Tekst pochodzi z Impulsu Trybuny
Krzysztof Lubczyński
Róża Luksemburg w 100 lat później
A dokładnie - 105, a nawet w 106 lat od roku pierwszego
wydania, fundamentalny sens pracy Róży Luksemburg "Kryzys socjaldemokracji"
ponownie nabrał aktualności, a nawet aktualność ta zyskała na jaskrawości. Można
by nawet rzec, że dopiero teraz mamy do czynienia z, co się zowie, prawdziwym
kryzysem socjaldemokracji - kryzysem na skalę naszych czasów. W języku
dzisiejszych pojęć trzeba ten termin zastąpić określeniem - lewica.
Lektura kolejnego wydania tej pracy, opatrzonego interesującym wstępem
Przemysława Wielgosza skłania do myśli ponurych. Obraz światowej sytuacji
lewicy, ruchu pracowniczego, komunistycznego, socjalistycznego,
socjaldemokratycznego, a przede wszystkim świata pracy, skłania do wniosku, że
znalazł się on w ślepym zaułku. W porównaniu z tym, okoliczności, w których
przyszło działać i myśleć Róży Luksemburg, były diametralnie odmienne i można by
rzec, łatwiejsze - gdyby określenie to nie było niestosowne z powodu dokonania
na niej bestialskiej zbrodni. Warunki dzisiejsze są, z powodów, o których niżej,
znacznie trudniejsze. Z kilku powodów.
Nierównowaga sił
100 lat temu (przyjmijmy symbolicznie ten mityczny odstęp
czasu), istniała - względna oczywiście - ale jednak równowaga między światem
kapitału a światem pracy, wynikająca przede wszystkim z faktu, że naprzeciwko
potężnych sił wyzysku stanęły w drugiej połowie XIX wieku potężniejące z każdym
dziesięcioleciem, zorganizowane siły świata pracy, grupujące się w związki
zawodowe, partie i stowarzyszenia. Owa względna równowaga wynikała w dużej
mierze także z ówczesnego, ogólnie niskiego technologicznie poziomu środków
przekazu, co sprawiało, że obie strony barykady dysponowały podobnymi
przekaźnikami w postaci pism ulotnych, gazet, czasopism i książek. Nie istniały
ani dzisiejsze media technologiczne, ani też nie miała miejsca podobna do
dzisiejszej koncentracja kapitału medialnego w rękach międzynarodowej
finansjery.
Sprawiła ona, że uzyskał on miażdżącą przewagę nad coraz słabszymi i coraz
bardziej rozproszonymi rywalami. Dziś bowiem istotną, a może nawet decydującą
rolę odgrywa właśnie elektroniczny, a zatem niesłychanie ekspansywny charakter
najważniejszych współczesnych mediów, czyli przede wszystkim telewizji. Żadne
bowiem inne medium, ani prasa, ani nawet radio, nie mają nawet części tej siły
rażenia, jaką dysponuje telewizja. Jest ona w rękach światowego kapitału
potężnym, bezkonkurencyjnym w swej sile walcem propagandowym.
Komercyjne, ale po części także publiczne stacje telewizyjne pełnią dwojaką
rolę. Po pierwsze, wprost lub w sposób zakamuflowany wyrażają one interesy swych
potężnych właścicieli. Po drugie, przez samą komercyjną, schlebiającą najniższym
gustom, ogłupiającą treść i formę tej swoistej "pulp fiction" dokonują procesu
masowego "odmóżdżenia", infantylizacji konsumentów. Skutkiem tego jest zanik
poważnej refleksji, myśli, a nade wszystko debaty ideowej, poważnego dyskursu,
które są podstawowym warunkiem właściwego funkcjonowania lewicy, ba, jej
istnienia. O ile bowiem między infantylizacją przekazu społecznego a celami
ogólnie rozumianej prawicy nie ma zasadniczej sprzeczności, która wynikałaby z
samej definicji prawicy (co nie znaczy, że niektóre odłamy prawicy nie prowadzą
poważnego dyskursu ideowo-intelektualnego), o tyle z uwagi na
intelektualno-mentalną morfologię formacji lewicowej, infantylizacja i
komercjalizacja społecznego dyskursu jest dla niej zabójcza.
W warunkach obecnej, gigantycznej przepaści między arsenałem medialnym wielkiego
kapitału, a medialną słabością lewicy, w tym socjaldemokratycznej, ta ostatnia
jest na straconej pozycji. Występuje tu bowiem proporcja jak pomiędzy wiadrem
wody a wzburzonym oceanem. Ten stan jest jednocześnie skutkiem i przyczyną,
rodzajem sprzężenia zwrotnego, z którego, jak się zdaje, nie ma obecnie wyjścia.
Błędy i winy realnego socjalizmu
Drugą fundamentalną przyczyną obecnego stanu głębokiego
kryzysu są historyczne porażki realnego socjalizmu, zarówno w ZSRR, jak i w
Europie Środkowo-Wschodniej. Z jednej strony, miało miejsce sprzeniewierzenie
się ideałom Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej poprzez
zainstalowanie represyjnego systemu stalinowskiego. Zaciążył on na realnym
socjalizmie na lat ponad trzydzieści i odcisnął swoje piętno na całych
siedemdziesięciu latach trwania tego ustroju, zakończonych upadkiem ZSRR.
Z drugiej strony, do jego upadku w Europie, w tym w Polsce, doszło za sprawą
masowego ruchu pracowniczego ludzi rozczarowanych poziomem życia, porównywanym
do poziomu życia świata pracy na Zachodzie. Także na kapitalistycznym Zachodzie
zaczął się kryzys lewicowego projektu ideowego, który odgrywał tam ogromną rolę
w od lat dwudziestych do końca lat siedemdziesiątych. Częściowa kompromitacja
realnego socjalizmu w bloku radzieckim bardzo osłabiła siłę przebicia i
popularność projektu lewicowego.
Na długie lata marksizm zepchnięty został na margines ideowego dyskursu,
potraktowany jako ideologia z piekła rodem. Spektakularnym tego przejawem było
zwycięstwo, zwłaszcza w USA i Wielkiej Brytanii, na przełomie lat
siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, prawicowego konserwatyzmu połączonego z
neoliberalizmem ekonomicznym, a także wzmocnienie jego wpływów w innych krajach
kapitalistycznych. Idee lewicowe zaczęły być w odwrocie. Godność człowieka pracy
ustąpiła przed ideologią, w której pracownik stał się tylko trybikiem w
machinie, przedmiotem wyzysku. Nie bez winy byli tu także sami socjaldemokraci,
socjaliści czy nawet komuniści, którzy w poczuciu winy wywołanym porażkami ich
środkowo-wschodnio-europejskich pobratymców, dokonali wylania dziecka z kąpielą.
Niektórzy z nich bowiem, słusznie krytykując błędy i winy realnego socjalizmu,
wyrzekli się de facto fundamentalnych idei i celów lewicy. Casus niedawnego
nawrócenia Leszka Millera na wiarę neoliberalną, zgodnie z którą "rynek (czytaj:
kapitał) ma zawsze rację" jest tylko lokalną, choć osobliwie jaskrawą, polską
egzemplifikacją tego zjawiska.
Koniec socjalistycznego straszaka
Fundamentalnym skutkiem upadku ZSRR i realnego socjalizmu w krajach Europy Środkowo-Wschodniej było zniknięcie straszaka, który przez kilka dziesięcioleci determinował stosunek kapitału do świata pracy. Lęk przed czerwoną rewoltą zachodniego świata pracy był jednocześnie lękiem przed ZSRR i jego sojusznikami. Ten właśnie lęk stanowił jeden z filarów zgody światowego kapitału na budowę państwa opiekuńczego. Było ono haraczem zapłaconym światu pracy przez kapitał w zamian za bezpieczeństwo. Gdy zniknął czerwony straszak, kapitał na Zachodzie ostatecznie poczuł się bezkarny.
Ofensywa zwątpienia, irracjonalizmu i religii
Niebagatelną rolę w tych procesach odegrał kryzys duchowy w
Europie i na świecie, fala zwątpienia w pomyślną, bardziej sprawiedliwą
przyszłość. Wywołał on falę irracjonalizmu w obyczajach i kulturze, zauważalną
już w latach siedemdziesiątych, ale wzmożoną w latach dziewięćdziesištych.
Wstąpienie na tron papieski Karola Wojtyły, co niezmiernie istotne - Polaka z
doświadczeniem życia w PRL, stanowiło potężny antysocjalistyczny impuls i
spełniło funkcję katalizatora negatywnych procesów w sferze psychologii
zbiorowej. Początkowo miało to miejsce przede wszystkim w Polsce, później jednak
rozprzestrzeniło się także na inne kraje socjalistyczne.
Fideistyczny światopogląd katolicki, zawsze odgrywający potężną rolę w Polsce,
został dodatkowo ogromnie wzmocniony, także w innych krajach, choć w żadnym tak
mocno jak w ojczyźnie Jana Pawła II. Jego konserwatywny pontyfikat był bardzo
polityczny i w pierwszej fazie nakierowany na zniszczenie "Imperium Zła". W
drugiej fazie polski papież skoncentrował się na krzewieniu w świecie religii
katolickiej, co wywołało pewne, ograniczone co prawda, skutki nawet w laickiej,
racjonalistycznej Francji, gdzie doszło do pewnego renesansu fideizmu, nie tylko
katolickiego.
Naszkicowane powyżej, bardzo lakonicznie, przyczyny potężnych tarapatów, w
jakich znalazła się socjaldemokracja (czytaj, światowa lewica), a wraz z nią
świat pracy, który znalazł się w głębokiej defensywie, nie wyczerpują złożoności
zjawiska. Pokazują wszakże, że przyczyny nędzy dzisiejszej socjaldemokracji
(czyli lewicy), jej głębokiego kryzysu, są dwojakie.
Część z nich powstała niezależnie od lewicy, niejako bez jej winy. Do tych
należy rozwój technologiczny mediów. Reszta problemów jest zawiniona przez
socjaldemokrację, czytaj lewicę, która upokorzona porażkami realnego socjalizmu
schyliła głowę i oddała pole ideologiom prawicowym, poddała się wyrokowi
wyrzucającemu ją na śmietnik historii i - co najgorzej - dała się zaszantażować,
wpędzić w kompleksy, wyrzekając się w sporej mierze podstawowego kanonu zasad.
Symptomatycznym świadectwem tego stanu rzeczy był spór jaki rozgorzał we Francji
i w innych krajach, w tym w Polsce, po publikacji tzw. "Czarnej księgi
komunizmu", przygotowanej przez grono prawicowych historyków francuskich, na
czele ze Stephane Courtois. Dokonane w niej potępienie stalinizmu stało się
asumptem do akcji idącej znacznie dalej niż tylko niż tylko rozrachunki
historyczne, bo w kierunku kompromitacji lewicy w ogóle. Była to dla wrogów
lewicy doskonała okazja, by dokonać tego hurtem i bez oglądania się na niuanse.
Lewica nie zareagowała na tę operacje propagandową z należyta energią.
Zastraszona i zaszantażowana, poddała się. W Polsce przybrało to postać
szczególnie zasmucającą.
Kryzys lewicy trwa. Pytanie, czy wydobędzie się ona ze swej obecnej,
wielostronnej nędzy, jest jednym z fundamentalnych pytań politycznych na progu
XXI wieku. Chodzi bowiem o los świata pracy, poddawanego coraz straszniejszemu
wyzyskowi.
Róża Luksemburg, "Kryzys socjaldemokracji", wybór i wstęp Przemysław Wielgosz na
podstawie tomów I i II "Wyboru pism" z 1959 r., Instytut Wydawniczy Książka i
Prasa, Warszawa 2005 r.
Krzysztof Lubczyński