Dlaczego nie idziemy razem?

W sobotnich i niedzielnych wiecach, nie wiedzieć czemu zwanych marszami, Nowa Lewica nie wzięła udziału. Podzielamy z organizatorami troskę o demokrację w Polsce, jednak w innych miejscach widzimy zagrożenia dla jej funkcjonowania, odmiennie rozumiemy sens i formę walki o demokrację i prawa człowieka, inaczej też dobieramy sobie sojuszników.
W czerwcu 2004 roku, po odmowie rejestracji Parady Równości w Warszawie przez Lecha Kaczyńskiego zostałem poproszony o zarejestrowanie na Placu Bankowym Wiecu Wolności, co lege artis wykonałem. Jako organizator do głowy mi nie przyszło nikomu z uczestników niczego narzucać, pilnując jedynie wynikającego z rejestracji limitu mocy nagłośnienia. Skrajnie odmiennie poczynały sobie organizatorki ostatnich wieców. W tekście do partii politycznych (wśród których dominowały adresy mailowe demokratów.pl) otrzymanym wieczorem 24 listopada od Katarzyny Bratkowskiej w imieniu Ogólnopolskiego Komitetu "Solidarność z Poznaniem" czytamy "Jako organizatorzy Wiecu Solidarności z Poznaniem zapraszamy serdecznie te partie polityczne, które chcą wraz z nami wyrazić swój protest. Jednocześnie, ponieważ Wiec ma formułę ponadpartyjną zwracamy się z prośbą o nie przynoszenie więcej niż jednej flagi lub z transparentu z partyjnym logo. Ograniczenia nie dotyczą transparentów tematycznych. Chodzi o to, by flagi czy też krótkie przemówienia nie sprawiały wrażenia, że ktoś usiłuje wykorzystać wypadki poznańskie dla promocji swojej partii. Liderów partii, którzy chcą zabrać głos na wiecu prosimy o wcześniejszy kontakt." Poniżej leciał tekst wyjaśniający sens sprzeciwu wobec " wypadków poznańskich" (cóż za pretensjonalne określenie, biusty organizatorek aż się prężą po ordery!) zakończony kilku hasłami, między którymi "Mówimy NIE zakazowi odbywania pokojowych zgromadzeń i wyrażania swoich poglądów. Mówimy TAK wolności wyrażania swoich poglądów." Pani Bratkowska potrafi na jednym oddechu bronić wolności poglądów i zakazywać nam je wyrażać. Medycyna zna takie przypadki, ale ich nie leczy.
To, że takie podejście nie jest przypadkiem zostało potwierdzone wywiadem Agnieszki Grzybek w "Trybunie". 28 listopada, która stwierdziła, "że można stworzyć taki ponadpolityczny ruch w obronie konstytucji", mimo, że na wiecu odmówiono głosu osobom chcącym przemawiać, a wystąpienia zdominowane były przez ludzi dawnej Unii Wolności.
Dla nas oczywiste jest, że walka o demokracje nie jest zajęciem "ponadpolitycznym", ale jak najbardziej politycznym. Ponadpolitycznie to pani Grzybek z pania Bratkowską mogą sobie sadzić pelargonie na balkonie. Niech tylko nie udają, że nie robią polityki, limitując wystąpienia przedstawicieli niektórych partii i dokładając trójcę z jednej parafii (Lityński, Toruńczyk, Chojecki). Pamiętamy groteskowe uroszczenia tych pań z Porozumienia Kobiet 8 Marca, które przed ostatnią manifą całkowicie zakazywały pojawiania się nam z partyjnymi sztandarami a logo partii mogło się tam pojawić tylko na "transparencie tematycznym" z wyznaczonym przez Porozumienie tekstem i nie mogło przekraczać chyba 10% tekstu, czyli jeszcze drastyczniej niż na paczce papierosów. Jak się wstydzą swoich sztandarów to ich problem, tylko dlaczego mają wdrukowywać swoje kompleksy w strukturę ruchu?
Nie do przyjęcia jest dla nas zarówno dobór partnerów jak i wąska tematyka protestu. Taki Olejniczak ma w swojej partii wojewodę wielkopolskiego, który zatwierdził zakaz poznańskiego marszu wydany przez prezydenta Grobelnego i nic nie słychać, by jego macierzysta partia winiła go za to, zero pretensji. Olejniczak jest jednocześnie za i przeciw, ale dlaczego my mamy brać udział w jego paranoi? Niech się trzyma ode mnie z daleka, bo potrafię walkę o demokrację traktować serio. Co tam robiły śmieszne misie z SdPl, demokratów.pl i innych niebojowych formacji, których na paradach rok i dwa lata temu nikt nie widział to inna sprawa. Jakoś trudno nam przypomnieć ich równościowe czy wolnościowe inicjatywy z czasów, gdy sprawowali władzę. Nie walczyli o ustawę o związkach partnerskich, nie walczyli o ustawę o równym statusie kobiet i mężczyzn. Pamiętam raczej to, jak podczas antyszczytu celowali do mnie strzelcy wyborowi z dachów warszawskich gmachów, wysłani tam przez ministra Kalisza, który też był adresatem apelu pani Bratkowskiej.
Wąska tematyka protestu pokazuje różnicę widzenia zagrożeń demokracji. W tym samym czasie, co delegalizacja marszu poznańskiego, w KWK "Budryk" nielegalnie wyrzucono z pracy 8 związkowców WZZ "Sierpień '80" za udział w dwugodzinnym strajku ostrzegawczym całej zmiany w kopalni. Dla nas to nieporównanie większe zagrożenie demokracji niż to, co damy z Porozumienia i bossowie z SLD, SdPl czy demokratów.pl określają jako "wypadki poznańskie". Dlatego nieprzypadkowo na Placu Konstytucji nie było gejów-robotników, byli tylko tacy, których bez trudu stać na piwo w klubie LE MADAME. A przecież tacy też istnieją, tak jak feministki, które wszystkie niekoniecznie okupują uniwersyteckie gender studies czy fundacje. Dlatego dla nas, gdybyśmy wystąpili na wiecach, gdyby "zaproszenie" nie było skrajnie obraźliwe, ostrze swej krytyki skierowalibyśmy również przeciw łamaniu praw pracowniczych, przeciwko temu wszystkiemu, co w polityce PiS jest kontynuacją rządów Millera i Belki. Nie można mądrze i uczciwie walczyć o demokrację widząc tylko tych z Poznania, zapominając tych z"Budryka", bo w Ornontowicach nie było kamer, bo nawet nie bardzo wiadomo, gdzie są te Ornontowice. Dlatego niech się łączą zwolennicy liberalnej prawicy społecznej, odróżniający się od prawicy nieliberalnej jakimiś środowiskowymi dąsami, cieszący się swoimi małymi, pokrętnymi manipulacjami. Nie nauczyło mnie demokracji ZOMO, nie nauczy Młodzież Wszechpolska czy NOP, ale Ogólnopolski Komitet też mnie nie przekonał. Lewica nigdy nie będzie oddzielać walki klasowej od walki w obronie demokracji. Nigdy też nie będzie widzieć w demagogach i krętaczach sojuszników w walce o demokrację. Nie idziemy razem, nasza droga jest inna.
Zbigniew Partyka, Nowa Lewica
29 listopada 2005 r.
(tekst odrzucony przez "Trybunę")


Razem, ale dokąd?

Niedzielne wydarzenia medialne 18 grudnia zorganizowane przez SLD i SdPl wskazały drogę zjednoczenia lewicy liberalnej w Polsce. Jasny jest program kontynuacji zwrotu na prawo i konsolidacji, wyrażany przez Olejniczka, Kwaśniewskiego i Borowskiego.
Właśnie Borowski jako jedynego wroga zauważył "narodowo-konserwatywną, populistyczną i niechętną wobec Europy prawicę", nieprzypadkowo pomijając liberałów. SLD podpisało się w całości pod pożegnalnym prezydenckim wystąpieniem Kwaśniewskiego, jako filary lewicowości akceptując wstąpienie do NATO i agresje w Iraku. O innych osiągnięciach, takich jak trzymilionowe bezrobocie, skandalicznie nierówny podział dochodu narodowego w warunkach jego wzrostu, zdemolowanie Kodeksu pracy, spacyfikowanie ruchu związkowego, dziedziczenie nierówności społecznych, klerykalizacja państwa pod rządami SLD i tego prezydenta oraz o braku lewicowej wizji w edukacji, kulturze i mediach elegancko milczano. Trudno się zresztą dziwić, skoro przywódcami SLD są dwaj młodzi ludzie, którzy w poprawnej angielszczyźnie nie mają dosłownie nic ciekawego do powiedzenia.
Głębię krytycznej analizy w SLD wyczerpuje stara mantra Janika, czyli stwierdzenie, że podstawą utraty wpływów SLD były błędy kadrowe ery Millera, prowadzące do afer oraz nieszczęśliwy podział SLD przez secesję Borowskiego. Teraz podobno SLD się oczyścił, aferzystów już nie ma, z Borowskim wszyscy chcą się dogadać, elektoratowi nie pozostaje nic innego jak pokochać starą partię, o której z właściwym sobie marketingowym wdziękiem Olejniczak twierdzi, że "Sojusz może być nadal dobrą marką". Pozostaje jednak całkowita pustka programowa, brak jakiegokolwiek powodu, by w wyborach samorządowych ktokolwiek poparł jednoczoną przez SLD lewicę liberalną. Dla samego tylko powstrzymania PiS wystarczy przecież głosować na Platformę Obywatelską. Sam Borowski przyznał, że spotkał się niedawno z Donaldem Tuskiem, który wytłumaczył mu jednak, że "bliższa współpraca nie wydaje się na tym etapie możliwa". Nie przeszkadza to w montowaniu przez SdPl szerokiej koalicji z SLD, Partią Demokratyczną i innymi formacjami centrowymi. Załapią się może Zieloni, UP, UL i kto tam chce jeszcze. Program pisać się będzie na konferencjach Fundacji Batorego, za organ robić będzie Wyborcza.
Żeby wyprzedzić konkurentów aparat SLD zachowuje się jak zawsze. W kąt rzucono rojenia szeregowych członków o dyskusji, prawyborach czy konsultacjach. W tak mało znaczącej organizacji jak warszawska bez konsultacji, (które miały zakończyć się w dzielnicach w połowie stycznia) strzelił grom - zadecydowano, że kandydatem SLD na prezydenta Warszawy jest charyzmatyczny przywódca lewicy niejaki Rojszyk. Reszta może się podpisać i podporządkować, małczat' i ruki pa szwam. Żadnych marzeń o podmiotowości i demokracji, u Radziwiłłów bardziej po ludzku traktowano psiarnię przed polowaniem niż baronowie SLD odnoszą się do partyjnego aktywu.
Zjednoczenie lewicy liberalnej w Polsce sprzyjać będzie porządkowaniu sceny politycznej w Polsce. Lewica liberalna skazana jest na pożarcie w starciu z PiS-wską chadecją, gdyż jest całkowicie bezradna w konfrontacji z jej minimalnymi nawet socjalnymi hasłami i projektami. Sponsorzy odejdą i tak do formacji rządzącej, sama Agora formacji nie udźwignie. Podstawowym zajęciem socliberałów będzie walka z wszystkimi próbami budowy lewicy klasowej, niszczenie jej pod zarzutem rozbijania jedynie słusznego frontu walki z Kaczorami, konserwatyzmem i homofobią. Takie wielkie społeczne zamiast.
Zbigniew Partyka, Nowa Lewica


Protest

W związku z zagrożeniem likwidacją świetlic środowiskowych w Łodzi Nowa Lewica i Antyklerykalna Partia Postępu "Racja" protestują przeciwko polityce władz miasta, które przeznaczają w 2006 roku na jedno dziecko, korzystające z zajęć świetlicowych, 30 groszy. Łódzkie bezrobocie (193 573 osób zarejestrowanych w 2 urzędach pracy pod koniec listopada 2005, w tym jedynie 23 tysiące z prawem do zasiłku, zaś 129 tysięcy długotrwale bezrobotnych od ponad 2 lat) w bezpośredni sposób przekłada się w naszym mieście do wzrostu rodzin dysfunkcyjnych, wyrzuconych nie z własnej winy na margines życia społecznego. Dzieci bezrobotnych rodziców stają się dziećmi ulicy, na ulicy realizującymi swoją aktywność poznawczą i społeczną, dla których ulica jest źródłem wiedzy o życiu. Po 1990 roku zwiększa się ilość rodzin, których nie stać na zapewnienie dziecku możliwości korzystania z zajęć poza-lekcyjnych. Łódzka bieda to nie tylko zarejestrowani w powiatowych urzędach pracy. Łódzkie ubóstwo to także rodziny, w których obydwoje rodzice pracują, a mimo to, nie stać ich na zaspokojenie podstawowych potrzeb, takich jak jedzenie, ubranie, opłacenie świadczeń. To także dzieci z takich rodzin są podopiecznymi świetlic środowiskowych. Na skutek braku środków na prowadzenie takiej działalności wkrótce przybędzie w Łodzi dzieci uczących się arcytrudnej sztuki przetrwania na ulicy. Przypominamy łódzkim władzom, że Polska podpisała Konwencję Praw Dziecka; ratyfikowała ją w 1991. I łódzkie dziecko też ma prawo do życia i rozwoju, do odpowiedniego standardu życia. W realizacji praw zawartych w Konwencji pomocne są świetlice środowiskowe. Świetlice środowiskowe to pomoc dla łódzkiej, żyjącej w ubóstwie rodziny. Świetlice środowiskowe to mniej dzieci wałęsających się po ulicach miasta, a tym samym zapobieganie przestępczości wśród nieletnich, to mniej dzieci kierowanych przez sądy rodzinne i nieletnich do placówek opiekuńczo-wychowawczych, ośrodków resocjalizacyjnych. Świetlice środowiskowe to możliwość dla łódzkiego dziecka na spędzenie czasu poza gettami biedy, których w Łodzi przybywa.
Protestujemy przeciwko prowadzeniu polityki prorodzinnej, która zaczyna się, koncentruje i kończy na dziecku poczętym, a pomija potrzeby dziecka urodzonego.
Małgorzata Michalska-Kulig - Nowa Lewica,
Małgorzata Majdańska - APP "Racja"
W styczniu podejmować będziemy działania, mające na celu utrzymanie ilości świetlic środowiskowych przynajmniej na dotychczasowym poziomie. Wszystkim, którzy chcą się do nas przyłączyć, podajemy telefony kontaktowe: Małgorzata Michalska-Kulig 0 605 13 12 13, Małgorzata Majdańska 0 501 075 836.