Tekst pochodzi ze strony Dziennika Wschodniego . Jak to dzisiaj bywa szkoła imienia bohaterów ORMO będzie miała nowego patrona - Wojtyłę lub Wyszyńskiego -ciekawe jednak jest to, że wbrew propagandzie reżimowych mediów, nie wszyscy sobie tego życzą.
Sebastian Pawlak
Nie mierz broni na brata
Na budynku szkoły w Charlężu wisi tablica ku czci bohaterów ORMO. A pod nią
leżą kwiaty i palą się znicze
Dziewięciu mieszkańców wsi wyciągnięto nad ranem z łóżek.
Myśleli, że będą polować na AK-owców. Kilkanaście minut później skończyli w
rowie, z przesztrzelonymi głowami. Dziś te wydarzenia upamiętnia tablica na
szkole.
Na dworze szarówka. Dochodzi czwarta rano, kiedy oddział Zdzisława Brońskiego "Uskoka”
wchodzi do Charlęża. Podają się za grupę operacyjną UB. Zbierają ochotników w
celu likwidacji "bandy”. Trudno było poznać, kto swój, a kto obcy. W końcu i
partyzanci, i komuniści nosili takie same mundury. Różniły ich tylko poglądy i
orzełek na czapce. Ale o świcie, wyrwany z łóżka, zwraca uwagę, czy orzełek ma
koronę? Przypłacili to życiem ochotnicy ze wsi, którzy chcieli iść i zabijać
ukrywających się w lesie AK-owców. Rozbrojonych ochotników poprowadzono polną
drogą. W rowie, przed budynkiem szkoły wykonano wyrok. Leżeli tak do rana, z
kartkami na plecach: "Nie mierz broni na brata”.
Bohaterowie z ORMO
Ta sprawa do dziś dzieli mieszkańców wsi, a przypomina o niej tablica ufundowana
"w XII rocznicę powołania ORMO przez społeczeństwo powiatu lubartowskiego”.
Powieszono ją na budynku Szkoły Podstawowej w Charlężu, pod koniec lat 50.
Poświęcona jest "Bohaterom, członkom ORMO wymordowanym w dn. 19.06.1946 r. przez
bandę "Szatana” i "Uskoka”.
Na tablicy 9 nazwisk: Dudziak Józef, Dudziak Bolesław, Dudziak Stanisław,
Dudziak Jan, Dudziak Czesław, Jakubczak Franciszek, Oleszek Wojciech, Proch
Mikołaj i Pastusiak Tadeusz.
Bohaterowie z bandy
Do zabicia ORMO-wców przyznał się sam "Uskok”. W swoim pamiętniku napisał tak:
"19 czerwca rozprawiliśmy się z ORMO z Charlęża. Zabitych zostało ośmiu
"bohaterów” od dłuższego czasu terroryzujących okolicę. Podeszliśmy ich jako
funkcjonariusze wojewódzkiego UB, a zanim się zorientowali, o co chodzi - było
już za późno. Dla innych głupców stało się to dobrą nauczką (...)”.
Według dr. Sławomira Poleszaka, pracownika Instytutu Pamięci Narodowej - Komisji
Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu w Lublinie, "Szatan”, czyli
Kazimierz Woźniak, na tablicę trafił przez przypadek. - Z niewiedzy komunistów,
którzy opierali się na niesprawdzonych źródłach. Akcja w Charlężu to dzieło "Uskoka”
- nie ma wątpliwości Poleszak i zaraz jeszcze podkreśla, że nie można oddziału "Uskoka”
nazywać bandą. - To komuniści nie pozwolili mu normalnie żyć i zepchnęli do
lasu. Działacze ORMO byli wykorzystywani przeciwko polskiemu podziemiu
niepodległościowemu, a ci z Charlęża cieszyli się złą opinią także wśród
współmieszkańców. Ale nie tych, którzy do dziś kładą kwiaty pod tablicą.
Bili, zanim zabili
Mirosław Żerebiec, dyrektor szkoły na której wisi tablica, niechętnie o tym
wszystkim mówi. Bo po co ten temat ruszać? Bo po co rozdrapywać jakieś stare
rany? - To drażliwa sprawa - przyznaje. - Gdy na zebraniu padła propozycja
zdjęcia tablicy, to nie było zgody.
- Dzieckiem byłem, jak ich wybili - mówi pan Mariusz, stojący pod sklepem. -
Takie to były czasy, że Polak Polaka zabijał. Nie pozwolimy ruszyć tej tablicy.
O tym, że wydarzenia z 1946 roku nadal żyją w pamięci tutejszych, przekonała się
też Agnieszka Żuraw, uczennica XXI LO w Lublinie. Na konkurs historyczny pisała
pracę pt. "Konflikt historyczny w mojej miejscowości”. - Rozmawiając z jedną
stroną, nie mogłam się przyznać że rozmawiałam też z drugą. Ludzie się
dopytywali, w jakim celu piszę pracę. Podchodzili do tego bardzo emocjonalnie.
Dlatego wójt gminy Spiczyn, Mirosław Krzysiak, choć jest przekonany, że tablica
powinna zniknąć, decyzję pozostawia mieszkańcom. - Rodziny dzieci, które się tu
uczą, mają różne poglądy. A ta tablica ciągle dzieli i wywołuje niepotrzebne
emocje.
Syn Mikołaja Procha, jednego z zamordowanych, mieszka nieopodal szkoły. - Mały
byłem, gdy ojca podstępem w nocy wyciągnęli z domu - wspomina Tadeusz Proch.
Po śmierci ojca został sam z bratem. W jego oczach błyszczą łzy, gdy opowiada,
jak przed śmiercią skatowano jego ojca. Jak zęby wybili. Jak ręce połamali. - I
dlatego tablica powinna zostać - mówi.
Niech wisi
Zdzisław Dudziak miał 14 lat, gdy zastrzelono mu ojca i czterech braci. Dziś ma
73 lata, ale tamtych wydarzeń nie może zapomnieć. - Ojca zabili w domu - mówi. -
Wrócili po niego. Schował się pod łóżko. Szukali go "Idziesz stary? Idziesz?”.
Ale wyciągnęli go, nadepnęli na gardło i strzelili w głowę. Nawet dziś trudno mi
o tym mówić...
Jego bracia należeli do Polskiej Partii Robotniczej. "Uskok” służył w wojsku z
jego bratem, Bolesławem. - Mówili sobie po imieniu - podkreśla Dudziak, który
nigdy nie nazwie "Uskoka” bohaterem.
Zdzisław Krzysiak w 1946 roku był nastolatkiem. Pamięta konsternację mieszkańców
po akcji "Uskoka”, bo akurat wtedy ich parafię wizytował biskup. - A tu taka
tragedia. Strzelili im po rusku, w tył głowy. Ciała leżały w rowie przed szkołą
- wspomina. - To byli w większości prości ludzie, którzy dali się ponieść
komunistycznym agitatorom i zapisali się do ORMO. W moim odczuciu nikomu nie
zawinili.
Ale co zrobić z tablicą? - Niech wisi - mówi. - Dla historii.
Dr Poleszak nie dziwi się ludziom, dla których "Uskok” to bandyta; bo zabił im
kogoś z rodziny. - Ale są też ludzie, którzy pamiętają co robiło ORMO.
"Hardy” wydał "Kaczora”
Plutonowy Józef Gąsior, ps. "Kaczor”, jeden ze współpracowników "Uskoka”. Od
urodzenia mieszka w podkijańskim Ziółkowie w gminie Spiczyn. Zdradzony przez
jednego z konfidentów, "Hardego” (były żołnierz "Uskoka”), trafił na Zamek
Lubelski z 10-letnim wyrokiem.
"Kaczor” nosił do lasu naładowane baterie do radia, tropił donosicieli i UB. Dla
niego ORMO to sprzedawczyki na usługach komuny. - Jak dostali pistolet do ręki,
to się czuli panami - wspomina Kaczor.
Nie, w tej akcji nie brał udziału. Bo nie był członkiem oddziałów lotnych.
- Wtedy nikt się tym nie przejmował; każdego dnia coś takiego się działo. Takie
to były czasy, że człowiek nie wiedział, czy do domu dojdzie.
Gąsior był jednym z inicjatorów postawienia w Kijanach pomnika ku czci "Uskoka”.
Pomnik stanął, ale przez pewien czas jedna z mieszkanek oblewała pomnik farbą.
Kobieta była krewną ofiary "Uskoka”.
Kto zastąpi ORMO
Tymczasem w latach 70., w oficjalnych pismach, szkołę w Charlężu nazywano
imieniem Bohaterów ORMO. - Nikt tego imienia nie nadał, ale funkcjonowało przez
pewien czas. To pamiątka tych poplątanych czasów - twierdzi dyrektor Żerebiec,
który już rozpoczął procedurę nadania "współczesnego” imienia. Dzieci i rodzice
zgłaszają propozycje patronów: Makuszyńskiego, Brzechwy, Konopnickiej, Stefana
Wyszyńskiego lub Jana Pawła II. Pewnie ich razi, gdy jedna ze stron
młodzieżowych, z której często korzystają, nadal nazywa ich szkołą im. Bohaterów
ORMO.
Zdzisław "Uskok” Broński
urodził się w 1912 roku w Radzicu Starym. W 1934 r. powołano go do wojska, gdzie
zdobył stopień plutonowego. Uczestniczył w walkach września 1939 roku. Trafił do
niemieckiej niewoli, skąd zbiegł. Wstąpił w szeregi Polskiej Organizacji
Zbrojnej "Racławice”, potem do AK. Po wkroczeniu Armii Czerwonej rozformował
oddział i deklarował nawet chęć wstąpienia do Wojska Polskiego. Ale działania
komunistów - aresztowania, wywózki - zmusiły go do powrotu do konspiracji. Od
sierpnia 1944 r. pełnił funkcję zastępcy komendanta, a następnie komendanta I
Rejonu Obwodu AK Lubartów. Potem przeszedł do organizacji "Wolność i
Niezawisłość”. Nie skorzystał z amnestii ogłoszonej w 1947 roku przez
komunistów. Od jesieni 1947 roku ukrywał się w bunkrze w Dąbrówce.
20 maja 1949 roku Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Lubartowie -
dzięki doniesieniom informatora o pseudonimie "Janek” - aresztował jego
najbliższego współpracownika Zygmunta Liberę "Babinicza”. Zdrajcą był dawny
podkomendny, Franciszek Kasperek "Hardy”. "Babinicz” poddany okrutnym torturom
ujawnił położenie bunkra. 21 maja 1949 roku otoczyły go grupy operacyjne
UBP-KBW-UB. "Uskok” popełnił samobójstwo, rozrywając się granatem. Józef Gąsior
twierdzi, że pochowano go w Lublinie przy ul. Unickiej. - Jeden z moich
znajomych był wtedy studentem medycyny. Przywieziono na akademię ciało
Brońskiego. Potem komuniści zabrali je i pochowali w nieznanym miejscu na
cmentarzu na Unickiej - wspomina.
Janusz Łuczkowski
sekretarz Wojewódzkiego Komitetu Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w Lublinie
x To nie jedyny taki przypadek na Lubelszczyźnie. Jeżeli przedstawia fakt
historyczny, to może wisieć. Sprawą tablicy możemy się zająć, jeżeli narusza ona
czyjeś uczucia i zwróci się do nas komitet społeczny, osoba indywidualna lub
władze samorządowe. Wtedy praktyka bywa różna. Dyskutujemy nad wnioskami o
usunięcie pomnika lub tablicy. Czasem jest odwrotnie: emeryci MSW chcą wmurować
tablicę poświęconą kolegom, którzy zginęli podczas pełnienia obowiązków
służbowych. To też budzi emocje i za jakiś czas rozpatrujemy wniosek mieszkańców
o jej usunięcie. Niestety, polskie ustawodawstwo nie precyzuje co wolno, a czego
nie. Nie wiadomo też co robić z takimi zdjętymi tablicami. Niszczyć? Przekazywać
do muzeum? •