Tekst pochodzi z Forum Dyskusyjnego sympatyków i zwolenników MLK w Polsce (będziemy używać nazwy FD MLK) http://users.nethit.pl/forum/read/fdlbc/3900036/ . Spartakusowcy mimo wielu (a może nawet bardzo wielu :-))) wad - mają jedną ważną zaletę, którą miała też zmarła bohaterka tekstu: "Zawsze miała ona przynajmniej jednego przedstawiciela młodzieży, z którym spotykała się regularnie, by omawiać marksistowskie teksty." Dawno dawno temu, gdy SGP jeszcze istniało - ja też spotykałem się regularnie ze Spartakusowcami i wiele się od nich nauczyłem. Niestety marksizm wtłaczany przez polską sekcję ograniczał się do agresywnych tekstów Lenina przeciwko reformistom, kilku cytatów z Trockiego i czytania materiałów SGP/MLK. Nie pamiętam byśmy kiedykolwiek czytali Marksa (nie mówiąc już o Plechanowie jak w tekście poniżej). Jako pilny 15-16 letni uczeń żyłem w nienawiści do wszystkich przeciwników MLK i jako konsekwentny obrońca ZSRR, NRD i KRLD czułem swoją wyższość nad pseudotrockistami, do których za poparcie Solidarności żywiłem pogardę. Niestety przy bliższym kontakcie z "lewicą papieża" ośmieszałem się brakiem znajomości podstawowych tekstów Marksa. Braki te nadrobiłem dopiero prowadząc LBC. "Dopiero" to zresztą złe słowo -zacząłem działać w młodym wieku, a ponieważ niektórzy dopiero na studiach, albo jeszcze później zaczynają się interesować marksizmem - to na tym tle wypadam całkiem nieźle.
Pamięci naszej Towarzyszki Elizabeth
King-Robertson 1951-2005
Przedruk z: Workers Vanguard nr 860, 9 grudnia 2005 r.
Nasza towarzyszka Elizabeth King-Robertson zmarła 12
października. W nekrologu, opublikowanym w Workers Vanguard nr 857 (28
października), napisaliśmy: "W ciągu więcej niż 30 lat życia zawodowej
rewolucjonistki Lizzy wyróżniała się jako organizatorka, propagandystka i
redaktorka". Była ona cierpliwą mentorką i natchnieniem dla młodszych
towarzyszy. Umierając na parę tygodni przed ukończeniem 54 lat, była ona
pełnoprawnym członkiem Komitetu Centralnego Ligi Spartakusowskiej i
Międzynarodowego Komitetu Wykonawczego Międzynarodowej Ligi Komunistycznej (Czwartomiędzynarodówkowej).
Wiece żałobne dla uczczenia towarzyszki Lizzy zostały przeprowadzone na całym
świecie, w tym 12 listopada w Nowym Jorku oraz 20 listopada w kalifornijskim
Oaklandzie. Fotografie i dokumenty ilustrujące jej życie i pracę były
demonstrowane na obu wybrzeżach. Jak to jest w zwyczaju w ruchu komunistycznym,
towarzysze gromadzili się u grobów dawnych rewolucjonistów, by złożyć wieńce lub
wznieść toast na jej cześć, w tym u grobu Karola Marksa w Londynie, przy
mauzoleum Róży Luksemburg i innych socjalistów w Berlinie Wschodnim oraz u
grobów bohaterskich radzieckich szpiegów Richarda Sorgego i Ozakiego Hotsumiego
w Tokio. Hołd Lizzy oddali na całym świecie obecni i dawni członkowie MLK, w tym
niektórzy politycznie obecnie bardzo odlegli od nas, jak również dawni koledzy
Lizzy z Komitetu Organizacyjnego Lokatorów Cambridge (KOLC).
Więcej niż 20 członków jej rodziny, jak również dawnych szkolnych koleżanek ze
szkoły dla dziewcząt Brearley, przybyło na wiec w Nowym Jorku. Towarzyszka Emily
z Obszaru Zatokowego, długoletnia przyjaciółka i polityczna współpracownica
Lizzy, zauważyła iż Lizzy była "żydowską dziewczyną z Queens, która w wieku
dziesięciu lat, po śmierci swej matki Barbary, przeprowadziła się w al. Parkową
w peryferyjnej, wschodniej części Manhattanu". Lizzy uczęszczała do
ekskluzywnej, lecz akademicko stymulującej szkoły Brearley. W Nowym Jorku była
debiutantką, lecz taką, która stała się zawodową rewolucjonistką. Amanda, jej
przyjaciółka z tamtych wczesnych szkolnych dni, dając świadectwo głębokiej
lojalności, do której zainspirowała ją Lizzy, mówiła poruszająco o ich
długoletniej przyjaźni i o ostatnim spotkaniu jej starych przyjaciół, zaledwie
na miesiące przed śmiercią Lizzy. Amanda powiedziała, że podczas tego spotkania
Lizzy w charakterystyczny dla niej sposób z naciskiem mówiła o kontynuowaniu
roboty.
Ojciec Lizzy, Henry King, przemawiał na wiecu w Nowym Jorku z wielką godnością i
nawet lekkim humorem. Wspominał, jak mówił do Lizzy, że "Ja nie zapisałem się do
waszej grupy - i się nie zapiszę - ale czułem, że Lizzy wniosła do niej naprawdę
silny wkład, i że w swym własnym rozwoju jako osoby odniosła sukces. I to
nieważne, co robicie w życiu, jeżeli możecie odnieść sukces na tej drodze, na
jakiej odniosła Lizzy, wnosząc wkład, będąc lojalnymi, będąc silnymi, co dla
mnie było cudowne".
Ten potok hołdów dla Lizzy poruszył parę tematów. Ważnym było jej poświęcenie
się walce o wyzwolenie kobiet przez rewolucję socjalistyczną. Zdolność Lizzy do
przemyślanego stosowania naszego marksistowskiego programu w realnym świecie z
jego komplikacjami, sprzecznościami i wciąż zmieniającymi się czynnikami była
ceniona i przez naszych najmłodszych nowicjuszy, i przez najstarszych członków
naszego Komitetu Centralnego. Towarzysz Seymour pisał, że ponieważ Lizzy miała
"intelekt, który był równocześnie chłonny i krytyczny", to uważał ją, tak jak
wielu towarzyszy, "za rodzaj redaktora-intelektualisty".
Wielu towarzyszy odnosiło się do starannej roboty Lizzy w rozwijaniu naszych
demokratyczno-centralistycznych zasad organizacyjnych i do jej przemówienia "O
początkach i rozwoju leninowskich praktyk organizacyjnych" (Spartacist [wydanie
angielskojęzyczne] nr 54, wiosna 1998 r.) To, w połączeniu z jej przenikliwymi
ocenami ludzi, doprowadziło niektórych towarzyszy do porównywania jej, przy
zachowaniu wszystkich historycznych proporcji, z bolszewickim organizatorem
Jakowem Swierdłowem. Jak wyraziła to Kathleen, organizatorka szkolona przez
Lizzy: "W osobie Lizzy nastąpił doskonały stop prostego człowieczeństwa i humoru
z twardymi zasadami komunistycznymi".
Poniżej przedrukowujemy przemówienie w hołdzie Lizzy, wygłoszone w Oaklandzie
przez George'a Fostera w imieniu Komitetu Centralnego Ligi Spartakusowskiej
Stanów Zjednoczonych, jak również fragmenty przemówień Amy Rath, redaktorki
"Kobiet i Rewolucji", oraz Lital Singer i Maryan Thompson, dwóch młodych
organizatorek szkolonych przez Lizzy.
* * * * *
George Foster: Towarzysze, przyjaciele i członkowie rodziny, zebraliśmy się tu
wszyscy dziś, by uczcić pamięć Elizabeth King-Robertson, zawodowej
rewolucjonistki i członka naszej partii od przeszło 32 lat. Jej śmierć po
sześcioletniej walce z rakiem jest stratą ostro odczuwaną przez naszą zwartą
międzynarodówkę, jak również pustoszącą stratą dla jej rodziny - Jima Robertsona,
Marthy i jej dzieci: Rachel, Sary i Kennetha - oraz dla jej rodziców, Henry'ego
i Mary Kingów oraz dla reszty rodziny Kingów, której udział wraz z nami w wiecu
żałobnym przeprowadzonym w zeszłym tygodniu w Nowym Jorku wysoko cenimy.
Jako jeden z członków-założycieli naszej organizacji bostońskiej znałem Lizzy od
chwili, gdy się do nas przyłączyła. Niech mi więc będzie wolno powiedzieć trochę
o jej życiu politycznym. Trzydzieści dwa lata temu w Bostonie, jako 21-letnia
radykalna aktywistka nowolewicowa, Lizzy zdecydowała przyłączyć się do
Rewolucyjnej Młodzieży Komunistycznej, młodzieżowej przybudówki Ligi
Spartakusowskiej. Młodzi ludzie tamtych dni byli radykalizowani przez wojnę z
Wietnamem, walkę o wolność Czarnych i również o wyzwolenie kobiet. Lizzy
przyłączyła się do nas zaledwie w parę miesięcy po orzeczeniu sądu w sprawie Roe
kontra Wade. I przez całe życie pozostała oddaną bojowniczką o wyzwolenie kobiet
przez rewolucję socjalistyczną.
Przed przyłączeniem się do nas działała ona w KOLC, grupie na rzecz praw
lokatorów, próbującej bronić rodzin z klasy robotniczej i mniejszości,
wyrzucanych na bruk w Cambridge przez różnych uniwersyteckich deweloperów
nieruchomości. KOLC organizował duże demonstracje i strajki polegające na
niepłaceniu czynszów i mobilizował dużą liczbę mieszkańców Cambridge do
interweniowania na spotkaniach rady miasta. Lizzy, jak sądzę, poświęcała cały
czas zarządzaniu biurem KOLC. Czy chodziła tam zamiast do szkoły? Tego nie wiem.
To, że taka młoda osoba odgrywała taką znaczną rolę, było typowe dla tamtych
czasów, ale jednak robi wrażenie - to wczesna oznaka jej zdolności.
W tym czasie największą lewicową grupą w Cambridge była Postępowa Partia Pracy,
i oni kręcili się wokół KOLC. Ale jestem pewny, że ta brygada, ze swą straszliwą
linią w kwestii kobiecej, stalinowską buńczucznością i bandytyzmem, a przede
wszystkim gloryfikacją ignorancji, nie przemawiała do Lizzy. Przyłączyła się ona
do nas, nie do nich, i poświęciła się sprawie rewolucyjnego wyzwolenia klasy
robotniczej oraz programowi trockizmu. Jako trockiści opieramy się na
doświadczeniu Lenina i Trockiego, na kierowanej przez bolszewików rewolucji
rosyjskiej z października 1917 r., jak również na walce Lwa Trockiego i
Międzynarodowej Lewicowej Opozycji przeciwko degeneracji tej rewolucji,
degeneracji kontrolowanej przez J.W. Stalina z jego antyrewolucyjnym dogmatem
"socjalizmu w jednym kraju". Jesteśmy za bezwarunkową obroną zdobyczy rewolucji
październikowej przeciwko imperializmowi i/lub kapitalistycznej kontr-rewolucji,
równocześnie dążąc do mobilizowania robotniczej rewolucji politycznej, by obalić
antyrewolucyjną biurokrację, której polityka naraziła na niebezpieczeństwo te
zdobycze i wstrząsnęła rewolucją w skali międzynarodowej.
Do naszej partii werbujemy członków na tej podstawie, że zgadzają się z naszymi
marksistowskimi zasadami i akceptują program partii. Tak więc kiedy Lizzy
powiedziała nam o swym pochodzeniu klasowym, które dawało jej znaczące korzyści
i przywileje, to było warte odnotowania, ale nas nie martwiło. Partia leninowska
w sposób konieczny musi łączyć i elementy zdeklasowanej rewolucyjnej
inteligencji, i najbardziej politycznie zaawansowane warstwy klasy robotniczej.
Ani Marks, ani Engels, ani Lenin, ani Trocki nie byli proletariackiego
pochodzenia; wszyscy byli w pewnym sensie "zdrajcami" swego pochodzenia
klasowego. Faktycznie Lizzy zrobiła bardzo dobry użytek z tych "korzyści",
dobrego wykształcenia i poczucia obowiązku, zaszczepionego jej przez rodziców i
nauczycieli. Miała ona w sobie prawdziwie cięte poczucie humoru, jak również
zawsze wielkie zrównoważenie i powagę.
W rezultacie znaczącej rekrutacji w Bostonie pod koniec 1973 r. byliśmy w stanie
ustanowić oddział w Detroit, wówczas centrum największego i najbardziej bojowego
sektora ruchu robotniczego Stanów Zjednoczonych. Lizzy była wśród tych, którzy
zgłosili się na ochotnika do przeprowadzki, a kiedy tam przybyła, została
wybrana na organizatorkę młodzieży. Wiele lat później mówiła mi, jak bardzo się
cieszyła, będąc organizatorką młodzieży w Detroit, a ja zgodziłem się, że
politycznie to miasto i jego kampusy były wówczas prawdziwie interesujące, ale
nie mogłem się oprzeć pokusie, żeby nie zażartować, iż być może nie zaszkodziło
jej to, że była ona jedną z niewielu kobiet w przeważnie męskim otoczeniu, i że
większość tych towarzyszy była, co zrozumiałe, całkowicie nią zauroczona. A ona
po prostu zaczęła się śmiać i powiedziała: "A cóż w tym złego?"
Inna historia: Latem 1974 r. mieliśmy ogólnokrajowe spotkanie na kampusie
umiejscowionym blisko Detroit. Większość towarzyszy wynajęła pokoje na kampusie,
ale czwórka z Kalifornii nie mogła sobie na to pozwolić. Tak więc kiedy
przyjechali swym samochodem do miasta, zostali umieszczeni w dużym domu, gdzie
mieszkała pewna liczba towarzyszy z Detroit, włącznie z Lizzy - coś, co w tym
czasie zwykliśmy nazywać komuną. Z tej czwórki dwie towarzyszki były młodymi
matkami z małymi dziećmi i dość upartymi typami. A komuna żyła w surowych
warunkach, i kiedy ci towarzysze weszli do środka, te dwie młode mamy były
wstrząśnięte. Wnętrze przypominało coś jak z kiepskiego filmu dla młodzieży. Ale
potem one otworzyły drzwi i znalazły się w czystej, wysprzątanej sypialni
wyposażonej w prawdziwe łóżko i nocny stolik, a na nim był sześcian z
pleksiglasu, w którym ktoś zgromadził wiele fotografii raczej licznej rodziny.
Nie ma potrzeby dodawać, że był to pokój Lizzy, z którą poznały się one
następnego dnia na konferencji - rozpoznały ją z tych zdjęć.
To w Detroit Lizzy ukończyła kurs i została stenografką sądową. Był to dobry
sposób zarabiania na życie, i pracowała ona w tym zawodzie aż do czasu, gdy
choroba nowotworowa i operacja jej to uniemożliwiła. Wszyscy mamy przed oczami
obraz tej bardzo schludnej, drobnej kobiety, taszczącej do pracy i z pracy
bardzo ciężką maszynę stenograficzną, która musiała ważyć z jedną czwartą tego,
co ona. I znów, ze swego wyszkolenia i profesjonalizmu w tej dziedzinie zrobiła
ona dobry użytek dla partii - protokołując spotkania oraz redagując i produkując
partyjne biuletyny.
Jej praca w charakterze stenografki sądowej dała jej bardzo dobre wyczucie
sądów, prawa i systemu prawnego, co okazało się bardzo cenne w robocie w
dziedzinie obrony prawnej. Lizzy miała prawdziwie ostrą inteligencję, a ponieważ
miała taką inklinację, byłaby prawdziwie skutecznym obrońcą. I ci z nas, którzy
ją znali, wiedzą że nikt nie chciałby zostać wzięty przez nią w krzyżowy ogień
pytań. Była ona zagorzałym obrońcą marksistowskich zasad; tak to było.
Po tym, gdy Lizzy przeprowadziła się do Nowego Jorku około roku 1976, została
wybrana na narodowego sekretarza organizacyjnego młodzieży. Pomagała koordynować
działalność oddziałów młodzieżowych i pracowała w prasie młodzieżowej. W
przeciwieństwie do paru "cennych" młodych redaktorów-mężczyzn tego czasu ona nie
gardziła techniczną stroną produkowania gazety. W tym czasie, latem 1978 r.,
została ona sekretarzem Biura Politycznego (BP) i odbyła praktykę. Jako młoda
organizatorka i młoda aktywistka zdobyła cenne doświadczenie, zajmując się
kwestiami związkowymi w głównie czarnym mieście Detroit, nauczyła się
wymagających umiejętności, działała jako narodowy przywódca młodzieży i uczyła
się wydawania propagandy, wydając gazetę młodzieżową i organizując jej
kolportaż.
Krótko po tym, gdy została sekretarzem BP, poznali się z Jimem. Była towarzyszką
jego życia i jego najbliższą współpracownicą polityczną aż do swej przedwczesnej
śmierci. Lizzy była z pewnością najlepszym sekretarzem BP, jakiego kiedykolwiek
mieliśmy i pod względem kompletnej zdolności technicznej, umiejętności
organizacyjnych i bystrości politycznej. Pomagała stwarzać i organizować
dyskusję polityczną i odgrywała główną rolę w ułatwianiu komunikacji między
naszym centrum a terenowymi komitetami Ligi Spartakusowskiej Stanów
Zjednoczonych, jak również w naszej międzynarodówce. I była to wysoce stresująca
robota - musiała być naprawdę gotowa dosłownie w każdej chwili pomagać w
interweniowaniu i angażowaniu się w walkach wewnętrznych i zewnętrznych,
próbować decydować, na co można i trzeba wykorzystać często bardzo szczupłe
zasoby będące w naszej dyspozycji. Jako byłemu fizykowi niech mi będzie wolno
podzielić się z wami celną uwagą Richarda Feynmana, który mawiał: "Fizyka to
jest coś, co fizycy uprawiają późno w nocy". No i podobnie trockizm to jest coś,
co trockiści uprawiają późno w nocy.
Obowiązki Lizzy pociągały za sobą wiele podróży, dyskusji, badań i wyjaśniania
punktów programu i organizacji różnym towarzyszom, terenowym komitetom i
sekcjom. Lecz dzięki temu Lizzy nabrała wszechstronnego zrozumienia kadr i
części składowych MLK i Ligi Spartakusowskiej Stanów Zjednoczonych, co uczyniło
ją nieocenioną w decydujących kwestiach, kogo skierować do podjęcia się jakiego
zadania. Oto dlaczego odgrywała ona również bardzo dużą rolę w licznych
komisjach nominacyjnych, zobowiązanych oceniać zdolności towarzyszy nominowanych
do ciał kierowniczych na różnych naszych konferencjach narodowych.
Obowiązkiem Lizzy było również indeksowanie oprawionych tomów naszej prasy, a
dodatkowo była redaktorką wewnątrzpartyjnych biuletynów dyskusyjnych. Minuty
spotkań, nasza prasa i nasze biuletyny dyskusyjne - to jest dokumentalna
historia naszej tendencji. I jako leniniści dążymy do tego, aby być historyczną
pamięcią klasy robotniczej i destylować z takich doświadczeń i walki zasady i
program, które nam przewodzą w naszej działalności. Nie ma innego sposobu
testowania naszego zrozumienia i przewodzenia naszym przyszłym akcjom i
interwencjom niż zdyscyplinowane partyjne działanie po jasnej linii, i tu musi
być zapis, tak żebyśmy mogli ocenić, co zrozumieliśmy, a gdzie postąpiliśmy źle.
Czynić inaczej - znaczy nie być marksistą, lecz powtarzać puste formuły jako
usprawiedliwienie po fakcie działań, jakiekolwiek byście podjęli. Dla nas
zasady, teoria i program, to jest świadomość, są obowiązkowe.
Lizzy była prawdziwie skromną towarzyszką. Kiedy po raz pierwszy zaproponowano,
żeby została pełnoprawnym członkiem Komitetu Centralnego Ligi Spartakusowskiej
Stanów Zjednoczonych, była niepewna swych kwalifikacji - swe główne talenty
postrzegała w kładzeniu nacisku na organizacyjną i administracyjną stronę spraw.
Lecz delegaci na naszą konferencję narodową z 1983 r. myśleli inaczej i wybrali
ją. To był prawdziwie mądry wybór; ona została wybrana za swe trzeźwe sądy
polityczne i ostre zrozumienie, jak również swe zauważalne zdolności
organizacyjne.
My w Lidze Spartakusowskiej rozumiemy, że nie ma czegoś takiego jak nieomylne
kierownictwo. Jim argumentował, że jeśli uda nam się mieć rację w 70 procentach
przypadków, to naprawdę bardzo dobrze. A Lizzy była pierwszą, która przyznawała
się do swojej doli błędów. Ale co było w niej prawdziwie zauważalne, to jej
absolutny brak subiektywizmu czy osobistej defensywności przy wytykaniu takich
błędów, i jej własnych, i cudzych. Jej troską było dotrzeć do korzeni spraw,
zrozumieć je i opierając się na tym zrozumieniu, iść dalej naprzód.
Te jej cechy zostały najlepiej wyrażone w liście, przysłanym do mnie przez pewną
towarzyszkę z Obszaru Zatokowego:
"Są trzy konkretne lekcje, co do których jestem prawdziwie świadoma, że
nauczyłam się ich od Lizzy (chociaż czy nauczyłam się dobrze, czy źle, to już
oczywiście nie ona była za to odpowiedzialna). Pierwsze dwie są najważniejsze
dla budowania skutecznego leninowskiego kolektywizmu, i Jim mnie uczył tego
również: słuchać uważnie każdego towarzysza, ponieważ rozum nie jest niczyją
wyłączną własnością; i (co się z tym wiąże) że konkluzje właściwie przygotowanej
kolektywnej debaty o jakiejś kwestii politycznej są prawdopodobnie o wiele
bardziej przybliżone do prawdy, niż opinie któregokolwiek pojedynczego
towarzysza (włącznie z naszymi własnymi!). Trzecia lekcja jest bardziej
osobistym rezultatem walki, którą Lizzy szczególnie prowadziła ze mną w ciągu
paru lat (...) mianowicie różnica między imperatywem moralnym a materializmem
dialektycznym, między moralistycznym osądzaniem a materialistycznym
zrozumieniem. (...) Aby ułatwić mą świadomość co do tego, jak Lizzy sama życzyła
sobie być postrzegana taką, jaka była, muszę dodać, że powoli czytała i robiła
błędy ortograficzne".
Ostatnie sześć lat życia Lizzy, po tym gdy odkryła, że ma raka, jest i
mrocznymi, i inspirującymi, i dają nam prawdziwą miarę jej charakteru, jej
rewolucyjnej woli i jej człowieczeństwa. Poddała się ona chemioterapii, dwu
ekstremalnie trudnym i bolesnym operacjom oraz radioterapii. Sądzę, że miała ona
prawdziwie najlepsze leczenie dostępne przez interwencję jej ojca. Lecz
ostatecznie okazało się to daremne. Nadzieje jej rodziny, przyjaciół i
towarzyszy zostały okrutnie rozbite - nastąpił przerzut raka w inne miejsce,
powodując śmierć w cierpieniach.
Jednak było to w okresie, w którym Lizzy walczyła z wielką wolą, skutecznością i
determinacją, by bronić programowej i organizacyjnej integralności partii.
Znamienitym wydarzeniem politycznym XX stulecia była rewolucja październikowa,
której rezultatem było obalenie kapitalizmu i stworzenie pierwszego w świecie
państwa robotniczego. Upadek rewolucji październikowej w latach 1991-1992 był
historyczną porażką dla międzynarodowej klasy robotniczej, obwieszczając okres
reakcji i wielkich trudności dla proletariackich rewolucjonistów. Najbardziej
warte uwagi jest to, że znów musimy walczyć, by zgromadzić robotników świata pod
sztandarem marksizmu.
Nasze wielkie trudności w tym okresie zostały wyrażone w politycznej
dezorientacji i towarzyszącym jej nieporządku organizacyjnym, o których to
sprawach pisaliśmy w naszej prasie. To w tych okolicznościach, w licznych
sprawach zasad, programu i taktyki, towarzyszka Lizzy mocno interweniowała, by
utrzymać dla nas partię taką, jak ta, do której się niegdyś przyłączyła, partię
rewolucji rosyjskiej. Czyniła to z jasnością, wielką energią i porażającą
determinacją, cierpiąc fizyczną niemoc i wielki ból, poświęcając większość swych
topniejących zasobów energii na częste wizyty u lekarzy i terapię.
Nekrolog Lizzy opublikowany w Workers Vanguard zauważa, że jej siła leżała w
chwytaniu przecinania się zasad politycznych z konkretną rzeczywistością
społeczną: wymyślaniu taktyki i haseł, by wyrazić nasz program. To jest bardzo
prawdziwe, lecz było to wyrazem i doświadczenia życia, i bardzo ciężkiej pracy.
W.I. Lenin, założyciel partii bolszewickiej, zauważył że jest o wiele trudniej
być rewolucjonistą w okresie reakcji, niż w okresie rewolucji. W przemówieniu
pamięci bolszewickiego organizatora Jakowa Swierdłowa zauważył, że podczas
trudnego okresu przygotowania do rewolucji powstaje nieunikniona przepaść między
teorią, zasadami i programem a praktyczną robotą i że bolszewicy cierpieli z
powodu zbyt głębokiego pogrążenia się w teorii, wyabstrahowanej od akcji
bezpośredniej. Oto dlaczego określamy się jako grupa propagandowa, walcząca o
znajdowanie okazji, nawet skromnych, do interweniowania w walce i sprawdzenia
naszego programu, organizacji i kadry.
W 1917 r., krótko po swym powrocie do Rosji, Lenin cytował "Fausta" Goethego:
"Wszelka teoria jest szara, drogi przyjacielu, a zieleni się tylko złote drzewo
życia". Była to polemika przeciwko tym, co nie rozumieli, że teoria polityczna
jest wyabstrahowana od doświadczenia, i że taka teoria, oddzielona od analizy
rzeczywistego rozwoju, wywołuje niebezpieczeństwo wyrodzenia się w puste hasła.
Problemem tu była decyzja, by walczyć ze wszystkich sił o przyjęcie kursu, który
doprowadził do zwycięstwa rewolucji październikowej. Ta zdolność do ujrzenia
złotego drzewa życia jest rzadką cechą, lecz jest ona absolutnie niezbędna do
przekształcenia rewolucyjnego programu w żywą rzeczywistość. I Lizzy tak żyła, i
tego będzie nam brakowało, jak również jej przyjaźni, piękna, współczucia i
odwagi.
W Programie Przejściowym Trocki pisze: "Patrzeć otwarcie w oczy rzeczywistości;
nie szukać linii najmniejszego oporu; nazywać rzeczy po imieniu; mówić masom
prawdę, jak by nie była ona gorzka; nie bać się przeszkód; być wiernym w
sprawach małych jak i wielkich; opierać się na logice walki klasowej; porywać
się, gdy nadejdzie czas działania - takie są zasady Czwartej Międzynarodówki".
To jest to, co ucieleśniała sobą Lizzy, i najlepiej uczcimy ją, przestrzegając
tych zasad.
* * * * *
Amy Rath: Ostatnim wkładem Lizzy w robotę partii był artykuł w obronie drogi
Października pt. "Rewolucja rosyjska a wyzwolenie kobiet", który ukaże się na
stronach "Kobiet i rewolucji", dodatku do najbliższego numeru Spartacista. Dla
niej ten artykuł był kluczem do wydobycia przesłania prawdziwie radykalnej wizji
społeczeństwa ludzkiego, o którą walczyli bolszewicy, do edukowania naszego
młodszego pokolenia na drodze Lenina i Trockiego.
Lizzy była wzorowym członkiem redakcji "Kobiet i rewolucji" od 1979 r.,
zatroskanym o każdy aspekt gazety: od polityki redakcyjnej i szerokich kwestii
politycznych do sprzedaży, do harówki nad jej wychodzeniem. Lizzy zawsze maczała
przynajmniej palce, jeśli nie całe ręce, w każdym artykule. Najbardziej ambitne
były kolektywnym produktem, czasami opisywanym przez naszych krytyków jako
"redagowanie przez demokrację masową". Chociaż nasze metody mogłyby z pewnością
zostać poprawione, takie artykuły wymagają tego rodzaju współpracy, i Lizzy była
kluczowa w wykonywaniu tej roboty. Czasami dostarczała krytycznego wejrzenia.
Czasami była to przemyślana rada co do rozwiązania jakiegoś trudnego problemu
politycznego czy kadrowego. Czasami było to parę dobrze przemyślanych dotknięć
prawie ukończonego kawałka. A czasami była to dogłębna praca redakcyjna,
wciągająca punkty naszego ekscentrycznego ciała redakcyjnego i przekształcająca
szkic w przekonujące oświadczenie polityczne. Lecz Lizzy nigdy nie poświęcała
się tak redagowaniu, żeby nie móc zrobić sobie czasem przerwy i pójść na mecz
koszykarzy Los Angeles Lakers.
Dziedziną, w której Lizzy była ekspertem, był ciernisty problem ludzkiej
seksualności w całej swej różnorodności; wśród jej artykułów na ten temat
publikowanych na łamach "Kobiet i rewolucji" wyróżniały się takie jak "Trochę o
kazirodztwie", "Wykorzystywanie nadużyć" oraz "Problem gwałtu na randce". I to
sie zgadza z tym, co na łamach "Kobiet i rewolucji" pisano o słynnej uwadze
Isaaca Deutschera o "głodzie, seksie i śmierci" jako trzech tragediach nie
dających spokoju człowiekowi. Jak powiada Deutscher, "Głód jest wrogiem, za
którego muszą się wziąć marksizm i nowoczesny ruch robotniczy". Lecz "Kobiety i
rewolucja" były nastawione, by ujmować ludzką kondycję oczywiście szeroko.
Kwestia kobieca dotyka istoty ludzkiej w nas wszystkich, i dlatego Lizzy lubiła
mówić, że "Kobiety i rewolucja" są katedrą "seksu i śmierci".
Działanie jako trybun ludu - protestowanie przeciwko każdemu aktowi ucisku,
niezależnie od tego, w którą warstwę społeczeństwa on uderza - może przydać wam
pewnych dość niepopularnych piętn w naszych dniach antyseksualnego polowania na
czarownice. Raz po raz Lizzy maczała palce w gorących kwestiach, które były
społecznie wybuchowe i o których mamy coś unikatowego i potężnego do
powiedzenia. Jak później podsumowaliśmy, w artykułach "Wykorzystywanie nadużyć",
"Trochę o kazirodztwie", oraz "Gwałt na randce":
"Badaliśmy niektóre z dwuznaczności seksualności w społeczeństwie, gdzie
deformacje nierówności klasowej oraz ucisk rasowy i seksualny mogą prowadzić do
wielkiego osobistego bólu i szpetoty. Podkreślaliśmy, że podczas gdy
wykorzystywanie dzieci jest okrutną i straszną zbrodnią, wiele "nielegalnych"
stosunków seksualnych jest całkowicie dobrowolnych i w istocie pozbawionych
szkodliwości. Świadome wrzucanie do jednego worka wszystkiego, od wzajemnych
pieszczot rodzeństwa do odrażającego zgwałcenia niemowlęcia przez dorosłego
opiekuna, stwarza społeczny klimat antyseksualnej histerii, w którym sprawcy
rzeczywistej przemocy przeciwko dzieciom często chodzą na wolności. I
nalegaliśmy, że skłonności seksualne gatunków ssaków żyjących w stadach, takich
jak i człowiek, oczywiście nie pasują do twardej heteroseksualnej monogamii,
która kształtuje ideologiczne podstawy instytucji rodziny, wzmacniane przez
zorganizowaną religię". ("Szatan, państwo i antyseksualna histeria", "Kobiety i
rewolucja" nr 45, zima-wiosna 1996 r.)
Nasze stanowisko jest podsumowane w koncepcji skutecznej zgody jako przewodniku
we wszystkich sprawach seksualnych, oraz sprzeciwu wobec mieszania się państwa w
życie prywatne. Nie potępiamy żadnego rodzaju seksualności ani aktu seksualnego
samego przez się - co się liczy, to to, czy jest to dobrowolne.
Po tym, gdy opublikowaliśmy "Gwałt na randce", otrzymaliśmy listy od paru
oburzonych feministek, rezygnujących z dalszej prenumeraty. Mogłabym powiedzieć,
że ten artykuł pozbawił nas większej liczby czytelników, niż którykolwiek inny w
historii naszej tendencji! W ten sposób dowiedzieliśmy się, że nasza gazeta jest
czytana przez świadomych czytelników i że trafiliśmy w sedno wystarczająco
mocno, by otrzymać aktywną i wściekłą odpowiedź. A Lizzy osobiście była całkiem
zachwycona i dumna. Musieliśmy walczyć również z paru młodymi towarzyszkami w
tej kwestii, i Lizzy dokonała wyjaśniającej interwencji politycznej w tej
dyskusji - oto jej fragment:
"Powód, dla którego mówimy o kwestiach seksualności, jest ten, że często te
kwestie są upolityczniane, zwykle nie przez nas, lecz przez burżuazję, przez
pewne elementy społeczeństwa, co podejmują kwestie, które są normalnie
drugorzędnego znaczenia, i czynią z nich kwestie polityczne, które my nie tylko
możemy komentować, lecz w pewnych okolicznościach musimy je komentować i
zajmować wobec nich stanowisko".
W rozwiązywaniu zawikłanych problemów seksu i społeczeństwa czasami
wypracowywaliśmy stanowisko dopiero po intensywnej debacie partyjnej. Jednym z
przykładów jest artykuł "Udręka AIDS" ("Kobiety i rewolucja" nr 35, lato 1998
r.), i Lizzy odgrywała czołową rolę w ważnej dyskusji partyjnej, która
rozpoczęła się w Biurze Politycznym. Było prawdziwym wyzwaniem zająć się
powstaniem tej śmiertelnej choroby, która była od początku politycznie
obciążona.
W tym artykule podjęliśmy kontrowersyjną sprawę zamknięcia gejowskich łaźni w
San Francisco na początku epidemii AIDS. Nasza pierwsza reakcja w 1984 r. była,
jak powiedzieliśmy w naszym artykule z 1998 r., "reakcją odruchową".
Niesłusznie, choć zgodnie z zasadą sprzeciwu wobec mieszania się państwa w życie
prywatne, domagaliśmy się: "Rząd - won z łaźni!" Lecz ta sprawa zdrowia
publicznego była sprawą życia i śmierci. Przecież nie protestujemy, powołując
się na pierwszą poprawkę do konstytucji, kiedy straż pożarna włamuje się do nas,
żeby ugasić pożar. Rewidując nasze stanowisko, pisaliśmy:
"Problem polega na tym, że są dwie zasady, między którymi zawsze istnieje
napięcie: zdrowie publiczne kontra prawa jednostki. Która jest ważniejsza w
danym momencie, można zdecydować jedynie przez sprawdzenie poszczególnych
wywołanych przez nie zagrożeń dla zdrowia".
I była to kluczowa partyjna dyskusja o naturze państwa.
Lizzy odgrywała także kluczową rolę w dyskusji o tradycyjnej praktyce
okaleczania żeńskich genitaliów z liberalnymi i lewicowymi obrońcami relatywizmu
kulturowego, którzy odrzucają racjonalny humanizm oświecenia jako formę
zachodniego imperializmu kulturowego i przeciwstawiają się mu. W swej
ekstremalnej formie ta doktryna prowadzi do usprawiedliwiania najbardziej
barbarzyńskich antykobiecych praktyk w patriarchalnych społeczeństwach,
pozostających w okowach tradycji.
Ostatni artykuł na stronach "Kobiet i rewolucji", dodatku do Spartacista, o
sponsorowanej przez rząd Stanów Zjednoczonych histerii przeciwko "seksualnym
niewolnicom", czyli imigranckim prostytutkom, był również wytworem
międzynarodowej dyskusji o wpływie kontr-rewolucji na status kobiet. Dyskusja ta
- w której znów Lizzy odgrywała czołową rolę - potwierdziła nasz sprzeciw wobec
ustaw przeciwko "zbrodniom bez ofiar", jak prostytucja, hazard i zażywanie
narkotyków, czego rezultatem było ważne uzupełnienie programu Robotniczej
Czarnej Ligi i dziesięciopunktowego programu Klubu Młodzieży "Spartakus".
Na koniec chciałabym zacytować Plechanowa, który według mnie podsumowuje to,
czym w ogóle było życie Lizzy w partii: "Wolność jest oddawaniem wszystkiego na
służbę waszemu celowi".
* * * * *
Lital Singer: Jednym z wielkich dziedzictw Lizzy było jej polityczne stawianie
na młodzież, szczególnie na Obszarze Zatokowym i w Los Angeles, w celu
zapewnienia rewolucyjnej ciągłości. Lizzy była znakomitym przykładem i
natchnieniem dla młodej kadry. Na początku lat dziewięćdziesiątych XX w. partia
podjęła decyzję o odbudowie oddziału w Los Angeles, i Lizzy została wyznaczona
na przedstawicielkę Komitetu Centralnego przy tym oddziale. Tak zaczął się okres
ścisłej współpracy z towarzyszami z Los Angeles, który miął rozciągnąć się na
tuzin lat.
Byłam młodą i niedoświadczoną organizatorką oddziału w Los Angeles przez dwa
lata, poczynając od 2003 r. W tym charakterze bardzo skorzystałam na ścisłej
współpracy z Lizzy. Los Angeles jest rozległą metropolią, i dyskusje w naszym
oddziale, jak wcielać w życie nasz program, często koncentrowały się wokół walki
przeciwko uciskowi czarnej ludności, obrony licznej imigranckiej ludności
latynoskiej oraz napięć między Czarnymi a Latynosami w mieście. Lizzy pomagała
nam zrozumieć potrzebę uczynienia praw imigrantów, a zwłaszcza imigranckich
robotników, kluczową częścią roboty oddziału, i równocześnie potrzebę pozyskania
Latynosów i imigrantów dla zrozumienia głównej wagi walki o wyzwolenie Czarnych.
Podczas wielu walk klasowych w Los Angeles w ubiegłych paru latach, takich jak
lokaut dokerów, strajk robotników sklepów spożywczych zorganizowany przez ZPPSH,
główną interwencją Lizzy było przestrzeganie nas przed stałym naciskiem
wyłącznie na bieganie z pikiety na pikietę. Przynaglała ona nas, aby w
uzupełnieniu do wnoszenia marksistowskiej perspektywy do klasy robotniczej
zaznajamiać z tymi walkami studentów i młodzież, budować poparcie na kampusach
dla walk robotników, sprowadzać studentów na linie pikiet i dążyć do pozyskania
młodzieży, aby na całe życie stała się stronnikami klasy robotniczej.
W mieście, które łatwo może doprowadzić kogoś do zapomnienia o tym, co się
dzieje gdzie indziej, towarzysze cenili Lizzy za pomaganie nam być lepszymi
internacjonalistami. Trudno jest być organizatorką, i konsultowanie się z Lizzy
było zawsze moją ulubioną częścią roboty. Przy wielu okazjach mówiła mi ona, że
polityka musi być utrzymywana na pierwszym miejscu. Doradzała nam, jak taki mały
oddział jak nasz ma radzić sobie ze swymi zadaniami w tak wielkim mieście, w
którym tyle się dzieje. Pisała:
"Odpowiedzią (...) nie jest brak decyzji, a potem robienie wszystkiego w sposób
konieczny na pół gwizdka i źle. Musicie zdać sobie sprawę, co musicie zrobić
najpierw, i zrobić to, a potem zobaczyć, czy możecie również zająć się częścią z
tego, co chcecie zrobić - lecz to implikuje, że zgadzacie się z tym, co jest
żywotnie ważne, a co jest upragnione. To można uczynić jedynie poprzez
przezwyciężenie waszych różnic, co do których, jeśli będziecie się kierować
zestawem kryteriów programowych, prawdopodobnie stwierdzicie, że nie są zbyt
wielkie".
* * * * *
Maryan Thompson: Lizzy szkoliła mnie jako organizatorkę Obszaru Zatokowego.
Pracowała ona jako polityczna przywódczyni oddziału na Obszarze Zatokowym przez
ostatnich pięć lat. Wielce doceniała polityczny wkład towarzyszy. Robiła dobrą
robotę rozpowszechniania pomysłów członków, którzy prawdopodobnie sami nie
przelaliby ich na papier. Kiedy chorowała coraz bardziej, jednym z głównych
zadań, które starała się utrzymać, było przychodzenie do biura w Oaklandzie, by
rozmawiać z towarzyszami i widzieć, co mają w głowach.
Lizzy zasiadała w komitecie wykonawczym Obszaru Zatokowego przez wiele lat.
Przynosiła członkom egzekutywy szczotki Workers Vanguard, aby je przeglądali.
Uważała, że głównym zadaniem kierownictwa jest przygotowywanie oddziału do tego,
jak dyskutować nad nowym numerem gazety. Była w ogóle bardzo zaangażowana w
nasze operacje sprzedaży właśnie dlatego, że rozumiała, iż głównym zadaniem
walczącej grupy propagandowej jest wydawanie gazety. Dążyła do tego, by sprzedaż
uczynić regularną. Często sprzedawałam wraz z nią. Czasami sprzedawaliśmy na
nielicznych mityngach związkowych i paru związkowców kupowało naszą gazetę.
Lizzy uważała, że sprzedaż była tego warta ze względu na te osoby oraz ze
względu na myśl i przygotowanie, które trzeba było włożyć w sprzedaż.
Zawsze miała ona przynajmniej jednego przedstawiciela młodzieży, z którym
spotykała się regularnie, by omawiać marksistowskie teksty. To ona sprawiła, że
książka, która na początku była dla mnie bardzo trudna, "Przyczynek do
zagadnienia rozwoju monistycznego pojmowania dziejów" Plechanowa, stała się
jedną z moich ulubionych.