Tekst pochodzi z FD MLK http://users.nethit.pl/forum/read/fdlbc/4061867/ . Gdy po świecie szaleje epidemia ptasiej grypy, to w MLK panuje epidemia dezercji. Gdy na polskim podwórku AKD i Kosai zdezerterowali z FD LBC -to w dalekiej Australii, redaktor Australasian Spartacist -a więc pewnie jedna z najważniejszych osób w MLK - zrobił to samo. Patrząc na relacje MLK z MTB, polską PP czy australijską TP - dochodzimy do wniosku, że MLK przeżywa wielki kryzys i wcale nas to nie martwi. Tak jak Międzynarodówka Komunistyczna powstała na trupie oportunistycznej II Międzynarodówki - tak przyszła organizacja rewolucyjna - musi powstać na trupie oportunistycznej MLK dezerterującej non stop z walki klasowej.
Redaktor dezerteruje
Platforma Trockistowska: Oportunizm w działaniu
Przedruk z: Australasian Spartacist nr 192, wiosna 2005 r.
W połowie maja P. Balasubramaniam, ówczesny członek Komitetu
Centralnego Spartakusowskiej Ligi Australii i redaktor gazety Australasian
Spartacist, wystąpił z Międzynarodowej Ligi Komunistycznej (MLK) i ogłosił, że
tworzy nową tendencję na lewicy, Platformę Trockistowską (TP). Trąbiąc, że "TP
zachowuje najlepsze dawne tradycje SLA/MLK", Balasubramaniam tworzy mit, że
bezpośrednią przyczyną jego apostazji była nasza rzekoma rezygnacja z
przekształcenia "pisanej" obrony aborygeńskich bojowników z Redfern i Palm
Island w "rzeczywistą akcję".
Wbrew jego twierdzeniom kluczem do naszej politycznej dysputy z
Balasubramaniamem była nasza walka o zorganizowanie koncentrującej się na
proletariacie demonstracji w obronie bojowników z Redfern, która byłaby
przykładem i konkretyzacją naszego rewolucyjnego programu. Rezolucja naszej
ostatniej konferencji narodowej, za którą głosował i Balasubramaniam,
oświadczyła między innymi: "Rozumiemy, że przeprowadzenie protestu na ulicach
Sydney w obronie bojowników z Redfern zależy od poparcia paru kluczowych
związków".
Przez ponad rok szukaliśmy baz wsparcia szczególnie wśród związków zawodowych,
grup aborygeńskich i lewicy. Jednak, wyrażając swą lojalność wobec Partii Pracy
i kapitalistycznego państwa, źli przywódcy związków zawodowych zareagowali na
nasze wysiłki z obojętnością. Nie chcąc zmierzyć się z tą twardą
rzeczywistością, popędzany przez moralny imperatyw, by "coś robić",
Balasubramaniam podniósł taktyczną kwestię przeprowadzenia demonstracji do rangi
zasady. Na bazie tego jednopunktowego programu usprawiedliwił on swe odejście z
naszej rewolucyjnej partii, która stała się przeszkodą dla jego rosnących
politycznych apetytów.
Odejście Balasubramaniama jest dalece odległe od najlepszych "dawnych" tradycji
MLK, które on twierdzi, że zachowuje. Raczej to było parafialne i ciasne. On nie
podniósł innych kwestii programowych ani nie próbował pozyskać SLA czy
towarzyszy z międzynarodówki dla swego stanowiska, jak uczyniłby leninista.
Zamiast tego wyskoczył z okrętu i tego samego dnia cudownie spłodził dwa
artykuły zwracające się do tych programowo na prawo od MLK. Balasubramaniam jest
nieszczęśliwym przypadkiem regresu świadomości, który nastąpił po
kontr-rewolucyjnym zniszczeniu Związku Radzieckiego. Stanąwszy w obliczu
reakcyjnego okresu, w którym perspektywa rewolucji proletariackiej wydaje się
odległa, i gdy zmuszeni do walk defensywnych są zbyt często izolowani, uciekł on
od trudnej walki o budowę rewolucyjnej partii internacjonalistycznej.
Krótko po swym odejściu Balasubramaniam zwołał na piątek 8 lipca, na godz.
11.00, demonstrację pod hasłami: "Demonstrujmy przeciwko rasistowskiej
brutalności w Dzień Aborygenów! Brońmy aborygeńskich przeciwników rasistowskiego
terroru państwowego! Wycofać oskarżenia przeciwko czarnym oskarżonym z Palm
Island! Uwolnić pozostałych więźniów politycznych walki w Redfern! Brońmy
dzielnicy!" W liście do Balasubramaniama z 26 czerwca zauważyliśmy:
"Z tego co wiemy, temu protestowi brakuje wszelkiego znaczącego wsparcia od
zorganizowanej klasy robotniczej. Co więcej, przeprowadzanie demonstracji o
11.00 w dzień roboczy wygląda, że wyklucza wszelkie znaczące uczestnictwo
związkowców, wskazując również, że przystosowujesz się do sił politycznych,
których perspektywa jest bardzo odległa od mobilizacji koncentrującej się na
związkach zawodowych. (...) Nie popieramy tej demonstracji, ponieważ nie możemy
przyjmować odpowiedzialności za nią ani żyrować naszym autorytetem wydarzenia,
którego rezultatem może być zwiększone prześladowanie jego uczestników, w tym
prawdziwie podatnej na ciosy aborygeńskiej młodzieży. Oczywiście, będziemy
energicznie bronić wszystkich uczestników tego wydarzenia, którzy będą
prześladowani przez państwo kapitalistyczne".
Demonstracja został wspólnie zainicjowana przez TP i dwie długoletnie
aborygeńskie aktywistki, Jenny Munro i Gracelyn Smallwood. I w budowaniu
demonstracji, i na samym tym wydarzeniu zachowanie Balasubramaniama
potwierdziło, że odrzucenie przez niego konieczności demonstracji koncentrującej
się na proletariacie doprowadziło go do przystosowania się do innych sił
politycznych.
Zgromadzenie zostało tak wyznaczone, aby przypadło w Tygodniu Obchodów Dnia
Aborygenów i Wyspiarzy, sponsorowanym przez australijski rząd i Narodowy Komitet
Obchodów Dnia Aborygenów i Wyspiarzy (NKODAW); program obchodów wydrukowany w
gazecie Koori Mail reklamował zgromadzenie 8 lipca w dzielnicy pod
minimalistycznym hasłem "brońmy praw Aborygenów". To, że ta demonstracja została
podczepiona pod oficjalny Tydzień Obchodów Dnia Aborygenów i Wyspiarzy, było
jeszcze jednym wskaźnikiem jej nieproletariackiej trajektorii. Innym było
umyślnie niejednoznaczne hasło "Brońmy dzielnicy!" Takie hasło dopuszcza liczne
interpretacje, od bojowej obrony społeczności przeciwko prewencyjnym oddziałom
policji do powitania ich z zadowoleniem, by oczyściły dzielnicę z "narkotyków i
zbrodni" To ostatnie jest linią aborygeńskiego przywódcy Micka Mundine'a, który
jest kierownikiem Aborygeńskiej Korporacji Mieszkaniowej w Redfern i popierał
demonstrację 8 lipca. Ani na zgromadzeniu, ani w swej propagandzie
Balasubramaniam nie próbował scharakteryzować NKODAW ani demaskować
współpracującego z gliniarzami Mundine'a, który ma za sobą przeciwstawianie się
w lutym 2004 r. bojownikom z Redfern za ich bohaterski protest przeciwko
gliniarzom.
Chociaż tego dnia zebrało się 60-80 ludzi, nie było tam żadnej zorganizowanej
obecności związkowej, tylko paru pojedynczych związkowców, którzy odczytali
papierowe zapewnienia o wsparciu. Duża liczba mówców przywoływała i opisywała
bezwzględny, brutalny koszmar, którego wielu Aborygenów doświadcza pod
rasistowskimi kapitalistycznymi rządami. Jenny Munro i Gracelyn Smallwood
biadały nad sprzedajnymi złymi aborygeńskimi przywódcami, jak Noel Pearson,
którzy są dobrze wynagradzani przez rząd za obwinianie samego ludu
aborygeńskiego za straszne warunki jego życia. W ogóle przemówienia były
mieszanką religijności, reformistycznych apeli do państwa, paru apeli o
solidarność związków zawodowych oraz jednego czy dwu komentarzy
przeciwstawiających się kapitalizmowi.
Niewiara w możliwość obrony uciskanych przez walkę klasy robotniczej rodzi
poleganie na państwie kapitalistycznym czy inne antyproletariackie strategie.
Ilustracją tego ostatniego może być fakt, że na zgromadzeniu słowo "opór" było
używane do opisywania nie tylko protestów w Redfern i Palm Island przeciwko
rasistowskiemu terrorowi gliniarzy, lecz także tchórzliwych i przestępczych
aktów takich jak zamachy bombowe dokonane poprzedniego dnia w londyńskim metrze.
Ktokolwiek przeprowadził te ataki, podziela on rasistowski pogląd i jadowite
myślenie imperialistycznej klasy rządzącej, uważając klasę robotniczą i ludność
jako całość za odpowiedzialną za zbrodnie brytyjskiej klasy rządzącej. To, że
Balasubramaniam pozwolił tym antyproletariackim uwagom przejść bez publicznego
komentarza, choćby w późniejszych pisemnych relacjach z tego zgromadzenia,
ukazuje jakim się stał oportunistą.
Odnosząc się do rządowych śledztw w sprawie zabójstw Aborygenów przez policję,
ostatni numer gazety "Platforma Trockistowska" łagodnie informuje, że:
"Podczas akcji 8 lipca niektórzy mówcy podkreślali, iż ludowi aborygeńskiemu nic
nie dały takie śledztwa. (...) Rzecznik TP, broniąc strategii koncentrującej się
na klasie robotniczej, argumentował że żadnej w ogóle sprawiedliwości nie można
oczekiwać od śledztw prowadzonych przez państwo". ("Platforma Trockistowska",
sierpień-październik).
Jednak w tym samym artykule Balasubramaniam bezkrytycznie popiera aborygeńskiego
aktywistę Lyalla Munro jako "Rzecznika dzielnicy", wiedząc bardzo dobrze, iż w
zeszłym roku, wkrótce po tym, gdy gliniarz zabił T.J. Hickeya, Munro pomagał
kierować demonstracją, która zaszła w ślepy zaułek, zgłaszając postulaty pod
adresem policji oraz apelując o Królewską Komisję. Apele o śledztwa i komisje
służą oczyszczaniu wizerunku rasistowskiego burżuazyjnego państwa i umacnianiu
reformistycznych złudzeń, że jego najgorsze okrucieństwa można okiełznać przez
ludowy nacisk. Paraliżują one konieczną walkę klasy robotniczej w obronie
uciskanych i umacniają państwo burżuazyjne, główną agendę ucisku aborygeńskiego
ludu.
Balasubramaniam zawarł pakt o nieagresji ze swymi partnerami z dzielnicy.
Zgromadzenie było podobne do takiego, jakie mogłaby zorganizować pewna ilość
operetkowych reformistów, kiedy gadają po lewicowemu. Wydarzenie to nie uczyniło
nic dla oderwania ludzi od pomysłu wykorzystywania państwa czy innych
nieproletariackich strategii, by popierać sprawę praw aborygeńskich, tym
bardziej nie skonkretyzowało, że drogą naprzód jest niezależna mobilizacja klasy
robotniczej przeciwko burżuazji.
Bohaterscy Aborygeni z Palm Island wciąż są ciągani po sądach, a co najmniej
jeden z bojowników z Redfern wciąż usycha w więzieniu. W całym kraju
aborygeńskie osiedla cierpią od trwającego rasistowskiego terroru. Policyjne i
faszystowskie zabójstwa w karcerach i na ulicach trwają nieustannie (patrz
artykuł na str. 12). Odwaga aborygeńskich bojowników z Palm Island i Redfern
robi wrażenie; lecz bojowość nie wystarczy. Najlepsi aborygeńscy bojownicy muszą
zostać pozyskani dla perspektywy rewolucji proletariackiej. Jak oświadczyliśmy w
naszym artykule pt. "Brońmy Aborygenów z Redfern - mobilizujmy potęgę
związkową", napisanym bezpośrednio po tym, gdy gliniarz zabił T.J. Hickeya:
"Kluczem do naszej perspektywy jest walka o oderwanie klasy robotniczej od
rasistowskiego labourzystowskiego nacjonalizmu i polegania na państwie
kapitalistycznym. Jedynie przystępując do obrony najbardziej uciskanych
przeciwko kapitalistycznym rządom klasa robotnicza może sama się wyzwolić.
Pilnie konieczne jest budowanie partii leninowsko-trockistowskiej, trybuna
całego ludu, by obalić ten brutalny system kapitalistyczny przez rewolucję
robotniczą. Dopiero wtedy rozpacz i bieda narzucone ludom rdzennym i coraz
bardziej odczuwane przez wszystkich zostaną wyeliminowane raz na zawsze". (Australasian
Spartacist nr 186, jesień 2004 r.)