Demokracja robotnicza czy dyktatura proletariatu
(pierwsze 4 części)
W s t ę p
Rewolucyjne rady robotnicze i komitety fabryczne obu
rosyjskich rewolucji 1917 r. budziły niemałe zainteresowanie historyków i
badaczy ruchu robotniczego. Dziś miejsce centralne w dociekaniach badaczy ruchów
społecznych zajęły tzw. nowe ruchy społeczne. Jednak, jak przyznał ostatnio
Immanuel Wallerstein: „żaden z nich nie był w stanie zdobyć masowego poparcia
podobnego do tego, które tradycyjne ruchy społeczne osiągnęły po 1945 roku” (I.
Wallerstein „Zapatyści – drugi etap”). W porównaniu z ruchem robotniczym z
początku XX wieku są to wręcz ruchy marginalne, które nie zasługują na miano
ruchów społecznych.
Nic dziwnego, że badacze masowych ruchów społecznych wciąż wracają do ruchu
robotniczego. Stosują jednak przy tych badaniach nowe kryteria.
Pierwowzorem takich dociekań w Polsce były rozważania badaczy ruchów społecznych
skupionych wokół pisma „Colloquia Communia” i współtwórców „Studiów nad ruchami
społecznymi”(1987).
Do grona tych badaczy należeli, m.in.: Piotr Marciniak, Włodzimierz Marciniak,
Wiktor Ross, Kazimierz Kloc i Radzisława Gortat.
Zgodnie z „integralnym ujęciem” ruchu robotniczego, nie kwestionuje się, że ruch
ten „był zjawiskiem historycznym o znacznej doniosłości”. Ba, „można go wręcz
uznać za najbardziej dynamiczny i brzemienny w konsekwencje spośród ruchów
społecznych budowanych na zbiorowym interesie dużej grupy społecznej”. Przy
czym, w mniemaniu Piotra Marciniaka: „Konstatacja istotnego wpływu na
ukształtowanie się nowoczesnego społeczeństwa nie jest, oczywiście, tożsama ze
stwierdzeniem realizacji wszystkich czy większości celów, jakie ruchowi temu, na
poszczególnych etapach jego rozwoju, przyświecały. Odnotowuje ona jedynie fakt,
iż trwająca dziesięciolecia aktywność tego ruchu, przybierająca różnorodne formy
organizacyjne i ideologiczne, nie pozostawała bez różnorodnych następstw, tak w
otaczającym ruch świecie, jak i w samym ruchu” (P. Marciniak „Integralne ujęcie
ruchu robotniczego” w: „Studia nad ruchami społecznymi” 1987, s. 106).
Jednocześnie zasadniczym dla „integralnego ujęcia” – w przeciwieństwie do
marksistowskiego – było stwierdzenie czy wręcz założenie, że „długotrwała
praktyka i dynamika ruchu robotniczego, jako ruchu bazującego na e g o i s t y c
z n y m interesie klasowym, może przysłaniać historyczność, a więc
przemijalność, przesłanek, które tego typu ruch powołały do życia”. Dla piewców
postkapitalizmu klasa robotnicza nieuchronnie odchodzi wraz „z historią
kapitalizmu”. Słabnięcie czy zanik takich cech, jak: homogeniczność,
koncentracja, zdolność do zbiorowego działania likwiduje, zdaniem P. Marciniaka,
społeczną bazę działania ruchu robotniczego. W konsekwencji ruch ten musi
uwzględnić interesy i żądania innych niż robotnicy grup społecznych, czyli
poszukiwać „consensusu między nie dającymi się w pełni pogodzić interesami
grupowymi”, a zatem zatracić swoją tożsamość (s. 109).
Zdaniem P. Marciniaka: „Spadek znaczenia tradycyjnej tożsamości uzyskiwanej na
podstawie codziennego doświadczenia prostego konfliktu ‘pracobiorcy’ –
‘pracodawcy’ jest umacniany przez problematyczność samych interesów i możliwości
weryfikowania ich realizacji”. Co więcej postkapitalizm i nowa gospodarka nie
dają się „sprowadzić do prostej dychotomii konfliktu klasowego”. W rezultacie
„obok tradycyjnych struktur masowych ruchów społecznych (w tym zwłaszcza: partii
robotniczych i związków zawodowych) powstają ruchy, które nie daje się
zdefiniować poprzez ‘interes’ przypisany jakiejś grupie i skierowany przeciw
innej, a raczej przez ‘interes’ rozwiązania jakiegoś problemu
‘ogólnospołecznego’, o zmodyfikowanie – w danym aspekcie: szerszym lub węższym –
funkcjonowania całej skomplikowanej aparatury społecznej (albo też wyłączenia
się spod tego funkcjonowania)”. Zdaniem P. Marciniaka „nowe ruchy społeczne”, w
przeciwieństwie do ruchów „tradycyjnych” i „egoistycznych”, w „nowy sposób
definiują potrzeby społeczne”, czyli „całościowej praktyce przeciwstawiają
równie całościową wizję”. W domyśle zapewne skuteczną, skoro „wobec praktyki
masowej kultury i globalnej polityki ekonomicznej” stary ruch społeczny (w tym
zwłaszcza ruch robotniczy) staje się „coraz bardziej problematyczny”.
„Problematyczność” funkcjonowania ruchu robotniczego, zdaniem P. Marciniaka,
dotyczy głównie krajów wysokorozwiniętych („o rozbudowanej instytucjonalnej
strukturze demokratycznej i ‘zanurzonym’ w tej strukturze ruchu robotniczym”). W
tych krajach dominować mają, zgodnie z przypuszczeniami W. Marciniaka (ostatnio
negatywnie również zweryfikowanymi przez I. Wallersteina), alternatywne ruchy
kulturowe i ogólnospołeczne, w dodatku usytuowane „poza strukturami tradycyjnych
ruchów społecznych”.
Trudno jednakże nie zgodzić się z P. Marciniakiem, że próby połączenia po 1968
r. starych i „nowych” ruchów społecznych nie przyniosły trwalszych rezultatów.
Jednocześnie P. Marciniak zauważa, że „w krajach przemysłowych, w których nie
funkcjonują lub słabo funkcjonują kanały negocjowania klasycznych żądań
‘rewindykacyjnych’ klasy robotniczej” ruch wyrastający z zachowań strajkowych
posiada wiele cech klasycznego ruchu robotniczego. Jednak, stając wobec zmiany
całościowego systemu władzy politycznej i ekonomicznej, ruch ten, zdaniem
Marciniaka, „inkorporuje – zarówno w sensie organizacyjnym, jak i ideologicznym
– ‘celowe’ zadania przebudowy społeczeństwa”, co tłumaczy „silne nastawienie na
wypracowanie alternatywnych wartości, organizujących nowy porządek społeczny”
(s. 110).
P. Marciniak nie zauważa, że rzekomo inkorporowane cele i idee były obecne już
od zarania rewolucyjnego ruchu robotniczego, zapomniane zaś zostały na skutek
reformistycznej polityki ruchu robotniczego w państwach kapitalistycznych.
Wspomina o tym Radzisława Gortat (prywatnie żona Piotra) w tychże „Studiach nad
ruchami społecznymi”. Jednak dodaje, że „rodzący się w odmiennych niż w
dziewiętnastowiecznym kapitalizmie warunkach ruch robotniczy nie utrwala się
jako ruch związkowy (a tym bardziej jako ruch polityczno-parlamentarny), lecz
przekształca się w ruch społeczny w wielu momentach zbieżny ze –
scharakteryzowanymi wyżej – ruchami ‘celowymi’, nie tracąc jednak właściwości
ruchu robotniczego” (s. 110).
W rzeczywistości te „zbieżne momenty”, a właściwie „zapomniane punkty” programu
rewolucyjnego ruchu robotniczego nie są inkorporowane przez ruch robotniczy,
lecz leżały już u podłoża rewolucyjnej walki klasy robotniczej, co przypomina,
za Clausem Offe i Frankiem Parkinem, wspomniana już Radzisława Gortat. Zauważa
ona, że „ruch klasy robotniczej, zyskując legalną reprezentację polityczną i
ekonomiczną, ograniczył swe cele polityczne, wyspecjalizowawszy się w obronie
ludzi jako robotników czy pracowników oraz klientów zabezpieczenia socjalnego.
Doprowadziło to do relatywnego spadku zainteresowania sprawami ludzi jako
obywateli, konsumentów, klientów administracji publicznej oraz generalnie do
zaniku kulturowego wymiaru polityki ruchu robotniczego, w tym także istotnych
aspektów konfliktów klasowych. Te ‘zapomniane punkty’ programu ruchu
robotniczego podjęły nowe klasy średnie, rewitalizując pewne nieinstytucjonalne
formy polityki, charakterystyczne dla wczesnego etapu rozwoju ruchu klasy
robotniczej” (R. Gortat „O naturze nowych ruchów społecznych” w: „Studiach nad
ruchami społecznymi” s. 53).
Ujmując rzecz klasowo i konkretnohistorycznie Piotr Marciniak zwyczajnie
zapomina, że to reformizm przysłonił przesłanki, które powołały ruch robotniczy
do życia.
Zapomnienie i niezrozumienie całościowego programu rewolucyjnego ruchu
robotniczego daje o sobie znać w rozważaniach Włodzimierza Marciniaka (brata
Piotra), który abstrahując od obiektywnych interesów klasy robotniczej i
„zapomnianych punktów” stale podkreśla nie tylko egoizm i partykularyzm ruchu
robotniczego, ale wręcz „destrukcyjne” i „negatywne interesy klasy robotniczej”.
W jego mniemaniu „negatywne interesy klasy robotniczej nie stanowiły punktu
wyjścia do pozytywnego konstruowania ładu społecznego”, albowiem zapewnić go
może jedynie „uniwersalna idea powszechnego ładu społecznego, a nie partykularny
interes klasowy” (Włodzimierz Marciniak „Komitety robotnicze i kontrola
robotnicza w Rosji w 1917 roku”, „Colloquia Communia” 6/11 1983 s. 67).
Z takim oto warsztatem naukowym i oceną uwarunkowaną współczesnym stanem
reformistycznego ruchu robotniczego w Europie W. Marciniak przystępuje do
ahistorycznego rozbioru i dezaktywacji rewolucyjnych komitetów fabrycznych 1917
r. znajdujących się pod przemożnym wpływem bolszewików, których posądzenie o
preferowanie doraźnych interesów kosztem obiektywnych interesów klasy
robotniczej jest więcej niż nieuzasadnione. Takie dezintegrujące „integralne
ujęcie ruchu robotniczego” zakrawa na celową manipulację. Trudno bowiem nie
zauważyć, że problematyczność takiego ahistorycznego ujęcia zakwestionowana już
została na łonie rodziny.
I .Komitety fabryczne – organizacja rewolucyjna proletariatu
Dla badaczy ruchów społecznych, w tym Włodzimierza Marciniaka,
jest oczywiste, że powstanie komitetów fabrycznych w 1917 r. związane było z
„głębokim kryzysem gospodarki państwowo-kapitalistycznej”, z „głębokim kryzysem
systemu władzy politycznej” i równie „głęboką dezorganizacją zasadniczych
struktur i stosunków społecznych”. Wyrazem głębokości kryzysu była nie tylko
sytuacja rewolucyjna, ale wręcz rewolucja prowadząca do systemu dwuwładzy.
Komitety fabryczne (fabriczno-zavodskije komitiety, w skrócie: fabzavkomy)
wywodzą się wprost z komitetów strajkowych. Powstały one w rezultacie
porozumienia między komitetami strajkowymi a przedstawicielami przemysłowców w
trakcie lutowego strajku robotników Piotrogrodu. 10 marca 1917 r. umowę
formalnie zaakceptowała Rada Piotrogrodzka i Towarzystwo Przemysłowców
Piotrogrodu. W umowie poza uznaniem komitetów zaakceptowano 8-godzinny dzień
pracy, czemu przeciwna była Piotrogrodzka Rada Delegatów. 23 kwietnia 1917 r.
kompetencje komitetów uznał uchwałą Rząd Tymczasowy.
W warunkach postępującego kryzysu i w trakcie rewolucji kompetencje komitetów
fabrycznych uległy oczywiście poszerzeniu. Wkrótce komitety fabryczne uchwałą
Rządu Tymczasowego uprawnione jedynie do:
- „reprezentowania robotników danego przedsiębiorstwa w kontaktach z rządowymi i
społecznymi instytucjami”;
- „formułowania opinii odnośnie warunków społeczno-ekonomicznych robotników
danego zakładu”;
- „rozstrzygania zagadnień dotyczących wewnętrznych stosunków wzajemnych między
robotnikami zakładu”;
- „reprezentowania robotników wobec administracji zakładów i fabryk oraz
właścicieli przedsiębiorstw w sprawach dotyczących stosunków wzajemnych między
robotnikami a właścicielami”;
zaczęły „ingerować w sferę najmu, broniąc robotników przed bezrobociem”, dążyły
do „zlikwidowania kar” i „wywierały nacisk w celu zwalczania niektórych osób z
personelu technicznego i administracyjnego”, „stopniowo zaczęły ingerować w
produkcję”, „objęły swoją kontrolą oficjalne dokumenty, wszystkie preliminarze w
zakresie produkcji i wydatków, całą korespondencję”. A nawet „zaczęły ustanawiać
wewnętrzny regulamin określający zasady normowania czasu pracy i wysokości płac,
zatrudniania i zwalniania pracowników oraz mianowania nadzoru, w tym i
dyrektorów. Z czasem komitety podjęły próby przejmowania pod własny zarząd
przedsiębiorstw zamkniętych przez właścicieli. W takich wypadkach na ogół
wymuszano na administracji ponowne podjęcie pracy”. Wówczas komitety obejmowały
także kontrolę „nad zamówieniami, zużyciem paliwa i surowców oraz działalnością
finansową”.
Jak zaznacza W. Marciniak: „Przedsiębiorstwa przejęte przez komitety pod zarząd
miały ogromne trudności w kontynuowaniu produkcji”. Albowiem „towarzystwa
przemysłowców i instytucje rządowe powstrzymywały się od składania zamówień,
sprzedawania surowców i paliw, banki odmawiały finansowania” (W. Marciniak
„Komitety fabryczne i kontrola robotnicza w Rosji w 1917 roku”. „Colloquia
Communia” nr 6(11), listopad-grudzień 1983).
I nic w tym dziwnego skoro „rozwój komitetów fabrycznych dokonywał się w toku
ostrej walki z przedsiębiorcami, w której często stosowanymi środkami były
lokauty i sabotaże z jednej strony, a strajki i zaostrzanie kontroli z drugiej”
(s. 59).
Komitety fabryczne próbowały temu zaradzić drogą bezpośrednich kontaktów z
pominięciem rynku i systemu kredytowego, co prowadziło do „naturalizacji
wymiany, a następnie do produkowania na własne potrzeby, a nie na potrzeby
rynku”. Co w rezultacie „pogłębiało rozprzężenie gospodarcze i prowadziło do
zrywania normalnych rynkowych więzi społecznych, z w ł a s z c z a m i ę d z y m
i a s t e m a w s i ą ”.
Według W. Marciniaka: „Komitety fabryczne, same będąc produktem kryzysu, w
znacznym stopniu przyczyniały się do pogłębiania chaosu w produkcji i na rynku”.
Jednocześnie „przechwytywanie zarządu fabryk przez komitety fabryczne” i
„sekwestr fabryk” nasilający się przed powstaniem październikowym dowodził, że
„komitety fabryczne przekształcały się ze społeczno-ekonomicznej organizacji
proletariatu w organizację polityczną, rozbijającą dawne stosunki organizacyjne
w produkcji, aktywnie uczestnicząc w walce o władzę polityczną” (s. 59).
Marciniak zdaje sobie sprawę, że dynamika rewolucyjnej walki klasowej i
pogłębiającego się kryzysu prowadziła do przerastania instytucji kontroli
robotniczej, komitetów fabrycznych w rewolucyjne instytucje walczące o władzę.
Tym samym „tocząca się po wybuchu rewolucji lutowej walka pomiędzy zwolennikami
kontroli państwowej (ugrupowania mienszewickie), społeczno-państwowej (związki
zawodowe i większość pierwotna Rady Delegatów Robotniczych i Żołnierskich) i
robotniczej (partia komunistyczna)” zmierzała do „ogólnej rewolucyjnej walki
klasowej”.
Dynamika ta sprzyjała niewątpliwie bolszewikom.
Nic zatem dziwnego, że wydany już po powstaniu październikowym dekret z 1
grudnia 1917 r. w sprawie kontroli robotniczej w wersji Lenina spotkał się ze
„spontanicznym przyjęciem wśród robotników”, a kontrpropozycje upadły.
W mniemaniu Marciniaka kontrola robotnicza w wersji bolszewickiej zakładała, że
„całość wysiłków komitetów fabrycznych skupi się wokół zadań destrukcyjnych”.
Jak zaznacza: „Kontrola robotnicza w swej praktyce oznaczała przede wszystkim
niczym nie limitowaną wolność robotniczą. Pomimo powołania ponadzakładowych
struktur organizacyjnych – dzielnicowych, rejonowych i ogólnokrajowych, komitety
kontroli nie przekształciły się w system ekonomiczny. Przypadki nawiązywania
wzajemnych stosunków gospodarczych między przedsiębiorstwami kierowanymi przez
komitety były niezwykle rzadkie i przybierały najczęściej formę wymiany
naturalnej. W działaniu komitetów dominował e g o i z m branżowy i zakładowy.
Produkowanie na własne potrzeby i tym samym lekceważenie rynku doprowadziło do
naturalizacji płacy. Kontrola robotnicza dezorganizowała struktury organizacyjne
przemysłu i rozrywała więzi ekonomiczne” (s. 63).
Cytując W. Fabierkiwicza („Rosja współczesna. Odbudowa gospodarcza”, Warszawa
1926) Marciniak dodaje: „wobec braku jakiegokolwiek należycie działającego
aparatu administracyjnego i bezwzględnej nieumiejętności zarządzania objętymi
zakładami fabrycznymi, jaką wykazywały były komitety fabryczne, rządy takie
doprowadziły w krótkim czasie do zupełnego rozprzężenia przemysłu i przerwania
produkcji”. Na koniec autor zauważa, że „W miarę jak ruch komitetów fabrycznych
likwidował produkcję i niszczył instytucjonalne ramy społeczeństwa, docierał do
granic robotniczej wolności. Praca była już wolna, należało ją tylko
zorganizować. Cele tego ruchu mogły być syndykalistyczne, ale efekty
komunistyczne. Praca utraciła swą postać rynkową, dzięki czemu była dostępna
bezpośrednio. Ta nowa forma ekonomiczna poszukiwała swej struktury i nadbudowy”
(s. 64).
Fundamenty pod nowy ustrój społeczny były więc położone.
W. Marciniak nie ukrywa, że kontrola robotnicza cieszyła się dużym poparciem
ideowym anarchistów, gdyż wiele można było w niej dostrzec zasad zbliżonych do
anarchistycznej idei syndykalizacji przemysłu, czyli przekształcania go w
federację autonomicznych wspólnot gospodarczych. Jednak wpływ anarchistów w
przeciwieństwie do bolszewików był niewielki. Zdaniem Marciniaka winę za to
ponosi „anarchistyczny dogmatyzm”, „jałowa demagogia” i „polityczny
antypragmatyzm anarchistów rosyjskich”.
Dowodem obecności koncepcji syndykalistycznych w spontanicznym ruchu komitetów
fabrycznych jest jednak „społeczny i wolnościowy charakter ruchu, w tendencji do
ustanowienia robotniczego zarządu nad fabrykami”, preferowanie „akcji
bezpośredniej” i doraźne działania w ramach struktur lokalnych.
Według W. Marciniaka w rzeczywistości „kontrola robotnicza stanowiła jedynie
etap przejściowy do kontroli sprawowanej przez państwo”, czyli była, zgodnie z
określeniem Nikołaja Bucharina, procesem „zorganizowanej dezorganizacji” (s.
67).
Nacjonalizacja przemysłu stała się faktycznym początkiem końca kontroli
robotniczej w jej pierwotnym rewolucyjnym kształcie.
Przy czym charakterystyczne dla jego toku rozumowania są przedstawione przez
niego wnioski końcowe, które zawierają „program pozytywny” odmienny zarówno od
projektu komunistycznego, jak i anarchistycznego.
Wnioski te przytaczamy w pełnym brzmieniu ze względu na ich strategiczny
charakter, pokrywający się z samorządowo-rynkową koncepcją zwolennikami, której
w latach 80. byli inni teoretycy i działacze ruchu samorządów pracowniczych:
wiceminister finansów Marek Dąbrowski i – nie kto inny, jak – późniejszy
premier, Leszek Balcerowicz.
Wnioski W. Marciniaka:
1. „Próby trwałego ustanowienia kontroli robotniczej byłyby udane, gdyby
powstały odpowiednie ku temu warunki. Rozumiem przez to: samodzielność
przedsiębiorstw i bezpośrednich producentów (gospodarstwa domowe), co niemożliwe
jest bez utrzymania regulacyjnej funkcji rynku konsumenta i informacji typu
cenowego. W praktyce próby syndykalizacji przemysłu zmierzały w kierunku
odwrotnym, ku państwowej kontroli i ewidencji Kontrola robotnicza miałaby szanse
trwałej realizacji, gdyby przekształciła się w system ekonomicznej regulacji.
2. Komitety fabryczne wyrosły z konfliktu interesów między burżuazją a
proletariatem. Powstały więc na bazie tych stosunków społecznych, które uległy
kryzysowemu załamaniu. W warunkach powszechnej dezorganizacji, rozerwania
podstawowych więzi społecznych, atomizacji poszczególnych elementów struktury
społecznej negatywne interesy klasy robotniczej nie stanowiły punktu wyjścia do
pozytywnego konstruowania nowego ładu społecznego. Zniesienie wyzysku, wrogość
wobec państwa, wolność robotnicza prowadziły jedynie do negatywnej praktyki
akcji bezpośredniej. Kontrola robotnicza miałaby szanse trwałej realizacji,
gdyby tworzyła instytucjonalne ramy społeczeństwa.
3. Komitety fabryczne i organa kontroli robotniczej nie stworzyły własnych
rozbudowanych struktur informacyjnych. Praktyka społeczna nosiła charakter
bezpośredni, nie została zapośredniczona przez system społecznej komunikacji.
Kontrola robotnicza nie stworzyła swoich mitów, ideologii i doktryny
politycznej. Nie stworzyła więc struktur, które reprezentowałyby ją pod względem
ideologicznym i politycznym. Kontrola robotnicza miałaby szanse trwałej
realizacji, gdyby wystąpiła jako uniwersalna idea powszechnego ładu społecznego,
a nie partykularny interes klasowy” (s. 67).
W myśl tej koncepcji „trwała kontrola robotnicza”, rynek, samodzielne
przedsiębiorstwa i „uniwersalna idea powszechnego ładu społecznego”, odmienna od
partykularnych interesów klasy robotniczej, poprzez swoją instytucjonalizację i
reprezentację polityczną znosi lub zawiesza konflikty klasowe, a przede
wszystkim konflikt między burżuazją a proletariatem.
Nie musimy chyba dodawać, że idea ta sfalsyfikowała się właśnie w praktyce
transformacji i „reformy Balcerowicza”. Okazało się, że jakimś dziwnym trafem
nie uwzględnia ona sprzecznych interesów klasowych burżuazji i proletariatu,
przedkładając nad nie solidarystyczny, „powszechny ład społeczny” – „Samorządną
i Solidarną Rzeczpospolitą”.
W tym też kontekście trudno uznać za nieporozumienie (lub raczej za
niedorzeczność) powołanie przez samorządowych zwolenników Zjednoczonego
Sekretariatu IV Międzynarodówki Robotniczej Partii Samorządnej Rzeczpospolitej.
To nie przypadek, lecz zbieżność poszukiwań. „Colloquia Communia” z artykułem W.
Marciniaka ukazały się pod koniec 1983 r., „partia” powstała rok później.
Wówczas powołana została również Grupa Samorządności Robotniczej, która jednak
nie odwoływała się do hasła Samorządnej i Solidarnej Rzeczpospolitej, lecz
wprost do tradycji rewolucyjnego ruchu robotniczego.
Z prorynkowego nastawienia W. Marciniaka jednoznacznie wszakże wynika, że
rewolucyjne działania komitetów fabrycznych z 1917 r., zmierzające do realizacji
doraźnych i jednocześnie obiektywnych interesów klasy robotniczej, torujące
drogę rewolucji socjalistycznej i dyktaturze proletariatu, nie dość, że miały
charakter „destrukcyjny”, to jeszcze charakter ten wynikał z „negatywnych
interesów klasy robotniczej”, które, w jego mniemaniu, „nie stanowiły punktu
wyjścia do pozytywnego konstruowania nowego ładu społecznego”.
Ład czy nieład wprowadzony Rewolucją Październikową nie był więc pozytywny – był
ślepą uliczką. Godny jest więc krytyki i odrzucenia.
Tymczasem w rynkowym ładzie wprowadzonym przez Leszka Balcerowicza, w którym
rady pracownicze czy rady zakładowe mogą, co najwyżej, humanizować pracę,
prorynkowi zwolennicy trwałych samorządowych fanaberii z łatwością odnaleźli
się. Piotr Marciniak działacz „Solidarności Pracy” – Unii Pracy został
ambasadorem Rzeczpospolitej w Mołdawii, jego brat Włodzimierz Marciniak –
sowietologiem i okresowo pracownikiem polskiej ambasady w Moskwie.
Ich krótki flirt z komitetami fabrycznymi, radami robotniczymi i samorządami
robotniczymi zakończył się, gdy usunięte zostały doktrynalne przeszkody, czyli
upadł „realny socjalizm”. Zakończył się – pełnym akcesem do gospodarki rynkowej,
do kapitalizmu.
Akces do gospodarki rynkowej i „demokracji” to efekt niechęci do „realnego
socjalizmu”, gospodarki nakazowo-rozdzielczej, przymusowej nacjonalizacji i
trustyfikacji przemysłu, sztywnych cen i centralizacji zarządzania
gospodarczego. Akces ten dopuszcza jednak nie tylko „wolny rynek” i
samoregulację, ale i przymus kapitalistycznego rynku, czy też efekt bezrobocia,
które z demokracji rad już na wstępie uczyniły fikcję.
II. Piętno klasowości?
„Integralne ujęcie ruchu robotniczego” Piotra Marciniaka,
podobnie jak recepta rynkowa Włodzimierza Marciniaka na „trwałość” komitetów
fabrycznych, miały przede wszystkim usunąć rzekome zafałszowania spowodowane
ideologią walki klasowej, zniekształcające jakoby postrzeganie zjawisk
społecznych, a przede wszystkim ruchu robotniczego w jego „integralnym ujęciu”.
Miały zastąpić podejście konkretnohistoryczne współczesnymi, jakże utylitarnymi
analogiami, godnymi postkapitalizmu. W mniemaniu światłych naukowców i
intelektualistów, w rodzaju Leszka Balcerowicza, Marka Dąbrowskiego i braci
Marciniaków, nie tylko przedstawienie początków „realnego socjalizmu”, w tym
ruchu komitetów fabrycznych z 1917 r., ale i kapitalizmu było spaczone
ideologicznie i klasowo.
W przeciwieństwie do komunizmu, który okazał się „ślepą uliczką rozwoju”,
kapitalizm więc jest bez wątpienia systemem rozwijającym się, i jak
doświadczenie Zachodu i zwykła empiria wskazują, rozwijającym się w kierunku
wzrostu dobrobytu i demokracji.
Tymczasem ruchy społeczne, które wręcz naturalnie powstają w różnych epokach, są
tworem swojej epoki i wraz z nią przemijają lub ulegają modyfikacjom. Odmiennie
– według P. Marciniaka – miała się sprawa z ruchem robotniczym: „Nie bez
znaczenia jest wielość elementów konstytuujących ruch; widać to wyraźnie u
początków ruchu robotniczego – jest on produktem tak działań robotników, jak i
burżuazyjnej inteligencji czy też radykalnych przywódców burżuazji
Najistotniejsze wydaje się jednak – narzucone przez świat zewnętrzny –
ograniczenie możliwości omawianej tu historycznej postaci ruchu: nie jest on
samoorganizacją konstruowaną ze względu na własne potrzeby i horyzonty
ideologiczne, lecz organizacją walki, dążącą do ukształtowania zgodnie z własnym
wyobrażeniem ideologicznym otaczającego świata. Ruch nie jest dowolnie tworzoną
rzeczywistością społeczną, lecz jest wyraźnie naznaczony piętnem wrogiego mu
świata” (P. Marciniak „Integralne ujęcie ruchu robotniczego” w „Studiach nad
ruchami społecznymi” 1987, s. 96). Rzecz ta nie jest bez znaczenia, albowiem
„odzwierciedla się to w strukturze jego zadań, metodach działania, formach
organizacyjnych, ideologii”.
Przy takim postrzeganiu ruchu robotniczego oczywistym jest, że stosunki
kapitalistyczne zburzyły tradycyjne więzi patriarchalne i poczucie
bezpieczeństwa zapewnione w ramach dawnego, feudalnego porządku. Teraz, aby
utrzymać siebie i rodzinę, trzeba wykazać się przedsiębiorczością. Takie
ideologiczne wyobrażenie przyswoili sobie nie tylko neoliberałowie z Leszkiem
Balcerowiczem na czele. Do dziś pokutuje ono w postrzeganiu rewindykacji
społecznych jako wyniku zwykłej niezaradności, efektem której jest ucieczka do
autorytarnego i konserwatywnego modelu feudalnego bezpieczeństwa.
Wizja Piotra Marciniaka jest wręcz holistyczna. Według niego kapitalizm najpierw
zajął się wytwórczością, by „dopiero po wielu dziesięcioleciach znaleźć właściwe
uzupełnienie (ale nie podstawową formę istnienia) w stosownej politycznej
organizacji społeczeństwa. Nietożsamość władzy ekonomicznej i politycznej
rozbiła samostabilizujący i samokonserwujący się układ” (s. 108).
Wniosek z tego jest oczywisty: trwający „wiele dziesięcioleci” system władzy
politycznej był... nieadekwatny do zdrowych podstaw ekonomicznych gospodarki
rynkowej (kapitalizmu). I zapewne z tego powodu nie należy skutkami społecznymi
obarczać tegoż systemu. Wystarczyło poczekać cierpliwie owe „wiele
dziesięcioleci”, by ziścił się system dobrobytu idący w parze z trudną wolnością
gwarantowaną przez demokrację.
Trudno mieć pretensje do rzeczywistości historycznej i „chwiejnego partnerstwa”.
Istotne, że ruch robotniczy kształtował się w warunkach negocjacji i zbiorowej
walki o swe interesy jako ruch „nastawiony przede wszystkim na realizację
własnych klasowych interesów będących sumą interesów jednostkowych. Faktu tego
nie może przysłonić ogólnospołeczna frazeologia, którą ruch robotniczy nader
chętnie się posiłkował” (s. 108).
Oczywiście samolubny interes egoistyczny klasy robotniczej nie kłóci się z
ideologią kapitalizmu, według której egoizm jednostek składa się na realizację
ogólnego dobra. Problem stanowi tylko ta „ogólnospołeczna frazeologia”, którą
wnosili burżuazyjni bądź inteligenccy ideologowie mający czemuś coś za złe
społeczeństwu.
Wszystko bowiem rozwijało się jak najlepiej na tym najlepszym (z braku
alternatyw) świecie, jak pisze dalej Piotr Marciniak. W miarę bowiem
przekształceń „dyspozycji ekonomicznej” i władzy politycznej („koncentracja
kapitału, wyodrębnienie się funkcji zarządzania od funkcji własności, rozwój
politycznego systemu organizacji kapitału, wzrost ekonomicznej aktywności
państwa, zrośnięcie się władzy ekonomicznej i dyspozycji politycznej itd.”),
kształtował się nowy typ „partnera-antagonisty” (!) dla ruchu robotniczego.
Przy czym „warunkiem powodzenia działań stało się uwzględnienie interesów i
żądań innych niż robotnicy grup społecznych” (s. 108).
Skoro kapitaliści ograniczyli swój egoizm, podobnie powinni zrobić robotnicy i
wszystko byłoby cacy w tym najlepszym ze światów – z braku alternatywy. Zatem
negocjacje przenoszą się na teren walki wyborczej i klasa robotnicza integruje
się w społeczeństwie burżuazyjnym. Koniec i kropka. Świat staje się
bezalternatywny, sprzeczności zostały rozwiązane.
„Techniczna i społeczna możliwość sterowania wieloma z tych zjawisk [ekologia,
sterowanie inflacją, bezrobociem itp.], a zarazem skomplikowany rozkład
interesów wokół każdego z nich – nie dający się sprowadzić do prostej dychotomii
konfliktu klasowego – sprawia, że obok tradycyjnych struktur masowych ruchów
społecznych (w tym zwłaszcza partii robotniczych i związków zawodowych) powstają
ruchy, których nie daje się zdefiniować przez ‘interes’ przypisany jakiejś
grupie i skierowanej przeciw innej, a raczej przez ‘interes’ rozwiązania
jakiegoś problemu ‘ogólnospołecznego’”. Albowiem: „Te ‘celowe’ ruchy społeczne w
nowy sposób definiują potrzeby społeczne; w sposób dostosowany do nowego
adresata – rozbudowanej struktury władzy ekonomiczno-społecznej, której
całościowej praktyce przeciwstawiają równie całościową wizję” (s. 109).
Jednocześnie P. Marciniak wyraża rozczarowanie tradycyjnymi, „egoistycznymi”
ruchami społecznymi, gdyż próby połączenia obu w „krajach postindustrialnych”,
czyli wysokorozwiniętych krajach kapitalistycznych po 1968 r. nie przyniosły
trwałych rezultatów.
Inaczej sprawa przedstawia się w krajach jeszcze przemysłowych, takich jak PRL,
gdzie słabo funkcjonowały lub wcale „kanały negocjowania klasycznych żądań
‘rewindykacyjnych’” klasy robotniczej. „Ruch wyrastający z zachowań strajkowych
i posiadający wiele cech klasycznego ruchu robotniczego [czyli przede wszystkim
„Solidarność”], stając wobec całościowego systemu władzy politycznej i
ekonomicznej, inkorporuje – zarówno w sensie organizacyjnym, jak i ideologicznym
– ‘celowe’ zadania przebudowy społeczeństwa. To tłumaczy silne nastawienie na
wypracowanie alternatywnych wartości organizujących nowy porządek społeczny” (s.
110).
W mniemaniu Piotra Marciniaka: „Dzięki temu, że w trakcie tych wydarzeń
abstrahuje się od produkcji społecznej, rewolucja czy strajk są przede wszystkim
wielką manifestacją demokratycznej wspólnoty ludzi wolnych, wspólnoty, w której
nie tylko wychodzi się poza panujące stosunki społeczne, ale na dalszy plan
spycha się również te specyficzne stosunki społeczne, które konstytuują ruch
robotniczy” (s. 104).
Ta umiejętność przekroczenia „egoistycznych” postaw tradycyjnego ruchu
robotniczego wraz z umiejętnością „wypracowania alternatywnych wartości
organizujących nowy porządek społeczny”, o której już pisał Włodzimierz
Marciniak, wykazała swoją niebywałą skuteczność w warunkach społeczeństwa
przemysłowego, jakim była Polska Rzeczpospolita Ludowa końca lat 80. I to już w
2 lata od wydania zbioru analizującego ruchy społeczne.
Przy czym, zachwalany przez obu braci Marciniaków i Leszka Balcerowicza nowy
rynkowy ład społeczny okazał się XIX-wiecznym, wilczym kapitalizmem!
W kwestii konkretnohistorycznej, czyli w kwestii komitetów fabrycznych 1917 r.,
publikacją rozstrzygającą stały się „Protokoły komitetów fabryczno-zakładowych
Piotrogrodu w 1917 r.” w wyborze czy też ocenzurowane przez Włodzimierza
Marciniaka, ze wstępem i w tłumaczeniu Wiktora Rossa („Colloquia Communia” 5-6
(16-17) 1984, ss. 5-48).
We wstępie do tej publikacji Wiktor Ross wskazał na „ciągłość problematyki
ekonomicznej i społeczno-politycznej podejmowanej przez robotników na różnych
etapach walki o wyzwolenie społeczne, szczególnie w okresach przełomowych, w
momentach ciężkich, przewlekłych kryzysów ekonomicznych i
społeczno-politycznych, załamania się legalnych struktur władzy” (s. 6). Przy
czym zaznaczył, jakby mimochodem polemizując z Włodzimierzem Marciniakiem, że:
„W dokumentach znaleźć można (...) przykłady twórczej inicjatywy robotników
zasiadających w komitecie. Należą do nich propozycje dotyczące usprawnienia
pracy poszczególnych wydziałów, a nade wszystko samodzielne podejmowanie
produkcji wyrobów niezbędnych dla zwiększenia produkcji żywności przez chłopów”
– nabrzmiały i nierozwiązany problem relacji miasto-wieś, który zdaniem W.
Marciniaka jednoznacznie świadczy o konieczności urynkowienia, a zatem
samoregulacji gospodarki.
Odrzucając domniemany „egoizm” i partykularyzm rewolucyjnego ruchu robotniczego
Wiktor Ross podkreślił, że w protokołach komitetów fabryczno-zakładowych z 1917
r. znajduje „niewątpliwie wyraz myślenie o potrzebach ekonomiki kraju w
kategoriach globalnych, wolne od zakładowego czy branżowego partykularyzmu,
zabezpieczające interesy wszystkich pracujących grup ludności, które to interesy
były ignorowane przez władze, prowadzące militarystyczną politykę ekonomiczną”
(s. 8).
„Szczytowym momentem walki z likwidatorską, autodestrukcyjną polityką
biurokracji podejmowaną w skrajnie niekorzystnej dla siebie sytuacji
politycznej, jaka zaistniała na przełomie września i października [1917 r.],
stał się sprzeciw komitetów wobec demontażu i ewakuacji zakładów” (tamże).
Jak nadmienia W. Ross: „skala zainteresowań członków komitetu [Zakładów
Putiłowskich] musi wywoływać uzasadniony podziw, skoro w tak trudnych warunkach
kraju troszczyli się oni o szkoły i przedszkola dla dzieci pracowników, a nawet
o porządki na koloniach letnich. Zakłady posiadały także swój własny teatr ‘Putiłowski’,
a istniejąca przy komitecie komisja kulturalno-oświatowa powołała do życia
‘towarzystwo miłośników oświaty i sztuki’”.
Kończąc ten wątek i stawiając kropkę nad „i” Wiktor Ross dodaje: „Zakłady
Putiłowskie nie stanowiły pod tym względem wyjątku”.
No cóż, można by powiedzieć, że przewaga bolszewików w komitetach była nieomal
powszechna, to oni wspólnie (i wspólnym przykładem) z rewolucyjnymi komitetami
fabrycznymi spełniali rolę konstytuującą klasowy ruch robotniczy tego okresu.
Sprawa nie była jednak tak prosta.
III Komitety fabryczne a rewolucyjna przemoc
Nawet dla Włodzimierza Marciniaka było jasnym, że
narastająca, wręcz „ciągła eskalacja konfliktów między burżuazją i klasą
robotniczą, w warunkach pogłębiającego się kryzysu gospodarczego i społecznego,
czyniła przemoc rewolucyjną j e d y n y m s k u t e c z n y m środkiem działania
(...)” (W. Marciniak „Komitety fabryczne i kontrola robotnicza w Rosji w 1917
roku”, „Colloquia Communia” 6(11) 1983, s. 66). Utrzymujące się wrzenie
rewolucyjne i sytuacja dwuwładzy pozwalały klasie robotniczej rozwijać formy
samoorganizacji i przejść do bezpośredniej kontroli nad zakładami pracy. W innej
sytuacji kapitał nie pozwoliłby na naruszenie prawa własności i mieszania się w
działalność gospodarczą. Dopiero presja strajkujących załóg, masowe demonstracje
siły i determinacja klasy robotniczej przesunęły punkt ciężkości: na początku
1917 r. dynamika walk klasowych pozwoliła klasie robotniczej przejść do działań
ofensywnych, zmieniających stosunek sił społecznych.
Powołanie na fali strajków i protestów robotniczych Rad Delegatów Robotniczych i
Żołnierskich, a następnie komitetów fabryczno-zakładowych, stawiało na porządku
dnia kwestię władzy. Wyłonienie Rządu Tymczasowego najwyraźniej nie załatwiało
problemu. Kryzys był nazbyt głęboki, aby mogły go powstrzymać kompromisowe
posunięcia. Chaos, samobójcza polityka klas panujących, głęboka dezorganizacja
zasadniczych struktur i stosunków społecznych, jak i towarzyszący temu gwałtowny
rozwój różnorodnych form samoorganizacji, kontroli i samorządności klasy
robotniczej na porządku dnia stawiały kwestię zniesienia prywatnej własności
środków produkcji. Z biegiem czasu coraz bardziej oczywistym było, że roli tej
nie spełni Rząd Tymczasowy ani burżuazja. Patowa sytuacja sprzyjała siłom
kontrrewolucji. Nadzieją mógł być tylko rząd odpowiedzialny przed masami
ludowymi, a konkretnie przed Radami Delegatów – czyli rząd rewolucyjny, który
miałby dość siły i poparcia społecznego, by zlikwidować własność prywatną i
ukierunkować rewolucyjne wrzenie. Taką rewolucyjną formą władzy robotniczej
mogła być tylko dyktatura proletariatu, która w konkretnohistorycznych
okolicznościach przybrała postać rządu robotniczo-chłopskiego.
Zarówno w Radach Delegatów Robotniczych i Żołnierskich, jak i w komitetach
fabryczno-zakładowych reprezentowane były wszystkie liczące się partie
socjalistyczne i anarchiści. Jednak ze względów doktrynalnych tylko niektóre z
nich gotowe były poprzeć przemiany socjalistyczne. Część z nich zdecydowana była
ograniczyć rewolucję do horyzontu przemian burżuazyjno-demokratycznych
(mienszewicy, eserowcy), a zatem gotowe były oddać zdobytą władzę burżuazji,
upodmiotowienie klasy robotniczej odsuwając na czas nieokreślony.
To zaś bezpośrednio rzutowało na spór o kształt i kompetencje komitetów
fabrycznych. Mienszewicy opowiadali się za kontrolą państwową; opanowane przez
nich związki zawodowe i Rady Delegatów – za kontrolą państwowo-społeczną. Za
kontrolą robotniczą i samorządem robotniczym optowały wyłącznie ugrupowania
skrajne: bolszewicy, komuniści-maksymaliści i anarchiści. Nawet lewicowi eserzy
stali na gruncie kontroli państwowej.
Wspomniana już dynamika walki klasowej pozwoliła bolszewikom oprzeć się na
komitetach fabrycznych i ugruntować swoje wpływy w klasie robotniczej.
Jednocześnie trudno mówić o bolszewizacji komitetów fabrycznych.
Choć obie rewolucje 1917 r. uruchomiły proces rozwoju form samorządowych w
szerokich i różnorodnych grupach społecznych, co pozwoliło niektórym badaczom
ruchów społecznych nazwać rewolucję 1917 r. REWOLUCJĄ SAMORZĄDOWĄ, to jednak
państwo porewolucyjne „formuje się na bazie tylko tych form społecznej
samoorganizacji, które zrodziły się wewnątrz masowego ruchu rosyjskiego
proletariatu” (Dmitrij O Czurakow „Russkaja rewolucyja i raboczeje
samouprawlenije”, Moskwa 1998, s. 8). Co samo przez się „daje niezły argument w
ręce zwolenników poprzednich teorii dyktatury proletariatu” – jak pisze tenże
Czurakow, badacz i entuzjasta komitetów fabrycznych postrzeganych jako organy
samorządowe społeczeństwa obywatelskiego, wywodzące się od tradycyjnej
rosyjskiej, ludowej obszcziny (przedkapitalistycznej formy samorządu
chłopskiego).
Jak zaznacza D. Czurakow (przyjmujący „integralne” ujęcie ruchu robotniczego):
„w całym okresie rewolucyjnym, zarówno po lutym, jak i po październiku, potężny
ruch dołów na rzecz samoorganizacji, który przeistoczył się w proces formowania
się komitetów fabryczno-zakładowych, jak również innych organizacji
proletariackich, zachował niespodziewanie trwałą odporność na wpływy i nacisk
zewnętrzny. I to niezależnie od faktu, że komitety od początku były areną
ostrych starć konkurujących ugrupowań” (s. 25). Więcej, jego zdaniem komitety
fabryczne tak naprawdę nie podlegały istotnej kontroli i wpływom żadnego centrum
politycznego lub grupy takich centrów. Wpływ zewnętrzny był ograniczony. Jego
zdaniem dotyczy to również wpływów partyjnych (s.26).
A jednak niezaprzeczalny (zauważalny nawet przez autora) wzrost wpływów
bolszewików w komitetach fabrycznych wynikał z dość oczywistych przyczyn:
„bolszewicy nigdy nie byli oddzieleni ścianą od ruchu samorządowego w produkcji.
Bez wahań zmieniali hasła partyjne na te, których twórcami byli robotnicy.
Ponadto bolszewiccy aktywiści wywalczyli większość jako robotnicy posiadający
największy autorytet w danym przedsiębiorstwie, a nie jako członkowie partii”
(s. 27).
Zdaniem Dmitrija Czurakowa robotnicy świadomie bronili niezależności swoich
komitetów od partii na wszystkich etapach rewolucji, nawet w okresie zaniku
ruchu samorządowego.
Jednak nawet odwołujący się do obszczinnych tradycji demokracji robotniczej D.
Czurakow musi przyznać, że komitety fabryczne pełniące zarówno funkcje
rewolucyjne, jak i stabilizujące sytuację społeczną (s. 35), w swej pracy
kreatywnej (sozedatelnoj – a nie destrukcyjnej, jak chce Marciniak) przechodzą
od początkowej, umiarkowanej pozycji do coraz bardziej ofensywnych działań.
Faktycznie, najbardziej umiarkowane były komitety, w których wpływ bolszewików
był nieznaczący. Jednak i one wraz z pogłębiającym się kryzysem przechodziły na
pozycje rewolucyjne. Pogarszającą się sytuację społeczno-gospodarczą coraz mniej
mogły tolerować dołowe organa samorządu robotniczego. O ile wcześniej poczucie
zwycięstwa, jakie miała „klasa rewolucyjna”, nie przeszkadzało robotnikom
współpracować z przeciwną (antagonistyczną) stroną, to teraz nastroje
zdecydowanie się zmieniły. Robotnicy powszechnie odrzucali zgniłe kompromisy.
Tym samym, ich komitety coraz częściej krytykowały ugodową politykę Rad
Delegatów Robotniczych, w przeciwnym razie same podlegały takiej krytyce ze
strony robotniczych załóg. Środkiem doraźnym były ponowne wybory i, w ich
rezultacie, zmiana kierownictwa i radykalizacja komitetów. Proces ten daleko nie
zawsze był równoznaczny z bolszewizacją komitetów.
Jak zauważa D. Czurakow, akcentujący przede wszystkim specyfikę zjawiska,
nieudane próby wprowadzenia w ogarniętej rewolucją Rosji form społecznego
partnerstwa i solidaryzmu społecznego (zapewniające „pokój społeczny”) sprzyjały
tworzeniu się „nowych form samoorganizacji proletariackiej, bardziej
dostosowanych nie do pokojowych, lecz do nadzwyczajnych warunków zewnętrznych”
(s. 41). Czynnikiem determinującym rosnącą aktywność komitetów fabrycznych była
dramatycznie pogarszająca się sytuacja społeczno-ekonomiczna klasy robotniczej,
a nie motywacja polityczna.
Trafniej byłoby powiedzieć, że początkowo kontrola robotnicza nad produkcją była
najprostszą formą obserwacji uczestniczącej klasy robotniczej, której poddany
był przeciwnik klasowy. Taka kontrola nie mogła jednak przełamać stosunków
obowiązujących w kapitalistycznej fabryce czy też przedsiębiorstwie. Wraz z
pogłębianiem się kryzysu i z rozwojem rewolucji robotnicy i ich organizacje
przechodzili od najbardziej palących i elementarnych problemów związanych z
przeżyciem do spraw związanych z całościową obudową robotniczego bytu (s. 43).
Coraz częściej też robotnicy uświadamiali sobie, że „komitety są nie tylko
organizacją ekonomiczną, ale i polityczną, ponoszącą odpowiedzialność za
umacnianie rewolucji” (s. 46).
Latem 1917 r. zauważalne są już jakościowe zmiany w psychice i świadomości
społecznej klasy robotniczej. Robotnicy uznają komitety za „organa rewolucyjnego
samorządu” broniące ich profesjonalnych, grupowych i klasowych interesów. Tym
samym, staje się dla nich oczywistym, że działania komitetów fabrycznych powinny
być zgodne z „ogólnoproletariackimi zadaniami i stać wyłącznie na pozycjach
walki klasowej proletariatu” (s. 49). Nie jest to oczywiście równoznaczne z
uznaniem podległości komitetów strukturom partyjnym, związkowym bądź państwowym.
Konsekwencją takich ocen jest nieodparta potrzeba centralizacji komitetów w górę
– od międzyzakładowych po regionalne. Logicznym dopełnieniem i konsekwencją tego
procesu mają być ogólnokrajowe struktury kontroli robotniczej.
Tymczasem, komitety fabryczne coraz częściej przechodzą od pasywnych form
kontroli do kontroli aktywnej, stając się organizacjami samorządowymi. Niemniej
robotnicy, nawet biorąc na siebie niekiedy pełne zarządzanie przedsiębiorstwem,
wciąż jeszcze oddawali właścicielom zysk z jego działalności. Dopiero jesienią
1917 r. szerokość i różnorodność kontroli robotniczej osiągnęła poziom
pozwalający stwierdzić „wyjście walki robotniczej poza granice standardowych
typów konfliktów”. A zatem, w przeddzień rewolucji październikowej dynamika walk
robotniczych doprowadziła do „odrzucenia całego systemu wartości społeczeństwa
burżuazyjnego” (s. 56).
Ta teza Dmitrija Czurakowa przeczy spiskowym teoriom dowodzącym, że Lenin i
bolszewicy, przygotowując zamach, nie kierowali się obiektywną dynamiką walk
klasowych, a także zapewnieniom zwolenników nieograniczonych możliwości tzw.
czynnika subiektywnego.
Jednak komitety rozwijały się nierównomiernie; pod koniec tego okresu nie
obejmowały nawet połowy przedsiębiorstw produkcyjnych. Nie zdołały zatem w
okresie przedpaździernikowym, czyli przed powstaniem bolszewickim, przekształcić
się w siłę zdolną realnie zakwestionować samobójczy kurs gospodarki
kapitalistycznej (s. 58).
Komitety fabryczne i inne formy samoorganizacji proletariatu pozostawały w
bezpośredniej zależności od zaostrzającej się walki klasowej między klasą
robotniczą a burżuazją. Można zatem uznać, że wraz z powstaniem bolszewickim
walkę tę klasa robotnicza podjęła na wyższym, ogólnokrajowym szczeblu
wykorzystując do tego instytucje państwowe dyktatury proletariatu, pozwalające
na upowszechnienie działań rewolucyjnych i skoncentrowanie wysiłków na
najbardziej newralgicznych odcinkach walki klasowej.
Działania te były zrozumiałe dla klasy robotniczej, niemniej w ocenie jej
samorządowych organizacji wymagały one konsolidacji wszystkich ugrupowań
robotniczych – w tym zjednoczenia lub sojuszu partii socjalistycznych w ramach
Rad Delegatów Robotniczych.
Tymczasem, faktyczny dyktat jednej partii oraz niechęć do rewolucji
proletariackiej ze strony mienszewików i eserowców wywołały w zorganizowanych
środowiskach robotniczych niemałą konsternację.
Jednocześnie, oporu „klasy rewolucyjnej” nie budziła ani przemoc rewolucyjna,
ani dyktatura proletariatu nad burżuazją i całą „klasą kontrrewolucyjną”. Bez
poparcia robotników dla rewolucyjnych przemian powstanie bolszewickie nie
miałoby szans przetrwania. Co więcej, w organizacjach robotniczych, takich jak
komitety fabryczno-zakładowe czy związki zawodowe, wciąż obowiązywały zasady
demokratyczne – działały wszystkie partie robotnicze i socjalistyczne.
W miarę rozwoju sytuacji zmieniał się jednak stosunek sił na korzyść
bolszewików, którzy konsekwentnie bronili rewolucji i interesów klasy
robotniczej. Nawet upaństwowienie i przekształcenie samorządowych struktur
komitetów fabrycznych w ogniwa władzy robotniczej nie wywołało większych
sprzeciwów. Robotnicy rozumieli, że w nadzwyczajnych okolicznościach dyktatura
proletariatu wymaga wykorzystania instrumentów państwowych i centralizacji
wysiłków. Co więcej, robotnicy rozumieli także, że i bez nadzwyczajnych
okoliczności komitety fabryczne, które całkiem dobrze sobie radzą z problemami
doraźnymi, nie są w stanie rozwiązywać problemów globalnych wynikających choćby
z międzynarodowego kapitalistycznego podziału pracy. Niektórych z tych problemów
nie jest w stanie nawet rozwiązać państwo rewolucyjne – wymaga to rewolucji
światowej. Sam fakt, że oddawali zyski z działalności przedsiębiorstw wskazuje,
że zdawali sobie sprawę z takich ograniczeń. Przeczy to tezie W. Marciniaka o
postrzeganiu kontroli robotniczej jako sytuacji „pełnej wolności robotniczej”. Z
faktu tego szczególnie zdawali sobie sprawę bolszewicy.
Fala robotniczych protestów i robotniczych strajków wybuchła dopiero w
odpowiedzi na zróżnicowanie płac w ramach NEP-u: „szczyt strajkowej aktywności
robotników w porewolucyjnym okresie przypada na lata 1923-1925, czyli czas
największego zwrotu państwa w kierunku reform rynkowych w ekonomice – fakt sam
przez się znamienny. Później aktywność strajkowa robotników spada – i to w
czasie, gdy znów decydujące znaczenie nabierają tendencje centralistyczne” (s.
180), których szczyt przypadał na okres „komunizmu wojennego”.
Dmitrij Czurakow przyznaje, że sprzeciw wobec procesów upaństwowienia struktur
komitetów fabrycznych był największy i najzaciętszy w tych zakładach, gdzie
„nawiązany został wewnętrzny dialog między robotnikami, pracownikami nadzoru i
przedsiębiorcami” (s. 178). Z tego faktu wyciąga stosowny wniosek: „fabryczne
samozarządzanie powinno obejmować robotnicze samorządy jako jedną z części
składowych”. Wówczas zachowany zostałby „pokój społeczny” i funkcjonowałyby
należycie „mechanizmy poszukiwania kompromisu”.
Takie postawienie sprawy ukazuje Dmitrija Czurakowa jako zwolennika partycypacji
robotniczej, który w akcie sprzeciwu wobec etatyzacji gospodarki gotów jest
zaaprobować dowolne kompromisy, czyli zgniłe kompromisy z kapitałem
wolnorynkowym. Nie przypadkiem jego zainteresowanie we współczesnym świecie
budzą zaawansowane eksperymenty z programem ESOP w USA (s. 189), które jakimś
dziwnym trafem wpisuje on w obszar tematyki związanej z samorządnością
robotniczą. Zapomina przy tym, że system demokracji robotniczej przeciwstawny
jest nie tyle dyktaturze proletariatu i centralizacji, co demokracji
burżuazyjnej i dyktaturze kapitału.
Niemniej na pytanie – jakiej klasie, w ówczesnej Rosji, najbardziej sprzyjał
system silnego i scentralizowanego państwa? – odpowiada on, że „właśnie
robotnikom przemysłowym” (s. 166).
IV. BIUROKRATYZACJA CZY UPAŃSTWOWIENIE?
Komitety fabryczne jako forma samoorganizacji klasy robotniczej od początku
swego istnienia dostosowane były do działania w sytuacji nadzwyczajnej, czyli
zaostrzającej się walki klasowej. Działania zmierzające do ich zalegalizowania,
ukierunkowania i określenia ich uprawnień były wypadkową stosunku sił – efektem
kompromisu, którego wyrazem był również Rząd Tymczasowy. Kompromisowe propozycje
socjalnego partnerstwa i pokoju społecznego w 1917 r. nie miały szans
powodzenia. W tej sytuacji ewolucja komitetów fabrycznych od form
samoorganizacji klasy robotniczej do postaci samorządu robotniczego była
wypadkową dynamiki walki klasowej. Wypadkowa ta sprzyjała niewątpliwie
radykalizacji komitetów i pozostałych organizacji robotniczych, które musiały
wybierać między rewolucją a kontrrewolucją. Tymczasowość kompromisów była aż
nazbyt oczywista, by można było oczekiwać, że komitety ograniczą swoje zadania
do uprawnień zatwierdzonych przez Rząd Tymczasowy.
Wkrótce okazało się, że w odpowiedzi na sabotaż, lokauty, dezorganizację i
militarystyczną politykę gospodarczą czy gwałtowne ubożenie klasy robotniczej,
komitety fabryczne jako rewolucyjne organizacje tej klasy przystąpiły do
zabezpieczenia i organizacji całościowych warunków pracy i bytu robotników. A
zatem nie tylko ekonomicznych, ale i społeczno-politycznych. Szerokość zadań od
początku wymagała metod nadzwyczajnych i stosowania nie tylko ekonomicznych
środków przymusu. Częstokroć nie wystarczał nawet nacisk moralny. Przejście do
form kontroli aktywnej i całościowej wiązało się z obowiązkiem zabezpieczenia i
zaopatrzenia załóg w podstawowe produkty – niezbędne dla produkcji i życia. W
nadzwyczajnych okolicznościach komitety nie stroniły nawet od rekwizycji mąki
czy nadwyżek towarów.
Zdaniem Dmitrija Czurakowa „działalność zaopatrzeniowa pasowała idealnie do
fabryczno-zakładowych komitetów jako organów przedstawicielstwa produkcyjnego.
Pozwalała bowiem robotnikom stosować swój organizacyjny potencjał i otrzymywać
realną korzyść, tym samym realnie poprawiać własne położenie. Nakierowana jakby
na zewnątrz energia komitetów w tym przypadku nie przynosiła strat w pracy
przedsiębiorstwa”. Więcej, aprobata takich działań przez właścicieli
podtrzymywała nawet partnerstwo socjalne (s. 51). Komitety nie ograniczały się
jednak tylko do tej działalności.
W swym rozwoju komitety fabryczne doszły nawet do nieodpartej, choć
nierealistycznej dla nich, potrzeby kontrolowania banków, a zatem zrozumienia
potrzeb kontroli państwa rewolucyjnego nad kapitałem finansowym.
Ewolucja komitetów fabrycznych w kierunku organizacji samorządowych stawiała
również na porządku dnia walkę o dyscyplinę pracy. W tym przypadku komitety
fabryczne stosowały nawet przymus administracyjny.
Tak szerokie zadania pozwalały komitetom wykształcić aparat, który stał się
podstawą zakładowych i regionalnych ogniw upaństwowionej kontroli państwa
robotniczego (państwowej kontroli). Takiego aparatu nie posiadały związki
zawodowe i partie robotnicze.
Komitety fabryczne w swym rozwoju stanęły jednak przed nierozwiązywalnym
dylematem. Okazało się bowiem, że ruch ten w swoim historycznym kształcie nie
jest w stanie rozwiązać nabrzmiałych problemów społecznych, w tym niewydolności
i zacofania i finansowania całego systemu gospodarczego.
Nic zatem dziwnego, że po rewolucji październikowej proces budowy państwa
robotniczego i upowszechnienia kontroli robotniczej w szeregu mniejszych
zakładów pracy pokrywa się z procesem biurokratyzacji komitetów fabrycznych oraz
procesem biurokratyzacji Rad, jako nowego państwowego ciała administracyjnego.
Komitety fabryczne nie są wyjątkiem, a zatem podobnie jak inne rewolucyjne
instytucje społeczne w sytuacji względnej stabilizacji podlegają procesom
biurokratyzacji. Są zatem na równi z innymi organami państwa radzieckiego
wyznacznikiem biurokratyzacji dyktatury proletariatu. Nadmierne przyrosty
biurokratyczne były widoczne już w początkowym okresie kształtowania się państwa
rewolucyjnego, udział upaństwowionych komitetów fabrycznych w tym procesie jest
oczywisty.
Zdaniem licznych badaczy komitetów fabrycznych, ustrzec je przed biurokratyzacją
i upaństwowieniem może jedynie wprowadzenie rynkowych mechanizmów ekonomicznych.
Alternatywą dla konkurencji rynkowej może być jednak równie dobrze konkurencja
polityczna w ramach instytucji dyktatury proletariatu, która oczywiście nie
wyklucza działania praw ekonomicznych. Konkurencja polityczna partii
robotniczych i socjalistycznych pozwala jedynie korygować (w okresie
przejściowym) zgodnie z potrzebami klasy robotniczej przegięcia, zarówno te
prorynkowe, jak i te biurokratyczne. Przy czym, istotne jest, że klasa
robotnicza już wówczas wykazywała wyraźną niechęć do urynkowienia gospodarki,
czego dowodem jest największa fala strajków w okresie NEP-u. Taki oparty na
konkurencji partii (wewnątrz organizacji robotniczych, w przeciwieństwie do
burżuazyjnej demokracji parlamentarnej) typ dyktatury proletariatu można nazwać
demokracją robotniczą.
Rzecz w tym, że w rewolucyjnej Rosji zabrakło ugrupowań, które jednocześnie
opowiedziałyby się za rewolucją proletariacką i, w przeciwieństwie do lewych
eserów, stroniły od metod terrorystycznych (zbrojnych) w walce z bolszewikami o
kierunek przemian.
Z perspektywy historycznej widać, że nie sprawdziło się również partyjniackie
podejście do ruchu robotniczego zakładające, nie wiedzieć czemu, że tylko jedna
partia może reprezentować interesy klasy robotniczej, oczywiście „nasza”.
Potrzeba istnienia i współpracy kilku podmiotów rewolucyjnych od początku była
oczywista dla robotników. Nie docenienie takiej potrzeby przez bolszewików
zemściło się po stokroć.
Jak przyznaje Lew Trocki, pluralizm partii socjalistycznych i zakaz frakcji
wprowadzono czasowo w nadzwyczaj niekorzystnych i dramatycznych okolicznościach.
Zdaniem L. Trockiego zwycięstwo rewolucji proletariackiej w Niemczech
pozwoliłoby dopuścić konkurencję partyjną i programową Proces stalinizacji i
upaństwowienia rewolucyjnego ruchu robotniczego, w tym Kominternu, odsunął na
dziesięciolecia tę alternatywę i te rozważania.
( c i ą g d a l s z y n a s t ą p i )
15 sierpnia 2005 r.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski