Zbigniew Partyka
Centrolew albo wybór osi konfliktu
Propozycja nowego politycznego rozdania sformułowana przez
Sławomira Sierakowskiego w "Gazecie Wyborczej" 13 grudnia 2005 r.("Czy powstanie
nowy Centrolew") wisiała w powietrzu, musiała paść. Zaproponowanie przez
lansowanego przez "Gazetę" "niezależnego intelektualistę" wielkiego sojuszu sił
parlamentarnych i pozaparlamentarnych, nadanie ich działaniom jakiegoś sensu po
wyborczym niespełnieniu - czegóż więcej trzeba? Podana została nowa definicja
zasadniczego konfliktu "Gdzie i między kim leży dziś główna linia
cywilizacyjnego podziału w polskiej polityce, widać było podczas Marszu Równości
w Poznaniu oraz w innych miastach tydzień później… Ten podstawowy spór
cywilizacyjny, spór o zasady demokracji i filozofię społecznego ładu musi zostać
reanimowany", jest też uzasadnienie praktyczne "to między PO a potencjalną
centrolewicą rozegra się walka o to, kto reprezentować będzie drugą stronę w -
być może wieloletniej - rywalizacji z PiS. Jeśli zamroczona PO w końcu
otrzeźwieje, SLD w obecnej postaci walkę tę przegra. Polską wymieniać się będą
dwie prawice: konserwatywno-liberalna i katolicko-narodowa" w efekcie tego zaś
"wszyscy niezadowoleni wpadać będą w objęcia Platformy". Do tego wszystkiego
jest już wymieniona lista pożądanych uczestników Centrolewu - SLD, SdPl, Partia
Demokratyczna, Zieloni 2004, inne pozaparlamentarne partie i środowiska
lewicowe, organizacje pozarządowe. W tej konstelacji SLD traktowane jest
pragmatycznie, wprawdzie Sierakowski tłumaczy "Powiedzmy sobie szczerze,
<materiał ludzki> SLD jest nieporównywalnie mniej wartościowy od tego, który
reprezentują środowiska lewicy poza parlamentem", ale mimo wszystko "nie
powinniśmy mieć jednak złudzeń, że środowiskom pozaparlamentarnym uda się
samodzielnie pokonać w końcu próg wyborczy. Do tego jednak "SLD musiałoby
wówczas poważnie powściągnąć swoje wyborcze apetyty i pogodzić się z dużą
nadreprezentacją środowisk pozaparlamentarnych na listach" gdyż "głównym polem
oporu wobec nowej władzy, a zarazem najlepiej dobranym polem bitwy jest obszar
spraw obywatelskich i światopoglądowych. A tu kapitał symboliczny potrzebny do
tej rywalizacji znajduje się poza parlamentem, czyli wśród tych, którzy byli
gospodarzami solidarnościowych wieców, gdzie politycy SLD byli tylko gośćmi."
Jest to propozycja całościowa i, jak wynika z zamieszczonej na internetowej
stronie centrolew.pl dyskusji, poza wyjątkiem Frasyniuka z PD, ciepło przyjęta
przez adresatów (Wojciecha Olejniczka, Andrzeja Celińskiego, Magdalenę Środę,
Piotra Gadzinowskiego) wsparta przy tym równoległym tekstem założycielskim
Józefa Piniora i listem europarlamentarzystów z SLD, SdPl i PD. Wprawdzie Pinior
przebąkuje coś o konieczności "zmniejszenia bezrobocia, zwiększenia szans
edukacyjnych", ale do tego "Lewica musi poszukiwać w tej sytuacji politycznych
sojuszników w środowiskach liberalnych", co nie kłóci się z tenorem tekstu
Sierakowskiego, ale podważa skuteczność i sens takiej drogi. Jaka jest wartość
jego postulatu "obrony położenia kobiet i mniejszości", które są dyskryminowane
- zaiste trudno pojąć? Do koncepcji Sierakowskiego akceptująco odnieśli się
także młodzi przywódcy SdPl, Michał Syska i Szymon Szewrański, którzy
paradoksalnie pod hasłami socjaldemokracji opowiadają się za duchem kontestacji,
z którego ma powstać lewica. Wartość tych deklaracji podważa jednak fakt, że
Syska znany jest w środowiskach wrocławskiej alternatywy jako ten, który
notorycznie spóźniał się i nie dojeżdżał na antywojenne manifestacje.
Dyskutanci odnieśli się do koncepcji Sierakowskiego nadzwyczaj łaskawie. A
przecież dyskwalifikuje ją już to, że całkowicie poza zasięgiem refleksji
pozostawia możliwość sojuszu PO z PiS. Historyczna analogia z przedwojennym
Centrolewem jest tandetna i prostacka - cokolwiek byśmy myśleli o PiS i
Kaczyńskim, to ten obóz polityczny doszedł do władzy w wyniku wyborów a nie w
wyniku przewrotu majowego. Czuje to zresztą sam Sierakowski, tłumacząc się
"szykan i hipokryzji sanacyjnego systemu nie sposób zestawić z tym, co
obserwujemy, a raczej, co zaczynamy obserwować dzisiaj. Zamiast więc igrać z
analogiami, zauważmy tylko, że nie pierwsza to rewolucja moralna, którą w
historii tego kraju nam się obiecuje". O tego typu twórczości Martin Heidegger
pisał " Brak gruntu w gadaninie nie tylko nie zamyka jej wstępu na teren opinii
publicznej, lecz wręcz temu sprzyja. Gadanina jest możliwością zrozumienia
wszystkiego bez uprzedniego przyswojenia sobie sprawy"(Bycie i czas, Warszawa
1994, s.239).
Sierakowski i sympatycy Centrolewu zdają się pomijać znany fakt, że w Polsce
zwykło się definiować lewicę i prawicę nie tylko według osi wolność kontra
autorytaryzm, ale także, a może przede wszystkim, według osi zasadniczego
konfliktu społecznego - wyzyskujący kontra wyzyskiwani. Albo inaczej -
nierówność przeciw równości, własność prywatna kontra uspołecznienie, a ostatnio
neoliberalna globalizacja przeciw alterglobalizmowi.
Mamy więc dwie osie konfliktu. Przy podziale według osi wolnościowej konflikt
ogniskuje się wokół sfery obyczajowej, według której gromadzą środowiska i
opinie na temat roli Kościoła katolickiego w życiu kraju i państwa, praw
mniejszości, praw i wolności jednostki. W tym konflikcie sprawa jest dość prosta
- za albo przeciw Ojcu Dyrektorowi, jego poglądom, sympatiom politycznym, jego
wizji państwa i społeczeństwa.
Wedle tego podziału lewicy (Centrolewowi) przypada rola lewicy liberalnej,
pokornej, temperującej swoje społeczne postulaty, (jeśli takowe posiada), by nie
mącić zjednoczonego antyrydzykowego, antykaczorowego, demokratycznego frontu.
Cóż to jednak za demokracja, gdzie role są z góry, choć niedemokratycznie
rozdzielone. Tak było na wspominanych stacjonarnych marszach solidarności z
Poznaniem, gdzie protestowano przeciw zakazowi parady wydanemu przez prezydenta
Grobelnego z Unii Wolności (później PO), zatwierdzonemu przez wojewodę
Nowakowskiego z SLD, gdzie dobór mówców i formę manifestacji reglamentowano po
uważaniu organizatorek, bez demokratycznej debaty.
Najważniejsze jest jednak to, że w tej konfiguracji każdej lewicy przypada rola
bezwolnych, bezmyślnych oddziałów, które oddawać się mają pod komendę tych,
którzy przekonani są o posiadaniu "kapitału symbolicznego". I nie ma tu żadnej
różnicy czy ma to być lewica "skażona" SLD czy jakaś inna. Cel jest określony
precyzyjnie - czysta demokracja, obrona praw mniejszości, pogłębienie integracji
europejskiej. Nie jest zagrożeniem demokracji łamanie praw pracowniczych i
związkowych! O wyrzuconych działaczy WZZ Sierpień '80 z KWK Budryk manifestacji
się nie przewiduje. Nie jest zagrożeniem demokracji trzymilionowe bezrobocie.
Żadnych społecznych postulatów, po jakimś nieokreślonym zwycięstwie przyjdzie
może czas na podziały, jak na razie propozycja jest taka, by być podstawowym
oponentem w sporze o model społeczeństwa w debacie z PiS. I po to tyle krzyku?
To ma być cel tak wielkiej mobilizacji?
Prawdziwa lewica, nie ta, którą wydumał Sierakowski, ma sens jedynie wtedy, gdy
jest w stanie trwale i skutecznie walczyć o wszystkie, długofalowe i doraźne,
ekonomiczne, polityczne, kulturowe interesy wyzyskiwanych i uciskanych. Nie ma
dla nas innej drogi niż wyzwolenie całości tego emancypacyjnego potencjału.
Sierakowski zamiast tego konstruuje lewicę i Centrolew wokół programu.. wartości
postmaterialistycznych. To już było. Załóżmy, że Sierakowski nie tylko dalej
będzie mógł (jak już to robi) nieprzerwanie debatować w państwowej i prywatnych
telewizjach, ale że zwycięży. I co się zmieni? Znów osiągniemy wolność, w której
każdy, i milioner i bezdomny będzie miał prawo przespać się pod mostem. To już
ćwiczyliśmy, to już mamy.
Lewica musi przyjąć za podstawę społeczną, klasową, nie zaś obyczajową oś
konfliktu. Jednak według tej osi na jednym krańcu mamy liberałów, pośrodku
pozycjonujący się na chadecję PiS, a na lewicy jedynie skromne na razie grupy
radykalnej lewicy. Łatwo nie będzie, ale kto obiecywał, że będzie łatwo?
Wszystkie podmioty potencjalnego Centrolewu sytuują się jako lewe skrzydło
prawicy, jako lewica liberalna. Wszyscy pamiętamy, jak SLD krytykował rząd PiS z
prawa, z pozycji liberalnych. Atak Napieralskiego na minister Lubińską za to, że
jej wypowiedzi są źle odbierane przez "rynki finansowe", krytykowanie "becikowego"
jako ohydnego "rozdawnictwa". Jeszcze słyszę to słowo, cedzone przez zaciśnięte
usta notabli SLD. To jest wedle Sierakowskiego repertuar lewicy?
Problem PiS to problem poważny. Jako potencjalna chadecja partia Kaczyńskich
może bez trudu zagospodarowywać społeczną przestrzeń opuszczona przez
socjaldemokrację, gdyż ekonomicznie niewielu może być na prawo od Olejniczka i
Borowskiego? Balcerowicz? Korwin-Mikke?
Oczywiście wiemy o połowiczności polityki PiS, jej ograniczonych horyzontach i
uwarunkowaniach w zglobalizowanym świecie, ale na taką politykę już dawno, nawet
w kategoriach neoliberalnych, było Polskę w warunkach wzrostu gospodarczego
stać. Nie było jednak na to stać rządu Millera i rządu Belki. Społeczeństwo jest
takiej polityki spragnione, taką politykę obiecywał Miller i Kaczyński, teraz
uwierzono Kaczyńskiemu. Spragnionemu społeczeństwu wystarczają na razie
obietnice i niedrogie w gruncie rzeczy gesty. Centrolew nie ma w tej sytuacji
robotnikom, emerytom, młodzieży i bezrobotnym nic do zaproponowania, o
demokrację, wolność i prawa mniejszości macie walczyć na sucho i głodno. I macie
traktować się jako mniejszość, bo gdybyście się policzyli, to mogłoby się
okazać, że jesteście większością. Wobec tego sojusz lewicy konsekwentnej,
klasowej z lewicą liberałów byłby sojuszem egzotycznym.
Nie jest tak, że jedynym rozwiązaniem problemu demokracji, praw mniejszości
seksualnych, homofobii, klerykalizacji itd. jest elitarna recepta Centrolewu.
Jest to na te wyzwania odpowiedź żadna, bo właśnie elitarna. Dziś wolność ma
ten, kogo na to stać, jest to wolność wyrażona w pieniądzu. Można ją podważyć,
gdy podzieli się wyzyskiwanych, gdy wmówi się jednym uciskanym, że inni, modlący
się inaczej albo wcale, sypiający inaczej, ubierający się czy jedzący inaczej są
ich wrogami. Dlatego wolność bywa wciąż iluzoryczna. My mamy inną drogę,
walczymy o równość, bo ona ostatecznie zagwarantuje nam wolność. Jak będziemy i
wolni i równi to nie pozwolimy na biedę, bo byłaby ona udziałem wszystkich, nie
stać nas będzie na bezrobocie, bezdomność i poniżenie, na strach, samotność i
bezsilność. Jak będziemy równi i wolni, to kto nam cokolwiek narzuci, kto będzie
miał czelność nakazywać nam, kogo i jak mam kochać, do kogo się zwracać, gdy
myślimy o sprawach dla człowieka ostatecznych? Kto i pod jakim pretekstem
przeszkodzi nam stworzyć kulturę cudowniejszą i mądrzejszą od jej substytutów
przeznaczonych na rynek?
Wolność, Równość, Braterstwo. Powiedzmy więcej. Wtedy, jeżeli będziemy równi i
wolni to każdy z was wszystkich będzie mi bratem, nie tylko mój brat Andrzej,
ale także Sławomir Sierakowski, (którego nie cenię), oraz Tadeusz Rydzyk,
(którego nie znoszę). Ale, jak wiadomo, rodziny się nie wybiera.
Zbigniew Partyka, Nowa Lewica