Bogusław Ziętek
Co się dzieje na „Budryku”
Związkowcy wyrzucani z pracy. Za to, że ośmielili się wejść w spór zbiorowy i twardo walczyć o postulaty Załogi. Zarząd, który łamie prawo bez żadnych zahamowań.
Nie uznaje sporu zbiorowego, nie dopuszcza do mediacji. Pracowników zastrasza i szantażuje. Każdy, kto ośmieli się sprzeciwić, jest wzywany i zmuszany do podpisywania lojalek. Jeśli nie podpisze, wyrzucany jest na bruk. Firma ochroniarska, która kontroluje każdy ruch. Specjalnie wynajęta kancelaria prawnicza, za którą koszty liczone w dziesiątki tysięcy złotych ponosi kopalnia. Przekręty przy przetargach. Prezes, który rządzi państwową firmą jak prywatnym folwarkiem.
W dzień po rozmowie przewodniczącego Komisji Zakładowej WZZ „Sierpień 80” Krzysztofa Łabądzia z ministrem pracy na temat sytuacji na „Budryku”, prezes zarządu kopalni wyrzuca go z pracy. Wcześniej podczas rozmowy z tym samym przewodniczącym prezes Czajkowski stwierdza: „Wiem, że sprawy w sądzie przegramy i sąd przywróci was do pracy, ale zanim to się stanie, wy będziecie bez pracy i bez środków do życia”. Tak wygląda sytuacja na „Budryku”.
We wrześniu trzy związki zawodowe działające w KWK „Budryk” weszły w spór zbiorowy o płace z zarządem kopalni. Zarząd nie podejmuje rozmów, choć do tego zobowiązuje go ustawa o rozwiązywaniu sporów zbiorowych. Zamiast tego Zpodejmuje pierwsze restrykcje. Będące w sporze zbiorowym związki zawodowe podejmują kolejne próby nawiązania rozmów. Bez skutku. ZZ Kadra i NSZZ „Solidarność” przeprowadzają referendum strajkowe, w którym większość załogi opowiada się za podjęciem strajku, jeśli Zarząd nie przystąpi do rozmów.
Referendum i zapowiedziany strajk w pełni popiera WZZ „Sierpień 80”, deklarując gotowość w nim udziału.
W międzyczasie WZZ „Sierpień 80”, chcąc dać zarządowi kolejną szansę rozwiązania konfliktu, podejmuje akcję protestacyjną. Pięciu górników, członków WZZ „Sierpień 80” podejmuje protest głodowy. Na własnych urlopach górnicy prowadzą głodówkę. Odpowiedzią zarządu jest nasłanie na głodujących firmy ochroniarskiej, której wydano polecenie usunięcia protestujących siłą.
Polecenie nie zostaje wykonane, ponieważ prezes Czajkowski boi się potwierdzić go na piśmie, czego domaga się firma ochroniarska. WZZ „Sierpień 80” występuje do zarządu o ustanowienie mediatora z listy ministra pracy. Zarząd odmawia. Wobec łamania przez zarząd prawa, związek organizuje dwugodzinny strajk ostrzegawczy. W strajku uczestniczy cała załoga pierwszej zmiany. Kolejne represje i szykany. W ruch idzie kolejny raz firma ochroniarska, która na polecenie Czajkowskiego ma przywrócić porządek. W tym czasie o „Budryku” jest już głośno. Prezes Czajkowski ukrywa się przed dziennikarzami. Kiedy ci przyjeżdżają na kopalnię, Czajkowski chowa się w służbowym samochodzie. Przesiaduje tam godzinami, bojąc się mediów. Przez komórkę udziela instrukcji rzecznikowi kopalni.
Zarząd zapowiada wręczenie 12 pracownikom - członkom WZZ „Sierpień 80” - wypowiedzenia z pracy. Wśród nich jest również przewodniczący WZZ „Sierpień 80” Krzysztof Łabądź. Lecz są również osoby, które w żadnym proteście nie brały udziału, bo przebywały na zwolnieniu lekarskim. Są pracownicy o długoletnim nienagannym stażu pracy. Jeden z nich za kilka dni miał odejść na emeryturę. Kolejnemu do emerytury zabrakło niespełna rok. Sam Łabądź za kilka dni miał odebrać odznaczenie Zasłużony dla KWK „Budryk”. Odznaczenie miał mu wręczać Czajkowski.
Czajkowski o tym wie. Na pytanie dlaczego zwalnia również ludzi, którzy w proteście nie uczestniczyli, a ich jedyną winą jest przynależność do WZZ „Sierpień 80”, wzrusza ramionami i oświadcza: „No i co z tego, najwyżej sąd ich przywróci”.
Pięciu górników, którzy prowadzili głodówkę, zarząd chciał zwolnić za udział w nielegalnym strajku. Dopiero perswazja i oświadczenie, że nie może być mowy o strajku, bo strajk to powstrzymanie się od pracy, a ci pracownicy byli na własnych urlopach i w żaden sposób swoim protestem nie utrudniali funkcjonowania zakładu, powoduje zmianę tego uzasadnienia. Zwolnienia jednak i tak mają być zrealizowane.
Strasząc pracowników zwolnieniami, służby administracyjne kopalni wzywają poszczególnych pracowników i grożąc im zwolnieniem z pracy, zabraniem „barbórki” i innych świadczeń, żądają podpisania przygotowanych lojalek, w których pracownicy sami na siebie piszą donosy. Presja jest wywierana z coraz większą siłą. Albo podpiszesz lojalkę, albo art. 52 i za bramę.
Do domów zagrożonych zwolnieniem pracowników dzwoni między innymi przewodniczący ZZG z KWK „Budryk”, jednego z prodyrektorskich związków. Oświadcza on pracownikowi wprost: „Jak nie podpiszesz, to cię zwolnię”. Zwolnieniami z pracy grożą już nie tylko prezesi „Budryka”. Zwolnieniami grozi pracownikowi związkowiec!
W uzasadnieniu zwolnień zarząd zarzuca członkom WZZ „Sierpień 80” zorganizowanie „nielegalnego” strajku. Żaden sąd „nielegalności” strajku nie stwierdził, ale to Zarządowi nie przeszkadza. W uzasadnieniu Zarząd powołuje się też na postanowienie sądu zabraniające „Solidarności” i ZZ „Kadra” działań paraliżujących zakład. Postanowienie to nie odnosi się jednak do WZZ „Sierpień 80”, który postanowieniem tym nie jest objęty.
Nawiasem mówiąc, postanowienie sądu jest kuriozalne. Powtarza brzmienie ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych i jest wykorzystywane tylko po to, aby zastraszyć górników. Jednak zarząd „Budryka” prezentuje je jako zakaz strajku. „Solidarność” i Kadra korzystają z okazji i wycofują się ze strajku. Od tego czasu te dwa związki nie robią zupełnie nic. Zapomniały o zobowiązaniu podjętym wobec załogi - przeprowadzenia strajku. Pracownikom, którzy pytają, co dalej, opowiadają o konieczności zachowania spokoju - bo powołanie rządu, bo posiedzenie rady nadzorczej, bo przyszły prezydent o to prosi, bo opady śniegu.
„Solidarność” i Kadra, zamiast stanąć przed załogą KWK „Budryk” i ogłosić strajk, chowają głowę w piasek. Mimo naszego pełnego poparcia, dezerterują. Wydają paszkwile, których nie powstydziłby się sam Czajkowski. Tymczasem szaleństwo na „Budryku” trwa dalej. Na polecenie Czajkowskiego trzy osoby zostają wyrzucone z pracy, wśród nich przewodniczący WZZ „Sierpień 80”. Pozostali poddawani są dalszej „obróbce”. Jak nie podpiszecie „lojalek” wyrzucimy was tak, jak tamtych trzech. Górnicy z dnia na dzień mogą zostać pozbawieni środków do życia, a ich rodziny utrzymania.
Zakaz strajku, łamanie ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych, wyrzucanie z pracy działaczy związkowych chronionych ustawą, szantaż i zastraszanie. Firma ochroniarska próbuje siłą usunąć z masówki przewodniczącego związku. W jego obronie stają pracownicy. Ochroniarze odstępują. Zakład zamienia się w obóz koncentracyjny. Alarmowane ministerstwo gospodarki, ministerstwo pracy, rada nadzorcza i premier nie reagują. Zrzucają winę na biurokratyczne procedury. Czajkowski czuje się tak bezkarny, że nie ma już żadnych zahamowań.
W tym samym czasie jedna z gazet opisuje przekręty, jakie miały miejsce na „Budryku”, w związku z zakupem obudów. Ustawiane przetargi, podejrzenie korupcji, zagrożenie dla bezpieczeństwa pracowników. Nieprawidłowości potwierdził raport po kontroli Najwyższej Izby Kontroli. Na „Budryku” pożar. Załoga aż huczy, że to nie przypadek, tylko zacieranie śladów po aferze. Nadal brak jakiejkolwiek reakcji ze strony organów nadzoru. Rada nadzorcza pozostaje bezwolna. Minister gospodarki jako organ właścicielski milczy niczym sfinks. Bezprawie trwa dalej.
W kopalni „Budryk” łamane są prawa pracownicze i związkowe. Deptana jest godność pracowników. Afera goni aferę. Zarząd stać na procesy sądowe, firmy ochroniarskie i drogie kancelarie prawnicze, ale nie stać na podwyżki płac dla załogi. Opór pracowników łamany jest wszelkimi metodami. Prawo się nie liczy. Szantaż, groźby, bezprawie. Każdy, kto stawia opór - za bramę. Pozostałe związki zawodowe albo tchórzliwie milczą, albo wprost niewolniczo służą prezesowi, spełniając każde jego życzenie. Z równowagi Czajkowskiego wyprowadza dopiero pikieta zwolnionych górników przed jego domem. Oburzony, prawie płacząc oświadcza: „Ależ panowie, przecież ja mam rodzinę”.
Tak, jakby rodzin nie mieli wyrzuceni przez niego na bruk górnicy, których Czajkowski pozbawił chleba.
„Budryk” to nie jednostkowy przypadek. To nawet nie odstępstwo od normy. Strajk i protesty to dopuszczona w całym cywilizowanym świecie forma walki pracowników o swoje prawa. W Polsce sąd na wniosek prezesa w praktyce zakazuje strajku. Jak więc pracownicy mają walczyć o swoje prawa - pisząc petycje? Kto odważy się upomnieć o pracę, jeśli w sposób bezprawny z pracy wyrzucony zostaje przewodniczący związku zawodowego, który objęty jest szczególną ochroną prawną? Po co rada nadzorcza, nadzór ministerstwa, skoro i tak prezes państwowej spółki robi co mu się podoba? Może więc od razu ustalić, że pracownikowi wolno tylko to, na co ma zgodę pracodawców, a związki zawodowe mogą tylko tyle, na ile pracodawca pozwala.
Prawo do strajku, prawo do protestu, prawo do manifestacji, to podstawowe prawa, które mieszczą się w normach każdego cywilizowanego kraju. Jednak w naszym kraju, każdy kto ma władzę, siłę i środki, może to prawo ograniczać, nie licząc się z żadnymi konsekwencjami. „Budryk” to dowód na to jak deptane są prawa pracownicze i wolności związkowe. Jak w państwowej firmie, jeden mały prezesik o stalinowskiej mentalności, może robić co mu się podoba i pozostaje bezkarny. Jak bezradne i bezsilne wobec bezprawia są instytucje państwa, które w takich sytuacjach powinny stawać w obronie słabszego pracownika oraz swobód i wolności związkowych. Jak nieudolni urzędnicy, którzy bezradnie temu się przyglądają. Jak wreszcie wyglądają w praktyce rządy prawa i sprawiedliwości.
WZZ „Sierpień 80” nie zaprzestanie swej twardej walki o interesy pracowników i ich godne życie. W KWK „Budryk” nie będzie inaczej.
Autor jest przewodniczącym WZZ „Sierpień 80” i Polskiej Partii Pracy.
http://www.partiapracy.pl/
„Kurier Związkowy”, tygodnik społeczny Komisji Krajowej WZZ „Sierpień 80”
Pocztę Polską, jedno z największych przedsiębiorstw w Polsce, czekają radykalne zmiany, w tym znaczące zwolnienia pracowników i prywatyzacja.
Nowy rząd zabrał się za porządki w Poczcie Polskiej. Minister transportu i budownictwa Jerzy Polaczek powołał pod koniec listopada nowy skład Rady Poczty Polskiej. Przewodniczącym Rady został prof. Jędrzej Krakowski, były działacz Unii Pracy. Wcześniejszą Radę, na której czele stała Wiesława Ziółkowska (też była kiedyś w Unii Pracy) odwołano z powodu - jak to ładnie ujęto w komunikacie ministerstwa – „negatywnej oceny sprawowania nadzoru nad działalnością kierownictwa przedsiębiorstwa Poczta Polska”.
Jedną z konkretnych przyczyn odwołania dotychczasowej Rady był brak odpowiedniej reakcji na umowy z kadrą menedżerską Poczty Polskiej, w których m.in. przedłużone zostały okresy wypowiedzenia umowy o pracę. Dyrektor generalny Poczty Polskiej, Tadeusz Bartkowiak, powołany na to stanowisko przez poprzedni rząd SLD, podpisał we wrześniu br. nowe umowy z blisko 50 menedżerami. W przypadku zwolnienia każdy z nich dostanie od 60 do 100 tys. zł samej odprawy. Gdyby zwolnieni zostali wszyscy, kosztowałoby to Pocztę Polską blisko 3-4 mln zł.
To co dyrektor Bartkowiak chciał dać swoim kolegom menedżerom, najpierw planował zabrać zwykłym pracownikom. Na początku tego roku Tadeusz Bartkowiak przyznał, że po prywatyzacji Poczty Polskiej nieuniknione byłyby zwolnienia pracowników, które lekką rączką oszacował na 20 proc. Na Poczcie pracuje 94,8 tys. pracowników - więc zdaniem Bartkowiaka blisko 20 tysięcy z nich musiałoby zostać zwolnionych.
Obecnie przygotowywana jest strategia Poczty Polskiej na lata 2006 - 2009, w której mają być określone działania, dzięki którym firma m.in. może wejść na nowe rynki. Strategia tworzona jest przy pomocy doradczej firmy Andersen Business Consulting i powinna powstać najpóźniej w styczniu 2006 roku.
Nie wiadomo jeszcze dokładnie jaka będzie strategia działania Poczty Polskiej, ale wiadomo, że szykowana jest jej prywatyzacja. O możliwych wariantach prywatyzacji Poczty Polskiej rozmawiano np. 9 listopada podczas spotkania pod jednoznacznym tytułem „Drogi prywatyzacji operatorów pocztowych w Unii Europejskiej”. Jako „eksperci” podczas tej konferencji występowali przedstawiciele kilku międzynarodowych firm doradczych, które tylko czekają jak zarobić pieniądze przy prywatyzacji - nic więc dziwnego, że przekonują, że prywatyzacja państwowych firm, w tym poczty, to dobra rzecz. Dla tych firm doradczych z pewnością tak jest, bo mogą dzięki temu nieźle zarobić, ale wcale tak być nie musi np. dla co najmniej 20 proc. pracowników Poczty Polskiej, którzy wskutek prywatyzacji mogą stracić pracę.
Podczas tego spotkania rozważano dwie możliwości prywatyzacji Poczty Polskiej - sprzedaż akcji inwestorowi branżowemu lub sprzedaż akcji firmy na warszawskiej giełdzie. Za tą drugą możliwością opowiada się m.in. Zarząd Poczty Polskiej. W styczniu br. wysłał on do Ministerstwa Infrastruktury (obecnie Ministerstwo Transportu i Budownictwa) stanowisko, w którym opowiedział się za przekształceniem Poczty Polskiej w spółkę akcyjną, która w przyszłości mogłaby się znaleźć na warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych. To zdaniem dyrekcji Poczty Polskiej byłoby najlepszym rozwiązaniem, ponieważ dałoby możliwość rozwoju, sprawnego procesu decyzyjnego, jasnych struktur, odczucia prestiżu pracy dla zatrudnionych. Z pewnością ten ostatni punkt jest najfajniejszy.
Poczta Polska to kolejny przykład firmy, którą chce się sprywatyzować, pomimo że przynosi spore zyski. W roku 2004 r. Poczta przyniosła ok. 100 mln zysku netto, a inwestycje w tym czasie przekroczyły 323 miliony złotych. Firma jeszcze lepiej radzi sobie w tym roku, po pierwszych ośmiu miesiącach br. zysk netto przekroczył 330 milionów złotych. Skoro Poczta dobrze sobie radzi: przynosi duże zyski, prowadzi wielkie inwestycje, to po co ją prywatyzować? Żeby kilku kolesi i firm doradczych mogło się obłowić?
Jak się może skończyć prywatyzacja i restrukturyzacja Poczty Polskiej pokazuje przykład Telekomunikacji Polskiej. Tę firmę sprywatyzowano w roku 2000 za rządów AWS i obecnego posła do Parlamentu Europejskiego z listy Platformy Obywatelskiej Jerzego Buzka. Rząd Buzka popierała Solidarność, która dziś wspiera rząd Kazimierza Marcinkiewicza - co już samo w sobie jest powodem do trwogi.
Od roku 2000 do końca roku 2004 zatrudnienie w Telekomunikacji Polskiej zmniejszyło się z ok. 70 do 29 tysięcy osób. Docelowo zatrudnienie ma zmniejszyć się o dodatkowych kilka tysięcy pracowników. Te zwolnienia prowadzone były przy jednoczesnym wzroście zysków TP: w roku 2003 zysk netto grupy Telekomunikacji Polskiej wyniósł 724 mln zł., a w roku 2004 już 2,2 miliarda. W tym roku prawdopodobnie będzie jeszcze większy.
Zwiększone zyski w żaden sposób nie przekładają się na poprawę sytuacji pracowników Telekomunikacji. Po prywatyzacji firmę podzielono na niezliczoną ilość spółek zależnych o nie zawsze czytelnych i jednoznacznych zadaniach - okazuje się więc, że jedno zadanie może wykonywać kilka firm, gdy nie wiadomo kto ma się zająć inną rzeczą. Aż dziw bierze, że mimo tego chaosu organizacyjnego działają jeszcze telefony.
Przekształcenia organizacyjne i zwolnienia pracowników zmusiły załogę Telekomunikacji do protestu, w tym strajku głodowego - w którym brali również udział działacze Sierpnia 80. Jednym z najważniejszych elementów protestu była pikieta pod ambasadą francuską w Warszawie - przypomnijmy, że właścicielem Telekomunikacji Polskiej jest koncern France Telekom, kontrolowany przez francuski rząd.
Telekomunikacja Polska jest przykładem tego, jak nie należy przekształcać i prywatyzować państwowej firmy. Niestety, tym przykładem chce iść obecnie Poczta Polska.
Polska Partia Pracy w sprawie więzień CIA
Polska Partia Pracy od początku, konsekwentnie opowiada się za natychmiastowym wycofaniem wojsk polskich z Iraku. Dziś, wobec informacji, potwierdzających możliwość niezgodnego z prawem wykorzystywania terytorium Rzeczypospolitej Polskiej do przetrzymywania więźniów Stanów Zjednoczonych Ameryki, apelujemy do Sejmu RP o powołanie Specjalnej Komisji Śledczej.
Komisja ta powinna wyjaśnić wszystkie doniesienia mediów amerykańskich i polskich, dotyczące rzekomych tajnych więzień CIA na terenie Polski. Informacje te są tym bardziej bulwersujące, że część z nich dotyczy procederu stosowania tzw. „wzmocnionych technik przesłuchań”. Takie metody to nic innego jak stosowanie tortur.
Funkcjonowanie w Polsce tajnych więzień obcych państw stoi w sprzeczności z Konstytucją RP i zasadą suwerenności kraju. Dlatego Komisja Śledcza powołana przez Sejm RP powinna zbadać tę sprawę i, jeśli informacje na temat więzień potwierdzą się, ukarać winnych, odpowiedzialnych za łamanie demokratycznych fundamentów państwa prawa i narażenie Polski, jako członka Unii Europejskiej, na sankcje polityczne i gospodarcze ze strony Wspólnoty.
Mariusz Olszewski Wiceprzewodniczący Polskiej Partii Pracy