Helena Wolf, Leszek Krzemień
Wspomnienia o Romanie Wolf-Jezierskiej

Urodzona w 1899 r. w Warszawie, wychowana od dzieciństwa w duchu żarliwego patriotyzmu, Roma zespoliła go z głębokim internacjonalizmem i stała SIĘ - jak wielu polskich rewolucjonistów- jednocześnie działaczką Komunistycznej Partii Polski i Komunistycznej Partii (bolszewików) Rosji.
Ojciec jej to człowiek postępowy, natura wyjątkowo prawa, umysł światły, o szerokich horyzontach myślowych. Pochodząc z ubogiej rodziny sam zdobywał wiedze, jako samouk. Matka, koleżanka szkolna Róży Luksemburg, przyjaciółka wybitnych pisarzy, w młodości nauczycielka, natura uczuciowa i egzaltowana. Brat ojca, agronom, wysokiej klasy specjalista i uczony, który wszystko zawdzięczał własnej uporczywej pracy i zdolnościom. Będąc profesorem, był jednocześnie aktywnym socjalistą, co w czasach carskiego ucisku nie było rzeczą łatwą ni częstą. Starszy brat matki, patriarcha z mleczną i białym wąsem, to człowiek zamożny, filantrop na wielką skalę, z niezmiernie szerokim gestem, znany i szanowany w Warszawie oryginał i filozof. Bracia matki i rodzeństwo, wśród których było 11 lekarzy, adwokatów, inżynierów, ludzi o poglądach wprawdzie nie socjalistycznych ale postępowych, zdecydowanie demokratycznych i wolnomyślnych - oto rodzina, w której stawiała swe pierwsze kroki Roma.
Chleba, nawet z masłem, jej nie brakowało, nie musiała wyrzekać się nauki dla pracy zarobkowej i zdawało się, że życie tej żywej, zdolnej uczennicy potoczy się zwykłym w tym inteligenckim środowisku spokojnym nurtem, pokrytym co najwyżej lekką falą sentymentalnych westchnień i mglistych sympatii dla tych, co walczą o nowy świat.
Z domu rodzinnego wyniosła też Roma umiłowanie polskiej poezji romantycznej i wielkiej literatury społecznikowskiej. Od lat dziecinnych towarzyszył jej Mickiewicz i Konopnicka, Żeromski i Brzozowski, Prus i Orzeszkowa. Któż wie, czy w duszy późniejszego twardego bojownika partii marksistowskiej nie pozostały na zawsze ziarna wielkiej polskiej literatury, natchnienie wzniosłej poezji polskiej, tworząc swoisty splot bojowego romantyzmu, symfonię rewolucyjnego patosu.
Zawierucha wojenna rzuca Romanę wraz z całą rodziną w roku 1914 do tonącego w ogrodach ukraińskiego miasteczka - Czernihowa. Tu Roma, jeszcze dziecko prawie, styka SIĘ z ruchem rewolucyjnym.
Już w 1915 r. wstępuje do tajnego kółka rewolucyjnej młcdzieży, udziela swego pokoju na konspiracyjne zebrania kierowniczej grupy partyjnej oraz na zajęcia kółek robotniczych i uczniowskich, przechowuje u siebie nielegalną bibliotekę, a następnie broń. W stałej styczności z robotnikami, z którymi prowadzi pracę polityczną, kształtuje się jej światopogląd, kształtuje się sama Roma jako przyszła rewolucjonistka.
Od dziecinnych lat Roma odznaczała się bardzo słabym zdrowiem, trzykrotnie chorowała na zapalenie płuc, na froncie uszkodziła kręgosłup, a ciężka praca nielegalna i więzienie zrujnowały jej serce, lecz Roma nigdy nie szczędziła siebie. Cztery okresy pracy w konspiracji, dwa fronty, aresztowania, 3 wyroki, 6 lat więzienia faszystowskiego - oto jej droga.
Już za caratu, w styczniu 1917 r., w Czernihowie Roma wstępuje do nielegalnej jeszcze wówczas komunistycznej organizacji partyjnej. Mając lat 18, za krótkotrwałych rządów "hetmańskich" na Ukrainie prowadzi działalność podziemną, a następnie w okupowanym przez Niemców Charkowie pełni funkcję sekretarza nielegalnego Charkowskiego Komitetu Miejskiego partii bolszewików. Za głowę młodziutkiej Romy wyznaczono poważną sumę w złocie.
Nie dziwota, Roma bowiem współuczestniczyła w organizacji i kierowaniu ruchem oddziałów partyzanckich na Charkcwszczyźnie i w Zagłębiu Donieckim. Krąg polującej na nią policji zacieśnia się. Raz, mając przy sobie pieczęć nielegalnego Komitetu Miejskiego, Roma nocuje na cmentarzu. Wreszcie uchodzi do lasu.
Przeżywa później potworne podziemie za czasów Denikina. Wtedy komunistów nie tylko rozstrzeliwuje się bez sądu, ale i zamęcza. 19-letnia Roma - wówczas członek nielegalnego Obwodowego Biura RKP(b) w okręgu dońskim i przewodnicząca nielegalnego Taganrogskiego Komitetu partii, pracuje w ciężkich warunkach, w każdej chwili grozi jej śmierć.
Oto jedzie do Rostowa w denikinowskim pociągu wojskowym ,,Błyska wica", udając polską panienkę uciekającą przed bolszewikami. Obok na półce w przedziale, rzucona niedbale, leży jej walizeczka, zawierająca dynamit i ulotki nielegalnego komitetu obwodowego. W Rastowie zdejmuje ją z półki i uprzejmie wynosi za Romą elegancki oficer denikinowski.
Raz późnym wieczorem Roma wraca do swego mieszkania. Niedaleko od domu podchodzi do niej jakiś mężczyzna. Mówi, że jest sąsiadem, że jej nie zna, ale domyśla się, kim ona jest, i czeka tu, by ją uprzedzić, iż w pokoju jej czatują żandarmi.
A oto Maria, drugi członek ,,trójki", choruje na tyfus plamisty, rzuca się w malignie. Roma pielęgnuje ją, śpi razem z nią, obawiając się, aby Maria majacząc nie wydała siebie i innych. Przebrawszy się w strój chłopki, Roma przedostaje się do lekarza, aby dowiedzieć się, jak wyleczyć "siostrę". I wyleczyła.
Wkrótce jednak sama zaczyna chorować. Po wielkim naprężeniu nerwowym w denikinowskim podziemiu dostaje "białej gorączki", majaczy, przywiązują ją do łóżka. Temperatura 40°, a w szpitalu Sołdatienkowskim w Moskwie wówczas chłodno i głodno. Romę z trudem utrzymują przy życiu.
Mając 20 lat Roma jest już szefem wydziału politycznego dywizji, a następnie sekretarzem Rewolucyjnej Rady Wojskowej Frontu Zachodniego.
Jest jednym z najbliższych współpracowników tow. Józefa Unszlichta.
Jadąc samochodem wzdłuż frontu Roma spada do rzeki na pało wysadzonego mostu. Jeszcze nie zagoiły się w szpitalu jej rany,.jeszcze boli piekielnie rozbity kręgosłup - ona już znów jest przy pracy.
Powierzają jej szczególnie trudne i niebezpieczne zadania, I tu Roma nie raz, nie dwa zagląda śmierci w oczy.
W roku 1921 KC RKP{b) odwołuje Romę do pracy partyjnej w Moskwie. W związku z tym Rewolucyjna Rada Wojskowa Frontu Zachodniego wydaje rozkaz, w którym podkreśla, że ,,przez cały okres przebywania na froncie towarzyszka Jezierska wykazywała maksymalną energię, wyjątkową pracowitość i hart polityczny... za co wyraża jej swoje głębokie uznanie".
*
Moskwa. Gorące dni 1921 r. Zebrania, wiece w fabrykach, w zakładach, w halach fabrycznych dzielnicy Baumanowskiej. Roma - w gąszczu pracy partyjnej. Jest organizatorem Baumanowskiego Komitetu Dzielnicowego partii.
Potem przez 3 lata trudna, wytężona praca na odpowiedzialnym posterunku walki z kontrrewolucją pod bezpośrednim kierownictwem Dzierżyńskiego. Do późna w nocy zawsze jest oświetlone jej okno - ,,czuwające oko" - obok gabinetu tow. Feliksa.
Jednocześnie Roma znajduje czas, aby studiować na wydziale prawa Moskiewskiego Uniwersytetu Państwowego.
Znalazłszy się w okresie wielkiego przełomu w Rosji, Roma uważa za obowiązek oddać swe siły walce o zwycięstwo Rewolucji Październikowej, rozumiejąc, że losy narodu polskiego związane są nierozerwalnie z losami rewolucji rosyjskiej. Jednocześnie Roma zawsze czuje głęboką, mocną więź z Polską. Przebywa wśród polskich komunistów, przejmuje się głęboko wiadomościami o ciężkiej walce polskiej klasy robotniczej. I gdy tylko władza radziecka utrwala się, Roma w 1924 r. prosi o zezwolenie na powrót do Polski. Przerywa naukę i względnie spokojne życie. Wyjeżdża na czwartą z kolei pracę konspiracyjną - do Polski. Od tej chwili łączy ona swój los z Komunistyczną Partią Polski.I znowu Roma staje w obliczu niebezpieczeństwa. Aresztowania, sądy, wyroki, więzienia. Trzy procesy - Brześć, Sosnowiec, Białystok. Roma uważana jest za szczególnie niebezpiecznego przestępcę. Świadczy o tym akt oskarżenia w wielkim procesie politycznym "133" w 1928 r., na którym jako członek KC Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi jest jedną z głównych oskarżonych. Z ławy oskarżonych wygłasza śmiałe, bojowe przemówienie:
"KPZB nie jest spiskiem, albowiem spisek oznacza nieliczną grupę ludzi oderwaną od mas. KPZB jest partią opierającą się na szerokich masach robotniczo-chłopskich. KPZB nie przygotowuje rewolucji, lecz rewolucja jest koniecznością dziejową, która nastąpić musi wbrew woli i życzeniu panów sędziów i klas posiadających. KPZB przygotowuje masy do rewolucji.
Rząd faszystowski chce zdusić nadchodzącą rewolucję za pomocą represji, aresztów i katowania. Chce rozgromić i zlikwidować KPZB, lecz tego uczynić nie potrafi, choćby urządzał "proces 133" i jeszcze "133" i jeszcze setek rewolucyjnych robotników i chłopów. Zlikwidować KPZB - to znaczy zlikwidować robotników i chłopów, a tego panowie sędziowie uczynić nie potrafią", Przewodniczący przerywa: ,,To nie jest trybuna agitacyjna. To nie tyczy się sprawy... pozbawiam głosu".
Wyrok w sprawie ,,133" wynosi w sumie przeszło 600 lat. Oskarżeni na sali sądowej śpiewają Międzynarodówkę, policja bije ich, ciągnie kobiety za włosy, katuje. Lecz gdy czarne karetki więzienne mkną przez miasto, robotnicy białostoccy wywieszają transparenty, urządzają masówki, żądają uwolnienia więźniów politycznych.
W grypsie z więzienia w Sosnowcu Roma pisze:
"Na sprawie zagłębiowskiej byłam bardzo zła, gdyż ze względu na współtowarzyszy nie mogłam wygłosić mowy. Powiedziałam jednak parę słów, ale dostatecznie mocnych. (Na brzeskiej sprawie ja przecież przemawiałam 4-krotnie i za każdym razern wygłaszałam dużą mowę polityczną). Oświadczyłam im tylko, ...że nie poczuwam się do żadnej winy, ale z dumą przyznaję się, że jestem członkiem KPP, że Partia Komunistyczna to nie spisek, a zatem ja nie mogłam brać udziału w spisku, że jako odpowiedź im może służyć istnienie 75 000 spiskowców w Warszawie (ostatnie wybory), że Partia Komunistyczna - to masowa partia robotników i chłopów, walczących o Interesy mas pracujących.
Adwokaci (prosili mnie, żebym w ostatnim słowie nic nie mówiła. Zgodziłam się, ale zrobiłam im kawał - powiedziałam: -"Przed sądom faszystowskim, którego zadaniem jest skazywać robotników i chłopów i wszystkich, którzy walczą o ich sprawę - ja nie mam nic do powiedzenia..." Honigwill (obrońca - H.W., L.K.) zląkł się i przypuszczał, że wytoczą mi sprawę za obrazę sądu...
Gdybyście wiedzieli, ile wyrazów miłości otrzymałam od proletariuszy Zagłębia, od towarzyszy z więzienia, to zrozumielibyście, jaka ja jestem bogata. Moi współtowarzysze ze sprawy ściskali mi ręce, całowali i życzyli: "Marylka, bądź nam zdrowa". - Ci, którzy wychodzili na wolność, obiecywali, że będą pracować nie żałując rąk. Pewien bardzo znany adwokat podszedł do mnie, ukłonił się głęboko, uścisnął rękę i powiedział; "Pani pozwoli mi wyrazić słowa najgłębszego szacunku". A w drodze powrotnej z ciemnego kąta wyskoczyła cała paczka robotników i robotnic, całowali mnie, ściskali ręce, zapewniali, że Zagłębie mnie pamięta i kocha.
No czyż ja nie jestem bogata?
Jestem mocna, nastrój świetny, siły niewyczerpane...
Mnie jest dobrze - wiem.

"Jeszcze nieraz majem rozkwitnę,
pieśni potokiem spłyną przez pierś!"

W tym grypsie jest cała Roma - twarda, nieugięta i romantyczna, surowa i sentymentalna, poważna i zadziorna, nawet psotna.
W więzieniu Roma ma zawsze "dość pracy". Pisze odezwy ,,na wolność", uczy się, a kiedy otwierają się drzwi jej separatki, wykłada "swym" robotnicom podstawy marksizmu-leninizmu. Dla towarzyszy zdolna ona jest wyrzec się wszystkiego. Szczególnie troszczy się o dzieci, które razem z matkami dostały się do wiezienia. Przenosząc jakby na nie całą swą niewyczerpaną miłość macierzyńską, traktuje dzieci towarzyszek Jak własne, czule i pieszczotliwie.
"Przesyłkę z pończoszkami i kaloszkami dla maleńkiej dostałam - pisze Roma do wuja z Warszawy. - Odwołuję swą prośbę o przysłanie mi prześcieradła i ciepłej koszuli... jakoś się obejdę. W zamian za to proszę Wujka o przysłanie żywnościowej przesyłki. Szkoda mi mojej maleńkiej, która skarży się, że nie ma ani cukru, ani masła. Na ten raz proszę przysłać dużo, niech Wujaszek się nie gniewa".
Roma dba o chorych towarzyszy, o wychodzących na wolność. Właśnie dlatego do niej - starosty więzienia, przedstawicielki kobiet-więźniów politycznych - administracja więzienia odnosi się ze "szczególną uwagą". Bito ją kolbami po chorym kręgosłupie, znącano się, trzymano ją w takich warunkach, że zaraziła się jaglicą. Duszono ją, aby wydobyć z przełyku napisaną przez nią odezwę, którą Roma połknęła, gdy ,,nakryli" ją przy pisaniu.
Ale Roma pisze do nas po trzeciej rozprawie sądowej, już z więzienia białostockiego:
"Ja jak zawsze promienieję i nie narzekam - wiecie, zgodnie z zasadą - "śpiewaj i nie smuć się".
Chyba nieraz w więzieniu żarła ją tęsknota. Czyżby nie szkoda było młodych lat, które bezpowrotnie mijają, i zdrowia, które ucieka? Ale po latach więzienia Roma wciąż niezmiennie melduje "na wolność"; "u mnie jak zawsze, to znaczy zupełnie dobrze".
"Jeszcze 3 lata i trzy miesiące- właśnie tyle i ani o jeden dzień mniej. Przecież to już taka błahostka, drobiazg w porównaniu z innymi" - zapewnia ona matkę w 1929 roku.
A w 1931 roku Roma pisie;
"Mamusiu, a czy Ty wiesz, że ja zaczęłam już 6-ty rok,.. Siły mam niewyczerpane... Jak często chciałabym siły te przelać w tych, którzy ich tak potrzebują".
Najstraszniejszą dla Romy w okresie długich lat więziennych była obawa, aby nie oderwać się od życia partii, od spraw i problemów bieżących dni.
W swych listach "na wolność", w sposób dowcipnie zamaskowany, posługując się przenośniami, Roma chciwie, uporczywie wypytuje nas o sprawy Komunistycznej Partii Polski, o życie Związku Radzieckiego, o sytuację międzynarodową, wypowiadając również, jak może, swoje myśli i uczucia, swój stosunek do tych spraw. Całym sercem wyrywa się na wolność, do partii, aby znów "być w szeregach".
*
Po odsiedzeniu ponad 6 lat w więzieniach polskich, jesienią 1932 r. partia wysyła Romę do Związku Radzieckiego. Miesiąc w sanatorium - a potem z całą żarliwością zabiera się do nauki na jedynym w świecie, swoistym uniwersytecie nauk społecznych - w Międzynarodowej Szkole Leninowskiej. Jednocześnie czynna jest w pracy partyjnej i zostaje członkiem kierownictwa organizacji partyjnej tej międzynarodowej uczelni. Kończy uczelnię z wyróżnieniem.
Po ukończeniu aspirantury udaje się do Mińska, gdzie jest kierownikiem szkoły partyjnej przy Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi, a później członkiem Biura Politycznego KC KPZB i zastępcą przedstawicielu KCKPZB w polskiej sekcji Międzynarodówki Komunistycznej. Potem znów Moskwa. Roma zostaje zastępcą przedstawiciela Komunistycznej Partii Polski w Komitecie Wykonawczym Międzynarodówki Komunistycznej.
W roku 1934 powraca do pracy konspiracyjnej w kraju, gdzie jest członkiem, a potem i kierownikiem Krajowego Sekretariatu KC KPP.
Kilkumiesięczny pobyt we Francji nie jest dla Romy wytchnieniem. Jako przedstawiciel KPP przy Komunistycznej Partii Francji przebywa dużo w terenie, wśród górników Nordu i Pas-de-Calais. Niemały jest również jej wtdad w zorganizowanie pierwszego w historii Francji strajku okupacyjnego górników polskich w Leforest.
Wezwana do kraju, znów włącza się do pracy nielegalnej. Zostaje po raz drugi członkiem Krajowego Sekretariatu KC KPP, którego kierownikiem był wówczas Marceli Nowótko.
O niej opowiadał później w więzieniu Mokotowskim towarzysz Nowotko: "Mieliśmy z Marylką kłopoty, nie oszczędzała się, w zimie chodziła w letnim palcie i musieliśmy ją z Markiem (Aleksandrem Fornalskim, również członkiem Sekretariatu KC KPP) zmusić, by kupiła porządne palto. Zgodziła SIĘ tylko wtedy, gdyśmy oświadczyli, że wygląda niekonspiracyjnie, co i nam może zagrażać".
W tym letnim paletku chodziła Romana z podpunktu na podpunkt, z lokalu konspiracyjnego na lokal. Jak dziesiątki innych podziemnych działaczy tułała się latami bez własnego domu, nocując co dzień gdzie indziej i nie wiedząc, kiedy - czy w chwili pisania artykułu, czy w czasie rozmowy z przybyłym z Łodzi okręgowcem, czy w trakcie referatu na naradzie - usłyszy znów ostre słowa: "Jesteśmy z policji!..."
Czyż nie ciągnie do własnego cichego mieszkanka, gdzie dzieci tulą się do kolan matczynych, gdzie rodzina, grono serdecznych przyjaciół stwarza krąg ciepła, spokoju. A czyż obca może być młodej kobiecie chęć zabłyśnięcia w pełni swej krasy?
Radość życia? Któż określi jej składniki! Nie, to nie umartwianie się., to nie rzucanie swego życia w ofierze, nie wyrzekanie się zwykłych ludzkich radości. Tu nie ma ani cienia ascezy. Któż może stanąć w zawody: któż żyje głębiej, silniej, namiętniej, czyjaż radość jest wyższa, jaśniejsza! Nie, żadnej przyjemności - ni słodyczy miłości, ni barwy kwiatów, ni wesołego śmiechu - rewolucjonista nigdy się programowo nie wyrzeka. Ale jeśli się na raz wszystkie kolory na palecie życia nie mieszczą, to trzeba wybrać tę radość główną, tę najtrwalszą, tę najwznioślejszą. Tę właśnie, którą daje walka i praca dla idei.
Czyż można przerwać choćby na krótko tę pracę? Tu przecież tramwajarze szykują się do strajku, już w remizach wybrano komitety strajkowe, tu właśnie z Polesia przyszły wiadomości o licznych wypadkach przepędzania przez chłopów egzekutorów, tu znów redukcja w kopalniach na Śląsku i wielkie wzburzenie wśród górników, a tu nowa masakra więźniów politycznych, są ofiary, trzeba organizować akcję protestacyjną.
Partia musi być wszędzie, partia musi organizować masy do walki. Partia musi tą walką kierować.
Ale przecież partia jest nielegalna, prześladowana, zagnana w głębokie podziemie. Ale .przecież partia to jakieś 20 tysięcy ludzi, którzy rozproszeni, każdy z oddzielna, nie stanowiliby nic, a zjednoczeni w komórki, dzielnice, okręgi, obwody - w partię, stanowią groźną siłę, prowadzą do walki setki tysięcy robotników i chłopów.
Jakże się ta siła rodzi, jak spleść tysiące indywidualnych myśli, tysiące poszczególnych jednostek w potężny taran rewolucyjnego ruchu najszerszych mas ludowych.
Któż opisze lata nielegalnej pracy, tysiące nielegalnych spotkań, cały misterny system kierowania podziemną partią, która zakonspirowana wobec policji, była tak głęboko związana z klasą robotniczą Polski, stała na czele jej walk, strajków, demonstracji. Roma przez długie lata całą duszą tkwiła w tej pracy. Starzy działacze KPP dobrze pamiętają ofiarną, energiczną "Lenę" czy "Marylkę".
Towarzysze, którzy znali życie prywatne Romy, wiedzą doskonale, że była nadzwyczaj skromna i moralnie czysta.
Roma nie miała nigdy nic "swego": ani mieszkania, ani nawet "swego" pokoju, ani dobytku, ani mebli. Kiedy wyjechała z Moskwy do Polski, jedynym jej "mieniem" były książki i duży portret Lenina z gabinetu Feliksa Dzierżyńskiego.
Po rozprawie sądowej Roma pisała z więzienia:
"Ja byłam dobrze ubrana. Zaopatrzyły mnie tu białostoczanki jak prawdziwą burżujkę... Na wolności nigdy tyle nie miałam".
Uboga w dobra materialne, Roma, jak sama pisze z więzienia, była bogata, była szczęśliwa.
Roma nie miała ani nagród, ani orderów. Miała tylko promienną i czystą duszę rewolucjonisty, który cale swe życie poświęcił walce o komunizm.
Jeszcze w roku 1920 Koma skreśliła na swym zdjęciu taką oto dedykację:
"Żyć - to znaczy wziąć wesoło życie i oddać je...
- Oddać życie, Kochana, życie jaskrawe jak kwiat maku,
wypełnione jak kielich po brzegi,
to nie jest samobójstwo.
To radość życia,
miłość życia,
hymn nowego życia".
Nie były to dla niej tylko puste słowa. Człowiek pełen uroku i romantycznego polotu, kochający życie, odczuwający ,, każdą swą cząstką, każdą kroplą krwi, jak życie smacznie pachnie" (z listu Romy) - oddaje cale swe życie partii.
Znacznie później, tuż przed tragedią roku 1937. powiedziała:
"Trzeba żyć tak, żeby można było uczciwie spojrzeć partii w oczy".
Tak właśnie zawsze żyła Roma.
1958 rok