Źródło: Strajk powszechny w Częstochowie, w: Z pola walki nr 3 z 9 II 1905. Tekst skopiowaliśmy z wikipedii http://pl.wikisource.org/wiki/Relacja_Feliksa_Dzierżyńskiego_ze_strajku_powszechnego_w_Częstochowie . Burżuazyjna propaganda często przedstawia tego wybitnego działacza polskiego ruchu robotniczego - jako ociekającego krwią szatana z Czeka. Nagonka na Dzierżyńskiego spowodowała, że nawet radykalna lewica rzadko się na niego publicznie powołuje. Pora to wreszcie zmienić - lektura poniższego tekstu udowadnia, że był normalnym działaczem - a jeśli czymś się wyróżniał - to ogromnym poświęceniem dla sprawy. Chichotem historii jest fakt, że gdyby Feliks dożył 124 urodzin, to zamiast zdmuchiwać świeczki na torcie -to by zdmuchnął płonące amerykańskie wierze.


Feliks Dzierżyński

Strajk powszechny w Częstochowie

Częstochowa, 8 lutego 1905 roku.

W środę o godzinie 10 rano stanęła w Rakowie (osada pod miastem) huta żelaza Hantkego (3000 robotników), stawiając żądania ośmiogodzinnego dnia roboczego, podwyższenia płacy o 30% i inne drobniejsze. Dyrektor Makomaski proponuje by wybrali delegatów dla pertraktacji. W trakcie tego przyszło wojsko, lecz Makomaski odprawił je i dał znać telefonicznie do naczelnika powiatu (księcia Awałowa), by wojsko nie ważyło się podchodzić dalej jak do mostu kolei herbskiej, odległość 11 wiorsty od fabryki (od mostu do fabryki prowadziła droga prywatna). Robotnicy wybierają delegatów. Około 2-ej 20 robotników z Rakowa i kilku z miasta przedostało się przez płot do fabryki „Częstochowianki” (zatrudniającej około 2000 robotników), nakłonili oni robotników z warsztatu mechanicznego do zawieszenia pracy i dopadłszy do kotłowni dali sygnał gwizdawką parową.

W tym momencie wpadli dyrektor Marshal i szef warsztatu mechanicznego Esterreicher i chcieli zamknąć drzwi od kotłowni, by w ten sposób uwięzić czte­rech znajdujących się tam obcych robotników. Ci jednak w porę się spostrzegli i nie pozwolili drzwi zamknąć. Wtedy Esterreicher dał do robotników dwa razy ognia z rewolweru – przy czym jednemu przystawił lufę wprost do skroni: jed­nak nie zabił ani nie ranił nikogo, bo robotnik zdążył podbić mu rękę.

Gdy robotnicy z „Częstochowianki” usłyszeli gwizdawkę, zatrzymali maszyny i opuścili fabrykę wysuwając żądania ośmiogodzinnego dnia roboczego itp. Administracja zaproponowała wtedy wybór delegatów a jednocześnie zatelefonowała po wojsko i naczelnika powiatu, który zaraz przybył z dwoma dragonami. Lecz widząc, że spokój niczym nie został naruszony, wrócił. Zjawił się też inspektor fabryczny Schperg – podchmielony: robotnicy wypędzili go okrzykami: „Precz pijaku”. Od południa stanęła też i fabryka „Warta” (tkalnia juty), zatrudniająca blisko 1000 robotników. I tu przyszedł Schperg pijany. Robotnicy oświadczyli, że będą z nim mówić, gdy będzie trzeźwy i będzie mówił po polsku. Gdy robotnicy wychodzili z fabryki, zaszedł następujący fakt: oficer dragonów na koniu odciął szablą rękę jakiemuś włościanowi. Gdy zaś robotnicy rzucili się na niego z kamieniami, uciekł. Jest to znany w mieście drań – na razie zapomniałem jego nazwiska.

Na wezwanie robotników z fabryki „Częstochowianka” i „Warta” stanęła również przędzalnia bawełny Mott’ów (około 2000 robotników). Potem przeszli robotnicy do fabryki szpagatu „Stradom” (1000 robotników), która też stanęła o godzinie 6 wieczór. Następnie przeszli do przędzalni wełny Peltzerów (1800 robotników). Administracja tu z początku opierała się, nie chciała otworzyć bramy,lecz gdy robotnicy zagrozili, że wyłamią drzwi, ustąpiła, chcąc się jednak zemścić, próbowała poddać wychodzących robotników i robotnice rewizji osobistej. Ale groźna postawa i protesty robotników nie pozwoliły na to. Przybyło tu 15 policjantów, lecz żadnych kroków przeciw robotnikom nie przedsięwzięli. Charakterystyczne, że przy wychodzeniu z fabryk robotnicy ogłaszali, że łeb urwą temu, kto odważy się napadać na sklepy itd. Tym się środa zakończyła.

Młyn parowy i piekarnie nie były zatrzymywane przez robotników, by nie zabrakło chleba. Reszta tego dnia zeszła na opracowaniu żądań robotniczych i na wstępnych pertraktacjach z administracją. Robotnicy postanowili utrzymywać po fabrykach dyżury dla ochrony od ognia i innych wypadków oraz dla ogrzewania kotłów i rur, by nie zamarzły. Fabrykanci obiecują drobniejsze ulgi.

S o b o t a. Od rana toczą się pertraktacje z administracją, lecz fabrykanci nie dawali określonej odpowiedzi. O 1 po południu zbierają się fabrykanci z naczelnikiem powiatu, policmajstrem i inspektorem fabrycznym. Uchwalono: w poniedziałek na 9 rano, gdy robotnicy mieli przyjść po odpowiedź, zgromadzić jak najwięcej wojska i ukryć je w podwórzach sąsiednich domów. Najwięcej zachęcał do wytrwania panów fabrykantów Makomaski. Wysłano też do starszego inspektora fabrycznego w Piotrkowie żądania robotników (przez nas opracowane).

N i e d z i e l a – spokojnie.

P o n i e d z i a ł e k. Robotnicy między innymi żądali zapłaty za czas strajku. Otóż fabryka Peltzerów zgodziła się płacić po 40 kopiejek, w innych obiecywali dać zaliczkę, którą później potrącą od zarobku, fabryka zaś Brassa i f-ka kwasów Zachsa zadość uczyniły żądaniom robotników. O 8 wieczorem fabrykanci po raz drugi zbierają się na naradę i postanawiają wysłać depeszę do gubernatora z zapytaniem, co robić. Na drugi dzień we wtorek, nadeszła odpowiedź, by żadnych ustępstw robotnikom nie robiono i tylko w razie powrotu do pracy można im w postaci zaliczki dać na życie za czas strajku. Administrację fabryk Brassa i Zachsa zawezwano do policji i tu policmajster dał im surową naganę za to, że zapłacili robotnikom za czas strajku, i zagroził, powołując się na stan „wzmocnionej ochrony”, że pociągnie ich do odpowiedzialności.

Ś r o d a. W niektórych fabrykach (np. „Stradom”) wypłacono robotnikom należność za ich dawną pracę. Wzmocnione patrole wojskowe już jawnie krążą po ulicach w pobliżu fabryk. Robotnicy, przyjmując pieniądze, zapowiadali, że w sobotę przyjdą znowu po wypłatę za czas strajku. Sądząc z nastroju mas, strajk może potrwać jeszcze ze dwa tygodnie. Oto żądania, które na zebraniach robotnicy nasi sami opracowali dla przedłożenia fabrykantom. ośmiogodzinny dzień roboczy, podwyższenie płacy o 30% zarabiającym ponad rubla, zarabiającym zaś poniżej rubla o 50% (przeciętny zarobek z wyjątkiem rzemieślników i ślusarzy wynosi tu: dla mężczyzn 55 kopiejek, dla kobiet i dzieci 45 kopiejek na dzień), zniesienie pracy akordowej i płacy od godziny, zniesienie rewizji, utworzenie komisji wybranej przez robotników – delegatów, która by wraz z administracją fabryczną decydowała o karach i wydaleniu robotników, pomoc lekarska dla robotnika i ca­łej jego rodziny na koszt fabrykanta, urządzenie szkół i ochronek, łaźni i poczekalni, zniesienie pracy przymusowej nocnej pofajerantowej, wypłacenie chorym, którzy utracili zdrowie wskutek pracy w fabryce, całego zarobku, a w innych wypadkach 1 zarobku; wyrzucenie brutalnych majstrów, zagwarantowanie bezpieczeństwa osobistego delegatów wybranych dla pertraktacji (fabrykanci solennie obiecywali, że gwarantują im bezpieczeństwo); zapłata całkowita za czas strajku. Oprócz tego dla poszczególnych gałęzi i robót opracowano cennik płac. Fabrykanci obiecują drobne żądania wypełnić, o ośmiogodzinnym dniu roboczym i podwyższeniu płacy powiadają, że to może być przeprowadzone tylko przez rząd na obszarze całego państwa. Muszę zaznaczyć, że w mieście całym strajkiem kieruje socjaldemokracja, a tylko w Rakowie PPS-owcy. Niestety, tutejsi SD-cy nie potra­fili nadać charakteru politycznego temu wystąpieniu. Odezw nie było wcale. Ma­sową agitację prowadzi się ustnie, jest ona tylko ekonomiczna. Masy są także jeszcze bardzo nieuświadomione. W każdym razie grunt dla szerokiej akcji politycznej wspaniały.

Źródło: Strajk powszechny w Częstochowie, w: Z pola walki nr 3 z 9 II 1905