Teksty pochodzą z Pracowniczej Demokracji Maj 2006 nr 86 (138) strony 6-7.


Chris Harman
Iran 1978-1979: ukryta historia rewolucji

Hipokryzja pogróżek rządów zachodnich wobec Iranu powinna być oczywista. Iran nie ma broni nuklearnej, natomiast ma ją pobliskie państwa takie, jak Izrael, Indie i Pakistan, a także oczywiście wszystkie państwa Rady Bezpieczeństwa ONZ.
To, co rzeczywiście jest na rzeczy, to usiłowania Stanów Zjednoczonych dokonania zemsty na państwie, które 27 lat temu rozmontowało jedną z największych amerykańskich siatek szpiegowskich i zajęło ambasadę amerykańską.
George Bush dotknięty swoją niezdolnością do rozbicia oporu wobec okupacji Iraku, chce pokazać ludziom na całym świecie, że potęga amerykańska jest zdolna ukarać kogokolwiek, kto nie wykona poleceń USA - czy to na Bliskim Wschodzie, czy w Ameryce Południowej.
Wielu liberałów i część lewicy nie chce tego dostrzec. Postrzegają oni republiki islamskie jako zacofane teokrację pogrążone w średniowiecznym barbarzyństwie, niemalże faszystowskie. W gruncie rzeczy reżim irański rzeczywiście przejawia wiele praktyk i zachowań reakcyjnych, Prezydent Mahmoud Ahmadinejad stosunek do gejów i kobiet niewiele odbiegający od obecnego papieża i fundamentalistów chrześcijańskich w USA. Ale Iran nie jest ani średniowieczny ani faszystowski. Ahmadinejad został prezydentem zbierając głosy wielu najbiedniejszych ludzi w wyborach, które podzieliły irańską warstwę rządzącą. Iran jest w rzeczywistości państwem kapitalistycznym, lecz sformowanym w dużym stopniu walkami i konwulsjami, które osiągnęły swój szczyt w czasie rewolucji w 1979 r.
Do rewolucji w Iranie rządził szach, despotyczny monarcha przywrócony do władzy w 1953 r. przez zamach stanu zorganizowany przez CIA i wywiad brytyjski. Wprowadzał w życie swoją wizję rozwoju kapitalistycznego, włączając w to program nuklearny, która wyobcowała tradycyjny establishment religijny i zmusiła miliony ludzi do opuszczenia wsi w poszukiwaniu środków utrzymania, którymi dla wielu okazały się slumsy rozkwitających miast.
Cała niechęć do szacha wybuchła w 1978 r. Został on zmuszony do ucieczki z kraju na początku 1979 r. w wyniku wielkich demonstracji i strajków pracowników naftowych i rewolty niektórych jednostek armii. Tak jak w każdej spontanicznej rewolucji, zaangażowane były różne warstwy i grupy społeczne. Obok robotników i biedoty miejskiej, w rewolucji brała udział część klasy średniej tradycyjny establishment religijny, masy drobnych kupców i właścicieli straganów na bazarach, a także zwolennicy niezależnego, asertywnego kapitalizmu irańskiego.
Wszystkie te siły były złe na szacha i jego powiązania z USA. Większość z nich wyraziła swe niezadowolenie w formie religijnej, używając fraz z Koranu mówiących o wsparciu dla "uciskanych". Jednak gdy tylko szach wyjechał, pojawiły się rozbieżności, znowu przybierające formę religijną. Robotnicy utworzyli komitety fabryczne w celu wywalczenia podwyżek płac, praw związkowych i lepszych warunków pracy.

Język religijny

W reakcji na to zwolennicy kapitalizmu narodowego dążyli do przywrócenia "porządku". Liberalna klasa średnia połączyła się z częścią kleru związanego z kupiectwem aby działać razem przeciwko lewicy. Używali oni języka religijnego tak, jak rewolucja. Walka z lewicą była pokazywana jako walka z "niewiernymi" i "zachodnim imperializmem kulturalnym", ale ich głębsze przesłanie było takie same, jak konserwatystów gdziekolwiek na świecie, obojętne czy to katolickich, protestanckich, hinduskich, muzułmańskich, czy nawet ateistycznych - wszyscy oni głoszą, że lewica zagraża rodzinie, moralności i własności nabytej "ciężką pracą" ludzi przedsiębiorczych.
Podobnie brzmiały żądania tych, którzy zdusili rewolucję niemiecką w 1919 r., lub tych, którzy tłumnie połączyli się "krucjatą" generała Franco przeciw klasie robotniczej w Hiszpanii w 1936 r. W tym kontekście zachowanie się prawicy po rewolucji irańskiej nie było zasadniczo inne. Użyła ona tylko innego przebrania - zamiast protestantyzmu pruskiego lub katolicyzmu hiszpańskiego, włożyła szaty islamu.
Jednak była też istotna różnica - część kleru związanego z kupcami i z otoczenia ajatollaha Chomeiniego chciała zachować niezależność od Ameryki rozbijając jednocześnie lewicę. Ale równocześnie bali się oni odcięcia się od mas oczekujących zdobyczy rewolucji.
Dlatego w 1980 r. grupa Chomeiniego poparła studentów okupujących ambasadę USA i obróciła się przeciw "umiarkowanym" zwolennikom burżuazji. Język antyimperialistyczny pomógł im zyskać popularność wśród ludzi, co pozwoliło uderzyć im w przeciwników różnych opcji. Wykorzystując kampanię ataków bombowych lewicowo nastawionej wówczas islamistycznej organizacji Mudżahedini Ludowi (która wsparła Saddama Husajna w Iraku, a teraz jest sojusznikiem USA) usprawiedliwiono masowe represje. To przypieczętowało dominację grupy Chomeiniego w porewolucyjnym państwie. Ustanowiono nawet konstytucję i wybory, ale i prawo weta wobec wybranych polityków. W ten sposób jednak Iran stał się doz gonnym wrogiem USA, które nie wybaczą Iranowi ataku na ambasadę prędzej niż zagarnięcia należących do firm amerykańskich plantacji cukru w 1959 r. przez Kubę.
Chris Harman

Tłumaczył Eryk Baradziej


Filip Ilkowski
Salonoobrona

Czyżby nastał koniec świata? Śledząc przez ostatnie tygodnie media wydawać by się mogło, że jest on już blisko. Oto bowiem Samoobrona - ulubiony obiekt żartów komentatorów i straszak na poczciwych mieszczan - staje się partią rządzącą.
Co prawda Samoobrona to nie to samo co kilka lat temu, a jej przewodniczący przeszedł zadziwiającą przemianę, ale... "człowiek skazany prawomocnym wyrokiem sądu" wchodzi na rządowe salony.
Partia Leppera zdołała zdobyć masowe poparcie i wbić się do oficjalnej polityki - mimo (a może dzięki) jednoznacznej wrogości większości mediów - gdyż utożsamiano ją z bezkompromisową krytyką władzy i obroną zwykłego człowieka. Im bardziej zadowolona z siebie liberalna inteligencja śmiała się z "prostactwa" Leppera, wykazując tym samym ogólną pogardę dla ludzi, tym bardziej "prostacy" się z nim utożsamiali i go popierali.
Z naszego punktu widzenia krytyka Samoobrony powinna być dokładnie odwrotna od tego, co zewsząd słyszmy. Problemem nie jest to, że Lepper i spółka organizowali kilka lat temu blokady dróg i inne znaczące demonstracje rolnicze. Jest nim fakt, że gdy weszli do parlamentu, blokady się skończyły. Problemem nie jest łamanie etykiety parlamentarnej i nazywanie ludzi związanych przez ostatnie kilkanaście lat z władzą "złodziejami" czy "bandytami". Jest nim fakt, że choć w swoim pierwszym sejmowym przemówieniu w 2001 r. Lepper zapowiadał, że "Wersal się skończył" to w rzeczywistości on sam zaczął przyjmować wersalskie obyczaje. Problemem nie jest też na pewno skazanie przez sąd za działalność związkową. Taki wyrok to raczej powód do chwały! Jest nim fakt, że dziś o działalności związkowej Samoobrony już nie słyszymy.
Problemem tej partii jest w praktyce sama jej "zadziwiająca przemiana". Drogie garnitury i opalona buźka pana przewodniczącego stały się symbolem tego, że Samoobrona "normalnieje", czyli staje się podobna do innych partii. Podobna także w tym sensie, że w jej klubie parlamentarnym znalazło się wielu bogatych bonzów, którzy nie bardzo pasują do wizerunku partii broniącej ubogich.
W rzeczywistości przemiana ta nie jest jednak aż tak zadziwiająca. Partia Leppera zawsze bardziej kierowała się do drobnego właściciela niż do pracownika najemnego. Postulowana przez Samoobronę "trzecia droga" to utopia gospodarki rynkowej, w której istnieją drobni posiadacze (albo i więksi, ale "uczciwi"), a nie istnieją wielkie korporacje. Jednocześnie tych posiadaczy od negatywnych skutków konkurencji ma w razie czego ratować państwo. Dlatego w ideologii Samoobrony obok słusznych postulatów socjalnych zawsze przejawiały się elementy nacjonalistyczne. Oczywiście, partia Leppera nigdy nie była faszystowską czy nawet skrajnie prawicową (choć niektórzy jej postawie mają takie korzenie) - co z uporem starały się wpoić liberalne media. Jednak "patriotyzm" stał się spoiwem ideologicznym, który mógł w Samoobronie połączyć bogatego przedsiębiorcę i ubogiego rolnika.
Dlatego też partia Leppera, która jeszcze niedawno określała się jako "lewica patriotyczna" (w nadziei na przejęcie elektoratu SLD), może teraz ośmieszać się flirtem ze skrajnie prawicową LPR, mówiąc nawet o wystawieniu z nią wspólnych list wyborczych!
Dziś "normalnienie" Samoobrony doszło do symbolicznego końca. Lepper gotów jest wejść do rządu, w którym ministrem finansów jest arcyliberalna Żyta Gilowska. Jego partia zrezygnowała praktycznie ze wszystkich swoich postulatów, byle tylko pokazać, że zerwała z przeszłością i jest "odpowiedzialna". Samoobrona w rządzie, ku radości wielkiego biznesu i wbrew nadziejom większości jej elektoratu, nic w polityce nie zmieni.
Ostatniego słowa nie powiedzieli tylko rolnicy, którzy nie po to kilka lat temu gotowi byli ryzykować na blokadach ostrzał gumowymi kulami, by dziś przyglądać się biernie rządowym limuzynom swych dawnych liderów.


Alex Callinicos
Europa walczy z neoliberalizmem

Wkrótce minie rok od pokonania konstytucji Unii Europejskiej (UE) we francuskim referendum. Był to początek serii porażek programu neoliberalnego w Europie, które wywołały wściekłość w kręgach establishmentu globalnego biznesu. Ma on całkiem realny problem. W odróżnieniu od Wielkiej Brytanii - Niemcy, Francja oraz Włochy wciąż mają spore sektory wytwórcze. To oznacza, że są one szczególnie wrażliwe na konkurencję ze strony krajów o niskich kosztach produkcji, przede wszystkim Chin.
Politycy, biznes i media tworzące establishment w całej Europie są więc mocno przywiązani do tak zwanego planu lizbońskiego, przyjętego przez UE w 2000 r.. Jest to pakiet "reform" wolnorynkowych, które zniosłyby osłony i zabezpieczenia socjalne wywalczone przez pracowników na przestrzeni XX stulecia. Kłopot w tym, że między establishmentem a ogółem ludności jest szeroki rozziew.
We Włoszech wielki biznes desperacko starał się wymóc te "reformy" na nieprzewidywalnym i skorumpowanym rządzie premiera Silvio Berlusconiego. Potem miał on nadzieję, że stabilniejszy kurs zapewni Romano Prodi, który jako włoski premier w latach 1996-98 przeprowadził cięcia w wydatkach wymagane przed przystąpieniem do strefy euro. Ale posiadając bardzo kruchą większość w parlamencie, jego rząd był zmuszony liczyć się z głosami mocno lewicowej partii, Rifondazione Comunista.
Ogromne przywiązanie społeczeństwa do państwa opiekuńczego jest skałą, o którą neoliberalny program rozbija się także w innych rejonach Europy. Centrolewicowy rząd Gerharda Schródera w Niemczech zaczął wprowadzać "reformy", które znacznie obcięły zasiłki dla bezrobotnych. W wyborach federalnych we wrześniu ub. r. miliony głosujących porzuciło dwie główne partie koalicji, wielu z nich po to, by oddać głos na Linkspartei, nową formację radykalnie lewicową.
Partie głównego nurtu zostały więc zmuszone do połączenia się w "wielkiej koalicji" pod wodzą konserwatywnej lid-erki chrześcijańskich demokratów, Angeli Merkel. Koła biznesu obawiają się, że będzie ona zbyt słaba, aby móc dalej okrajać państwo opiekuńcze.
Z najbardziej intensywnym oporem jednak spotyka się neoliberalizm we Francji. Najnowszym etapem powtarzającego się od przeszło dekady cyklu buntów jest rebelia przeciwko narzuconej przez premiera Dominique'a de Villepina ustawie CPE, która ułatwiałaby wyrzucanie młodych pracowników.
Cykl ów zaczął się od strajków pracowników sektora publicznego w listopadzie i grudniu 1995, które doprowadziły do upadku pierwszego premiera za kadencji prezydenta Jacquesa Chiraca. Później były masowe strajki nauczycieli w maju i czerwcu 2003, i wreszcie utrącenie konstytucji unijnej w roku ubiegłym.
Edwy Plenel, były redaktor naczelny francuskiego lewicowo-liberalnego dziennika "Le Monde", pieklił się, że zwycięstwo głosów na "nie" w referendum konstytucyjnym oznacza świt "narodowej rewolucji" - co było wyraźnym odniesieniem do francuskiego reżimu z Vichy, kolaborującego z hitlerowcami.
Miotanie tego rodzaju obelg nie zdoła zamaskować faktu, że, choć partie polityczne głównego nurtu i mass-media stoją murem za establishmentem, nie udało się mu przekonać mas o tym, że neoliberalne "reformy" są czymś koniecznym czy choćby pożądanym. Począwszy od schyłku lat 90-tych ruch przeciwko neoliberalnej globalizacji wyłonił się jako potężna siła polityczna w Europie kontynentalnej.
Systematyczna krytyka neoliberalizmu zatacza szerokie kręgi, popularyzowana przez miesięcznik "Le Monde Diplomatique" oraz pisarzy takich jak Pierre Bourdieu, Noam Chomsky i Susan George. ATTAC, utworzony w 1998 w celu sprzeciwiania się międzynarodowym spekulacjom finansowym, był jedną ze znaczących sił we francuskiej kampanii przeciwko projektowi konstytucji. Niemiecka filia tej samej organizacji współpracowała ze związkami zawodowymi w kampanii sprzeciwu wobec "reform" Schrodera i wobec unijnej dyrektywy Bolkesteina, zagrażającej poziomowi plac i warunkom pracy w usługach. We Włoszech masowe protesty podczas szczytu G8 w Genui w lipcu 2001 oraz ruch antywojenny sprawiły, że przeciwnicy neoliberalnej globaliza-cji stali się ważną siłą, skupioną wokół Rifondazione Comunista.
Ale problem, z którym borykają się europejskie klasy panujące sięga o wiele głębiej. Większość pracowników Europy pozostaje przywiązana do tradycyjnie socjaldemokratycznego programu, który zakłada, że państwo będzie wykorzystywać swą siłę, aby ich chronić przed najgorszymi ekscesami kapitalizmu. Dzisiejsze partie pracy głównego nurtu porzuciły ten projekt i przyjęły filozofię neoliberalizmu. Tym samym otwiera się pusta przestrzeń na lewo od nich. Jak pokazały wybory w Niemczech, wielu wyborców socjaldemokratów czuje się opuszczonymi przez partie, na które tradycyjnie głosowali i rozgląda się za polityczną alternatywą. Wyzwaniem dla lewicy radykalnej i rewolucyjnej w Europie jest teraz udowodnienie, że potrafią taką alternatywę zaoferować. Stara się o to m.in. blok Respect w Wielkiej Brytanii. Jeśli to się powiedzie, to kryzys europejskich klas rządzących okaże się jeszcze poważniejszy niż im się wydaje już teraz.
Alex Callinicos Tłumaczył Paweł Listwan


Anindya Bhattacharyya
Ruch we Francji szykuje się do nowych batalii

Francuscy aktywiści, którzy zaangażowali się w masowy ruch sprzeciwu wobec CPE, czyli ustaw o zatrudnieniu młodzieży, mówią, że ich zwycięstwo jest dopiero pierwszym krokiem większej kampanii przeciwko neoliberalizmowi. 11 kwietnia b.r. około 40 tys. Studentów i uczniów szkół średnich w całej Francji wzięło udział w dniu akcji przeciwko CNE, podobnej do CPE ustawie odnoszącej się do małych firm oraz przeciwko innym prawom dotyczącym zatrudnienia, które podkopują prawa pracownicze. Prawie wszystkie blokady uniwersytetów zostały zniesione. Jednak związkowcy i aktywiści studenccy planują wznowienie nacisków po feriach wielkanocnych.
Federacja związkowa CGT ogłosiła tegoroczny pochód pierwszomajowy demonstracją przeciwko CNE. Krajowy komitet koordynacyjny studentów, który przewodził protestom przeciwko CPE oraz dwie inne duże federacje francuskich związków zawodowych, Force Ouvrićre i CFDT, także popierają postulat wyrzucenia CNE na śmietnik. Tym, co przyprawia o ból głowy prawicowy rząd Francji są dwa inne aspekty jego programu, które mogą okazać się punktami zapalnymi tego lata. W czerwcu rząd planuje częściowo sprywatyzować Gaz de France. Konkretne plany nie zostały jeszcze opublikowane, ale z pewnością wzniecą one protesty.
Drugie starcie kroi się w związku z represyjnym projektem ustawy imigracyjnej promowanym przez Nicolasa Sarkozy'ego, ministra spraw wewnętrznych o twardo prawicowej orientacji, który obecnie jest czołowym kandydatem prawicy do fotela prezydenckiego. Proponowana ustawa "Ceseda" uniemożliwiałaby osiedlenie się we Francji wielu rodzinom pracowników-imigrantów. Poza tym sprzyja ona "immigration jetable" - imigracji gotowej do natychmiastowego wyrzucenia - opartej na odnawialnych, jednorocznych zezwoleniach na pracę i pobyt.
W akcji przeciwko proponowanej ustawie Cesada łączą się związki zawodowe, działacze na rzecz praw imigrantów oraz uczestnicy kampanii przeciwko neoliberalizmowi. Wszyscy oni będą popierać demonstrację przeciwko temu projektowi w Paryżu, w sobotę 29 kwietnia. "Komitety 'NIE'", które w zeszłym roku przeprowadziły uwieńczoną sukcesem kampanię przeciwko konstytucji UE, spotkają się 13 maja na krajowej konferencji w celu przedyskutowania dalszej drogi naprzód dla lewicy.
Anindya Bhattacharyya Tłumaczył Paweł Listwan