Tekst pochodzi ze strony http://www.geocities.com/che_lbc/
Poniżej fragment z książki "Fidel i religia -rozmowy z Bratem Betto" w przekładzie Janiny Perlin i Małgorzaty Dołgolewskiej, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1986, strony 285-301.
Fidel o Jezusie Chrystusie
FREI BETTO: Chciałbym usłyszeć pana zdanie na temat jednej
Osoby, o wiele ważniejszej i o wiele bardziej uniwersalnej niż papież, o której
o wiele więcej się dyskutuje i którą o wiele bardziej kocha, niż papieża. Co pan
sądzi o osobie Jezusa Chrystusa?
FIDEL CASTRO: No cóż, opowiedziałem ci już historię mojej edukacji, moich
kontaktów z religią, z Kościołem. Imię Jezusa Chrystusa było jednym z imion
najbardziej mi znanych, swojskich, od czasu, gdy już zaczynałem coś rozumieć,
słyszałem je w domu, w szkole, przez całe dzieciństwo i młodość. W ciągu całego
mojego życia rewolucjonisty - nawet jeśli, jak już mówiłem, nie doszedłem do
wiary religijnej, a cały mój wysiłek, moja uwaga skierowana była na
ukształtowanie w sobie wiary politycznej, do której doszedłem poprzez własne
przekonania; nie można zresztą własnymi siłami dojść do koncepcji religijnej,
ale można własnymi siłami dojść do ugruntowania swoich przekonań politycznych i
rewolucyjnych - a więc w ciągu całego życia nigdy nie dostrzegałem na gruncie
politycznym i rewolucyjnym sprzeczności między ideami, które głosiłem, a ideami
owego symbolu, owej nadzwyczajnej postaci, tak mi bliskiej od czasu, gdy
zacząłem czynić użytek z rozumu. Zwracałem jednak uwagę raczej na rewolucyjne
aspekty doktryny chrześcijańskiej i myśli Chrystusa; nieraz w ciągu tych lat
miałem okazję mówić o związku, jaki istnieje między myślą chrześcijańską a myślą
rewolucyjną.
Wielokrotnie przytaczałem różne przykłady. Wykorzystywałem na przykład takie
zdanie Chrystusa: "Łatwiej wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogaczowi
wejść do Królestwa Niebieskiego". Zdarzało mi się słyszeć, jak niektórzy ludzie,
wśród nich również duchowni, interpretując to zdanie usiłowali dowieść, że
Chrystus, gdy to mówił, nie miał na myśli małej igły, jaką wszyscy znają, gdyż
jest niemożliwe, aby wielbłąd przeszedł przez ucho igły, a więc musi to znaczyć
coś innego, należy to interpretować w inny sposób.
FREI BETTO: Niektórzy bibliści mówią, że oznacza to wąski zaułek, jeden z tych,
które do dziś są w Jerozolimie, w Palestynie, w centrum Bejrutu, i że wielbłądy
tylko z wielkim trudem mogły przez nie przejść. Dlaczego jednak nikt nie
kwestionuje trudności, jakie bogacz ma z wejściem do Królestwa Niebieskiego?
Jest to niezaprzeczalne. I nie znaczy to, Comandante, z teologicznego punktu
widzenia, że Jezus dyskryminował bogaczy; znaczy to, że Jezus dokonał opcji na
rzecz ubogich. Bóg postanowił się wcielić w Jezusa w społeczeństwie nacechowanym
nierównością społeczną; mógłby On urodzić się w Rzymie, w rodzinie cesarskiej,
mógłby urodzić się w rodzinie żydowskich obszarników, mógłby urodzić się wśród
warstw średnich, ale wolał urodzić się wśród ubogich, jako syn cieśli, który z
pewnością pracował przy budowie ówczesnej Brasilii czyli Tyberiady, miasta
wzniesionego w hołdzie cesarzowi Tyberiuszowi, za panowania którego urodził się
Jezus. Jest interesujące, że Tyberiada leży nad brzegiem jeziora Genezaret,
gdzie Jezus spędził większość swego życia i gdzie przeważnie działał. Nie ma
jednak ani jednej wzmianki w Ewangelii, że Jezus odwiedził to miasto.
Cóż więc twierdzimy? Twierdzimy, że Jezus dokonał bezwarunkowej opcji na rzecz
ubogich. Otóż przemawia On do wszystkich ludzi, bogatych i biednych, ze
specyficznej pozycji społecznej, z pozycji interesów ubogich; innymi słowy, nie
jest to mowa neutralna, uniwersdlistyczna, abstrakcyjna, jest to mowa, która
odzwierciedla interesy ówczesnych warstw uciskanych. A więc, aby bogacz znalazł
miejsce u boku Jezusa, musi najpierw dokonać opcji na rzecz ubogich. W całej
Ewangelii nie ma ani jednego przykładu, aby Jezus przyjął do swego otoczenia
bogacza, nie postawiwszy mu warunku opowiedzenia się po stronie ubogich.
Mógłbym przytoczyć trzy przykłady. Pierwszy przykład młodego bogacza, który był
prawie święty, bo wypełniał wszystkie przykazania, ale Jezus ostatecznie mu
powiedział: słuchaj, człowieku, czegoś, ci jeszcze brak. Idź i sprzedaj co masz,
potem rozdaj ubogim, a potem pójdź za mną. Myślę, że- wielu dzisiejszych księży
powiedziałoby: jeśli pan wypełnia wszystkie przykazania, niech pan idzie, z
nami, niech pan pozostanie z nami, a z czasem pan się poprawi. Ale Jezus był
trochę bardziej od nas radykalny, najpierw powiedział temu człowiekowi: idź,
spełnij swój obowiązek wobec ubogich, a potem przyjdź.
Drugi przykład dotyczy owego bogacza, który zaprosił Jezusa do swego domu. Jezus
nie miał uprzedzeń, ale był konsekwentny i przybył do domu Zacheusza nie po to,
by wychwalać ewentualną ceramiką perską lub egipskie figurki, które ów z
pewnością miał, ale mu powiedział: Zacheuszu, jesteś złodziejem, okradłeś
biednych. A Zacheusz, pragnąc żyć z Nim w zgodzie, oddał połową swego mienia
biednym i zwrócił w czwórnasób to, co ukradł. Czyli praktykowanie
sprawiedliwości jest pierwszym warunkiem pójścia za Jezusem.
Trzecim przykładem są kazania Jana Chrzciciela, który przygotowywał przybycie
Chrystusa. Jego nauki zaczynają się od praktykowania sprawiedliwości. Ludzie
chcą sią nawrócić; nie pytają w co mają wierzyć, ale co mają robić, a Jan
odpowiada: ten, kto ma dwa płaszcze, niech da jeden temu, kto nie ma żadnego;
ten kto ma talerz strawy, niech połową odda temu, kto nie ma nic do jedzenia.
Trzeba więc wyjaśnić, że uniwersalność nauki Jezusa jest uniwersalnością, której
podstawą jest pewna opcja, pewna bardzo specyficzna pozycja
polityczno-społeczna, którą jest sprawa ubogich.
FIDEL CASTRO: Wysłuchałem z wielkim zainteresowaniem tego, co powiedziałeś, jest
w tym głęboka myśl. Mógłbym jednak zgłosić pewne zastrzeżenie natury
matematycznej: bogacz nigdy nie mógłby oddać cztery razy tyle co ukradł, gdyż
wszystko> to, co bogacz posiada, jest zazwyczaj ukradzione, a jeśli to nie on
ukradł, ukradli jego rodzice lub dziadkowie, jest więc niemożliwe aby mógł -
jeśli wszystko, co ma, jest kradzione - pomnożyć przez cztery, to, co ukradł i
oddać, chyba że będzie musiał znów ukraść cztery razy więcej, aby dotrzymać tej
obietnicy.
FREI BETTO: Powtarza pan zdanie świątego Ambrożego z pierwszych wieków.
FIDEL CASTRO: Miło mi, że się zgadzamy. No dobrze, co ja o tym myślę? Być może
jest to złe tłumaczenie Biblii, być może to wina tłumaczy, którzy nie wzięli pod
uwagę, co po hiszpańsku znaczy ucho igielne. Rozumiem, że wiele zdań w Biblii ma
związek z otoczeniem, ze społeczeństwem, w którym się żyło, z obyczajami, ale
nie wiem, jak tego można by w tym wypadku dowieść. W każdym razie ktoś dobrze
znający się na religiii i języku musiałby przeanalizować, czy naprawdę chodziło
o ucho igielne, które wszyscy znają w naszym języku, choć w krajach mówiących po
hiszpańsku nie znamy nawet wielbłądów, jakkolwiek mamy pojęcie, co to jest
wielbłąd.
W każdym razie podoba mi się ta interpretacja owego zdania, jaką dali tłumacze i
jak ja je rozumiem. Sądzę ponadto, że ta interpretacja absolutnie zgadza się z
tym, co poza tym głosi Chrystus, jest utrzymana w tym samym duchu: jak już
mówiłeś, Chrystus nie wybrał bogatych, aby głosić swoją naukę, wybrał dwunastu
ludzi pracy, ubogich i nieuczonych, to znaczy wybrał ówczesnych proletariuszy,
lub w najlepszym razie skromnych ludzi pracujących na własny rachunek, bo
niektórzy z nich byli rybakami. Byli to naprawdę ludzie ubodzy, wszyscy bez
wyjątku, jak powiedziałeś.
Czasem odwoływałem się też do cudów Chrystusa, mówiłem tak,: Chrystus pomnożył
ryby i chleb, aby nakarmić lud. I właśnie to samo chcemy uczynić dzięki
Rewolucji i socjalizmowi: pomnożyć ryby i chleb, aby zapewnić ludowi wyżywienie;
pomnożyć szkoły, nauczycieli, lekarzy; pomnożyć fabryki, uprawne pola, miejsca
pracy; pomnożyć produkcję przemysłu i rolnictwa; pomnożyć ośrodki badań
naukowych właśnie w tym samym celu.
Wspominałem też przypowieść o owym bogaczu zatrudniającym robotników; jednym
zapłacił po denarze, bo pracowali cały dzień, drugim zapłacił po denarze, choć
pracowali pół dnia, a pozostałym też zapłacił po denarze, choć pracowali pół
popołudnia. Przypowieść zawiera krytykę tych, którzy nie zgadzali się z tym
sposobem zapłaty. Sądzę, że jest to właśnie forma komunistyczna; idzie ona dalej
niż to, co zakładamy w socjalizmie, gdyż w socjalizmie istnieje zasada
wynagradzania według zdolności i pracy, a w komunizmie - każdemu według jego
potrzeb. Płacenie denara każdemu, kto pracował owego dnia, oznacza rozdzielenie
środków według potrzeb, a więc jest to formuła typowo komunistyczna,.
Sądzę, że również wiele innych ustępów z nauk Chrystusa, jak na przykład Kazania
na Górze, nie można interpretować inaczej, niż zgodnie z tym, co ty nazywasz
opowiedzeniem się po stronie ubogich. Kiedy Chrystus powiedział: błogosławieni,
którzy łakną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni; błogosławieni, którzy
cierpią, albowiem oni pocieszeni będą; błogosławieni cisi, albowiem oni posiądą
ziemię; błogosławieni ubodzy, albowiem ich jest Królestwo Niebieskie ¦- nie
obiecywał Królestwa Niebieskiego bogatym, lecz biednym, i nie sądzę, aby w tym
kazaniu Chrystusa mógł również być popełniony błąd w tłumaczeniu lub
interpretacji. Uważam, że pod Kazaniem na Górze mógłby się podpisać Karol Marks.
FREI BETTO: W wersji świętego Łukasza mówi się nie tylko "Błogosławieni ubodzy",
ale również: "Biada wam, bogacze" *.
FIDEL CASTRO: Nie wiem, czy w jakiejś wersji tego kazania znajduje się to
zdanie. Mówisz, że jest to wersja świętego Łukasza. Nie przypominam sobie
takiego sformułowania.
FREI BETTO: Pan zna na pewno wersję świętego Mateusza, ona jest bardziej znana.
FIDEL CASTRO: Być może ta wersja w owym czasie była odpowiedniejsza, by wychować
nas w duchu bardziej konserwatywnym. Powiedziałeś coś bardzo głębokiego,
powiedziałeś, że trudno zrozumieć, jak bogacz może wejść do Królestwa
Niebieskiego, jeśli weźmie się pod uwagę cechy towarzyszące mentalności bogacza:
brak solidarności, brak wrażliwości, egoizm, cały zespół grzechów popełnianych
przez bogaczy w różnych dziedzinach. Sądzę, że rzeczywiście powiedziano bardzo
jasno, co powinni robić bogacze, aby być dobrymi chrześcijaninami i aby osiągnąć
Królestwo Niebieskie. To w naukach Chrystusa zostało wiele razy powtórzone.
Trzeba także wziąć pod uwagę, że jest wiele książek z zakresu historii i
literatury - jedne były napisane przez świeckich, inne przez duchownych - które
przedstawiają męczeństwo, jakie ponosili chrześcijanie w pierwszych wiekach.
Wszyscy mieli możność zapoznania się z tymi wydarzeniami i sądzę, że męczeństwo
było jedną z rzeczy - pamiętam to dobrze z lat szkolnych - którymi Kościół
najbardziej się szczycił: martyrologią nie tylko pierwszych lat, ale
martyrologią w ciągu całych dziejów Kościoła.
Sądzę, że nie ulega żadnej wątpliwości, ani nie jest kwestią zwykłej
interpretacji to, że chrześcijaństwo było religią niewolników, uciskanych,
ubogich, którzy żyli w katakumbach, byli skazywani na najokrutniejsze kary,
pożerani w cyrkach przez lwy i inne dzikie bestie, którzy przez stulecia
cierpieli wszelkie prześladowania i represje.
Była to nauka uważana przez Cesarstwo Rzymskie za rewolucyjną, dlatego też stała
się, obiektem najsroższych prześladowań. Zawsze widziałem w tym wiele
podobieństwa do historii komunistów, którzy od czasu, gdy komunizm pojawił się
jako doktryna polityczna i rewolucyjna, byli również obiektem okrutnych
prześladowań, tortur i zbrodni. Wielką prawdą historyczną jest to, że ruch
komunistyczny ma również cały legion męczenników poległych w" walce o zmianę
niesprawiedliwego systemu społecznego. Wszędzie, tak jak pierwsi chrześcijanie,
komuniści byli ofiarami niegodziwych oszczerstw i zaciekłych represji.
Jeśli chodzi o nowszą historię, to wiemy, co się działo w następstwie Komuny
Paryskiej, która pod koniec ubiegłego wieku była próbą francuskich robotników
ustanowienia socjalizmu w swej ojczyźnie. Napisano grube tomy, zgromadzono wiele
dokładnie sprawdzonych faktów świadczących o bohaterstwie tych ludzi, pisano o
tysiącach komunistów torturowanych i mordowanych przez burżuazję i klasy
uciskające z pomocą Cesarstwa Niemieckiego, które właśnie dokonało inwazji na
Francję.
Historia pamięta również, ilu komunistów, socjalistów, bojowników lewicy zostało
rozstrzelanych po wojnie domowej w Hiszpanii, i co działo się w! krajach Europy
pod okupacją nazistowską: zamordowano nie tylko miliony Żydów, kierując się
niesłusznymi i nikczemnymi teoriami o rzekomo wyższej rasie, oskarżeniami i
nienawiścią pozbawionymi absolutnie wszelkich racjonalnych podstaw - moim
zdaniem zrodziło się to z haniebnych przesądów istniejących na przestrzeni
dziejów - każdego, kto tylko pachniał komunistą, wtrącano do więzienia,
torturowano i rozstrzeliwano. Bardzo niewielu z tych, którzy wpadli w ręce
nazistów, udało się uratować życie, bardzo niewielu ocalało, ale wszyscy
potrafili walczyć i umierać z wielkim heroizmem.
W Związku Radzieckim naziści wymordowali miliony ludzi, nie wyłączając starców,
kobiet i dzieci, tylko dlatego, że byli obywatelami socjalistycznego państwa.
Ale nie tylko naziści zabijali komunistów w Europie. Kapitalizm represjonował,
torturował i zabijał komunistów, mężczyzn i kobiety, we wszystkich krajach, w
Afryce Południowej, Korei Południowej, Wietnamie, w Chile, Argentynie,
Paragwaju, Gwatemali, Salwadorze, Sudanie, Indonezji, na samej Kubie przed
Rewolucją, w dziesiątkach krajów, wszędzie, gdzie w ciągu ostatnich 150 lat
klasy panujące i wyzyskujące obawiały się utraty swoich przywilejów i
postępowały dokładnie tak, jak postępowano z chrześcijanami w pierwszych wiekach
naszej ery.
Sądzę więc, że można przeprowadzić porównanie między prześladowaniem za
przekonania religijne, które w gruncie rzeczy były też ideami politycznymi
niewolników i ciemiężonych w Rzymie, a systematycznymi i brutalnymi
prześladowaniami, których ofiarami w czasach nowożytnych byli nosiciele
politycznych idei robotników i chłopów, czyli komuniści. Tak jak obecnie
najbardziej znienawidzonym przez reakcjonistów słowem jest "komunista", tak w
tamtejszej epoce było nim słowo "chrześcijanin".
FREI BETTO: Ja sam straciłem swego współbrata, dominikanina, brata Tito, który
zmarł na wygnaniu na skutek okrutnych tortur, jakie mu zadano w Brazylii i dziś
uważa, się go za symbol wszystkich ofiar tortur. Oprawcy na zawsze utkwili mu w
świadomości i we Francji widział wszędzie oprawców, aż po okrutnych cierpieniach
powiesił się. W czasie tortur zachowywał całkowite milczenie. Jego kaci mówili
mu: "Nie zabijemy cię, przez całe swoje życie będziesz płacił za swoje
milczenie".
Chciałbym pana o czymś poinformować: zostały już opublikowane książki o
męczennikach w Ameryce Środkowej i Ameryce Południowej, zamordowanych przez
dyktatury wojskowe. Są to nasi ludowi śitńęci. W Brazylii był nawet pewien
robotnik, który przypadkiem nazywał się Santo Diaz *, został zamordowany w
czasie organizowania strajku i jego obraz znajduje się w wielu kościołach.
FIDEL CASTRO: Opowiedziałeś mi historię dominikanina, który był torturowany i
który z, ogromnym męstwem zniósł wszystkie cierpienia.
W rzeczywistości nie tylko w krajach Europy, Ameryki Łacińskiej i Trzeciego
Świata zdarzają się takie rzeczy, lecz także w samych Stanach Zjednoczonych: nie
możemy zapominać o maccartyzmie, o prześladowaniach komunistów, którzy byli
wyrzucani prawie z każdej pracy, którym uniemożliwiono działalność na bardzo
wielu polach, którzy byli więzieni, represjonowani, prześladowani, obrzucani
oszczerstwami, a w kilku przypadkach nawet posłani na krzesło elektryczne. Nie
można też zapominać, że święto 1 Maja zostało ustanowione właśnie po
zamordowaniu robotników z Chicago, którzy zorganizowali strajk w obronie
interesów ludzi pracy. Jeśli chodzi o nowsze czasy, to cała świadoma ludzkość
pamięta o odrażającym mordzie popełnionym na małżeństwie Rosenbergów.
W tym też sensie dostrzegałem zawsze tak wielkie podobieństwo między represjami,
jakie spotkały nowoczesnych rewolucjonistów i pierwszych chrześcijan, nie
widziałem nigdy różnicy między postępowaniem ciemiężycieli w tamtej i tej fazie
historii. Odmienny był tylko moment rozwoju społeczeństwa ludzkiego: tamto było
społeczeństwem niewolniczym, to - kapitalistycznym. Nie mogłem znaleźć żadnej
sprzeczności między tamtymi naukami, które tak mocno przyjęły się w owej epoce,
a tym, co my głosimy w dzisiejszych czasach. Czuję wielką sympatię do owych
idei, do owej epoki, podziw dla tego sposobu postępowania, dla historii owych
chrześcijan i widzę, że postępowali oni podobnie jak komuniści w naszej epoce.
Widziałem to, widzę i będę zawsze widział. Obserwując wasze wysiłki, obserwując
twoją własną pracę, walkę, odczyty, oraz działalność wielu innych duchownych w
całej Ameryce, utwierdzam się coraz bardziej w tym przekonaniu.
FREI BETTO: Powiedział pan kiedyś, że ten, kto się oddala od ubogich, oddala się
od Chrystusa. Nie wiem, czy pan zdaje sobie sprawę z tego, możliwe, ze nie, iż
jest to nie tylko bardzo znane zdanie, ale że stało się ono również fundamentem
teologii wyzwolenia. Co więcej, to pana zdanie zbiega się ze słowami Jana Pawła
II z encykliki Laborem Exercens, która traktuje o pracy ludzkiej i potwierdza
raz jeszcze, że wierność Kościołowi Chrystusowemu sprawdza się w zaangażowaniu
na rzecz ubogich.
FIDEL CASTRO: Powiedziałem, to mniej więcej dwadzieścia pięć, a może dwadzieścia
sześć lat temu. Pamiętam, że w pierwszym okresie Rewolucji, kiedy powstały te
trudności, o których ci wspomniałem, gdy klasy uprzywilejowane chciały
wykorzystać Kościół do walki przeciw Rewolucji, niejeden raz odwoływałem się do
tych problemów i nauk chrześcijańskich. To jest w moich przemówieniach. Przy
jakiejś okazji rzeczywiście powiedziałem to zdanie, które dziś mogę powtórzyć i
potwierdzić: kto zdradza ubogiego, zdradza Chrystusa.
FREI BETO: Chciałbym, Comandante, przejść do następnego pytania.
W ruchu komunistycznym niektórzy ludzie posługiwali się w przeszłości zdaniem
Marksa, które znajduje się w jego Przyczynku do krytyki heglowskiej filozofii
prawa i mówi, że religia to opium dla ludu. I to zdanie przekształciło
się w definitywny, absolutny, metafizyczny dogmat, sprzeczny z jakąkolwiek
dialektyką.
W październiku 1980 roku, po raz pierwszy w historii, sprawująca władzę partia
rewolucyjna, sandinowski Front Wyzwolenia Narodowego, wydała dokument na temat
religii, w którym przeprowadza się krytykę tego stwierdzenia traktowanego jako
zasada absolutna. Oznajmia się tam dosłownie: "Niektórzy autorzy oświadczają, że
religia jest instrumentem alienacji ludzi, służącym usprawiedliwieniu wyzysku
jednej klasy przez drugą. To stwierdzenie ma oczywiście pewien walor
historyczny, gdyż w różnych epokach historycznych religia służyła za teoretyczną
podporę panowania politycznego. Wystarczy przypomnieć rolę, jaką odegrali
misjonarze w procesie opanowywania i kolonizacji rodzimej ludności w naszym
kraju. Jednakże my, sandiniści, oświadczamy, że nasze doświadczenia wykazują, iż
kiedy chrześcijanie opierając się na wierze są w stanie odpowiedzieć na potrzeby
ludu i historii, ich wierzenia są bodźcem do działalności rewolucyjnej. Nasze
doświadczenie wykazuje, że można być wierzącym, a jednocześnie konsekwentnym
rewolucjonistą i że między tymi dwiema rzeczami nie ma nieusuwalnej
sprzeczności." Comandante, pragnę pana zapytać: czy uważa pan, że religia to
opium dla ludu?
FIDEL CASTRO: Wyjaśniłem wczoraj obszernie, w jakich okolicznościach
historycznych pojawił się socjalizm, ruch socjalistyczny oraz idee naukowego
socjalizmu, marksizmu-leninizmu, i jak w owym klasowym społeczeństwie okrutnego
i nieludzkiego wyzysku, w którym przez całe stulecia Kościół i religia były
wykorzystywane jako narzędzie dominacji, wyzysku i ucisku, pojawiły się te
tendencje, pojawiła się ostra, uzasadniona krytyka Kościoła a nawet samej
religii. Postaw się na miejscu rewolucjonisty, który uświadamia sobie, jaki jest
ten świat i chce go zmienić. Wyobraź sobie z drugiej strony instytucje
obywatelskie, obszarników, szlachtę, burżuazję, bogaczy, wielkich kupców, sam
Kościół, wszystkich praktycznie sprzysiężonych, aby do zmian społecznych nie
dopuścić. Było więc jak najbardziej logiczne, od kiedy religią posługiwano się
jako narzędziem dominacji, iż rewolucjoniści reagowali na to> antyklerykalizmem,
a nawet postawą antyreligijną. Doskonale rozumiem okoliczności, w jakich
powstało to zdanie.
Kiedy jednak Marks utworzył Międzynarodówkę robotników, to zakładam, że w owej
Międzynarodówce robotników było wielu chrześcijan, zakładam też, że w Komunie
Paryskiej, wśród tych, którzy walczyli i umierali za nią, było wielu
chrześcijan. U Marksa nie ma jednego zdania wykluczającego chrześcijan z
historycznej misji dokonania rewolucji społecznej. Jeśli pójdziemy trochę dalej
i przypomnimy sobie wszystkie dyskusje, jakie trwały po uchwaleniu programu
partii bolszewików, to nie znajdziemy ani jednego słowa, które by naprawdę
wykluczało obecność chrześcijan w partii; główną kwestią jest zaakceptowanie
programu partii jako warunku przynależności członkowskiej.
A więc owo zdanie, hasło, czy postawienie sprawy, ma wartość historyczną i było
całkowicie słuszne w określonym momencie. Nawet obecnie, w pewnych
okolicznościach może ono odzwierciedlać rzeczywistość. Jeśli w jakimś kraju
hierarchia katolicka,
lub hierarchia jakiegokolwiek innego Kościoła, jest ściśle związana z
imperializmem, neokolonializmem i wyzyskiem narodów oraz osób, jeśli jest ściśle
związana z represjami, nie można się dziwić, że w tym konkretnym kraju ktoś
powtórzy zdanie, że religia to opium dla ludu; całkowicie też jest zrozumiałe,
że Nikaraguańczycy, opierając się na swych doświadczeniach i biorąc pod uwagę
stanowisko zajęte przez duchowieństwo nikaraguańskie, doszli do wniosku, moim
zdaniem bardzo słusznego, że inspirując się swoją wiarą ludzie wierzący mogą
zająć stanowisko rewolucyjne i nie musi zachodzić sprzeczność między pozycją
wierzących a pozycją rewolucjonistów. Ale oczywiście, jak ja to rozumiem, w
żadnym, razie zdanie to nie ma i nie może mieć charakteru dogmatu czy prawdy
absolutnej, to jest prawda dostosowana do określonych, konkretnych warunków
historycznych. Sądzę, że wyciągnięcie takiego wniosku jest w pełni dialektyczne
i w pełni marksistowskie.
Moim zdaniem, z politycznego punktu widzenia, religia sama przez się nie jest
ani opium, am cudownym lekarstwem. Może być opium lub cudownym lekarstwem
zależnie od tego, czy wykorzystuje się ją do obrony ciemięzców i wyzyskiwaczy,
czy dla obrony ciemiężonych i wyzyskiwanych; zależnie od sposobu, w jaki się
podchodzi do politycznych, społecznych i materialnych problemów człowieka, który
niezależnie od teologii i wierzeń religijnych rodzi się i musi żyć na świecie.
Ze ściśle politycznego punktu widzenia -¦ a myślę, że trochę się znam na
polityce - można, jak sądzę, być komunistą, nie przestając być chrześcijaninem i
pracować razem z komunistą-marksistą nad przeobrażeniemi świata. Ważne jest, aby
w obydwu wypadkach chodziło o szczerych rewolucjonistów zdecydowanych znieść
wyzysk człowieka przez człowieka i walczyć o sprawiedliwy podział społecznego
bogactwa, o równość, braterstwo i godność wszystkich istot ludzkich, to znaczy
chodzi o to, aby mieć najbardziej rozwiniętą świadomość polityczną, ekonomiczną
i społeczną, nawet jeśli jej punktem wyjścia - jak w przypadku chrześcijan -
jest koncepcja religijna.
FREI BETTO: Comandante, czy miłość jest wymogiem rewolucyjnym?
FIDEL CASTRO: Oczywiście, wierzę w to w najszerszym znaczeniu tego słowa. Czym
bowiem w kategoriach społecznych jest solidarność, duch braterstwa?
Jeśli się cofniemy do pierwszej wielkiej rewolucji społecznej, nie do pierwszej
rewolucji socjalistycznej, lecz do pierwszej wielkiej rewolucji społecznej w
ostatnich wiekach, jaką była Rewolucja Francuska, to stwierdzimy, że rzucono
trzy hasła: wolność, równość i braterstwo. Wolność - jak już powiedziałem.- była
hasłem rewolucyjnym w formie bardzo względnej. Oznaczała ona wolność dla
burżuazji, wolność dla białych, nie oznaczała wolności dla czarnych niewolników.
Rewolucjoniści francuscy rozgłosili swe idee po świecie, a następnie wysłali
wojska na Haiti, aby zgnieść powstanie niewolników, którzy pragnęli wolności. Po
uzyskaniu niepodległości przez Stany Zjednoczone nadal trwało* niewolnictwo
Murzynów, mordowanie Indian i te wszystkie okrucieństwa. Tak więc Rewolucja
Francuska ograniczała wolność do burżuazji i białych. Jeśli chodzi o równość, to
ile by nie filozofowano na ten temat i ile by nie argumentowano na rzecz
rzekomej równości w społeczeństwie klasowym, rzekoma równość między
multimilionerem a żebrakiem z Nowego Jorku, lub z jakiegokolwiek miasta w
Stanach Zjednoczonych, między milionerem a bezrobotnym w Stanach Zjednoczonych
jest, można by powiedzieć, równością czysto metafizyczną, nigdzie jej nie widzę,
nie sądzę, aby istniała jakakolwiek równość między multimilionerem
północnoamerykańskim a żebrakiem amerykańskim, dyskryminowanym czarnym,
robotnikiem bez pracy, porzuconym dzieckiem. To czysta fantazja. Sądzę, że
naprawdę po razi pierwszy w historii ludzkości, koncepcje rzeczywistej,
prawdziwie integralnej wolności, koncepcje równości i braterstwa mogą istnieć
tylko w socjalizmie. Nakaz miłości bliźniego stosuje się i realizuje w sposób
bardzo konkretny w równości, braterstwie i ludzkiej solidarności, jakie głosi
socjalizm, oraz w duchu internacjonalizmu.
Kubańczycy, którzy wyjeżdżają, aby pracować w innych krajach jako nauczyciele,
lekarze, inżynierowie, technicy i robotnicy wykwalifikowani - a są dziesiątki,
setki tysięcy tych, którzy są gotowi to uczynić w najtrudniejszych warunkach, a
czasem nawet kosztem życia - wykazują wierność swym zasadom i najwyższą
solidarność, świadczącą, jaki sądzę, o stosowaniu w praktyce zasady miłości
bliźniego.
Uważam więc, że rewolucja socjalistyczna stawia bardzo wysoko tę ideę, a
społeczeństwo komunistyczne będzie musiało ją wynieść jeszcze wyżej, ponieważ
socjalizm nie zakłada jeszcze pełnej równości - już wcześniej o tym mówiliśmy -
w dziedzinie podziału dóbr. Stwarza o wiele więcej możliwości niż kapitalizm,
gdyż w naszym kraju, na przykład, przedtem kształciły się wyłącznie dzieci
zamożnych rodzin, a dziś nie ma ani jednego dziecka w najbardziej zapadłej
wiosce kraju, dziecka robotnika, dziecka chłopa, które nie miałoby możliwości
iść do najlepszych szkół. Nie ma dziecka, które nie miałoby wychowawców, które
nie mogłoby korzystać z doskonałych instytucji oświatowych, studiować na
uniwersytecie, czynić postępy na tyle, na ile mu to pozwolą zdolności; są to
możliwości realne, obiektywne - nie teoretyczne, nie metafizyczne.
Co się tyczy wynagrodzenia za pracę, to nie możemy jeszcze powiedzieć, że
istnieje pełna równość, ponieważ jedni mają więcej siły fizycznej niż inni,
jedni mają większy talent niż inni, więcej zdolności intelektualnych niż inni. W
systemie socjalistycznym, w którym wynagradza) się według jego pracy i według
jakości jego pracy, nie ma jeszcze komunistycznej formy wynagradzania, dlatego
Marks w Krytyce Programu Gotajskiego stwierdził, że socjalistyczna forma nie
wykracza poza ciasne granice prawa burżuazyjnego i że społeczeństwo
komunistyczne będzie bardziej egalitarne.
FREI BETTO: Czy w społeczeństwie socjalistycznym i w społeczeństwie
komunistycznym dąży się również do rozwoju duchowego człowieka?
FIDEL CASTRO: Tak, oczywiście, dążymy do jak najszerszego materialnego i
duchowego rozwoju człowieka. Tak właśnie to stawiam, kiedy mówię o oświacie, o
kulturze. Mógłbym dodać ponadto jego rozwój w sensie religijnym. Uznajemy
zasadę, że jednostka powinna mieć swobodę i że należy jej stworzyć takie
możliwości.
A kiedy mówimy o braterstwie, to sądzę, że nasze społeczeństwo jest naprawdę
braterskie. Kiedy wyzwalamy człowieka z ucisku, wyzysku i zniewolenia w
określonych warunkach społecznych, gwarantujemy mu nie tylko wolność, leczi
także gwarantujemy mu jego honor, godność, moralność, czyli jednym słowem jego
kondycję człowieka. Nie można mówić o wolności w społeczeństwie klasowym, w
którym istnieją okrutne nierówności, w którym człowiekowi nie gwarantuje się
nawet kondycji istoty ludzkiej. Można o to zapytać mieszkańca jakiejkolwiek
dzielnicy nędzy w Ameryce Łacińskiej, Murzyna w Stanach Zjednoczonych, ubogiego
w jakimkolwiek dzisiejszym społeczeństwie kapitalistycznym. Jest to moje
głębokie przekonanie. Miłość bliźniego to* dla mnie solidarność.
FREI BETTO: Comandante, istnieją dwa pojęcia, które sprawiają pewne trudności
niektórym chrześcijanom: pierwsze, marksistowskie pojęcie nienawiści klasowej, i
drugie: pojęcie walki klasowej. Czy mógłby pan coś powiedzieć na ten temat?
FIDEL CASTRO: Istnienie klas społecznych jest faktem
historycznym po okresie pierwotnego komunizmu, kiedy ludzie zaczynają gromadzić
pewne bogactwa, gromadzić ziemie i środki, aby wyzyskiwać pracę innych. Klasy
społeczne, które nie istniały w okresie pierwotnego komunizmu, kiedy praktycznie
wszystko było wspólne, powstają w wyniku rozwoju społeczeństwa ludzkiego. Potem,
zaczynają wytwarzać się zróżnicowania klasowe, tak więc mamy społeczeństwa takie
jak greckie i rzymskie - które znamy, bo mamy o nich dużo świadectw
historycznych - niesłusznie uważane za prototyp demokracji.
Pamiętam, jak mówiono nam o demokracji ateńskiej, o agorze, na której zbierał
się lud, by na wielkim zgromadzeniu dyskutować o sprawach publicznych. I wszyscy
zachwycaliśmy się: jakie to cudowne, to naprawdę piękna rzecz ta demokracja
bezpośrednia, jaka istniała w Grecji! Potem przyszła historia, badania
historyczne i kiedy głębiej poznawaliśmy to społeczeństwo, dowiadywaliśmy się,
że ci, którzy gromadzili się na placu publicznym, stanowili tylko nieznaczną
mniejszość obywateli. Sam sobie zadawałem pytanie, jak można było zgromadzić
wszystkich obywateli na placu publicznym, zwłaszcza że w owym okresie nie było
głośników ani megafonów. Jak więc mogli gromadzić cały lud, aby dyskutować?
Pamiętam, że gdy byłem dzieckiem, w naszym domu mieszkał księgowy, człowiek
dosyć wykształcony, znał nawet kilka języków: hiszpański, francuski, łacinę,
trochę greki, niemiecki, angielski - można by go nazwać erudytą. Był wobec mnie
uprzejmy, lubił ze mną rozmawiać, gdy przyjeżdżałem ze szkoły na wakacje,
opowiadał mi o wielkich mówcach greckich i rzymskich, o Demostenesie, Cyceronie,
zawsze miał w zanadrzu jakąś anegdotę.
Nie wiem czy to on, czy ktoś inny opowiedział mi, że Demostenes miał kłopoty z
mówieniem - my nazwalibyśmy go jąkałą - i dając dowód silnej woli i dyscypliny
kładł sobie pod język kamyk, aby w mówieniu przezwyciężyć te trudności.
Opowiadał mi o politykach starożytności. Byłem już w liceum i interesowałem, się
literaturą, zdobyłem więc nawet wydanie mów Demostenesa. Wydaje się, że niektóre
z jego mów uratowały się z pożaru biblioteki w Aleksandrii, przetrwały inwazje
tzw. barbarzyńców, wszystkie historyczne koleje losów, i zachowały się, a; być
może ktoś je zrekonstruował. Miałem mowy Demostenesa, Cycerona oraz innych
mówców i pisarzy starożytności. Sądzę, że to właśnie ten pracownik, Hiszpan -
był Asturyjczykiem, nazywał się Alvarez - obudził we mnie zainteresowanie tymi
sprawami. Przypominam sobie, że bardzo wcześnie przeczytałem niektóre dzieła
tych historycznych postaci.
Dziś, kiedy analizuję te teksty, dochodzę do wniosku, że nie podoba mi się ta
sztuka oratorska, bo jest zbyt retoryczna i napuszona, bardzo często posługiwano
się w niej grą słów. Później zetknąłem się z dziełami innych mówców. Chyba
niewielu jest w historii mówców, których książek nie miałbym w ręku, to zawsze
bardzo mnie interesowało. No, i w wyniku tych wszystkich lektur zacząłem
postępować zupełnie inaczej niż ci wielcy i sławni mówcy. Pamiętam, że znacznie
później zetknąłem się z Castelarem *. Ach, jak mnie zachwycił Castelar i jego
przemówienia parlamentarne! Jestem jednak pewny, że dzisiaj Castelar poniósłby
całkowitą klęskę w każdym parlamencie.
Sądzę też, że Demostenes i Cyceron mieliby obecnie wielkie trudności, gdyby
musieli stawić czoła konkretnym sprawom, gdyby musieli wyjaśnić społeczeństwu
konkretne problemy. Ale oczywiście w owym czasie podziwiałem ateńską demokrację,
nawet demokrację rzymską z jej Kapitolem, senatorami, tymi wszystkimi
osobistościami z instytucji rzymskich, które wydawały się wzorowe. I jak ci już
mówiłem, dopiero później zrozumiałem, że w Grecji jedynie mała grupka
arystokracji zbierała się na placu publicznym, by podejmować decyzje, że poniżej
istniała wielka masa obywateli pozbawionych praw - wydaje mi się, że nazywano
ich metojkami - a jeszcze niżej większa masa niewolników. Taka była demokracja
ateńska, która mi przypomina dzisiejszą demokrację kapitalistyczną. Istniały w
niej klasy, które walczyły ze sobą: arystokraci, metojkowie, niewolnicy.
Potem przeszliśmy do historii Rzymu, również uważanego za wzór. Mnie Rzym
przypomina imperium amerykańskie: są podobieństwa we wszystkim, jest nawet
Kapitał, podobny do tego, jaki istniał w Rzymie, skopiowali go. Mają też swoich
senatorów, możnych panów, którzy dyskutują; od czasu do czasu mordują nawet
swych cezarów; posiadają bazy wojskowe, eskadry i siły interwencyjne we
wszystkich częściach świata.
* W wersji hiszpańskiej brzmi to ostrzej: mdlditos los ricos,
czyli nikczemni, przeklęci bogacze (przyp. red. poi.).
* Santo znaczy po hiszpańsku "święty", ale funkcjonuje też jako imię własne
(przyp. tłum.).
* Castelar y Bipoll, Emilio (1832-1899), hiszpański polityk i pisarz, profesor
uniwersytetu w Madrycie; po proklamowaniu republiki, w latach 1873-1874,
minister spraw zagranicznych, później premier (przyp. tłum.).