Chleb i wazelina
Schlebianie i wazeliniarstwo to niezbyt wyszukana taktyka
Nurtu Lewicy Rewolucyjnej, który niepomny własnego „krytycznego” poparcia dla
PPP i Daniela Podrzyckiego, kadzi jak może, gdy zwietrzy w tym chlebie
powszednim swój interes.
Urszula Ługowska z tej niewybrednej taktyki czyni wręcz sztukę próbując upiec
dwie pieczenie na jednym ogniu – przypodobać się PPP i KPP. Stąd obfite i
bezkrytyczne cytowanie Marcina Adama, szefa KPP (nie tylko komunistycznej
młodzieżówki) i mocno spóźnione peany na cześć Daniela Podrzyckiego, w których
roi się od przymiotów i przymiotników: inteligentny, błyskotliwy, oczytany,
zrównoważony, bez antyinteligenckiego kompleksu, wyjątkowy, autentyczny,
charyzmatyczny, ba.. „z pamięci cytujący ‘Zdradzoną rewolucję’ Trockiego”,
wydaną staraniem NLR! „Daniel Podrzycki to nowa jakość” – „za cztery lata byłby
to główny polityk lewicy” (Urszula Ługowska „Wybory przebiegły bez zakłóceń”,
portal lewica.pl).
W kadzeniu i w wyborczej perspektywie w wydaniu Ługowskiej i NLR nie ma wszak
nic zdrożnego. Jej zdaniem PPP „zdołała zapoczątkować niezwykle potrzebny proces
zjednoczeniowy na lewicy”, wręcz doprowadziła do „przełomowego wydarzenia”,
którego oczywistą kontynuacją ma być spotkanie w klubie Le Madame, organizowane
27 listopada przez Piotra Ikonowicza i spółkę.
A jeszcze niedawno NLR „nacjonalistów z PPP” miała za faszystów! Wybory –
zarejestrowanie przez PPP list we wszystkich okręgach – zmieniły jednak
perspektywę PRZEDSIĘBIORCZYCH REWOLUCJONISTÓW.
Teraz „wartość przedsięwzięcia PPP” wyjaśnia inny członek Nurtu kryjący się pod
nickiem Krik: „zdystansowała się ona od piątej kolumny w wydaniu SLD i
politykierów związkowych ‘S’. Bez własnej prasy, czy choćby wylansowanego
portalu, bez wyrobionej i wylansowanej politycznej kadry, bez niezbędnych
środków i sojuszy z niekoncesjonowaną lewicą – PPP zdołała zaistnieć w
świadomości autentycznej lewicy, wskazując na metodę i drogę, dzięki którym
dokonać można nawet w najbardziej niesprzyjających warunkach aż tak wiele.
Należy jedynie życzyć kierownictwu PPP talentu politycznego, dalekowzroczności i
otwartości [i tu dochodzimy do sedna sprawy, o przepraszam, transakcji] na
drodze budowania na bazie PPP wielonurtowej masowej partii antykapitalistycznej”
(portal lewica.pl).
Z wypowiedzi tej wiadomo, co NL, NLR i pozostali kontrahenci „przedsięwzięcia
PPP”, czyli instalacji na bazie PPP „wielonurtowej masowej partii
antykapitalistycznej”, mają PPP do zaoferowania: „wieloletnie doświadczenie
polityczne”, „wyrobioną i wylansowaną polityczną kadrę”, „niezbędne środki i
sojusze z niekoncesjonowaną lewicą”, „wylansowane portale” i „własną prasę”.
Inny członek Nurtu Lewicy Rewolucyjnej (nick Mechaniczna Pomarańcza) w ramach
samoreklamy stawia kropkę nad „i”: „dla ISTNIEJĄCEGO ruchu pracowniczego osoby
politycznie ukształtowane i świadome są niezwykle cennym sojusznikiem, który
jest w stanie zorganizować robotę ideologiczną i propagandową”. Ta oferta –
zdaniem Krika – to „nie półprodukt, lecz produkt finalny, że tak ‘rynkowo’ się
wyrażę”. „Komiksowo to wyrażając – dodaje Krik – chodzi o połączenie trotylu z
zapalnikiem [i wyborów z masowością]. Bez tego ostatniego – trotylem można wręcz
w piecu palić”.
Teraz już wiemy – gdzie ta „nowa jakość”. Nową jakością jest NLR i spółka.
Czy ten chleb powszedni nowej radykalnej lewicy i wazelina ma być tą „szczerą i
prawdziwą” ROBOTĄ POLITYCZNĄ postulowaną przez NLR (i Mechaniczną Pomarańczę)?
20 listopada 2005 r.
Antonio das Mortes i Omega Doom
Punkt odniesienia
Z Danielem Podrzyckim i Wolnym Związkiem Zawodowym „Sierpień
’80” współpracowaliśmy w pierwszej połowie lat 90., po pamiętnych strajkach
1992-93 r. Wówczas to powołaliśmy Grupę Inicjatywną Partii Robotniczej. Jednak
inicjatywa ta nie stała się dla WZZ „Sierpień ’80” wystarczającym oparciem, a
tym bardziej punktem politycznego odniesienia. Związkowców interesował udział w
wyborach parlamentarnych. W 1993 r. WZZ „Sierpień ’80” nie zdążył jednak załapać
się na wybory. W kolejnych wystąpił już razem ze skrajną prawicą, która
przedstawiła stosowną „Alternatywę” wyborczą.
Niepowodzenie tych inicjatyw to praprzyczyna pojawienia się na scenie
politycznej partii Daniela Podrzyckiego – Polskiej Partii Pracy.
Nic dziwnego, że 10 lat później „Nie zrażając się niechęcią do podjęcia
jakiejkolwiek współpracy, nawet w ograniczonym zakresie, nie tylko ze strony
Grupy na rzecz Partii Robotniczej czy NLR” PONOWILIŚMY PUBLICZNĄ PROPOZYCJĘ
POŁĄCZENIA ORGANIZACYJNEGO I PODJĘCIA WSPÓLNYCH DZIAŁAŃ NA RZECZ PARTII I SPRAWY
ROBOTNICZEJ.
Warto ją przypomnieć.
Naszym zdaniem „stanowisko GPR odrzucające a priori platformy programowe
(tworzone przed konferencjami i zjazdami, w tym nadzwyczajnymi, a rozwiązywane
po ich zakończeniu) jest nie do obrony. Świadczy jedynie o przeważających w GPR
tendencjach, których krótkowzroczność jest porażająca, zwłaszcza, gdy na
wokandzie stoi propozycja ‘pluralistycznej partii
antykapitalistycznej’[przypomniana ostatnio przez Piotra Ikonowicza i NLR].
Zakaz platform programowych to ‘zapis’ godzący przede wszystkim w centralizm
demokratyczny i demokrację wewnętrzną, podobnie jak inne ‘zapisy’ partyjniackie,
z góry ograniczające rozwój partii robotniczej. Zamknięty charakter GPR
(podobnie jak PLAN-u) już na wstępie blokuje nie tylko dyskusję programową, ale
i rozwój organizacyjny, czego skutkiem jest marginalizacja każdej inicjatywy, w
tym również tej na rzecz partii robotniczej (...)”.
Niemniej „konieczna jest nie tyle współpraca na szeroko pojętej lewicy, co
STWORZENIE PRZECIWWAGI – PUNKTU ODNIESIENIA, A CO ZA TYM IDZIE, KONIECZNE JEST
ZJEDNOCZENIE GRUP OPOWIADAJĄCYCH SIĘ ZA WŁADZĄ ROBOTNICZĄ – DYKTATURĄ
PROLETARIATU. Dopiero zjednoczona lewica rewolucyjna zdolna jest zainicjować
budowę jednolitego frontu robotniczego”.
Ważny był kontekst tej propozycji: „Pojawienie się na scenie politycznej partii
Daniela Podrzyckiego – Polskiej Partii Pracy, partii opartej na radykalnym
związku zawodowym, WZZ ‘Sierpień ’80’, jest kolejną postsolidarnościową próbą
politycznej samoorganizacji środowisk pracowniczych, której należałoby wyjść
naprzeciw. Próby tej samoorganizacji miały przedtem charakter prawicowy, obecnie
PPP określa się mianem ‘nowej partii lewicowej’”. Rozstrzygające znaczenie miał
wniosek: „Brak ośrodka mogącego przedstawić jasną, klasową i rewolucyjną
alternatywę dla obecnej konfiguracji politycznej i tej rysującej się na
horyzoncie sprawia, że stracona zostanie kolejna szansa na odrodzenie się
klasowego ruchu robotniczego” („Na rzecz partii i sprawy robotniczej” z
14.06.2004 r.).
Po upływie roku i śmierci Daniela Podrzyckiego wiadomo już, że „utracona została
kolejna szansa odrodzenia klasowego ruchu robotniczego”. Jednak nie
bezpowrotnie.
W nowym rozdaniu, pod wodzą nowego przewodniczącego – Bogusława Ziętka WZZ
„Sierpień ’80” i PPP twardo stoją na gruncie współczesnej socjaldemokracji w jej
wersji alterglobalistycznej za punkt odniesienia (skądinąd krytycznego) mając
jedynie Sojusz Lewicy Demokratycznej. Pozycję pośrednią zajmuje szereg grup tzw.
nowej radykalnej lewicy frondujących do SLD-bis lub w kierunku zjednoczonej
„partii pluralistycznej”, która z założenia stanowi alterglobalistyczną wersję
socjaldemokracji. Pierwszy Sojusz Lewicy Demokratycznej, zanim przekształcił się
w partię socjalliberalną, liczył 28 podmiotów, zgrupowanych wokół SdRP. Choć
wszystkie gry na odświeżenie wizerunku współczesnej lewicy spotykają się
formacyjnie na bazie paradygmatu socjaldemokracji, na tym etapie nie są jeszcze
skłonne współtworzyć „zjednoczonej partii socjalistycznej”. Walczą jedynie o
prymat i miano nowej – nowoczesnej lewicy. Pretendentów do tego miana również w
Polsce nie brakuje: SLD, SdPL, NL, PPP i inni. I to zarówno w środowiskach za
punkt odniesienia przyjmujących Partię Europejskich Socjalistów, jak i
Europejską Partię Lewicy.
W tej sytuacji trudno nie zgodzić się z niemieckimi spartakusowcami, którzy
podnoszą „niezbędność prowadzenia przez partię rewolucyjną walki o
zapośredniczenie klasie robotniczej świadomości o jej historycznym zadaniu,
obalenia kapitalizmu” i krytykują „włączające” się do „walk” SPD i pozostałe
formacje socjaldemokratyczne (WASG/PDS/Partia Lewicy). Należy się zgodzić, że
organizacje włączające się w odnowę socjaldemokracji „są przeszkodą dla walki o
wykucie partii, która zniszczy iluzje co do reformizmu i oderwie klasę
robotniczą od socjaldemokracji” („O walkę klasową przeciwko rabunkowi
socjalnemu”, „Spartakist” nr 159, lato 2005 r.).
W przeciwieństwie do Niemiec, w Polsce nie mamy jednak do czynienia z
zakorzenieniem się ruchu socjaldemokratycznego w klasie robotniczej. Zerwanie
ciągłości historycznej sprzyja penetracji pogrążonego w kryzysie ruchu
zawodowego przez ugrupowania nacjonalistyczne i prawicowe. Lewica burżuazyjna
przegrywa z różnej maści populistami, w konsekwencji z reguły traci wpływy nie
tyle wśród robotników, co w pozostałych grupach pracowniczych. Albowiem wpływy
te i tak są niewielkie: młodzi robotnicy z reguły nie wstępują do związków
zawodowych zrzeszonych w OPZZ. Jednocześnie również wpływy lewicy
postsolidarnościowej („partia Bugaja”) są minimalne. Trwałe zakorzenienie się
lewicy burżuazyjnej wśród robotników w obecnych okolicznościach jest więc
wykluczone. Niemniej próby zakotwiczenia ruchu robotniczego na gruncie
burżuazyjnym są owocne.
W konsekwencji lewica rewolucyjna musi konkurować na tym polu bezpośrednio z
radykalną prawicą. Czego jaskrawym dowodem jest właśnie WZZ „Sierpień ’80”,
który ulegając modom i wiodącym trendom ewoluuje w stronę klasowego ruchu
robotniczego poprzez radykalną prawicę i „współczesną socjaldemokrację”.
Dla dalszej ewolucji niezbędny jest punkt odniesienia, który pozwoli podnieść
samoświadomość klasy robotniczej. Sprzyjać temu może zaostrzenie się walki
klasowej i politycznej, zerwanie z kolaboracją klasową zarówno w wersji
prawicowo-populistycznej, jak i wersji socjaldemokratycznej. Punktem takim może
być tylko rewolucyjna partia robotnicza, która włączy się w bieżące walki
robotnicze na każdym polu: ideologicznym, politycznym i ekonomicznym.
Bez takiego punktu odniesienia każda kolejna szansa i walka będzie
zaprzepaszczona.
20 listopada 2005 r.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
Strach innych
Zamiast krytykowanej przez Magdalenę Ostrowska „tchórzliwej
socjaldemokracji” mamy w wydaniu „Trybuny” i Krzysztofa Pilawskiego „strach
innych”. Socjaldemokracja zaś wraz z „Trybuną” i drożejącą odwagą pnie się w
górę – skoro „zawłaszczanie państwa przez PiS nie napotyka na wyraźny opór
lewicy ani środowisk, które w przeszłości ostrzegały przed rzekomymi
zagrożeniami dla demokracji ze strony SLD”.
Zdaniem K. Pilawskiego „prawdziwego człowieka lewicy” i honorowego członka KPP,
to „efekt obawy przed narażeniem się pokaźnej rzeszy obywateli tęskniących za
rządami silnej ręki i strachu przed odwetem rządzących” (K. Pilawski „Sto słów”,
„Trybuna” z 18.11.2005 r.).
Zgodnie z wykładnią K. Pilawskiego „Ci, którzy teraz milczą, będą także
odpowiedzialni za skutki polityki partii Kaczyńskich”. Milczą zaś ci, których
nie nagłaśnia „Trybuna”, bowiem „rzekomych” zagrożeń nie tylko dla demokracji,
ale i dla sprawy robotniczej dopatrywali się i dopatrują się również w SLD.
20 listopada 2005 r.
Antonio das Mortes
Zamiast
Komentując nasz tekst „Nie ma miejsca dla SLD” nick Roger
napisał: „Polski system polityczny zdąża do systemu dwupartyjnego. Strategia [SLD]
na pozyskanie 51% głosów jest słuszną. Potem można zagarnąć wszystkie stanowiska
w państwie. W takim wypadku trzeba walczyć o centrum, które ma poglądy zgoła nie
rewolucyjne. Program umiarkowanie lewicowy jest optymalny dla zdobycia wyborców,
potem można realizować cokolwiek”.
W następnych swoich dywagacjach Roger odrzucił dyktaturę proletariatu, uznając
za takową PRL: „Nie jest to jedyna możliwość. Wystarczy, że większa część grup
lokalnych nie będzie kwestionować nowej formacji”.
Nick Roger, który „urodził się w czasach stalinowskich i ma pojęcie [wie z
autopsji], co to jest dyktatura proletariatu”, nad dyktaturę stawia oczywiście
demokrację, podobnie jak Józef A. Unger – autor tekstu „Lekcja martwego języka”,
który zauważa, że „dyktatura proletariatu nie może przerodzić się w demokrację!
Może tylko wyrodnieć”. Dla Rogera wymóg „oddolnego poparcia”, ale tylko do
przejęcia pełnej władzy, jest tym, co określa prawidłową przemianę społeczną
(„bez poparcia oddolnego [dyktatura na szczeblu centralnym] zakończy się zawsze
tym, co widzieliśmy w Rosji Radzieckiej”). Dla Ungera: „Aparat zarządzający
nawet najbardziej rewolucyjnym państwem bez kontroli wyborców, musi z natury
rzeczy zabiegać o swoje grupowe interesy, a nie o wolność i sprawiedliwość
społeczną”. Jednak dyktatura proletariatu nie polega na oddolnym poparciu „mas”
dla światłych reformatorów, ale jest władzą samych dołów w warunkach
sprzeczności interesów nawet wśród owych dołów.
Tym też różni się „Nasze i wasze emploi”. Coś za coś, cokolwiek to znaczy. Ta
demokracja z „zagarnianiem wszystkich stanowisk w państwie” (zamiast dyktatury
proletariatu) coś jednak znaczy. I co to ma wspólnego z demokracją oddolną?
Nasza definicja państwa okresu przejściowego czy zdeformowanego państwa
robotniczego zawiera ścisłą treść, jest konkretna i historyczna. Jeżeli ma się
do czynienia z mułem, to naprawdę nie sposób poważnie traktować pretensji do
naukowości, które domagają się „jednoznacznego” stanowiska – koń albo osioł.
Ta marksistowska definicja obejmuje swym zasięgiem całą historię PRL, i jak
widać, wraz z jej przejściowymi zwolennikami i zdeklarowanymi przeciwnikami.
20 listopada 2005 r.
E. B. i W. B.