Artykuł ukazał się w polskiej edycji miesięcznika "Le Monde Diplomatique" z lipca 2006 r. http://www.monde-diplomatique.pl
Zbigniew Marcin Kowalewski
Czas na kontrofensywę pracowniczą
Kilka lat temu pewien urzędnik Komisji Europejskiej, znany w
środowiskach lewicowych z wnikliwych, krytycznych analiz spraw unijnych, w
prywatnej dyskusji w Warszawie wskazał na "polski paradoks". Z jednej strony
frekwencja wyborcza, wyniki wyborów i składy koalicji rządzących świadczą o
delegitymizacji społecznej neoliberalnego kapitalizmu i kryzysie jego
reprezentacji politycznej. Czynią one z Polski najsłabsze ogniwo w łańcuchu
kapitalistycznej integracji Europy. Z drugiej strony zapaść polskiego ruchu
robotniczego sprawia, że to ogniwo nie pęka.
Obecny stan tego ruchu stanowi w skali europejskiej anomalię. Nie tylko nie
posiada on w Sejmie żadnej, nawet ułomnej i zdeformowanej reprezentacji
politycznej, ale, co gorsza, kondycja związków zawodowych jest bardzo zła.
Oczywiście, ofensywa neoliberalizmu niemal wszędzie podkopała ruch związkowy. W
porównaniu z 1980 r., we Włoszech stopa uzwiązkowienia spadła z 50 do 34 proc.,
w Wielkiej Brytanii z 51 do 29, w Niemczech z 35 do 23. Jednak w ośmiu państwach
Europy Zachodniej i Północnej (Austrii, Belgii, Danii, Finlandii, Irlandii,
Norwegii, Szwecji i Włoszech) nadal wynosi ona ponad 30 proc., przy czym w
pięciu z nich (Belgii, Danii, Finlandii, Norwegii i Szwecji) ponad 50 proc., a w
trzech (Danii, Finlandii i Szwecji) aż ponad 70 proc. [1]
We Francji, gdzie stopa ta zawsze była dużo niższa niż gdzie indziej ze względu
na bardziej "kadrowy" niż "masowy" charakter organizacji związkowych, w tym
samym czasie spadła ona z 18 do 8 proc. Lecz jednocześnie 95 proc. pracowników
najemnych jest tam objętych układami zbiorowymi pracy, związkom zawodowym ufa 54
proc. ogółu pracowników najemnych i 51 proc. ogółu obywateli, 61 proc.
robotników, 70 proc. sympatyków lewicy i aż 69 proc. osób w wieku od 18 do 24
lat! [2] Wysoka jest również zdolność mobilizacyjna francuskiego ruchu
związkowego. Oto 28 marca i ponownie 4 kwietnia br., w toku walki z kontraktem
"pierwsza praca", razem z lewicowymi organizacjami studenckimi i uczniowskimi
wyprowadził on w całym kraju na ulicę 3 miliony osób!
A w Polsce, gdzie stopa uzwiązkowienia ongiś wynosiła ponad 80 proc., a na
początku restauracji kapitalizmu jeszcze 40 proc.? Jeśli bardzo zawyżone dane
głównych central związkowych o członkostwie sprowadzi się na realny poziom,
okaże się, że prawdopodobnie stopa ta sytuuje się poniżej 10 proc. "Na skutek
niestabilności strukturalnej i szybkiej prywatyzacji, struktury układów
zbiorowych pracy są ubogie", skrajnie zdecentralizowane, głównie zakładowe.
"Według OECD jedynie w Polsce, Czechach, na Węgrzech, w krajach anglosaskich
oraz Japonii i Korei Płd. funkcjonuje tak rozproszony system negocjacji." [3]
Odsetek ogółu zatrudnionych, którzy są objęci układami zbiorowymi, wynosi
zaledwie 20 proc. W UE niższy jest tylko na Litwie i Łotwie. [4] W wielu
państwach UE wynosi ponad 70 proc. Polska "bardzo odbiega od europejskiego
modelu stosunków przemysłowych, które obejmują układy zbiorowe jako ważny
mechanizm regulacji stosunków pracy." [5]
Wiadomo, że dynamika wzrostu płac jest najniższa i stopień giętkości płac
realnych jest najwyższy w zdecentralizowanych systemach układów zbiorowych, w
których rokowania zbiorowe prowadzi się na szczeblu przedsiębiorstw. Wiadomo
również, że najwyższa dynamika wzrostu płac i najwyższy stopień sztywności płac
realnych występuje w średnio scentralizowanych systemach, w których rokowania
zbiorowe prowadzi się na szczeblu gałęziowym. Mimo decentralizacji postępującej
pod presją neoliberalizmu, w większości państw Europy Zachodniej układy zbiorowe
są na ogół scentralizowane na najkorzystniejszym dla klasy robotniczej średnim
poziomie gałęziowym.
Natomiast w Polsce organizacje pracodawców i rząd czynią wszystko, co w ich
mocy, aby przeciwdziałać dążeniu związków zawodowych do "poszerzenia możliwości
i efektywności administracyjnego rozciągania zbiorowych porozumień płacowych
osiągniętych przez kilka przedsiębiorstw na całą branżę, w tym na firmy z
sektora prywatnego, które nie uczestniczyły bezpośrednio w negocjacjach", bo
"jest to dokładnie praktyka, która okazała się najbardziej szkodliwa w krajach
OECD". [6] Szkodliwa oczywiście dla kapitalistów. Co więcej, w oczach
najbardziej twardogłowych neoliberałów, skupionych m.in. wokół NBP, obecny
system rokowań płacowych uchodzi za… nadmiernie scentralizowany, toteż (poza
sferą budżetową) dążą oni do zniesienia wszelkich form ponadzakładowych rokowań
zbiorowych. [7]
W Polsce społeczne zaufanie do związków zawodowych jest niezwykle niskie -
zaledwie kilkunastoprocentowe. "W lipcu 2001 r. CBOS badał zaufanie szeregowych
związkowców do związków zawodowych. Wśród członków OPZZ 49 proc. uznało, że ich
związek dobrze reprezentuje interesy pracownicze w skali kraju, ale 28 proc.
stwierdziło, że ich interesy nie są przez nikogo reprezentowane. W przypadku
członków «Solidarności» odpowiednie wskaźniki były znacznie bardziej
pesymistyczne: 39 proc. i aż 57 proc. W odniesieniu do własnych zakładów pracy
jedynie 22 proc. związkowców z OPZZ i 13 proc. z «Solidarności» uważało, że ich
związki działają efektywnie." [8]
Juliusz Gardawski, czołowy wśród polskich socjologów badacz ruchu związkowego,
na pytanie, "jak to się stało, że właśnie w Polsce, kraju o tak silnych
tradycjach związkowych, wzorcowym pod tym względem dla wielu innych krajów,
uzwiązkowienie (…) osiągnęło niższy poziom, niż we wszystkich innych krajach
Europy Centralnej i Wschodniej" [9], odpowiada tak: "Obserwacje czynione w
latach 1998-2001 wskazywały, że opisane zjawisko erozji i zaniku atrakcyjności
związków wiązało się przede wszystkim z antyzwiązkowymi strategiami
przyjmowanymi przez polskich prywatnych przedsiębiorców, a także przez
menedżerów kierujących przedsiębiorstwami większymi, w tym zagranicznymi." [10]
Druga przyczyna to powiązanie obu głównych central związkowych z partiami
reprezentującymi interesy kapitału i parasole ochronne otwierane przez te
centrale kolejno nad rządami neoliberalnymi z prawa w przypadku "Solidarności" i
z lewa w przypadku OPZZ. Trzecia to (wyraźna w przypadku OPZZ) skłonność do
współpracy z organizacjami pracodawców; taka współpraca ułatwiła uchwalenie
przez Sejm nowego, zliberalizowanego kodeksu pracy. Oczywiście, wywołało to
wewnątrzzwiązkowe napięcia. "W umiarkowanie nastawionym OPZZ także ujawniają się
podziały związane z liberalizacją rynku pracy i rolą OPZZ w jej implementacji
(wobec przewodniczącego Manickiego mnożą się zarzuty o zbytnią ugodowość i
nadużycie zaufania społecznej bazy związku)", stwierdzał w 2002 r. jeden z
socjologów. [11] Lecz wstrząsy z reguły amortyzuje kwietystyczna atmosfera
panująca w aparatach biurokratycznych. Stanowi ona czwartą przyczynę: aparaty te
zachowują się tak, jak przysłowiowa orkiestra na pokładzie Titanica. Wreszcie
piąta: wiele komisji zakładowych idzie na pasku pracodawców, korumpuje się, do
czego walnie przyczynia się działalność gospodarcza, którą prowadzą, wiele jest
skompromitowanych, m.in. zgodą na zwolnienia grupowe w zamian za gwarancje
zatrudnienia dla członków komisji.
Polska stała się w Europie prawdziwą oazą pokoju klasowego. Zgodnie z raportami
Europejskiego Obserwatorium ds. Stosunków Przemysłowych (EIRO), "w UE poziomy
akcji przemysłowej na ogół są niskie w porównaniu z poprzednimi latami. W
pierwszej połowie lat 80. (zgodnie z danymi Eurostatu), z powodu akcji
przemysłowej takie kraje, jak Grecja, Irlandia, Włochy, Hiszpania i Wielka
Brytania średniorocznie traciły ponad 400 dni na tysiąc pracowników, a Dania,
Francja, Luksemburg i Portugalia ponad 100 dni. Choć w drugiej połowie lat 80.
poziomy aktywności ogólnie się obniżyły, Grecja i Hiszpania nadal traciły
średniorocznie ponad 600 dni, a Irlandia, Włochy i Wielka Brytania ponad 100. W
wielu krajach początek XXI w. jest więc wyraźnie okresem względnego pokoju
przemysłowego." [12]
W latach 2000-2003 z powodu strajków Hiszpania straciła średniorocznie 220 dni,
Włochy 135, Austria 103, Norwegia 77, Węgry 60, Finlandia 55, Szwecja 41,
Francja 40, Rumunia 33, Wielka Brytania 27, Słowenia 22, Portugalia 18, Holandia
11 itd. Średnia dla wszystkich państw europejskich wynosiła 45 dni, dla starych
państw członkowskich Unii 58, dla nowych 19. Natomiast Polska straciła 2 dni -
najmniej ze wszystkich państw europejskich! [13] Jak widać, na tle Europy Polska
znajduje się nie w okresie względnego, lecz niemal bezwzględnego pokoju
społecznego.
Według danych GUS, w 2001 r. było 11 strajków. W 2002 r. zanotowano tylko jeden
strajk. Doszło również do innych akcji protestacyjnych (manifestacji, pikiet,
blokad) górników, pracowników służby zdrowia, stoczniowców i niezwykle
dramatycznej walki pracowników Fabryki Kabli w Ożarowie, ale strajk był tylko
jeden. W 2003 r. liczba strajków wzrosła do 24 (15 przypadło na zakłady
przemysłowe). Uczestniczyło w nich 3 tys. pracowników, co stanowiło 18,5 proc.
załóg przedsiębiorstw i instytucji objętych strajkami. Nadzieje radykalnych
środowisk lewicowych i pracowniczych na to, że zaczyna się przypływ fali walk
klasowych, okazały się płonne. W 2004 r. liczba strajków spadła poniżej 10.
Tak więc, polski ruch robotniczy został zepchnięty na pozycje biernej obrony
strategicznej, w której ramach obrona czynna (walka w obronie miejsc pracy,
przeciwko prywatyzacjom, o wypłatę zaległych zarobków itd.) w skali taktycznej
(w poszczególnych zakładach) jest rzadkością. Jeszcze rzadsze jest natarcie (np.
walka o podwyżkę płac) w tej skali, a tym bardziej w skali operacyjnej (walka o
ogólnokrajowym lub przynajmniej regionalnym zasięgu gałęziowym).
Dlaczego tak się stało? Dlatego, że najwyższe w UE i długotrwałe bezrobocie,
nawet według danych oficjalnych dochodzące w ostatnich latach do 20 proc., w
połączeniu z najniższymi w Europie wskaźnikami zatrudnienia skutecznie
terroryzuje klasę robotniczą, odstraszając ją od strajków. Odstraszają również:
szerzący się w przedsiębiorstwach drakoński reżim kapitału i superwyzysk siły
roboczej, polegający m.in. na uelastycznianiu rynku pracy, procesów pracy i
płac, zatrudnianiu na niepewnych warunkach, w tym na "śmieciowych" umowach o
pracę, i na bezprawnie wymuszanym przez pracodawców samozatrudnieniu. Kapitał
szturmuje samo serce pracy najemnej - pracę na czas nieokreślony. Aż 24 proc.
pracowników zatrudnionych jest na czas określony; w UE stopa ta jest wyższa
tylko w Hiszpanii. Mnóstwo pracodawców na rozmaite sposoby bezprawnie wydłuża
dzień pracy, płaci za godziny nadliczbowe tak, jak za zwykłe, a nawet w ogóle
nie płaci, obciąża pracowników kosztami przestojów itd.
Co więcej, w Polsce kapitalistyczne stosunki produkcji nasiąkają niesłychanie
rozpasaną, charakterystyczną dla poradzieckich i latynoamerykańskich peryferii
światowego kapitalizmu, formą superwyzysku, którą MOP określa mianem "subkultury
niewypłacania wynagrodzeń za pracę". Dopóki w Szczecinie, w imię solidarności
robotniczej, stoczniowcy nie pobili pracodawcy, który nie wypłacał wynagrodzeń
swoim szwaczkom, władza państwowa i elita polityczna udawały, że nie dostrzegają
tego zjawiska. Sprawy o niewypłacanie wynagrodzeń były masowo umarzane przez
jawnie klasowe sądownictwo z powodu… "niskiej szkodliwości społecznej czynu"!
Polska wraz z Litwą i Słowenią to jedyne państwa UE, w których owa "subkultura"
kapitału - zaleganie z wypłatą zarobków - stanowi jedną z najważniejszych
przyczyn strajków.
W kraju, w którym ongiś obalenie kapitalizmu przyniosło zaległą rewolucję
przemysłową, restauracja kapitalizmu szła w parze z odprzemysłowieniem na
ogromną skalę i drastyczną deprecjacją, a na dłuższą metę również realną
dewaloryzacją siły roboczej. Lecz "jeszcze w 1998 r. sytuacja na rynku pracy w
Polsce była w kategoriach nominalnych porównywalna z sytuacją w 15 państwach
będących wówczas członkami Unii Europejskiej. Gwałtowny spadek zatrudnienia w
1999 r. i w latach następnych w Polsce doprowadził do powstania olbrzymiej
przepaści w stosunku do krajów UE15, w których obserwowano (przy znacznym
zróżnicowaniu wewnętrznym) wzrost zatrudnienia i aktywności oraz spadek
bezrobocia. W podobny sposób, choć w mniejszej skali, powiększyła się luka
dzieląca Polskę od pozostałych nowych krajów członkowskich UE." Obecny poziom
zatrudnienia w Polsce bardzo znacznie odbiega in minus nawet od mniej zamożnych
krajów, które dopiero ubiegają się o członkostwo w UE, takich jak Bułgaria czy
Rumunia. [14]
"Olbrzymią przepaść" dzielącą Polskę od "starych" członków UE stwierdza się
nawet w urzędowym studium Ministerstwa Gospodarki. Nie wskazuje się jednak, że
jest ona nie tylko ilościowa, ale również jakościowa. Choć w na Zachodzie
neoliberalna restrukturyzacja kapitalizmu znacznie rozszerzyła pola superwyzysku
siły roboczej (wyzysku bezwzględnego, opartego na zużyciu siły roboczej),
akumulacja kapitału nadal opiera się tam głównie na wzroście wydajności pracy (a
więc na wyzysku względnym). Natomiast w Polsce opiera się głównie na
superwyzysku, który bardzo sprzyja instalacji i reprodukcji zależnego
kapitalizmu. Jak już 30 lat temu stwierdził Ruy Mauro Marini, "superwyzysk pracy
jest podstawą zależności."
"W zależnej gospodarce kapitalistycznej warunki stworzone przez superwyzysk
pracy mają tendencję do stwarzania przeszkód dla jej przechodzenia od produkcji
bezwzględnej wartości dodatkowej", czyli wyzysku bezwzględnego, "do produkcji
względnej wartości dodatkowej", czyli wyzysku względnego, "jako dominującej
formy stosunków między kapitałem a pracą." "Wzrost wydajności pracy, który
następuje w strukturze produkcyjnej opartej na superwyzysku, powoduje
przyspieszony wzrost rezerwowej armii przemysłowej, co wzmaga presję kapitału na
warunki pracy i płacy." "Rezerwowa armia przemysłowa zmniejsza zdolność
rewindykacyjną klasy robotniczej i sprzyja superwyzyskowi." "Zależny kapitalizm,
oparty na superwyzysku pracy, rozwodzi aparat produkcyjny z potrzebami
konsumpcyjnymi mas, potęgując w ten sposób ogólną tendencję kapitalistycznego
sposobu produkcji." [15]
Na gruncie nieuchronnie nierównomiernego i spolaryzowanego rozwoju kapitalizmu
rozmach superwyzysku, któremu w Polsce podlega siła robocza, umocowuje kraj na
zależnej, względnie niedorozwiniętej peryferii w obrębie zjednoczonej Europy
neoliberalnej. Polska, jako ubogi krewny, ciąży w UE na cenie i wartości siły
roboczej, na standardach socjalnych i w ogóle na historycznych zdobyczach ruchu
robotniczego. Przemożną tendencją kapitalizmu neoliberalnego jest równanie tych
czynników w dół. W Polsce szykuje się potężną przeciwwagę dla już i tak bardzo
ograniczonego na początku lat 90. prawa do strajku - wprowadzenie prawa do
lokautu, dawno wyrugowanego w przytłaczającej większości państw UE, a w wielu
nawet ustawowo zakazanego. Podobnie jak w całej UE, w ramach "modernizacji
europejskiego modelu społecznego", zapowiedzianej w Agendzie Społecznej Komisji
Europejskiej na lata 2005-2010, w Polsce grozi stopniowa likwidacja prawa pracy.
[16]
Obecna długa fala depresyjna zalewa światowy kapitalizm od początku lat 70.
Średnio takie fale na ogół trwały około 25-30 lat, toteż gdyby miały one
charakter cykliczny, fala ta już by odpływała. Zwolennicy teorii długich fal w
rozwoju kapitalizmu, wypracowanej przez Nikołaja Kondratiewa, a rozwiniętej
przez Ernesta Mandela i Francisco Louça, wiedzą, jak przełomowymi okresami w
historii ruchu robotniczego są przejścia od długiej fali o tendencji
ekspansywnej do długiej fali o tendencji depresyjnej i na odwrót. "Okazuje się,
że punkty zwrotne między długimi falami kondratiewowskimi zbiegają się z
wielkimi wodowskazami mobilizacji robotniczej, w szczególności mierzonej stopą
aktywności strajkowej i członkostwem związków zawodowych", pisze John Kelly.
"Okresy przejściowe między falami kondratiewowskimi są również punktami
zwrotnymi w rozwoju związków zawodowych, aktywności strajkowej, łączeniu się
organizacji związkowych i obejmowaniu pracowników układami zbiorowymi pracy",
pisze dalej Kelly. "Są naznaczone niezwykle intensywnymi i daleko idącymi
walkami klasowymi, kończącymi się «zerwaniami» z panującymi wzorami stosunków
klasowych." [17]
Tak więc, gdyby światowy kapitalizm rzeczywiście znajdował się w takim punkcie
zwrotnym, w Polsce powstałyby już lub wkrótce warunki sprzyjające zmianom w
układu sił między pracą a kapitałem na korzyść tej pierwszej. Tymczasem fala
depresyjna trwa, bo wzrost stopy zysku nie pociągnął za sobą żadnej innej
krzywej kapitalizmu - stopy akumulacji kapitału, stopy wzrostu PKB ani stopy
wydajności pracy. Ciągle brak jest trzech atrybutów długiej fali ekspansywnej:
ożywienia akumulacji, względnie stabilnego ładu w gospodarce światowej,
pozwalającego stopie zysku utrzymać się na wysokim poziomie, oraz legitymacji
społecznej zapewniającej "ład produkcyjny".
Krótkotrwałe ożywienie gospodarcze, które Europa przeżyła w latach 1997-2001,
zanim odwróciła się koniunktura i nastąpił nawrót recesji, potwierdziło, że
jeśli na gruncie długiej fali depresyjnej ożywienie pociąga za sobą wyraźne
rozluźnienie pętli bezrobocia dławiącej świat pracy, powstają warunki do
przypływu fali walk klasowych. Lecz co robić, gdy - tak, jak w Polsce -
ożywienie przekłada się na tzw. bezzatrudnieniowy wzrost gospodarczy? Gdy
dławiące bezrobocie zasadniczo nie jest koniunkturalne, lecz strukturalne i
staje się chroniczne - nieodłączne od akumulacji kapitału opartej na
superwyzysku siły roboczej i od zależnego kapitalizmu?
Jedno z dwojga - albo czeka się na Godota czy gra się, jak orkiestra na
pokładzie Titanica, albo szuka się wyjścia… z sytuacji bez wyjścia.
Przeciwstawna biurokratycznemu kwietyzmowi zasada leżąca u podstaw strategii
"ogniskowej" głosi, że "nie zawsze należy czekać, aż powstaną wszystkie
warunki…", bo łatwo przegapić okazje do ich zmiany. Brakujące warunki można
stworzyć świadomym działaniem i wolą walki, ofensywną myślą strategiczną,
realizującą ją linią operacyjną i taktyką, polityką jednolitofrontową oraz nawet
względnie niewielką, ale zdeterminowaną siłą, o ile wobec ruchu robotniczego
potrafi ona odegrać taką rolę, jaką rozrusznik odgrywa wobec tłokowego silnika
spalinowego. Trzeba działać wbrew logice formalnej, ale zgodnie z logiką
dialektyczną, prowadząc działania ofensywne, choć jest się w defensywie,
uzyskując przewagę i inicjatywę, choć ma ją nieprzyjaciel, okazując siłę, choć
jest się słabym, zajmując korzystne pozycje w walce, choć jest się w
niekorzystnym położeniu…
Okazja (sprzyjająca chwila) do wszczęcia walki o zmianę układu sił nigdy nie
spada z nieba. "Okazja sama się nie stwarza, toteż nie należy czekać na nią z
założonymi rękami. Do jej powstania konieczne są obiektywne warunki, ale stwarza
się ją głównie subiektywnymi środkami", pisał wybitny strateg wietnamski, gen.
Trân Van Tra. [18] Dobrze wykorzystana okazja stwarza następne okazje do
korzystnych zmian w układzie sił. "W rewolucji i na wojnie", wyjaśniał Trân Van
Tra, a myśl ta odnosi się do wszelkiej walki, "sprawą zasadniczą dla odniesienia
zwycięstwa jest ocena sytuacji i wykorzystanie odpowiedniej okazji oraz
podejmowanie w porę właściwych decyzji i zdecydowanych działań. Wymaga to
talentu i wprawy. Gdy traci się okazję, sprawy przybierają niepożądany obrót i
można ponieść fiasko." [19] "Sprzyjająca chwila to po prostu synteza
różnorodnych sprzeczności we wzajemnej interakcji i uchwycenie ich «ważkości» w
celu dokonania strategicznego wyboru chwili nawiązania walki." [20]
Wskutek generalnej restrukturyzacji górnictwa, przeprowadzonej w latach
1997-2001 przez prawicowy rząd korzystający z poparcia "Solidarności",
zlikwidowano kilkanaście kopalń posiadających złoża węgla i zwolniono z pracy
100 tysięcy górników. Na Śląsku spowodowało to ogółem likwidację około 400
tysięcy miejsc pracy i trzykrotny wzrost bezrobocia. Mimo tej katastrofy
społecznej, w kopalniach stopa uzwiązkowienia nadal jest wysoka - najwyższa w
kraju. Górnicy zachowali potężną siłę uderzeniową, ciążącą na układzie sił
między pracą a kapitałem.
26 lipca 2005 r. państwem wstrząsnęła demonstracja siły, urządzona pod Sejmem
przez tysiące górników zmobilizowanych wspólnie przez wszystkie działające w
kopalniach organizacje związkowe, które dobrze wykorzystały okazję - koniunkturę
przedwyborczą. Demonstracją tą górnicy wymusili uchwalenie następnego dnia w
trybie nadzwyczajnym, a faktycznie w niebywałym popłochu, korzystnej nowelizacji
ustawy o emeryturach. W niespełna rok później jednym strajkiem ostrzegawczym i
samą tylko groźbą nowej demonstracji w Warszawie związki górników wygrały z
rządem batalię o premie z zysków kompanii górniczych. Śląskie górnictwo
pozostało bastionem klasy robotniczej i jest bazą strategiczną ruchu
robotniczego w Polsce.
Wolny Związek Zawodowy "Sierpień 80" bardzo różni się od głównych central.
Powstał na Śląsku w 1992 r. Założyli go dwaj działacze związkowi o
solidarnościowym rodowodzie, Daniel Podrzycki i Bogusław Ziętek. Gdy pełną parą
szła restauracja kapitalizmu, związek ten stawiał opór, tocząc ciężkie walki
strajkowe w tyskich zakładach Fiata, kopalniach węgla kamiennego i Hucie
Katowice. W swoim śląskim bastionie przez dziesięć lat budował silne organizacje
zakładowe, kształtował kadry i rozwijał moce mobilizacyjne, broniąc górnictwa
przed zagładą, którą szykowała mu neoliberalna globalizacja kapitalizmu.
"Nasz związek zawodowy wywodzi się z robotniczego protestu w sierpniu 1980 r.
Wtedy na bramie strajkującej stoczni umieszczono napis: «Socjalizm - tak,
wypaczenia - nie». Tam nie było napisu: «Kapitalizm - tak». Tymczasem od 16 lat
zainstalowany został w Polsce kapitalizm. Korzyści z tego odniosła bardzo wąska
grupa ludzi", mówi Ziętek. Reszta może cieszyć się wolnością... "Czy także te 12
proc. ludności żyjące poniżej granicy ubóstwa? To są wolni Polacy w niewoli
biedy, którzy muszą przeżyć miesiąc za mniej niż 371 zł. Większość, czyli 60
proc. wolnego społeczeństwa, jest uwolnione od dostatku, bo żyje poniżej minimum
socjalnego. Mamy 3 miliony uwolnionych od pracy, z których 2,7 miliona nie
posiada prawa do zasiłku. Większość społeczeństwa nie ma szans w kapitalizmie.
Kapitalizm nie ma przyszłości nie tylko w Polsce, ale również w świecie. Dowodem
tego są rosnące w siłę ruchy antyglobalistyczne, przeciwstawiające się
zagrożeniom niesionym przez kapitalizm." [21]
"Naszym celem od początku była twarda, skuteczna i konsekwentna obrona interesów
pracowniczych. Nie chcieliśmy, jak niektóre związki, siedzieć okrakiem na
barykadzie i zawierać kompromisów z pracodawcami. To nam się udało. Nie
zamierzamy być «pasem transmisyjnym» między pracodawcą a pracownikiem. Związek
zawodowy jest od tego, by bezkompromisowo bronić interesów pracowniczych, a nie
uwiarygodniać liberalne reformy. Jako związkowcy jesteśmy «wynajęci» do
reprezentowania i obrony interesów pracowników. To im mamy służyć, a nie stronie
przeciwnej." [22]
Kilka lat temu "Sierpień 80" zaczął tworzyć swój instrument polityczny - Polską
Partię Pracy. Jest to zalążek partii robotniczej i antykapitalistycznej -
"jedyna siła polityczna, która zawsze stoi po stronie pracy, a nie kapitału",
zapewnia wiceprzewodniczący tej partii, Mariusz Olszewski. [23] We wrześniu 2005
r., podczas kampanii wyborczej, Podrzycki zginął w tajemniczym wypadku
samochodowym. [24] Kierownictwo WZZ "Sierpień 80" i PPP przejął Ziętek. Uważa
on, że aby odbudować w Polsce lewicę, trzeba "wrócić do zakładów pracy, na
wiece, na strajki i demonstracje uliczne". PPP nie musi tam wracać, bo tam się
tworzy. Natomiast "problemami pracodawców i biznesmenów niech się zajmuje
prawica". [25]
Kierownictwo "Sierpnia 80" jako jedyne spośród kierownictw organizacji
związkowych podjęło problemy strategii ruchu robotniczego. Widzi palącą potrzebę
zasadniczej poprawy jego bardzo niekorzystnego położenia strategicznego -
przejścia z pozycji biernej obrony do działań ofensywnych w skali taktycznej i
operacyjnej, a następnie do kontrofensywy strategicznej - oraz gromadzenia
nieodzownych do tego sił.
"Łamaniu praw pracowniczych, bezkarności pracodawców, którzy dopuszczają się
przestępstw wobec swoich pracowników, wyrzucając ich z pracy, nie wypłacając
należnych im wynagrodzeń, poddając różnego rodzaju szykanom, można i trzeba się
przeciwstawić. Czas na kontrofensywę pracowniczą, która powstrzyma bezprawie
pracodawców, menedżerów i właścicieli firm. Nie możemy ograniczać się wyłącznie
do obrony. Wszyscy będziemy wtedy tylko przegrywać. Łamanie praw pracowniczych i
ograniczanie swobód związkowych to dopiero przygrywka. Wkrótce przedstawione
zostaną kolejne zmiany w prawie pracy. Przewiduje się w nich dalsze ułatwienia
dla pracodawców w zakresie zwalniania pracowników, zwiększenie swobody
pracodawców w narzucaniu pracownikom kolejnych wymagań, ograniczanie uprawnień
związków zawodowych, aż do wprowadzenia instytucji lokautu, co w polskich
warunkach ogromnego bezrobocia może paraliżować wszelki opór pracowniczy",
wyjaśnia Ziętek. "W takiej sytuacji możemy albo pokornie pogodzić się ze swoim
losem, albo zacząć wreszcie się temu przeciwstawiać, samoorganizując opór." [26]
Do pierwszego starcia doszło w Ornontowicach, w KWK Budryk. Kopalnia ta była
mocno obsadzona przez prezesa zarządu Piotra Czajkowskiego jego własną milicją -
firmami ochroniarskimi. Miała stać się poletkiem doświadczalnym rozprawy z
ruchem związkowym i agresywnego neoliberalizmu w stosunkach między kapitałem a
pracą w górnictwie. We wrześniu i październiku 2005 r., na gruncie postulatów
płacowych, organizacje związkowe weszły w spory zbiorowe z zarządem kopalni.
Wobec odmowy rokowań, na podstawie wyników referendum strajkowego, NSZZ
"Solidarność" i ZZ "Kadra" zaczęły przygotowania do strajku, co poparł "Sierpień
80".
Strajk miał wybuchnąć 7 listopada, ale oba związki pojednawczo zawiesiły go ze
względu na posiedzenie rady nadzorczej. Tego samego dnia do Budryka dotarło
niezwykłe postanowienie katowickiego sądu okręgowego. Na wniosek zarządu kopalni
sąd ten faktycznie - i zupełnie bezprawnie - zakazał strajku. Środowiska
biznesowe i służące im media były zachwycone tą ostentacyjną demonstracją
klasowego charakteru sądownictwa (zdezawuowaną w dwa miesiące później przez sąd
apelacyjny). Pod jej wrażeniem kopalniana "Solidarność" i "Kadra" powstrzymały
się od strajku.
Wtedy inicjatywę przejął "Sierpień 80". Prowadził on własny spór zbiorowy, a
bezprawne postanowienie sądu go nie dotyczyło. Urządził pięciodniowy protest
głodowy i 14 listopada dwugodzinny strajk ostrzegawczy. Riposta prezesa Piotra
Czajkowskiego była na miarę wykreowanego przez liberalne media wizerunku
pracodawcy-supermana, który skutecznie rozprawia się ze związkami zawodowymi.
Kazał wyrzucić z pracy dwunastu związkowców. Na siedmiu z nich, pod groźbą
utraty pracy, wymusił podpisanie "lojalek" - przyznanie się do udziału w
"nielegalnym strajku" i przyrzeczenie, że już nigdy nie będą strajkować. Wśród
pięciu zwolnionych był podlegający ochronie prawnej przewodniczący komisji
zakładowej "Sierpnia 80", Krzysztof Łabądź. Wbrew pozorom, te ataki i kontrataki
nie były tylko taktycznymi zwrotami na lokalnym polu walki. Komisja Krajowa
"Sierpnia 80" uznała, że teraz w rozwoju stosunków między pracą a kapitałem w
Polsce coś ważnego zależy od tego, kto kogo pokona w Budryku.
Magdalena Ostrowska, dziennikarka Trybuny i redaktorka Rewolucji, skontaktowała
Ziętka z dwoma innymi działaczami bezprawnie zwolnionymi z pracy za obronę
interesów pracowniczych - Dariuszem Skrzypczakiem, przewodniczącym
"Solidarności" w poznańskiej Goplanie, i Sławomirem Kaczmarkiem, przewodniczącym
"Inicjatywy Pracowniczej" w łódzkim Uniontexie. Rzuciła pomysł utworzenia
komitetu, który podjąłby ogólnokrajową kampanię przeciwko represjom w
przedsiębiorstwach, w obronie prześladowanych związkowców. Nawiązała kontakty z
oddziałami "Inicjatywy Pracowniczej" w Poznaniu i Łodzi oraz lewicowymi grupami
politycznymi - Grupą na rzecz Partii Robotniczej, Czerwonym Kolektywem -
Lewicową Alternatywą, Młodymi Socjalistami. 21 stycznia 2006 r. z udziałem
Łabądzia, Skrzypaczka i Karczmarka powstał w Warszawie Komitet Pomocy i Obrony
Represjonowanych Pracowników (KPiORP). Zaraz zaczęły dołączać do niego kolejne
środowiska. "Dla większości z nich decydującym momentem zaangażowania się w
komitet była batalia prowadzona przez związkowców «Sierpnia 80» w KWK Budryk",
pisze Ostrowska. [27]
"Sierpień 80" pikietował dom Czajkowskiego i biura śląskich posłów PiS oraz
sygnalizował rządowi, że w obronie związkowców z Budryka szykuje się do ostrej
walki. 26 stycznia walne zgromadzenie akcjonariuszy tej kopalni (faktycznie
rząd) odwołało Czajkowskiego ze stanowiska prezesa zarządu. Mit supermana
kapitału prysł. Biznes i media, które go wykreowały, nabrały wody w usta -
wstydliwie przemilczały jego upadek. W dwa dni później zawarto porozumienie
płacowe, w którym spełniono większość postulatów załogi. 9 lutego sąd rejonowy w
Mikołowie przywrócił Łabądzia do pracy. Orzekł, że nie ma mowy o nielegalności
strajku, a prawo złamał prezes zarządu, nie uznając sporu zbiorowego i nie
podejmując rokowań. Wkrótce do pracy wrócili również pozostali związkowcy. 16
lutego, już w poczuciu pierwszego sukcesu, KPiORP przeprowadził swoją pierwszą
akcję ogólnokrajową - pikiety w kilkunastu miastach na znak protestu przeciwko
łamaniu praw pracowniczych.
3 kwietnia z udziałem prawie tysiąca osób, w tym działaczy komitetu z różnych
miast i licznego kontyngentu śląskich górników, zmobilizowanych przez "Sierpień
80", KPiORP zorganizował demonstrację przed Goplaną, na ulicach Poznania i przed
Urzędem Wojewódzkim w obronie Skrzypaczka. "«Rządząca prawica chce wprowadzać
sądy doraźne. Niech wprowadzi 24-godzinny tryb orzekania dla tych, którzy łamią
prawa pracownicze!», podkreślał Ziętek. «Czy Goplana leży poza granicami Polski?
Czy w Goplanie polskie prawo nie obowiązuje?» pytał. «Nic nie robicie sobie z
orzeczenia inspekcji pracy, która stwierdziła, że Darka Skrzypczaka zwolniono
niezgodnie z prawem, a przejmujecie się łamaniem prawa na Białorusi?», zwracał
się do rządzących." [28]
Dwa dni później z reguły bardzo nierychliwy sąd pracy w pierwszej instancji
przywrócił Skrzypczaka do pracy.
Demonstracja poznańska była małym, lecz bardzo znamiennym przełomem. Wyemitowała
pod adresem pracodawców i władz państwowych pierwszy wyraźny sygnał, że odtąd
ripostą na łamanie praw pracowniczych i represje w jednym przedsiębiorstwie może
być solidarna mobilizacja i protest uliczny organizacji związkowych i środowisk
lewicowych z innych, nawet bardzo odległych geograficznie przedsiębiorstw i
miast. "Sierpień 80" pokazał swoje moce mobilizacyjne. Stał się nie tylko siłą
napędową KPiORP, ale wyposażył komitet w siłę manewrową zdolną w razie potrzeby
przemieszczać się na duże odległości, do wybranych punktów konfliktu społecznego
i zmieniać w tych punktach układy sił na korzyść strony pracowniczej. To nowość
w najnowszej historii polskiego ruchu robotniczego.
W oczach Ziętka, podobnie jak innych działaczy komitetu, demonstracja w obronie
Skrzypczaka dowiodła, że "KPiORP to szansa przejścia świata pracy od defensywy
do kontrofensywy". [29] 11 maja potwierdziła to demonstracja kielecka. Kielce są
niemal trzykrotnie mniejszym miastem niż Poznań, toteż mobilizacja sił KPiORP,
znów z licznym udziałem śląskich górników, była mniejsza, czterystuosobowa. Mimo
to śródmieście niemal pękało od niej w szwach. Tym razem chodziło o obronę
fabryki pneumatyków przemysłowych Prema przed prywatyzacją. Załoga opowiedziała
się przeciwko - także członkowie "Solidarności", wbrew swojej komisji
zakładowej, która sprzyjała prywatyzacji. Decyzja o prywatyzacji mogła zapaść z
dnia na dzień. KPiORP przyszedł z odsieczą załodze, przeciwnym prywatyzacji
organizacjom związkowym i Społecznemu Komitetowi Poparcia "Nie dla prywatyzacji
Premy". W przeddzień demonstracji, ni stąd, ni zowąd, Ministerstwo Gospodarki,
które ignorowało głos załogi, wezwało do Warszawy przedstawicieli związków na
rozmowy.
Do demonstracji dołączyły grupy pracowników Premy z transparentami, na których
widniały hasła: "Kapitalizm wasz, Prema jest nasza" i "O pracę, godność i
chleb". Przed Urzędem Wojewódzkim "Olszewski poinformował, że Prema jest w
dobrej kondycji ekonomicznej, w zeszłym roku wypracowała 4 miliony zł dywidendy
i odprowadziła 12 milionów zł podatków do Skarbu Państwa. «Kilka lat temu, gdy
źle się działo, nie było inwestora. Załoga zaciskała pasa, aby firma przetrwała.
Wtedy inwestor nie był potrzebny», przypomniał i pytał, kto pozwala, aby firmę
znajdującą się w dobrej kondycji oddać w prywatne ręce. «Kontynuujemy protest,
bo nie mamy innego wyjścia. Na apele i petycje rządzący pozostali głusi. Dziś
chcemy pokazać, że władza nie może lekceważyć pracowników», mówił
wiceprzewodniczący PPP. «Wyszliśmy na ulicę, aby władza wreszcie usłyszała głos
ludzi pracy, bo na tym polega demokracja, że dwustuosobowa załoga ma prawo
decydować o swoim zakładzie.»" [30]
PiS-owski wojewoda Grzegorz Banaś, wywołany z urzędu przez demonstrantów, starał
się ich uspokoić zapewniając: "Dołożę wszelkich starań, aby Prema pozostała w
polskich rękach". "Państwowych! Prema ma pozostać w rękach państwa",
odpowiedzieli mu demonstranci. Gdy zaprosił ich delegację na rokowania, usłyszał
od Olszewskiego, że nie ma o czym rokować, bo kompromis jest wykluczony - Prema
ma pozostać państwowa. W parę godzin później nadeszła wiadomość, że Ministerstwo
Skarbu anulowało procedurę prywatyzacyjną, uzasadniając to tym, że zamiast
inwestora finansowego Premie potrzebny jest inwestor branżowy. Oznaczało to, że
na jakiś czas rząd faktycznie odstąpił od zamiaru prywatyzacji fabryki.
KPiORP nawiązuje solidarną współpracę z zachodnioeuropejskimi związkami
zawodowymi. "Bez współpracy międzynarodowej ruch związkowy - ani ten słaby w
Polsce, ani ten mocniejszy w krajach zachodnioeuropejskich - sobie nie poradzi",
pisze Ziętek. "Tania siła robocza z Polski nie przestanie zalewać państw starej
UE, jeśli nie zniesie się dysproporcji płacowych między poszczególnymi krajami.
Dopóki płaca minimalna w Polsce będzie sześciokrotnie niższa niż we Francji,
Wielkiej Brytanii czy Irlandii oraz czterokrotnie niższa niż w Grecji, dopóty z
Polski będzie płynąć masowa fala emigracji osób gotowych podjąć pracę na
Zachodzie za jedną trzecią czy połowę tamtejszej płacy minimalnej." [31] 7
czerwca w stu miastach KPiORP rozpoczął akcję informacyjną, skierowaną do
pracowników sezonowych, o prawach przysługujących im w krajach
zachodnioeuropejskich i o pomocy, którą mogą uzyskać od tamtejszych związków
zawodowych.
"Sukces francuskiej młodzieży studenckiej i licealnej nie byłby możliwy bez
współpracy ze związkami zawodowymi, które poparły jej walkę przeciwko
liberalnemu kontraktowi «pierwsza praca», współorganizując wielomilionowe
demonstracje", wyjaśnia przewodniczący WZZ "Sierpień 80" i Polskiej Partii
Pracy, Bogusław Ziętek. "Ta współpraca pokazała także, że ruch związkowy może
zwyciężać, angażując się w sprawy wykraczające poza wąskie - biurokratycznie i
korporacyjnie - rozumiane obszary działań związkowych." [32] 24 czerwca KPiORP,
zainspirowany przykładem francuskim, przeprowadził w Warszawie swoją pierwszą
demonstrację ogólnokrajową - o szkołę świecką, bezpłatne studia i państwo
socjalne. Wziął w niej udział czołowy działacz niedawnych ruchów studenckich i
uczniowskich we Francji, Xavier Chiarelli.
Przypisy:
[1] J. Visser, "Union Membership Statistics in 24 Countries", Monthly Labour
Review t. 129 nr 1, 2006.
[2] Le barometre d’image des syndicats - 4eme vague: Sondage IFOP - Dimanche
Ouest France, 23 kwietnia 2006 r.
[3] M. Bukowski (red.), Zatrudnienie w Polsce 2005, Warszawa, MGiP 2005, s. 174.
[4] S. Lawrence, J. Ishikawa, Social Dialogue Indicators. Trade Union Membership
and Collective Bargaining Coverage: Statistical Concepts, Methods and Findings,
Working Paper No. 59, Genewa, ILO 2005, s. 20-21, Appendix 1, Table B1.
[5] F. Traxler, M. Behrens, "Collective Bargaining Coverage and Extension
Procedures", European Industrial Relations Observatory On-line, European
Foundation for the Improvement of Living and Working Conditions.
[6] M. Boni (red.), "Elastyczność polskiego rynku pracy", Zeszyty BRE Bank -
CASE nr 73, 2004, s. 43.
[7] J. Borowski, "Sztywność płac realnych a przystąpienie Polski do Unii
Gospodarczej i Walutowej", Bank i Kredyt nr 5, 2002.
[8] J. Gardawski, "Spadek poziomu uzwiązkowienia w Polsce - przyczyny i próby
wyjścia z impasu", w: Polskie Centrum Monitorowania Stosunków Przemysłowych,
Stosunki pracy w Polsce, Warszawa, ISP 2005, s. 144.
[9] J. Gardawski "Związki zawodowe w aktualnych analizach i dyskusjach", w:
PCMSP, op. cit., s. 218.
[10] J. Gardawski, "Spadek poziomu uzwiązkowienia w Polsce", s. 144.
[11] J. Czarzasty, "Uchwalenie nowego Kodeksu Pracy i kontynuacja sporów wokół
liberalizacji rynku pracy", w: PCMSP, op. cit., s. 123-124.
[12] M. Carley, "Developments in Industrial Action - 1998-2002", EIRO On-line.
[13] M. Carley, "Developments in Industrial Action - 2000-4", EIRO On-line.
[14] M. Bukowski (red.), op. cit., s. 22-23.
[15] R.M. Marini, Dialéctica de la dependencia, Meksyk, Era 1974 oraz inne prace
tego autora.
[16] Patrz C. Gobin, "Fałszerze Europy socjalnej", polska edycja Le Monde
diplomatique nr 2, 2006.
[17] J. Kelly, Rethinking Industrial Relations: Mobilization, Collectivism and
Long Waves, Londyn - Nowy Jork, Routledge 1998, s. 2, 104-105, 107, 128.
[18] Trân Van Tra, Vietnam: History of the Bulwark B-2 Theatre t. V, Waszyngton,
JPRS 1983, s. 111.
[19] Trân Van Tra, "Tet: The 1968 General Offensive and General Uprising", w:
J.S. Werner, Luu Doan Huynh (red.), The Vietnam War: Vietnamese and American
Perspectives, Armonk (NY), M.E. Sharpe 1993, s. 39.
[20] Trinh Van Thao, "Guerre du peuple", w: G. Bensussan, G. Labica (red.),
Dictionnaire critique du marxisme, Paryż, PUF 1982, s. 525-526.
[21] "Kapitalizm nie ma przyszłości" (rozmowa I. Łęczka z B. Ziętkiem), Trybuna
Wojewódzka nr 27, 2006.
[22] "Skąd się bierze lewica" (rozmowa M. Ostrowskiej z B. Ziętkiem),
Trybuna/Impuls z 1 grudnia 2005 r.
[23] M. Olszewski, "Bronimy Premy", Kurier Związkowy z 15 marca 2006 r.
[24] Patrz Z.M. Kowalewski, "Śmierć na drodze do partii robotniczej", Rewolucja
nr 4, 2006.
[25] Wypowiedź B. Ziętka w Spojrzeniach nr 1, 2006.
[26] B. Ziętek, "Czas na pracowniczą kontrofensywę", Kurier Związkowy z 8 lutego
2006 r.
[27] M. Ostrowska, "Zwycięstwo w Budryku", Kurier Związkowy z 1 marca 2006 r.
[28] M. Ostrowska, "Dość łamania praw pracowniczych!", Kurier Związkowy z 5
kwietnia 2006 r.
[29] B. Ziętek, "Czy związki zawodowe przetrwają?", Kurier Związkowy z 14
czerwca 2006 r.
[30] M. Ostrowska, "Protest przeciwko prywatyzacji Premy", Kurier Związkowy z 16
maja 2006 r.
[31] B. Ziętek, "Czy związki zawodowe przetrwają?"
[32] Tamże.
Zbigniew Marcin Kowalewski