Michał Nowicki

Prawo to ja –wrażenia po procesie Piotra Ciary

 

Informując o procesie Piotra Ciary na LBC byłem przekonany, że będzie to kolejna sądowa farsa i w tym się nie pomyliłem. Ale zaskoczyło mnie chamstwo „wysokiego sądu”. Nie był to ani pierwszy, ani zapewne ostatni proces działacza radykalnej lewicy, zwłaszcza gdy rządzące sądami zero, ma obsesje na punkcie moralnej rewolucji, ścigania komunistów i czerpie w tej materii ze sprawdzonych sanacyjnych wzorców z Brześcia i Berezy. Jako historyk ruchu robotniczego, a także osoba sądzona za strajk w Ożarowie, należąca do elitarnego klubu represjonowanych przez III Rze… świadomy jestem tego, że takie fakty trzeba nagłaśniać. Choć Nowa Lewica na mój proces nie dotarła, a ja nie zamierzam firmować pierwszomajowej debaty z SLD współorganizowanej przez NL, to jednak nawiązując do tradycji MOPR (Międzynarodowa Organizacja Pomocy Rewolucjonistom) wychodzę z założenia, że w obliczu konfrontacji z państwem burżuazyjnym – trzeba wykazywać solidarność. Naiwnie wierze w to, że może kiedyś przykład mojej nie sekciarskiej postawy kogoś zainspiruje i niezależnie od swoich polityczno towarzyskich upodobań – działacze radykalnej lewicy będą przychodzić nie tylko na procesy swoich partyjnych towarzyszy. Dlatego postanowiłem napisać tą krótką relację skupiając się na postawie „wysokiego sądu”, który na zmianę nas wkurwiał i rozśmieszał, z góry uprzedzam, że nie będę się wdawał w prawnicze pierdółki – i w tej materii odsyłam do innych obserwatorów dzisiejszej farsy. Gdyby nie wielki piątek, to pewnie moja solidarność z towarzyszem Ciarą ograniczyła by się do rzucenia informacji o procesie w eter. Ale ukrzyżowanie Chrystusa przyniosła wymierne korzyści w postaci odwołania zajęć – i wstając niewyspany na budzik wczesnym rankiem (proces zaczął się o 830), przeszedłem swoją własną drogę krzyżową, gdyż ostatnio jestem przemęczony robotą –no nic – odpocznę po 1 maja – a teraz pora wziąć się do pisania.

Zacznijmy od sprostowania tytułu. W dzisiejszym procesie oskarżonych było znacznie więcej za udział w blokowaniu eksmisji 19 października 2000 r. Byli to Piotr Ciara, Piotr Figiel, pan Sieński (lub jakoś podobnie), Piotr Ważyński (nota bene funkcjonujący w aktach jako Waryński), Aleksander(?) Owczarczyk, a także Piotr Ikonowicz, Andrzej Smosarski i Andrzej Rutke. Warto zwrócić uwagę na fakt, że opisywane zdarzenie miało miejsce 6 (sześć!!!) lat temu. Odgrzebywanie sprawy z przed sześciu lat, nie tylko moim zdaniem jest związane z nową prawicową władzą, polującą na komunistyczne czarownice. Od początku więc dzisiejsza farsa została potraktowana jak proces polityczny i tym należy tłumaczyć wybryki „wysokiego sądu”. Czarnym charakterem tego tekstu będzie „przewodniczący” rozprawy, który naśladując Cezara zwracał się do protokolantki, mówiąc o sobie w trzeciej osobie: „proszę zapisać przewodniczący powiedział to, przewodniczący powiedział tamto” wyraźnie dumny ze swojego tytułu, który chyba powtórzył z 50 razy.

Ów „przewodniczący” od samego początku był wyjątkowo chamski – i celem tego tekstu jest właśnie opisanie – jak aparat sądowniczy traktuje obywateli. Od samego początku był nastawiony konfrontacyjnie, szukając kłótni przy każdej okazji. „Oskarżony ten i ten jest?”. „Jest” „Mówiąc do sądu należy wstać”. „Oskarżony Ikonowicz jest?” „wkrótce będzie” –powiedział Zbigniew Partyka reprezentując głos publiczności „A pan kim jest? Pozwoliłem się odzywać?”. Na ławie oskarżonych siedziało wtedy 4 osoby: Ciara z Nowej Lewicy, Sieński –starszy pan urodzony w 1939 r. – zapewne lokator jakoś związany z tą eksmisją, i dwójka anarchistów: Ważyński i Aleksandorwicz. Po kilku minutach na salę wszedł Ikonowicz z Figlem. Udział Ikonowicza w rozprawie trwał jakieś 3-5 minut bo od razu został wyrzucony. Na pytanie sądu, dlaczego się spóźnił, zażartował „zaspałem” i olewając sędziego skomentował pełną ławę „znajdzie się tu dla nas jeszcze miejsce?”. Wtedy „przewodniczącemu” zaczęła lecieć piana z ust i jak mały Jarek Kaczyński zaczął wymachiwać rączkami i krzyczeć. Gdy Ikonowicz zwrócił mu uwagę, że to nie stan wojenny – to został wyrzucony. W tym celu uaktywnił się krawężnik na końcu sali, zajęty przez całą rozprawę graniem w gierki na komórce. Po wyrzuceniu Ikonowicza „przewodniczący” dumny ze swojej władzy stwierdził, że brakuje Smosarskiego i Rutke i przystąpił do sprawdzania tożsamości.

Po kolei zadawał każdemu pytania, które miały na celu ośmieszenie oskarżonych. Szczególnie podpadli mu koledzy anarchiści w oryginalnych strojach i z oryginalnymi fryzurami. Efektem tego przesłuchania było skierowanie Owczarczyka na badania psychiatryczne – gdyż nosił dredy. „Kiedy sąd mówi należy stać” i kiedy oskarżony stał –to skurwysyn w todze z sadystycznym uśmieszkiem, uwłaczał jego godności. „Badania psychiatryczne mają charakter obowiązkowy, gdyż musimy stwierdzić, czy jest pan zdrowy psychicznie. Jeśli się pan nie stawi to zostanie pan na badania doprowadzony przez policję.” Wykorzystując zastraszenie oskarżonych po wyrzuceniu Ikonowicza, a także świadomość faktu, że sąd może nakładać kary pieniężne gdy uzna, że został obrażony – to oskarżeni potulnie znosili to przesłuchanie. Kiedy zaś w końcu tożsamość została potwierdzona, to „przewodniczący” z rozbrajającą szczerością stwierdził, że nie chce mu się tej rozprawy prowadzić i najlepiej będzie jak od razu wszyscy przyznają się do winy i zapłacą 300 zł kary. O samej eksmisji nie było ani słowa, zwłaszcza, że kamienicznik w sądzie się nie stawił. „Przewodniczący” wykluczył też możliwość uniewinnienia oskarżonych, sugerując, że do następnej rozprawy, która odbędzie się 2 czerwca zdąży się przygotować i przeczyta akta – i na pewno znajdzie się jakiś paragraf by ich skazać – i wtedy to nie tylko będą musieli zapłacić, ale jeszcze do papierów pójdzie, że są „karani”. A tak to proponuje trzy stówki od łebka i można rozprawę zamknąć.

Po złożeniu oferty, która przypominała lojalki z procesów moskiewskich, był wyraźnie wkurzony, gdy oskarżeni go olali. Czterech powiedziało, że się zastanowi, a Figiel odrzucił nawet możliwość zastanawiania się, gdyż jest niewinny, nic złego nie zrobił i domaga się uczciwego procesu, który odsunie wszelkie zarzuty. Gdyby ktoś pytał o co tak właściwie byli oskarżeni – to ja nie wiem – coś tam pierdnął pod nosem, że chodzi o „najście prywatnej posesji”, ale w rozprawie trwającej 70 minut – było to tylko jedno zdanie. Sędzia był zbyt zajęty ubliżaniem i składaniem ofert – by zająć się meritum procesu. Na sali było w sumie 18 osób, poza piątką oskarżonych i „przewodniczącym” był jeszcze wspomniany już krawężnik oddający się intelektualnym rozrywkom grając w tetrisa, publiczność –głównie NL, prokurator, który raz tylko się wypowiedział „akceptując linię przewodniczącego”, dwie emerytowane kobiety w todze siedzące po prawicy i lewicy „przewodniczącego” i protokolantka Magda, której poświęcimy kilka słów. W czasie rozprawy szybko zostały przełamane lody i o ile najpierw tytułował ją „pani sekretarz”, to później już wyraźnie się rozzuchwalił mówiąc „pani Magda”, w końcu zaś został samo „Magda”. „Magda pójdź sprawdzić kiedy można zrobić badania psychiatryczne”, „Magda oddaj panom dowody osobiste”, „Magda napisz panu zaświadczenie”. Magda kręcąc tyłkiem i eksponując swoje atuty (choć bez rewelacji) wypełniała wszystkie polecenia swojego szefa, sprawiając przy tym wrażenie, że wstukiwanie genialnych myśli przewodniczącego, to nie jedyne jej obowiązki.

Ponieważ nikt nie poddał się „instytucji dobrowolnego poddania się karze” (nie wymyśliłem tego – tylko zapisałem jego słowa) to zaczęło się wyznaczanie terminu następnej rozprawy. Kazał Magdzie zaprotokołować, że na następną rozprawę Ikonowicz, Smosarski i Rutke mają być doprowadzeni przez policję. Kiedy zaś przeglądając kalendarz wyznaczał termin rozprawy lekceważąco poinformował zgromadzonych, że poczekamy do 2 czerwca – bo wcześniej on ma urlop, co zgromadzeni skomentowali śmiechem. Jednym słowem cyrk. PoPiSy chamskiego skurwysyna, chowającego się za „wymiarem sprawiedliwości”, których celem było sponiewieranie potencjalnych przeciwników pisowskiej władzy. Na tym tą relacje skończę. Ikonowicz zamierzał interweniować w sprawie „klienta” (gdy wychodził powiedział do siebie: „Takiego klienta jeszcze nie widziałem, co za gość” – co zostało zaprotokołowane) – by go wymienili na następnej rozprawie. Liczę też na oficjalną relacje ludzi z NL, w której może będzie więcej prawniczych szczegółów. Mam nadzieje tylko, że sprawa będzie odpowiednio nagłośniona, zwłaszcza w kontekście domagania się przez Pomroczną – przestrzeganie praw człowieka na Kubie czy Białorusi, którym mamy do zaoferowania „niezawisłe sądy”. Niech wszyscy wiedzą, jak wyglądają w praktyce rządy prawa i sprawiedliwości. Na następnej rozprawie 2 czerwca musi być na widowni – przynajmniej kilkadziesiąt osób by blokować chamskie zagrywki sądu i dodawać otuchy oskarżonym.

14 04 2006