James Petras

Boliwia

Evo Morales – socjalizm z kapitalizmem w tle 

Lewica latynoamerykańska żyje zwycięstwem Evo Moralesa, przywódcy Ruchu na rzecz Socjalizmu i byłych górników uprawiających dziś kokę, w wyborach na prezydenta Boliwii. Zaraz po wyborze zamanifestował on solidarność z Kubą i Wenezuelą, a pierwszą wizytę zagraniczną złożył Fidelowi Castro. Czy na półkuli zachodniej zapowiada się na kolejne po Wenezueli trzęsienie ziemi, a może nawet na kolejną rewolucję? James Petras, emerytowany profesor socjologii na Uniwersytecie Binghamtońskim w Nowym Jorku i wybitny lewicowy latynoamerykanista, członek rady redakcyjnej „Rewolucji”, wylewa na głowy lewicy kubeł zimnej wody. (zmk)
 

Realistyczna ocena zwycięstwa wyborczego Evo Moralesa w Boliwii wymaga znajomości jego niedawnej roli w walkach mas ludowych, programu i ideologii, podobnie jak pierwszych posunięć, które zapowiada. W ostatnich latach niezliczeni intelektualiści lewicowi, naukowcy, dziennikarze i działacze organizacji pozarządowych bezmyślnie wskakiwali do wozów z orkiestrą kilku nowo wybranych prezydentów „ludowych” (Luli w Brazylii, Gutierreza w Ekwadorze, Vazqueza w Urugwaju i Kirchnera w Argentynie), choć oni wszyscy akceptowali przeprowadzone prywatyzacje, punktualnie spłacali dług zagraniczny, stosowali politykę fiskalną dyktowaną przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy i posłali wojska na Haiti, aby podtrzymać tam marionetkowy reżim narzucony przez USA i represjonować biedotę walczącą o przywrócenie do władzy demokratycznie wybranego rządu Aristide’a.

Znów mamy ludowego przywódcę wybranego na prezydenta – tym razem w Boliwii. Znów mamy armię bezkrytycznych wodzirejów lewicowych, którzy dominują w dyskusjach, ignorując ważne fakty i wydarzenia polityczne ostatnich 5 lat.

 

Znaczenie zwycięstwa Moralesa

 

Evo Morales uzyskał 54% głosów, a jego główny rywal 29%. Jest to największe zwycięstwo w wyborach prezydenckich od 50 lat. Jego partia, Ruch na rzecz Socjalizmu (MAS), uzyskała większość w niższej izbie parlamentu i niemal większość w wyższej. Kandydaci MAS wygrali 3 z 9 stanowisk gubernatorów, choć Państwowa Komisja Wyborcza, powołując się na względy techniczne, skreśliła z list prawie milion zarejestrowanych wyborców (głównie spośród indiańskiego elektoratu Moralesa).

Ponadto MAS wygrał we wszystkich dużych miastach (z wyjątkiem Santa Cruz, bastionu skrajnej prawicy) i uzyskał ponad 65% głosów w wielu spauperyzowanych regionach wiejskich i miejskich. Morales i MAS wygrali mimo wrogości wszystkich większych mediów elektronicznych i papierowych, stowarzyszeń biznesu i właścicieli kopalń oraz grubiańskich interwencji i gróźb ambasady USA.

W tym przypadku wrogość Stanów Zjednoczonych i biznesu do Evo przyczyniła się do wzrostu masowego poparcia dla niego i doprowadziła do bardzo wysokiej – rekordowej – frekwencji. Wbrew przewidywaniom renomowanych w skali światowej „krytyków medialnych”, na większości narodu boliwijskiego 24-godzinna zapora ogniowa czarnej propagandy, wzniesiona przez wszystkie media, nie zrobiła wrażenia.

Media przedstawiały Evo, podobnie jak czynili to pracujący dla niego publicyści, jako pierwszego (po Benito Juarezie) indiańskiego prezydenta w Ameryce, co jest prawdą. Trzeba jednak zauważyć, że wenezuelski prezydent Chávez jest na wpół Indianinem, że były boliwijski wiceprezydent (neoliberalny) był Indianinem, że peruwiański prezydent Toledo powołuje się na pochodzenie indiańskie i podczas kampanii wyborczej nosił ponczo, że wreszcie za rządów – w końcu odsuniętego od władzy – ekwadorskiego prezydenta Gutierreza Indianie zajmowali kluczowe stanowiska ministerialne (w tym rolnictwo i sprawy zagraniczne). Poza Chavezem, obecność Indian na wysokich stanowiskach w zasadniczo neoliberalnych reżimach nie prowadzi do żadnych postępowych posunięć.

 

Reakcje na zwycięstwo Moralesa

 

Na ogół reakcja rządów lewicowych, centrowych i prawicowych na zwycięstwo Moralesa były pozytywne. Gratulacje przesłali mu Fidel, Chávez, Zapatero (Hiszpania), Chirac (Francja) i Wolfowitz (Bank Światowy). Rząd amerykański zajął dwuznaczne stanowisko. Ostrożnej pochwale polityki wyborczej przez Rice towarzyszyły możliwe do przewidzenia ostrzeżenia, żeby rządzić „metodami demokratycznymi”(tj. postępować zgodnie z wytycznymi amerykańskimi).

Tymczasem zaraz po wyborach Siły Specjalne USA stacjonujące w Paragwaju zaczęły ćwiczenia wojskowe na granicy z Boliwią. Główne kompanie naftowe (Repsol, Petrobras itd.) wyraziły gotowość współpracy z nowym prezydentem (jeśli dotrzyma ich reguł gry). Zarazem ogłosiły, że wstrzymują nowe inwestycje.

Przywódcy głównych organizacji związkowych – Boliwijskiej Centrali Robotniczej (COB) i afiliowanej do niej Federacji Związkowej Górników Boliwii (FSTMB) – oraz organizacji osiedlowych w El Alto (800-tysięcznym mieście proletariackim koło La Paz) zajęły ostrożną postawę wyczekującą, żądając, aby pierwsze posunięcia Moralesa obejmowały nacjonalizację kompanii naftowych i gazowych oraz zwołanie konstytuanty. Mimo powściągliwości przywódców tych organizacji, którzy ociągali się nawet z udzieleniem Moralesowi poparcia w wyborach, ich członkowie w przytłaczającej większości głosowali na niego.

W sumie, z wyjątkiem USA, byliśmy świadkami szerokiego wachlarza poparcia dla zwycięstwa Evo, od wielkiego biznesu po bezrobotnych, od Banku Światowego po bosonogich Indian andyjskich, przy czym każdy inaczej odczytywał zapowiedzi, jaką politykę będzie prowadził jako prezydent wraz ze zdominowanym przez MAS parlamentem, i każdy miał inne oczekiwania.

 

Dwie wizje prezydentury Moralesa

 

Są co najmniej dwa punkty widzenia na to, czego należy spodziewać się po prezydenturze Moralesa, przy czym przecinają one w poprzek granice ideologiczne.

Duża część lewicy i skrajnej prawicy (zwłaszcza w USA i Boliwii) mniema, że w interesie ogromnej większości Boliwijczyków, czyli biedoty, lewicowo-radykalny prezydent indiański przeobrazi Boliwię z państwa zdominowanego przez białą oligarchię i imperializm w państwo indiańsko-chłopsko-robotnicze, które będzie prowadziło niezależną politykę zagraniczną, znacjonalizuje przemysł naftowy i przeprowadzi głęboką reformę rolną oraz będzie broniło chłopów, którzy uprawiają kokę. Jest to pogląd 95% lewicy i skrajnej prawicy, w tym administracji Busha.

W alternatywnym scenariuszu, który ja piszę, postrzega się Moralesa jako umiarkowanego polityka socjalliberalnego, który w ciągu minionych 5 lat przesunął się do centrum. Nie znacjonalizuje on naftowych czy gazowych firm wielonarodowych, ale prawdopodobnie wynegocjuje umiarkowany wzrost ściąganych z nich podatków oraz „znacjonalizuje” podziemne złoża minerałów, pozostawiając kompaniom swobodę w ich wydobyciu, transporcie i komercjalizacji.

Będzie trojako promował kapitalizm: chronił małe i średnie przedsiębiorstwa, zachęcał inwestorów zagranicznych i finansował państwowe firmy naftowe i górnicze jako drugorzędnych wspólników firm wielonarodowych. Na zasadzie kompensacji i w celu ustabilizowania swojego reżimu, mianuje ludowych przywódców na takie stanowiska rządowe, jak ministerstwa pracy i spraw socjalnych, wyposażone w ograniczone budżety i podporządkowane ministerstwom gospodarki i finansów, którymi będą kierowali ekonomiści neoliberalni.

Będzie promował indiańskie imprezy kulturalne oraz języki indiańskie w szkołach andyjskich i w urzędach. „Reforma rolna” nie będzie oznaczała żadnych wywłaszczeń plantacji – będzie polegała na osadnictwie na bezludnych czy nieuprawianych ziemiach. Uprawa koki zostanie zalegalizowana, ale ograniczona do niespełna 20 arów na rodzinę. Przemyt narkotyków zostanie wyjęty spod prawa. Morales zaproponuje Amerykanom współpracę w walce z narkoprzemytem i praniem brudnych pieniędzy.

 

Przegląd danych

 

Dostępne są liczne dane, które każdemu, kto jest tym naprawdę zainteresowany, pozwalają ocenić oba scenariusze i przewidzieć, w którą stronę pójdzie Evo Morales.

1. Jeszcze przed objęciem urzędu, Morales dał zielone światło prywatyzacji Mutún, jednego z największych złóż rudy żelaza na świecie. Pod koniec 2005 r. w przetargu, do którego doszło w bardzo wątpliwych okolicznościach, brało udział kilka konkurujących ze sobą firm wielonarodowych. Ustępujący prezydent Rodríguez skonsultował się z dwoma czołowymi parlamentarzystami z MAS i na znak szacunku dla przyszłego rządu Moralesa zgodził się zawiesić przetarg.

Morales i jego neoliberalny wiceprezydent García Linera zdezawuowali przywódców klubu parlamentarnego swojej partii oraz udzielili im reprymendy. Powiedzieli prezydentowi Rodriguezowi, żeby kontynuował przetarg na Mutún. Tamtejsze złoża rudy żelaza ocenia się na 40 miliardów ton, a magnezu na 10 miliardów ton (co stanowi 70% rezerw światowych). Morales, podejmując jednostronną decyzję o kontynuowaniu przetargu, ugiął się pod presją proimperialistycznych kół biznesowych w Santa Cruz i zignorował ochronę środowiska oraz interesy robotnicze i narodowe.

2. Źle poinformowani lewicowi chwalcy Moralesa, przedstawiający go jako rewolucyjnego przywódcę mas boliwijskich, ignorują fakt, że nie odegrał on żadnej roli w masowych insurekcjach w październiku 2003 oraz w maju i czerwcu 2005 r.

Podczas październikowych strajków powszechnych i bitew ulicznych Evo był na konferencji międzyparlamentarnej w Genewie i dyskutował tam o zaletach polityki parlamentarnej. W tym czasie wielu Boliwijczyków padało ofiarą masakr dokonywanych przez – pochodzący z wyborów – reżim Sancheza de Losady, bo sprzeciwiało się jego polityce w sprawie nafciarstwa i gazownictwa zagarniętego przez kapitał zagraniczny.

Morales zdążył powrócić do kraju, żeby wziąć udział w świętowaniu upadku Sancheza de Losady oraz przekonać pół miliona protestujących, aby zgodzili się na neoliberalnego wiceprezydenta Carlosa Mesę jako na nowego prezydenta. W niespełna dwa lata później kolejna fala strajków i barykad doprowadziła do obalenia Mesy za to, że kontynuował politykę naftową Sancheza de Losady.

Morales ponownie skierował powstanie w kanały instytucjonalne, proponując, aby sędzia Sądu Najwyższego został tymczasowym prezydentem do czasu wyboru nowego prezydenta. Moralesowi udało się doprowadzić do zakończenia walk ulicznych mas i demontażu rodzących się rad ludowych oraz skanalizować to wszystko w ramach istniejących instytucji burżuazyjnych. Podczas obu tych kryzysów Morales sprzyjał wymianie neoliberałów u steru władzy, przeciwstawiając się ludowemu postulatowi ustanowienia nowego Zgromadzenia Narodowego kontrolowanego przez lud.

3. Za prezydentury Mesy, Evo poparł przeprowadzone przez niego referendum (2004) w sprawie niewielkiego wzrostu opłat uiszczanych przez firmy wielonarodowe, które kontrolują naftę i gaz, za prawo do eksploatacji górniczej. Choć Mesa wygrał referendum, później zdezawuował je masowy ruch powstańczy.

4. Podczas kampanii wyborczej tandem Morales – García Linera miał „trojaki dyskurs”: masom miejskim i związkowym mówił o „socjalizmie andyjskim”, chłopom indiańskim w górach mówił o „kapitalizmie andyjskim”, a przywódcom sfer biznesowych mówił, że socjalizm nie stanie na porządku dziennym przez co najmniej 50, a nawet 100 lat.

Na prywatnych spotkaniach z ambasadorem USA, oligarchami boliwijskimi, bankierami i zarządami firm wielonarodowych tandem ten odżegnywał się od wszelkich zamiarów przeprowadzenia nacjonalizacji – przeciwnie, zachęcał do inwestycji zagranicznych, o ile będą one „przejrzyste”. Rozumiał przez to, że firmy te będą płaciły podatki i nie będą przekupywały urzędników państwowych.

W przesłaniach skierowanych do mas było brak konkretów, natomiast przemówienia do elity biznesowej miały oparcie w konkretnych ustaleniach.

5. Evo i García obiecali kontynuować korzystną dla kapitału – bardzo ograniczoną – politykę fiskalną i makroekonomiczną swoich poprzedników i nie dobierać się do żadnych nielegalnie sprywatyzowanych przedsiębiorstw.

Rzecznik Evo do spraw ekonomicznych, Carlos Villegas, oświadczył, że prezydent Morales „symbolicznie unieważni dekret, który pozwolił prywatyzować przedsiębiorstwa”, ale dodał, że „nie będzie to działało wstecz”. Symboliczne, czysto retoryczne gesty, wyprane z nacjonalistycznej treści to – jak się wydaje – droga obrana przez Moralesa i Garcię.

6. Przyszły tandem prezydencki kategorycznie oświadczył, że nie wywłaszczy żadnych wielkich monopoli czy majątków ziemskich ani inwestycji zagranicznych. 13 stycznia 2006 r. Evo pojedzie do Brazylii, aby dyskutować z wielkimi spółkami brazylijskimi o nowych inwestycjach w gazownictwie, petrochemii, nafcie i innych surowcach.

Jak doniósł dziennik finansjery brazylijskiej „Valor”, Lula zaoferuje mu pożyczki państwowe i będzie nalegał, aby stworzył on „klimat stabilności sprzyjający inwestycjom”. Gigantyczna brazylijska spółka naftowa Petrobras płaci niespełna 15-procentowe podatki, eksploatując codziennie 25 mln m³ gazu naturalnego po cenach dużo niższych od światowych.

Lula ma nadzieję, że wykorzysta swoją „pomoc” do pogłębienia i rozszerzenia eksploatacji wartościowych źródeł energii w Boliwii po niskich kosztach przez brazylijskie firmy wielonarodowe. Tymczasem w La Paz gaz boliwijski jest trzykrotnie droższy niż w São Paulo.

7. Evo obiecuje „opodatkować bogaczy”, gdyż dobrze wie, że wszelkie nowe podatki nałożone na grupy o niskich dochodach mogą wywołać powstanie na dużą skalę, jak to się stało w 2004 r. Lecz proponowany podatek od majątku szacowanego na 300 czy 400 tysięcy dolarów nie obejmie ogromnej większości wyższej klasy średniej i ludzi bogatych z wyjątkiem 1% najbogatszych. Jako źródło dochodów będzie miał on nieistotny wpływ na budżet państwa, ale „symboliczna” wartość propagandowa takiego posunięcia będzie olbrzymia.

8. Jeśli chodzi o postulaty chłopskie, komisja agrarna Evo nie określiła żadnych konkretnych celów reformy rolnej (ani ile hektarów rozdzieli się między chłopów, ani które bezrolne rodziny miałyby na niej skorzystać).

9. Krajowi i międzynarodowi zwolennicy Evo podkreślają jego ludowe i indiańskie pochodzenie („oblicze Indoameryki”), ale nie mówią o jego poparciu dla wielkiego biznesu, porozumieniach z proimperialistycznym Komitetem Obywatelskim w Santa Cruz, Petrobrasem i innymi naftowo-gazowymi firmami wielonarodowymi. Sprawą kluczową nie jest działalność polityczna Evo w latach 80. i 90., ale sojusze i układy, które zawarł w drodze do pałacu prezydenckiego, oraz program.

 

Wnioski

 

Wszystkie dane o polityce prowadzonej przez Moralesa, zwłaszcza od 2002 r., wskazują na zdecydowany zwrot na prawo, od walki masowej do polityki wyborczej, przestawienie się na działalność w parlamencie i na współdziałanie z instytucjonalnymi elitami. Evo przeszedł od wspierania powstań ludowych do popieranie kolejnych neoliberalnych prezydentów.

Jego styl jest populistyczny, jego ubiór – nieformalny. Mówi językiem ludu. Jest fotogeniczny, przystojny i charyzmatyczny. Dobrze czuje się wśród przekupni ulicznych i odwiedza domy biedoty. Jakiemu jednak celowi politycznemu służą te wszystkie gesty i symbole populistyczne? Jego retoryka antyneoliberalna nie będzie miała żądnego znaczenia, jeśli zachęci on więcej inwestorów zagranicznych do rabunku rudy żelaza, gazu, ropy naftowej, magnezu i innych surowców.

Przeobrażenia systemowe nie wynikną z akceptacji nielegalnych prywatyzacji, elit finansowych i biznesowych La Paz i Cochabamby oraz rolno-biznesowej oligarchii Santa Cruz. W najlepszym razie Evo przeprowadzi pewne marginesowe podwyżki podatków od własności i opłat za eksploatacje górnicze. Może nawet zwiększy pewne wydatki socjalne (ale zawsze w sposób bardzo ograniczony ze względu na skąpy budżet).

Nowa pionowo ruchliwa drobna burżuazja, reprezentowana przez aparatczyków z MAS, i starzy oligarchowie gospodarczy podzielą się władzą polityczną. Niewątpliwie poprawią się ogromnie stosunki dyplomatyczne z Kubą i Wenezuelą. Stosunki z Bankiem Światowym i MFW pozostaną niezmienione – chyba że mafia kubańsko-amerykańska przeforsuje w Waszyngtonie swój ekstremistyczny program.

Choć w sytuacji, gdy w Waszyngtonie u władzy są politycy o faszystowskiej mentalności, możliwa jest wszelka agresja, ze względu na faktycznie neoliberalną politykę, którą będzie prowadził Morales, możliwe jest również, że Departament Stanu wybierze wywieranie na Evo presji, aby przesunął się bardziej na prawo, poszedł na dalsze ustępstwa wobec wielkiego kapitału i jeszcze bardziej ograniczył uprawę koki.

Niestety, lewica nadal będzie reagowała na symbole, mity, retorykę polityczną i gesty, a nie na substancję programową, doświadczenie historyczne i politykę społeczno-gospodarczą. Parafrazując Marksa, „retoryka populistyczna to opium dla intelektualistów”.

 

Tłum. Zbigniew Marcin Kowalewski

 

Artykuł ukazał się w Impulsie/Trybunie z 5 stycznia 2006 r.