Michał Nowicki

Ćpuny przeciw Giertychowi

Kapitalizm jest systemem globalnym i walka z nim też musi mieć globalny charakter, do czego zresztą wzywał Marks z Engelsem w ostatnim bojowym zdaniu Manifestu Komunistycznego: „proletariusze wszystkich krajów łączcie się!”, które stało się hasłem międzynarodowego ruchu robotniczego. Neoliberalna ofensywa kapitału ma miejsce nie tylko w Polsce i dlatego tak ważne jest analizowanie walk klasowych w innych krajach, które były w stanie tą ofensywę powstrzymać. Zwycięstwo jednych dodaje sił pozostałym i wykorzystując sprawdzone wzorce można czasem wiele osiągnąć na swoim podwórku. Ale jest zasadnicza różnica, między poważną analizą a bezmyślnym kalkowaniem i przenoszeniem na polski grunt wszystkich zachodnich nowinek. Kilka tygodni temu francuscy studenci i związki zawodowe odniosły zwycięstwo przeciwko CPE, ale analizując tą walkę – różne środowiska do różnych dochodzą wniosków. Bedąc wiernym tradycji leninowskiej uważam, że to jak i inne zwycięstwa we Francji, są możliwe dzięki zorganizowanym strukturom o charakterze skrajnie lewicowym. We Francji istnieją duże komunizujące partie, które są zakorzenione w związkach zawodowych i mają swoje organizacje młodzieżowe.

Nie było by wielkich zwycięstw we Francji, gdyby nie cierpliwa praca setek lewackich aktywistów przez wiele lat na uniwersytetach, którzy organizują tam spotkania, kolportują prasę i wielokrotnie wcześniej organizowali walki na mniejszą skalę. To właśnie istnienie lewackich organizacji młodzieżowych, za którymi stoją partie, związki zawodowe, która mają autorytet i są znana w środowisku studenckim, było tajemnicą zwycięstwa przeciwko CPE. Analizując francuskie doświadczenia, nie możemy ograniczać się wyłącznie do kilku tygodni kiedy miały miejsce protesty. Niestety polscy radykałowie wolą bezmyślną kalkomanię i podobni są trochę do dzieci, które pod wpływem meczu naśladują gwiazdy sportu, nie mając na co dzień regularnego treningu i efekty są oczywiście dalekie od pierwowzoru. Bezmyślna kalkomania spowodowała, że ostatnie demonstracje przeciwko Giertychowi są postrzegane przez niektórych radykałów jako echo walk we Francji. Co ciekawe, część z tych radykałów jeszcze nie dawno fascynowało się „pomarańczową rewolucją” i „spontanicznym”, „masowym” i „demokratycznym” ruchem studenckim. Najlepszym przykładem jest tutaj Pracownicza Demokracja, ale w kwestii Ukrainy warto przypomnieć pomarańczowe stanowisko nieżyjącego już trockisty związanego ze Zjednoczonym Sekretariatem – Stefanem Piekarczykiem.

Do takich genialnych wniosków zazwyczaj dochodzą ci, którzy są oderwani od życia studenckiego. W swoich ostrych jak brzytwa poglądach wypracowanych przy biurku, marzenia biorą za rzeczywistość. Jeśli studenci w Polsce wychodzą na ulicę, to nie ważne jest to, że łącznie nie stanowią oni nawet procenta tego co demonstrowało we Francji (jeśli we Francji protestowało 3 miliony, a na dzisiejszej demonstracji było 300 osób, to daje to jedną setną procenta – rewolucja już blisko…). Nie mam nic przeciwko kopiowaniu sprawdzonych wzorców. Jeśli ktoś zainspirowany wydarzeniami we Francji – stworzy taki polski LCR (Liga Rewolucyjnych Komunistów), który miałby kontakty w związkach zawodowych, który miałby organizację młodzieżową, działającą na uniwersytecie, który miałby swoje materiały propagandowe itd. itp. – to za jakiś czas może coś by z tego wyszło. Ale jak mówi ludowe przysłowie – bez pracy nie ma kołaczy. Jeśli ktoś organizuje coś od zera, to nawet jeśli nie ze wszystkim się zgadzam to jednak jego robota budzi mój szacunek. Niestety większość polskich radykałów ma mentalność pasożyta i myślą tylko o tym, jak by tu podłączyć się pod jakiś masowy ruch (nawet jeśli jest to jedna setna procenta tego co we Francji) i tak długo pasożytować na żywicielu jak tylko się da. To nie jest zaszczepianie sprawdzonych wzorców, tylko bezmyślna kalkomania.

Bez cierpliwej pracy nie ma mowy o zmianie świadomości. Transparent czy skandowanie kilku słusznych haseł nie spowoduje automatycznie, że studenci będą się z tymi hasłami utożsamiać. Przychodzą na demonstrację zatomizowani, nie znają siebie wzajemnie i nie są w stanie się zmobilizować by przegonić tego czy innego marksizującego agitatora. Ale to, że go nie wyrzucają to nie znaczy, że się z nim zgadzają. Niestety znam na tyle dobrze lewicową rodzinkę, że noszenie transparentu na demonstracji, ma na celu późniejszą manipulację by pochwalić się na zewnątrz, w kolejnym numerze gazetki, jak i wysłać raport do centrali z meldunkiem „ruch rośnie”.

Ale kłamstwo ma krótkie nogi i od protestów przeciwko Giertychowi do rewolucji obalającej kapitalizm jeszcze droga daleka, tym bardziej, że jak pokazała dzisiejsza demonstracja ruch studencki ma inne priorytety. Zacznijmy więc od początku. Jeśli w Gazecie Wyborczej i w TVN mówią, że w demonstracjach bierze udział 3 tysiące – to sądziłem, że na placu zamkowym będzie minimum 5 tysięcy demonstrantów. Niestety była zaledwie setka. W dodatku w tej setce można było rozpoznać aktywistów SLD (to ci co trzymali kukłę z Frankensteinem), a także osoby startujące z list SLD do wyborów parlamentarnych (np. Wieczorkowski). Można też było spotkać Zielonych, którzy dla odmiany poszli do wyborów z SDPL. Była wspomniana już PD, Racja a także grupka anarchistycznych aktywistów. Wyjadacze stanowili jakieś 20 %, a reszta to młodzież studencka i licealna. Demonstracja była dwuczęściowa. Najpierw zgodnie z planem udano się w kierunku sejmu i wyjadacze skandowali słuszne hasła. Warto podkreślić to, że słuszne hasła skandowali czasem także organizatorzy demonstracji – jak np. „faszyści burżuje, wasz koniec się szykuje”. Poza jednym wyjątkiem – hasłem „spieprzaj dziadu!” skandowanym pod Pałacem Prezydenckim – większość haseł była skandowana jedynie przez garstkę osób. Demonstracja była mała i policja zepchnęła ją na chodnik. Ale dzięki niektórym hasłom i transparentom można było jakoś to wytrzymać. Najwięcej jak zwykle było tekturek PD. Działaczy było może 5, drugie tyle stanowiła młodzież z nowego leninowskiego zaciągu – a tekturek było 20 - a może i 30. A, że innych transparentów było nie wiele, to optyczne wrażenie było takie, że większość demonstracji to cliffowcy. Dzisiaj jednak zapłacili za swoją bezczelność. Ale zanim przejdę do sedna to jeszcze słówko o deszczu i socjologicznej obserwacji o różnicy między wyjadaczami a amatorami. Kropiło cały czas, ale w pewnym momencie rozzłoszczony antyklerykalnymi hasłami ojciec niebieski spuścił wodę w kiblu i część demonstrantów zaczęła się chować po okolicznych bramach. I choć wyjadacze stanowili może 20 % wszystkiego – to wśród chowających się przed deszczem stanowili już liczącą się większość.

W pewnym momencie cały misterny plan skomunizowania demonstracji legł w gruzach, a propagandowy balon „antykapitalistycznych studentów” został przekłuty. Naprzeciwko setki przeciwników Giertycha nadciągała dwukrotnie większa wataha ćpunów domagających się legalizacji. Ćpunów nie tylko było więcej, ale też byli lepiej zorganizowani, mieli własną platformę z nagłośnieniem i antygiertychowcy postanowili się wlec w ogonie narkotycznych oparów. Ci sami ludzie, którzy wcześniej skandowali słuszne hasła, teraz krzyczeli jedynie hasła łączące walkę z Giertychem z walką o legalizację narkotyków: „Trawa TAK, Giertych NIE!”, „Tak legalizacji, Nie indoktrynacji!”, „Roman Giertych musi palić!”, „Młodzież paląca, a nie wszechpolska”, „Więcej trawy, mniej represji” itd. Jak już mówiłem, ćpuny miały lepsze nagłośnienie i o ile wcześniej hasła antygiertychowskie skandowali nieliczni, to teraz skandujących narkotyczne peany było więcej. Jak już mówiłem, cliffowcy zapłacili dziś za swoją bezczelność. Mimo rozdania ze 30 tekturek ze swoim logiem, nie mieli żadnego wpływu na przebieg demonstracji i niespodziewanie tabliczki PD zdominowały pochód narkomanów. To co się działo w drodze powrotnej na plac zamkowy to żenujący kabaret pokazujący niski poziom świadomości protestujących przeciwko Giertychowi. Niski poziom, którego nie chcą dostrzec emisariusze międzynarodowych struktur wysyłający meldunki „mamy już w Polsce masowy radykalny ruch studencki”.

Gdyby ktoś mnie wcześniej zapytał – jaki jest poziom polityczny warszawskich studentów, to by się dowiedział, że to zainteresowane jedynie rozrywką i własną karierą ścierwo, którym nie warto się zajmować. Wszystkie badania socjologiczne potwierdzają, że największe zaczadzenie neoliberalizmem panuje właśnie wśród warszawskich studentów. Jeśli francuscy studenci w swojej walce współpracowali ze związkowcami, to ich warszawscy koledzy popierają hasło UPR: „wszystkie związki na Powązki”. Ci bardziej świadomi zaangażują się co najwyżej w lewicę obyczajową, ale myli się ten kto sądzi, że od walki o prawo gejów do adopcji jest prosta droga do popierania walczących robotników.

Problem z dzisiejszą demonstracją to już nie jest tylko kwestia tego, że padają hasła, które są ogólnie słuszne ale nieadekwatne do tej konkretnej sytuacji, ale taki, że padają hasła z którymi zgodzić się nie mogę. Powiem więcej – w sprawie narkotyków popieram Giertycha, który zadeklarował, że będzie dążyć do tego by usunąć narkotyki ze szkół, gdyż zarówno w ZSRR, PRL, na Kubie i pewnie w całym bloku wschodnim narkotyki w szkołach były zakazane. Jeśli zajdzie potrzeba to mogę rozwinąć moje stanowisko w sprawie narkotyków, teraz jedynie mogę się ograniczyć do postawienia głównych tez.

Swój komunizm rozumiem nie tylko jako walkę o zaspokojenie potrzeb materialnych ludzi pracy, ale także jako gruntowną przebudowę całego społeczeństwa, poprzez egalitarne wychowanie. Marks nie przypadkowo użył porównania „religia to opium dla ludu”, gdyż religia i używki pełnią tę samą funkcję – przyjemnej chwilowej ucieczki od codziennych trudów – np. takich jak ciężka praca w fabryce. Gdy zmieni się warunki materialne, to możliwe się stanie zlikwidowanie reliktów epoki wyzysku, które odbierają człowiekowi godność. Gdy zostanie wprowadzony raj na ziemi, to niepotrzebne się staną religie, które obiecują raj po śmierci. Engels w „Anty-Duhringu” dał taką oto definicję wolności: „wolność polega więc na –opartej na zrozumieniu przyrodzonych konieczności –władzy naszej nad nami samymi i nad przyrodą zewnętrzną; jest więc ona koniecznym produktem rozwoju historycznego”. Ćpun uzależniony od narkotyków, myślący tylko o tym by znowu się naćpać, nie posiada władzy nad sobą samym i nie pasuje do społeczeństwa komunistycznego wolnych ludzi. Ale nie muszę się chować za autorytetem klasyka i niech wystarczy najprostszy argument z możliwych: jeśli co trzecie dziecko w Polsce głoduje, jeśli rocznie na świecie umiera z głodu 10 milionów ludzi, to zajmowanie się problemami zblazowanych dzieciaków z klasy średniej, jest plunięciem głodującym w twarz.

Nie znam matki Giertycha, ale znam jego ojca i dziadka i wiem, że Roman to kawał skurwysyna (apel do czytelników LBC o znalezienie słowa bardziej adekwatnego – zgiertychsyn?). Choć nie widzę jakościowej różnicy między Giertychem a jego poprzednikami, to jednak fajnie by było gdyby przeciwko niemu powstał masowy radykalnie lewicowy ruch. Niestety obecny ruch nie jest ani masowy, ani lewicowy. Trudno za lewicę uznać mi SLD, demokratów.pl z Henryką Bochniarz na czele czy Gazetę Wyborczą i TVN, które te protesty lansują. W dzisiejszej demonstracji nie było nauczycieli, którzy najwyraźniej ucieszyli się z zapowiedzianej podwyżki.

Księża panoszą się po szkołach już od kilkunastu lat i na walkę o świecką szkołę nigdy nie jest za późno. Pytanie jednak czy jest to dzisiaj problem najważniejszy. Moim zdaniem dzieci w szkole znacznie bardziej cierpią z powodu tego, że są głodne- niż z tego, że ksiądz sobie popierdoli o Bogu (gorzej jak by miał pierdolić dzieci, co też się w końcu zdarza katolickim księżom). Jeśli ktoś jest słaby to musi rozsądnie rozkładać swoje siły i dokonać selekcji w którą walkę się angażuje. Moim zdaniem, dopóki nie odbuduje się w Polsce ruchu robotniczego to wszystko inne ma charakter drugorzędny. Zorganizowany ruch robotniczy bez trudu rozwiąże problem świeckiej szkoły, tak jak zrobiono to w Rosji po Rewolucji Październikowej. Polityczna głupota organizatorów dzisiejszej demonstracji spowoduje, że konflikt pro i anty giertychowców zostanie sprowadzony na płaszczyznę zwolenników i przeciwników legalizacji narkotyków. Hasło: „Giertych NIE, Trawa TAK” nie jest w stanie zbudować masowego ruchu, gdyż dochodzi tutaj jeszcze konflikt pokoleniowy i rodzice zazwyczaj nie chcą mieć zaćpanych dzieci.

Najbardziej żal mi Macieja D., którego kilka dni temu zaatakowali faszyści. Demonstracja była reklamowana także jako sprzeciw wobec faszystowskich bojówek. Facet walczy w szpitalu o życie, a naćpane szczeniaki robią sobie kabaret skandując hasło: „młodzież paląca, a nie wszechpolska”. Podsumowując dzisiejszą szopkę wydaje mi się, że protesty przeciwko Giertychowi tracą swój impet. Zblazowana młodzież wychowana na konsumpcjonizmie ma mało cierpliwości i tak jak wychodzą z mody różne stare ciuszki, tak akcje „anty Giertych” będą robiły się coraz mniej modne. W końcu za miesiąc wyjadą na wakacje i pozbawieni obowiązków w swoim i tak próżniaczym życiu, będą mogli się zająć tym co lubią najbardziej – czyli ćpaniem. Mam nadzieje, że lewica wyleczy się z pasożytniczych nawyków i skupi się na mrówczym budowaniu ruchu robotniczego od podstaw. W przeciwnym wypadku wiecznie się będzie telepać od jednego żywiciela do drugiego i osiągnie tyle co przez ostatnie kilkanaście lat – czyli nic.

20 05 2006