Tekst ukazał się w "Impulsie" dodatku do dziennika "Trybuna" nr 292 z 15 grudnia 2005 r.
Magdalena Ostrowska
Wyrok na pamięć
"Wydajecie towarzyszy moich za to, że niezmordowanie walczyli
o interesy milionowych mas robotniczych i chłopskich Polski, Ukrainy i Białorusi
Zachodniej, że wytrwale mobilizowali te masy do nieugiętej walki rewolucyjnej
przeciw faszystowskim rządom dyktatorskim, które niosą robotnikom i chłopom
coraz sroższą nędzę, bezrobocie i głód” - mówił 15 stycznia 1932 r. w Sejmie
poseł Komunistycznej Frakcji Poselskiej, Wacław Rożek. Przemówienie Rożka
dotyczyło aresztowania dwóch posłów komunistycznych.
Poprzedniej nocy - z 14 na 15 stycznia 1932 r. - policja zastrzeliła na
warszawskiej ulicy 23-letniego działacza Komunistycznej Partii Polski i
Międzynarodowej Organizacji Pomocy Rewolucjonistom, Henryka Gradowskiego.
Wcześniej sanacyjna policja polityczna, „Defensywa”, przeprowadziła rewizję w
jego mieszkaniu. Niczego nie znaleziono. Dopiero w piwnicy policjanci trafili na
komunistyczną literaturę i to było powodem aresztowania Gradowskiego. Młody
działacz KPP został zastrzelony podczas próby ucieczki na placu Zawiszy na
Ochocie w Warszawie. Do niedawna miejsce śmierci Gradowskiego upamiętniał głaz z
czerwonego granitu. „Cześć bojownikowi o wolność i socjalizm” - można było
przeczytać na tablicy pamiątkowej.
Dzisiaj tego głazu już nie ma. We wrześniu br., w ramach akcji dekomunizowania
nazw ulic, pomników i tablic pamiątkowych, głaz ów został zlikwidowany. Dzisiaj
w miejscu, w którym jeszcze jesienią był kamień upamiętniający śmierć
23-letniego robotnika i komunisty, palą się znicze. Ktoś zostawił kartkę z
informacją o symbolicznym znaczeniu tego miejsca. Niezgodę na wymazywanie
historii rozpoczęli młodzi ludzie, którzy zdecydowanie lepiej znają historię niż
dyspozycyjni urzędnicy miejscy, starający się przypodobać nowej prawicowej
władzy. Na ul. Raszyńskiej w Warszawie znicze palą się każdego dnia.
Wyrok na głaz upamiętniający postać Gradowskiego wydała w 1999 r. rada dzielnicy
Ochota. Wykonano go dopiero w tym roku. Aktu łaski nie udzieliła Rada Ochrony
Pamięci Walk i Męczeństwa, której obowiązkiem jest opiniowanie decyzji o
zlikwidowaniu jakiegoś pomnika czy tablicy pamiątkowej. Dwukrotnie o
ułaskawienie pamięci młodego komunisty zwracał się do Andrzeja Przewoźnika
warszawski Zarząd Stowarzyszenia „Pokolenia”. Bezskutecznie.
W dniu, gdy głaz poświęcony pamięci Henryka Gradowskiego zniknął, działacze
warszawskiego oddziału Stowarzyszenia „Pokolenia” odbierali akurat z drukarni
album poświęcony dokumentowaniu podobnych obiektów. Stowarzyszenie „Pokolenia” i
Komisja Historii Ruchu Młodzieżowego postanowiły zachować od zapomnienia miejsca
związane z działalnością oraz walką ludzi lewicy o niepodległość i wyzwolenie
społeczne. Ratowaniu zagrożonych dziś świadectw tradycji robotniczej ma służyć
album „Zapominane miejsca pamięci”, który ukazał się jesienią 2005 roku. Album
ten ma charakter dokumentacyjno-informacyjny. Można w nim znaleźć zdjęcia
istniejących jeszcze lewicowych miejsc pamięci oraz indeks tych, które już
zostały zlikwidowane, przede wszystkim - nazwy ulic. Album poświęcony jest
pomnikom Warszawy, ale jego twórcy planują podobne opracowania dotyczące innych
miejscowości, w których takie pamiątki jeszcze się zachowały.
Autorzy albumu zaznaczają we wstępie, że „pamięć historyczna narodu nie może być
zależna od bieżących, panujących aktualnie form upamiętniania wydarzeń i opcji
ideowych. Wydarzenia historyczne, niezależnie od tego, czy się podobają, czy też
nie, po prostu miały miejsce i powinny zostać zachowane oraz przekazane
następnym pokoleniom niezależnie od ocen, które pozostawić należy historykom”.
Jego wydanie ma być protestem przeciwko prawicowym próbom przekreślenia zasług
lewicy, a takie próby podejmowane są od początku istnienia III RP. Tej, w której
zlikwidowano cenzurę i nareszcie zapanowały wolność i demokracja...
Prace nad wydawnictwem „Zapominane miejsca pamięci” były prowadzone pod naukową
konsultacją prof. Bogdana Hillebrandta. Autorzy albumu korzystali
też z opinii historyka, prof. Ryszarda Nazarewicza. Na uznanie zasługuje fakt,
że gromadzenie danych oraz fotografii do albumu opierało się na pracy społecznej
działaczy „Pokoleń”. Pojęcie takiej pracy jest dziś zapewne zapomniane, czy też
skazane na zapomnienie. Wyjaśniam więc, że przypomina ono modny obecnie
wolontariat, z tą jednak różnicą, że w przypadku „pracy społecznej” nie chodziło
o zdobycie dodatkowych punktów na uczelni czy uzupełnienie CV. Chodziło o
Sprawę.
Pozostaje mieć nadzieję, że dzięki temu albumowi i kolejnym tego rodzaju
wydawnictwom, uda się zachować od zapomnienia dokonania pokoleń Polaków, których
życiorysy prawica określa jako „czarną dziurę” lub zakłamuje je nie do poznania.
Do dzisiaj udało się już wiele wymazać z historii polskiej lewicy i ruchu
robotniczego, co ma swoje odzwierciedlenie w szkolnych podręcznikach,
przemilczaniu niektórych nazwisk i haseł we współcześnie wydawanych
encyklopediach oraz fałszowaniu historii, które dokonuje się rękami
funkcjonariuszy Instytutu Pamięci Narodowej.
W „Zapomnianych miejscach pamięci” znalazły się fotografie istniejących dziś
pomników oraz tablic. W obliczu „czystki historycznej”, która dokonuje się na
naszych oczach, album ten może spełniać funkcję wykładu historii, jakiego dziś
brakuje, bo został zakazany przez panującą aktualnie ideologię. Zamieszczone w
wydawnictwie notki biograficzne działaczy ruchu robotniczego z różnych okresów
historycznych, nie tylko z okresu Polski Ludowej, zostały dodane m.in. dlatego,
że nazwiska takich właśnie ludzi usuwa się dziś z powszechnie dostępnych
wydawnictw.
Jednym z takich przekłamań, również udokumentowanym w albumie, jest m.in. napis
na pomniku „Barykada Września”. Pomnik ten, odsłonięty w 1979 r., stoi w
miejscu, gdzie we wrześniu 1939 r. znajdowała się jedna z barykad, której
obrońcy długo odpierali ataki wojsk hitlerowskich na Warszawę. W 1997 r.
wyeliminowano z tablicy pamiątkowej informację o tym, że obrońcami barykady,
obok wojska i mieszkańców stolicy, były też Robotnicze Bataliony Obrony Warszawy
i Straż Obywatelska. Widać w kapitalistycznej Polsce pamięć o istnieniu
robotniczych formacji zbrojnych jest niebezpieczna. W sumie autorzy albumu
odnotowali co najmniej 59 przypadków zmian nazw ulic, likwidacji tablic
pamiątkowych oraz pomników (w samej tylko Warszawie), których usunięcie miało
polityczny charakter.
Całe szczęście, zachowała się (na razie) tablica pamiątkowa na ul. Wareckiej. To
na tej ulicy we wrześniu 1939 r., na ówczesnym terenie redakcji i drukarni
PPS-owskiego „Robotnika”, znajdował się sztab Robotniczych Batalionów. Nie
wiadomo, jak długo tablica pozostanie na swoim miejscu, bo PiS od dawna
zapowiada „uporządkowanie” tych spraw. Gdyby prawicy nie udało się „posprzątać”,
w odwodzie zawsze pozostają bojówki Młodzieży Wszechpolskiej. W „oczyszczonych”
miejscach można postawić np. pomniki Augusto Pinocheta i Francisco Franco.
Polityczne radary prawicowych specjalistów od „sprzątania” nastawione są na
razie na wyłapywanie wszystkiego, co opatrzone jest z przymiotnikami „ludowy”,
„socjalistyczny”, „komunistyczny”, „robotniczy”. Do niuansów nie mają
najwidoczniej głowy. Pewnie dzięki temu na Starym Mieście zachowała się jeszcze
tablica upamiętniająca Niezależną Partię Chłopską związaną z Komunistyczną
Partią Polski.
Próby skazania na zapomnienie określonych postaci z historii lewicy i ruchu
robotniczego służą zapewne temu, by współczesna młodzież i pracownicy nie mieli
tego rodzaju odniesień. Wystarczy Dmowski, a - niektórym - Eligiusz Niewiadomski.
Oto okazuje się bowiem, jak szybko wraca rzeczywistość II RP, gdy prześladuje
się robotników, strzela się do nich, pacyfikuje strajki i wyrzuca na bruk
protestujących związkowców. Zamiast o bojowych poprzednikach, dzisiejsi
robotnicy będą wiedzieć co najwyżej o miłosiernych księżach i kapitalistach,
którzy w II RP od czasu do czasu wydawali zupę bezrobotnym.
Można zmienić nazwy ulic, odkręcić pamiątkowe tablice, zniszczyć pomniki. Można
od nowa napisać podręczniki historii. Można zacierać wszelkie ślady lewicy i
walki ruchu robotniczego. W taki sposób nie można jednak zniszczyć pamięci,
choćby całą lewicę rewolucyjną wtrącono do więzień, jak próbowano to robić w II
RP. Nie dla wszystkich działaczy lewicy historia zaczęła się wszak dopiero w
1989 roku.
„Nie tylko za te przemówienia wiecowe i za udział w demonstracjach, o których
mówią wnioski rządowe, wydajecie towarzyszy (?), lecz za ich całą rewolucyjną
działalność poselską, która, demaskując waszych jawnych i ukrytych agentów,
wskazywała masom, że nieugięta walka rewolucyjna przeciw dyktaturze
faszystowskiej, o jej obalenie, to jedyne dla nich wyjście z kryzysu, z otchłani
nędzy i głodu, w jaką coraz głębiej pogrąża miliony pracujących zbankrutowany,
rozkładający się system kapitalistyczny, ten system, który ratować chcecie od
zagłady kosztem śmierci głodowej milionów. Wydawanie posłów rewolucyjnych sądom,
to jedno z ogniw terroru, którego łańcuchem faszyzm spętać usiłuje masy
pracujące, zdusić ich wyzwoleńczą walkę rewolucyjną, przeciw rządom bezrobocia,
głodu”. Tak brzmiała dalsza część przytoczonego wcześniej przemówienia posła KPP
z 1932 r.
Niszczenie miejsc pamięci wszelkiej lewicy i ruchu robotniczego, to jedno z
ogniw terroru, którym próbuje ratować się zbankrutowany system kapitalistyczny
rękami swoich drobnomieszczańskich i autorytarnych obrońców. Niszcząc pomnik,
nie można jednak zniszczyć Idei, o którą walczyli ludzie dzisiaj skazywani na
zapomnienie. Terror ów nie zniszczy bowiem potrzeby wolności, sprawiedliwości
społecznej i godnego życia. Tym podstawowym potrzebom nie są potrzebni kapłani,
bogate ceremonie, przydrożne ołtarzyki ani wielkie świątynie. Będą wieczne i bez
tego.
Znicze palą się każdego dnia.
„Zapomniane miejsca pamięci”, zespół redakcyjny: Henryk Czerski, Krystyn W.
Dąbrowa, Witold Straus, Olimpia Zaborska, wyd.: Przedsiębiorstwo
Wydawniczo-Handlowe „Graf”, Stowarzyszenie „Pokolenia” i Warszawska Komisja
Ruchu Młodzieżowego, Warszawa 2005 r., s. 112
Magdalena Ostrowska