Tekst pochodzi z Pracowniczej Demokracji www.pd.w.pl
Ellisiv Rognlien
Jaka przyszłość dla związków zawodowych?
Na łamach “Trybuny” ukazały się ostatnio dwa artykuły o roli
związków zawodowych w Polsce. Przewodniczący WZZ “Sierpień 80” Bogusław Ziętek
spytał 1 czerwca “Czy związki przetrwają”? a na to jego odpowiednik z OPZZ Jan
Guz odpowiedział 8 czerwca, że tak, przetrwają. Dyskusja ta jest ważna w czasie,
gdy widzimy znaki wyższego poziomu walki – o wyższe pensje i przeciw łamaniu
praw. Wzrost gospodarczy nie przyczynił się do wyraźnego wzrostu zarobków czy
zmniejszenia bezrobocia – ludzie widzą, że muszą o to walczyć.
Ziętek wskazuje w swoim artykule na wiele słabości i błędy kierownictwa
największych central związkowych (OPZZ i “Solidarności”) – z tą krytyką trudno
się nie zgadzać. Skłonności do niekorzystnych kompromisów z rządem i
pracodawcami, powiązania odpowiednio z rządami SLD i AWS, które zamiast oznaczać
naciski związkowców na rząd, wręcz przeciwnie prowadziły do podporządkowania się
i biernej akceptacji polityki rządowej przez związki.
KOMPROMISY BIUROKRACJI ZWIĄZKOWYCH
Tendencja do kompromisów jest powszechna wśród biurokracji
związkowej na całym świecie. Wynika to z pozycji materialnej pełnoetatowych
liderów związkowych, którzy są wyodrębnieni od codziennego życia, warunków pracy
i płacy swoich członków, stojąc w pozycji negocjatorów między pracodawcami a
pracownikami, mając za to wysokie pensje.
Nie należy idealizować sytuacji w związkach krajów zachodnich. Francja ma
obecnie jeden z najsilniejszych ruchów pracowniczych w Europie, ale zwycięstwo w
sprawie ustawy o “pierwszej pracy” (CPE) było pierwszym tak jednoznacznym
zwycięstwem w sprawie praw pracowniczych od wielu lat. Walka przeciw reformom
emerytalnym w 2003 r. skończyła się klęską, ponieważ kierownictwo związku CFDT
zawarło niekorzystny kompromis z rządem, za co zostało dobitnie “ukarane” przez
własnych członków, którzy odeszli w liczbie 100 tys. Ale ważne jest, że tym
razem ludzie wyciągnęli z tego wnioski: nie zaakceptowali żadnego kompromisu,
nie przerwali walki dopóki nie było pewnego zwycięstwa. Również w innych krajach
zachodnich liderzy związkowi często zawierają słabe kompromisy, nawet jeśli
szeregowi pracownicy są gotowi strajkować.
W Polsce do ogólnej roli biurokratów związkowych dochodzą historyczne warunki,
które sprawiły, że ideologia wolnorynkowa i prywatyzacyjna została połknięta i
była nawet propagowana przez związki zawodowe na początku epoki terapii
szokowej, co miało katastrofalne skutki dla klasy pracowniczej w tym kraju.
RUCH ZWIAZKOWY NIE UMARŁ
Taka polityka, wraz z wysokim bezrobociem, osłabiła ruch
związkowy w Polsce. Jednak nie można powiedzieć, że ruch ten umarł.
Krytykując liderów związkowych nie powinniśmy zapomnieć o tym, co się dzieje “na
dole” związku. Największy podział w ruchu związkowym istnieje między biurokracją
na górze a szeregowymi związkowcami – a nie między kierownictwem jednego i
drugiego związku.
Nawet jeśli kierownictwo Solidarności jest bardzo umiarkowane, związek ten
organizuje prawdziwe protesty. Np. ostatnio miała miejsce pikieta pracowników
firmy Whirlpool na Dolnym Śląsku, przeważnie związkowców z Solidarności, choć
widać też było flagi OPZZ. W zakładzie ogłoszono pogotowie strajkowe .
Związkowcy domagali się podwyżek średnio 150 zł dla każdego pracownika I zmiany
polityki zatrudnienia w firmie. Chodzi o sprzeciw wobec umów na czas określony i
używania siły roboczej skierowanej przez agencje pracy tymczasowej. Pracownicy z
agencji zarabiają niecałe 800 zł.
Warto podkreślić, że nawet podczas pierwszych rządów solidarnościowych to
Solidarność organizowała najwięcej strajków a w 1993 r. doprowadziła do upadku
“własnego” rządu. Również dzisiaj wygląda na to, że większość związkowych
protestów jest organizowana przez Solidarność lub we współpracy kilku związków.
Dzieje się tak ponieważ istnieje presja ze strony “dołów” związkowych, które z
natury rzeczy muszą toczyć codzienny konflikt z kapitałem – nawet jeśli może on
być na niskim poziomie i bardzo defensywny. Od czasu do czasu jednak wybucha
otwarta i bezpośrednia walka - i to niezależnie od polityki krajowego
kierownictwa danego związku, która w przypadku Solidarności jest wciąż
przychylna wobec PiS.
Nie wszystko jest przegrane. Nawet w dzisiejszej Polsce członkowie największych
central czasami w regionach organizują solidarnościowe akcje międzyzakładowe,
np. pikiety “Solidarności” w obronie związkowców zwolnionych za swoją
działalność w firmach Frito Lay i Delia – w tej ostatniej sprawa została
wygrana. Wcześniej odbyły się solidarnościowe pikiety np. z pracownikami Hetmana
czy Wagonu.
Powstały również organizacje związkowe w kilku dużych sieciach handlowych
(supermarketach) - przeważnie są one zrzeszone w “Solidarności” lub w OPZZ.
Te dwie centrale związkowe są członkami międzynarodowych organizacji związkowych
i przez to mają kontakty z zagranicznymi związkami. “Solidarność” współpracuje
np. ze związkami w Wlk. Brytanii, Irlandii i Norwegii, by polscy pracownicy -
imigranci przyłączyli się do związków w kraju, gdzie pracują, by skutecznie
przeciwdziałać łamaniu praw i głodowym pensjom. Na pewno nie robią w tych
sprawach wystarczająco dużo, ale nie można powiedzieć, że ta działalność nie
istnieje.
KROK NAPRZÓD
WZZ “Sierpień 80” ma lewicowe kierownictwo, które podjęło
bardzo dużo ważnych inicjatyw. To górnicy z “Sierpnia” przyjechali w 2000 r. do
Warszawy, by wspierać demonstracje i blokady uliczne pielęgniarek. Ostatnio
“Sierpień” był kluczowy w organizowaniu różnych demonstracji w obronie praw
pracowniczych i w innych sprawach, łącząc np. działaczki kobiece i lesbijskie ze
związkowcami (24 czerwca 2006 r.). Kilka lat temu byłoby to trudne do
wyobrażenia i jest to ogromny krok naprzód dla ruchu związkowego.
Jednak by skutecznie obronić się przed atakami ze strony pracodawców oraz
przejść do ofensywy w walce o lepsze warunki i wyższe pensje, kluczowa jest
zbiorowa siła ekonomiczna pracowników (możliwość zatrzymania produkcji,
dystrybucji bądź usług poprzez strajk lub podobne akcje). Używanie tej
ekonomicznej siły w skuteczny sposób wymaga zjednoczonej akcji załogi. Dlatego
ważniejsza od polityki kierownictw jest realna siła danego związku w zakładach.
Albo “doły związkowe” wywierają taką presję na liderów związkowych, że będą
zmuszeni podjąć akcję, albo szeregowi pracownicy podejmują akcję niezależnie od
swojego kierownictwa.
W OBRONIE PRAW ZWIĄZKOWYCH
Związki zawodowe są podstawowym narzędziem zbiorowej obrony
pracowników przed skutkami wyzysku i kapitalizmu oraz wywalczenia większej
części produktu własnej pracy dla strony pracowniczej. Są pierwszym krokiem, by
obalić atomizację i konkurencję podsycaną wśród pracowników przez pracodawców.
Nawet najlepsi prawnicy, inspektorzy pracy czy polityczne organizacje nie mogą
tego zastąpić – chociaż oczywiście mogą być przydatni, szczególnie w miejscach
pracy, gdzie nie ma związków lub związki są słabe.
Teraz próbuje się podważyć nawet bardzo ograniczoną siłę związków zawodowych
poprzez ustawę o radach pracowniczych. W przeciwieństwie do związków rady te nie
mają prawa wejść w spór zbiorowy w zakładzie, nie mogą strajkować. Pracodawcy
mają informować rady pracownicze o różnych sprawach i konsultować je z nimi, ale
rady służą raczej wmawiania ludziom, że pracodawca jest demokratycznie
nastawiony i że wszyscy jedziemy na tym samym wózku. W sprawie tych instytucji
osiągnięto kompromis ze związkami, które tam, gdzie istnieją, mają mieć
wyłączność na wysuwanie kandydatów do rad pracowniczych. Szkoda, że niektórzy
ludzie lewicy się temu przeciwstawiają. Nie widzą, że brak takiego „przywileju”
dałby możliwość pracodawcom namawiania i naciskania na ludzi, żeby nie wstąpili
do związku.
„Prawo” do niewstąpienia do związku nie ma nic wspólnego z “wolnością”. O takie
„prawo” walczyła premier Margaret Thatcher, kiedy chciała zniszczyć ruch
związkowy w Wlk. Brytanii. Siła najsilniejszych związków pochodziła m.in. od
zasady tzw. “zamkniętego zakładu” – czyli zasady, że nikt nie mógł pracować w
danym zakładzie lub branży jeśli nie wstąpi do związku. Pod rządami pani
Thatcher taka zasada została zdelegalizowana - i związki zostały mocno
osłabione. W niektórych branżach w Skandynawii zasada ta jednak wciąż istnieje.
Represje za działalność związkową lub za próbę założenia związku są najlepszym
dowodem na to, że pracodawcy widzą związki jako zagrożenie wobec swojej władzy
nad pracownikami - nawet jeśli są słabe, uległe i zbiurokratyzowane. Związkowcy
zawsze są wśród pierwszych prześladowanych, gdy powstają autorytarne lub
totalitarne reżimy.
Pozytywną cechą działalności związkowej obecnie jest fakt, że coraz częściej
widuje się flagi kilku związków na tej samej demonstracji. Dotyczyło to
górniczych protestów latem 2005 r. w sprawie emerytur. To samo się dzieje w
wielu lokalnych protestach. Bardzo ważne jest też, że związkowcy np. z ZNP i WZZ
„Sierpień 80” protestują razem ze studentami i uczniami przeciw Giertychowi,
neoliberalizmowi i wojnie. Przed aktywnymi związkowcami z różnych central teraz
stoi ważne zadanie, by na kanwie tych protestów stworzyć polityczną alternatywę
wobec prawicy i neoliberalnej „lewicy”.
Ellisiv Rognlien