Tekst pochodzi ze strony http://wiadomosci.onet.pl/1299281,2678,1,kioskart.html


Wywiad z Aleidą Guevarą (córką Che)

Wy, Europejczycy, nigdy nas nie zrozumiecie. Aleida była małą dziewczynką, gdy Che Guevara, jej ojciec zginął w Boliwii. Ale chociaż nie miała okazji dobrze go poznać, argentyński rewolucjonista jest dla niej do dziś niedoścignionym wzorem. 45-letnia lekarz pediatra jest też dumna ze swojej ojczyzny Kuby oraz jej przywódcy. Fidela Castro nazywa „wujkiem”, a jej córki mówią do niego „dziadku”. Aleida nie wierzy, że stary prezydent przyczynił się do śmierci jej ojca.

La Vanguardia: Za co podziwiałaby pani Che Guevarę, gdyby nie był pani ojcem?
Aleida Guevara: Za umiejętność kochania. Był mężczyzną, który nigdy nie wstydził się okazywać swoich uczuć. Zawsze mówił to, co myślał. I robił to, co mówił.
Jaki obraz rewolucjonisty zachowała pani z dzieciństwa?
Gdy zamykam oczy, widzę ojca w oliwkowozielonym mundurze, jaki włożył w dniu, gdy rozstał się z nami na zawsze. Oczywiście wtedy jeszcze nie wiedziałam, że już nigdy więcej go nie zobaczę. W moich wspomnieniach matka trzyma w ramionach niemowlę. Pokój tonie w półmroku, wielka ręka ojca głaszcze głowę mojego brata...
Jak dowiedziała się pani o śmierci ojca?
Pewnego dnia moja matka zbliżyła się do mnie z kartką papieru w dłoni i zaczęła czytać. „Gdy dostaniecie ten list, mnie już nie będzie na świecie” – usłyszałam. W ostatnim zdaniu tata przesyłał nam całusy. Wtedy zdałam sobie sprawę, że jestem sierotą. Miałam tylko siedem lat i czekało mnie niezwykłe odkrycie: moja matka płakała. Osoba, która była (i jest nadal) centrum mojego świata i najsilniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek w życiu poznałam, kompletnie się wtedy załamała. Nigdy wcześniej ani później nie widziałam jej w takim stanie.
Także walczyła w partyzantce.
Tak. Ma na imię Aleida, tak jak ja, i była towarzyszką broni Che. Z pewnością dorównywała mu odwagą, a może nawet go pod tym względem przewyższała. Przyłączyła się do rewolucjonistów jeszcze w czasie, gdy przygotowywali powstanie. Ruch 26 lipca powierzył jej pieniądze, z poleceniem, aby przekazała je dowódcy. Tym dowódcą okazał się mój tata.
Zaufał jej?
Jasne, że nie. Podejrzewał, że jest szpiegiem. Proszę nie zapominać, że mój ojciec przyjechał na Kubę jako „komunista” i z tego powodu władze patrzyły na niego niechętnym okiem. Nie było wówczas gorszej obrazy, niż określić kogoś mianem „komunista”. Dlatego Che zachowywał bardzo ostrożnie. Moja matka pomagała mu w redagowaniu korespondencji. Miała dobre przygotowanie, bo była nauczycielką. Ale on cały czas bacznie ją obserwował.
I tak rozpoczęła się ich historia miłosna?
Ależ skąd. Początkowo moja matka w ogóle nie zwracała uwagi na Che, opierała mu się. Miała 25 lat i od dawna pracowała razem z mężczyznami. Umiała zasłużyć sobie na szacunek innych, była bardzo cnotliwa – jak każda dziewczyna, którą poddano surowej religijnej edukacji na wsi. Opiekowała się Che i wielokrotnie ocaliła mu życie.
Czy kobiety lepiej radziły sobie z partyzanckim życiem w górach Sierra Maestra?
Nie wątpię, że tak. Ale ich obecność wyzwalała w mężczyznach zwierzęcy instynkt. Chcieli uprawiać seks i zapominali o dyscyplinie. Poza tym nawet sobie pani nie wyobraża, co to znaczy mieć menstruację w obozie partyzantów. Kobiety nie miały podpasek i tak jak reszta żołnierzy myły się raz na kilka dni.
Czy jest coś, za co ma pani żal do ojca?
Kubański poeta i rewolucjonista José Martí napisał kiedyś, że chociaż na słońcu są plamy, świeci ono tak jasnym blaskiem, że ich nie widać. Dokładnie to samo można powiedzieć o moim ojcu. Che nie był człowiekiem doskonałym. Ale w ciągu tych kilku lat, które spędziliśmy razem, dał mi bardzo wiele i wiem, że mnie kochał. Ta świadomość zupełnie mi wystarczy.
Panuje opinia, że Fidel Castro zdradził pani ojca i wysłał go na pewną śmierć. Dlaczego sądzi pani, że jest inaczej?
Bo to Stany Zjednoczone od samego początku chciały, by mój tata przestał być członkiem rewolucyjnego rządu na Kubie. A potem obciążyły odpowiedzialnością za śmierć Che Fidela i jego brata Raúla.
A pani mówi do Castro „wujku”?
Fidela należałoby najpierw poznać, a dopiero potem sądzić. Wielu ludziom zależy na tym, by przedstawić go w niekorzystnym świetle. A przecież ten człowiek był w stanie doprowadzić do zwycięstwa socjalistycznej rewolucji zaledwie 90 mil od brzegów USA. Czyż nie zasługuje przez to na szacunek?
Ale czy nie sądzi pani, że Kuba może nauczyć się czegoś od Europy?
Tak. Marzę o tym, aby w mojej ojczyźnie otwarto szpital dziecięcy podobny do tych, w jakich leczą się europejskie dzieci. Aby mali Kubańczycy wracali do zdrowia w jasnych, radosnych wnętrzach. U nas na chore dzieci czekają odrapane ściany i walący się dach.
Pani również służyła w wojsku. Czy byłaby pani gotowa poświęcić życie za ideały?
Kiedy siły kubańskie walczyły u boku sandinistów w Nikaragui, Fidel Castro wydał rozkaz, aby wszystkie Kubanki służące w wojsku wróciły na wyspę. Swoją decyzję tłumaczył względami bezpieczeństwa, ale dla wielu z nas było to nie do pomyślenia. Nie chciałyśmy porzucać naszych towarzyszy broni. Byłyśmy gotowe na śmierć. Kuba uczy cię, że jeśli opuszczasz ojczyznę, tracisz prawo do wyrażania swoich opinii na jej temat. Lecz kiedy jesteśmy w domu, nikt nie zagłuszy naszego głosu.
Przepraszam, ale czy nie jest wręcz odwrotnie?
Wy, Europejczycy, nigdy nas nie zrozumiecie. Jeszcze nie zauważyliście, że jesteśmy wolni i niezależni? Uważa pani, że pozwolilibyśmy na coś, co jest wbrew naszej woli? Nadeszły dla nas trudne czasy. Nasz kraj został objęty blokadą przez najpotężniejsze państwo świata. Codziennie atakują nas terrorystyczne grupy z Florydy, wspierane finansowo przez CIA. Blisko 50 miliardów dolarów Amerykanie przeznaczają na wrogą Kubie propagandę i na wspieranie sił kontrrewolucji. Wszystko po to, żeby wymazać mój kraj z mapy. Ale to im się nie uda! Jesteśmy wielkimi wojownikami.
Czy spotkały panią jakieś nieprzyjemności dlatego, że jest pani córką Che?
Bywałam obiektem wyzwisk i wulgarnych zaczepek. Ale mogę przywołać też przyjemne wspomnienia. Poznałam kiedyś pewną Argentynkę, która miała na imię Aleida, tak jak ja. Kiedy przedstawiła mi się, zaczęła płakać ze wzruszenia. Wyznała, że jej ojciec tak bardzo kochał Che, że nadał córce imię ukochanej kobiety komendanta. Czyż to nie urocza historia?
Pamięta pani chwilę, gdy zobaczyła pani fotografię martwego Che?
To było straszne. Do tamtej pory nie mogłam uwierzyć, że ojciec nie żyje. Kiedy zobaczyłam zdjęcie, nadzieja we mnie umarła.
Czy pani ojciec był kobieciarzem?
W młodości miewał przygody, ale szybko ożenił się ze swoją narzeczoną Hildą, która zaszła z nim w ciążę. Później wysłał jej list z prośbą o rozwód. Tłumaczył, że ma zamiar poślubić pewną „kubańską wieśniaczkę”. Przeczytał ten list mojej matce, a ona zapytała go: „Kim jest ta kobieta?”. Odpowiedział: „Ty nią jesteś”. W ten sposób się oświadczył. Miałam przyjemność poznać pierwszą żonę mojego ojca. To naprawdę niezwykła kobieta. Płakałyśmy razem wspominając Che. Przy tej okazji Hilda powiedziała mi: „Jesteś córką, jaką chciałam z nim mieć”.