśla, że koniec społecznego uniwersum, jakie znamy z własnego doświadczenia na przełomie XX i XXI wieku, oznacza wyłonienie się historycznej alternatywy, której jednym z członów pozostaje barbarzyństwo.25
Niewątpliwie cechujący tych autorów nacisk na rolę czynników społecznych układów sił w kreowaniu historii, zawiera w sobie także dziedzictwo Róży Luksemburg. Najdobitniej dochodzi ono jednak do głosu w podnoszącej się fali społecznego oporu przeciw neoliberalnej globalizacji, która jest przecież tylko innym mianem opisywanego przez Luksemburg imperializmu. W walkach toczonych na licznych frontach tego oporu znajduje potwierdzenie nie tylko znaczenie przypisywane przez nią demokratycznej samoorganizacji proletariatu, ale też to, że kapitalizm "sam z siebie" nie jest zdolny do żadnego przystosowania. Obie te sprawy są zresztą ściśle powiązane. Wszelkie osiągnięcia złotego wieku, podobnie jak postęp w czasach belle epoąue, dokonały się przecież pomimo kapitalizmu, a nie dzięki niemu. Sukcesy zachodniego państwa dobrobytu po roku 1945 nie przekreśliły wagi spostrzeżeń Luksemburg, tak jak nie przekreśliły one natury systemu. Wbrew nadziejom uczniów Keynesa tzw. złe cechy kapitalizmu nie są czymś, co można trwale usunąć, zachowując jednocześnie cechy dobre. Zgodnie z przekonaniem Luksemburg, cechy złe są rewersem dobrych, są z nimi nierozdzielnie związane. To właśnie ta okoliczność podważa wszelkie plany trwałej reformy kapitalizmu. Strukturalny kryzys trwający od lat siedemdziesiątych oraz fale kryzysów finansowych rujnujące gospodarki peryferyjne w latach dziewięćdziesiątych tworzą warunki, w których do głosu dochodzą barbarzyńskie tendencje kapitalizmu. Ich polityczną formą jest neoliberalne zarządzanie kryzysem, ich społeczną treść tworzą natomiast wzrost stopy wyzysku, pogłębianie się polaryzacji między centrum a peryferiami oraz imperialistyczne wojny wzniecane przez USA i ich sojuszników.
Neoliberalna kontrreformacja i militaryzacja ładu międzynarodowego naszych czasów potwierdzają to, co podkreślała zawsze Luksemburg -jedynie zorganizowana akcja masowa może wymusić na kapitalizmie ustępstwa, jedynie ona zmusza system do włożenia bardziej ludzkiej maski. Zdobycze te będą jednak ograniczone, kruche i zagrożone dopóty, dopóki trwać będzie kapitalistyczna akumulacja w skali globalnej, a ramami dla uspołecznienia pozostanie antagonizm między pracą a kapitałem. Alternatywa, przed którą stoimy jest zatem wciąż ta sama. Nikt nie sformułował jej dobitniej niż Róża Luksemburg.
Przemysław Wielgosz


1 Róża Luksemburg Kryzys socjaldemokracji, w: Róża Luksemburg Kryzys socjaldemokracji, Instytut Wydawniczy "Książka i Prasa", Warszawa 2005, s. 122.
2 Róża Luksemburg Reforma socjalna czy rewolucja, w: Róża Luksemburg Kryzys socjaldemokracji, Instytut Wydawniczy "Książka i Prasa", Warszawa 2005, s. 33.
3 Róża Luksemburg Kryzys socjaldemokracji, op. cit., s. 122-123.
4 Róża Luksemburg Kryzys socjaldemokracji, op. cit., s. 123.
5 Róża Luksemburg Reforma socjalna czy rewolucja, op. cit., s. 58.
6 Róża Luksemburg Kryzys socjaldemokracji, op. cit., s. 214.
7 Róża Luksemburg Kryzys socjaldemokracji, op. cit., s. 212.
8 Róża Luksemburg Reforma socjalna czy rewolucja, op. cit., s. 87.
9 Róża Luksemburg Reforma socjalna czy rewolucja, op. cit., s. 88.
10 Róża Luksemburg Reforma socjalna czy rewolucja, op. cit.. s. 88-89.
11 Róża Luksemburg Reforma socjalna czy rewolucja, op. cit.. s. 89.
12 Róża Luksemburg Reforma socjalna czy rewolucja, op. cit.. s. 89.
13 Róża Luksemburg Reforma socjalna czy rewolucja, op. cit., s. 90.
14 Róża Luksemburg Reforma socjalna czy rewolucja, op. cit., s. 97.
15 Róża Luksemburg Reforma socjalna czy rewolucja, op. cit.. s. 96-97.
16 Róża Luksemburg Akumulacja kapitału. Warszawa 1963, s. 730.
17 Róża Luksemburg Kryzys socjaldemokracji op. cit., s. 122.
18 Róża Luksemburg Kryzys socjaldemokracji, op. cit., s. 137.
19 Róża Luksemburg Kryzys socjaldemokracji, op. cit., s. 132.
20 Pogląd Luksemburg znajduje dziś dodatkowe wzmocnienie w świetle ujawnienia współudziału Niemiec w holocauście 1,5 miliona Ormian, którego dokonano w Turcji w latach 1915-1916. Setki niemieckich oficerów i tysiące żołnierzy wspierały młodotureckich oprawców na każdym etapie zbrodni.
21 Mikę Davis Late Fictorian Holocausts. El Nino Famines and the Making of Third World, Verso, London, New York 2001.
22 Norman Geras "Barbarzyństwo i upadek kapitalizmu w myśli Róży Luksemburg" , w: Rewolucja, nr 1/2001.
23 Róża Luksemburg Kryzys socjaldemokracji, op. cit., s. 132.
24 Róża Luksemburg Kryzys socjaldemokracji, op. cit., s. 131.
25 Immanuel Wallerstein Koniec świata jaki znamy, Scholar, Warszawa 2004.