Tekst przygotował towarzysz Helmund. Miło czasem poczytać o walkach robotniczych, w których to robotnicy potrafią zwyciężać.
Stanisław Czerpak
Walka zbrojna na ulicach Krakowa w listopadzie 1923 r.
Głęboki kryzys ekonomiczny, który ogarnął w 1923 roku wszystkie niemal kraje kapitalistyczne, miał szczególnie ostry przebieg w Polsce, spadając swoim ciężarem na barki szerokich mas. W maju tego roku do władzy doszedł ponownie Wincenty Witos, który jako premier stanął na czele rządu Chjeno-Piasta. Aczkolwiek rząd ten, a zwłaszcza jego premier W. Witos, obiecywał poprawę sytuacji gospodarczej, to jednak nie tylko nie pokonał kryzysu, lecz doprowadził do katastrofy gospodarczej i finansowej [1] .
Na tle postępującej inflacji i szalejącej drożyzny budżet rodziny robotniczej i urzędniczej zupełnie się załamał. W ciągu kilku miesięcy koszty utrzymania wzrosły ponad 70 razy. Robotnicy i urzędnicy otrzymywali pensję każdego dnia. Biorąc wynagrodzenie wieczorem, nie mogli za nie nazajutrz rano zakupić połowy tych towarów co poprzedniego dnia. Pomimo podejmowania różnych zarządzeń zmierzających do zahamowania kryzysu deficyt budżetowy stale wzrastał. Pokrywano go przez drukowanie coraz większej ilości pieniędzy papierowych, które, nie mając pokrycia, gwałtownie traciły swoją wartość. W ciągu ostatnich czterech miesięcy 1923 roku puszczono w obieg tyle pieniędzy papierowych co w ciągu poprzednich 4 lat. Suma ich osiągnęła zawrotną i fantastyczną cyfrę - 125 trylionów rnarek [2].
W okresie czterech miesięcy rządów Chjeno-Piasta kurs l dolara podskoczył z 24 tyś. do 401 tyś. marek polskich i dalej gwałtownie wzrastał. W październiku dolar kosztował już milion marek, w listopadzie przeszło - 5 milionów marek polskich, a więc stokroć więcej niż w chwili gdy powstawał w maju rząd Chjeno-Piasta [3].
Taki stan ekonomiczny doprowadził do wrzenia rewolucyjnego. Strajki i demonstracje ogarniały cały kraj. Niemal codziennie w różnych miejscowościach odbywały się burzliwe wiece i demonstracje. Dochodziło często do ostrych starć z policją. Ze wzrostem natężenia walki nasilał się terror władz administracyjnych. W 1921 roku miało miejsce 720 strajków, w których uczestniczyło 479 tyś. strajkujących. W 1922 roku było ich 800, a strajkujących 607 tysięcy, w 1923 roku 1273 strajki i 849 tyś. strajkujących [4].
Mimo represji fala strajków wzbierała z niepowstrzymaną siłą, obejmując coraz inne gałęzie przemysłu oraz nowe kategorie pracowników. W październiku akcja strajkowa ogarnęła pracowników przedsiębiorstw państwowych. Zastrajkowali maszyniści kolejowi i solidaryzujący się z nimi inni pracownicy kolei. Strajk ogarnął również pocztowców.
Lipcowy strajk w Bielsku-Białej zakończył się zwycięsko 80% podwyżką piać i uzyskaniem dodatkowej zapomogi chorobowej. W październiku za przykładem górników śląskich przystąpili do strajku pracownicy Zagłębia Krakowsko-Chrzanowskiego. Strajk zakończył się 270% podwyżką płac. Walka górników miała też decydujący wpływ na postawę kolejarzy, a przykład kolejarzy oddziałał na pracowników poczty. Pod koniec października strajkiem zostały objęte warsztaty kolejowe w Nowym Sączu i Tarnowie, a następnie wszystkie węzły krakowskiej dyrekcji PKP [5].
Na zebraniu mężów zaufania i przedstawicieli organizacji robotniczych i zawodowych, które odbyło się 26 października, proklamowano na dzień 29 listopada strajk generalny. Centralny Komitet Wykonawczy PPS wydał też 28 października odezwę podnoszącą ekonomiczne żądania klasy robotniczej. W celu poparcia strajkujących wybuchł imponujący rozmiarami i przebiegiem jednodniowy strajk w Krakowie. Potężna manifestacja klasy robotniczej nie była rządowi na rękę. Rada Ministrów udzieliła ministrowi spraw wewnętrznych drowi Władysławowi Kiernikowi nadzwyczajnych pełnomocnictw w sprawie zlikwidowania strajku i przywrócenia spokoju [6].
Realizując tę decyzję rządu, dowódca V Okręgu Korpusu w Krakowie gen. Józef Czikel, w oparciu o zalecenia rządu, zarządził militaryzację kolei i powołał do służby wojskowej, pozostających w rezerwie, etatowych pracowników kolejowych z roczników 1883-1901. „Wzywam wymienionych tu pracowników kolejowych do bezzwłocznego stawienia się przed komisjami perlustracyjnymi i zgłoszenia się do służby wojskowej. Oporni pracownicy kolejowi będą traktcwani jako dezerterzy i oddani pod sąd doraźny" [7].
Kolejarze masowo bojkotowali to poborowe narządzenie i nie stawiali się przed komisjami. Ukrywającym się wojsko nie mogło doręczyć imiennych kart mobilizacyjnych. Rozpoczęły się formalne obławy. ,,W Krakowie nocą policja wpadała do mieszkań kolejarzy i wśród krzyku przerażonych kobiet i dzieci porywała im ojców"[8]. Tak więc pod pretekstem służby wojskowej usiłowano skoszarować kolejarzy i tą drogą zmusić ich do pracy. Militaryzacja kolei była ciosem wymierzonym w źrenicę swobód robotniczych i prawo zagwarantowane 108 artykułem Konstytucji, bez którego to prawa klasa robotnicza nie miałaby możliwości obrony przed wyzyskiem kapitału [9].
Jednocześnie władze podjęty kontrakcję przeciw pocztowcom, ogłaszając 29 października okólnik Dyrekcji Poczt i Telegrafów, w którym ,,wzywano strajkujących funkcjonariuszów pocztowo-telegraficznych do powrotu do pracy w ciągu 24 godzin, a to najdalej do 31 X 1923 r. godz. 8 rano. Po tym terminie uważać się będzie opornych za rezygnujących ze służby, o ile nie usprawiedliwią nieobecności w sposób wskazany przepisami[10].
Aby zastraszyć i złamać opór strajkujących rząd wydał 31 października rozporządzenie o sądach doraźnych, które jeszcze bardziej zaostrzyło sytuację, wywołując powszechną krytykę tych poczynań, sprzecznych zresztą również z konstytucją. W odpowiedzi na tę decyzję rządu i na tle powszechnego wzburzenia klasy robotniczej i poważnej części społeczeństwa Centralny Komitet Wykonawczy Polskiej Partii Socjalistycznej i Centralna Komisja Związków Zawodowych zmuszone zostały do proklamowania 3 listopada strajku generalnego. „Rząd złamał konstytucję! Pogwałcił prawa obywatelskie i rzucił wyzwanie klasie robotniczej! Ogłaszamy strajk generalny w obronie Rzeczypospolitej Demokratycznej przeciw militaryzacji i sądom doraźnym" [11].
Rozpoczęcie strajku w okręgu krakowskim zostało ustalone na dzień 5 listopada 1923 roku, z tym zastrzeżeniem, że górnicy i włókniarze zmęczeni dotychczasową walką strajkową przystąpią do niego dwa dni później, to jest 7 listopada. Władze administracyjne, korzystając z pomocy wojska, przygotowywały się do stanowczego działania przeciw strajkującym. W Krakowie cały plan operacji został opracowany przez sztab i dowódcę V Korpusu gen. Józefa Czikela i wojewodę krakowskiego dra Kazimierza Gałeckiego. Korzystając z szerokich pełnomocnictw, ściągnięto do miasta większe ilości policji z województwa białostockiego, kieleckiego, lubelskiego, a nawet wileńskiego. Wzmocniono również siły wojskowe batalionem 16 Pułku Piechoty i batalionem Pułku Strzelców Podhalańskich [12].
Komendę obozu warownego sprawował pułkownik Józef Becker, który w rozkazie wydanym dn. 4 października podzielił Kraków na rejony działania, wyznaczając odpowiednim grupom wojsk następujące zadania:
- Grupa l pod dowództwem płka Ryszarda Friedla obejmowała: 20 Pułk Piechoty, l batalion z 16 Pułku Piechoty, 6 Pułk Artylerii Polowej, dywizjon taborów i pociąg pancerny „Piłsudczyk", znajdujący się na dworcu towarowym.
Rejonem działania tej grupy miały być od wschodu: ulica Rakowicka, Lubicz, Basztowa, Floriańska, Grodzka; od południa cała część miasta aż do Wisły; od wschodu i północy linia zewnętrznych fortów.
Zadaniem tej grupy było zabezpieczenie obiektów rządowych i udzielenie pomocy władzom administracyjnym w tłumieniu ewentualnych rozruchów w mieście.
- Grupa II pod dowództwem płka Karola Grodzickiego obejmowała: l batalion 12 Pułku Strzelców Podhalańskich; oddział sformowany z 5 Pułku Artylerii Ciężkiej i 21 Pułku Artylerii Polowej. Rejon działania tej grupy obejmował Rakowice, Prądnik Czerwony i forty nad Wisłą.
Zadania tej grupy były podobne do grupy pierwszej, ze szczególnym uwzględnieniem zabezpieczenia Gazowni, Elektrowni, Poczty oraz magazynów wojskowych na Rakowicach.
- Grupa III pod dowództwem płka Romana Jasińskiego obejmowała: batalion piechoty 12 Pułku Strzelców Podhalańskich, batalion 12 Pułku Piechoty, Dywizjon Artylerii Konnej na Krzemionkach i Zakrzówku. Rejonem działania tej grupy było Podgórze i część miasta leżąca na prawym brzegu Wisły, łącznie, z terenami położonymi po linii zewnętrznych fortów.
Zadania tej grupy były podobne do dwóch poprzednich [13].
Dowódca okręgu korpusu J. Czikel, chcąc posiadać oprócz wymienionych grup jeszcze inne siły do swej dyspozycji, stworzył odwód pod dowództwem gen, brygady Eugeniusza Tinza z miejscem postoju na Wawelu. W skład sił odwodu wchodził 20 Pułk Piechoty rozmieszczony w fortach w Rajsku i Prokocimiu, batalion szkolny V Okręgu Korpusu, kombinowany batalion saperów, 8 Pułk Ułanów, pluton artylerii konnej oraz cztery samochody pancerne [14].
Od wczesnych godzin rannych 5 XI wszystkie te oddziały były w ostrym pogotowiu. „Cały Kraków przedstawiał wygląd niezwykły. Tyle wojska i policji nie widziano tam podczas największych ruchów ludowych za czasów śp. monarchistyczne j Austrii... Ulicami przeciągały bez przerwy silne patrole policyjne, wojskowe, policja konna. Wojsko trzymano nie tylko w zamkniętych lokalach, lecz i na placach publicznych" [15]
W pierwszym dniu strajku, 5 listopada, sytuacja była bardzo naprężona. W Krakowie stanęły wszystkie fabryki i zakłady użyteczności publicznej. Świat pracy przygotowany był na podjęcie walki. Uporczywa postawa kolejarzy i pracowników państwowych paraliżowała transport i podważała autorytet władzy, z tego też powodu gen. J. Czikel i dr K. Gałecki zdecydowani byli podjąć drastyczne środki, aby za wszelką cenę złamać opór świata pracy i wszystkich strajkujących, „Gałeckiemu wydawał bezpośrednio polecenia minister Kiernik, który decydował o najdrobniejszych zarządzeniach, co Gałecki wykonywał bezkrytycznie jgk automat" [16]
W tych warunkach wytworzyła się wśród ogółu ludności krakowskiej atmosfera niepokoju, a nastroje klasy robotniczej, zainteresowanej w akcji strajkowej, cechowało silne napięcie, tym bardziej że w godzinach wieczornych 4 listopada rozlepiono na mieście odezwę wydaną przez drą Gałeckiego. Odezwa wzywała całą ludność do zachowania bezwzględnego spokoju, rozwagi i nie dawania posłuchu agitacji wzywającej do strajku generalnego. „Strajkujących wzywam do podjęcia pracy. Władze są przygotowane i spełnią swój obowiązek ochrony rządu i porządku oraz zabezpieczą wszystkim możność i wolność pracy, pociągając do surowej odpowiedzialności tych, którzy by chcieli przeciwstawić się normalnemu tokowi życia". Ponadto wojewoda Gałecki ogłosił, że „wszelkie bez wyjątku zgromadzenia pod gołym niebem oraz jakiekolwiek pochody i manifestacje są aż do odwołania bezwzględnie zakazane". Odezwa kończyła się apelem i przekonaniem, iż ".....ludność sama w poczuciu obowiązku wobec państwa nie da powodu władzom do wkroczenia,.."[17].
Wbrew tej odezwie i wszystkim zarządzeniom władz strajkujący już we wczesnych godzinach rannych 5 XI zaczęli się zbierać w salach Domu Robotniczego przy ulicy Dunajewskiego (obecnie ul. l Maja 5), przed Domem, na Plantach i na placu Szezepańskim. Ludzi stale przybywało i wewnątrz Domu Robotniczego nie mogli się wszyscy pomieścić, dlatego też gromadzili się na ulicy. Patrole konnej policji z trudem przeciskały się wśród zebranych tłumów. Stosunkowo spokojną postawę prowokowały częste patrole [18].
Około godziny 10 jeden z konnych oddziałów policji podjął próbę rozpędzenia zebranych. To zamierzenie policji zostało przyjęte oporem, krzykiem i gwizdami, a gdy rozpoczęto szarżować na zgromadzonych i ,,policja konna dobyła szabel i zaczęła bić stojących na jezdni szablami na płask, wówczas zrobił się wielki krzyk, tumult, a my dostaliśmy rozkaz bić w policjantów żelazem, które posiadaliśmy ze starych spalonych rusztów piecowych, inni bili flaszkami napełnionymi kawą lub herbatą", W wyniku tego starcia zostało rannych 20 policjantów, zraniono także kilka koni [19].
Zaniepokojeni tą postawą robotników i rozwojem sytuacji krakowscy socjalistyczni posłowie zaczęli manifestantów uspokajać. Jan Stańczyk wsparty na barkach kilku robotników wzywał zebranych do rozwagi wobec prowokacji rządu i policji. Dowodził, ,,...że sposób dalszej walki podadzą strajkującym mężowie zaufania, że walkę tę należy tak prowadzić, by jak najmniej polało się krwi robotniczej" [20].
Do pomocy policji skierowano również oddział piechoty składający się w większości z rezerwistów, ale, „gdy kompania została tłumem otoczona i tłum zaczął wojsku przymawiać, że przecież nie będą strzelać do ludzi, komendant owego oddziału się wycofał" [21].
Innym oddziałem rezerwistów dowodził na placu Szezepańskim mjr Wacław Biernacki-Kostek. Naprzeciw jego oddziału stanęli robotnicy, z których szeregu wystąpiła starsza kobieta, krzycząc do wojska: „czy nas nakarmicie ołowiem? Dajcie nam kule w ieb! No! Strzelajcie do nas, jesteśmy bezbronni". Wielu żołnierzy opuściło karabiny. Jeden z nich, płacząc, krzyczał: „Czego wy od nas chcecie? My jesteśmy tacy jak wy!". Wacław Biernacki słyszał tę rozmowę, porozumiał się. z jakimś wyższym oficerem i po chwili dal rozkaz do odmarszu. Wtem tłum porwał go na ręce i poniósł z triumfem przed oddziałem wojska"[22].
Tego dnia po południu w dalszym ciągu strajkujący gromadzili się w Domu Robotniczym na ul. Dunajewskiego i placu Szczepańskim, aby wysłuchać komunikatów i informacji o przebiegu i losie podjętego strajku. Przemawiali też liczni mówcy. Na ulicy Dunajewskiego i na Plantach dochodziło stale do incydentów z patrolami policji. Z balkonu Kasy Chorych przemawiał Michał Hofman, zwracając się do zebranych mas strajkujących i wzywając ich do wytrwania w rozpoczętej walce przeciw rządowi. Hofman dowodził, „...że strajkujący wypowiadają rządowi walkę na zabój i nie ustąpią tak długo, dopóki nie obejmą władzy, a policji i wojska się nie boją, bo dadzą sobie z nimi radę". Hofman wzywał strajkujących, by „przybyli następnego dnia, gdyż będą potrzebni do cstatecznej rozprawy już nie o poparcie strajku, lecz o obalenie rządu..."[23].
Późnym wieczorem, o godz. 22 wojewoda Galecki, wykonując polecenie min. Kiernika, nakazał zamknięcie Domu Robotniczego, wydając zakaz odbywania w nim zebrań. Jednocześnie, aby nie dopuścić do tego Domu strajkujących, w dniu 6 listopada przed godz. 8 rano zamknięto również dostęp na ulicę Dunajewskiego. Ulica ta została zamknięta silnym kordonem policji od strony ówczesnego hotelu Krakowskiego, znajdującego się w miejscu dzisiejszego banku u zbiegu ul. Dunajewskiego i Garbarskiej. Kordon ustawiono w poprzek ulicy Dunajewskiego, Plant aż do ulicy Reformackiej. Na przeciwległym końcu ulicę Dunajewskiego zamknął drugi kordon policji, ustawiony od ówczesnej kawiarni Centralnej mieszczącej się na rogu ul. Dunajewskiego i Karmelickiej do ulicy Szewskiej. Następnie policja zamknęła częściowo dostęp do Rynku Głównego i placu Szczepańskiego[24] .
Do pomocy policji skierowano z koszar J. Bema batalion 16 Pułku Piechoty, który przybył w dniu poprzednim z Bochni i Tarnowa. Oddział asystencyjny, składający się z 4 i 6 kompanii P. P. liczył 192 ludzi i był dowodzony przez kapitana Mieczysława Obiedzińskiego. Przybywszy o godz. 7.30 rano, ustawił się w szyku rozwiniętym koło Domu Robotniczego, frontem w stronę Plant. Do tych kompanii asystencyjnych przydzielono przedstawicieli władzy wojewódzkiej w osobach: komisarza Władysława Leszko i komendanta drą Jana Kłaputa [25].
Jedną kompanię pod dowództwem porucznika Wacława Nowakowskiego skierowano do wzmocnienia kordonu policji. Kompania ta rozwinęła się w odległości dwóch, trzech kroków od kordonu policji, począwszy od hotelu Krakowskiego w poprzek ulicy Dunajewskiego i Plant do ul. św. Marka. Na dalsze żądanie komendanta policji kapitan Obiedziński wysłał kilkanaście minut później ze stojącej koło Domu Robotniczego 4 kompanii 10 żołnierzy pod dowództwem kaprala Stanisława Wójcika w celu wzmocnienia kordonu policyjnego przy ul. Szewskiej [26].
We wtorek od wczesnych godzin rannych zdążały w kierunku ul. Dunajewskiego ze wszystkich stron miasta tłumy strajkujących. Na niektórych ulicach widziano kilkuosobowe grupy uzbrojone w łomy i laski. Robotnicy fabryki Zieleniewskiego zebrali się przy swoim zakładzie i w jednolitym pochodzie próbowali dotrzeć pod Dom Robotniczy. Z innych zakładów pracy masowo i w grupach podążali robotnicy, wyrażając swoją postawą protest przeciw decyzji wojewody Gałeckiego, który polecił zamknięcie Domu Robotniczego. Po drodze staczano utarczki z policją, która próbowała nie dopuszczać ludzi w ten rejon miasta [27].
W okolicy Rynku Głównego doszło do starcia, w którym policja użyła broni. Nie udało się w zasadzie policji rozproszyć grup demonstrantów, które w różny sposób przedzierały się na ulicę Dunajewskiego. W zwartych grupach przybyli kolejarze i pocztowcy. Na ulicach Krakowa słychać było śpiew „Międzynarodówki", „Czerwonego Sztandaru" i innych pieśni rewolucyjnych [28].
Przybywanie coraz to nowych demonstrantów i rzucane przez nich hasła, poczęły budzić obawę, policji stojącej koło hotelu Krakowskiego, którą dowodził nadkomisarz policji Leopold Kinzhuber przy współudziale Józefa Pawełka. Pod Domem Robotniczym zaś służbę pełnił oddział policji z Kielc dowodzony przez komisarza Franciszka Delektę[29].
Ruchome patrole policyjne działające przed kordonem usiłowały rozpraszać gromadzących się manifestantów. Były one jednak coraz bardziej spychane. Przez cały czas przepuszczano przez kordon ludzi legitymujących się tym, że pracują w Kasie Chorych i Domu Robotniczym lub też, że mieszkają w tym rejonie. W ten sposób za kordon policji i wojska przeniknęło wielu cywilów. Wielu z nich przedostało się również z placu Szczepańskiego, który nie był dokładnie strzeżony [30].
W miarę jak napływali demonstranci, napór ich stawał się coraz silniejszy. Robił się tłok. Kordon policyjny zaczął falować i naciskać na żołnierzy 6 kompanii piechoty, co powodowało wśród nich spore zamieszanie.
Wówczas to chorąży Wacław Koczwara rzucił komendę ,,bagnet na broń". Ponieważ dowódca kompanii tego rozkazu nie wydał, widoczne było wśród żołnierzy wahanie. Jedni zakładali bagnety na karabiny, niektórzy z nich następnie je zdejmowali, inni się. wahali[31].
W momencie tego rosnącego zamieszania zbliżały się do kordonu z ulicy Basztowej dwa wozy naładowane kapustą. Gdy furmanki zbliżyły się pod hotel Krakowski, konie zaczęły się płoszyć. Wówczas to, na jedną z nich wskoczył Wincenty Pietrzyk, jeden z manifestantów, i wyrwawszy woźnicy lejce i bat pognał przestraszone konie prosto na kordon. Wóz z kapustą popychany przez tłum, jak taran przerwał kordon policyjny, a w dokonany wyłom ruszyła fala ludzka, łącząc się z tymi ludźmi, którzy iuż wcześniej byli w środku kordonu przed Domem Robotniczym, okładając policjantów pałkami, kamieniami i... główkami kapusty [32].
Manifestanci otoczyli również żołnierzy 6 kompanii, pomieszali się z nimi i zaczęli żołnierzom wyrywać z rąk karabiny. Na pomoc 6 kompanii ruszyli żołnierze 4 kompanii. Powstało wtedy jeszcze większe zamieszanie. Wojsko z trudem uwolniwszy się z tłumu, zaczęło się zbierać na Plantach koło pomnika Lilii Wenedy. Ludność cywilna zaczęła ponownie otaczać żołnierzy, tym razem wznosząc na ich cześć okrzyki „Niech żyje wojsko", „Niech żyje armia", „Niech żyje Józef Piłsudski". Wzywano też wojsko, aby do tłumu nie strzelało. Żoteierze, którzy mieli bagnety na karabinach, na rozkaz kapitana Obiedzińskiego zdjęli je [33].
Na postawę tych żołnierzy, zwłaszcza kapitana Obiedzińskiego, wpłynął niewątpliwie major Wacław Biernacki, który był przecież starszy od Obiedzińskiego rangą i krążył swobodnie wśród cywilów i wojska, przekonując go, aby nie występował czynnie przeciw manifestantom, gdyż oni nie są nastawieni wrogo do wojska. Swoje uwagi major Biernacki zakończył upomnieniem: ,,... Rany boskie! nie rozlewajcie krwi"[34].
Policja z przerwanego kordonu wycofała się w kierunku ulicy Reformackiej i zaczęła strzelać na Planty i ulicę Dunajewskiego. Ponieważ zebrane kompanie znalazły się w ten sposób w polu rażenia strzelającej policji, wraz z cywilami padały na ziemię. Zaczęto też strzelać z innych kierunków. Padł strzał z hotelu Krakowskiego, od którego zginął pierwszy robotnik Józef Nowak. Jego śmierć i brutalna postawa policji jeszcze bardziej wzburzyła zgromadzone tłumy. Zaczęły padać glosy i żądania skierowane do wojska, aby im oddało swoją broń [35].
Po chwili padły znów salwy, od których zginęło kolejnych dwóch robotników - Stanisław Skoczek i Józef Stanclik. Te pierwsze ofiary wzmogły nienawiść bezradnego i podnieconego tłumu. W czasie kolejnej salwy policyjnej cywile i wojsko upadło znów na ziemię. Gdy tylko jednak umilkły strzały, ludność rzuciła się na żołnierzy i wśród krzyku i szarpaniny zaczęto żołnierzom odbierać broń. Przecinano pasy, zabierano amunicję i bagnety, ściągano plecaki. W kilku sekundach wojsko zostało rozbrojone [36].
Żołnierze oddawali broń bez większego oporu, byli zresztą ze wszystkich stron osaczeni przez masę ludzi. Ich bezradność i zaskoczenie pogłębił zupełny chaos, strzały policji, którą przecież przed chwilą wspierali, i ucieczka oficerów. Przerażony wydarzeniem dowódca całego zgrupowania kapitan Mieczysław Obiedziński uciekł do Komendy Obozy Warownego przy ul. Floriańskiej, a porucznik Wacław Nowakowski do Urzędu Wojewódzkiego, gdzie zresztą schroniło się wielu rozbrojonych żołnierzy z tych kompanii, natomiast porucznik Wacław Skarski schronił się w prywatnym mieszkaniu [37].
Wskutek rozbrojenia dwóch kompanii wojska ludność cywilna nabrała przekonania o własnej sile. Mając broń i amunicję, zaczęła atakować policjantów chroniących się na Plantach i ulicy Garbarskiej. Strzelanina narastała, gdy u wylotu ulicy Garbarskiej ukazał się oddział policji dowodzony przez komisarza Władysława Fleka. Oddział ten podążał z pomocą nie istniejącemu już kordonowi policji pod hotelem Krakowskim [38].
Gdy policjanci zbliżyli się pod wspomniany hotel, tłum rzucił się na nich, a równocześnie posypały się cegły i kamienie. Na rozkaz komisarza Fleka policjanci uformowali się w ruchomy czworobok i do nacierających otworzyli ogień karabinowy. Tłum częściowo tylko uzbrojony i wojskowo tylko nie zorganizowany, przez chwilę zaczął się wahać i ustępować. Gdy w pewnym momencie czworobok policyjny nieco się rozluźnił, przypuścił gwałtowny atak, rażąc policjantów gęstymi strzałami. Wśród ogólnej strzelaniny grupa ta pod osłoną kamienic wycofała się na ulicę Garbarską. Tu rażona w dalszym ciągu strzałami padającymi ponadto z bram i okien okolicznych domów, szukała schronienia w bramach budynków nie opanowanych przez bojowców [39].
Część policjantów z nadkomisarzem Flekiem i Franciszkiem Delektą schroniła się przed napierającą ludnością do domu przy ulicy Garbarskiej 14 i po zabarykadowaniu zamierzała się bronić. Wobec groźnej postawy ludności i uzbrojonych bojowców nie było mowy o wyrwaniu się z obleganej kamienicy. Postanowiono zatem sprowadzić pomoc z zewnątrz W tym celu podszyty strachem nadkomisarz W. Flek, przebrawszy się w cywilne ubranie, wydostał się z oblężonego domu i pobiegł do komisariatu policji na ulicę Siemiradzkiego, prosząc o interwencję [40]. Zaczęto tam organizować oddział interwencyjny, zamierzenie to jednak nie doszło do skutku z powodu stanowczego sprzeciwu dyrektora policji drą Jana Rękiewicza, który otrzymał od władz wojewódzkich rozkaz wstrzymania się od wszelkiej akcji wobec uzbrojonej ludności. Ostatecznie owi zabarykadowani policjanci w domu przy ulicy Garbarskiej 14 zostali rozbrojeni o godz. 15 przez grupę robotników, którą dowodził czeladnik piekarski Stanisław Zając[41].
W tym czasie gdy pod hotelem Krakowskim manifestanci przerwali kordony policji i wojska, na przeciwległym krańcu ulicy Dunajewskiego, gdzie stał drugi kordon policji pod komendą podkomisarza Marka Ptaszkowskiego, panował względny spokój. Wprawdzie tu również zebrał się większy tłum ludzi, ale zachowywał się on biernie, stojąc w znacznej odległości od zamykającej ulicę policji. Gdy jednak pod hotelem Krakowskim wybuchła strzelanina, z Plant i z placu Sczepańskiego zaczęły również padać strzały. Czując się zagrożonym, komisarz Ptaszkowski zlikwidował swój kordon i skierował część policjantów na ulicę Szewską, reszta pod jego komendą schroniła się za rogiem budynku przy ulicy Karmelickiej, zajmując tu z karabinami gotowymi do strzału pozycję obronną [42].
Mimo rozbicia kordonu policyjnego pod hotelem Krakowskim i rozbrojenia dwóch kompanii piechoty gen. J. Czikel nie zrezygnował z podjętego zamierzenia. Przy użyciu wszelkich sił chciał koniecznie złamać opór robotników i wyprzeć ich z ulicy Dunajewskiego i okolicznych Plant. Dążąc do realizacji tego zadania, wydal o godz. 9.45 rozkaz dowódcy sił odwodowych gen. Aleksandrowi Tinzowi, aby stojących w pogotowiu bojowym ułanów 2 i 3 szwadronu wprowadzić do akcji z zadaniem oczyszczenia z tłumów i demonstrantów ulicy Dunajewskiego i przylegających do niej Plant oraz przywrócić porządek w tym rejonie miasta. Skierowano co akcji przede wszystkim ułanów, „gdyż masy polskie zawsze przyjmują kawalerię przyjaznymi okrzykami i zawsze jej ustępują, przynajmniej dotychczas zawsze tak było. Wobec tego, że wojska korpusu krakowskiego zlikwidowały już tyle strajków, gdzie jazda jak najpoważniejszą odgrywała rolę, nie było wątpliwości, że wojska te wypełnią swój obowiązek rownież i w Krakowie" [43].
Szwadron II dowodzony przez por. Józefa Trenkwalda otrzymał rozkaz udania się na ulicę Dunajewskiego, a szwadron III dowodzony przez rotmistrza Franciszka Łukaszewicza miał zająć stanowiska bojowe w Rynku Głównym. Szwadron II przejechawszy stępem ulicę Straszewskiego posuwal się bez ubezpieczenia ulicą Podwale ku ulicy Dunajewskiego, gdzie widać było sporo uzbrojonych ludzi. W jednej chwili ulica opustoszała, a uzbrojeni ludzie ukryli się za drzewami i krzakami na Plantach i w bramach okolicznych domów. Dowódca szwadronu zamierzał skręcić na ulicę Karmelicką, aby tam spieszyć swój oddział do czekającej go walki.
Wówczas to uzbrojona grupa robotników dowodzona przez Leona Fuchsa, która ukrywała się za krzakami na Plantach, zaczęła na komendę strzelać salwami do ułanów. Będąc prawie w zasadzce, por. J. Trenkwald dał rozkaz do szarży i ułani z okrzykiem ,,hurra" i szablami w dłoniach ruszyli galopem ulicą Dunajewskiego. Pierwsze szeregi szwadronu zaraz się załamały, gdyż część koni nie mogła się utrzymać na oślizgłym asfalcie, polanym w godzinach rannych wodą. Konie zaczęły się przewracać i grzebać siedzących w siodłach ułanów. Na tym zwale ludzi i koni łamały się następne szeregi[45].
W to kłębowisko koni i ludzi waliły ze wszystkich stron pociski. Powstało nie do opisania zamieszanie. Huk wystrzałów uzupełniało rżenie koni, jęki i nawoływania rannych i poturbowanych. Goniące na oślep konie bez jedźców chwytali cywile, zdzierając z nich rynsztunek. Rannym i zrzuconym ułanom odbierano broń i amunicję, a ich samych odprowadzano do Domu Robotniczego. Nieliczni ulani, którym udało się utrzymać na swych koniach i wyjść cało z ognia i opresji, galopowali na ulicę Basztową, Długą, Rynek Kleparski i Lubicz. „Kiedy o godzinie 11 otrzymałem rozkaz oczyszczenia Plant i ulicy Basztowej, do koszar wpadło 25 koni przeważnie bez jeźdźców, niektóre zbroczone krwią...". Reszta ułanów postradawszy konie, często też broń, chroniła się w bramach domów, skąd ukradkiem przedostawała się na Rynek Główny, szukając pomocy i obrony wśród znajdujących się tam również w tym czasie ułanów III szwadronu [46].
Szwadron III pod dowództwem rotm. Franciszka Łukaszewicza wyruszywszy z Wawelu udał się ulicą Grodzką na Rynek Główny, gdzie zastał tłum ludzi i oddział policji, która próbowała rozproszyć gromadzących się przechodniów. Z powodu dochodzących odgłosów strzelaniny od ulicy Dunajewskiego i Basztowej rotm. F. Łukaszewicz pozostawił jeden pluton pod dowództwem porucznika Zygmunta Ziemięckiego w celu obrony Rynku i Odwachu, pozostałe dwa plutony ruszyły ulicą Sławkowską i Floriańską na ulicę Basztową. Jednym plutonem dowodził porucznik Andrzej Osiecimski, drugim sam dowódca szwadronu rotmistrz Łukaszewicz. Kiedy pluton Osiecimskiego przybywszy na Basztową ruszył w kierunku ulicy Dunajewskiego i był na wysokości ulicy Krowoderskiej, grupa bojowców zaczęła strzelać do jego ułanów z Plant i od placu Rejtana. W czasie tego obstrzału jeden ułan został zabity, a drugi ranny. Rozpoznawszy sytuację porucznik Osiecimski zawrócił swój pluton i skierował go ulicą Sławkowską na Rynek Główny, gdzie powrócił również z drugim plutonem rotmistrz Łukaszewicz [47].
Pozostawiony w Rynku pluton dowodzony przez por. Z. Ziemięckiego w tym czasie został spieszony i rozsypał się w tyralierę rozciągającą się od ulicy Szewskiej do trasy A - B. Przybyłe dwa plutony, stanowiące początkowo rezerwę, zajęły stanowiska za Odwachem i Wieżą Ratuszową. W tym czasie ułani będący w Rynku dowiedzieli się o losie swoich kolegów z II szwadronu, który posłano na ulice. Dunajewskiego [48].
Wtedy również do Rynku zbliżały się dwie grupy uzbrojonych cywilów. Jedna grupa podążała ulicą Sławkowską, a druga dowodzona przez Juliana Redlicha ulicą Szczepańską z zamiarem zdobycia Odwachu. Z chwilą gdy te oddziały osiągnęły Rynek, sprawnie rozsypały się w tyralierę w kierunku Wieży Ratuszowej z widocznym zamiarem atakowania tego Odwachu. Pluton por. Ziemięckiego otworzył do tej tyraliery ogień. Uzbrojeni cywile, działając w oddzielnych grupach, uskoczyli z Rynku, chroniąc się pod arkady Sukiennic i zza filarów zaczęli ostrzeliwać ułanów [49].
W tym mniej więcej czasie, gdy przyszła wiadomość do gen. J. Czikela o zajściach na ulicy Dunajewskiego i rozbiciu dwóch szwadronów, nie analizując okoliczności ani też powstałej sytuacji, wydał on rozkaz, aby do walki skierować pozostałe jeszcze na Wawelu dwa szwadrony ułanów i pół szwadronu karabinów maszynowych. Szwadrony wyruszyły do akcji po godzinie 10.50.
Szwadron I pod dowództwem porucznika Jerzego Sękowskiego, wspierany przez karabiny maszynowe, miał zadanie udać się ulicą Straszewskiego wprost na ulice. Dunajewskiego, aby tam zaatakować manifestantów. Z całością tej grupy wyruszył sam dowódca 8 Pułku Ułanów ppłk Władysław Bzowski. Jednocześnie do akcji skierowany został IV szwadron dowodzony przez rotm. Bronisława Mokrzyckiego, któremu towarzyszył rotm. Lucjan Bochenek. Szwadrony te miały zaatakować ulicę Dunajewskiego z dwóch stron. Ułani por. J. Sękowskiego od ulicy Straszewskiego, a szwadron rotm. Mokrzyckiego i Bochenka od ulicy Basztowej. Ponadto akcje ułanów miały wesprzeć trzy samochody pancerne: „Jasiek" i „Dowbór" z Wawelu oraz „Dziadek" z V Dywizjonu Samochodowego stacjonującego w Dąbiu [51].
Gdy szwadrony dowodzone przez ppłka W. Bzowskiego zbliżyły się do ulicy Dunajewskiego, dostrzeżono na rogu Karmelickiej i Szewskiej tłum ludzi, który przyjął ułanów krzykiem, wygrażaniem pięściami i karabinami. Z chwilą gdy czoło oddziału ubliżało się do kawiarni Centralnej znajdującej się na rogu ulicy Karmelickiej i Dunajewskiego, padł strzał i za chwilę rozpoczęła się gwałtowna strzelanina. Strzały posypały się z Plant, z dachów, okien i bram okolicznych domów oraz z tyłu. Ułani znaleźli się w krzyżowym ogniu. Wtedy ppłk Bzowski wydał komendę do szarży i cały I szwadron, z powodu kuł i śliskiego asfaltu, spotkało to samo co jego poprzednika - II szwadron. Tu też został śmiertelnie ranny ppor. Mieczysław Zagórski. Rany odnieśli również dowódca 8 Pułku Ułanów ppłk Władysław Bzowski i dowódca I szwadronu por. Jerzy Senkowski oraz wielu ułanów [52].
Rozbiciu i pełnej rozsypce uległ również półszwadron karabinów maszynowych, który posuwał się za pierwszym szwadronem ułanów dowodzonym przez por. Jana Szawłowskiego. Część koni tego oddziału, otrzymawszy ostrzał, popędziła za pierwszym szwadronem, część zaś skręciła w ulicę Karmelicką, sam dowódca tego pododdziału po stracie konia, piechotą dotarł na ulicę Krowoderską, gdzie zebrał częściowo swoich ludzi. Mając karabiny maszynowe, próbował zaatakować ulicę Basztową, lecz u wylotu Krowoderskiej drogę zagrodził mu tłum uzbrojonych ludzi. Równocześnie z okien i dachów okolicznych domów zaczęły padać strzały. Por. J. Szawłowski zajął stanowiska i rozpoczął ostrzeliwanie wylotu ulicy Krowoderskiej, a poprzez ulicę Basztową również Plant. Po upływie pół godziny, kiedy strzały częściowo umilkły, oddział ten wycofał się do szpitala garnizonowego, skąd na rozkaz komendy KOW odmaszerowat wieczorem do własnych koszar [53].
Tymczasem IV szwadron dowodzony przez rotmistrza Bronisława Mokrzyckiego, z którym był rotm. Lucjan Bochenek, opuściwszy Wawel, ruszył kłusem ulicą Retoryka, Rajską i Garbarską, dążąc na ulicę Dunajewskiego, aby zgodnie z rozkazem uderzyć na zgromadzonych na tej ulicy od Garbarskiej i Basztowej z chwilą gdy ułani przejeżdżali z ulicy Rajskiej na Garbarską, przecinając ulicę Karmelicką, w ich kierunku padły strzały spod kawiarni Centralnej, raniąc kilka koni [54].
Na ulicy Garbarskiej grupy ludności przyjęły ułanów wrogą postawą i groźbami, jednocześnie z bram i okien kamienic zaczęły padać strzały. Ułani z karabinami na plecach i szablami w dłoniach kłusem ruszyli ulicą Garbarską i kiedy znaleźli się u jej wylotu przed hotelem Krakowskim posypał się na nich grad pocisków lecących ze wszystkich stron. Slrzelano z Plant, spod hotelu Krakowskiego i spod pomnika Rejtana, a zwłaszcza zza parkanu willi Tyszkiewiczów (obecnie budynek Ośrodka Szkolenia Partyjnego KW PZPR(teraz już nie- dop. skanujący). Z tego miejsca było bardzo dobre pole obstrzału, ... „wewnątrz ogrodu Tyszkiewiczów pięciu bojowców opierało swoje karabiny na płocie i strzelało do oddziału, którym dowodził Bochenek. Bojowcy ci mówili do siebie, gdy oddział się, zbliżał ,,jeszcze nie", a gdy nadjechał huknęła salwa" [55].
Od tych celnych strzałów rotm. Lucjan Bochenek został śmiertelnie ranny w głowę i zwalił się z konia. Na komendę rotm. Mokrzyckiego kolumna ruszyła galopem, jednak już po przebyciu kilku metrów konie zaczęły się na śliskim asfalcie przewracać. Nadjeżdżające zwarcie następne szeregi załamywały się na leżących koniach i ludziach. W kilku sekundach powstało istne kłębowisko koni i ludzi, w które celnie strzelano ze wszystkich stron. Po krótkiej chwili szwadron czwarty już nie istniał, a tabun koni bez jeźdźców pędził ulicą Basztową. Uzbrojeni bojowcy i zwykły tłum rzucił się na leżących. Koniom i ułanom zaczęto zabierać uzbrojenie i wyposażenie wojskowe [56].
Tuż po wymarszu I i IV szwadronu ułanów wyruszyły z Wawelu około godziny 10.30 dwa samochody pancerne „Jasiek" i „Dowbór", których zadaniem było wsparcie akcji konnicy. Gdy samochody przybyły na ulicy Dunajewskiego, zastały już tylko pobojowisko. Przyjęto je również gradem pocisków z Plant i dachów domów. Pancerki, strzelając do widocznych i ukrytych celów, wycofały się z ulicy Dunajewskiego i ruszyły ulicą Szewską do Rynku Głównego, skąd dochodziły odgłosy strzelaniny. W tym czasie bowiem w Rynku toczyła się istna bitwa. Grupy uzbrojonych bojowców ostrzeliwały ułanów por. Zygmunta Ziemięckiego[57].
Różne uzbrojone oddziały bojowe wdzierały się do biur i mieszkań, skąd prowadziły celny ogień do ułanów. Jedna taka grupa strzelała z okien biura Dyrekcji Robót Publicznych w Krzysztoforach, inna z narożnej kamieniecy przy ulicy Sławkowskiej i Szczepańskiej. Samochody pancerne otwarły ogień do tych punktów, po czym ponownie ruszyły ulicą Szczepańską w kierunku ulicy Dunajewskiego. Kilkakrotnie przejeżdżały tę ulicę, jak również ulicę Jagiellońską, patrolując ten odcinek miasta i strzelając do każdej grupy ludzi, którzy odważyli się wyjść z ukrycia [57].
Równocześnie z akcją tych dwóch samochodów około godziny 11 przed południem wyruszyła z Dąbia trzecia pancerka. Był to popularny „Dziadek" dowodzony przez por. Piotra Pieńkowskiego. Samochód ten uzbrojony w trzy karabiny maszynowe z 5 tyś. szt. amunicji ostrej i 7-osobową załogą, ruszył przez Wielopole ulicą Potockiego (obecnie ul. Westerplatte), Basztową, lecz kiedy mijał wylot ulicy Krowoderskiej, padły do niego strzały od grupy bojowców, która ukryła się przed samochodem w bramach kamienic i na Plantach i zaczęła go ostrzeliwać od tyłu [58].
Na posuwający się dalej ulicą Basztową samochód zaczęły padać coraz gęściej pociski od dobrze ukrytych strzelców. „Dziadek", jadąc w kierunku hotelu Krakowskiego, strzelał ze wszystkich swoich KM, lecz ogień broniących się nie ustawał, a przeciwnie, wzmógł się jeszcze, wskutek czego pociski padające zwłaszcza z okien dachów przebiły w kilku miejscach nie opancerzony dach samochodu. „Dziadek" bowiem był pojazdem przeznaczonym do akcji w otwartym polu. Blacha pancerna zabezpieczała tylko jego boki. Natomiast wieże pokryte były zwykłą i cienką blachą stalową [60].
Samochód strzelając minął hotel Krakowski i napotkał na ulicy Dunajewskiego zator utworzony przez trupy koni. To uniemożliwiło mu dalsze posuwanie. Zaczął wtedy krążyć, a z okien i dachów kamienic oraz z Domu Robotniczego sypał się w dalszym ciągu na niego grad pocisków. W jednym momencie został ranny starszy szeregowy Wincenty Kozik i plutonowy Aleksander Kotfis. Porucznik Pieńkowski zaczął sam strzelać z karabinu maszynowego. Szeregowiec Teodor Łaptucha strzelał z drugiego KM, kierując pociski w górę w stronę punktów ogniowych. Trzeci KM zaciął się [61].
Po ranieniu Kozika i Kotfisa ostrzał samochodu zaczął słabnąć. Wprawdzie strzelał jeszcze przez chwilę Teodor Łaptucha, lecz wkrótce został śmiertelnie rażony kulą w plecy. W tym też momencie kilku uzbrojonych bojowców, korzystając z zamieszania, podskoczyło do samochodu i podłożyło pod jego łańcuch pociągowy lufy karabinów. Łańcuch pękł i samochód został unieruchomiony. Wprawdzie jeszcze zdziesiątkowana załoga usiłowała się bronić, strzelając z jednego KM, ale los tego pojazdu i jego załogi został już przesądzony. Uzbrojeni bojowcy okrążyli samochód, otwarli drzwi i pod groźbą użycia broni zażądali poddania się załogi. O godzinie 11.15 robotnicy opanowali „Dziadka", eliminując go z dalszego udziału w walce. Po wyprowadzeniu jeńców, wyniesiono rannych do Domu Robotniczego i przystąpiono do wyładowywania broni i amunicji, którą również przeniesiono do wnętrza tego budynku [62].
Wiadomość o losie tego pojazdu dowódca V Dywizjonu Samochodowego w Dąbiu mjr Tadeusz Piotrowski natychmiast przekazał gen. J. Czikelowi z jednoczesnym zapytaniem, czy może organizować siły do odbicia „Dziadka". Gen. Czikel odpowiedział, że wydał już podobny rozkaz. Mjr T. Piotrowski, chcąc mieć bliższe dane o istniejącej sytuacji w rejonie Domu Robotniczego, polecił przebrać się w cywilne ubranie por. Józefowi Pasławskiemu i wysłał go z poleceniem rozpoznania sytuacji na trasie i zobaczenia, gdzie jest zdobyty samochód. Po powrocie por. Pasławski doniósł, że robotnicy spodziewając się interwencji i odwetu, przeciągnęli samochód pancerny za barykadę z zabitych koni.
Nie mając jednoznacznych rozkazów ze sztabu wspólnie z kapitanem Aleksandrem Studzińskim przygotowali plany odbicia pojazdu, lecz w trakcie tych zamierzeń nadszedł rozkaz od gen. Czikela, aby wstrzymać wszelkie działanie i czekać w ostrym pogotowiu na dotychczasowych stanowiskach [63].
Na rozkaz komendanta obozu warownego płka Józefa Beckera batalion pułku Strzelców Podhalańskich, dowodzony przez mjra Józefa Gizę, wyruszył ze swojego miejsca postoju - koszar J. Bema przy ul. Rakowieckiej. Zadaniem tego batalionu było oczyszczenie Plant i ulicy Basztowej z zalegających tłumów i uzbrojonych grup bojowych i zabezpieczenie urzędu wojewódzkiego. Batalion wspierany kompanią karabinów maszynowych ruszył marszem ubezpieczonym ulicą Rakowicką i Lubicz. „Na ulicy Lubicz tłum mężczyzn i kobiet wznosił okrzyki -idziecie mordować naszych braci. A gdy oświadczyłem, że wojsko będzie strzelać, tłum się cofnął" [64].
Po przybyciu na ulicę Basztową batalion rozwinął się w szyku bojowym przez ulicę Basztową i Planty. Gdy Podhalańczycy mieli przystąpić do akcji, mjr Józef Giza dostał rozkaz od generała J. Czikela o wstrzymaniu zamierzonych działań. Kompanie po przegrupowaniu zostały jednak zatrzymane w rejonie urzęd wojewódzkiego z przeznaczeniem do jego ochrony i zabezpieczenia [65].
W godzinach południowych walka zbrojna zaczęła wygasać. Każda ze stron pozostawała na opanowanym przez siebie terenie. Policja i wojsko nie atakowały robotników na ulicy Dunajewskiego, nie podejmując nawet prób odbicia zabarykadowanych w różnych punktach policjantów, odbicia zdobytego samochodu oraz internowanych w Domu Robotniczym wielu żołnierzy z 16 PP, 8 Pułku Ułanów i licznych rozbrojonych policjantów. ,,Mieszkańcy zaczęli po południu wychodzić z domu, z przerażeniem widzieli ślady krwi, karetki z rannymi, ale ani śladu wojska lub policji, w zachodniej części miasta krążyły jakieś indywidua z karabinami, a oddziały uzbrojonych bojowców poczęły przeprowadzać rewizje w poszukiwaniu ukrytej policji i przechowywanej rzekomo broni i amunicji" [66].
Przez cały czas walki na ulicach toczyły się rozmowy i pertraktacje krakowskich socjalistycznych przywódców z wojewodą drem K. Gałeckim, ministrem spraw wewnętrznych drem W. Kiernikiem oraz władzami naczelnymi PPS. „Na wieść o pierwszych ofiarach posłowie dr Bobrowski i dr Marek rozpoczęli interwencję u Gałeckiego i gen. Czikela, który faktycznie kierował akcją wojskową, Gałecki nie chciał słyszeć o cofnięciu wojska, Czikel tłumaczył się rozkazem rządu. Poseł Bobrowski zwrócił się do Witosa, ten jednak oświadczył, że sprawa należy do Kiernika" [67].
Po przerwaniu kordonu i rozbrojeniu żołnierzy z 16 P.P., gdy wzmogła się strzelanina pod hotelem Krakowskim, udał się do urzędu wojewódzkiego, klucząc ulicami, dr Zygmunt Marek. Z urzędu wojewódzkiego telefonicznie rozmawiał z ministrem Kiernikiem, żądając ustąpienia ze stanowiska dra Gałeckiego i usunięcia z ulic Krakowa policji i wojska. Dr Marek informował przy tym ministra Kiernika, że wojewoda Gałecki jest tak przez ludność znienawidzony, że tłum żąda jego głowy i chce go powiesić. W obliczu pełnej powagi sytuacji wojewoda Gałecki był zdecydowany ustąpić, aby się nie dostać w ręce podnieconych robotników. Przestraszony wojewoda K. Gałecki „biegał po pokoju, trzymając się za głowę i powtarzając: oni chcą mojej głowy, oni chcą mojej głowy" [68].
Władze centralne PPS podjęły starania u rządu, aby wymusić u niego konieczne ustępstwa: powstrzymanie akcji wojska i policji i cofnięcie militaryzacji kolei i stanu wyjątkowego w zamian za likwidację strajku powszechnego. Chociaż po pierwszym dniu strajku na specjalnym posiedzeniu Rady Ministrów odbytym o godz. 3 w nocy z 5 na 6 listopada zdecydowano, że „Rada Ministrów po zapoznaniu się z życzeniami strajkujących uchwaliła wytrwać na dotychczasowym stanowisku". Pod wpływem jednak dalszych wydarzeń w Krakowie rząd pośpiesznie zwołał drugą konferencję, na której została przyjęta propozycja przywódców PPS dotycząca wstrzymania wszelkich działań przeciwko robotnikom [69].
Wojewoda K. Galecki otrzymał telegraficzną wiadomość z Warszawy, że minister W. Kiernik zezwolił na zawieszenie walk ,,dla dania możliwości posłom socjalistycznym uspokojenia tłumów", z tym jednak, aby na wszelki wypadek policja i wojsko pozostały na swoich stanowiskach. Przerażony wojewoda Galecki wezwał o godz. 11.30 gen. J. Czikela i przekazał mu stanowisko rządu. „Generał J. Czikel w następstwie zakomunikowania mu tej decyzji rządu zaniechał dalszej akcji wojskowej, dając odnośnym formacjom wojskowym rozkaz zaprzestania strzelania i pozostania na stanowiskach do dalszego zarządzenia" [70].
Opierając się na decyzji rządu i rozkazie swoich władz wojskowych, gen. J. Czikel przystąpił do likwidacji zajść, zawierając przedtem z drem Emilem Bobrowskim niepisaną umowę, na podstawie której ustalono porządek i bezpieczeństwo miasta. W oznaczonych odcinkach, opanowanych i kontrolowanych przez robotników, miasto pozostało w ich rękach. Na planie Krakowa nakreślono Unią graniczną, której nie wolno było przekraczać patrolom policyjnym i wojskowym. Na tym terenie wszelki nadzór i kontrolę oddano w ręce uzbrojonych grup robotniczych, które powstały w większości z dotychczasowej straży porządkowej, powołanej na czas strajku, oraz stworzonych na prędce grup bojowych, którym wręczono zdobytą broń " [71].
Ponieważ sytuacja w mieście byia wciąż jeszcze niepewna, obiekty publiczne i wojskowe były silnie strzeżone na wypadek, gdyby robotnicy usiłowali w ciągu nocy zająć Odwach lub składy broni itp. Przed Domem Robotniczym zbierały się tłumy robotników z bronią i tych, którzy jej jeszcze nie mieli. Do tych zebranych tłumów przemawiał Jan Stańczyk, pochwalając „rewoltantów za ich działalność w czasie rozruchów i wzywał ich do wytrwania w rozpoczętej walce. Rewoltanci powinni się jeszcze raz skupić i stać na straży, by dojść do zupełnego zwycięstwa nad burżuazją, podnosząc w dalszym ciągu, że dłoń robotnicza została już wypróbowana na zębach burżuazji i że wojewodę Gałeckiego należy w najbliższym czasie powiesić..." [72].
Składem broni i całym sztabem walczących robotników stał się Dom Robotniczy, który w pierwszej kolejności przygotowywano do obrony. W czasie walki składano tu zdobytą broń i amunicję odebraną policji. Tam też osadzono rozbrojonych żołnierzy i policjantów. W oknie na I piętrze ustawiono karabin maszynowy, przygotowując pozycje obronne w wielu oknach. Liczono się z tym, że władze wojskowe mogą podjąć próbę ataku. Mimo że wojsko i policja zostały w otwartej walce pokonane przez robotników, to jednak chwilowi zwycięzcy nie byli pewni, czy wtadze wojskowe i administracyjne za parę godzin nie rzucą przeciw nim nowych oddziałów. Z tego też powodu, licząc się z tą ewentualnością, robotnicy nie chcieli dać się zaskoczyć [73].
Na dziedzińcu Domu Robotniczego organizowano oddziały i grupy bojowe z ludzi przeszkolonych wojskowo, dzieląc je na odpowiednie drużyny i sekcje. Tym oddziałom Zygmunt Klemensiewicz wyznaczał dowódców. Część grup bojowych kierowano na ulice, by patrolowały miasto i likwidowały ukrywających się policjantów, innych przeznaczano do obrony Domu Robotniczego. Dowódcami takich grup byli między innymi Julian Redlich, Jan Rejman, Jan Widliński, Stanisław Zając, Mieczysław Batko i inni. „Wpakowany do Domu Robotniczego widziałem jak wywoływano tych, którzy służyli w wojsku. Dzielono ich na sekcje, których utworzono około 20 z liczbą po 15 członków" [74].
Z polecenia Zygmunta Klemensiewicza udał się J. Widliński z Henrykiem Zifferem do domu na rogu ulicy Karmelickiej i Dunajewakiego, gdzie schronił się oddział policji z komisarzem M. Ptaszkowskim. H. Ziffer otworzył kluczem bramę, a Ptaszkowski wręczył mu kilka naboi jako dowód, że oddział jest właściwie rozbrojony i że karabiny bez naboi są nieszkodliwe. Strasząc ukrywających się policjantów podnieconym tłumem częściowo ich rozbroili i przeprowadzili na Komisariat Policji Państwowej przy ul. Siemiradzkiego. Podczas tego przemarszu policjanci ukryli karabiny pod płaszczami [75].
Część policjantów z grupy komisarza W. Fleka ciągle była zabarykadowana w domu przy ul. Garbarskiej 14. Około godz. 15 zebrał się przed tym domem tłum ludzi częściowo uzbrojonych. Po chwili uzbrojona grupa dowodzona przez Stanisława Zająca dostała się do tej kamienicy, żądając, aby policjanci się poddali i złożyli broń. Zagrożono im, że w przeciwnym wypadku zostaną wystrzelani. Zdecydowane działanie S. Zająca i obawa przed podnieconym tłumem odniosły skutek. Policjanci nie stawiając oporu złożyli broń i pod eskortą uzbrojonego oddziału zostali odprowadzeni do Domu Robotniczego [76].
Do późna wieczór oddziały uzbrojonych bojowców strzegły domów, w których znajdowały się grupy ukrytych policjantów, przeprowadzały rewizje za przechowywaną bronią. Inne grupy bojowców przeprowadzały rewizje, w klasztorze OO. Karmelitów na Piaskach, w biurach Syndykatu Rolnego na placu Szczepańskim, w Izbie Handlowej, w prywatnych mieszkaniach i na strychach kamienic".
Udział w walkach na. ulicach Krakowa wzięli również piłsudczycy, którzy dążyli do wykorzystania zbrojnego zrywu klasy robotniczej dla własnych celów. Między endecją a piłsudczykarni toczyła się przecież walka o hegemonie, o władzę i wpływy oraz o kierunek polityki naszego państwa. Nie ma dowodów na to, aby istniał w tym czasie plan opanowania Krakowa przez ludzi związanych z obozem Piłsudskiego [77].
Wszystko wskazuje jednak na to, że ludzie związani z osobą Marszałka, a nawet tylko z jego legendą, dążyli do pogłębienia kryzysu politycznego i podkopania wpływu rządu Witosa, nie cieszącego się zresztą w tym czasie popularnością zarówno w szerokich masach, jak również wśród wojska. W dużym stopniu to się udawało dzięki głoszonym radykalnym hasłom i poparciu szerokich rzesz członkowskich i przywódców PPS. Komunistyczna Partia Robotnicza Polski była w tym czasie rozbita. Wielu krakowskich działaczy siedziało w więzieniu. W tym okresie i KPRP ulegała również hasłom głoszonym przez zwolenników Józefa Piłsudskiego [78].
Chociaż oficjalnie piłsudczykowskie organizacje „Strzelec" i POW odżegnały się od aktywnego udziału w walkach listopadowych w Krakowie, to jednak już wstępne wyniki śledztwa ujawniły ich udział. Dowódca KOW, płk Józef Becker twierdził, że widział oddział bojowy składający się z 60 ludzi na ulicy Franciszkańskiej. Internowani żołnierze w Domu Robotniczym dowodzili, że również widzieli poruszających się tam ludzi w uniformach i z oznakami Związku Strzeleckiego. Widziano również na ulicach patrole legitymujące się przynależnością do tej organizacji [78].
Związek Strzelecki, chcąc się odciąć całkowicie od tych wydarzeń, 9 Listopada. ogłosił, że „Zarząd Obwodu Związku Strzeleckiego Kraków Miasto wyjaśnia, że Związek Strzelecki jako organizacja społeczna i polityczna w wypadkach ostatnich w żadnej formie w ogóle nie brała udziału". Mimo tej deklaracji nie da się zaprzeczyć indywidualnego i grupowego udziału w tych wydarzeniach ludzi związanych z POW i „Strzelcem", których działania nie firmowały oficjalnie ich organizacje. Wśród nich niepoślednią rolę odegrał późniejszy komendant Berezy Kartuskiej, mjr Wacław Kostek-Biernacki. Mieczysław Mastek twierdził z całą stanowczością wręcz, „...że zamiarem Kostka-Biernackiego było objęcie rządów w Krakowie i urządzenie stamtąd marszu na Warszawę" [80].
W czasie krwawych walk na ulicach Krakowa byli po obu stronach zabici i ranni. Zginęło 15 robotników, 2 studentów i l urzędnik, a kilkudziesięciu zostało rannych. Wojsko straciło 14 osób, w tym 3 oficerów, 101 żołnierzy i oficerów zostało rannych. Policja nie poniosła śmiertelnych ofiar, lecz również 38 policjantów zostało rannych i poturbowanych. Zginęło 37 koni, a 83 zostało rannych. Straty materiałowe wojska i policji z powodu zniszczenia i zaginięcia uzbrojenia i ekwipunku wojskowego wyniosły 9 514 140 358 marek polskich" [81].
Nawet pobieżna analiza źródeł i przedstawionych wyżej faktów wskazuje, że walka zbrojna krakowskiego proletariatu 5 i 6 listopada 1923 roku nie była ruchem zorganizowanym. Zaskoczona uporem i brutalnością władz administracyjnych i policji klasa robotnicza w samowolnym porywie usunęła przy pomocy siły zbrojnej i narzuconego sobie stylu walki policję i wojsko z wielu ulic Krakowa. Nie było to jednak żadne powstanie jako ruch z góry przygotowany, kiedy to broń jest w rękach proletariatu, a przygotowane kadry dowódcze posiadają opracowane plany działania " [82]. Tego wszystkiego w listopadzie 1923 roku w Krakowie nie było. Krakowscy robotnicy nie posiadali wcześniej przygotowanej broni. Nie posiadali też żadnej organizacji bojowej gotowej do prowadzenia walki, nie było też planu tej walki. Cały ruch był spontaniczny, żywiołowy, zaskoczył wszystkich - władze administracyjne, które skoncentrowały spore ilości wojska, a zwłaszcza masy robotnicze udające się rano 6 listopada przed Dom Robotniczy, który został prowokacyjnie przed nimi zamknięty. Idąc na Dunajewskiego wielu z nich nie spodziewało się, że za kilka godzin przypadnie im walczyć zdobytą bronią i ginąć wśród chaosu i ogólnego zamieszania [83].
Niejednoznaczną rolę odegrali działacze krakowskiej PPS, którzy na wiecach poprzedzających wydarzenia 5 i 6 listopada wzywali robotników do zdecydowanej politycznej walki przeciwko władzom administracyjnym i rządowi, kiedy zaś doszło do krwawego i zbrojnego starcia, dokładali maksymalnych starań, aby je zażegnać oraz rozbroić tych, którzy zdobyli broń [84].
Rozwój wydarzeń postawił krakowskich przywódców PPS w trudnej i nie przewidywanej przez nich sytuacji. Robotnicy zdobyli broń. Duża ilość tej broni znalazła się również w rękach ludzi, nad którymi ta partia nie miała kontroli i wpływu na ich działalność. Mimo zawartego rozejmu z władzami administracyjnymi uzbrojone patrole kontrolowały ulice. Grupy uzbrojonych robotników zgłaszały chęć i żądanie udania się do silnie strzeżonego już Urzędu Wojewódzkiego, aby rozprawić się. z wojewodą Gałeckim. Inne grupy chciały opanować dworzec kolejowy i zniszczyć połączenie komunikacyjne z Krakowem oraz zdobyć Odwach [85].
Około godziny 16 przybył pod Dom Robotniczy oddział uzbrojonych robotników, którym dowodził Tadeusz Ćwik, z żądaniem kontynuowania walki. Przywódców PPS ogarnął strach, gdyż obawiali się kolejnych wystąpień i starć z wojskiem, dla którego „...przygotowany był rozkaz bombardowania tej części miasta przez artylerie, lotników i samochody pancerne" [86]. Będąc pod wyraźnym zagrożeniem w późnych godzinach popołudniowych zaczęto rozbrajać robotników. „Celem zapobieżenia mogącym nastąpić przykrym wypadkom poinformowałem w prywatnym mieszkaniu posła dra Emila Bobrowskiego i posła Zygmunta Klemensiewicza o grożącej sytuacji. Polecono mi natychmiast rozbroić wszystkich. Ponieważ nie mogłem wśród tłumu znaleźć znanych mi aktywnych działaczy partyjnych, zażądałem, aby wezwać z ganku Ubezpieczalni wszystkich posiadających broń aby poddali się. moim rozkazom, gdyż ja jestem z ramienia partii wyznaczony do dalszego kierowania akcją" [87].
Janowi Widlińskiemu w tej pracy aktywnie pomagał Jan Rejman. „Postanowiliśmy przede wszystkim starać się o odebranie broni niepewnym osobnikom. Najpierw zatem wezwaliśmy uzbrojonych, żeby zgromadzili się na podwórzu Domu Robotniczego. Na podwórzu części uzbrojonych osobników zdołaliśmy broń odebrać, a reszta broni złożyć nie chciała" [88].
Następnego dnia pod kierownictwem Jana Widlińskiego od odtransportowano zdobytego „Dziadka" spod Domu Robotniczego do koszar na ul. Rajską. Późno w nocy 7 XI przed Dom Robotniczy zajechały wojskowe samochody ciężarowe i wywiozły zebrane tam i strzeżone przez straż robotniczą karabiny, pistolety, lance, amunicję i oporządzenie wojskowe [89].
Zbrojnej walce, która się rozgrywała na ulicach Krakowa w dniu 6 listopada 1923 roku towarzyszły podobne wydarzenia, w których padli zabici i ranni, w tym samym dniu w Borysławiu, a 2 dni później w Tarnowie. Te krwawe wydarzenia osłabiły ogromnie powagę i autorytet rządu, którym kierował W. Witos.
Dążąc chwilowo do kompromisu, rząd cofnął zarządzenie o militaryzacji kolei i sądach doraźnych oraz zaniechano prześladowania kolejarzy, którzy nie stawili się do pracy w czasie strajku. Usunięto też ze stanowiska znienawidzonego wojewodę dra Kazimierza Gałeckiego i generała Józefa Czikela, wysyłając tymczasowo na ich miejsca wiceministra Karola Olpińskiego i gen. Lucjana Żeligowskiego [90].
Ważną i trwałą zdobyczą walk listopadowych w Krakowie były przykłady bierności wojska, a zwłaszcza żołnierzy z 16 Pułku Piechoty, i niechęć występowania przeciwko ludności. Biorąc ten charakterystyczny fakt pod uwagę, KC KPRP wydał w czerwcu 1924 r. odezwę do wojska, w której stwierdza, że robotnicy i żołnierze krakowscy zasłużyli sobie na wieczną pamięć ludu pracującego, uczynili oni bowiem poważny krok naprzód w sprawie wyzwolenia Polski.
Zestawienie ofiar poległych i zmarłych z powodu odniesionych ran na ulicach Krakowa w dniu 6 listopada 1923 roku "[91]
Robotnicy
1. Bombal Edmund
2. Bigosinski Antoni
3. Furmanek Józef
4. Gondur Wojciech
5. Książek Łukasz
6. Lejman Pesach
7. Nowak Józef
8. Ochojna Mateusz
9. Orzechowski Ignacy
10. Sajak Franciszek
11. Sikora Wojciech
12. Sikorski Andrzej
13. Skoczeń Stanisław
14. Skorupka Roman
15. Stanclik Józef
Żołnierze
1. Rotm. Bochenek Lucjan 2- St. uł. Chodaczek Mikołaj
3. Kapr. Domoń Józef
4. Uł. Dubanowski Stefan
5. Uł. Korzeniowski Michał
6. Uł. Kożnik Aleksy
7. Szer. Łaptucha Teodor
8. Uł. Łazowski Teodor Antonow
9. Rotm. Łukasiewicz Franciszek *
10. Ul. Moskwiak Józef
11. Ul. Piróg Wasyl
12. Ul. Senedjak Iwan
13. Uł. Wierciński Józef
14. Ppor. Zagórowski Mieczysław
1. Batko Tomasz - urzędnik
2. Malinowski Aleksander _ student III r. AG
3. Lachowicz Ignacy - asystent UJ
* Zmarł 27 XI 1923 roku
Przypisy:
[1] Edward Próchnik, Pierwsze piętnastu lecie Polski Niepodległej, Warszawa 1957, s. 170
[2] Z. Landau, J tomaszewski. Zarys historii gospodarczej Polski 1918-1939, Warszawa 1962, s. 58
[3] E. Próchnik, Pierwsze..., op. cit., s.172; B. Zientara, A. Mączak I Ihantowicz, Z.Landau, Dzieje gospodarcze Polski, Warszawa 1965, s. 508.
[4] Z. Landau, J. Tomaszewski, Zarys..., op. cit., s.64; I. Kostrowicka, Z. Landau, J. Tomaszewski, Historia gospodarcza Polski XIX i XX wieku, Warszawa 1966, s.270.
[5] J. Buszko, H. Dobrowolski, Z. Kozik, K. Nowak, Szkice z dziejów ruchu komunistycznego w województwie krakowskim, Kraków 1958, s. 96; Zwycięstwo górników Zagłębia Dąbrowskiego i Krakowskiego, "Naprzód" nr. 251 z dn. 31 X 1923 r.
[6] W. Witos, Moje wspomnienia, Paryż 1965, t. III; Jednodniowy demonstracyjny strajk powszechny w Krakowie, "Naprzód" nr 251 z dn. 31 X 1923 r.
[7] J. Czikel, Ogłoszenie powołujące kolejarzy na ćwiczenia wojskowe, Materiały procesu Bolesława Drobnera i towarzyszy- Archiwum Historii Partii KC PZPR sygn. 15468/23, t. III.
[8] M. Porczak, Walka robotników z reakcją w listopadzie 1923r., Kraków 1926, s. 37.
[9] Ibidem; Sytuacja strajkowa w Krakowie pogarsza się z godziny na godzinę, "Ilustrowany Kurier Codzienny" nr. 272 z dn. 29 X 1923 r., s. 5
[10] Strajk kolejarzy i pocztowców, "Naprzód" nr 251 z dn. 31 X 1923 r., s. 5
[11] Odezwa Centralnego Komitetu Wykonawczego Polskiej Partii Socjalistycznej z dn. 4 IX 1923 r., "Naprzód" nr. 255 z dn. 5 XI 1923 r., s. 1.
[12] F. Kalicka Powstanie krakowskie 1923 r., Warszawa 1953, s. 47; Strajk generalny w całej Polsce od poniedziałku 5 listopada, "Naprzód" nr 255 z dn. 5 XI 1923 r., s. 1.
[13] Z dni grozy i bólu, Kraków, s. 4; M. Porczak, Walka...,op. cit. s. 40.
[14] Z dni grozy..., op. cit., s. 5.
[15] Strajk generalny 10 Krakowie, „Naprzód" nr 256 z dn. 6 XI 1923 r., s. 1.
[16] W. Witos, Moje wspomnienia, op. cit., s. 49; M. Porczak, Walka..., op. cit, s. 39.
[17] K. Gałecki. Odezwa wzywająca ludność do spokoju i porządku w Krakowie, „IKC" m- 279 z dn. 6 XI 1923 r., s. 2.
[18] Informacja ministra Włodzimierza Wyganowskiego pt. Zajścia listopadowe w Krakowie, Materiały procesu B. Drobnera..., op. cit., t. II, s. 7; Strajk generalny w Krakowie, op. cit., s. 1.
[19] B. Drobner, Drogowskazy, Kraków 1945, s. 52; Relacja A. Piotrowskiego pt. Mój udział w walkach robotników w powstaniu krakowskim 6 XI 1923 r., mps. s. 2, zbiory własne.
[20] Pismo prokuratora przy Sądzie Okręgowym w Krakowie z dn. 29 I 1924 r., Materiały procesu B. Drobnera..., op. cit. t. III karta 208.
[21] Relacja z zeznania Władysława Fleka, Materiały procesu B. Drobnera..., op. cit., t. III, karta 208, rkps.
[22] B. Drobner, Bezustanna walka, Warszawa 1965, s. 81.
[23] K. Bąkowski, Kronika Krakowa z lat 1918-1923, Kraków 1925, s. 99; Akt oskarżenia prokuratora przy Sądzie Okręgowym w Krakowie z dn. 12 IV 1924 r., Materiały procesu B. Drobnera..., op. cit., t. II s. 10.
[24] Akt oskarżenia prokuratora..., op. cit., t. II, s. 10.
[25] Akt oskarżenia prokuratora przy Wojskowym Sądzie Okręgowym Nr. V w Krakowie
[29] Relacja z zeznania Leopolda Kinzhubera, Józefa Pawełka, Franciszka Delekty, Materiały procesu B. Drobnera..., op. cit., t. III, karta 269, 282, rkps.
[30] Krwawy wtorek w Krakowie, "Naprzód" nr. 257 z dn. 9 XI 1923 r., s. 2; Relacja Henryka Ziffera pt. Co się stałow pamięci o tzw. "powstaniu krakowskim" 1923 r., mps, s.2 , zbiory własne.
[31] Akt oskarżenia prokuratora przy Wojskowym Sądzie..., op. cit., t. II, s. 10; Krwawy wtorek na ulicach Krakowa, „IKC" nr 280 z dn. 9 XI 1923
[32] Relacja z zeznania Wincentego Pietrzyka, Stanisława Marcinowa, Materiały procesu B. Drobnera..., op. cit, t. II, karta 235, 279, rkps.
[33] Przebieg tragicznych dni w Krakowie, „Piast" nr 45, 46 z dn. 18 XI 1923 r., s. 1; Akt oskarżenia prokuratora przy Wojskowym Sądzie..., op. cit., s. 10.
[34]Akt oskarżenia prokuratora przy Wojskowym Sądzie.,., op. cit.
[35] Krwawy wtorek w Krakowie, op. cit.; M. Porczak, Walka..., op. cit., s. 46
[36] A. Piotrowski, Mój udział..., Op. cit., s. 3.
[37] Akt oskarżenia prokuratora przy Wojskowym Sądzie..., op. cit., t. II, s. 11.
[38] Informacja ministra W. Wyganowskiego,.., ap. cit., t. II, s. 8.
[39] Ibidem.
"[40] Akt oskarżenia prokuratora..., op. cit, t. I, s. 23; K. Bąkowski, Kronika Krakowa .... op. cit,, s. 104.
[41] Relacja z zeznania Stanisława Zająca, Materiały procesu B. Drobnera..., op. cit., t. II, karta 256, rkps; H. Ziffer, Co mi zostało..., op. cit., s. 5.
[42] Akt oskarżenia prokuratora..., op. cit, t. I, s. 27.
[43] Informacja ministra W. Wyganowskiego..., op. cit., t. II, s. 2; Oświadczenie generała Józefa Czikela. Materiały procesu B. Drobnera..., op. cit., t. II, karta 287, rkps.
[44] Z dni grozy..., op. cit., s. 8; Kasa Chorych fortecą, „IKC" nr 281 z dn. 10 XI 1923 r., s. 3.
[45] Kto wystrzelał ułanów, „Naprzód" nr 264 z dn. 17 XI 1923 r., 3; Relacja z zeznania Franciszka Górala, Materiały z procesu B. Drobnera..., cit., t. II, karta 280, rkps.
[46] Relacja z zeznania Marka Flaszkowskiego, Rudolfa Kanarka, Józefa Gizy, Maleriały procesu B. Drobnera.,., op. cit., t. II. karta 275, 280, 293, rkps; Krwawy wtorek na ulicach Krakowa, op. cit.
[47] Z dni grozy... op. cit., s. 7.
[48] Akt oskarżenia prokuratora...., op. cit., t. I, s. 26.
[49] Relacja Jana Widlińskiego pt. Przebieg wypadków w krwawych zajściach w dniu 6 XI 1923 r. w Krakowie, mps, s. l, zbiory własne; Z dni grozy..., op. cit., s. 7.
[50] Informacja ministra W. Wyganowskiego..., op. cit., t. I, s. 10.
[51] Ibidem
[52] Z dni Grozy..., op. cit., s. 7, 68; Krwawy wtorek na ulicach Krakowa, op. cit.
[53] Z dni Grozy..., op. cit., s. 8; Obrazki z placu boju, "IKC" nr. 280 z dn. 9 XI 1923 r., s.5.
[54] Akt oskarżenia prokuratora..., op. cit., t. I, s. 27.
[55] Relacja z zeznania Mieczysława Batko, ks. Franciszka Komorowskiego, Materiały procesu B. Drobnera..., op. cit., t. I, karta 11, 278, rkps.
[56] Relacja z zeznania Pawła Woźniaka, Materiały procesu B. Drobnera..., op. cit., t. II, karta 280, rkps.
[57] Relacja z zeznania Aleksandra Studzińskiego, Materiały procesu B. Drobnera..., op. cit., t. II, karta 293, rkps.