Tekst pochodzi z Impulsu Trybuny http://www.trybuna.com.pl/n_show.php?code=2006060818 i jest polemiką z tekstem Bogusława Ziętka http://www.geocities.com/lbc_1917/1935zietek.htm
Jan Guz
Związki zawodowe przetrwają!
W „Impulsie” nr 22 Bogusław Ziętek zadaje dramatyczne
pytanie: „Czy związki przetrwają?”. Przywołuje powtarzane na wszystkich forach
związkowych i konferencjach naukowych poświęconych problemom ruchu zawodowego
stwierdzenie, że ruch ten nie potrafił, po zwycięstwie rewolucji
„Solidarnościowej”, przeciwstawić się wprowadzeniu w Polsce najbardziej
drapieżnego kapitalizmu. Że uwikłany w historyczne spory wspierał rządy, które,
choć głosiły różne hasła, konsekwentnie ów antyludzki system
społeczno-gospodarczy budowały. Pointuje swój tekst też niezbyt odkrywczym
stwierdzeniem: „Bez jedności działania wszyscy przegramy”. Tydzień przed
ukazaniem się artykułu B. Ziętka mówiłem to samo na VI Kongresie OPZZ, a
wtórował mi sekretarz generalny Europejskiej Konfederacji Związków Zawodowych
John Monks. Kilka tygodni wcześniej – na konferencji w SGH – stwierdziliśmy to
zgodnie z Januszem Śniadkiem z „Solidarności” i Wiesławem Siewierskim z Forum
Związków Zawodowych. W tej materii nie ma sporu.
Kiedy jednak lider „Sierpnia ‘80” przedstawia swoją diagnozę przyczyn kryzysu
związków zawodowych w Polsce nie mogę się z nią zgodzić. Wskazuje on bowiem, że
całe zło tkwi w dwóch największych centralach – „Solidarności” i OPZZ. Nie
zamierzam recenzować poglądów przewodniczącego Polskiej Partii Pracy. Przede
wszystkim dlatego, że uważam za szkodliwy dla ruchu zawodowego brak szacunku dla
sposobu widzenia problemów i szukania własnych dróg ich rozwiązania przez
partnerów polskiego pluralizmu związkowego. Niestety, w międzyzwiązkowych
dysputach nazbyt często dostrzegaliśmy źdźbło w oku bliźniego, a we własnym nie
zauważali belki. Upatruję w tym jedną z istotnych przyczyn dzisiejszej naszej
słabości. Jeśli bowiem jedynie jedność wszystkich odłamów polskich związków może
być na ową słabość lekarstwem, zaniechać musimy wzajemnych połajanek, a okazać
sobie więcej zrozumienia. Nie jest to przecież niemożliwe.
Decyduję się natomiast na napisanie tego tekstu tylko dlatego, że kolega Ziętek,
w recenzenckim zapale, nieco upraszcza niektóre sprawy i może u mniej
zorientowanych czytelników wywołać nieprawdziwy obraz OPZZ. A za ten obraz, jako
szef Porozumienia, jestem odpowiedzialny. Nie dopatruję się złej woli autora
„Czy związki przetrwają?”. Obawiam się jednak, że nie dostrzega on ani różnic
między sposobem zorganizowania naszych central, ani też faktu, że między OPZZ a
partiami, z którymi wchodzimy w sojusze, zależności nie są tak proste, jak
między Polską Partią Pracy i „Sierpniem ‘80”.
To prawda, że od kierownictwa SLD dochodzą głosy nawołujące do koalicji z Partią
Demokratyczną, jednak OPZZ nie zamierza wchodzić do takiej koalicji. Nasza
centrala także nie może narzucić organizacjom członkowskim wchodzenia do takich
lub innych sojuszy wyborczych. Jednak nie znam żadnego przypadku wchodzenia
terenowych struktur OPZZ z PD, choć może tak być, że w jakiejś gminie ma to
miejsce. Dlatego też „Działacze OPZZ nie potrafią wyjaśnić, jak można pogodzić
takie sojusze z reprezentowaniem świata pracy”, bo zwyczajnie, nie przychodzi im
ich zawieranie do głowy. Cóż więc mają wyjaśniać? Czytelnik natomiast może
odnieść wrażenie, że takie zjawisko nie tylko istnieje, ale i jest nagminne.
W polskich uczelniach i średnich szkołach uczy się ekonomii z podręczników, w
których związki zawodowe przedstawiane są jako kłoda u nogi rozwoju
gospodarczego. Powtarzają to również prawie wszystkie wielkie media. Bzdurność
tego ortodoksyjnie neoliberalnego poglądu można wykazać niezwykle łatwo.
Wystarczy powiedzieć, że kraje skandynawskie, gdzie ruch zawodowy ma mocny głos,
a uzwiązkowienie jest bardzo wysokie, mają najbardziej innowacyjne i
konkurencyjne gospodarki. Skąd jednak Polacy mogą się o tym dowiedzieć? Gdzie
mogą o tym przeczytać? Co najwyżej w pracach prof. Tadeusza Kowalika lub w
niszowej prasie lewicowej.
Czy nie jest dołączaniem się, w ostatecznym rachunku, do głosu neoliberałów,
starających się zohydzić opinii publicznej związków zawodowych, głoszenie
półprawd w rodzaju: „...związki zawodowe postrzegane są przez wszystkich jako
zamknięte korporacje, które dbają wyłącznie o własne interesy”. „Korporacje
związkowe nie są zainteresowane problemami ludzi bezrobotnych, osób emigrujących
za pracą, ludzi młodych, wśród których jest blisko 40-procentowe bezrobocie...”.
To samo możemy wyczytać we „Wproście”, usłyszeć od Hausnera i Bochniarzowej.
A przecież, choć to wszystko mało, udało nam się, na przykład, obronić górnicze
emerytury, zebrać 700 tys. podpisów pod obywatelskim projektem ustawy
emerytalnej, w czym poparł nas „Sierpień ‘80”, podobnie jak SLD i UP. Udało się
zablokować antypracowniczy plan Hausnera. Nie będę wymieniać setek innych,
całkiem ważnych spraw. Nie o to chodzi. Idzie natomiast o to, żeby pokazywać
zakrzyczanemu przez media społeczeństwu, że związki jednak coś mogą, na coś się
mu przydają.
Przewodniczący Ziętek daje za wzór recenzowanym przez siebie centralom
związkowym ostatnie sukcesy francuskiej młodzieży wspartej przez tamtejszy ruch
zawodowy. Pisze: „...ruch związkowy może zwyciężać, angażując się w sprawy
wykraczające poza wąskie – biurokratyczne i korporacyjnie rozumiane – obszary
działań związkowych”. Zgoda! Ale trzeba jednak widzieć różnice między Polską a
Francją. W przeciwnym razie zawołanie „działajmy jak Francuzi” będzie miało w
sobie mądrość i skuteczność równą zapomnianemu już hasłu „zbudujemy drugą
Japonię”.
Budować jedność związkową można na różne sposoby. Można starać się narzucić
innym własne poglądy, własne postrzeganie świata i własne przywództwo. Historia
zna takie przypadki, ale, jak sadzę, nie ma dziś warunków do ich spełnienia.
Można też w dialogu. Tyle że prawdziwy dialog musi opierać się na chęci
życzliwego wysłuchania partnera i akceptowania jego prawa do odrębności i
własnych racji.
W niedawnej historii, z udziałem m.in. nieodżałowanego Daniela Podrzyckiego,
parę razy, choć nie w całym spektrum polskiego ruchu związkowego, udawała nam
się trudna sztuka dialogu. Może warto jeszcze raz spróbować?
Jan Guz
Przewodniczący OPZZ