Kuba Olszewski
Czy stalinizm pochodzi od bolszewizmu?
Kiedy czyta się i analizuje teksty marksistowskich klasyków
(co nie jest bynajmniej jednoznaczne) zdumiewa nadzwyczaj często aktualność
myśli. Nie inaczej jest w przypadku napisanego w 1937 roku krótkiego pamfletu
politycznego zatytułowanego "Stalinizm a Bolszewizm". Jego autorem jest Lew
Trocki, który nawet w najtrudniejszym okresie swoje życia (wygnanie z ZSRR i
tułaczka po świecie w charakterze persona non grata) nie stracił chęci do walki
i przenikliwości umysłu. Ktoś mógłby zapytać po co odgrzebywać stare teksty
"tragicznego" rewolucjonisty, który zginął 65 lat temu z rąk agenta Stalina?
Odpowiedź w tym przypadku jest prosta - w swym krótkim tekście Trocki zebrał i
zanalizował praktycznie wszystkie najważniejsze argumenty przeciwko
bolszewizmowi i rewolucyjnemu marksizmowi a choć od tego czasu minęło już blisko
70 lat nie pojawił się praktycznie żaden nowy argument mający w sposób
jednoznaczny podważać zasadność rewolucyjnej przemiany społeczeństwa w duchu
socjalistycznym. Tak więc ten artykuł ma być nie tylko próbą przedstawienia
pewnej części myśli politycznej Trockiego ale i odpowiedzią dla wszystkich tych,
którzy poglądy rewolucyjnych socjalistów uważają za utopijne, bowiem jak trafnie
i dowcipnie stwierdził to Albert Einstein: "Wszyscy wiedzą, że czegoś nie da się
zrobić, aż znajduje się taki jeden, który nie wie, że się nie da, i on to robi."
Wielu badaczy zarzuca Trockiemu skłonność do hura rewolucjonizmu, czy wręcz chęć
robienia "rewolucji dla rewolucji" (np. Wołkogonow), jednak polityczna analiza
Trockiego był bardzo odległa o niepoprawnego optymizmu. Dowodzą tego już
pierwsze słowa jego pracy, w których określa współczesną sobie epokę jako
reakcyjną, gdzie szanse na rewolucje nie są dużą, ale w czasie której należy
"utrzymać się przynajmniej na pozycjach ideologicznych [i]... płynąć pod prąd."
Jest to niezwykle istotne ponieważ bardzo łatwo ulec zmasowanemu atakowi
politycznych przeciwników, którzy choć atakują z różnych pozycji dochodzą do
tych samych wniosków, (a wnioski te jak to zostało już powiedziane nie zmieniły
się do dzisiaj.) Przytoczmy więc argumenty przeciwników bolszewizmu i postarajmy
się udzielić na nie odpowiedzi.
"Moralność" a bolszewizm
Podając przykład współczesnego sobie austriackiego
dziennikarza Schlamma (autora książki o procesach moskiewskich) Trocki analizuje
te poglądy, które mówią o moralnym przekształceniu społeczeństwa tak aby
ludzkość sama doszła do wniosku iż normy i zasady jakimi teraz się kieruje są
błędne. Schlamm, który zerwał z ruchem komunistycznym po klęsce polityki
socjlfaszyzmu i zwycięstwie Hitlera uważał iż próba "przekształcenia
społeczeństwa sprowadza się do urzeczywistnienia pewnych "odwiecznych" prawd
moralności, którymi należy przepoić ludzkość jeszcze w ustroju
kapitalistycznym".
Wydaje się iż zupełnie zapomniał on o starym ale jakże trafnym stwierdzeniu
Marksa iż "opinie klasy panującej są opiniami panującymi" w społeczeństwie.
Inaczej mówiąc nie da się zmienić ludzi tylko po przez głoszenie im mądrych i
dobrych kazań ponieważ zawsze znajdzie się ktoś kto z całym autorytetem
(profesora, biskupa czy ministra) stwierdzi coś całkiem przeciwnego a zostanie
to podchwycone i poparte przez środki masowego przekazu.
Tak więc aparatowi państwowemu, który dysponuje m.in. w/w środkami nie można
przeciwstawiać jedynie moralnej (czy umoralniającej) propagandy a należy
przeciwstawić rewolucyjną organizację, która działania propagandowe łączyłaby
umiejętnie z organizowaniem walki z uciskiem i wyzyskiem.
"Powrót" do marksizmu?
Choć wśród historyków, politologów etc. przeważa pogląd iż
totalitarna dyktatura Stalina wywodzi się z bolszewizmu, a ten (co akurat jest
zgodne z prawdą) z marksizmu (o czym powiem w dalszej części) to również obecnie
możemy spotkać opinie iż bolszewizm był "wypaczeniem" marksizmu, że bolszewicy
"zignorowali" prognozy Marksa co do tego iż rewolucja socjalistyczna wybuchnie w
najbardziej rozwiniętym kraju kapitalistycznego świata, iż potrzebna jest wysoka
baza materialna itd. Prekursorami takich twierdzeń byli rosyjscy mienszewicy.
Jeżeli rzeczywiście tak było to należy zastanowić się jaką drogą "powrócić" do
"czystego" marksizmu. Trocki nie pozastawia tu żadnych złudzeń "Zanim marksizm w
postaci stalinizmu zbankrutował, pod postacią socjaldemokracji poniósł
druzgocącą klęskę." Jest to oczywiście prawdą, ale jakie rozwiązanie należy
znależdż w takim wypadku? Przeważnie pada odpowiedź iż w pismach Marksa i
Engelsa należy szukać rozwiązania. Nie ma w tym absolutnie nic do czego by się
można przyczepić...jest jednak jedno małe "ale". Twórcy naukowego socjalizmu
zmarli po koniec XIX w. (Marks w 1883r, a Engels w 1895), a od ich śmierci świat
gwałtownie skoczył do przodu pokazując na zarówno możliwość zmiany świata w
masowym działaniu jak też i barbarzyństwo nazizmu i bomby atomowej. W związku z
tym nie można po prostu pominąć doświadczenia kolejnych rewolucji, wojen,
przewrotów itp. ograniczając się tylko do studiowania Marksa. Marksizm jest
bowiem nie tylko nurtem politycznym ale i metodą badawczą pozwalając lepiej
zrozumieć świat i wytłumaczyć takie czy inne zjawiska w nim zachodzące. Nie jest
i nie może być "zamkniętą księgą", gotowym wzorem czy "matrycą" tylko pewnym
"punktem orientacyjnym" od którego wychodzimy, ale którego nie musimy się
kurczowo trzymać ponieważ sami mamy rozum i w pełni samodzielnie możemy
dochodzić do trafnych wniosków i dawać trafne perspektywy. Tak właśnie należy
rozumieć słowa Marksa, który powiedział o sobie " Jeżeli o mnie chodzi to nie
jestem marksistą"! Wracając jednak do głównego wątku - jaka jest marksistowska
alternatywa dla bolszewizmu?
Na to pytanie na próżno oczekiwać odpowiedzi "Nikt spośród tych, co proponują
odrzucenie bolszewizmu jako historycznie zbankrutowanego nie w skazał nowych
dróg". Święta prawda!
Od bolszewizmu do stalinizmu?
Pisałem już wyżej o tym iż panującą obecnie opinią jest to iż bezpośrednim prekursorem stalinizmu jest bolszewizm, który wyrasta z marksizmu. Przyjrzyjmy się teraz bliżej tej argumentacji. Czy można wogóle zakładać iż ruch polityczny (a bolszewizm nie był przecież niczym innym) podlegający wszystkim czynnikom historycznym i społecznym (takim jak; zacofanie gospodarcze kraju, skład społeczny ludności, presja świata zewnętrznego) jest zdolny do takiego kierowania ruchem społecznym aby iść prostą drogą do wyznaczonego celu i nie popełnić przy tym większych błędów? Odpowiedź jest oczywiście negatywna, ale to w niej właśnie kryje się sedno sprawy. Jak słusznie pisał Trocki nie można bolszewizmu utożsamiać bezpośrednio z Rewolucją Październikową a partia bolszewicka była jedynie "świadomym" czynnikiem oddziaływania na rzesze ludzi. Tym co decydowało o rozwoju i przyszłość państwa robotniczego była walka klasowa i stosunek sił pomiędzy samymi klasami. To, że dokonano rewolucji socjalistycznej w kraju gdzie podstawową klasą byli chłopi od razu ustawiało sytuacje w zupełnie innym świetle niż to czynił Marks. Jak słusznie pisze Trocki to iż bolszewicy zdobyli władze "nie przekształca jeszcze samej partii w właściciela dysponującego pełnią władzy nad procesem historycznym." Materializm historyczny zakłada wyciąganie politycznych wniosków z socjologicznych przesłanek, tymczasem wszyscy "demaskatorzy" marksizmu jako "ideologicznie" odpowiedzialnego za stalinizm postępują dokładnie odwrotnie. Nie zwracając praktycznie żadnej uwagi na wszystkie potężne czynniki oddziaływujące na politykę bolszewików i na samą partię (np. na jej skład klasowy) "demaskatorzy" pokazują iż nie są zdolni do rzeczywistej analizy. Co do ścisłego "związku" marksizmu ze stalinizmem najlepiej rozpatrzyć go na przykładzie polityki zagranicznej Związku Radzieckiego po stalinowskiej kontrrewolucji (którą zakończyła ostatecznie pierwsza radziecka pięciolatka). Polityka zagraniczna jest bowiem tylko "przedłużeniem" polityki klasy panującej wewnątrz danego kraju, jednak trudniej ją "zamaskować" ponieważ jej skutki są znacznie szybciej widoczne. Analizując politykę zagraniczną ZSRR w latach 30-ych Trocki posługuje się celną parafrazą wypowiedzi Stalina dla jednej z amerykańskich gazet, w której Stalin nazwał politykę rewolucyjną "tragikomicznym nieporozumieniem"; "W oczach Lenina - mógłby powiedzieć [Stalin] - Liga Narodów była machiną służącą do przygotowania nowej wojny imperialistycznej, my zaś traktujemy ją jako narzędzie pokoju. Lenin mówił o nieuchronności wojen rewolucyjnych, my zaś uważamy eksport rewolucji za brednie. Lenin piętnował sojusz proletariatu z burżuazją imperialistyczną jako zdradę, my natomiast ze wszystkich sił popychamy proletariat międzynarodowy na tę drogę. Lenin piętnował hasła rozbrojeniowe przy kapitalizmie jako oszukiwanie ludzi pracy, my zaś na tych hasłach opieramy całą politykę. Tragikomiczne nieporozumienie, którego padł pan ofiarą - mógłby zakończyć Stalin - polega na tym, że bierze pan nas za kontynuatorów bolszewizmu, podczas gdy my jesteśmy jego grabarzami." Nawet teraz nie sposób nic dodać do tej analizy.
Anarchizm czy bolszewizm?
Anarchistyczna ocena bolszewizmu nie różni się zasadniczo
(pominąwszy "państwowy" wątek) od oceny liberałów. Tak samo jak liberałowie
anarchiści upatrują w bolszewizmie immanentną wadę marksizmu, który ma być
według nich "zarażony" totalitarnymi skłonnościami. Zgadzamy się z anarchistami
co do tego iż "Państwo jako aparat przymusu jest nie wątpliwym źródłem zarazy
politycznej i moralnej" jednak mamy odmienne zdanie co do tego jaka jest droga
do pozbycia się owej "zarazy". Uważamy iż państwa nie da się "znieść" ignorując
potrzebę walki politycznej i tworzenia scentralizowanej (co nie znaczy, że
odgórnej i autorytarnej) organizacji. Jak wiemy taka polityka "ignorowania
polityki" wydała fatalne owoce podczas hiszpańskiej rewolucji 1936-39 kiedy to
anarchiści "Przeciwstawiając się celowi, zdobyciu władzy, nie mogli ostatecznie
nie sprzeciwić się środkowi, rewolucji. Przywódcy NKP [CNT] i IFA [FAI] nie
tylko pomogli burżuazji utrzymać cień władzy w lipcu 1936 r.; oni także pomogli
jej odzyskać kawałek po kawałku to co straciła ona za jednym zamachem. W maju
1937 r. sabotowali powstanie robotników i przez to uratowali dyktaturę
burżuazji. Więc anarchizm, który chciał być czysto antypolityczny, udowodnił w
rzeczywistości, że jest antyrewolucyjny, a w bardziej krytycznych momentach
kontr-rewolucyjny." Problem władzy w sytuacji rewolucyjnej postawiony jest
zawsze na ostrzu noża i na zasadzie "albo my ich, albo oni nas." W takiej
sytuacji nie można po prostu twierdzić iż "władza nas nie interesuje" i, że nie
chcemy "dyktatury". Ten wewnętrzny mętlik doskonale opisany został (choć w
sposób raczej nie zamierzony) przez anarchistycznego działacza R.Rockera w
broszurce "Tragedia Hiszpanii". Przez niemal wszystkie karty tej pracy przewija
się jeden zasadniczy dylemat - "co mamy zrobić" aby zatrzymać kontrrewolucje,
ukrócić knowania stalinowców i pokonać faszystów. Hiszpański anarchizm nie
znalazł na to odpowiedzi aż do samego końca tragicznej rewolucji mimo męstwa i
poświęcenia robotników-anarchistów.
Anarchiści to z reguły ludzie dzielni i ideowi, jednak ich alternatywa wobec
systemu jest nie do zrealizowania, ponieważ zakładanie iż wszystko da się
załatwić po przez umowy i kooperacje w sytuacji gdy ważą się przyszłe losy
społeczeństwa a wróg "stoi u bram" jest po prostu utopijne. Zwłaszcza iż
anarchiści podobnie jak zwolennicy castryzmu uważają iż to rewolucjoniści robią
rewolucje. Jak mówił Lenin "polegać na przekonaniu, oddaniu i innych wspaniałych
zaletach duchach - to rzecz w polityce całkiem niepoważna. Wspaniałe zalety
ducha ma niewielka liczba ludzi, a o historycznym rezultacie decydują masy..."
Organizować te masy w celu zdobycia władzy w państwie i zastąpienia panowania
malutkiej kliki bogaczy i polityków przez społeczeństwo zorganizowane w sposób
oddolny (tzn. podejmujący i wykonujący decyzje w sposób kolektywny) może tylko
partia rewolucyjna, która ma jasny program działania i nie boi się powiedzieć iż
dąży do władzy.
Czy rewolucja to "zło"?
Z tym iż to sam proces rewolucyjny (czyli przejmowanie władzy
przy użyciu siły) jest zły spotkać można się równie często jak z przedstawionym
już zarzutem o "marksistowskich korzeniach stalinizmu". Co ciekawe zarzut ten
jest stosunkowo często wysuwany przez ludzi, którzy sami siebie określali kiedyś
jako komuniści czy socjaliści (np. Kuroń, Modzelewski czy Kołakowski). Jest on
przeważnie wynikiem doświadczeń politycznych, choć bynajmniej nie są to
doświadczenia rewolucyjne. Kiedy Kuroń i Modzelewski pisali swój "List otwarty"
była to godna najwyższej pochwał próba marksistowskiej analizy stalinizmu,
jednak pominąwszy samą analizę (której absolutnie nie ma co zarzucić) doszli do
zadziwiających wniosków - że stalinizm (w tym wypadku partię stalinowską) można
zreformować. Kiedy okazało się to nie możliwe (z przyczyn zupełnie oczywistych)
stwierdzili iż nie mieli racji co do samej istoty problemu - czym zastąpić
autorytarny reżim. W rezultacie poparli wolnorynkowe przemiany w Polsce. Takich
przykładów podać można wiele, ale ograniczmy się do tego. Inną kategorią są ci,
którzy negują potrzebę rewolucji ponieważ jest ona "krwawa". Nie ma sensu
udowadniać tu iż w gruncie rzeczy rewolucja jako dzieło większości społeczeństwa
(wymierzone przeciwko uprzywilejowanej garstce) nie jest bynajmniej krwawym
czynem (co potwierdziły chociażby losy rewolucji rosyjskiej czy hiszpańskiej),
ale warto za to przypomnieć wszystkim "moralistom" iż każdego dnia z powodu
braku dostępu do żywności, wody, czy lekarstw umiera kilkadziesiąt tysięcy
dzieci.
Czyż nie jest to naga i brutalna przemoc? Oczywiście jest! Tylko, że to nie ci,
którzy są za to odpowiedzialni, czyli bossowie światowego kapitalizmu, ale ci
którzy wierzą w to iż ludzkość da się wyrwać z tego przerażającego dance makabr,
są uważani za "krwawych fanatyków". Zaiste "opinie panujące są opiniami
panujących"! Cała jednak nadzieja w tym iż historia stanie po stronie tych,
którzy będą próbowali ruszyć ją z miejsca za pomocą potężnej lokomotywy -
rewolucji.
Jakie wnioski?
Starałem się przedstawić tu pokrótce podstawowe zarzuty
stawiane rewolucyjnemu marksizmowi w jego bolszewickiej postaci. Cała reszta
jest ich pochodną i zawsze stanowi odmianę któregoś z nich. Kiedy przekręca się
i przeinacza najbardziej oczywiste fakty nie można milczeć. Podsumowując
przedstawione powyżej (w zarysie) zagadnienie nie sposób nie zacytować jeszcze
raz Trockiego "Wywodzić stalinizm od bolszewizmu to dokładnie to samo, co w
szerszym sensie - wywodzić kontrrewolucje od rewolucji" a taka jest właśnie
metoda "naukowa" współczesnych nam demaskatorów.
Zrozumienie wielkich zjawisk społecznych nie jest możliwe bez dialektyki a ta
swoje najpełniejsze oblicze ukazuje w postaci marksizmu. W ten sposób koło się
zamyka. Odpowiedź została udzielona.
Kuba Olszewski - Pracownicza Demokracja