Wenezuela

Przekazywanie władzy ludowi

Rozmowa z JUANEM BARRETO, lewicowym burmistrzem Caracas

 

W 1992 r., gdy Hugo Chávez znalazł się w więzieniu po nieudanej próbie dokonania zamachu stanu na czele sprzysiężonych oddziałów wojskowych, lewicowo-radykalny działacz Juan Barreto nawiązał z nim kontakt i odtąd działa politycznie u jego boku. Sytuuje się na lewym skrzydle partii prezydenckiej. Od września 2004 r. jest burmistrzem Caracas.

 

- Jaka jest sytuacja polityczna w Wenezueli?

 

Od ponad roku boliwariański proces rewolucyjny się radykalizuje, czemu sprzyja kontekst wewnętrzny i międzynarodowy. Nasze ostatnie zwycięstwa wyborcze potwierdziły krach opozycji. W rękach prawicy pozostają tylko dwa z 22 stanów. Po stronie boliwariańskiej mobilizacja utrzymuje się na wysokim poziomie, zarówno jeśli chodzi o udział mas w manifestacjach, jak i o ich bezpośredni udział w przeobrażeniach kraju.

Na szczeblu międzynarodowym, Stany Zjednoczone ugrzęzły w Iraku, co utrudnia mobilizację polityczną i dyplomatyczną imperializmu przeciwko wenezuelskiemu procesowi rewolucyjnemu. Co więcej, nasza polityka zagraniczna odniosła szereg sukcesów, które dowodzą, że Wenezuela nie jest izolowana w Ameryce Łacińskiej.

Te pola manewru pozwalają nam z optymizmem patrzeć w przyszłość. Od ponad roku jesteśmy zajęci wielką debatą ogólnokrajową o budowie czegoś, co nazywamy „socjalizmem XXI w.”, gdyż kapitalizm nie daje się pogodzić z rewolucją boliwariańską. Jesteśmy nastawieni na przejęcie tego, co najlepsze w tradycjach socjalizmu, wyciągnięcie wniosków zarówno z fiaska stalinizmu, jak i fiaska socjaldemokracji i związanie tej tradycji z naszymi tradycjami i osobliwościami narodowymi.

 

- Jaką rolę w tym procesie politycznym odgrywa partycypacja ludowa?

 

Partycypacja ludowa jest kamieniem węgielnym naszej strategii, która polega na „obchodzeniu” i osłabianiu państwa odziedziczonego po poprzednich dziesięcioleciach, bez zrywania „nici konstytucyjnej” demokracji przedstawicielskiej. Konkretnie oznacza to, że w obliczu bezwładu tej demokracji i jej instytucji, w razie potrzeby promujemy demokrację bezpośrednią i obchodzenie administracji.

Tak więc, wielkie reformy służby zdrowia i edukacji (nazywane „misjami”) były możliwe tylko dlatego, że działacze boliwariańscy wzięli się za ich organizowanie i najbardziej zapadłych zakątkach kraju, w dzielnicach biedoty i po wsiach. Pracodawcy zamknęli niektóre przedsiębiorstwa i kilka już wywłaszczyliśmy; dziś zarządzają nimi spółdzielnie robotnicze. Mówimy, że prywatna własność środków produkcji to nie żadna świętość. Słychać coraz więcej głosów żądających rewizji zapisów figurujących w naszej konstytucji, a związanych z własnością i organizacją produkcji. Ze swojej strony nie wykluczam, że pójdziemy w kierunku nowego procesu ustawodawczego, uwieńczonego nową konstytuantą, która przyzna pierwszeństwo własności kolektywnej nad własnością prywatną.

 

- W wyborach na burmistrza Caracas uzyskał pan 60% głosów. Jak teraz wygląda zarządzanie miastem?

 

W Caracas staramy się być wcieleniem ducha rewolucji boliwariańskiej w skali miasta. Podobnie jak w różnych regionach czyni to rząd, zorganizowaliśmy „ruchliwe gabinety” administracji, które zawierają bezpośrednie porozumienia ze społecznościami. Po ich zatwierdzeniu w trybie, który stosuje się w takich przypadkach w całym kraju, projekty realizują sami mieszkańcy, korzystając z zasobów finansowych i logistycznych, które im przekazujemy. Do tego nie potrzeba biurokracji!

Ponieważ rząd uruchomił „rezerwy wojskowe”, które dwóm milionom Wenezuelczyków pozwolą nauczyć się posługiwać bronią palną, zgodnie z pojęciem „ludu pod bronią”, które wdrażamy, w Caracas mamy projekty dla policji. W dzielnicach ludowych powstaną komitety bezpieczeństwa obywatelskiego, a policja będzie musiała odpowiadać nie tylko przed swoimi zwierzchnikami hierarchicznymi (czyli przede mną w ostatniej instancji), ale również przed tymi komitetami, które będą sprawowały władzę w dziedzinie kontroli realizacji takich zadań i zarządzania nimi.

W drugiej fazie zamierzamy przekazać komitetom broń, tak, aby bezpieczeństwo częściowo zapewniali sami mieszkańcy. Nazywamy to przekazywaniem władzy ludowi. Te konkretne elementy w dziedzinie organizacji społecznej stopniowo sprawią, że proces rewolucyjny stanie się nieodwracalny.

 

- Jaka teoria polityczna przyświeca tego rodzaju doświadczeniom?

 

Muszę przyznać, że o ile jesteśmy przekonani o konieczności obalenia kapitalizmu, nasze podejście jest w dużej mierze empiryczne i nie opiera się na żadnej określonej teorii. Uczymy się w marszu i staramy się naprawiać błędy w miarę jak podążamy naprzód. Stoimy w praktyce wobec problemu, w jaki sposób przejść do nowego społeczeństwa. To już nie kwestia teoretyczna, lecz codzienna rzeczywistość. Na tej drodze potrzebujemy wszystkich ludzi dobrej woli i jesteśmy spragnieni debat z tymi wszystkimi, dla których rewolucja to nie tylko czysta idea.

Dlatego postanowiliśmy być gospodarzami Światowego Forum Społecznego, które zbierze się w styczniu w Caracas. Oczekujemy, że przyjedzie na nie jak najwięcej rewolucjonistów europejskich i że nawzajem będziemy uczyć się na podstawie swoich doświadczeń! Ma to zasadnicze znaczenie dla debaty, którą żyje lewica latynoamerykańska: kto zdobędzie hegemonię polityczną – socjaldemokracja czy rewolucja? W tej sprawie świadectwo Europejczyków o ich doświadczeniach z socjaldemokracją będzie dla nas bardzo cenne.

 

Rozmowę przeprowadził Edouard Diago

Tłum. Zbigniew Marcin Kowalewski