Poniżej fragmenty z pierwszego tomu wspomnień Wiery Figner: "Trwały ślad", Książka i Wiedza 1962. Publikujemy w sumie trzy różne teksty: wstęp Mirosława Wierzchowskiego i przedmowę Wiery Figner (str. 7-25) i fragment wspomnień Wiery Figner o planie uwolnienia Sergiusza Nieczajewa przez Wolę Ludu (221-231).
Mirosław Wierzchowski
Wstęp do wspomnień Wiery Figner
Klęska zacofanej Rosji carskiej na polach bitew wojny krymskiej skompromitowała ją wobec Europy, jednocześnie zaś skompromitowała carat we wszystkich sferach rosyjskiego społeczeństwa. Nawet dla ludzi najbliżej związanych z dworem petersburskim okazało się rzeczą bezsporną, że dalsze rządzenie krajem dotychczasowymi metodami jest niemożliwe. Uświadamiał to sobie także nowy car rosyjski - Aleksander II, dlatego też wstępując na tron zapowiedział zrealizowanie zakrojonych na szeroką skalę reform, które doprowadzić miały do odrodzenia Rosji.
Osoba nowego cara, program jego rządów wzbudziły w oświeconych sferach rosyjskiego społeczeństwa nastroje nadziei, iluzji i złudzeń, którym nie zdołali się w pewnym okresie oprzeć nawet tak wybitni przedstawiciele rewolucyjnej myśli w społeczeństwie rosyjskim, jak Aleksander Hercen.
Rozpoczął się okres reform. 19 lutego 1861 roku zlikwidowana została pańszczyzna w Rosji. W trzy lata później zreorganizowano sądownictwo i wprowadzono samorząd terytorialny (tzw. ziemstwa), wreszcie w latach następnych ustanowiono powszechny obowiązek służby wojskowej i zreorganizowano administrację miejską. Rychło jednak okazało się, że przeprowadzone reformy zawiodły oczekiwania i nadzieje, rozwiały iluzje, jakie postępowe warstwy społeczeństwa wobec nich żywiły. Nie mogło zresztą być inaczej. Reformy te były pomyślane w interesie obszarniczej szlachty i przez nią samą realizowane. Ich głównym celem było przeprowadzenie takich zmian, które by dostosowały ustrój Rosji do nowych warunków gospodarczych i społecznych, lecz jednocześnie ani na jotę nie naruszyły hegemonii obszarniczej szlachty we wszystkich dziedzinach życia rosyjskiego.
Szczególnie jaskrawo odzwierciedliło się to w sposobie i formie realizacji reformy rolnej. Reforma ta zniosła poddańczą zależność chłopów, nadała im wolność osobistą, jednocześnie jednak dokonała prawdziwej grabieży dużej części użytkowanych przez nich gruntów i obciążyła chłopa olbrzymią sumą wykupu, poważnie przekraczającego jego realne możliwości płatnicze. Poza tym po wprowadzeniu w życie ustawy z 19 lutego 1861 r. pozostała w Rosji znaczna liczba chłopów bezrolnych.
Sposób przeprowadzenia reformy rolnej wywołał falę żywiołowych wystąpień chłopskich. Wśród chłopów utwierdzało się przekonanie, że manifest carski został przez szlachtę sfałszowany i wobec tego poczęli gremialnie odmawiać podpisywania umów rozjemczych, uchylać się od pełnienia dalszych powinności wobec obszarnictwa, wreszcie organizować bunty.
Jawne niezadowolenie chłopów wywarło wielki wpływ na działalność rosyjskich rewolucyjnych demokratów. W pierwszych miesiącach po ogłoszeniu reformy publicystyka rosyjska przeżywa wspaniały rozkwit. Aleksander Hercen poddaje w wydawanym przez siebie w Londynie "Kołokole" miażdżącej krytyce obłudę postępowania rządu carskiego. Mikołaj Czernyszewski, przywódca obozu rewolucyjnego w Rosji, potrafił mimo przeszkód ze strony cenzury przekształcić czasopismo "Sowriemiennik" w trybunę wolnej i rewolucyjnej myśli. Pod wpływem Hercena i Czernyszewskiego rozwija się publicystyka nielegalna. Pojawia się szereg ulotnych proklamacji, jak "Młoda Rosja", "Wielkorus", "Do młodego pokolenia", nawołujących do rewolucyjnego wystąpienia przeciwko caratowi. W r. 1862 powstaje też rewolucyjna organizacja "Ziemia i Wola", która miała kierować przybierającym coraz bardziej na sile ruchem przeciwko rządowi. Działaczami tej organizacji byli - Hercen i Ogariow na emigracji, w kraju zaś - Czernyszewski, bracia Sierno-Sołowiewiczowie, Obruczew, Kuroczkin i inni. "Ziemia i Wola" rozpoczęła przygotowania do powstania, w czasie których nawiązane zostały bliskie kontakty z polskimi organizacjami niepodległościowymi.
Odpowiedzią ze strony rządu było zaostrzenie kursu represyjnego, w wyniku czego większość działaczy "Ziemli i Woli" z Czernyszewskim na czele znalazła się w więzieniu. Rozbicie rewolucyjnej organizacji, wzrost fali szowinizmu i nacjonalizmu w pewnych kołach społeczeństwa rosyjskiego w związku z wybuchem powstania styczniowego w Królestwie Polskim pozwoliły caratowi zaostrzyć jeszcze bardziej reakcyjny kurs w dziedzinie polityki wewnętrznej.
Osłabiony w wyniku fali represji rosyjski obóz rewolucyjny nie był zdolny do podjęcia akcji na szerszą skalę. Istniejąca w Moskwie w latach 1863-1866 organizacja pod nazwą "Piekło", założona przez studenta Iszutina, ograniczyła swą działalność do bardzo wąskiego kółka ludzi. Dokonany w roku 1866 zamach na cara, przeprowadzony na własną rękę przez członka tej organizacji Karakozowa, przyniósł jedynie jej rozgromienie i zaostrzenie represji. Zupełnym krachem zakończyły się próby utworzenia kółka rewolucyjnego przez studenta Nie-czajewa, na co wpłynęły w dużej mierze jego dyktatorskie metody postępowania. Coraz bardziej szalała w Rosji reakcja, coraz większy wpływ na rządy miały najbardziej wsteczne siły szlachty i arystokracji.
W takiej sytuacji musiało wzrastać niezadowolenie społeczeństwa. Szczególnie zaogniona sytuacja istniała na wsi, gdzie wzmagający się coraz bardziej proces rozwarstwiania chłopstwa zwiększa liczbę bezrolnych, którzy utraciwszy swe nędzne nadziały na rzecz kułaków lub obszarników, szukali na bruku miejskim chleba i pracy.
Niezadowolenie narastało również wśród ludności miejskiej, która uległa w tym czasie istotnym przeobrażeniom. Rozwijający się przemysł, handel, budownictwo kolejowe, administracja, szkolnictwo - wszystko to odczuwało potrzebę kadr inteligencji, które w tym czasie gwałtownie rosną. Nie jest to już inteligencja wyłącznie szlacheckiego pochodzenia. Szeregi jej wzrastają przez napływ elementów ze środowiska mieszczańskiego, duchownego, a nawet jednostek ze sfer chłopskich. Jednocześnie otrzymuje ona poważny zastrzyk ze środowiska dołów szlacheckich. Nie wszystkie bowiem gospodarstwa obszarnicze zdołały wyjść obronną ręką z tygla przeobrażeń, jakie nastąpiły po reformie agrarnej, i przystosować się do nowych warunków, kiedy na miejsce darmowej siły pańszczyźnianej trzeba było stosować wolnonajemną. Poważna część drobnej szlachty nie dysponowała odpowiednimi kapitałami, niezbędnymi dla przebudowy własnej gospodarki, i zadłużone jej majątki często zmieniały właściciela, przechodząc zazwyczaj w ręce wzbogaconych kupców, kułaków i wiejskich lichwiarzy.
Pozbawiona swych posiadłości część drobnej szlachty obejmowała stanowiska ekonomów i rządców w wielkich majątkach arystokracji, bądź też podążała do miast w poszukiwaniu kariery urzędniczej. Natomiast młodzież z tej sfery zapełniała wraz z młodzieżą mieszczańską ławy wyższych uczelni, szczególnie wydziałów medycznych i prawnych, których ukończenie stwarzało stosunkowo lepsze niż w innej dziedzinie możliwości uzyskania posady, dającej podstawy do dalszej egzystencji.
Rosnące w szybkim tempie kadry rosyjskiej inteligencji nabierały coraz większego znaczenia i roli w życiu społecznym Rosji. Jej część postępową absorbuje i pasjonuje najbardziej ówczesna sytuacja na wsi rosyjskiej. I właśnie w środowisku inteligencji rosyjskiej kształtuje się w tych latach ideologia ruchu narodnickiego, ideologia typowa dla kraju, w którym centralnym problemem było nadal radykalne rozwiązanie sprawy agrarnej poprzez likwidację własności obszarniczej.
Ideolodzy i wyznawcy doktryny narodnickiej nazywali siebie socjalistami. Występując z krytyką ustroju kapitalistycznego, głosili pogląd, że Rosja jest krajem, który na skutek specyfiki swoich stosunków wewnętrznych może rozwijać się odrębną drogą, odmienną od tej, po jakiej szedł rozwój krajów Europy Zachodniej. Wychodząc z tego założenia twierdzili, że Rosja może ominąć kapitalistyczne stadium rozwoju i zrealizować ustrój socjalistyczny na bazie istniejących stosunków. Szczególną rolę w tej koncepcji odgrywała wspólnota chłopska. Wspólnotę gminną uważali oni za zarodek socjalizmu, za przejaw właściwego rosyjskiemu chłopstwu "ducha kolektywnego". Na tej podstawie wyprowadzali dowody, że chłop rosyjski jest "potencjalnym socjalistą".
W ścisłym związku z poglądami narodników na specyficzną drogę rozwojową Rosji, na wspólnotę gminną jako remedium na proces pauperyzacji chłopstwa, pozostawał ich stosunek wobec znaczenia i roli tej grupy ludności w państwie rosyjskim. Narodnicy uważali chłopstwo za główną siłę społeczną Rosji i z nim wiązali nadzieje na lepszą przyszłość kraju. Ignorowali natomiast mniej lub bardziej świadomie rolę i znaczenie rozwijającej się wtedy w szybkim tempie nowej w Rosji klasy społecznej, jaką był proletariat. Uważali go za część składową chłopstwa, argumentując swe stanowisko chłopskim pochodzeniem lwiej części rosyjskiego proletariatu. W ich mniemaniu robotnicy powinni byli przede wszystkim pomagać w nawiązywaniu łączności z chłopstwem, w organizowaniu kółek i agitacji na wsi.
Ideologia narodnicka nie była ideologią jednolitą. Od początku jej istnienia zarysowały się w niej różnorodne tendencje i kierunki, które generalnie określić można jako dwie linie rozwoju, dwa nurty - demokratyczny i liberalny. W początkowym okresie istnienia narodnictwa, w okresie lat siedemdziesiątych, nurt pierwszy posiadał zdecydowaną przewagę nad zwolennikami metod ściśle legalnych, wiążącymi swe nadzieje wyłącznie z działalnością reformatorską czynników rządowych. W okresie tym profil i charakter ruchu narodnickiego kształtują zwolennicy nurtu demokratycznego.
Fakt ten był w dużej mierze skutkiem oddziaływania trzech czołowych teoretyków narodnictwa, których koncepcje wywierają przemożny wpływ na zwolenników i uczestników tego ruchu. Byli nimi: Michał Bakunin, Piotr Ławrow i Piotr Tkaczow.
Michał Bakunin, jedna z najbardziej fascynujących sylwetek rewolucjonistów lat czterdziestych-siedemdziesiątych XIX stulecia w skali' europejskiej, przeszedł pod koniec lat sześćdziesiątych na pozycje skrajnego anarchizmu. Negując rolę wszelkiej organizacji państwowej, uważał za rzecz zbyteczną angażowanie się w działalność polityczną. Twierdził, że dla wywołania rewolucji wystarczy jeden tylko czynnik, nędza mas ludowych, która skłoni je do desperackiej walki o swe interesy. Sytuację taką dostrzegał w ówczesnej Rosji, gdzie lud był jego zdaniem gotowy do powstania. W jego pojęciu chłop rosyjski to "wieczny buntownik", odznaczający się głęboką niechęcią do wszelkiej organizacji państwowej. Czołową rolę w wywołaniu rewolucji w Rosji Bakunin przypisywał inteligencji, która winna porwać masy do powstania. Dlatego głosił zasadą, że rewolucjoniści powinni "iść w lud", lecz nie po to, ażeby podnosić jego świadomość, lecz wyłącznie w celu nakłonienia go do żywiołowego buntu, ażeby odegrać, jak sią wyrażał, rolą "kolektywnego Stieńki Razina". Wrodzona Bakuninowi niechęć do trzeźwej analizy istniejącej sytuacji pozwalała mu snuć plany oparte na czystej fantazji.
Drugi teoretyk narodnictwa - Piotr Ławrow - nie podzielał poglądów Bakunina, które poddawał ostrej krytyce. Przede wszystkim odrzucał pogląd, jakoby rosyjskie chłopstwo było gotowe do powstania. Widział w nim cierpiącą i zacofaną warstwę społeczną, która nie jest w stanie sama docenić swej siły. Oświecić je winna rewolucyjna inteligencja. W związku z tym jej właśnie przypisywał wielką rolę i uważał ją za przodującą siłę w społeczeństwie. Ławrow twierdził (szczególny rozgłos zdobyły jego "Listy historyczne" oraz artykuły zamieszczane w wydawanym przez niego na emigracji czasopiśmie "Wpieriod"), że inteligencja obowiązana jest służyć ludowi w imię jego interesów. Dlatego też z entuzjazmem czytała go młodzież, która w jego publicystyce znajdowała teoretyczne i moralne uzasadnienie swoich nie skrystalizowanych jeszcze dążeń rewolucyjnych. To jednak, że główny nacisk kładł on na propagandę i negował możliwość wybuchu natychmiastowej rewolucji chłopskiej, zrażało do niego najbardziej radykalne koła młodzieży rewolucyjnej, które zaczęły się garnąć pod wpływy trzeciego teoretyka narodnictwa - Piotra Tkaczowa.
Tkaczow, zwany często "rosyjskim Blanąui", był zwolennikiem wyłącznie spiskowych metod walki. Uważając, podobnie zresztą jak Bakunin, że lud rosyjski posiada wrodzony instynkt komunistyczny, głosił ponadto, iż absolutyzm carski jest całkowicie oderwany od społeczeństwa rosyjskiego, ponieważ nie reprezentuje interesów jakiejkolwiek jego klasy. W związku z tym uważał, że nie jest rzeczą trudną obalenie caratu siłami wąskiej grupy spiskowców cieszących się sympatią biernej masy narodu. Dlatego dążenia rewolucjonistów winny iść po linii utworzenia władzy rewolucyjnej i zagarnięcia przez nią władzy państwowej. Organizację państwową można zlikwidować dopiero wtedy, kiedy rewolucjonistom uda się po zdobyciu władzy znieść stary ustrój i stworzyć na jego miejscu nowy. Pod tym względem Tkaczow różnił się zarówno od Bakunina, jak i Ławrowa, którzy byli zwolennikami zniesienia od razu po rewolucji organizacji państwowej i zastąpienia jej przez federację wolnych gmin.
Największą liczbę wyznawców i entuzjastów znajdowała ideologia narodnicka w środowisku młodzieży studenckiej. Spora jej grupa opuszcza wtedy Rosję i udaje się na emigrację, szczególnie do Szwajcarii, gdzie zapoznaje się z rosyjską i zachodnioeuropejską publicystyką rewolucyjną. Jednocześnie na wyższych uczelniach rosyjskich zaczynają powstawać nielegalne kółka (największą aktywność wykazali tzw. "czajkowcy" i "dołguszyńcy"). Początkowo główną formą ich działalności były namiętne spory i dyskusje we własnym kręgu członków, z czasem jednak rozpoczęło się oddziaływanie na zewnątrz. "Socjalizm rosyjski - pisał później jeden z uczestników tego ruchu, Stiepniak-Krawczyński - wstąpił w bojową fazę swego rozwoju, przechodząc ze stadium dyskusji gabinetowych do działalności po wsiach i warsztatach".
Członkowie kółek zaczynają organizować sieć tajnych grup samokształceniowych i zapoznawać je z legalną i nielegalną literaturą w bardzo ostrym antyrządowym tonie. Aktywizują oni swą działalność w środowisku robotniczym w fabrykach Moskwy, Petersburga i innych miast. Istnieniu takich kółek kładzie jednak w krótkim czasie kres policja. Obok oddziaływania nowych prądów areszty w miastach są jedną z przyczyn zmiany taktyki narodników, którzy postanawiają przenieść główną działalność na teren wiejski.
Pod koniec roku 1873 rozpoczyna się słynna akcja "pójścia w lud". Młodzi ludzie, przeważnie pod wpływem teorii Bakunina, zawartych w jego "Katechizmie rewolucjonisty", byli święcie przekonani, że za dwa-trzy lata nastąpi w Rosji przewrót społeczny, który postanowili przyśpieszyć.
Jednakże ta szlachetna i pełna wzniosłego porywu akcja nie przyniosła zamierzonych rezultatów. Wiara w komunistyczne instynkty chłopa rosyjskiego okazała się fikcją i prysła w konfrontacji z rzeczywistością. Chłopi odnosili się do narodników nieufnie, a policja bez większej trudności wyłapała większość propagandystow. Narodnicy postanowili jeszcze raz zmienić taktykę. Zamiast wędrować od wsi do wsi, zaczęli osiadać na stałe w określonych miejscowościach i pełniąc tam funkcje felczerów, pisarzy gminnych, a nawet kowali czy szewców, starali się pozyskać zaufanie chłopów i wpajać w nich nastroje buntu. Taka forma działalności była bardziej efektywna, lecz nie mogła długo pozostać nie dostrzeżoną przez czynniki rządowe. Przy aktywnej pomocy obszarników i urzędników prowincjonalnych za kraty więzienne dostawało się coraz więcej propagandystow, a procesy sądowe zaludniły Syberię nowymi partiami zesłańców. Rewolucyjni narodnicy byli zdecydowanymi przeciwnikami istniejącego w Rosji ustroju społecznego. Długo jednak nie wysuwali oni hasła walki o swobody polityczne. Uważali, iż likwidacja samowładztwa nastąpi jednocześnie z przewrotem społeczno-ekonomicznym, który wyzwoli masy od wszelkiego ucisku i wyzysku. W związku z tym wysuwanie haseł walki politycznej uważali za rzecz nie tylko zbędną, ale wręcz szkodliwą. W ich mniemaniu konstytucja i wolność polityczna mogły przynieść korzyść tylko burżuazji, natomiast masom ludowym jedynie szkodę.
Jednakże krach dotychczasowych metod działania, a przede wszystkim bolesne fiasko akcji "pójścia w lud" zmusiły narodników do zmiany charakteru, a przede wszystkim form ich organizacji. W roku 1876 na miejsce dotychczasowych, słabo ze sobą powiązanych kółek i grup powstaje scentralizowana organizacja rewolucyjna - "Ziemia i Wola", która nastawia się przede wszystkim na walkę z rządem. Represje rządowe, wyroki i egzekucje, godzące coraz dotkliwiej w środowisko rewolucjonistów, skłaniają ich do stosowania aktów terroru wobec przedstawicieli aparatu władzy.
Strzał Wiery Zasulicz, oddany 24 stycznia 1878 roku w Petersburgu do naczelnika miasta Fiodora Trepowa, zapoczątkował serię zamachów rewolwerowych, bombowych i sztyletowych. Z biegiem czasu terror indywidualny stał się jedną z głównych form działania "Ziemli i Woli".
Taka forma działalności nie spotkała się z aprobatą wszystkich członków "Ziemli i Woli". Jedni z nich nalegali, ażeby organizacja, zgodnie ze swymi ideałami rewolucji chłopskiej, prowadziła nadal pracę agitacyjną wśród chłopów, propagując hasło sprawiedliwego podziału ziemi. Inni (a stanowili oni większość) wypowiedzieli się za tym, ażeby główny nacisk w działalności organizacji położyć na walkę polityczną z rządem i jego przedstawicielami. Sprzeczności te okazały się tak istotne, że doprowadziły wkrótce do rozłamu w "Ziemli i Woli". Mniejszość zwana "dieriewieńszczykami" (od słowa: dieriewnia - wieś) utworzyła organizację pod nazwą "Czornyj Pieredieł", większość zaś -zwolennicy akcji terrorystycznej - znalazła się w szeregach "Narodnej Woli". Członkowie organizacji "Czornyj Pieredieł" nie zdołali nadać swej działalności szerokiego rozmachu i większość z nich znalazła się wkrótce na emigracji w Szwajcarii, gdzie po pewnym czasie poglądy ich uległy radykalnej ewolucji w kierunku percepcji zasad ideologii marksistowskiej (jeden z nich – Jerzy Plechanow - stał się wybitnym teoretykiem marksistowskim).
Na placu boju w Rosji pozostała "Narodnaja Wola", która rozpoczyna "bohaterski etap" ruchu narodnickiego. Podjąwszy decyzję zgładzenia cara Aleksandra II, realizuje ją z fanatycznym zacięciem i uporem. Po serii zamachów, z których Aleksander II wychodzi cało, udaje się wreszcie narodowolcom uśmiercić go 1 marca 1881 roku. Jednakże dzień tryumfu był jednocześnie dniem krachu iluzji narodowolców. Wierzyli oni, że śmierć cara wstrząśnie Rosją, wyrwie masy chłopskie z letargicznego snu i porwie je do czynu. Tymczasem nic podobnego nie nastąpiło. Wywołany zamachem ferment, jaki ogarnął społeczeństwo, nie przerósł w czyn. Jednocześnie nowy car - Aleksander III - odrzucił wszelkie sugestie o zmianie linii postępowania (w tym również list Komitetu Wykonawczego "Narodnej Woli") i wzmógł jeszcze bardziej dotychczasową reakcję. Na wykrwawione i przerzedzone poprzednimi represjami szeregi narodowolców spadły nowe ciosy, wreszcie przy pomocy zdrad i prowokacji (słynna afera Diegajewa) udało się caratowi unieszkodliwić rewolucyjne podziemie i sparaliżować dalszą jego akcją.
W taki sposób zakończyła swą działalność kolejna generacja rewolucjonistów rosyjskich. Potomność w różnorodny sposób tę działalność oceniła. Dla ludzi wrogo usposobionych wobec ruchu rewolucyjnego była to działalność nihilistów - "dzieci piekieł", opętanych maniacką furią niszczenia dla samej idei niszczenia, dla drugich była to działalność bezpłodna, z góry skazana na przegraną z powodu błędnych założeń teoretycznych i chybionych koncepcji akcji politycznej, dla trzecich zaś była to działalność bohaterów, którzy wszystko oddali dla idei.
W teorii rosyjskiego narodnictwa występowało wiele cech utopijnych. Z utopijnych założeń wyprowadzano utopijne wnioski, które uniemożliwiały osiągnięcie zamierzonych celów i dążeń. Jednocześnie ideologia rewolucyjnego narodnictwa rosyjskiego była odzwierciedleniem szczerego, bezkompromisowego i bojowego demokratyzmu. W ideologii tej w całej rozciągłości znalazła wyraz nienawiść mas chłopskich do przeżytków feudalizmu, dążenie do całkowitej likwidacji wielkiej własności obszarniczej, zniesienia dyktatury policyjnej i ustanowienia równości politycznej. Toteż choć narodnicy w działalności swej stosowali błędne posunięcia teoretyczne i taktyczne, nie wolno jednak zapominać, że podjęli oni nierówną, bohaterską walkę z caratem.
Dlatego Lenin, który ostro krytykował idealistyczne założenia teoretyczne narodnictwa, odnosił się jednocześnie z pietyzmem i szacunkiem do bohaterów "Narodnej Woli", w pojedynkę walczących z potęgą caratu, nazywał ich "wspaniałą plejadą rewolucjonistów", szturmanami burzy i bronił przed atakami tych, którzy chcieli opluć i spotwarzyć rewolucyjną tradycję narodników.
Poczesne miejsce w tej wspaniałej plejadzie rewolucjonistów zajmuje niewątpliwie Wiera Figner. Włączyła się ona do ruchu rewolucyjnego w roku 1873 i do końca swego długiego życia (zmarła w roku 1942 w wieku lat 90) nie zdradziła idei, dla której poświęciła wszystko. W czasie swej działalności niejednokrotnie zajmowała kluczowe stanowiska w "Narodnej Woli", a w latach 1881-1883 faktycznie kierowała tą organizacją.
Przeżycia swe opisała w pamiętniku, który jest wspaniałym dokumentem tego okresu rosyjskiego ruchu rewolucyjnego i niezastąpionym wprost źródłem do dziejów narodnictwa.
Pierwszy tom pamiętnika można bez przesady nazwać barwną kroniką rewolucyjnego ruchu narodnickiego w Rosji. W sposób niezwykle dokładny opisuje autorka różnorakie strony i formy tego ruchu. Jednocześnie zapoznaje ona czytelnika ze wspaniałą galerią rewolucjonistów, kreśląc ich sylwetki w sposób plastyczny i żywy. Autorka święcie wierzy w słuszność obranej ideologii i dlatego z zacięciem broni "Narodnej Woli" przed sądem przyszłych pokoleń, rehabilituje jej rolę i znaczenie.
""Narodnaja Wola" - pisze Figner - wierzyła w lud i chciała się na nim oprzeć. Jej działalność terrorystyczna to nie był gest rozpaczy, wywołany rozczarowaniem w stosunku do mas ludowych. Jeśli można mówić o rozczarowaniu, to polegało ono na tym jedynie, że ludzie, którzy przebywali wśród ludu i chcieli prowadzić działalność rewolucyjną na wsi, przekonali się, nauczeni gorzkim doświadczeniem, iż przy istniejącym reżimie policyjnym nie można prowadzić tam żadnej pracy, nie tylko rewolucyjnej, ale nawet oświatowej. Taktyka "Narodnej Woli" - terror polityczny - była w oczach partii tylko środkiem podejmowanej na szeroką skalę agitacji, która miała otrząsnąć lud i społeczeństwo z bierności i pobudzić do ujawnienia nabrzmiałych bolączek i potrzeb".
Tom pierwszy pamiętnika odtwarza burzliwy okres życia autorki, wypełnionego nawałem wydarzeń. Ta atmosfera gorączkowego podniecenia oddziaływa i na ton narracji, często podekscytowanej, odtwarzającej wypadki z dużą dozą dynamiki, a niejednokrotnie wręcz w telegraficznym skrócie.
Zupełnie inny pod tym względem jest tom drugi pamiętnika, poświęcony przeżyciom długich lat zamknięcia w twierdzy szlisselburskiej, w którym akcja jak gdyby zamiera. Sugeruje to już pełen ekspresji jego tytuł: "Kiedy zatrzymały się godziny życia".
Autorka zapoznaje nas z nową galerią rewolucjonistów, tym razem wyrwanych z czynnego życia, wepchniętych żywcem do grobu. Obserwujemy tu znowu bogactwo typów, subtelne od-rysowanie najbardziej misternych odcieni każdej psychiki, w różnorodny sposób przystosowującej się do warunków więziennych.
Uderza nas przy tym, że mimo przytłaczającej atmosfery twierdzy większość więźniów znajduje w sobie siłę do wytrwania, zachowuje jasność umysłu i energię życiową. Podziw budzi ich głód wiedzy, ich pasja do lektury i dyskusji, w których oceniają własną działalność i interpretują otrzymywane skąpe wiadomości o dalszym rozwoju ruchu rewolucyjnego. Jakąż radość budzi wśród nich przeświadczenie, że sztandar walki z samowładztwem przejęły nowe pokolenia rewolucjonistów!
W ruchu narodnickim brali udział także Polacy. Młodzież polska, której napływ na wyższe uczelnie rosyjskie wzrósł bardzo po upadku powstania styczniowego, wciąga się tu bowiem w wir problemów, jakimi pasjonuje się ówczesne młode pokolenie Rosji. Członek polskiego kółka rewolucyjnego w Petersburgu, Aleksander Więckowski, należał także do "Ziemli i Woli" i był redaktorem pisma "Naczało", z "Narodną Wolą" współpracowali członkowie tegoż kółka - Dębski, Rechniewski i Kunicki oraz bezpośredni wykonawca wyroku na cara Ignacy Hrynie-wiecki. Zarówno ci, jak i inni uczestnicy ruchu narodnickiego rozumieli, że wyzwolenie narodu polskiego łączy się ściśle ze sprawą rewolucji w Rosji.
Polscy rewolucjoniści tego okresu doceniali działalność rewolucyjnych narodników rosyjskich. Znane są słowa założyciela partii "Proletariat", Ludwika Waryńskiego, który oświadczył, że strzał Wiery Zasulicz do Trepowa zwiastuje "kolosu reakcji upadek". Wiadomo również, że kiedy po uwięzieniu Waryńskiego kierownictwo "Proletariatu" przejął Stanisław Kunicki, doszło do umowy tej partii z "Narodną Wolą", umowy przypieczętowanej potem wspólnym cierpieniem proletariatczyków i narodowolców na zesłaniu syberyjskim i w twierdzach carskich.
W pamiętniku Wiery Figner spotykamy szereg wzmianek o Polakach i sprawie polskiej. Autorka przedstawiła niektóre sylwetki proletariatczyków, a szczególnie wszechstronnie postać Ludwika Janowicza. Z sentymentem mówi o swoich polskich przyjaciołach i znajomych, których dotknęły represje carskie. Wiera Figner nie spotykała się często z Polakami i nie znała dokładnie problemów polskich. Tym niemniej jawnie wyraża swą sympatię dla Polski, opowiada się za jej wolnością i niepodległością.
Oddając w ręce polskiego czytelnika pamiętnik, który jest wspaniałym dokumentem niezłomnej walki i świadectwem hartu ducha, należy mieć nadzieję, że przyczyni się on do wzbogacenia naszej wiedzy o najpiękniejszych kartach przeszłości narodu rosyjskiego, o ludziach, którzy oddali swe życie w walce z caratem nie tylko za swoją, lecz również i za naszą wolność.
Mirosław Wierzchowski
Wiera Figner
Przedmowa do pierwszego wydania
W czasie niewesołych dni bezczynności pociechą była mi myśl, że mogą podjąć pracą społeczną - napisać książką, odzwierciedlającą doświadczenia tego okresu ruchu rewolucyjnego, w którym brałam bezpośredni udział. Obecnie, po wielu niepowodzeniach i wielokrotnym zwlekaniu, ukazuje się wreszcie pierwsza część tej książki.
Jej trzonem są lata 1876-1883, okres, w którym działały kolejno reprezentujące ciągłość ruchu dwie organizacje: tajne stowarzyszenie "Ziemia i Wola" i partia "Narodnaja Wola". One to po doświadczeniu "chodzenia w lud" stanowiły następne stadium w ewolucji naszego ruchu rewolucyjnego.
Przypominając sobie nazwiska pozostałych przy życiu ziemlewolców i narodowolców nie natrafiłam na nikogo, kto by uczestniczył w ruchu przez cały ten okres, każdemu z nich brak jakiegoś ogniwa lub paru lat działalności w jednym z tych ogniw. Pod tym względem moja sytuacja jest wyjątkowa. W roku 1876 brałam udział w opracowaniu programu "narodników", który był podstawą działalności sił rewolucyjnych zjednoczonych w tajnym stowarzyszeniu "Ziemia i Wola". Z drugiej zaś strony byłam ostatnim, aresztowanym w roku 1883, członkiem Komitetu Wykonawczego "Narodnej Woli", gdyż żaden z inicjatorów i założycieli tej partii, wchodzących w skład Komitetu, nie znajdował się już wtedy na wolności.
Któż tedy, jeśli nie ja, obowiązany jest w ramach własnych doświadczeń i przeżyć osobistych prześledzić lepiej czy gorzej drogę moich towarzyszy, którzy dla ruchu rewolucyjnego oddali życie?
Zaledwie opuściłam twierdzą szlisselburską, moi przyjaciele i znajomi, w szczególności zaś założyciel czasopisma "Byłoje" W. Ł. Burcew, zaczęli mnie nakłaniać do pisania o przeszłości. Wówczas jednak nie byłam w stanie zabrać się do tego.
Po dwudziestu dwu latach zamknięcia wolność stanowi wielki przełom w życiu człowieka: jest duchowym i fizycznym wstrząsem całego jestestwa. Nerwy, przyzwyczajone do ciszy i samotności, do monotonii więziennych warunków, nie mogą dać sobie rady z nawałem nowych wrażeń. Nawet najzwyklejsze wydarzenie czy spotkanie, normalnie przez ludzi na wolności nie zauważane, nie mówiąc już o spotkaniach i zdarzeniach mniej lub bardziej nieoczekiwanych, odbiegających od codzienności, wywoływały we mnie silną, prawie chorobliwą reakcję, irytowały mnie i męczyły.
Trzeba było przeprowadzić własną reedukacją i stopniowo przystosowywać się do otoczenia i do nowych warunków, które w ciągu dwudziestolecia stały mi się obce i przez swą obcość niepokojące. A psychicznie niełatwo jest stanąć przed dręczącym, kategorycznym, niezależnym od życiowego zamętu pytaniem: jak żyć? czym żyć? po co żyć?
Nie będę się rozwodziła nad tą powięzienną psychologią; w drugiej części książki, w rozdziale pt. "Z garścią złota" powiedziałam dość wiele o moim ówczesnym nastroju.
Nie należało oglądać sią wstecz, trzeba było przyjrzeć się teraźniejszości i w niej szukać sobie miejsca w życiu. Patrzyłam i szukałam. Jedną z prób włączenia sią w życie, przystosowania się doń, opisałam w tymże rozdziale drugiej części książki, o dwóch innych próbach napiszę może później.
Próby te skończyły się niepowodzeniem. W roku 1913 stanęłam w obliczu pustki: nie miałam ani rewolucyjnej roboty, ani działalności uzasadnionej społecznym celem - nie miałam nic.
Wówczas to zabrałam się do pracy, o której przypominali mi przyjaciele i o której myślałam dawno sama. Zaczęłam pisać.
Mieszkałam wówczas za granicą i miałam odpowiednie warunki do pracy: przytulność samotnej siedziby na zboczu góry nad Jeziorem Genewskim, odwieczne piękno ciemniejących na horyzoncie gór, zmienny przepych barw wieczornego nieba rozpościerającego się nad jeziorem, samotność i spokój, nastrój skupienia duchowego, sprzyjający wsłuchiwaniu się w głosy przeszłości.
Rozpoczęłam od zarysu rozwoju mojej osobowości do roku 1872, gdy wstąpiłam w Zurychu na uniwersytet i zetknęłam się po raz pierwszy z zachodnioeuropejskim ruchem robotniczym i teorią socjalizmu, opisałam pierwsze kółko rewolucyjne, do którego wstąpiłam za granicą, następnie porzucenie uniwersytetu, wyjazd do Rosji i mój udział w charakterze aktywnego członka w działalności rosyjskiej partii socjalistycznej aż do powstania w roku 1879 "Narodnej Woli". W tym miejscu musiałam się zatrzymać; coś przeszkadzało mi mówić o "Narodnej Woli", o Komitecie Wykonawczym, o jego wystąpieniach w walce z samowładztwem. Nie mogłam zraza znaleźć słów, którymi należało mówić o tym wybitnym okresie naszej przeszłości. Teraz wydaje mi się, że przeszkodą był może rozmach, jakiego w czasie mojego pozostawania poza życiem nabrał ruch robotniczy; oślepiło mnie wystąpienie mas robotniczych na arenę polityczną - perspektywa historyczna przeszkadzała mówić językiem uczestnika i naocznego świadka.
Musiałam na pewien czas odłożyć ten temat. Zabrałam się natomiast do epilogu działalności Komitetu Wykonawczego, do Szlisselburga, nastawiając się na te momenty, których strona psychologiczna nie była jeszcze poruszana lub też została zbyt mało naświetlona przez towarzyszy, którzy pisali o tym przede mną (Wołkensztejn, Pankratow, Noworusski, Aszenbrenner). Wojna europejska przerwała mi pracę; nie chciałam pozostawać w czasie tej rzezi poza granicami Rosji i w lutym 1915 roku przez kraje bałkańskie wróciłam do ojczyzny. W obawie jednak przed aresztowaniem na granicy nie wzięłam ze sobą rękopisu, bałam się, że może przepaść.
Wbrew zapewnieniom udzielonym memu bratu Mikołajowi przez ówczesnego ministra spraw wewnętrznych Makłakowa, że nie spotkają mnie na granicy żadne przykrości, aresztowano mnie jednak w Ungeni i przekazano "Ochranie" w Petersburgu. Skończyło się na przesłuchaniu i dziesięciodniowym pobycie w więzieniu wyborskim, po czym zwolniono mnie i jako miejsce pobytu wyznaczono Niżny Nowogród, oddając mnie tam pod nadzór policji.
Gdybym zabrała ze sobą rękopis, brat mój może potrafiłby wydostać go z departamentu policji. Spotkało mnie jednak coś znacznie gorszego - upłynęło już sześć lat, a wciąż jeszcze nie mogę rękopisu otrzymać z zagranicy. W gruncie rzeczy cała moja praca przepadła i do obecnego wydania musiałam wszystko napisać na nowo.
Ale pod innym względem miałam szczęście: po rewolucji lutowej 1917 roku otwarły się tajemnice departamentu policji i tajne archiwa instancji sądowych. Burcew, niezmordowany działacz w zakresie historycznych wykopalisk, znalazł również wśród najrozmaitszych dokumentów moje zeznania pisane po aresztowaniu w roku 1883.
Wówczas, w roku 1883, byłam w zupełnie szczególnej sytuacji i w szczególnym nastroju. Moje życie kończyło się: nasza działalność była tego rodzaju, że ani ja, ani nikt z moich najbliższych towarzyszy nie mógł przypuszczać, że kiedykolwiek opuści więzienie. W więzieniu mieliśmy umrzeć. Ale niespokojny duch pełen był jeszcze żywych oddźwięków dopiero co toczonej walki i idealistyczne przywiązanie do towarzyszy, którzy dopiero co zeszli ze sceny, tkwiło w nas mocno.
Umieraliśmy dla życia, dla współczesności, ale dla tych, którzy pójdą naszym tropem, istniała przecież przyszłość, dla nich właśnie pragnęliśmy na zawsze utrwalić nasze uczucia, zachować ślad naszego życia, naszych dążeń, zwycięstw i klęsk. W imię tej właśnie przyszłości pisałam w ciszy twierdzy pietro-pawłowskiej swoje zeznania.
Mogłam pisać swobodnie. Od strony faktycznej działalność Komitetu Wykonawczego była już powszechnie znana. Działo się to w oczach wszystkich i od roku 1879 przed sądem toczył się szereg procesów politycznych; ponad 70 członków partii "Narodnaja Wola" - w tej liczbie kwiat Komitetu Wykonawczego -skazano na katorgę, na zesłanie, na szafot. Opis doprowadziłam tylko do katastrofy, do zamachu 1 marca 1881 roku. O tym, co nastąpiło później, ze względu na ówczesne warunki nie mogłam i nie chciałam pisać.
Minęło 34 lata od czasu, gdy pisałam te zeznania, i gdy Burcew przysłał mi ich kopię, doznałam uczucia głębokiego zadowolenia, nie musiałam żałować, że je napisałam. Byłam rada, że się zachowały; odzwierciedlały one tak dokładnie mój stosunek do sprawy rewolucji, tak w pełni wyrażały moje uczucia, i to nie tylko w przeszłości, ale i po upływie 34 lat, że w tych-, zeznaniach odnalazłam właściwe słowa, na które nie mogłam natrafić opisując w roku 1913/1914 działalność "Narodnej Woli". Z tym dokumentem w ręku mogłam przystąpić do; przerwanego wówczas pisania. W pracy mojej, tam gdzie to było możliwe, wykorzystywałam zeznania, zachowując dokładnie ich tekst, tam zaś, gdzie opis był zbyt zwięzły, wprowadzałam konieczne uzupełnienia, niektóre charakterystyki, a nawet całe rozdziały, które w warunkach 1883 roku nie mogły się znaleźć w zeznaniach; potem ciągnęłam opowiadanie dalej, aż do chwili mego aresztowania i osadzenia w twierdzy pietropawłowskiej oraz wręczenia mi aktu oskarżenia, na mocy którego wraz z innymi członkami partii "Narodnaja Wola" przekazano mnie do dyspozycji Okręgowego Sądu Wojskowego w Petersburgu.
Gdyby zagraniczne rękopisy znajdowały się w Rosji, miałabym opracowaną i gotową do druku całość. Ale ich nie posiadałam, a warunki wydawnicze pogarszały się z roku na rok. Należało się śpieszyć. Aby nie odkładać sprawy na czas nieokreślony, trzeba było napisać na nowo cały autobiograficzny wstęp, pozostawiony w Szwajcarii. Trzeba było przy tym skrócić wiele rzeczy, a niektóre rozdziały całkowicie opuścić, w opisie zaś okresu studiów ograniczyć się tylko do krótkich relacji zawartych w zeznaniach. W wyniku tego wszystkiego niniejsze wydanie jest mniej obszerne, niż to było przed siedmiu laty zamierzone
Co się zaś tyczy części drugiej, zawierającej opis przeżyć w Szlisselburgu, to czas ukazania się jej będzie zależał zarówno od ogólnych warunków wydawniczych w Rosji, jak też od tego, kiedy wreszcie dotrą do mnie moje zagraniczne rękopisy. Mówiłam już o tym, że główne momenty naszego pobytu w twierdzy opisałam przebywając w Szwajcarii. A to, co udało się wskrzesić, przeżyć ponownie i ująć w odpowiednią formę w dogodnych warunkach małego miasteczka szwajcarskiej republiki, nie może być odtworzone teraz, gdy brak odpowiedniego do tej pracy nastroju i minimum potrzebnych do tego warunków.
Przedmowa do drugiego wydania
Drugie wydanie tomu "Trwały ślad" ukazuje się w warunkach o wiele bardziej przychylnych niż te, w jakich w roku 1922 wyszło wydanie pierwsze. Znalazło to dobitny wyraz w szacie zewnętrznej wydawnictwa. Co się zaś tyczy jego treści, to po przejrzeniu pozostała ona niezmieniona, jeśli nie liczyć niektórych odnośników, dwóch czy trzech poprawek redakcyjnych oraz tych poprawek, które wynikły ze wskazówek uważnych recenzentów.
Wiera Figner
Rozdział o Nieczajewie
W styczniu 1881 r. Komitet polecił mnie i Isajewowi zorganizowanie partyjnego mieszkania, które miało służyć wyłącznie jako miejsce zebrań członków Komitetu. Żaden agent niższego stopnia nie powinien był znać adresu tego mieszkania i istotnie żadnego doń nie dopuszczano. Wyjątkowo tylko w przeddzień 1 marca na mocy decyzji Komitetu zaproszono tam do pracy przy bombach Kibalczyca.
Zamieszkaliśmy z Isajewem przy Prospekcie Wozniesieńskim pod nr 25/76 w pobliżu mostu Wozniesieńskiego w trzech zimnych i nieprzytulnych pokojach. Mieszkanie posiadało jednak tę zaletę, że dom był przechodni i miał dwa wyjścia na dwie ulice, a ponadto mieściła się w nim łaźnia, która mogła maskować częste u nas odwiedziny.
Zameldowaliśmy się na nazwisko Kochanowskich i mieszkaliśmy tam - Isajew do 1 kwietnia, ja do 3 kwietnia, to jest do chwili, kiedy z powodu aresztowania Isajewa na ulicy trzeba tyło mieszkanie opuścić.
W pewien bardzo mroźny wieczór styczniowy Isajew, cały obsypany szronem, wrócił do domu około godziny dziesiątej. Zrzuciwszy palto i czapkę, podszedł do stołu, przy którym siedziałam z dwoma członkami Komitetu, położył przed nami maleńki zwitek karteczek i powiedział spokojnie, jak gdyby w tym, co mówił, nie było nic nadzwyczajnego: "Od Nieczajewa - z bastionu". Od Nieczajewa! Z bastionu!
Miałam dziewiętnaście lat i wyrywałam się z głuchego zakątka kazańskiej guberni za granicę, na uniwersytet, kiedy po raz pierwszy usłyszałam to nazwisko: w Petersburgu toczył się wtedy proces nieczajewców i czytywałam w gazetach sprawozdania z tego procesu. Muszę przyznać, że z całego procesu zrobiło na mnie wrażenie jedynie zabójstwo Iwanowa, opisane ze wszystkimi tragicznymi szczegółami*. Wrażenie to pozostało mi na całe życie, wszystko inne przeszło jakoś mimo, nie dotarło do mojej świadomości. Dobrze zapamiętałam też wypowiedziane przy tej okazji słowa mego wuja P. A. Kuprianowa: "Każdy naród ma taki rząd, na jaki zasługuje".
Słowa te przyjęłam jako pewnik, tak samo zresztą, jak przyjmowałam wówczas wiele innych rzeczy. Wuj nie robił żadnych wyjątków, ja również ich wtedy nie robiłam. Po raz drugi nazwisko Nieczajewa usłyszałam w roku 1872. Byłam już w Szwajcarii i studiowałam w Zurychu, kiedy w sierpniu tego roku w środowisku studenckim rozeszła się pogłoska, że członek Międzynarodówki, Polak Stępkowski o, zdradził Nieczajewa, który został aresztowany; mówiono też, że rząd rosyjski żąda wydania go, jako przestępcy kryminalnego. Dla nas wszystkich, których ogromna większość przed paru zaledwie miesiącami przyjechała za granicę i wstąpiła na uniwersytet, obecność Nieczajewa nie tylko w Zurychu, ale w ogóle w Szwaj-carji była tajemnicą, toteż jego aresztowanie zupełnie nas zaskoczyło. Nie wiedzieliśmy, że już od dłuższego czasu agenci policji rosyjskiej poszukiwali Nieczajewa w Szwajcarii i że z władzami szwajcarskimi prowadzono pertraktacje o wydanie go, jeśli zostanie odnaleziony. Nie wiedzieliśmy również, że pewnego razu, i gdy Nieczajew mieszkał w Genewie, aresztowano na ulicy zamiast niego niejakiego Sieriebrennikowa, który mieszkał, podobnie jak Nieczajew, u Ogariowa. Sieriebrennikowa zwolniono dopiero wówczas, gdy pedel z Andriejewskiej szkoły w której wykładał Nieczajew, i woźny uniwersytetu, obaj znają-y go osobiście, po sprowadzeniu z Rosji zaświadczyli, że przedstawiona im osoba nie jest Nieczajewem. Po tym wydarzeniu Nieczajew ukrywał się przez pewien czas w górach, dokąd o zachowaniem wszelkich ostrożności przeprowadzili go szwajcarscy agenci Mazziniego. Później jednak przeniósł się do Zurychu. Na próżno przekonywano go, by nie mieszkał w tym mieście; uważał, że emigranci chcą się go po prostu pozbyć s terenu swej działalności. W Zurychu Nieczajew zarabiał na życie malowaniem szyldów i, jak mówił M. Sażyn, który się z nim komunikował, jako zdolny malarz zarabiał wcale nieźle. Ze studiującą młodzieżą rosyjską Nieczajew nie utrzymywał stosunków, spotykał się tylko z nieliczną grupką Polaków i z rosyjskimi emigrantami, do chwili gdy Stępkowski wydał go w ręce policji.
Opinia publiczna Szwajcarii była źle usposobiona wobec Nieczajewa, ponieważ fakt zabójstwa Iwanowa był powszechnie znany. Agitacja kółka emigrantów w Zurychu (Elsnic, Raili, Sażyn) w obronie Nieczajewa powodzenia nie miała; wydana przez nich niemiecka broszura, wyjaśniająca polityczny charakter działalności Nieczajewa, nie rozeszła się szeroko, a na wiece urządzane w jego sprawie mało kto przychodził; przedstawiciele emigrantów zwrócili się też do najpotężniejszych związków robotniczych Szwajcarii, do Związku Griitli i do Związku Oświatowego, oczekując od nich obrony prawa azylu, zagwarantowanego wygnańcom politycznym przez ustawy Republiki, związki te jednak odpowiedziały, że nie będą bronić przestępców kryminalnych.
Zresztą sam fakt aresztowania przesądził już decyzję władz federalnych i dopełnił się los Nieczajewa.
Grupka uczącej się młodzieży, głównie Serbów, zamierzała odbić Nieczajewa w czasie przewożenia go na dworzec. Miało w tym celu zebrać około trzydziestu ludzi, ale zamiast trzydziestu przyszło bardzo niewielu, tak że o poważnym starciu strażą konwojującą Nieczajewa nie można było nawet marzyć.
Ralli-Arbore w artykule o Nieczajewie ("Byłoje", 1906, ks. 7), że próbowano go jednak odbić, ale publiczność pomogła policji ponownie schwytać Nieczajewa, przy czym aresztowano dwie osoby, które starały się go ratować.
Dwóch ludzi wsiadło do pociągu wiozącego Nieczajewa, by wykorzystać w drodze ewentualną sposobność, ale na stacjach władze przedsięwzięły wszelkie środki ostrożności i w; czasie podróży nie podjęto żadnych prób uwolnienia go.
W Rosji, jak wiadomo, sąd skazał Nieczajewa na dwadzieścia lat katorgi. Formalnie respektowano umowę ze Szwajcarią: Nieczajewa sądzono jako przestępcę kryminalnego. Nie zesłano go jednak na Syberię: zniknął bez śladu i nikt nie wiedział, co się z nim stało, gdzie się podział, czy żyje, czy nie żyje.
Tak minęły lata, aż nagle owego styczniowego wieczoru roku 1881 stanął przed nami jak żywy i z aleksiejewskiego bastionu przemówił do Komitetu Wykonawczego własnymi słowami.
Jak dotarły do nas te nieoczekiwane słowa?
Gdy po rozprawie sądowej Nieczajewa osadzono w bastionie aleksiejewskim, znajdował się tam jeden więzień, zagadkowa figura, niejaki Szewicz, nieuleczalnie chory psychicznie. Po czterdziestu latach na podstawie archiwaliów odnalezionych po rewolucji 1917 roku Szczegolew ogłosił o nim bardzo ładną monografię, z której wynika, że prawdziwe nazwisko tego więźnia brzmiało - Bejdeman.
W foku 1879 w bastionie osadzono Mirskiego, skazanego w sprawie o zamach na szefa żandarmów Drentelna. Mirski nie wzbudził zaufania Nieczajewa, który nie chciał za jego pośrednictwem nawiązywać kontaktów z "wolnością". Była to ze strony Nieczajewa duża przenikliwość >. Kiedy jednak po procesie szesnastu narodowolców (w październiku 1880 roku) do bastionu przybył Stiepan Szyriajew, członek Komitetu Wykonawczego i sprawca zamachu na pociąg carski w okolicach Moskwy, Nieczajew uznał go za przedstawiciela tak poważnie działającej organizacji, że zdecydował się zwrócić do "Narodnej Woli"; przez oddanego sobie żołnierza z bastionu przesłał więc list do Komitetu Wykonawczego na adres Dubrowina, studenta Akademii Medyczno-Chirurgicznej, ziomka Szyriajewa i dobrego znajomego Isajewa.
W listopadzie 1881 r. Mirski zdradził tajemnicę Nieczajewa. List miął charakter czysto rzeczowy, nie zawierał żadnych wynurzeń, nie było w nim śladu sentymentów ani słowa o tym, co się działo w przeszłości i co obecnie przeżywa Nieczajew. Prosto i otwarcie stawiał on sprawę wyzwolenia go z twierdzy. Od czasu, gdy w roku 1869 Nieczajew ukrył się za granicą, ruch rewolucyjny zmienił całkowicie swe oblicze; rozrósł się ogromnie, nabrał ciągłości i przeszedł parę faz: utopijny nastrój "chodzenia w lud", bardziej realistyczny okres stowarzyszenia "Ziemia i Wola", a następnie zwrot ku polityce, ku walce z rządem, walce nie słowem, lecz czynem. A on? Pisał do nas, jak pisze rewolucjonista, który dopiero co opuścił szeregi, do towarzyszy, którzy jeszcze pozostali na wolności.
List ten wywierał szczególne wrażenie: znikało wszystko, co ciemną plamą legło na osobie Nieczajewa - niewinnie przelana krew, wymuszanie pieniędzy, zdobywanie kompromitujących dokumentów w celu szantażu, wszystko, co kryło się pod hasłem "cel uświęca środki", całe to zakłamanie piętnujące rewolucyjne oblicze Nieczajewa. Pozostawał tylko umysł nie zamroczony długoletnią samotnością więzienną, pozostawała wola, która nie ugięła się pod ciężarem kary, energia, której nie rozbiły wszystkie niepowodzenia życiowe. Gdy na zebraniu Komitetu odczytano propozycję Nieczajewa, wszyscy w niebywale podniosłym nastroju orzekli: "Trzeba go uwolnić".
W następnych listach Nieczajew roztaczał przed nami stopniowo obraz swej działalności w ciągu więziennych lat. Tak jest! Z kajdanami na rękach i nogach działał jednak w zakamarkach bastionu! Dzień po dniu starał się objąć swym wpływem wrogie mu otoczenie. Studiował charakter każdego z przydzielonych doń żandarmów, każdego z zaprzysiężonych żołnierzy. Stale obserwował, wszystko zauważał i wszystko zapamiętywał, po to, by na podstawie zebranych materiałów znaleźć indywidualny sposób oddziaływania na każdego z osobna. Dzień po dniu podważał dyscyplinę pilnujących go żołnierzy. Podrywając w ich oczach autorytet władz zwierzchnich, propagował, agitował, rozwijał umysły, działał na uczucia. Nawołując do szczerości i skłaniając do wyznań, zdobywał władzę nad ludźmi; jednocześnie wykorzystywał niezwykłe okoliczności i warunki swego uwięzienia, by nadać swojej osobie w przeszłości tajemniczy charakter; w ten sposób imponował swoim strażnikom, podnosił swój autorytet w ich oczach, kusząc ich przy tym jakimiś zmianami w przyszłości.
Dzięki takiej powolnej, lecz stałej mrówczej pracy ten niezwykły więzień podporządkował sobie, jak nas informował, czterdziestu ludzi, którzy znaleźli się w zasięgu jego propagandy. Stopniowo i ostrożnie wydobywał od tych ludzi szczegóły dotyczące urządzenia bastionu i twierdzy pietropawłowskiej, dowiadywał się o wszystkim, co się tam działo, o tamtejszych urzędach, urzędnikach i o ich wzajemnych stosunkach, o wszystkich miejscowych zwyczajach, zwłaszcza zaś o topografii twierdzy i wysepki, na której znajdował się bastion i,
W końcu Nieczajew zebrał mnóstwo nieocenionych danych psychologicznych i konkretnych faktów, na podstawie których można już było ułożyć plan ucieczki i przystąpić do jego wykonania. Był to plan opracowany przez niego samego w ciągu długich lat oderwania od świata.
Wierny swym dawnym tradycjom, Nieczajew uważał, że uwolnienie go powinno się odbyć w warunkach skomplikowanej mistyfikacji. Dla zaimponowania strażnikom wojskowym oswo-bodziciele powinni byli zjawić się w mundurach wojskowych, obwieszeni orderami; mieli oni oświadczyć, że dokonany został zamach stanu, że obalono cesarza Aleksandra II, a na tronie osadzono jego syna, i że w imieniu nowego cesarza więźniowi bastionu przywraca się wolność. Nam oczywiście cała ta dekoracja nie była potrzebna, charakteryzowała ona jedynie Nieczajewa.
Kiedy na posiedzeniu Komitetu stanęła sprawa uwolnienia Nieczajewa, zdecydowano bez dyskusji, że należy je powierzyć organizacji wojskowej, całkowicie już wówczas uformowanej. Na kierownika przedsięwzięcia, na dowódcę oddziału, proponowano Suchanowa, ponieważ był on człowiekiem stanowczym i pomysłowym, przywykłym do rozkazywania. Po zbadaniu warunków przyszłego miejsca akcji Komitet uznał, że na wysepkę forteczną wygodniej będzie dostać się łodziami niż zimą po lodzie - oznaczało to, że akcja zostaje odroczona do wiosny. Nie tylko jednak ten wzgląd spowodował, że musieliśmy wstrzymać działania, odegrały tu rolę również inne okoliczności. Komitet zajmował się znowu w tym czasie sprawą zamachu na Aleksandra II. Uprzednio już organizowano jeden zamach po drugim, teraz zaś nowa, siódma próba była w pełnym toku. sklepie na Małej Sadowej odbywał się handel serami, a każ-ej nocy paru członków Komitetu i jego agentów pracowało łopatą i świdrem przy podkopie, zsypując ziemię do beczek przeznaczonych do przechowywania serów. Wstrzymanie tej niebezpiecznej roboty oznaczałoby narażenie całego przedsięwzięcia. Im prędzej zakończono by przygotowania, tym pewniejszy byłby przebieg akcji w przyszłości. Sytuacja w sklepie z jego niedostatecznym zapasem serów, brak doświadczenia u improwizowanych kupców, zmiany trasy wyjazdów niedzielnych Aleksandra II do ujeżdżalni Michajłowskiej - wszystko to mogło doprowadzić do przekreślenia wszystkich naszych wysiłków. Trzeba było się spieszyć i nie oglądać na strony, nie zwracając uwagi na nic innego. Wszystko razem zmusiło Komitet do udzielenia Nieczajewowi bezpośredniej i szczerej odpowiedzi, że planowany zamach na cara wymaga od nas zaangażowania wszystkich sił i że nie jesteśmy w stanie prowadzić jednocześnie dwóch akcji. Z tych względów sprawa jego uwolnienia może być podjęta dopiero po zakończeniu akcji przeciwko carowi.
W literaturze spotkałam się z twierdzeniem, że Komitet zwrócił się jakoby do Nieczajewa z pytaniem, która z tych dwóch akcji ma być przeprowadzona w pierwszej kolejności, i że Nieczajew wypowiedział się rzekomo za zamachem. Otóż Komitet takiego pytania nie mógł zadać, ponieważ nie mógł wstrzymać przygotowań na Małej Sadowej i skazać je na pewne niemal fiasko. Komitet po prostu poinformował Nieczajewa o sytuacji. a ten odpowiedział, że będzie oczywiście czekał.
Całkowicie zmyślone jest również opowiadanie Tichomirowa, że Zelabow był na wysepce fortecznej i że stał pod oknem Nieczajewa. Nie miało to miejsca i mieć nie mogło. Żelabow miał wyznaczoną odpowiedzialną rolę w zamierzonym zamachu. Mina na Małej Sadowej mogła wybuchnąć nieco za wcześnie, Przed przejazdem karety cesarskiej, czy też nieco później. Gdyby się tak zdarzyło, czterej miotacze rozstawieni na obu rogach ulicy mieli puścić w ruch bomby. Gdyby zaś i bomby zawiodły, Żelabow miał zakończyć sprawą sztyletem, tym razem bowiem zdecydowaliśmy za wszelką ceną zamachu dokonać. Czy możliwe zatem było przy takim planie, by Komitet pozwolił Żelabowowi pojechać do bastionu, nie mówiąc już o tym, że jego dostanie się tam było w ogóle niemożliwe? Czy zresztą sam Żelabow podjąłby tak bezcelowe i szaleńcze ryzyko i stawiał na kartę nie tylko swoją osobą i swą rolę na Sadowej, lecz również uwolnienie Nieczajewa? Nigdy.
Kontakt z Nieczajewem, nawiązany za pośrednictwem Dubrowina, utrzymywał następnie Isajew, którego Dubrowin poznał z żandarmem przynoszącym korespondencję. Spotykali się zazwyczaj na ulicy w umówionym miejscu i żandarm doręczał Isajewowi niewielki zwitek papieru wielkości paru calów, zapisany specjalnymi hieroglifami wynalezionymi przez Nieczajewa.
Trwało to do 1 kwietnia, do dnia, kiedy wyśledzonego Isajewa aresztowano na ulicy razem z Podbielskim, studentem, który w lutym w czasie uroczystości na uniwersytecie obraził czynnie ministra oświaty, Saburowa. W wyniku tego aresztowania łączność z bastionem na jakiś czas się urwała.
Perowska, aresztowana wcześniej niż Isajew (10 marca), miała w notatniku zaszyfrowane, jak nam zakomunikowała przez swego obrońcę Kiedryna, dwa czy trzy adresy szwaczek, które odwiedzali żandarmi z bastionu. Adresy te przesłał Nieczajew. Nie naprowadziły one jednak, widocznie, sędziów śledczych ze sprawy Perowskiej na nasze kontakty z Nieczajewem, skoro później kontakty te zostały wznowione za pośrednictwem wspomnianego Dubrowina i były utrzymywane przez Sawielja Złatopolskiego. Jednakże opis tych dalszych kontaktów i całkowite ich zerwanie na skutek - ciężko mi o tym mówić! - zdrady Mińskiego, jak opowiadały osoby, które po rewolucji 1917 roku miały wgląd do archiwum departamentu policji, aresztowanie oddanych Nieczajewowi żandarmów i żołnierzy, rozprawa sądowa 23 spośród nich i administracyjne represje w stosunku do innych - wszystko to powinno być odtworzone nie na podstawie moich wspomnień, lecz z materiałów archiwalnych, nie znajdujących się w moim posiadaniu. Ja osobiście po aresztowaniu Isajewa musiałam opuścić Petersburg i jako wolny człowiek już tam nie wróciłam.
Nieczajew umarł w bastionie, a okoliczności jego śmierci aż do rewolucji otoczone były tajemnicą.
18 sierpnia 1881 roku umarł Szyriajew; już na wolności chorował na gruźlicę i o jego śmierci doniósł nam jeszcze Nieczajew. Jednakże w marcu 1882 roku w bastionie osadzeni zostali: Morozow, Isajew, Frolenko, Aleksander Michajłow, Kle-tocznikow, Barannikow, Kołodkiewicz, Langans, Aronczyk i Trigoni, skazani w procesie "20", a na początku 1883 roku - Bogdanowicz, Graczewski i S. Złatopolski ze sprawy "17" - i żaden z nich, choć byli rozmieszczeni na trzech korytarzach bastionu, przez cały czas nic nie słyszał o pobycie tam Nieczajewa. Podobnie ani Poliwanow, przywieziony z Saratowa, ani grupa katorżników, przewieziona ze złóż karyjskich do bastionu (Myszkin, Ign. Iwanów, Popów, Szczedrin i inni), a w r. 1884 wraz z wszystkimi jego więźniami - do Szlisselburga, również nie mieli żadnych informacji o Nieczajewie i nie mogli nic o jego losie powiedzieć.
W swoim czasie rozeszła się wersja, że w roku 1882 po wykryciu kontaktów Nieczajewa z "wolnością" wysłano go jakoby do Szlisselburga i po drodze zastrzelono za rzekomą próbę ucieczki. Nie mieliśmy jednak żadnych danych, które by ten fakt potwierdzały.
Jeżeli chodzi o odżywianie, Nieczajew miał w bastionie warunki znośne, ale tylko póki był sam; od czasu gdy osadzono tam narodowolców, reżym pogorszył się gwałtownie: więźniów morzono stale głodem. Jedzenie było tego rodzaju, że według słów Jurija Bogdanowicza już po miesiącu więźniowie mogli chodzić tylko trzymając się ściany. Wszyscy chorowali na szkorbut. Na oświadczenie więźniów, że umierają z głodu, lekarz Wilms odpowiadał, że jest bezsilny, bo wszystko zależy od administracji. Sam on dawał tylko butlę z miksturą żelaza, z której żandarm podczas obiadu nalewał każdemu po łyżce. W takich warunkach i bez użycia broni Nieczajew musiał zginąć. Całkowite potwierdzenie tego odnalazł Szczegolew w archiwach i data śmierci Nieczajewa została ustalona na podstawie dokumentów: zmarł w bastionie 21 listopada 1882 roku. Fakt, że pozostali więźniowie bastionu nic o nim nie wiedzieli, tłumaczy się tym, że Nieczajew był od nich izolowany.
Nieczajew to postać zupełnie wyjątkowa w ruchu rewolucyjnym. Jest typem specyficznym, niepowtarzalnym. Jakkolwiek ciężkie jest wspomnienie o zabójstwie Iwanowa, o stosowaniu bez skrupułów zasady "cel uświęca środki", nie można nie podziwiać siły woli i stanowczości charakteru Nieczajewa, nie można nie doceniać bezinteresowności jego postępowania: nie działał dla zaspokojenia własnych ambicji, lecz bezgranicznie i szczerze poświęcał się sprawie rewolucji. Choć brak mu było wznioślejszych zalet moralnych, miał w sobie coś sugestywnego, urzekającego, coś, co działało na prostych ludzi jak hipnoza. Zesłani na Syberię żołnierze z bastionu spotykali się w swoim czasie z wieloma inteligentami - zesłańcami politycznymi. Oriechow, Dementiew, Pietrow, Terentiew przebywali w guberni irkuckiej, w Kireńsku, jednocześnie z M. P. i E. N. Sażynami i Z. A. Borejszo. Tonyczew, najbardziej rozgarnięty spośród tych żołnierzy (zastrzelił się później), w przejeździe z obwodu jakuckiego też był w Kireńsku, a Wiszniakow już w czasie pobytu Breszkowskiej na zesłaniu mieszkał tam w sąsiedztwie, pomagając jej w gospodarstwie. Nigdy z ust żadnego z tych ludzi nie wyrwało się słowo wyrzutu czy żalu w stosunku do Nieczajewa, który zrujnował im życie. Wszyscy mówili o nim z jakimś szczególnym uczuciem, podobnym do strachu, przyznawali, że ulegli jego woli. "Spróbujcie odmówić mu, kiedy rozkazuje. Wystarczy, aby tylko spojrzał" - mówił jeden z nich.
Ten jego wpływ widoczny był nawet na rozprawie sądowej[1]. Krążyła wtedy wśród publiczności pogłoska, że wobec sądu żołnierze i podoficerowie mówili o Nieczajewie tak, jakby go się bali. Poza tym oskarżeni nie wymieniali nigdy jego imienia ani nazwiska, nazywali Nieczajewa "on". Ale i daleko, w głębi Syberii, ci z bastionu wciąż jeszcze pozostawali pod urokiem silnej indywidualności więźnia, który opanował ich dusze. Jego autorytet wciąż ich jeszcze oślepiał. Była to sugestia, hipnoza, której nie przezwyciężyły ani przeżycia, ani czas, ani odległość.
[1] Z załogi bastionu stanęło przed sądem (maj 1882 r.) 4 podoficerów żandarmerii i 35 żołnierzy (ze specjalnego oskarżenia o przestępstwa Wajskbwe). W drugim zaś procesie - politycznym - 14 żołnierzy skazano na osiedlenie (3 grudnia 1682 r.), a inteligentów Dubrowina i Filippowa - na katorgę.