Publikujemy tekst Macieja Szumskiego, który dotyczy tego ważnego wydarzenia dla radykalnej lewicy, czemu daliśmy wyraz w sondzie. Zgodnie z intencją autora pomożemy mu uchronić pamięć o EFS przed zapomnieniem. Wkrótce pojawi się więcej tekstów o EFS. Tajemniczy Cisza, wielkrotnie wspominany w artykule to popularny Ciszewski - ex członek FMUP.


Opis EFS we Florencji od A do Z

 

Przedmowa:

Zdecydowalem sie opisac to cudowne wydarzenie historyczne, jakie mialo miejsce we Florencji, aby ocalic od zapomnienia. Atmosfera byla tak zajebista, ze do dzisiaj jestem pod wrazeniem a podeniecenie nie moze opasc ze mnie. Na wstepie powiedzcie mi, czy okreslenie przedstawiciela rasy czarnej jako "murzyn" jest rasistowskie ?

Nareszcie bede mogl opisac Florencje. To bylo niesamowite wydarzenie. Na wstepie czekalismy pod Palacem Kultury na autokary, jakie zorganizowala Pracownicza Demokracja. Dwa autokary ze sraczykiem, bufetem oraz telewizorami z ktorych emitowano filmy rodem z kaset video i plyt DVD.

Dzieki filmom nikt sie nie nudzil, chociaz filmy byly dosyc chore. Andy Zebrowski i Elisiw zadbali, zeby towarzystwo nie nudzilo sie. Nikt sie nie nudzil, a ja mam na szczescie zajoba na punkcie psychoterapii, bo sam sie lecze z depresji w grupie terapeutycznej przed podjeciem nowej pracy - wiec sie nie nudzilem. A mianowicie w autokarze puscili film z Tomem Hanksem w roli glownej, gdzie zagral role nadzorce wieziennego w pierdlu dla ultra psychopatycznych gosci.

I do tego psychpatycznego szanca dolaczyl murzyn, ktorego wsadzili do ciupli za zgwalcenie i usmiercenie mlodocianych corek bialego (pozniej okazalo sie, ze to ich wlasny tatus ukatrupil curuchny, a murzyna podstepnie wmanewrowal w gwaltobojstwo). Nadzorca wiezienny cierpial na chroniczne zapelnianie pecherza moczowego, w zwiazku z czym mial trudnosci z uprawianiem seksu ze swoja zona. No i dziwnym trafem murzyn nabral zaufania do nadzorcy, ktorego nazwal szefem. Murzyn, choc chory psychicznie to jednak potrafil uleczyc doleglowosci szefa. Zawolal go do siebie, zeby zblizy sie do kraty wieziennej, no i dziwnym trafem zlapal Hanksa za jaja i scisnal je nieprztomnie, ale na szczescie nie zrobil jajecznicy z jajec szefa. Hanksa to zabolalo nieprzytomnie, ale i tak pozwolil murzynowi w nieskonczonosc tarmosic jego wory. No i po kilku fazach tarmoszenia murzyn wypluwal z ust odlamki czegos co przypominalo krew, wiec mniej wiecej wygladalo to jakby krowotok gruzliczy prosto z bronchitu. Wypluwanie krwi to byl symboliczny wyraz wypluwania kompleksow szefa - Hanksa. Dobroczynna psychoterapia, aczkolwiek troche bolesna. Po wytarmuszeniu az do granic wydmuchy - Hanks odsapnal uleczony, po czym udal sie do zony, zaglaskal jej pupcie, po czym zaproponowal seks. No i wsio sie potoczylo jak nalezy. Na koniec murzyn, ktory najbardziej cierpial za wszystkich psycholi potegowal swoj umysl, aby sila woli zapobiec spieciu elektrycznemu porazajacego kolesi na krzesle elektrycznym. Jednak spiecie okazalo sie silniejsze od sily woli. W ostatecznosci zwrocil sie do swojego szefa z prosba o podanie mu reki i kiedy Hanks podal, to nagle przed oczyma Hanksa ukazal sie obraz mordu corek dokonanych przez ich tatusia. Oznaczalo to, ze murzyn przekonal swojego szefa co do swej niewinnosci, ale i tak nie uratowalo to murzyna od smierci na krzesle elektrycznym, a szkoda, bo murzyn dokonywal cudow religijnych - zdeptana wiezienna mysz przywrocil do zycia, az stala sie wieczna. Hanks po smierci swojego przyjaciela, ktorego nie mogl uchronic postanowil porzucic wiezienna profesje i dozyl bardzo sedziwego wieku. Dlugowiecznosc bylego stroza wieziennego bylo pokuta za grzech zabicia przyjaciela - murzyna. W taki to sposob Pracownicza Demokracja zaprawiala antyglobalistow do boju za sluszna sprawe (dla niewtajemniczonych: za sluszna sprawe Andy, Elisiv oraz Ilkowskiego). Pozniej puszczono, zeby jednak oddac sprawiedliwosc Libera Genova.

 A wracajac do Florencji. Na granicy polsko-czeskiej celnicy starannie przeczesywali gosci z autokaru. Wszystko trzeba bylo starannie rozpakowac. Scyzoryki juz stanowily grozna bron. Czujniki poszly w ruch. I pamietam smieszna historie, a mianowicie chcialem sie wylac porzadnie na dworzu, no i tak wyszlo, ze w drodze do toalety musialem ze dwa razy okazywac paszport celnikom. Widocznie wzieli mnie za agenta Al Kaidy. Potem przyjemna podroz po Czechach. Granice czesko-austriacka pokonalismy bez przeszkod. Potem postoj przy motelu Rosenberger i odbebnienie drobnej przekaski w postaci salatki ala Pizza Hut. O swicie dojezdzamy do granicy Austro-Wloskiej, no i tutaj zaczely sie jazdy - do autokaru wchodzi wloski celnik i pierwsze pytanie polecialo: kalasnikov ? Next questions: bomby, granaty, bazuka. Celnik wytypowal kilku facetow do wypakowywania bagazy, no i ja trafilem do grona tych szczesliwcow. Szybko sie uwinalem - pochwalono mnie za nienoszenie broni. Potem zabrano sie do Andy'ego i celnicy zgarneli pojedyncze egzemplarze broszur PD. Najfajniejszy cyrk to byl z artystami z Rogoszczy, ktorzy takze jechali z nami w tym samym autokarze. Akurat jedna z dziewczyn - kuglarka miala plastikowe kregle (w dodatku w slusznym kolorze czerwonym) do zludzenia przypominajace kije bejsbolowe. No i tez chcieli zabrac, ale dziewczyna postawila sie. Postanowila udowodnic, ze z tymi kreglami nie posluzy sie w innym celu jak artystycznym. I zaczely sie piruety na przejsciu granicznym - wyrzucanie do gory, potem miedzy nogami i tak na przemian. Wlosi docenili artystyczne walory dziewczyny i na koniec poleciala burza oklaskow, az w ktorejs chwili artysci pomysleli, zeby moze nie zebrac wynagrodzenia za udany wystep. I tak pierwszy etap politycznego cyrku mielismy za soba. Zanim dojechalismy do Florencji po drodze przejezdzalismy przez siec gorskich tuneli. Minelismy Bolonie. Poznym wieczorem bylismy na miejscu we Florencji. Przystanelismy przed ratuszem miejskim i tam zapoznalismy sie z wloska strona organizatorow - antyglobalistow. Okazalo sie, ze organizacja byla tak doskonala, ze juz mieli wczesniej ustalona liste kogo i gdzie ulokowac (jezeli chodzi o polska grupe). Po drodze mijalismy budynek centrali wloskich zwiazkow zawodowych. Az w koncu ja z FMUP i kilkoma dziewczynami dotarlismy do Siesto Fiorentino, t.j. pod Florencja. Trafilismy do Domu Kultury. O 22.00 zasiedlismy do kolacji, a na kolacje pasta. Wsunelismy jedna paste, a tutaj patrzec !!!! - podchodzi kucharz z usmiechem na twarzy i serwuje nam dokladke, potem polecialy kolejne dokladki. Nastepne danie: nadzienie z kawalkow kury i kalafiora, az wreszcie przyszla kolej na jablka. Po takiej wyzerce krotki spacer po Siesto Fiorentino w poszukiwaniu alkoholu, lecz poszukiwania okazaly sie nadaremne, poniewaz makaroniarze nie znaja czegos takiego jak shop non-stop. Potem nastal czas spania na podlodze. Wlosi - ci wiecznie usmiechnieci (nie na pokaz, tylko tak kurwa szczerze i to do bolu) udostepnili nam karimaty. Na drugi dzien pobudka, cienkie sniadanko suto zaprawione capuccino i odjazd w plener. Autobusem 28A lub 28B dojezdzamy do obmurowanego kompleksu pawilonow przed ktorym znajdowala sie brama, a z kolei przed nia czatowali stroze sprawdzajacy, czy goscie wchodzacy lub wychodzacy maja na sobie plakietki delegatow na Europejskie Forum Socjalne (w kolorze czerwonym). Nie mielismy (FMUP) plakietek i okazalo sie, ze chyba Pracownicza Demokracja specjalnie naszykowala dla nas plakietki. Po okazaniu plakietek wchodzimy na podworze, a tu patrzec bazar radykalnych idei. Mozna bylo wszystko kupic - i koszulki z napisem: "always comunist", " Free Palestine", " Not in my name", " Kill capitalism. Capitalism kills you ", no i na koniec zajebista bejsbolowka: " Old Comunist. Liberazione". Broszki. No i nieskonczony chlam leawckich gazet i plakatow. Na terenie Forum znajdowalo sie kilka pawilonow. W jednym pawilonie rozmaite organizacje rozstawily swoje stoiska. No i byli sardynscy separatysci, komunisci, anarchisci, Baskowie, trockisci, stalinisci, ekolodzy, apacze z namiotami, misjonarki. Zewszad ksiegarenki i niezliczone rzesze symboli. Az glowa bolala. W innym pawilonie konferencje i te nieprzebrane tlumy wdzierajace sie na sale. I ciagle potyczki, wpadki, wpychanki w tlum. Pamietam, ze mozna bylo skorzystac z tlumaczenia za pomoca walkmanow, z ktorych mozna bylo nastawic np. j. polski przekrecajac korbke na szostke. Po dluzszym czasie sluchanie dyskusji bylo nie do zniesienia, a Ilkowski z Polakow wysuwal sie do przodu. W wolnej chwili polska organizacja urzadzila sobie na swiezym powietrzu zbiorowa fotke. I pamietam ten chichot faceta w srednim wieku, co mial na sobie bejsbolowke z napisem: stary komunista. I tak spedzalismy zycie z jednej strony w polowie dnia poswiecony na zawieraniu znajomosci na bazarze idei, a druga polowa dnia to bylo zwiedzanie Florencji, ale w obrebie centrum, czyli Baptiserium i tak dalej. Polska druzyna turystycznie najbardziej zainteresowana byla poszukiwaniem jak najtanszego wina i chyba najtansze kosztowalo 3,95 Euro. W miedzyczasie uliczni aktorzy zebrali tuz przed wejsciem na pomost Monte Wekia. A jeden byl tak zajebisty, ze az plakac sie chcialo ze smiechu, bo pudrem tak sie wysmarowal na bialo, ze wygladal jak jeden z posagow kolumiennych. No i ci kierowcy - zero szacunku dla przechodnia, popierdalaja z predkoscia jak chca, a szczegolnie te skutery z przednimi okienkami (automatycznie przypominalo mi to klimaty z Rossa Brigade z filmu " Rok pod znakiem karabinu "). I tak zwiedzanie bylo skape. Ach, dobrze, ze przyszlo mi na mysl prawdziwy fakt, najprawdziwszy ze wszystkich - obejrzelismy Ogrod (Giordino di Boboli) - cos w rodzaju odpowiednika ogrodu palacu Habsburgow, gdzie w budynku poswieconym muzeum porcelany zostawilismy swoje inicjaly, a ja rysunek blazna. Nieustanne pstrykanie fotek. Noca zas odbywaly sie w Domu Kultury (dotyczy FMUP i paru studentow z Gdanska) balangi integracyjne z udzialem wina i serii rysunkow wlasnorecznie wykonanych przez Lesnego. Ale to juz koniec turystycznych powiastek, przystepuje do glownej czesci programu: przechodze do opisu demonstracji:

To byla najwieksza zajebioza ze wszystkich zajebistych demonstracji - 

Po pierwsze trzeba zauwazyc, ze byla to demonstracja pokojowa. Zaczela sie o 12.00 a trwala do poznego wieczora. Zanim doszlo do niej, w przeddzien demonstracji separatysci przeroznej masci wespol z Baskami zorganizowali swoja indywidualna demonstracje. Chcialem dolaczyc do niej, ale wycofalem sie, bo pomyslalem, ze w tym tlumie nie znajde Mausera. A Mauserek byl zajebisty w tym dresie z CCCP. Mauser, pytanie do ciebie: czy brales udzial w tej demonstracji ? Dobra, a teraz przechodzimy do sedna rzeczy: demonstracja zaczela sie o 12.00 i byla ze tak powiem zajebiscie pokojowa, az za bardzo pokojowa, ale mnie to specjalnie nie martwilo. Byl to jeden wielki radosny pochod taneczny. Zlosliwcy mowia, ze taki Love Parade ubrany w czerwony kostium z dodatkiem sierpa i mlota. Moze i tak. Moze i nie. W kazdym razie atmosfera byla niezwykla jak dla mnie i Ciszy, Grega no i mozna wymieniac paru, paru osob. Pochod ten tak wolno przetaczal sie, tak stopniowo jakbysmy nieustannie stali w miejscu. No i ta zabawa, ten blysk w oczach, te sniade lasunie.............mniam, mniam. O Bella Ciao, Bella Ciao........Bella la la Ciao........... . Na czele pochodu stal woz, na ktorym mlodziez z Sinistra Giovanile (bo to jednak socjalisci zorganizowali) puszczala wloskie piosenki rewolucyjne. No i jak woz powoli sie rozkrecal - to i tlum powoli posuwal sie. I pamietam jak co chwila z wozu wyrzucano pocztowki z wizerunkiem czerwonych flag i co najgorsze, to jak puszczono taka serie pocztowek w jednym kierunku, to mozna bylo porzadnie oberwac w klate piersiowa (osobiscie doswiadczylem tego). Potem w tlumie dziewczyny rozrzucaly jablka. Jak dostalem jedno, to od razu podzielilem sie ze starzejaca sie psina, ktora prowadzil jakis zbiednialy florenczyk. Zapomnialem dodac, ze demonstraci przekazywali sobie z ust do ust cygara - tak wiec palenia bylo co nie miara. No i ta radosc. I ten tlum. I ten rechot wloskich rewolucjonistow. Wszystko bylo perfekt. " 

     - Kto nie skacze z nami, ten Berlusconi !!!!!!! Kto nie skacze z nami, ten Berlusconi !!!!!!!!!

Potem co chwila wypuszczali pocztowki, a tu patrzec za kazdym razem nie bylo takiego bata, zeby nie dostac pocztowkami w klate. Wzrok kierujemy w strone drzew, a tu patrzec: artystka kameleon ufarbowana na kolor drzewa wykonuje piruety miedzy jedna galezia a druga. I ci mieszkancy zza okien machajacy rekami do nas. I tak tlum sie przetaczal, przetaczal, az troche bylismy wyczerpani tym wszystkim. O kurcze, zapomnialem wspomniec o zajebistej kukle symbolizujacej zlowrogie imperium zla - USA Jedna dlon jej wysunieta po nafte Iraku, a druga powoduje rozlew krwi. Takie mniej wiecej byly klimaty. A w ktoryms momencie po dluzszym przemarszu, kiedy rozrzedzil sie tlum - przystajemy zaszokowani. Bo patrzec mieszkancy z parteru dostarczaja wody demonstrantom. Przechodnie mieszaja sie z demonstrantami. Wspaniala atmosfera, ale dlaczego wspaniala ? Najpiekniejsze w tym wszystkim, to to, ze unosila sie taka pozytywna aura, ktora z pewnoscia wszyscy i kazdy z osobna posrod uczestnikow wydzielali. Az tu w ktoryms momencie polapalismy sie: czegos tu brakuje, ale czego ? No chodzi o policje, karabinierow. Po prostu stroze prawa oddali wladze demonstrantom na jeden dzien. Taka mala rewolucja, taka mala anarchia. I zastanawialem sie kurcze pieczone: Why ? Zeby ocalic kolebke renesansu ? Tak, tak, a co z Genua. To nie jest zabytkowe miasto ?  Przerazili sie tlumu. A w Genui policja nikogo nie bala sie ? Tacy byli kozacy, ze nawet rozjechanie kolami Carla Giulaniego to bylo male piwo, a tu we Florencji to tacy grzeczni jestesmy ? I dlatego zaczynam miec taka nadzieje, ze rzady europejskie uznaly sile ruchu antyglobalistycznego i zamiast nasylac prowokatorow, to bunt lepiej obrocic na wlasna korzysc i zarobic na antyglobalistach. Ironia to jest skuteczna bron z ktorej takze mozna czerpac profity. Jak po przyjezdzie do Warszawy, opowiedzialem sasiadom historie o pokojowej demonstracji, to wnet znalazl potwierdzenie swoich teorii: no tak, ci antyglobalisci rzucajacy kamieniami to sa zwykli platni prowokatorzy, ktorym skonczyl sie chleb z chwila, gdy rzad wloski uznal za niezbyt roztropne nasylanie prowokatorow na antiglobal. Ale przeciez Carlo Giulani nie mogl zgodzic sie na smierc za pieniadze i to dla kogo: dla rodzicow, by zarobili na jego smierci. Sorry, ze teraz zaczynam bajdurzyc glupoty, ale po prostu Florencja to byl sukces hapenningu politycznego. Jak chcecie napierdalac to prosze bardzo. Ale ja lubie pokojowe klimaty  i takie pokojowe wzbudzaja wieksze zaufanie dla sprawy antyglobalistycznej, niz zwykla napierdalanka kamieniami. To byla tak niesamowite wrazenie, ze az Cisza zwrocil sie do mnie: Lesny, zamien butelke w tulipan. Po prostu polityczne: make love, not war. I to tyle co mam do powiedzenia. Reszta powia zdjecia w nastepnym mejlu.

                                                                                                                                                                           Heja Lesny