Tekst pochodzi z Nowego Robotnika http://nr.freshsite.pl/
Maciej Roszak
Prawica niszczy ślady po historii polskiego ruchu robotniczego
Bitwa o pamięć
Rządząca Polską od piętnastu lat prawica zrobiła wszystko, by
wymazać ze współczesności pamięć o polskim ruchu robotniczym. Znikają więc
niepostrzeżenie pomniki, tablice pamiątkowe i miejsca pamięci. Znikają muzea,
pustoszeją zbiory bibliotek. Nazwy ulic zmieniono na samym początku
kapitalistycznej transformacji. Podobny los spotkał programy nauczania w
szkołach.
Prawicowy fanatyzm, który jest motorem tej historycznej manipulacji nie spotkał
się praktycznie z żadną mocną kontrakcją ze strony polskiej lewicy. Właściwie
trudno się dziwić, bo jedyną znaczącą siłą uchodzącą w Polsce za lewicę była
SdRP, przekształcona później w SLD. "Towarzysze" w większości woleli się
dorabiać, niż bronić "PRL-owskich pozostałości". Nieliczne próby walki w obronie
pamiątek ruchu robotniczego nie mogły powstrzymać prawicowej ofensywy. Prawica
pod hasłem usuwania z ulic pamiątek po "zbrodniach" PRL oczyściła skutecznie
polskie miasta z ważnej części naszej historii. Trudno powiedzieć, czy była to
tylko ślepa i prymitywna żądza odwetu, czy też kryła za tym przemyślana
strategia, której celem było zamazanie w świadomości społecznej historii walki
robotniczej z przedwojennym wyzyskiem. Drzewo odcięte od własnych korzeni
usycha. Czy tak też miało się stać z naszą rewolucyjną tradycją? Miała uschnąć,
by nic nie przeszkodziło w budowie krwiożerczego kapitalizmu?
Dekomunizacja dzielnicy
Nie inaczej postępowano po 1989 roku w Poznaniu. Na początku
przetrzebiono w mieście niesłuszne ulice. Z parku im Kasprzaka usunięto w 1994
roku pomnik rewolucjonisty. Dzięki staraniom działaczy lewicy pomnik ocalał i
został przeniesiony do podpoznańskiej wsi Czołowo, miejsca narodzin przywódcy
Proletariatu.
W 1989 roku zdekomunizowano znajdujący się na poznańskiej cytadeli pomnik
działaczy PPR zamordowanych przez gestapo. Usunięto napisy "działaczom PPR" i
"za sprawę ludowej ojczyzny zginęli".
Na szczęście prawicy nie udało się doprowadzić czystki do końca. Dzięki temu do
dziś kilkunastu poznańskim ulicom patronują działacze rewolucyjni. . We wrześniu
2002 roku przetoczyła się przez Poznań batalia o zmianę ulic na poznańskim
Świerczewie. Na osiedlu tym, które swa nazwę zawdzięcza gen. Świerczewskiemu,
część ulic nosi nazwę polskich działaczy komunistycznych. Od lat było to solą w
oku prawicy. Wreszcie przystąpiono do akcji dekomunizacyjnej i Rada Miasta
zdecydowała o zmianie nazw. Komuniści mieli opuścić Świerczewo raz na zawsze.
Tymczasem stało się inaczej. Mieszkańcy Świerczewa na zmiany się nie zgodzili.
Zamiast biskupa Krasickiego woleli komunistę Janka Krasickiego. Nocą "nieznani
sprawcy" zamalowywali tablice z nowymi nazwami, pozostawiając stare. W dzień,
służby miejskie wymieniały zniszczone tablice na nowe. Kolejnej nocy "nieznani
sprawcy" zamalowywali więc je ponownie. I tak w kółko. Władze miasta zapowiadały
arogancko, że mają pełen magazyn tablic z nowymi patronami ulic. Na jednej z
sesji Rady Miasta radna Lidia Dudziak, w imieniu Niezależnej Inicjatywy
Obywatelskiej Nasze Świerczewo grzmiała oburzona: - Poznań jest jedynym miastem
w Polsce, które doprowadziło do triumfalnego powrotu na uliczne tablice
skompromitowanych bohaterów dawnego reżimu, w większości zbrodniarzy
totalitarnego imperium.
Oczywiście plotła bzdury, ponieważ akurat wśród patronów świerczewskich ulic
trudno doszukać się zbrodniarzy. Dla prawicowych oszołomów każdy komunista jest
jednak automatycznie zbrodniarzem. Prawicę oburzył również fakt, iż w ogłoszonym
przez sejm roku Kwiatkowskiego: "U nas zdejmuje się tablicę z jego nazwiskiem,
by zastąpić ją Różą Luksemburg".
Mieszkańcy Świerczewa nie tylko niszczyli nowe tablice, wystąpili też przeciwko
miastu na drogę sądową, zaskarżając decyzje władz miasta o wprowadzeniu zmian
nazw ulic. Sąd stwierdzając rażące uchybienia administracyjne, uchylił decyzję
władz. Na Świerczewie zarządzono referendum. Większość mieszkańców opowiedziała
się w nim za pozostawieniem starych nazw ulic. "Chcą komunistów!" - krzyczały po
ogłoszeniu wyników referendum tytuły burżuazyjnych dzienników. I tak to
dekomunizacja na Świerczewie zakończyła się niepowodzeniem.
Kłuło w oczy
W grudniu ub. roku wiceprezydent Łodzi z LPR nakazał
usunięcie z frontowej ściany IV LO przy ul. Pomorskiej w Łodzi tablicy
upamiętniającej wygranie przez lewicę wyborów do rady miasta w 1936 r. Napis na
tablicy brzmiał : "W gmachu tym w latach 1936-1937 działała Rada Miejska Łodzi
powołana w wyborach samorządowych 27 września 1936 r., w których łódzka klasa
robotnicza w jednolitym froncie pod przewodem komunistów i socjalistów odniosła
historyczne zwycięstwo wyborcze w walce z sanacją, przeciwko faszyzmowi, o
pokój, prawa i swobody demokratyczne dla ludu pracującego". Tak oto tłumaczył
prasie swoją decyzje wiceprezydent: - Fakt, były takie wybory, zakończone takim
wynikiem, ale z tablicy emanuje atmosfera triumfu tych sił. Jej tolerowanie
oznaczało bierną akceptację przestępczej ideologii komunistycznej, a co za tym
idzie - demoralizację młodzieży.
Marek Kaczorowski, emerytowany dyrektor III LO nazwał decyzje władz Łodzi
"historycznym bolszewizmem".
Również niedawno z warszawskiego placu Zawiszy, wywodzące się z PiS władze
stolicy usunęły kamień z tablicą poświęconą komuniście Henrykowi Gładowskiemu.
Napis na nim brzmiał: "zginął 15.01.1932 r. z rąk policji sanacyjnej. Cześć
bojownikowi o wolność i socjalizm". Radny PiS, główny inicjator usunięcia
kamienia powiedział m.in. : - Zostałem wychowany w patriotycznej rodzinie.
Przechodząc przez pl. Zawiszy, nie mogłem uwierzyć, że ten głaz jeszcze tu stoi.
Niech pozostaną świadectwem...
Nie wszystkie pomniki czy tablice pamiątkowe znikają z
naszych ulic z powodu decyzji politycznej. Tak stało się m.in. z pomnikiem
poświęconym pierwszej socjalistycznej organizacji związkowej w Poznaniu, jaki
stał na rogu ul. Małe Garbary i Garbary. Usunięto go w związku z budową
nowoczesnego biurowca. Skupieni w Towarzystwie Oświaty Robotniczej socjaliści
wystąpili do władz miasta o przywrócenie pomnika po zakończeniu budowy. Trochę
inaczej rzecz się miała z tablicą poświęconą Marcinowi Kasprzakowi, która
znajdowała się na kamienicy, w której mieszkał. Nie została ona zdjęta, lecz
zasłonięto ją reklamą funkcjonującej tam... firmy pogrzebowej. Także w tej
sprawie trwają starania o ponowne jej odsłonięcie.
Nie wszystkie pamiątki robotniczej walki zniszczono. W każdym prawie mieście
znajdziemy jeszcze jakąś tablicę pamiątkową czy inny ślad rewolucyjnej walki.
Otoczmy te miejsca opieką. Niech pozostaną widomym świadectwem historii naszego
ruchu.