Tekst ukazał się w nr 231 "Kuriera Związkowego" z 11 stycznia 2006 r.
Bogusław Ziętek
Obóz koncentracyjny "Budryk"
Kopalnia "Budryk" to najmłodsza polska kopalnia węgla kamiennego. Wybudowano ją w czasach, kiedy w Polsce nie budowało się już kopalń, lecz je likwidowano. Dała pracę ponad dwóm tysiącom górników. Drugie tyle jest zatrudnionych w firmach obcych, wykonującym roboty na "Budryku".
Obóz
Jednak w ostatnim czasie o "Budryku" jest głośno nie z tego
powodu. O "Budryku" jest głośno z powodu bezprawia, jakie tam ma miejsce. Prezes
Zarządu KWK "Budryk" rządzi kopalnią jak prywatnym folwarkiem. Nie ma drugiego
takiego zakładu pracy, w którym tak ważną role odgrywaliby ochroniarze, którzy
na "Budryku" są obecnie `najważniejsi. Kopalnia przypomina obóz koncentracyjny.
Ochroniarze pilnują wszystkich wejść. Kontrolują każde zdarzenie. Monitoring
prowadzony jest przez 24 godziny na dobę. Wyposażeni po zęby, aby jasno pokazać
górnikom, kto tu teraz rządzi, obwiesili się nie tylko pałami i paralizatorami,
ale nawet bronią palną.
Pilnowanie kopalni przez 24 godziny na dobę niewątpliwie wiele kosztuje. Zarząd
"Budryka" z kosztami się jednak nie liczy. W końcu płacą nie z własnej kieszeni.
Drugą ważną podporą Zarządu "Budryka" jest specjalnie wynajęta kancelaria
prawnicza. Prezes "Budryka" nie rusza się nigdzie bez swoich prawników. Nie robi
bez nich nawet kroku. Niewiele mu to pomaga, bo sytuacja przypomina tę, w której
"ślepy wiedzie kulawego".
Minister niemocy
Granice śmieszności Prezes Czajkowski przekroczył, kiedy to
na posiedzenie Trójstronnego Zespołu ds. Bezpieczeństwa Górników, który odbywał
się 21 grudnia w Warszawie, przybył w obstawie prawników. Niewiele mu to jednak
pomogło. Na posiedzeniu Zespołu Czajkowski nie miał nic do powiedzenia na swoją
obronę. Był w stanie odczytać tylko przygotowane mu wcześniej oświadczenie i na
tym koniec. Nawet reprezentujący Ministerstwo Gospodarki wiceminister był
zaszokowany sytuacją i potrafił z siebie wydusić jedynie stwierdzenie, że
,,głowy Czajkowskiego teraz tutaj nie da ale sprawą się zajmie".
Ministerstwo sprawą miało się zająć, ale póki co zobowiązanie to, pozostało
tylko pustą deklarację. Na wezwanie strony związkowej, Minister miał się także
zająć sprawą przywrócenia do pracy bezprawnie zwolnionych przez Prezesa
Czajkowskiego górników. W tej sprawie obiecał dać odpowiedź do świąt. Oczywiście
odpowiedzi nie dał. Złośliwi twierdzą, że Minister obiecał załatwić sprawę do
świąt, ale nie powiedział do których świąt. Kolejne tygodnie mijają, a
Ministerstwo w sprawie "Budryka" nie robi nic.
Opornych na bruk
"Budryk" nie jest prywatną firmą drucik lecz państwowym przedsiębiorstwem, nad którym nadzór właścicielski sprawuje Minister Gospodarki. To on powołuje radę nadzorczą i ma pełną zdolność reagowania w sytuacji, kiedy zarząd spółki i rada nadzorcza łamią prawo lub łamanie prawa tolerują. Niestety okazuje się, że nadzór ministra to czysta fikcja. Od dawna ma on pełną wiedzę na temat sytuacji na "Budryku" i skandalicznego łamania prawa, którego dopuszcza się Zarząd tej kopalni. Związkowcy są tam wyrzucani z pracy za to, że mają czelność wchodzić w spór zbiorowy z pracodawcą i twardo walczą o interesy Załogi. Zarząd, nie uznaje sporu zbiorowego, nie dopuszcza do mediacji. Pracowników zastrasza i szantażuje. Każdy, kto ośmieli się sprzeciwić jest wzywany i zmuszany do podpisywania "lojalek". Jeśli nie podpisze wyrzucany jest na bruk.
Podpisz "lojalkę"
Po przeprowadzonym 14 listopada przez WZZ "Sierpień 80" dwugodzinnym strajku ostrzegawczym, Zarząd wytypował 12 pracowników do odstrzału. Tych dwunastu miało dla przykładu być wyrzuconych z pracy. Przed górnikami stanęła perspektywa - wyrzuceni z pracy, pozostają bez środków do życia, a listopad to miesiąc, w którym mieli otrzymać "barbórki". Wyrzucenie z pracy pozbawia ich nie tylko wynagrodzenia, ale również "barbórki" i 14 pensji. Spośród 12 wytypowanych do zwolnienia górników siedmiu uległo presji. Podpisali "lojalki" przygotowane przez Zarząd. Zobowiązali się w nich, że nie będą już uczestniczyć w żadnych akcjach protestacyjnych w kopalni. Zmuszeni, podpisują co im podsunięto. Nie wylatują z pracy. W ramach łaski prezes "Budryka" przenosi ich na powierzchnię. Niektórzy z tych, którzy "lojalki" podpisali, dziś mówią "zmuszono nas". Pozakładali sprawy w sądzie argumentując, że podpisali zgody na przeniesienie i "lojalki", bo nie mieli wyboru. Albo "lojalka" albo bruk.
Mały szantażyk
Wcześniej Czajkowski odbył rozmowę z przewodniczącym WZZ "Sierpień 80" Krzysztofem Łabądziem. Namawiał go, aby odpuścił sobie obronę kolegów, to nie spotka go krzywda. Czajkowski mówił wprost "wie Pan tamtych mi nie szkoda, ale Pana mi szkoda". Ten prymitywny szantaż miał na celu wymuszenie na przewodniczącym związku ustępstw. Czajkowski usłyszał twarde NIE! W dzień po tym jak przewodniczący WZZ "Sierpień 80" wręcza osobiście ministrowi Woźniakowi pismo z wnioskiem o interwencje, opisujące sytuacje na "Budryku", zostaje wyrzucony z pracy. Oprócz niego z pracy wylatuje czterech innych członków WZZ "Sierpień 80". To ludzie, którzy zostali "ustrzeleni" według zasady "chcesz uderzyć psa, to kij się zawsze znajdzie".
Za chlebem
Wśród "odstrzelonych" jest przewodniczący WZZ "Sierpień 80"
Krzysztof Łabądź. Ale są również osoby, które w żadnym proteście nie brały
udziału, bo przebywały na zwolnieniu lekarskim. Są pracownicy o długoletnim,
nienagannym stażu pracy.
Zbigniew Adamkiewicz w górnictwie przepracował 25 lat. Właśnie miał odejść na
emeryturę. Do pracy na "Budryk" przyjechał aż z Nowej Rudy pod Wałbrzychem. Tam
poprzednia władza, też solidarnościowa, zrestrukturyzowała mu kopalnię, czyli po
prostu ją zamknęła. Jeździł po Śląsku, szukał roboty. Trafił na "Budryk". Chciał
dorobić do emerytury. Już żegnał się z kolegami. Za kilka dni miał odejść na
emeryturę. Nie zdążył. Czajkowski wyrzucił Go na bruk. W strajku nie brał
udziału. Strajk 14 listopada miał miejsce na pierwszej zmianie, od godziny 6 do
godziny 8 rano. Adamkiewicz miał w tym dniu rozpocząć pracę o 18 " tej. Chciał
wziąć udział w strajku, bo jak większość załogi, popierał postulaty związków
będących w sporze zbiorowym. Nie mógł, bo przyszedł do pracy na inną zmianę.
Tylko chciał strajkować. Wcześniej, na własnym urlopie uczestniczył przez dwa
dni w proteście głodowym. To wystarczyło. Bruk. Rodzina jest bez żadnych środków
do życia.
Miał pecha
Jego kolega Janusz Żak, też z Nowej Rudy, razem z nim
przyjechał na Śląsk - za chlebem. Pracowali zawsze razem. Do emerytury brakowało
mu niespełna rok. Miał odejść w przyszłym roku. Nie mógł brać udziału w strajku,
bo też miał na inną zmianę. W proteście głodowym nie uczestniczył. Miał od tego
dnia L-4. Wyrzucono go z pracy, bo przez chwilę widziano go jak stał z kolegami,
którzy głodowali. Może chciał zapytać jak się czują i co się dzieje. To
wystarczyło. Jak w dobrym policyjnym państwie, sporządzono na niego
kilkadziesiąt notatek służbowych. Niczym w donosicielskim systemie, pisze się w
nich gdzie był, gdzie spojrzał, którą ręką się witał.
To właśnie do domu jednego z tych górników zagrożonych zwolnieniem dzwonił
przewodniczący ZZG z KWK "Budryk" - jednego z prodyrektorskich związków "
oświadczając mu wprost "jak nie podpiszesz "lojalki" to cię zwolnię". Horror?
Nie - na "Budryku" to rzeczywistość.
Żak wrócił do Nowej Rudy. Żadnej pracy tam nie znajdzie. Do emerytury zabrakło
mu niespełna rok. Pozostali dwaj wyrzuceni z pracy górnicy też mieli długoletni,
nienaganny staż pracy. Zostali wyrzuceni, bo musieli służyć za przykład.
Stawiasz się, nie podpiszesz "lojalki" to Cię "uwalimy". Czajkowski o tym
wiedział. Na pytanie dlaczego zwalnia również ludzi, którzy w proteście nie
uczestniczyli, a ich jedyną winą jest przynależność do WZZ "Sierpień 80",
Czajkowski wzruszył ramionami i oświadczył "no i co z tego, najwyżej sąd ich
przywróci".
Bezkarność
W uzasadnieniu zwolnień Zarząd zarzucił członkom WZZ
"Sierpień 80" zorganizowanie i udział w "nielegalnym" strajku. Żaden sąd
"nielegalności" strajku nie stwierdził. To Czajkowskiemu nie przeszkadza. Na "Budryku"
prawo to on, a nie sąd. Postanowienia sądu są mu potrzebne tylko wtedy, kiedy
potwierdzają jego racje. Inne są zbędne.
W swoim uzasadnieniu Zarząd powoływał się na postanowienie sądu zabraniające
"Solidarności" i ZZ "Kadra" działań paraliżujących zakład. To postanowienie nie
dotyczyło WZZ "Sierpień 80" - nie szkodzi. Było nieprawomocne, a kilka dni temu
uchylił je sąd wyższej instancji " też nie szkodzi. Kiedy Czajkowski uzyskał
postanowienie sądu "zakazujące" strajku, rozplakatował nim całą kopalnię,
zorganizował spotkania z dozorem, przechwalał się nim w mediach. Teraz nic. I
słusznie, bo nie ma się czym chwalić. Wszak na podstawie między innymi tego
postanowienia, wyrzucił z pracy pięciu ludzi. Kontrola Państwowej Inspekcji
Pracy potwierdziła bezprawność działań Zarządu kopalni. Inspektorzy pracy
przeciwko dwóm członkom Zarządu skierowali wnioski o ukaranie do sądu.
Czajkowski jednak tchórzliwie pod zwolnieniem się nie podpisał. Wystawił do tego
innych. Wiedział, że tak to się skończy.
Kulawa sprawiedliwość
Zanim sprawa przeciwko członkom Zarządu wpłynie do sądu,
upłyną długie miesiące. Być może lata. O sprawie niewielu już będzie pamiętać.
Sąd pewnie odstąpi od wymierzenia kary, ze względu na znikomą społeczną
szkodliwość czynu. Wyrzucanie pracowników z pracy, pozbawianie ich rodzin
środków utrzymania nie jest przecież w Polsce niczym strasznym. Pracodawcy to
"święte krowy", robotnik jest nikim. Można Go zwolnić, zastraszyć, poniżyć. Kto
odważy się upomnieć o swoje, jeśli w sposób bezprawny z pracy wyrzucony zostaje
przewodniczący związku zawodowego, który objęty jest szczególną ochroną prawną?
Kto odważy się na opór, jeśli łamanie prawa jest bezkarne? A w praktyce jest
bezkarne. Nic nikomu za to się nie stało. Inspekcja pracy kieruje sprawę do
sądu, ale tam sprawa utknie na lata.
Przed sądem pracy toczą się sprawy o przywrócenie do pracy bezprawnie
zwolnionych górników. 12 stycznia przed sądem pracy w Mikołowie odbędzie się
kolejna rozprawa. Reprezentująca prezesa KWK "Budryk" kancelaria prawna zasypuje
sąd tonami pism. Przepisuje w nich całe rozdziały obowiązujących aktów prawnych,
aby tylko przeciągnąć procedury. Wnioskuje o słuchanie licznej rzeszy świadków.
Wszystko po to, aby płynęły kolejne miesiące. Sąd pracy oczywiście bezprawnie
zwolnionych do pracy przywróci, ale miną miesiące. Na to liczy Czajkowski.
Dyzma liberałów
Podobnie było w przypadku kuriozalnego postanowienia sądu zakazującego w praktyce strajku na "Budryku". Na pierwszych stronach liberalnych gazet Czajkowski przedstawiany był jako super man. Powstrzymał związki zawodowe, uniemożliwił związkom strajk, liberalne media piały pochwały pod jego adresem. Czajkowski niczym paw obnosił się swoim sukcesem. Sukces okazał się zwykłym wrzaskiem propagandowym. Postanowienie zakazujące strajku uchylił sąd wyższej instancji. Nie pozostawił na nim suchej nitki. Wszystko było dęte od samego początku. Czajkowski wyszedł na głupka. Zamiast postanowienia zakazującego strajku sąd stwierdził to, co musiał. W tej sprawie obowiązuje ustawa i kropka. Ona reguluje kwestie sporów zbiorowych i procedur stąd wynikających, w tym między innymi strajku. Oczywiste. Ale nikt, żadne z liberalnych mediów nie poświęciły temu pierwszych stron gazet. Nie było tytułów "Klęska Czajkowskiego", "Czajkowski nie miał racji, związki mają prawo do strajku". Takiego bohatera liberalne media już nie chcą mieć. Ich miłość do Czajkowskiego wygasła, bo staje się dla nich bezużyteczny, a wręcz kompromitujący w swojej niekompetencji, indolencji prawnej i nieskuteczności.
Rachunek
Jednak rachunek za to, że Czajkowski chciał być gwiazdą i ulubieńcem liberalnych mediów, organizacji biznesowych i pracodawców, zapłacą pracownicy "Budryka". Niektórzy już płacą. Nie było podwyżek płac w takiej skali, jak mogły być w ubiegłym roku. Górnicy "Budryka" nie dostali dodatkowych pieniędzy, które mogli dostać. "Budryk" nie został objęty podniesieniem wskaźnika wzrostu wynagrodzeń, który uzyskali górnicy Kompanii Węglowej i Katowickiego Holdingu Węglowego. Także ten rok nie zaczął się dla załogi "Budryka" szczęśliwie. Zarządzeniem Prezesa zmieniono im zasady realizacji ekwiwalentu węglowego " oczywiście na gorsze. Nie zostanie zwiększony fundusz socjalny. Nie wiadomo co z tegorocznymi podwyżkami płac. Za "Budrykiem" ciągnie się smród afer i ustawianych przetargów na obudowy. Potwierdza to raport Najwyższej Izby Kontroli. W sprawie prowadzone są postępowania przygotowawcze. Dość ślamazarnie. Kontrola, którą miało przeprowadzić Ministerstwo Gospodarki, do dziś się nie skończyła. O aferach w KWK "Budryk" piszą regionalne media. Na kopalni aż huczy o kolejnych "grzeszkach", które dopiero mają ujrzeć światło dzienne. Prędzej czy później Czajkowski zostanie z "Budryka" usunięty. Jeśli nie stanie się to decyzją ministra i rady nadzorczej, to strajkiem Załogi. Szkoda, że to właśnie pracownicy zapłacą najwyższą cenę za sobiepaństwo prezesa i nieróbstwo ministerialnych urzędników.
Ani prawa ani sprawiedliwości
W kopalni "Budryk" łamane są prawa pracownicze i związkowe.
Deptana jest godność pracowników. Afera goni aferę. Zakaz strajku, łamanie
ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych, wyrzucanie z pracy działaczy
związkowych chronionych ustawą, szantaż i zastraszanie. Prawo do protestu,
strajku i manifestacji, to podstawowe prawa, uznane w każdym, cywilizowanym
kraju. Jednak w Polsce każdy, kto ma za sobą władzę i pieniądze, może to prawo
ograniczać, nie ponosząc żadnych konsekwencji.
Zakaz strajku, łamanie ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych, wyrzucanie z
pracy działaczy związkowych chronionych ustawą, szantaż i zastraszanie to
przykłady z "Budryka", jak można deptać prawa pracownicze i wolności związkowe.
Jak pracodawca może robić co mu się podoba i pozostaje bezkarny. Jak bezradne i
bezsilne są instytucje państwa, które powinny stawać w obronie słabszego
pracownika, oraz swobód i wolności związkowych. Jak nieudolni są urzędnicy,
którzy bezradnie się temu przyglądają. Jak w praktyce wyglądają rządy prawa i
sprawiedliwości.
Prawo pięści
To co dzieje się kolejny już miesiąc na "Budryku", nie dotyczy jednak tylko tamtej Załogi i działających tam związków zawodowych. Powszechną praktyką stało się zwalczanie związkowców brutalnymi i bezprawnymi metodami. Związkowca, który stawia opór, wyrzuca się z pracy. To ma być nauczką dla pozostałych pracowników. Stawiacie się " czeka was ten sam los. Nikt was nie obroni, nikt się za wami nie ujmie. Można wyrzucić na bruk związkowca, który was reprezentuje, można każdego z was. Sąd może przywróci go po latach do pracy. Może znajdzie sprawiedliwość, ale zanim to się stanie, rozprawimy się także z wami. Kto z pracowników zaryzykuje? Kto upomni się o swoje, jeśli ceną za to, może być wyrzucenie za bramę i wiele miesięcy bezrobocia i pozostawania bez środków do życia? Pracodawcy zamiast prowadzić dialog i negocjacje, rozwiązują konflikty, zwalczając reprezentujące pracowników związki zawodowe bezprawnymi działaniami. Ta bezpardonowa walka ze związkami zawodowymi przybiera na sile. Członkowie związków zawodowych i działacze związkowi są wyrzucani z pracy za to, że w sposób bezkompromisowy i konsekwentny opowiadają się po stronie interesów pracowników. Pracodawcy chcą tymi metodami sparaliżować opór załóg i uniemożliwić związkowcom skuteczne działanie. Tylko w ostatnim czasie oprócz pięciu związkowców WZZ "Sierpień 80" w KWK "Budryk", w ten sposób potraktowano kilkanaście innych osób. Bezprawnie zwolniono z pracy z art. 52 kodeksu pracy Przewodniczącego NSZZ "Solidarność" Dariusza Skrzypczaka w poznańskiej Goplanie, za to że przeciwstawiał się obniżaniu płac i ważył się ujawnić zamiary zarządu prasie. Wyrzucono z pracy Przewodniczącego NSZZ "Solidarność" Sławomira Zagrajka za ujawnienie łamania prawa w fabryce Frito Lay w Grodzisku Mazowieckim. Ci dwaj działacze "Solidarności" mogą odczuwać swoistą gorycz wynikającą z faktu, że wyrzucono ich z pracy w czasie, kiedy rządy sprawują ich koledzy z Prawa i Sprawiedliwości.
Puste słowa
Przewodniczący NSZZ "Solidarność" wygłasza peany pochwalne na cześć nowego prezydenta, który przy każdej okazji deklaruje, że będzie stał na straży wolności związkowych i praw pracowniczych. Jego koledzy z kierownictwa "Solidarności" za rzecz najistotniejszą uważają popieranie rządu PiS Kazimierza Marcinkiewicza, który ma być prozwiązkowy i prosocjalny. Na deklaracjach jednak się kończy. Praktyka pokazuje, że w czasach gdy rządzi PiS i Kaczyński, rozszalała się bezprawna antyzwiązkowa i antypracownicza nagonka, której ofiarą padają także członkowie i działacze NSZZ "Solidarność". Wyrzucani z pracy, nie rozumieją dlaczego są wyrzucani na bruk za to, że w praktyce realizują obronę interesów pracowniczych, czyli robią to, co ich prezydent i ich rząd, tylko głosi. Wyrzucono z pracy również przewodniczącego NSZZ "Solidarność 80" w ZUS, za to że ujawnił praktyki zmuszania pracowników tej instytucji do podpisywania swoistych "lojalek". To tylko niektóre z drastycznych przypadków łamania ustawy o związkach zawodowych przez pracodawców i bezprawnego wykorzystywania dyscyplinarnego zwolnienia, do zwalczania niewygodnych związkowców. Jak z tego widać dotyczą one w równym stopniu związkowców reprezentujących różne centrale związkowe. Niestety wobec tego bezprawia bezczynne pozostają instytucje państwa.
Tyłem do ludzi
Rządzący PiS i prezydent Kaczyński, ministerstwa, sądy i
prokuratury umywając ręce, mówiąc to nie nasza sprawa. Łamanie praw
pracowniczych, ograniczanie swobód zwiazkowych, to nie są sprawy, którymi chcą
sie zajmować. W końcu co może obchodzić prezydenta Kaczyńskiego, że gdzieś w
Grodzisku Mazowieckim czy Poznaniu, wyrzucony zostaje z pracy człowiek za swoją
działalność związkową. Co może obchodzić premiera, że gdzieś na "Budryku", od
tak na pokaz, tylko po to, aby zastraszyć innych, wyrzuca sie na bruk człowieka,
któremu brakuje kilka dni do emerytury, tylko dlatego, że należał do związku
zawodowego, który prezes tamtej kopalni postanowił zniszczyć. W końcu prezydent
i rząd Prawa i Sprawiedliwości wygłosili ogólnie słuszne hasło o tym, że będą
stać na straży przestrzegania praw pracowniczych i wolności związkowych, że
przywrócą szacunek dla pracy szarego obywatela i poczucie, że sprawiedliwość
jest także dla najbiedniejszych, a prawo i instytucje państwa służyć będą także
tym najsłabszym. I to wystarczy. Wygłoszenie ogólnych deklaracji dla PIS nie
oznacza przecież, że trzeba się nimi przejmować. Tym bardziej, że politycznych
efektów to nie przynosi.
Minister Ziobro może więc osobiście angażować się w sprawę pójścia lub nie do
więzienia Rywina, ale co go obchodzi łamanie prawa wobec przewodniczącego
jakiegoś związku i bezczynność prokuratury w tych sprawach. Minister Woźniak,
wszak tylko na chwilę jest ministrem i czas spędza na marzeniu o tym, że wkrótce
zostanie prezesem PGNiG, więc szkoda mu czasu na zajmowanie się sprawami jakichś
afer z obudowami na "Budryku" i łamaniem prawa, przez tamtejszy Zarząd. W
dodatku ujmowanie się za sprawami pracowników i reprezentujących ich związków
zawodowych może tylko rozdrażnić potężne organizacje pracodawców i biznesmenów.
Nie ma więc z tego żadnych korzyści.
Nawet media nie uważają, że łamanie prawa przez pracodawców i szykanowanie
związkowców, to dobry temat. Kiedy zdesperowane szwaczki ze szczecińskiej Odry,
wezwały na pomoc stoczniowców, a Ci poszarpali nieco prezesa, który przez lata
okradał ten zakład, nie wypłacając wynagrodzeń swoim pracownicom, wrzask był
powszechny. Kiedy Ci sami pracodawcy miesiącami łamią prawa pracownicze, nie
wypłacając pracownikom wynagrodzeń, łamiąc ich prawa, a ostatnio drastycznie
rozprawiając się z niepokornymi wyrzucając ich z dnia na dzień na bruk, nie
intersuje to już nikogo.
W kampanii wyborczej PiS obiecywał Polskę solidarną. Zamiast tego mamy Gułag.