Tekst pochodzi ze strony http://lewica.pl/?dzial=recenzje&id=68
Marek Krakowski
Lewą Nogą po raz 17
Polska rzeczywistość prasowa wygląda mniej więcej tak samo
jak rzeczywistość polityczna. Prasa niemal w całości zagarnięta została przez
jedną opcję, która korzystając z ogromnych środków finansowych ma możliwość
uprawiać hegemoniczną propagandę, której efektem jest katastrofalny stan
świadomości społecznej. Neoliberalne slogany przeplatają się w niej z katolickim
obskurantyzmem, tworząc sprzyjający klimat dla autorytarnych organizacji
kanalizujących społeczne niezadowolenie w nienawiści względem określonych grup
mniejszości lub rozliczeń z przeszłością. Odpowiedzią na oficjalną prasę są z
kolei coraz częściej różnego typu pisma niszowe, zastępujące analizę
rzeczywistości dialogiem na temat samej analizy lub nawołujące do zatarcia
podziału na lewicę i prawicę, co skutkuje dostosowaniem do obowiązującego
trendu. Bywa coraz częściej, że pod płaszczykiem rzekomego nonkorfomizmu,
propaguje się postulat ograniczania się do lokalnego środowiska i postrzegania
rzeczywistości wyłącznie poprzez kontekst własnego podwórka.
Odtrutką na taki redukcjonistyczny pakiet poglądów jest bez wątpienia najnowszy
numer pisma Lewą Nogą. Poruszane są w nim kwestie związane z neoimperializmem
Stanów Zjednoczonych i nowymi formami kolonizacji. Ukazane zostały również
główne linie konfliktów we współczesnym świecie.
Na szczególną uwagę zasługuje tekst Jeana Bricmonta „Ruch antywojenny:
przegraliśmy. Ale dopóki opór trwa, dopóty może zmienić świat.” Autor podejmuje
w nim próbę analizy osiągnięć i porażek światowego ruchu antywojennego.
Większość działaczy zajmuje jego zdaniem bezpieczne stanowisko, sprowadzające
się do sloganu „ani-ani”, czyli ani Bush ani przemoc irackiego ruchu oporu.
Według Bricmonta, takie podejście jest bez wątpienia wygodne, gdyż umożliwia
odcięcie się od wszelkiej przemocy; zarazem jednak sprawia, że przemoc opresora
może szaleć bez zakłóceń. Jak stwierdza, „Stany Zjednoczone nie wyjdą z Iraku,
chyba, że zostaną stamtąd usunięte militarnie, co zabierze dużo czasu (i istnień
ludzkich)”.
Równie interesująco przedstawia się artykuł Jerzego Szygla „Prima aprilis. Tempo
wojny, tempo propagandy”. Autor przedstawia w nim prawdziwe oblicze
amerykańskiej maszyny „informacyjnej”, która w rzeczywistości jest odgórnie
zaprogramowanym aparatem, produkującym takie treści, jakie wygodne są dla władz
w Waszyngtonie. Szygiel prześwietla związki pomiędzy amerykańskim rządem a
firmami Public Relations, których zadaniem jest wytworzenie w społeczeństwie
klimatu akceptacji dla poczynań władz. Służby specjalne oddziałują albo poprzez
przekupywanie dziennikarzy, albo (co ma znacznie częściej miejsce) poprzez
wykorzystywanie ich konformizmu i tego, co można nazwać zwykłą głupotą, czyli
bezkrytycznego podchodzenia do podsuniętych informacji. Dziennikarze podpadający
pod ostatnią kategorię mają dostęp do pewnego przyjaznego wysokiego
funkcjonariusza, który w drodze wyjątku ujawnia kilka szczegółów. Takie
przekazywanie informacji nazywa się przeciekiem sterowanym, na który wielu
dziennikarzy chętnie daje się złapać, czasem nawet wówczas, gdy są świadomi
owych manipulacji. Przykładem manipulowania informacją, a wręcz jej tworzenia od
początku do końca, była głośna sprawa uprowadzenia Jessiki Lynch, które okazało
się niemal w stu procentach dziełem specjalistów od tworzenia medialnych
wizerunków.
Wiele można się dowiedzieć także z tekstu Anny Sosnowskiej, dotyczącego
zacofania Europy Wschodniej w stosunku do Zachodniej. Autorka proponuje, aby
ująć ten region w świetle, jak to nazywa, „historycznej socjologii zacofania”.
Stara się ona przedstawić „pewną interpretację historii regionu – interpretację,
wedle której to właśnie zacofanie wobec bardziej rozwiniętego Zachodu stanowi
element ciągłości historycznej i tożsamości Europy Wschodniej.” Sosnowska
dowodzi, że za zacofanie Wschodniej części Europy, w tym Polski, odpowiedzialne
było barbarzyńskie utrzymywanie pańszczyzny, a także sprowadzenie kraju do roli
eksportera produktów rolnych. Zachód, który te produkty otrzymywał, mógł dzięki
temu postawić na rozwój przemysłowy, podczas gdy Wschód zatrzymał się na fazie
rolniczej. Sosnowska analizując wyżej wspomniane relacje używa tych samych
narzędzi, jakimi posługiwali się twórcy tzw. teorii zależności, rozpatrujący
relacje między rozwiniętą Północą i zacofanym Południem.
W kontekst rozważań nad teorią zależności wpisuje się także artykuł Przemysława
Wielgosza dotyczący współczesnego imperializmu oraz tego, skąd się on bierze.
Wielgosz analizuje go w bezpośrednim połączeniu z kapitalizmem, który jako jeden
z podstawowych czynników doprowadził do jego powstania. Aby zrozumieć zjawisko
dzisiejszego imperializmu Stanów Zjednoczonych warto się cofnąć, tak jak zrobił
to autor artykułu, kilkaset lat wstecz, kiedy kształtowała się europejska
akumulacja kapitału. Jak się okazuje, już 500 lat temu państwa europejskie
rozpoczęły krwawą przygodę z kolonializmem. Odkrycie obu Ameryk bez wątpienia
zasiliło kasy mocarstw europejskich, jednocześnie po drugiej stronie oceanu
doprowadzając do potwornych rzezi i wyzysku. Jak podkreśla Wielgosz, ludobójstwo
towarzyszące ekspansji kapitalizmu w regiony Azji, Afryki i obu Ameryk nie
ograniczyło się do „masowych mordów popełnianych przez armie kolonialne, ani
nawet do ustanowienia zbrodniczego systemu niewolnictwa (…) Najwięcej ofiar
przyniosło znacznie mniej efektowne codzienne funkcjonowanie narzuconego światu
systemu”.
To właśnie sprawa wpływu narzuconych przez kolonialne państwa standardów
ekonomicznych stała się przedmiotem zainteresowania amerykańskiego socjologa
Mike’a Davisa, którego tekst z ksiązki „Wiktoriańskie ludobójstwo i korzenie
Trzeciego Świata” znalazł się w 17 numerze „Lewą Nogą”. Jak przekonuje Davis,
urynkowienie produktów rolnych i zniszczenie starych systemów społecznych z ich
zabezpieczeniami na wypadek klęsk żywiołowych, doprowadziły do pojawiania w
Indiach i Chinach głodu, jakiego państwa te nie doświadczyły w całej swojej
historii. Davis udowadnia, że jedynie w trakcie trwania ostatniej ćwierci XIX w.
na skutek działania kapitalizmu w Indiach, Chinach czy Brazylii zginęło od 30 do
60 milionów ludzi. Do tego doliczyć należy kilka milionów ofiar niewolnictwa,
jakim "uszczęśliwiono" w tym samym czasie Afrykańczyków.
Militarny i ekonomiczny imperializm, zbierający krwawe żniwo w trakcie
kolonialnych podbojów, nie znikł bynajmniej wraz z formalnym zniesieniem
kolonii. Wojny w Afganistanie czy Iraku są najbardziej jawnymi dowodami na to,
że współczesny imperializm stanowi kontynuację tego sprzed kilkudziesięciu lat.
Stąd badania, jakie prowadzili nad nim tacy autorzy, jak Róża Luksemburg, nie
straciły na aktualności.
Szeroki blok, poświęcony sprawie imperializmu, nie mógł się obejść bez
poruszenia kwestii Bliskiego Wschodu, który ma wyjątkowe znaczenie w
geopolitycznych planach Stanów Zjednoczonych. W rozważaniach nad tym regionem
nie można nie poruszyć kwestii Izraela, który jest bez wątpienia najwierniejszym
sojusznikiem USA na Bliskim Wschodzie. To właśnie brutalny militaryzm Izraela
sprawia, że Stany Zjednoczone mogą sprawować kontrolę nad tym strategicznym
regionem.
W dziale „filozofia” najciekawszym elementem jest chyba zaprezentowanie sylwetki
angielskiego filozofa Terry’ego Eagletona, którego racjonalna i uczciwie
lewicowa myśl może być odtrutką na unoszące się nad Polską miazmaty teorii
neokonserwatywnych, kontroświeceniowch czy nacjonalistycznych. Eagleton
dostarcza także świetnych argumentów przeciwko dwóm komplementarnym i równie
rozpanoszonym przesądom intelektualnym: pogardzie dla teorii i kultury oraz ich
skupionemu na kwestiach dyskursu przecenieniu.
Wobec pisma pojawił się ze strony Piotra Ciszewskiego (recenzja poniżej) zarzut
o hołdowanie temu drugiemu przesądowi, a mianowicie przeteoretyzowaniu.
Niezależnie od tego, iż zarzut ów został sformułowany z pozycji bynajmniej nie
lewicowego antyintelektualizmu, warto nań odpowiedzieć. Owszem,
poststrukturalistyczne teksty Etienne Balibara mogą wydać się czytelnikom
hermetyczne i nie dość czytelne; nie uzasadnia to jednak zbyt daleko idącego
posądzenia, iż stanowią eskapistyczny unik, aby nie analizować obecnej sytuacji
w Polsce czy Europie. Niezależnie od oceny wartości koncepcji Balibara, warto
zauważyć, że w kraju pustynnym jeśli chodzi o rynek lewicowych teorii nie należy
narzekać na ich nadmiar. Inna sprawa to dobór, przy którym sprawa
komunikatywności, a przede wszystkim przydatności do konkretnych, empirycznych
analiz, dokonywanych ze stanowiska lewicowego, powinna odgrywać zasadniczą rolę.
Trudno jednak pismu wychodzącemu rzadziej niż raz do roku sprostać wszystkim
oczekiwaniom.
Między innymi ze względu na ową rzadkość, szczególnie martwi nieobecność w
bieżącym numerze pisma działu „artystyka”, gdzie pojawiały się w ciągu ostatnich
lat bardzo interesujące teksty o muzyce, teatrze i innych dziedzinach sztuki.
Miejmy nadzieję, że w kolejnych edycjach ów brak się nie utrwali.
"Lewą Nogą" jest do nabycia w Instytucie Wydawniczym "Książka Prasa", ul. Twarda
60, 00-818 Warszawa, tel. (0-22) 624-17-27, tel/fax (0-22) 625-36-26, e-mail:
kip@medianet.pl, iwkip.org
Marek Krakowski