Tekst pochodzi z 17 numeru pisma "Lewą Nogą" http://www.iwkip.org/lewanoga/ .
Stefan Zgliczyński
Mdłości
Mdli mnie, gdy widzę uśmiechniętą twarz przewodniczącego
Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Chłopięcy uśmiech, szczere spojrzenie... To nowa
twarz SLD, usiłującego po raz kolejny wmówić wyborcom, że poza nazwą mają
jeszcze coś wspólnego z lewicą. A przecież nie mają nic. Zaraz po wyborze na
przewodniczącego największej partii w Polsce (do tego uważającej się za
lewicową), na pytanie o stosunek do barbarzyńskiej ustawy antyaborcyjnej
Wojciech Olejniczak zadeklarował, iż jest katolikiem i na razie tą sprawą
zajmować się nie będzie. Kilka miesięcy później, kiedy premier lewicowego jakoby
rządu, wspieranego przez SLD, oficjalnie przystąpił do opozycyjnej partii
prawicowej, nie widząc powodu, aby podać się przy tej okazji do dymisji,
przewodniczący Olejniczak, niczym mały chłopczyk, podpierał się autorytetem
Marka Belki chwaląc SLD-owskiego ministra obrony, niejakiego Szmajdzińskiego, za
"kompetencję i wzorowe wspieranie żołnierzy polskich w ich misjach pokojowych i
stabilizacyjnych". O tym, że Belka (który już rozpaczliwie szuka nowej posady
"najlepiej zagranicą" po Iraku niech będzie i szefostwo OECD) i Szmajdziński
złamali w Iraku konwencje haskie i genewskie, i winni stanąć przed
międzynarodowym sądem jako zbrodniarze wojenni, piszą już nawet niektóre polskie
gazety. Widać jednak, że okupacja Iraku mieści się w kanonie "lewicowych’
wartości wyznawanych przez nowe SLD. O stosunku do stale pogarszających się
warunków życia coraz większej części naszego społeczeństwa nie ma sensu nawet
SLD pytać. Partia Olejniczaka i Napieralskiego, jak przystało na klasycznie
klasową liberalną partię władzy, tego nie widzi, uważając, że wszystko jest na
dobrej drodze skoro PKB rośnie. Jedyne, co różni "nowe" SLD od tego
millerowskiego, to niestety mniejsze poczucie humoru jego kierownictwa - akcje
typu podpisywania się pod 21 postulatami gdańskimi ("mieliśmy wtedy po sześć
lat...") czy dziękowanie za "inspirację intelektualną" niskonakładowemu pismu
Krytyka Polityczna, uważam za jeszcze bardziej żenujące niż słynne bon moty
Leszka Millera.
*
"Pożegnaliśmy dzisiaj Karola Wojtyłę - Papieża Jana Pawła II. Wielkiego Polaka,
który pomimo obowiązku troski o wyznawców katolicyzmu na całym świecie nigdy nie
zapomniał o swoim kraju. Człowieka, który był niezłomny w realizacji
postawionych przed sobą celów: walki z ubóstwem, dyskryminacją,
niesprawiedliwością, przemocą i przede wszystkim ludzkim cierpieniem, które jak
na ironię było obecne w ostatnich latach jego życia. Jan Paweł II - Papież Polak
był tym z największych z naszych rodaków, który w ciągu całej historii naszego
kraju osiągnął tak wysokie i ważne stanowisko. Teraz z perspektywy czasu
zakończonego trwającego ćwierć wieku pontyfikatu, możemy powiedzieć, że
wykorzystał tę szansę doskonale. Przyczynił się do przemiany świata - upadku
reżimów komunistycznych w Europie Wschodniej, kontynuacji i poszerzenia dialogu
między religiami. Jesteśmy wzruszeni postawą ludzi na całym świecie, wyznawców
różnych religii i niewierzących, którzy oddają hołd wielkiemu papieżowi,
wielkiemu Polakowi. My także oddajemy Ci hołd Janie Pawle II. Spoczywaj w
pokoju."
Proszę zgadnąć któż to napisał? Nawrócony Leszek Kołakowski? A może sumienie
polskiej inteligencji Adam Michnik? Nie? No to może Longin Pastusiak albo Jerzy
J. Wiatr? Pudło, drodzy Państwo! Ten bzdecik wypichciła Federacja Młodych
Socjaldemokratów, przyszłość polskiej lewicy, czyli godni następcy
Kwaśniewskiego, Millera i Olejniczaka.
*
Niedobrze mi się robi na widok zatroskanej miny "państwowca" Cimoszewicza,
znanego inwestora giełdowego. W wywiadzie udzielonym Europie, cotygodniowemu
dodatkowi do Faktu (17.08.2005) to "sumienie polskiej lewicy", "krystalicznie
uczciwy polityk" (według opinii Adama Michnika, czyli tego, któremu nie wierzyć
nie sposób) i - jak się okazało - zbyt tchórzliwy, aby stanąć w szranki wyborów
prezydenckich, dowodzi sukcesu Polski ostatnich piętnastu lat. "Wynika z tego" -
stwierdza w pewnym momencie zaskoczony redaktor naczelny Europy Robert Krasowski
- "że ostrość krytyki III RP ma źródło w poranionej polskiej psyche, a nie w
obiektywnych danych." "A jak inaczej wytłumaczyć dysproporcję między realnymi
sukcesami a społecznymi nastrojami?" - odpowiada "sumienie lewicy" - "Skoro mamy
do czynienia z takim zaburzeniem w percepcji faktów, przyczyn należy szukać w
naturze społecznego postrzegania. Chyba, że pójdziemy tropem prawicy - nagniemy
fakty tak, by dopasować je do istniejących nastrojów." Z dwojga złego wolałbym
już chyba iść "tropem prawicy", tym bardziej, iż wypowiedź Cimoszewicza kojarzy
mi się z praktyką radzieckich psychiatrów, którzy dowiedli naukowo, iż tylko
wariatom może nie podobać się komunizm á la ZSRR, co skutkowało zamykaniem w
psychuszkach opozycjonistów reżimu. Ten zbawca polskiej lewicy, co i rusz
dystansujący się od polityki partyjnej (członek PZPR w latach 1971-90, potem
SdRP i SLD), zniesmaczony rozgrywkami rządowymi i parlamentarnymi (poseł
kolejnych kadencji, minister sprawiedliwości w latach 1993-95, premier 1996-97,
minister spraw zagranicznych 2001-2005), "niezależny" kandydat na prezydenta
kończy swój wywiad jeszcze zabawniej: "Nie przymykam oczu na sprawy złe, ale gdy
jeżdżę po kraju - a robię to często - widzę, jak gwałtownie się on rozwija.
Jadąc przez Czechy i Słowację, nie zobaczymy takiej aktywności biznesowej, tej
na małą skalę, mierzonej chociażby liczbą szyldów sygnalizujących, że coś się
tam gdzieś dzieje, że tu jest hurtownia, jakiś biznesik, tam ciastkarnia,
kwiaciarnia, fryzjer itd. Na początku lat 90. nagle, z dnia na dzień, powstało u
nas 2 mln firm. To gigantyczna zmiana. Nigdy w polskiej historii nie było takiej
rzeszy w pełni samodzielnych Polaków. A to nie koniec. Nikt nie mówi, że w
Polsce jest dziś 2 mln studentów, a zatem sześć razy więcej niż 10 lat temu.
Proszę pokazać inny kraj na świecie, gdzie w ciągu 10 lat 6-krotnie wzrasta
liczba studentów wyższych uczelni. To jest rewolucja! Na naszych oczach powstaje
zupełnie nowe społeczeństwo. O zupełnie innym stosunku do świata, o innej
zdolności do adaptacji, mniej ksenofobiczne, mniej zakompleksione, takie, które
będzie zdolne skorzystać z tej wielkiej szansy, jaką uzyskujemy." Szkoda papieru
na przytaczanie dalszych bredni "lewicowego" kandydata na prezydenta. Szkoda
czasu na ich komentowanie. To, co widać wyraźnie z podobnych wypowiedzi, to
totalną alienację elit politycznych, żyjących w całkowicie wyimaginowanym i
nieprawdziwym świecie, w którym swoje pobożne życzenia biorą za rzeczywistość.
Cel takich zabiegów jest oczywisty - usprawiedliwienie antyspołecznej polityki
prowadzonej przez siebie od 1990 roku. Czym w takim razie różni się taki
Cimoszewicz od, powiedzmy, Tuska. W moim przekonaniu jedynie tym, że Tusk jest
bardziej przekonujący.
*
Rzygać mi się chciało oglądając huczne obchody 25-lecia powstania
"Solidarności". Ostatni raz takie stężenie hipokryzji i kabotyństwa nawiedziło
Polskę przy okazji śmierci Karola Wojtyły. To było bezsprzecznie święto tych,
którym się udało - spasieni ex-robotnicy z pełnymi kontami wychwalając pod
niebiosa swoje zasługi w obaleniu komunizmu, ani się zająknęli o tym, że
strajkującym w 1980 roku robotnikom chodziło dokładnie o to, czego dzisiejsi
beneficjanci są przeciwieństwem - prawdziwy socjalizm oparty na poszanowaniu
godności jednostki. Wystarczy zerknąć do najważniejszego dokumentu programowego
pierwszej "Solidarności", niechętnie dziś przypominanemu i cytowanemu, czyli do
samego Programu Związku. Tzw. obchody "alternatywne" były jeszcze większą farsą:
sfrustrowani wrogowie Wałęsy, którzy z otaczającego świata nie rozumieją nic; za
biedę w Polsce winiąc nie kapitalizm jako taki, a to, że był on instalowany
przez agentów SB (oczywiście z Wałęsą na czele). Bo my zrobilibyśmy to lepiej...
Patronat nad sabatem Gwiazdów, Wyszkowskich, Walentynowicz, Staniszkis i
Romaszewskich objęło m.in. skrajnie prawicowe pisemko Obywatel, na którego
łamach publikują swoje teksty również autorzy uważający się za "ludzi lewicy".
Miesiąc później ten jakoby "antysystemowy" szmatławiec poparł w wyborach
parlamentarnych kandydatów Prawa i Sprawiedliwości oraz Ruchu Patriotycznego.
Cóż tam jednak Obywatel, skoro nawet enfant terrible polskiej lewicy, Ryszard
Bugaj, przyznał, iż głosował na PiS, a po wygranych wyborach prezydenckich Lech
Kaczyński, w pierwszych słowach, na gorąco, podziękował za poparcie właśnie
jemu, o. Rydzykowi z Radio Maryja oraz... Adamowi Gierkowi, lansowanemu niegdyś
z tępym uporem przez Trybunę "lewicowemu" kandydatowi na prezydenta.
*
"Biję się w piersi i przyznaję, że w 1990 r. byłam przeciwna wprowadzeniu
katechezy do szkół. Wydawało mi się, że dojdzie raczej do zeświecczenia religii,
że zniknie duszpasterski charakter katechizacji, a szkoła nic nie zyska. Myliłam
się! Dopiero później uprzytomniłam sobie, jak bardzo zaniedbane pod tym względem
były szkoły zawodowe. Dziś jestem pewna, że obecność księdza, w każdej szkole, w
pokoju nauczycielskim, jest bardzo ważna. Jednocześnie wydaje mi się, że dziś
należałoby zrobić jeszcze więcej - zadbać o to, żeby ksiądz w szkole cieszył się
naprawdę dużym autorytetem. Religia jest jedną z najważniejszych szans na to,
aby wychowanie było lepsze, ale tu potrzeba naprawdę ludzi dążących na co dzień
do świętości..."
Oszczędzę już zgadywania - to wiceminister edukacji lewicowego rządu w wywiadzie
dla kościelnej Niedzieli z 4 września br. Anna Radziwiłł - bo o niej mowa -
legenda inteligenckiej Warszawy, wychowawczyni wielu pokoleń antykomunistycznych
społeczników z pełnym przekonaniem dowodziła niedawno, iż najlepszą drogą do
zapewnienia wszystkim równych szans w zdobyciu wykształcenia są... płatne
studia. Degrengolada polskiej inteligencji ujawnia się najpełniej podczas
wyborów, gdy skorumpowani chałturami na prywatnych uczelniach profesorowie
hurmem popierają partie obiecujące obniżenie podatków. I te żałosne artykuły w
Gazecie Wyborczej dowodzące, iż tylko Partia Demokratyczna jest godnym
depozytariuszem dziedzictwa polskiej inteligencji, albo listy poparcia dla
Platformy Obywatelskiej podpisywane przez startujących w jej szeregach
kandydatów (jak prof. Śpiewak), ojców kandydatów (Lech Wałęsa), kierowców
rajdowych (Krzysztof Hołowczyc), "buntowniczych rockmanów" (Paweł Kukiz),
hoollywoodzkich kompozytorów (Jan A.P. Kaczmarek), czy footbolowych milionerów
(Jerzy Dudek). Wracając do Radziwiłł - pomysł mający dać jej utrzymanie w
ministerstwie po zmianie rządów może nie wypalić. Prawo i Sprawiedliwość jest
bowiem bardziej lewicowe (przynajmniej w sferze deklaracji programowych) niż
"lewicowy" rząd Marka Belki i o płatnych studiach, jak na razie, nie chce
słyszeć.
*
Co i rusz zbiera mi się na torsje, gdy widzę jak głęboko panująca ideologia
polityczno-społeczna przesiąknięta jest rasizmem. Niedawno minęła czwarta
rocznica ataku na World Trade Center; głowy wszystkich liczących się państw w
czarnych garniturach oddały hołd 3 tysiącom ofiar sprzed lat. Ci sami przywódcy
bez zmrużenia oka przyzwalają na rzezie plemienne i śmierć głodową milionów
Afrykańczyków, więżą bez sądu, torturują i mordują tysiące Afgańczyków,
Irakijczyków, Czeczeńców i Tybetańczyków, czy wreszcie pozwalają utopić się
swoim czarnym obywatelom w powodzi ekskrementów, w jednym z bardziej znanych
miast najpotężniejszego i najbogatszego kraju świata. Jakież wrażenie na
mass-mediach, a tym samym na opinii publicznej świata zrobił zamach na WTC, na
pociągi w Madrycie czy stacje metra w Londynie. Jakież nieporównywalnie mniejsze
wrażenie robi na nich (i na nas!) nieporównywalnie większa liczba ofiar
codziennych zamachów w Iraku, ofiar głodu w Nigrze czy niedawnego trzęsienia
ziemi w Pakistanie, w wyniku którego śmierć poniosło 75 tys. Pakistańczyków, a
3, 5 mln zostało bez dachu nad głową. I to wszystko dzieje się przy obłudnych
zapewnieniach o równouprawnieniu i przestrzeganiu praw człowieka. Amerykańska
opinia publiczna zalewana wieściami o niegodziwości Fidela Castro zaczyna
interesować się amerykańskim obozem koncentracyjnym w Guantánamo - w którym bez
sądu, w upokarzających warunkach trzymanych jest już czwarty rok ponad pięciuset
więźniów (w tym dzieci!) - dopiero wtedy, gdy wśród nich znalazł się biały
Amerykanin. Rządy państw europejskich, tak rzekomo czułych na przestrzeganie
praw człowieka wobec swoich obywateli, zwracają uwagę na niszczony i plądrowany
Irak jedynie przy okazji porwań swoich dziennikarzy (bo śmierć własnych
żołnierzy jest przecież wliczona w koszty). Polskie elity polityczne
kontentujące się zaangażowaniem Polski w zwycięstwo "pomarańczowej" rewolucji na
Ukrainie (czego żałosne skutki są już dziś doskonale widoczne) i dążące do
obalenia "ostatniej dyktatury w Europie", czyli skonfliktowanego z naszą
rodaczką Andżeliką Borys prezydenta Białorusi, nie mają nic do powiedzenia na
temat dziesiątków Meksykanów zabijanych co roku przez straż graniczną USA, czy
trupów czarnych emigrantów, wyrzucanych niemal codziennie przez fale na plaże
Sycylii i Balearów (2 tysiące imigrantów tonie co roku w wodach Morza
Śródziemnego!). A jakże inaczej kosztuje krew izraelska i palestyńska! Przez 38
lat półtora miliona Palestyńczyków w Strefie Gazy było terroryzowanych przez 8
tysięcy żydowskich osadników, dla ochrony których (i ich willi z basenami)
pięćdziesiąt tysięcy żołnierzy izraelskich strzelało z ziemi i powietrza do
bezbronnych dzieci domagających się odblokowania drogi do szkoły czy chłopów
chcących dostać się do swoich pól uprawnych. Jak wielkie wrażenie robią na
europejskiej i amerykańskiej opinii publicznej sceny samobójczych zamachów w
Izraelu i jak małe wieści o idących w dziesiątki i setki arabskich ofiarach
cywilnych. Proszę spojrzeć na swoich domowników czy sąsiadów, wychowanych na
reportażach Waldemara Milewicza i publicystyce Piotra Kraśko. I zauważyć, jak
ten nienazwany, ale podskórnie wszechobecny rasizm wpływa na ich (nasz) stosunek
do Czarnych, Arabów, Cyganów, Żydów, "Ruskich"...
*
Polska radykalna lewica oddała hołd tragicznie zmarłemu Danielowi Podrzyckiemu,
szefowi Wolnego Związku Zawodowego "Sierpień ’80" i startującej w tegorocznych
wyborach parlamentarnych Polskiej Partii Pracy. Dziwne, że nikt nie wspomniał,
jak przed paroma laty Podrzycki brał udział w koalicji wyborczej z faszystowskim
Narodowym Odrodzeniem Polski, albo jak w wyborach prezydenckich popierał
nacjonalistę i antysemitę gen. Tadeusza Wileckiego. Nie wypada? Chyba nawet nie
to. Radykalna lewica w Polsce ("radykalna" w Polsce, tzn. taka, która w
Niemczech czy innych krajach europejskich regularnie dostaje się do parlamentu)
jest tak słaba intelektualnie i organizacyjnie, że woli być cicho nad tą trumną,
aby kontentować się chwilową nadzieją - czyli 0, 7 proc. poparciem Polaków dla
lewicowego programu partii Podrzyckiego.
*
Symbolicznym uwieńczeniem 10-letniej kadencji prezydenckiej Aleksandra
Kwaśniewskiego było wręczenie Orderu Orła Białego Leszkowi Balcerowiczowi.
Historia zatoczyła koło. Tak jak lewicowość PZPR i jej związek z klasą
robotniczą najjaskrawiej ujawniały się wówczas, gdy na jej rozkaz milicja i
wojsko strzelały do robotników, albo gdy później zaczęła restytuować kapitalizm,
tak order nadany Balcerowiczowi przez najwybitniejszego polskiego lewicowca
ostatnich 15 lat jest jasnym sygnałem dla SLD i całej "odpowiedzialnej" lewicy.
Tak trzymać, mości panowie, tak trzymać i nie popuszczać hołocie!
Stefan Zgliczyński