Teksty pochodzą z FD MLK http://users.nethit.pl/forum/read/fdlbc/3953975/ i http://users.nethit.pl/forum/read/fdlbc/3950239/ . Drugi tekst dotyczy londyńskiej Międzynarodowej Konferencji Pokojowej, w której brał udział Filip Ilkowski  http://www.geocities.com/lbc_1917/1738ilkowski.htm . Jak już jesteśmy przy cliffowcach i działalności antywojennej, to dziś (tj. 24 stycznia) odbyło się na uniwerku spotkanie na temat zbliżającej się 3 rocznicy wojny w Iraku. Na spotkaniu 27 listopada, gdzie powołano koalicję RAZEM, dominował optymizm: "teraz RAZEM zjednoczeni będziemy silniejsi". Niestety w sali mogącej pomieścić przynajmniej 100 osób, było zaledwie 20. Znamienne jest też występowanie zaledwie dwóch mówców czyli Ilkowskiego i Szyszkowskiej (brak Ikonowicza, APP Racja i związków zawodowych). Zresztą słowo RAZEM ani razu nie padło i chyba możemy odnotować fiasko kolejnej przygotowywanej na chybcika zjednoczeniowej koalicji. Ponieważ wojna w Iraku zeszła z pierwszych stron gazet (a także budzi coraz mniejsze zainteresowanie lewicowych stron internetowych) to fakty na temat Iraku są mocno nieaktualne. Dlatego też wystąpienie Ilkowskiego było całkiem ciekawe, gdyż podawał nowe aktualne fakty takie jak: brak szczepionek gdyż zbombardowano wszystkie fabryki chemiczne, z 1800 istniejących przed wojną przychodni połowę zniszczono - a z pozostałych 900 działa tylko 600, śmiertelność niemowląt wzrosła 3-krotnie, 82 % Irakijczyków domaga się natychmiastowego wycofania wojsk okupacyjnych (przy 1 procencie popierającym okupacje), w roku 2004 zginęło 848 a w 2005 846 żołnierzy amerykańskich, czyli znacznie więcej niż w 2003, kiedy to "zakończono główne działania wojenne". Dużo też można się było dowiedzieć na temat napalmu, białego fosforu, tortur, zysków korporacji naftowych, braków prądu (w wyniku których jedzenie z lodówek się psuje) itd. Swoje wystąpienie zakończył słowami: "damy radę, bo jest nas dużo (20 osób) a będzie jeszcze więcej". Szyszkowska niestety nie stanęła na wysokości zadania. Choć z racji wykonywanej profesji powinna być przygotowana do takich wystąpień, to jednak od dawna nie pamiętam przemówienia na tak niskim poziomie na lewicowym spotkaniu. W swoim krótkim wystąpieniu mówiła same banały, z których większość nie miała żadnego związku z Irakiem: "nie jesteśmy krajem demokratycznym ale katolickim", "jak powiedział mój mistrz Immanuel Kant..." Na temat Iraku powiedziała: "każda wojna jest zła, bo prowadzi do zabijania człowieka...". Wszystko to mówione tonem, jak by zaraz miała się popłakać i uzupełnione o nieustanne ochy i achy. Dla celów komentarza znacznie ciekawsze była późniejsza dyskusja. Na pytanie, jak to się stało, że z 10 tysięcy na 15 lutego 2003, prawie nic nie zostało i czy ISW popełniło jakieś błędy a jeśli tak to jakie, Ilkowski odpowiedział frazesem: "to normalne, że wraz z zakończeniem głównych działań wojennych na całym świecie spadła siła ruchu antywojennego". Wypowiedź tą warto uzupełnić o wcześniejszą złotą myśl, która brzmiała mniej więcej tak: "W Polsce aktywność społeczna jest znacznie mniejsza niż na zachodzie i znacznie mniej ludzi potrzeba by zainteresować opinie publiczną. Dlatego też kilkutysięczna demonstracja, która na zachodzie by się nie przebiła - u nas trafi do mediów. W słabości tkwi nasza siła..." Najciekawsza w całym spotkaniu była dyskusja na temat zamachów terrorystycznych rozpoczęta słowami Szyszkowskiej: "na ostatniej [jesiennej] demonstracji podszedł do mnie Irakijczyk i powiedział -niech pani powie rządowi, że mają jeszcze pół roku i wam coś wysadzimy". Choć sama wypowiedź miała charakter taniej sensacji i miała podbudować ego niedoszłej noblistki: "moje słowa są tak ważne, że mogą uchronić Polskę przed zamachem...", to jednak spowodowała spontaniczną dyskusję, w której dominowały głosy, że chyba tylko metody zastosowane w Madrycie mogą doprowadzić do wycofania wojsk. W tym kontekście znamienne są słowa Ilkowskiego, który stwierdził, że ludzie przygotowujący zamachy "mają nie poukładane w głowie". Zastanawia mnie jednak - jak można łączyć fascynacje z sukcesami irackiego ruchu oporu: "ponad 800 Amerykanów rocznie ginie w Iraku" z obrażaniem tych ludzi w taki sposób. Wszystkie przykłady amerykańskich klęsk podawane przez Ilkowskiego w referacie, były spowodowane walką zbrojną - a nie działalnością pacyfistyczną. W dyskusję włączył się Andy, który jak zwykle rzucił frazes: "trzeba budować ruch...". Niestety im bardziej PD buduje ruch antywojenny, tym jest on coraz słabszy... Na koniec jeszcze informujemy, że 17,18,19 marca będą miały miejsce w Warszawie dni antywojenne, o czym zapewne jeszcze napiszemy.


Szariaccy "socjaliści"

Kanada: Międzynarodowi Socjaliści popierają anty kobiece religijne sądy.  Przedruk z: dodatku "Kobiety i rewolucja" do Workers Vanguard nr 861, 6 stycznia 2006 r.  Poniższy artykuł jest przedrukowany ze Spartacist Canada nr 147 (zima 2005/2006 r.), gazety Ligi Trockistowskiej, kanadyjskiej sekcji Międzynarodowej Ligi Komunistycznej.

Jakiego rodzaju "socjaliści" aktywnie popieraliby sankcjonowane przez państwo islamskie sądy szariackie? A to właśnie czynią Międzynarodowi Socjaliści (cliffowcy, afiliowani przy brytyjskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej), podnosząc pałki dla tego, co nazywają, małpując język chrześcijańskiej prawicy, "arbitrażem opartym na wierze". Oszałamiające jest, że samozwańczy lewicowcy będą bronić kampanii najbardziej reakcyjnych, antykobiecych sił w muzułmańskiej społeczności na rzecz wsparcia ich prawa religijnego przez autorytet państwa kapitalistycznego.
Szariat jest muzułmańskim prawem kanonicznym o 1300-letniej tradycji, które reguluje każdy aspekt życia. W Iranie, Pakistanie, Arabii Saudyjskiej i gdzie indziej jest on synonimem barbarzyńskich kar takich jak "honorowe" zabójstwa i kamienowanie na śmierć "niewiernych małżonków" i homoseksualistów. W muzułmańskim prawie cywilnym kobiety są nierówno traktowane (co jest nieodłączne od wszelkiej zorganizowanej religii); w rzeczywistości są one uważane za coś mniejszego niż w pełni ludzkie istoty. Mężczyźni mogą bić swoje żony, odmawiać im rozwodu, a sami mogą się arbitralnie rozwodzić po prostu przez powtórzenie trzy razy: "Rozwodzę się z tobą". W wielu krajach szariat kodyfikuje koraniczne ograniczenia dyktujące izolację kobiet. Na przykład spowijający kobietę od stóp do głów czador jest ruchomym więzieniem, fizycznie wykluczającym ją ze społeczeństwa. Ucieleśnia on podporządkowanie kobiet mężczyznom i narzucony im niższy status. My solidaryzujemy się z tymi niezliczonymi kobietami, które dążyły do ucieczki spod tej tyranii, czy to w świecie muzułmańskim, czy w imperialistycznych centrach.
Pod koniec 2003 r. Kanadyjskie Towarzystwo Muzułmanów ogłosiło plany ustanowienia sądów szariackich w Ontario, które funkcjonowałyby na podstawie ustawy o arbitrażu z 1991 r., wprowadzonej przez ówczesny rząd NDP [socjaldemokratycznej Nowej Partii Demokratycznej]. Sądy szariackie, podobnie jak Beit Din, żydowskie sądy rabiniczne w Ontario, zajmowałyby się prawem rodzinnym - ślubami, rozwodami, dziedziczeniem - w którym ujarzmienie kobiet jest najbardziej brutalnie egzekwowane. Decyzje byłyby wiążące i podtrzymywane przez sądy prowincjonalne, jeśli nie zostałby udowodniony przymus. Ten plan wywołał ogromny protest, w tym na skalę międzynarodową, i po roku protestów 11 września 2005 r. liberalny premier Dalton McGuinty ogłosił: "Nie będzie religijnego arbitrażu w Ontario". Jego rząd teraz wprowadził ustawę zakazującą go.
Plan sądów szariackich z oficjalnym statusem prawnym był przestępstwem, które mogłoby jedynie pogłębić izolację i ucisk muzułmańskich kobiet. My jako rewolucjoniści, ateiści i bojownicy o wyzwolenie kobiet jesteśmy niezmiennie przeciwni temu od początku. Jak pisaliśmy w Spartacist Canada nr 142 (jesień 2004 r.):
"Jesteśmy przeciwko wszelkiemu wdzieraniu się religii w i tak już głęboko niesprawiedliwy system prawny, który istnieje, by bronić kapitalistycznej własności prywatnej i jest wiedziony chrześcijańską żądzą zemsty i karania. Religia powinna być sprawą prywatną w stosunku do państwa. Ludziom powinno być wolno praktykować ich religię bez państwowego prześladowania i religijnej bigoterii, która zrodziła stulecia represji i rozlewu krwi. Lecz te trybunały religijne nie są sprawą prywatnych praktyk religijnych. Ich regulacje będą miały moc ustawy, czyniąc je częścią machiny prawnej państwa kapitalistycznego, które z kolei ma być egzekutorem religijnego obskurantyzmu".
Wściekli, że nie mogą dłużej żądać, by państwo błogosławiło ich regulacje, różni mułłowie i rabini zawyli w proteście. Przyłączając się do tego reakcyjnego protestu, cliffowcy szydzili z "abstrakcyjnej świeckości" i trąbili o swym udziale w "uduchowionej demonstracji" w obronie nienawidzących kobiet trybunałów szariackich (Socialist Worker, 8 października 2005 r.)
Proszariaccy przyjaciele cliffowców obejmują arcysyjonistyczną Ligę Przeciwko Zniesławieniu, która także potępiła decyzję rządu. Oni popierają sądy rabiniczne i są szczęśliwi, widząc muzułmanów, szczególnie kobiety, zamknięte w getcie i i uciskane przez "swoich" religijnych przywódców. W ortodoksyjnym judaizmie, gdzie ucisk kobiet jest głęboki, rozwód jest jedynie finałem, kiedy mąż wręczył get (list rozwodowy) i zostało to poparte przez sąd rabiniczny. Jeśli get nie został wręczony, kobieta nie może zostać rozwiedziona. Jest ona porzucona w strasznym stanie nieokreśloności jako agunah, co po hebrajsku znaczy "kobieta przykuta". Jak pisała felietonistka Anna Morgan:
"Kiedy poprosiłam pewną ortodoksyjną kobietę o komentarz w sprawie losu agunah, odpowiedziała mi: - Oszalałaś? Gdybym się wypowiedziała, nikt nie pozwoliłby swoim dzieciom ożenić się ze mną" (Toronto Star, 9 października 2005 r.)
Antyszariacka kampania pozwoliła przełamać tę zmowę milczenia, rzucając snop światła na cierpienie kobiet z rąk sądów rabinicznych. To bardzo dobrze, iż trybunały religijne nie będą dłużej miały statusu prawnego w prawie rodzinnym.
Oczywiście, liberałów McGuinty’ego i im podobnych trudno uznać za obrońców wyzwolenia kobiet. W rasistowskiej, kapitalistycznej Kanadzie muzułmańskie kobiety już stoją w obliczu licznych przeszkód. Często odmawia się im dostępu do pracy, usług i szkół językowych, wiele żyje w intensywnej izolacji, która prawdziwie utrudnia im wyrwanie się z sieci religijnego ucisku. Te, które czynią to, stają w obliczu zagrożenia brutalnym przymusem albo są poddawane ostracyzmowi, odcinane od rodziny, przyjaciół i wspólnoty. Imamowie już wymierzają "sprawiedliwość" z meczetów, ale gdyby szariat stał się częścią prawnej machiny państwa, te jadowite, średniowieczne, antykobiece praktyki, które on kodyfikuje, byłyby legitymizowane i wzrósłby ucisk religijny.

Cliffowcy robią się religijni

Obrona szariatu przez cliffowców opiera się na oszałamiającej apologii islamskiej reakcji. Socialist Worker z 24 września 2005 r. przedrukował artykuł Richarda Fidlera ze strony internetowej http://Marxmail.org chwalący rządowy raport byłej prokurator generalnej Marion Boyd, korzystny dla szariatu. Z pogardy godną obojętnością dla ucisku kobiet Fidler z aprobatą cytuje oświadczenie Boyd, że "Nie ma dowodów, by sugerować, że kobiety są systematycznie dyskryminowane w wyniku wydawania arbitraży z zakresu prawa rodzinnego".
To upiększanie islamu zostało powitane z zadowoleniem przez Paula Kellogga, redaktora Socialist Worker. Twierdził on:
"Wszystkie religie są pełne sprzeczności. (...) Dlaczego przeciwnicy wykorzystania aktu arbitrażu nie podkreślają tych aspektów prawa islamskiego, które mówią, że odpowiedzialnością mężczyzny jest współudział w sprzątaniu i gotowaniu, które dają kobietom wraz z mężczyznami prawo do rozwodu, które wymagają alimentów na dzieci od rozwiedzionego męża?" (Socialist Worker, 8 października 2005 r.)
Jest to okrutna kpina z brutalnej rzeczywistości ucisku kobiet. Dla kobiet z dużej części Azji, Afryki i Bliskiego Wschodu problemem nie jest to, kto sprząta, lecz prawo być uważaną za istotę w pełni ludzką, nie zaś niewolnicę najpierw ojca, potem męża.
Wbrew Kelloggowi podstawowa sprzeczność religii polega na fakcie, że ludzie stworzyli religie tylko po to, żeby te wytwory ich myśli rządziły nimi jak potwór Frankensteina. Jest doprawdy nieprzyzwoite dyskutować z rzekomymi marksistami, czy klerykalna reakcja powinna być popierana. Marksiści postrzegają wszelką nowoczesną religię jako narzędzie burżuazyjnej reakcji, które broni wyzysku i ogłupia lud pracujący.
Ale nie cliffowcy. Naśladując odrażających mułłów i rabinów, Kellogg deklaruje, że: "Te bezstronne arbitraże zawsze istniały, szczególnie w społecznościach religijnych, gdzie często ludzie zwracali się do księdza, pastora, imana [sic] czy rabina, kiedy borykali się z problemami rodzinnymi czy małżeńskimi". Cliffowcy akceptują tę dominację, dążąc do nadania jej mocy prawnej.

Precz z antymuzułmańskim rasizmem!

Cliffowcy przywołują prowadzoną przez klasę rządzącą "wojnę z terrorem", by ukryć swe rzucanie się w ramiona szariatu. Lecz dla rasistowskich kanadyjskich władców nie ma sprzeczności między atakowaniem muzułmanów jako terrorystów a hodowaniem najbardziej opresyjnych sił w muzułmańskiej społeczności. I jedno, i drugie umacnia uścisk kapitalizmu przez robienie z imigrantów kozłów ofiarnych i dyscyplinowanie ich.
To jest główny cel urzędowej "wielokulturowości". Promowana mocno przez Partię Liberalną jako wyraz tolerancji dla wszystkich kultur (to dlatego prawicowcy nienawidzą jej) wielokulturowość jest przeznaczona do zachęcania do "dobrowolnej" kulturowej i rasowej segregacji ludności, zamykając w gettach imigrantów, a równocześnie wynosząc drobnoburżuazyjnych "przywódców społeczności". W ten sposób jest to siła konserwująca dla utrzymywania porządku wśród mniejszości oraz spokoju społecznego. Lecz społeczność muzułmańska, jak i reszta społeczeństwa, jest podzielona na klasy. Walki robotników imigranckich i z innych mniejszości o ich prawa, miejsca pracy i związki w sposób nieuchronny wymagają zrzucenia ogłupiającego uścisku wspólnotowych przywódców religijnych i innych.
Socialist Worker obsmarowuje sprzeciw wobec szariatu jako "obejmujący coś więcej niż cień antyimigranckiego i rasistowskiego przesądu" i twierdzi, że lewicowi przeciwnicy szariatu "stają w jednym szeregu z reakcjonistami". Z pewnością niektórzy prawicowi dziennikarze i politycy wtrącili się do debaty o szariacie, by rozpalać antymuzułmański rasizm. Lecz sprzeciw marksistów wobec szariatu (i wszelkiego prawa religijnego) jest uwarunkowany nie przez charakter innych, którzy mogą mu się sprzeciwiać, lecz przez promowanie klasowych interesów proletariatu.
Więcej, głównymi organizatorami protestów przeciwko oficjalnym sądom szariackim w Ontario nie byli proimperialistyczni reakcjoniści, lecz lewicowe kobiety z Robotniczej Komunistycznej Partii Iraku (RKPI), które uciekły z Iranu przed krwawym reżimem mułłów. Koalicja "NIE dla arbitrażu religijnego", która obejmuje Federację Pracy Ontario i wiele organizacji kobiecych, explicite potępia islamofobię i sprzeciwia się wszelkiemu prawnie wiążącemu arbitrażowi religijnemu, nie tylko muzułmańskiemu. Nas dzielą poważne różnice z RKPI, antyklerykalnymi reformistami, którzy wszyscy zbyt często przedstawiają instytucje zachodniego kapitalizmu jako potencjalnych sojuszników przeciwko islamskiej reakcji (patrz: "Iran a wyzwolenie kobiet", Spartacist Canada nr 141, lato 2004 r.) Lecz odmalowywanie, jak czynią cliffowcy, kampanii przeciwko szariatowi jako reakcyjnej krucjaty, która promuje antymuzułmański rasizm, jest oszczerstwem w służbie religijnej reakcji.

O rozdział religii i państwa

15 września w polemice w sprawie szariatu, zamieszczonej na stronie internetowej http://Marxmail.org Fidler pisze: "Tradycyjna lewica mówi językiem, który jest w dużym stopniu obcy kulturowemu doświadczeniu tych mas. Jest to język białego europejskiego oświecenia, tchnący abstrakcyjnymi koncepcjami takimi jak rozdział Kościoła i państwa. Jest to jawne odrzucenie marksizmu i jego początków. Radykalno-demokratyczne zasady burżuazyjnego oświecenia były ideologicznym odzwierciedleniem historycznego postępu materialnego w zacofanym, feudalnym społeczeństwie. Żywotnie ważne dla tego postępu społecznego było żądanie rozdziału religii i państwa, które trudno uznać za abstrakcję. Dziś jest ono istotną częścią edukowania proletariatu co do jego prawdziwych interesów klasowych.
Marksizm, wrogi wobec religii, dąży do obnażenia jej głębokich społecznych korzeni, którymi są, jak pisał bolszewicki przywódca W.I. Lenin, "społeczny ucisk mas pracujących, ich pozorna całkowita bezradność wobec ślepych sił kapitalizmu" ("O stosunku partii robotniczej do religii", 1909). Faktycznie pełny rozdział religii i państwa nigdzie nie został w pełni zrealizowany przez burżuazję z tego prostego powodu, że religia ma wielką wartość dla klasy rządzącej w jej walce przeciwko proletariatowi.
Wojny religijne, prześladowania i obskurancki ucisk są endemiczne dla wszystkich religii i wszystkie służą podtrzymywaniu patriarchalnej rodziny, autorytetu klasy rządzącej oraz kodeksów seksualnych i moralnych poszczególnych społeczeństw. Instytucja rodziny, dziś modelowana tak, by służyć potrzebom rządów klasy kapitalistycznej, jest głównym źródłem ucisku kobiet. Jest ona mechanizmem przenoszenia własności z pokolenia na pokolenie i wychowywania nowych pokoleń robotników. Prawo rodzinne jest ściśle powiązane z obroną własności prywatnej, a nierówność kobiet jest zawsze odzwierciedlona w prawnych i społecznych kodeksach społeczeństwa.
Antykobieca bigoteria ku większej chwale Boga cechuje chrześcijaństwo i judaizm tak samo, jak i islam. Tylko popatrzcie na krucjatę Kościoła katolickiego przeciwko prawom do aborcji, ataki na ewolucję i naukę ze strony protestanckiej prawicy czy na antypalestyńskie barbarzyństwo teokratycznego, syjonistycznego Państwa Izrael. Lecz podczas gdy na ogół chrześcijaństwo i judaizm musiały się pogodzić z rosnącym kapitalizmem przemysłowym i powstawaniem burżuazyjnych państw narodowych, islam nie musiał, głównie dlatego, że pozostaje on zakorzeniony w tych częściach świata, gdzie imperialistyczna penetracja umocniła społeczne zacofanie jako sprzyjające jej dominacji.
Dziś imperialiści piorunują przeciwko muzułmańskiemu fundamentalizmowi, lecz przez dziesięciolecia podsycali oni wzrost islamskiej reakcji. W swym pędzie do zapobieżenie rewolucjom społecznym i zniszczenia Związku Radzieckiego - państwa, które powstało ze zwycięskiej rewolucji bolszewickiej w Rosji z października 1917 r. - imperialiści sprzymierzali się z miejscowymi siłami religijnej i społecznej reakcji przeciwko bezbożnemu komunizmowi.
My nieubłaganie przeciwstawiamy się imperialistycznemu zubożeniu i wyzyskowi mas neokolonialnego Trzeciego Świata i bronimy imigrantów z takich krajów przeciwko prześladowaniu w imperialistycznych centrach. Lecz nie jesteśmy kulturowymi relatywistami, którzy upiększają straszny opresyjny status quo na Bliskim Wschodzie i gdzie indziej jako dziwaczne "tradycje" uciskanych. Czy cliffowcy, w imię bycia po stronie uciskanych z Trzeciego Świata, bronią strasznych "zwyczajów" takich jak okaleczanie żeńskich genitaliów albo satti, czyli samospalania się hinduskich wdów na stosach pogrzebowych ich mężów? Nowoczesne burżuazyjne prawo jest postępem w porównaniu z prawem plemion pustynnych, czy z systemem feudalnym, w którym ludność europejska była niegdyś prawie niewolnikami ówczesnych panów i księży. Innymi słowy, który reżim lepiej ułatwia walkę klasy robotniczej i wszystkich uciskanych - oparty na europejskim oświeceniu czy na religijnym obskurantyzmie z VII stulecia?

Bóg cliffowców jest wielki

Skąd pochodzi groteskowe rzucanie się cliffowców w ramiona szariatu? Najbardziej bezpośrednio odpowiada ono ich politycznemu pojednaniu z muzułmańskimi klerykałami, których wielokrotnie promowali oni na protestach przeciwko wojnie z Irakiem i okupacji tego kraju. Lecz ich portretowanie muzułmańskiego fundamentalizmu jako "antyimperialistycznego" czy nawet "rewolucyjnego" ma dawną tradycję. Jest ono bezpośrednim wytworem ich antykomunistycznej wrogości wobec Związku Radzieckiego i innych społeczeństw, gdzie kapitalizm został obalony. Macierzysta, brytyjska grupa cliffowców została założona w 1950 r. przez siły, które zerwały z trockizmem, odmawiając obrony biurokratycznie zdeformowanych państw robotniczych: północnokoreańskiego i chińskiego przeciwko krwawej napaści ze strony Stanów Zjednoczonych, W. Brytanii i Kanady. Była to bezpośrednia kapitulacja przed "demokratycznymi" pretensjami brytyjskiego imperializmu (i jego ówczesnego labourzystowskiego rządu).
W 1979 r., łącząc się z władcami z Waszyngtonu i Ottawy, cliffowcy otwarcie stanęli po stronie finansowanego przez CIA islamskiego powstania w Afganistanie, które walczyło, by utrzymać kobiety w charakterze niewolnic. Oni złorzeczyli przeciwko Radzieckiej Armii Czerwonej, która interweniowała była, by wesprzeć oblężony lewicowo-nacjonalistyczny rząd afgański, który wprowadził istotne reformy - jak edukowanie dziewcząt i zredukowanie ceny za pannę młodą - do tego strasznie zacofanego kraju. My trockiści głosiliśmy "Niech żyje Armia Czerwona!" i wzywaliśmy do rozszerzenia zdobyczy rewolucji październikowej na ludy afgańskie, szczególnie kobiety.
Stalinowska biurokracja w Moskwie, zamiast walczyć do zwycięstwa, zbrodniczo wycofała Armię Czerwoną w 1989 r., moszcząc drogę dla zwycięstwa brutalnych fanatyków religijnych Waszyngtonu. A cliffowcy byli w ekstazie. Witając z zadowoleniem "wagę porażki armii rosyjskiej", twierdzili że to "pobudzi walki uciskanych narodowości w Europie Wschodniej" (Socialist Worker, marzec 1989 r.) Przez to rozumieli oni ruchy takie jak klerykalno-reakcyjna Solidarność w Polsce, kolejna proimperialistyczna brygada wspierana po uszy przez CIA i Watykan. Dojście Solidarności do władzy w tym samym roku 1989 wniosło do Polski niszczącą kapitalistyczną kontr-rewolucję, co oznaczało antysemityzm, masowe bezrobocie i brutalne odbieranie praw kobietom.
Obecny okres wzrostu politycznego islamu otworzył się w latach 1978-1979 wraz z dojściem do władzy w Iranie ajatollaha Chomeiniego. Cliffowcy, jak wielu reformistycznych lewicowców, zbrodniczo chwalili "masowy ruch" ajatollahów (który obalił unurzanego we krwi, wspieranego przez Stany Zjednoczone szacha), wybijając w tytule: "Forma - religia, duch - rewolucja" (Workers Action, luty 1979 r.) A my głosiliśmy: "Precz z szachem! Żadnego poparcia dla mułłów! O rewolucję robotniczą w Iranie!". Szczególny nacisk kładliśmy na walkę o emancypację kobiet, głosząc: "NIE dla kwefu!" My nie zamierzaliśmy kapitulować przed Chomeinim nad ciałami irańskich kobiet! Poparcie cliffowców dla "rewolucji islamskiej" - krwawej klęski dla kobiet, klasy robotniczej i lewicy w Iranie - było potworną zdradą.
Lecz okropności irańskiego reżimu nie zaniepokoiły tej drużyny. W 1998 r. Liga Trockistowska, Koalicja Przeciwko Biedzie w Ontario i inni przyłączyli się do RKPI, by wypędzić przedstawicieli irańskiego reżimu, którym dano stoisko na jarmarku w Toronto z okazji Międzynarodowego Dnia Kobiet, z którego rozdawali oni propagandę popierającą kamienowanie irańskich kobiet. Cliffowcy w sposób godny pogardy przeciwstawili się tej akcji, nazywając taki protest "ustępstwem wobec antyislamskiego poszukiwania kozła ofiarnego, pochodzącego od klasy rządzącej" (Socialist Worker, 25 marca 1998 r.) Wówczas, tak jak i dziś, dla cliffowców wszelki lewicowy protest przeciwko antykobiecej islamskiej reakcji może być jedynie rasistowski i proimperialistyczny.

O wyzwolenie kobiet przez rewolucję socjalistyczną!

Liga Trockistowska interweniowała aktywnie na protestach przeciwko proponowanym sądom szariackim. Przemawialiśmy na mityngach i zgromadzeniach i dążyliśmy do mobilizowania grup lewicowych, gejowskich i lesbijskich. Wszędzie wyjaśniliśmy, że walka przeciwko szariatowi jest nieoddzielna od sprzeciwu wobec brutalnego rasistowskiego systemu "sprawiedliwości" Kanady, a szczególnie wobec rządowej wojny z imigrantami i antymuzułmańskiego rasistowskiego odzewu na nią.
Dla nas obrona praw imigrantów, włącznie z apelem o pełne prawa obywatelskie dla każdego w naszym kraju, ma straszne znaczenie. Walka klasowa, by bronić praw muzułmanów i wszystkich imigrantów i mniejszości przeciwko rasistowskiemu państwu kapitalistycznemu, jest w interesie całej klasy robotniczej. Wykorzenienie ucisku rasowego wymaga walki rewolucyjnej, koncentrującej się na potędze proletariatu, wykorzenienia kapitalizmu i wyzwolenia ludzkości od biedy i nędzy.
Wyzwolenie kobiet jest nieodłącznie związane z walką robotników o zbudowanie egalitarnego komunistycznego społeczeństwa materialnej obfitości. Tylko to umożliwi zastąpienie instytucji rodziny, kluczowego źródła ucisku kobiet. Jesteśmy oddani wyzwoleniu robotników spod jarzma religii - nie umacnianiu go, jak cliffowcy. Jak powiedział Marks: "Religia jest westchnieniem uciśnionego stworzenia, jest sercem świata bez serca (...) Jest ona opium ludu". W przyszłym społeczeństwie socjalistycznym Biblia i Koran z ich krwawymi antykobiecymi zakazami, nie będą niczym więcej niż historycznymi artefaktami, których władza dręczenia kobiet została starta z powierzchni ziemi przez zwycięską rewolucję robotniczą.


"Międzynarodowa konferencja pokojowa" buduje złudzenia co do lepszego, łagodniejszego imperializmu 

Brytyjskie i amerykańskie imperialistyczne oddziały - won z Iraku! Przedruk z: Workers Hammer nr 193, zima 2005-2006. Poniżej publikujemy ulotkę Ligi Spartakusowskiej W. Brytanii, rozprowadzaną 10 grudnia na londyńskiej "międzynarodowej konferencji pokojowej".

Wśród piętrzących się raportów o imperialistycznym barbarzyństwie w Iraku, włącznie z takimi okrucieństwami jak świadome spopielenie cywilów w El-Falludży, straszne torturowanie więźniów i brutalna niesprawiedliwość "wojny z terrorem", antywojenni aktywiści stają w obliczu pytania, jak skutecznie przeciwstawiać się takiej imperialistycznej rzezi. Chociaż soldateska ugrzęzła w Iraku, a wewnętrzne poparcie w Stanach Zjednoczonych spada, Bush właśnie ogłosił "narodową strategię dla zwycięstwa". Tymczasem jego rząd kontynuuje grożenie Iranowi, Syrii i Korei Północnej, a Stany Zjednoczone sformowały strategiczny sojusz militarny z Japonią przeciwko Chinom. Koalicja Stop Wojnie, kierowana przez Socjalistyczną Partię Robotniczą (SPR), chwali się kierowaniem demonstracjami milionów ludzi, którzy rzeczywiście przeciwstawiają się okupacji Iraku Ale co konkretnie osiągnął ten ruch "szerokiej jedności"?
Jednej rzeczy z pewnością nie osiągnął: miliony demonstrantów, którzy słuchali przemówień z jego trybun, nigdy nie usłyszały choćby cienia najbardziej elementarnej prawdy o imperializmie, która jest znana marksistom od stulecia - że sprzeciw wobec imperialistycznej wojny nie może być oddzielony od walki o rewolucję socjalistyczną, by obalić kapitalizm, ponieważ wojna jest nieodłączna od systemu kapitalistycznego.
Liga Spartakusowska interweniowała na demonstracjach i innych wydarzeniach pod własnymi politycznymi sztandarami, podnosząc nasz rewolucyjny program. Jak wyjaśniło nasze oświadczenie z 21 marca 2003 r., potępiające napaść na Irak, marksiści nie są pacyfistami ani nie są neutralni. Głosi ono:
"Jesteśmy za militarną obroną Iraku przeciwko amerykańskiemu i brytyjskiemu atakowi. Każda porażka tych imperialistycznych sił za granicą jest ciosem w obronie interesów klasy robotniczej i uciskanych mas na całym świecie. To zadaniem ludu pracującego Iraku i całego Bliskiego Wschodu jest obalenie krwawego reżimu Saddama i wszystkich pułkowników, szejków i dyktatorów, włącznie z syjonistycznymi rzeźnikami, którzy wykorzystują osłonę tej wojny do zapomnienia o codziennym zabijaniu przez nich Palestyńczyków w celu przymusowego wypędzenia. Naszym zadaniem tutaj jest budowanie rewolucyjnego kierownictwa, które może mobilizować jedyną siłę ze społeczną potęgą i klasowym interesem, by rzucić wyzwanie rządom kapitalistycznego imperializmu: wieloetniczną klasę robotniczą" (cyt. za: Workers Hammer nr 184, wiosna 2003 r.)
Wzywamy do natychmiastowego, bezwarunkowego wycofania imperialistycznych oddziałów z Iraku. Nie wysłaliśmy delegatów na tę "konferencję pokojową" z tego samego powodu, dla którego nie jesteśmy afiliowani przy Koalicji Stop Wojnie, a wysłanie ich implikowałoby, że jesteśmy: nasze cele mobilizowania klasy robotniczej do rewolucyjnej walki przeciwko "własnej" imperialistycznej klasie rządzącej są przeciwstawne budowaniu ruchu opartego na rzekomej jedności wszystkich klas przeciwko okupacji. Inaczej niż np. Workers Power, my uważamy za absurd przyłączanie się do tego organu kolaboracji klasowej, by naciskać nań, żeby przyjął bardziej radykalny program. Koalicja Stop Wojnie jest budowana na "jedności ponad wszystko" deputowanych do parlamentu, kapitalistycznych partii takich jak Zieloni, biurokratów związkowych, biskupów, mułłów i pacyfistów wokół rzekomego wspólnego celu. Tym celem jest dążenie do przekonania rządu Blaira, by zmienił swą politykę zagraniczną, która jest postrzegana jako zbyt niewolnicza wobec Białego Domu Busha i przez to zagrażająca interesom brytyjskiego imperializmu za granicą. I, jak nigdy nie omieszka podkreślić były labourzystowski deputowany Tony Benn, zaangażowanie Blaira w Iraku dyskredytuje wiarygodność brytyjskiej "demokracji" w kraju.
Klasyczny przykład tego rodzaju apelu do brytyjskiego imperializmu, by "zobaczył sens", można znaleźć w zapierającym dech w piersiach liście na stronie internetowej Koalicji Stop Wojnie, zaczynającym się od słów "Drogi Tony". List ten, adresowany do "drogiego p. Blaira", pokornie błaga premiera, żeby obiecał, że "brytyjskie oddziały wrócą do domu z końcem tego roku", i nawet fantazjuje:
"Możesz uratować życie naszych żołnierzy. Możesz uczynić ulice W. Brytanii bezpieczniejszymi. Możesz bronić swobód obywatelskich, zamiast je niszczyć".
Marksiści gwałtownie przeciwstawiają się takim nieprzyzwoitym apelom, adresowanym do głównego przedstawiciela brytyjskiego imperializmu, którego krwiożerczość i apetyt na atakowanie swobód obywatelskich są nie mniejsze niż kogokolwiek w rządzie Busha. Spróbujcie powiedzieć rodzinie Jeana Charlesa de Menezesa, by apelowała do Tony'ego Blaira, żeby "uczynił ulice W. Brytanii bezpieczniejszymi"! (od kogo?). Jest to zawoalowane poparcie dla rasistowskiej "wojny z terrorem", która piętnuje wszystkich muzułmanów jako potencjalnych terrorystów.
Ten list ilustruje jasno, do czego sprowadza się reformizm: apelowania o lepszą, łagodniejszą wersję imperialistycznych rządów. Imperializm nie jest po prostu polityką zagraniczną; jest on zasadniczo systemem ekonomicznym, opartym na podboju terytorium dla surowców (takich jak ropa naftowa), rynków, taniej siły roboczej i stref wpływów. Szczególnie w krajach imperialistycznych "demokracja" parlamentarna odgrywa prawdziwie ważną rolę w ukrywaniu tego podstawowego faktu, że w kraju i za granicą imperializm nie jest niczym innym jak dyktaturą burżuazji. Zamiast sprzyjać złudzeniom co do "demokratycznej" wiarygodności brytyjskiego imperializmu, co reformiści jak SPR i Partia Socjalistyczna czynią przez całe swoje istnienie, marksiści dążą do zerwania welonu "demokracji" i zdemaskowania prawdy: że grabież, militaryzm, podbój i dzika brutalność nie istnieją jakoś oddzielnie od "demokratycznej" szarady w "Parlamencie-Matce", lecz wszystko to jest częścią "normalnego działania imperializmu.
Brytyjska demokracja parlamentarna była wykorzystywana przez dziesięciolecia do mylenia klasy robotniczej w kraju, podczas gdy klasa rządząca urzeczywistniała swe unurzane we krwi rządy. Dziś brytyjski imperializm jest zredukowany do roli zniedołężniałego partnera imperializmu Stanów Zjednoczonych, ale trudno uznać, że jest mniej chciwy. W ostatnim stuleciu brytyjski imperializm rozdzierał Bliski Wschód, sztucznie stwarzając to, co jest dziś Irakiem, gdzie w latach 1919-20 Kurdowie byli bombardowani z powietrza, a Arabowie ostrzeliwani przez artylerię; brytyjska deklaracja Balfoura z 1917 r. przygotowała teren do wykrojenia państwa Izrael kosztem narodu palestyńskiego; a krwawy podział Indii (przez rząd labourzystowski) obwieścił międzywspólnotową rzeź na bezprecedensową skalę.
Każda większa potęga imperialistyczna jest wyposażona w masową siłę militarną. Stąd to wprost wstyd dla samozwańczych "socjalistów" odnosić się do brytyjskich imperialistycznych oddziałów jako "naszych żołnierzy". W Iraku są oni żelazną pięścią imperialistycznej okupacji; już nie wspominając o brytyjskich oddziałach w Irlandii Północnej - spróbujcie powiedzieć krewnym ofiar krwawej niedzieli, że ich zabójcy byli "naszymi żołnierzami"! Wiele robotniczej młodzieży wstępuje do brytyjskiej armii z powodu braku pracy, a w tej armii jest klasowa sprzeczność między klasą oficerską a żołnierzem, który jest postrzegany jako "mięso armatnie", co ma zginąć w jakimś militarnym konflikcie. Lecz celem armii jest ochraniać interesy brytyjskiego imperializmu i służyć im. Funkcja armii za granicą dzisiaj nie różni się od funkcji prywatnych armii, które w swoim czasie kolonizowały Indie i Jawę w służbie Kompanii Wschodnioindyjskich, odpowiednio brytyjskiej i holenderskiej. Wraz z policją, sądami i systemem więziennym armia jest podstawą państwa kapitalistycznego. Funkcją armii imperialistycznej jest pokonywanie jej imperialistycznych rywali w międzyimperialistycznych wojnach, ujarzmianie krajów neokolonialnych takich jak Irak, tłumienie wewnętrznych nieporządków - w 2002 r. oddziały wojska zostały postawione w stan gotowości bojowej, by złamać strajk strażaków-i przymusowe utrzymywanie "porządku" takiego jak w Irlandii Północnej, gdzie armia utrzymuje sekciarskie państwo przez ujarzmienie uciskanych katolików.
My dążymy do zniszczenia dominującego mitu poradzieckiego świata, że perspektywa mobilizowania klasy robotniczej do rewolucji socjalistycznej - czy choćby do większej walki klasowej - jest beznadziejnie przestarzała. Koalicja Stop Wojnie (jak zresztą i koalicja Respect) jest żywym dowodem na to, że SPR nie oferuje dłużej brytyjskiej klasie robotniczej nawet obłudnego pokłonu w stronę socjalizmu. Wbrew postmodernistycznym i blairowskim marzeniom ściętej głowy sprzeczności kapitalizmu są takie, że walka klasowa jest nieuchronna i że klasa robotnicza jest jedyną siłą z potencjałem zdolnym do zatrzymania systemu kapitalistycznego. Lecz to wymaga walki przeciwko istniejącemu złemu kierownictwu związkowemu, które jest przywiązane do brytyjskiego kapitalizmu i sprzedało interesy swych członków zamiast eskalować rzeczywistą walkę przeciwko kapitalistom i rządowi Blaira.
Rząd zezwolił na wyjście na ulice gigantycznych demonstracji antywojennych, lecz w listopadzie 2002 r. wobec strajku strażaków przyjął zupełnie odmienną postawę, grożąc użyciem armii do przełamania linii pikiet. A to dlatego, że strajk strażaków miał daleko większy potencjał, by wetknąć kij w szprychy przygotowań wojennych, niż te demonstracje. Krótki dziki strajk na Heathrow tego lata w solidarności ze zwolnionymi robotnikami Gate Gourmet również ukazał straszny potencjał klasy robotniczej - w ciągu mniej niż dwóch dni sparaliżował wszystkie operacje British Airways i kosztował tę spółkę miliony. Kierownictwo FBU odwołało strajk strażaków i podarowało rządowi zwycięstwo nad związkami; na Heathrow TGWU zakończyło dziki strajk i zdradziło ponad 600 zwolnionych robotników Gate Gourmet. Wewnętrzna "jedność", którą wielce chwali się Koalicja Stop Wojnie, oznacza jedność z antywojennymi biurokratami związkowymi opartą na wspólnym programie kolaboracji klasowej. Rewolucjoniści szukają okazji do walki klasowej w kraju u walczą o niezależność polityczną klasy robotniczej od kapitalistycznych władców, która jest elementarnym warunkiem dla perspektywy walki klasowej.
Parę grup "socjalistycznych" na konferencji pokojowej będzie przymykać oko na list Koalicji Stop Wojnie do "Drogiego Tony'ego" czy na fakt, że odrzuca ona wzywanie do wycofania oddziałów brytyjskich z Irlandii Północnej (co natychmiast zniszczyłoby jej cenną "jedność"). Lecz wiele szumu wywołała polityczna kapitulacja SPR przed irackim oporem. My wielokrotnie mówiliśmy, że wszelkie ciosy zadane przeciwko armiom okupacyjnym są w interesach ludu pracującego świata. Lecz nie dajemy żadnego politycznego poparcia siłom obecnie walczącym przeciwko okupacji i gwałtownie potępiamy wszystkie akty międzywspólnotowej przemocy, ataki na kobiety, narzucanie kwefu i innych islamskich ograniczeń, które są integralną częścią programu społecznego wielu spośród tych różnych sił walczących przeciwko okupacji. Wielu na lewicy (tacy jak Sojusz na rzecz Wolności Robotniczej), którzy dzisiaj potępiają islamskich fundamentalistów i naśladują islamofobię rządu, popierało te same siły w latach osiemdziesiątych XX w., jak czyniła SPR, kiedy amerykańscy i brytyjscy imperialiści finansowali i szkolili ekstremalnych islamskich reakcjonistów w Afganistanie (w tym bin Ladena) do dżihadu przeciwko Związkowi Radzieckiemu. My spartakusowcy jako jedyni popieraliśmy interwencję Armii Czerwonej, która oferowała możliwość rozszerzenia zdobyczy społecznych rosyjskiej rewolucji październikowej z 1917 r. na ludy Afganistanu, szczególnie na kobiety. W obliczu restauracji kapitalizmu w b. Związku Radzieckim, kiedy imperialistyczne finansowanie wyschło, islamscy reakcjoniści zwrócili się przeciwko swym dawnym chlebodawcom, w najbardziej dramatyczny sposób przez kryminalny atak na Światowe Centrum Handlowe.
Rosyjska rewolucja październikowa z 1917 r. była znamienitym wydarzeniem dwudziestego stulecia. Zrodzona wśród rzezi I wojny światowej, kierowana przez partię bolszewicką pod Leninem i Trockim, rewolucja ta wyrwała władzę państwową z rąk obszarników i kapitalistów i złożyła ją w ręce proletariatu, opierającego się na chłopstwie. Chociaż później zdegenerowała się pod biurokratycznymi rządami stalinowskimi, Związek Radziecki wciąż demonstrował potęgę planowej skolektywizowanej gospodarki, zapewniając bezpłatną edukację, opiekę zdrowotną, tanie mieszkania i pracę dla wszystkich. My staliśmy po jego stronie i walczyliśmy o bezwarunkową militarną obronę ZSRR przeciwko imperializmowi i przeciwko restauracji kapitalizmu, a równocześnie o polityczną rewolucję klasy robotniczej, by przepędzić stalinowskich biurokratów.
W przeciwieństwie do pacyfistów i reformistów my także dziś jesteśmy za bezwarunkową militarną obroną Chin, Kuby, Wietnamu i Korei Północnej, społeczeństw gdzie kapitalizm został obalony (i wbrew poglądom reformistów nie został przywrócony). Zajmujemy to stanowisko pomimo faktu, że te państwa są rządzone przez biurokratyczne stalinowskie kasty. Popieramy prawo tych państw do rozwijania broni nuklearnej i mówimy: Precz z kontr-rewolucyjnym militarnym paktem Stanów Zjednoczonych i japońskiego imperializmu przeciwko chińskiemu państwu robotniczemu!
Marksistowski pogląd, że koalicje takie jak Stop Wojnie są faktycznie przeszkodą dla niezbędnej walki przeciwko imperializmowi, został wymownie potwierdzony w broszurze z 1936 r. "Wojna a robotnicy" Jamesa Burnhama, który był wtedy czołowym trockistą w Stanach Zjednoczonych. Pisał on:
"W ten sposób zakładanie, że rewolucjoniści mogą wypracować wspólny "program przeciwko wojnie" z nierewolucjonistami, jest fatalnym złudzeniem. Wszelka organizacja oparta na takim programie nie tylko nie ma siły, by powstrzymać wojnę; w praktyce działa ona na rzecz wojny, i dlatego że służy na swój sposób podtrzymywaniu systemu który rodzi wojnę, i dlatego że odwraca uwagę swych członków od rzeczywistej walki przeciwko wojnie. Jest jeden jedyny program przeciwny wojnie: program rewolucji - program rewolucyjnej partii robotników".