Poniżej dwa teksty z Gazety Wyborczej dotyczące rewolucyjnego poety - Władysława Broniewskiego http://serwisy.gazeta.pl/wyborcza/1,68586,3003067.html
Dorota Jarecka
Broniewski to nie Che
Wystawa o Władysławie Broniewskim i płyta z jego zaśpiewanymi
wierszami wymyślone przez galerię Raster. Broniewski idolem dzisiejszej
radykalnej lewicy? Nie, jego zniszczona twarz nie mogłaby znaleźć się na
koszulkach polskich niepokornych zamiast Che Guevary. Za dużo jest na niej
wypisane
Projekt składa się z płyty i wystawy, a produkcja obu polegała na "zadaniu
artystom" Broniewskiego jako materiału do przemyśleń. Wynikiem są obrazy,
rzeźby, prace wideo i fotografie na temat poety oraz śpiewane na nowo jego
teksty. To, co zaczęło się dziać wokół Broniewskiego, jest symptomatyczne.
To znak czasu. Oczywiście środowisko Rastra i pisma "Lampa" to jeszcze nie cała
Polska, a siedmiu artystów zebranych na wystawie to nie jest cała polska sztuka
współczesna. Aktualna historia reanimacji tego poety i jego legendy odnosi się
zaledwie do środowiska warszawskiego zorientowanego, generalnie rzecz biorąc, na
lewo. A jednak czegoś takiego nie było wcześniej. Jeszcze niespełna dziesięć lat
temu, kiedy "Literatura na Świecie" przeprowadziła wśród poetów ankietę z
pytaniem o "pożytki z Majakowskiego", wypowiedzi w większości były mało
entuzjastyczne: "Droga Redakcjo, powiem szczerze: twórczość Majakowskiego mnie
nie bierze" - odpowiadał wierszem schodkowym, czyli w "zbankrutowanej"
stylistyce rewolucyjnej Zbigniew Machej.
Co się zatem stało, że dzisiaj jest na odwrót? Że tradycja, która się wydawała
martwa, zdaje się ożywać? Że nagle wiersz uznany za wątły, przez marszowość,
rytmiczność i podobieństwo do piosenki, znów staje się poetyckim wzorem? I w
końcu, że to, co uznawane niedawno za jałowe ideologicznie, zostaje odebrane na
powrót jako inspirujące?
Człowiek z żelaza i wódki
Łukasz Gorczyca już w pierwszych "Rastrach", czyli na łamach
artystycznego niszowego pisma wydawanego od połowy lat 90. razem z Michałem
Kaczyńskim, drukował wiersze Broniewskiego. A zatem, mówiąc najbanalniej,
nastąpiła "przemiana pokoleniowa". Urodzeni w latach 70. nie mają już tak
silnego antykomunistycznego kompleksu, jak urodzeni w latach 60., w tym np.
twórcy "Brulionu". Młodsi o dziesięć lat od Roberta Tekielego odpuścili sobie
sprawę rozliczeń.
Ale teraz "przegięli" w drugą stronę. Przedruk przedwojennych lewicowych wierszy
Broniewskiego był jeszcze dość prostą próbą odnalezienia własnej tradycji
poetyckiej. Obecny projekt jest czymś bardziej złożonym. To tak naprawdę
zakreślona na szerszą skalę prowokacja polityczno-obyczajowa. Bo Broniewski
wydobyty tutaj zostaje nie tylko jako obrońca uciśnionych, i nie tylko dlatego,
że jego społeczna wrażliwość z lat 30. rymuje się z tym, co czują dziś
politycznie przebudzeni artyści.
Broniewski wydobyty tu zostaje także dlatego, że jego życiorys i postawa nie
były monolitem. Siedział w więzieniach, a relacje mówią, że siedział bohatersko.
Ale miał też swoje słabości, i mam wrażenie, że te słabości dzisiaj przyciągają
bardziej. Odmówił Bierutowi napisania nowego hymnu Polski, ale napisał poemat o
Stalinie. Szedł do boju z legionami w roku 1915 i w armii Andersa, za to w
czasach pokoju namiętnie oddawał się alkoholowym ekscesom. A więc człowiek z
żelaza, ale i człowiek z wódki i tęsknoty, człowiek męski i człowiek kobiecy.
Człowiek etosu rewolucyjnego, ale i człowiek konformizmu, który przyjął od
komunistycznego państwa w darze willę na Mokotowie. Człowiek wychowany na
romantyzmie, który uważał, że kult poetów w Polsce jest czymś zupełnie
naturalnym, również kiedy odnosi się do niego samego.
Sięgnięcie po Broniewskiego jest sięgnięciem po idola, ale takiego, który całe
życie walczył z własną destrukcją, idola schyłkowego, nieautorytarnego. To ktoś
inny niż Che Guevara. Broniewski jest niejednoznaczny. Ani zwyciężył, ani
przegrał, raczej - przeżył. Uniknął losu swych towarzyszy komunistów, poetów
Wandurskiego i Standego zamordowanych w czasie czystek stalinowskich pod koniec
lat 30. Był komunistą, ale nie poszedł ślepo i samobójczo w komunizm jak Bruno
Jasieński. To też człowiek lewicy, który nigdy nie był poetą awangardy, tak jak
współcześni mu Tadeusz Peiper czy Anatol Stern. Łączył lewicowość treści i
konserwatyzm formy. Łączył postępową myśl społeczną z tradycyjnym polskim
patriotyzmem i przywiązaniem do idei narodu. To był człowiek środka.
I to uważam za najciekawsze w tym projekcie, tylko zastanawiam się, na ile to
dzisiejsze wskazanie na Broniewskiego jest świadome. A ile w nim wpojonego
jeszcze w szkole automatyzmu?
Poeci i malarze
Bo zupełnie czym innym jest odczytanie go przez poetów i
wokalistów, a czym innym - przekaz nadawany przez artystów wizualnych. Poeci
czytają teksty. Marcin Świetlicki mówi o swoim wyborze Broniewskiego na poetycki
ideał (w dyskusji w "Lampie") jasno: "bo to jest pisanie emocjami".
Z artystami malarzami i rzeźbiarzami jest inaczej - mam wrażenie, że bardziej
odnoszą się do stereotypu zapamiętanego z lekcji polskiego, niż czytają
Broniewskiego na nowo. Taką pracą zrobioną "bez czytania" jest np. Przemysława
Kwieka makieta pomnika Broniewskiego według własnego pomysłu, zainspirowana
przez pomnik Chopina z Łazienek. Broniewski siedzi tu przy stoliku z butelką
czystej, nad nim zwisa biało-czerwony warkocz wierzby płaczącej. Kim jest
Broniewski Kwieka? Kimś innym niż "ciągle żywym" poetą Świetlickiego. To totalny
narodowy kicz.
Do Broniewskiego jako kiczu odnosi się również Oskar Dawicki - autor
błyskotliwego wideo, na którym sfilmował się w trakcie deklamacji wiersza
"Bagnet na broń", ale podłożył swój głos sześcioletniego chłopca z nagrania
znalezionego w domowym archiwum. Broniewski to tutaj bardziej jeden z elementów
narodowego wychowania w duchu militarnym, które jest kwestionowane, niż
jakakolwiek intelektualna inspiracja.
Na wystawie jest też Wilhelm Sasnal. Z majestatycznym monumentalnym portretem
Broniewskiego malowanym według zdjęcia z późnego okresu. To znów bardziej
igraszki ze stereotypem niż komentarz, jakim lewicowy artysta współczesny mógłby
obdarzyć lewicowca sprzed pół wieku.
Dlatego sądzę, że fałszywa jest konstatacja, jakoby współcześni artyści wizualni
odwoływali się do lewicowego etosu symbolizowanego przez Broniewskiego. Bo jak
Sasnal, anarchista i pacyfista, ma się do Broniewskiego - narodowego patrioty z
jego zwierzęcym i romantycznym "Trzeba krwi"?
Podejrzewam, że gdyby Zbigniew Libera mógł wybierać, wolałby jako idola do
odkurzenia Anatola Sterna i jego poemat "Europa" niż Broniewskiego z jego
sentymentalną "Wisłą", "dębem", "fijołkiem" i "sercem płonącym". W wyborze
między Europą a Polską Broniewski wybierał Polskę. Dzisiejsza lewica artystyczna
ma odcień raczej kosmopolityczny.
Rafał Bujnowski swój portret Broniewskiego narysował wprost na tablicy szkolnej,
białą kredą. To znów zesztywniały we wspomnieniu obraz z dzieciństwa. Zdjęcie z
korytarza szkolnego jako proustowska magdalenka.
I tu jest klucz do konfrontacji współczesnej z Broniewskim, który - skutecznie
reanimowany przez poetów - zostaje jakby powtórnie uśmiercony przez malarzy. W
ten sposób odpowiadają oni na pytanie Rastra o intelektualny rodowód. Na hasło:
Broniewski? mówią: skucha. I jest to zarazem niewątpliwie odmowa bezpośredniego
politycznego zaangażowania własnej sztuki. Bo ukiczowienie Broniewskiego to
sztuki zaangażowanej totalna klęska.
Broniewski, kuratorzy Łukasz Gorczyca i Michał Kaczyński, Raster, Warszawa, 5-10
listopada i 22 listopada-10 grudnia. Od 15 do 20 listopada wystawa zostanie
pokazana w galerii Johnen w Berlinie
Dorota Jarecka
http://serwisy.gazeta.pl/wyborcza/1,68586,3003070.html
Robert Sankowski
"Broniewski" - płyta w poszukiwaniu straconego tekstu
Władysław Broniewski w odniesieniu do swoich wierszy często
używał określenia "pieśń". Mawiał, że muszą dobrze brzmieć, mieć moc, gdy głośno
się je wypowiada. W dodatku pisał przecież piosenki do teatrów i kabaretów
(album otwiera jego autorskie wykonanie utworu "Bezrobotny").
Zapewne to właśnie dlatego jego teksty po latach okazują się tak znakomitym
materiałem na piosenki. Zrealizowana w ramach projektu "Broniewski" płyta jest
tego dowodem bardziej niż udanym. W jej nagraniu wzięli udział wykonawcy tak
różni, jak: Muniek Staszczyk, Marcin Świetlicki, Pustki, Starzy Singers, Andy,
Eldo, Budyń, Paresłów i Mass Kotki. Większość z nich bez trudu dopasowała
wiersze poety do swojej stylistyki.
To nie jest równy album. Rozpada się na dwie części. Po jednej stronie można na
nim postawić realizacje bardziej awangardowe, traktujące wiersze Broniewskiego
albo jako pretekst do muzycznych poszukiwań, albo przynajmniej jako autonomiczne
teksty, dla których muzyka stanowić może tylko tło. Po drugiej są realizacje
bardziej tradycyjne, które w wierszach Broniewskiego znalazły po prostu świetny
materiał na klasyczne piosenki. I to ten drugi wątek na "Broniewskim" wypada
zdecydowanie bardziej przekonująco i interesująco.
Duże wrażenie robią "Kalambury" nagrane przez Muńka Staszczyka z zespołem
Pustki. Ta kompozycja, nieco pastiszowo nawiązująca do reggae'owej stylistyki
niektórych przebojów T. Love, gdyby znalazła się na którejś z płyt macierzystej
formacji Staszczyka, pewnie byłaby tam wyróżniającym się utworem. Znamiona
radiowego przeboju ma też napisana przez Paresłów "Ulica Miła". Rapujące
dziewczyny opowieść o przedwojennej warszawskiej ulicy delikatnie "podrasowały"
tekstowo i podały w nieco "oldskulowej" hiphopowej formie. Więcej niż ciekawie
wypadły Andy w "Przypływie" (przestrzenny brytyjski rock gitarowy) czy Budyń w
"Bezsenności" (godne Becka połączenie psychodelii i folku). Wszystkim bez
problemu udało się z silnie zrytmizowanych wierszy Broniewskiego wykroić
klasycznie piosenkowe zwrotki i refren.
Ale nie tylko to decyduje o sile i wartości "Broniewskiego". Dawno nie było w
polskiej muzyce tak ciekawego i różnorodnego zderzenia dobrej muzyki ze
prawdziwie literackimi tekstami. Rodzima rozrywka od lat odchodzi od żywej
przecież jeszcze na początku lat 90. tradycji, w której słowa odgrywały
znaczenie co najmniej równie duże jak sama muzyka. Rehabilitację tekstu
przyniósł polski hip-hop, ale odbyła się ona na szczególnych zasadach
wyznaczonych przez bardzo specyficzny przecież gatunek. "Broniewski" pokazuje,
że polscy wykonawcy tęsknią za dobrym tekstem. Gdy go dostają do ręki, potrafią
zrobić z niego rzeczy wybitnie intrygujące. Wspomniane "Kalambury" to nie tylko
dobra radiowa piosenka, to także najlepszy tekst, jaki Staszczykowi zdarzyło się
zaśpiewać od lat. Równie ciekawym przykładem, jak frapujące może być połączenie
znaczącej treści i dobrej kompozycji, są "Ballady i romanse" nagrane przez
Siostry Wrońskie (jedna z nich na co dzień gra w Pustkach, druga w formacji
Meble). Niby stonowana, ale jednak nerwowa zwrotka znakomicie kontrastuje z
delikatnym i dramatycznym jednocześnie refrenem, do roli którego w piosence
urósł jeden wers wiersza: "Trzynastoletnie dziecko".
Polskie gwiazdki pop zadowalają się ostatnio wyśpiewywaniem banałów. "Broniewski"
bardzo dobitnie pokazuje, że tak być nie musi.
Robert Sankowski