Michał Nowicki
Rozważania o Rewolucji Kubańskiej
Wstęp
Niniejsza praca składa się z trzech tekstów, które łączy Rewolucja Kubańska. Fundamentem pracy jest tekst, który napisałem na jesieni 2005 r.: „Rewolucja kubańska na tle innych ruchów rewolucyjnych XX wieku”. Ze względu na początek roku akademickiego pracy nie zdążyłem wtedy ukończyć i wróciłem do Rewolucji Kubańskiej dopiero w lipcu 2006 r. W między czasie moje spojrzenie na Kubę, a zwłaszcza na postać Fidela Castro uległo pewnej modyfikacji, i kiedy znowu wróciłem do pisania stanąłem przed dylematem, dopisać nowe rozdziały, czy pisać całą pracę od nowa. Zasadniczym elementem wpływającym na moją ewolucję, była współpraca z Towarzystwem Przyjaźni Polsko-Kubańskiej (TPPK). To dzięki TPPK poznałem Polaków mieszkających wiele lat na Kubie, jak i samych Kubańczyków. To dzięki TPPK brałem udział w kilku ważnych dla mojej pracy wykładach, jak i obejrzałem kilka filmów. W końcu dzięki TPPK miałem dostęp do aktualnych przemówień Fidela Castro, z których zwłaszcza przemówienie o zaangażowaniu w Afryce ogromnie wpłynęło na rozwój tej pracy. Nie będę tu wymieniał wszystkich zalet, jakie dla badacza Rewolucji Kubańskiej mają kontakty z TPPK, dzięki któremu miałem dostęp do wielu materiałów, których w polskich bibliotekach nigdy bym nie znalazł. Drugim ważnym elementem, zmuszającym mnie do napisania nowego rozdziału, było wydanie na początku 2006 r. książki: „Kuba i Afryka –sojusz dla rewolucji” pod red. Marcina F. Gawryckiego i Wiesława Lizaka. Zarówno przemówienie Fidela, jak i książka „Kuba i Afryka” poruszają temat zaangażowania władz kubańskich w walkę z imperializmem na kontynencie afrykańskim.
Właśnie to zagadnienie musiało zmienić mój stosunek do Fidela Castro, którego zaangażowanie w Afryce było głównym ciosem dla faszystowskiego apartheidu w RPA. Wynika z tego, że po śmierci Guevary Kuba nie tylko nie wycofała się z rewolucyjnej polityki zagranicznej, ale na dodatek jej skala cały czas rosła. Ze względu jednak na ciągły brak źródeł dotyczący kampanii afrykańskiej, nie skreśliłem mojej wcześniejszej pracy, gdyż mimo wszystko jeszcze nie zrezygnowałem z wielu sformułowanych tam tez. Politykę Hawany wobec Afryki analizuje w trzecim rozdziale: „Rewolucja kubańska a walka z imperializmem w Afryce”. Do napisania drugiego rozdziału: „Refleksje nad kultem Che Guevary” zainspirował mnie promotor tej pracy.
Pracę uzupełniam obszernymi cytatami, nieraz liczącymi kilka stron jak w wypadku artykułu Kim Ir Sena o Guevarze, doktoratu Z.M. Kowalewskiego o rewolucyjnej partyzantce chłopskiej, czy przemówienia Fidela Castro z 2 grudnia 2005 r. Teksty te łączy ich unikalność i popularyzuje je w mojej pracy, by uchronić przed zapomnieniem. W przypadku źródeł i opracowań wydanych w masowym nakładzie cytaty są krótsze, a nie raz w ogóle z nich rezygnuje. Ponieważ dotarłem do całkiem sporej literatury, i z ujęciem guevaryzmu w tej postaci jaką prezentuje w tej pracy jeszcze się nie zetknąłem, to uznałem, że oskarżenia o plagiat mi nie grożą i dlatego bez kompleksów publikuje długie źródła, jeśli coś istotnego wnoszą do moich rozważań. Bo istotą mojego tekstu nie są dane faktograficzne, tylko różne uogólnienia z zakresu historii ruchów rewolucyjnych. Bo właśnie historia ruchów rewolucyjnych, jest dziedziną którą się zajmuje i to wyróżnia moją pracę od innych publikacji
Praca nie powstała z myślą o błyskawicznej publikacji, i wydaje mi się, że brak auto cenzury w formowaniu niektórych wniosków jest jej chyba główną zaletą. W odróżnieniu od większości publikacji o Kubie wydanych po 1989 r., w mojej pracy nie ma miejsca na jedynie słuszne antykomunistyczne wnioski. Każdy historyk dokonuje selekcji źródeł, które wykorzystuje, i kryterium według którego odsiewałem źródła była kompetencja autora. Wychodziłem z założenia, że największą wiedzę na temat Guevary i Rewolucji Kubańskiej posiadają ludzie o podobnych poglądach, którym łatwiej było zrozumieć postępowanie kubańskich rewolucjonistów. Większość źródeł pochodzi więc od lewicowych, lub nawet komunistycznych autorów. Nie wszystkim może się to spodoba, ale z punktu widzenia warsztatu historyka było to rozwiązanie optymalne.
4 wrzesień 2006.
Rewolucja kubańska na tle innych ruchów rewolucyjnych XX wieku
Zwycięstwo Rewolucji Kubańskiej w 1959 r. obaliło wiele mitów funkcjonujących w międzynarodowym ruchu robotniczym, czy szerzej mówiąc w ruchach rewolucyjnych i stało się inspiracją nie tylko dla ludów Ameryki Łacińskiej, gdyż jej echa do dzisiaj widać prawie na całym świecie, w postaci kultu Ernesto Guevary. Obalony został przede wszystkim dogmat, jakoby obalenie kapitalizmu mogło być tylko i jedynie dziełem silnej partii robotniczej, która umiejętnie wykorzysta sytuację rewolucyjną, rozumianą w sensie leninowskim – jako totalną kompromitację dotychczasowej władzy, kiedy to za sprawą wojny lub kryzysu gospodarczego[1] „władza leży na ulicy”. Ernesto Guevara w swojej książce napisanej rok po zwycięstwie, Wojna Partyzancka, będącej swoistym podręcznikiem dla nowych partyzantów, już na samym początku pisze, że: „ 2. Nie zawsze należy oczekiwać, aby spełniły się wszystkie warunki rewolucji; ognisko powstańcze może te warunki stworzyć”.[2] Tym samym został rozwiązany największy dylemat wszystkich przeciwników kapitalizmu, którzy do tej pory musieli rezygnować z walki, bo byli zbyt słabi i musieli czekać na „sytuację rewolucyjną” będącą swoistym darem niebios. Marks wykazał w „Kapitale”, że system kapitalistyczny regularnie popada w cykliczne kryzysy gospodarcze. Z kolei Lenin w swojej koncepcji imperializmu – jako najwyższego stadium kapitalizmu opisał, jak rywalizacja między krajami imperialistycznymi musi w końcu doprowadzić do wojny, która będzie początkiem końca tego systemu. Rewolucjoniści mogą więc spać spokojnie – raz na kilka lat kapitalizm popada w kryzysy a w dodatku generuje wojny, które także powodują sytuację rewolucyjną. Zadaniem rewolucjonistów, jest więc budowanie partii i czekanie, aż kapitalizm znowu się potknie – kiedy będzie można go ostatecznie dobić.
Koncepcja ta jednak posiada jedną podstawową wadę – zakłada, że wróg klasowy bezmyślnie wpadnie w zastawione sidła, których nie może ominąć, gdyż takie są bezwzględne prawa historii. Tymczasem burżuazja udowodniła w XX wieku, że potrafi wyciągnąć wnioski z doznanych klęsk i uniknąć zastawionej przez komunistów pułapki. Na skutek I wojny światowej, kapitalizm został obalony w Rosji – co dodało skrzydeł komunistom w całej Europie, gdzie wzorem rosyjskim powstawały rady robotnicze, a nawet doprowadziło do powstania lokalnych republik radzieckich (Węgry, Bawaria). Z kolei wielki kryzys rozpoczęty w USA w 1929 r., który spowodował obniżenie produkcji – w prawie całym świecie kapitalistycznym, był dla wielu ostatecznym dowodem, na słuszność tez Marksa. Dlatego też podjęto kroki, których celem było nie dopuścić do nowej sytuacji rewolucyjnej. Powołanie Ligi Narodów po I wojnie światowej, a zwłaszcza powołanie ONZ i groźba wojny nuklearnej – była skutecznym straszakiem przed nową wojną światową. Także na polu gospodarczym pod wpływem Keynesa ujarzmiono zgubny chaos gospodarski wolnorynkowej – poprzez państwowy interwencjonizm. W efekcie po II wojnie światowej mieliśmy do czynienia z prawie 30 letnim nieustannym wzrostem gospodarczym.
Burżuazja w końcu przestała lekceważyć przeciwnika i ze strachu przed nową rewolucją, zrobiła wszystko, włącznie z realizowaniem wielu lewicowych postulatów, byle by tylko nie doprowadzić do nowej sytuacji rewolucyjnej. To wszystko rozbroiło ideologicznie różne ruchy rewolucyjne, które dogmatycznie naśladując partię bolszewicką, skazane były na bierność. Była to jedna z głównych przyczyn popularności rewolucji kubańskiej, która swoim przykładem udowodniła, że władzę można zdobyć w wyniku wojny rewolucyjnej, a nie tylko w sytuacji rewolucyjnej, gdy „władza leży na ulicy”.
Celem pracy nie jest pisanie szczegółowej monografii dotyczącej rewolucji kubańskiej –czy biografii jej przywódców, gdyż tematy te są dobrze opracowane i swoje zadanie musiałbym ograniczyć do przepisania innych prac. Ja tymczasem mam ambicje dodania swoich „trzech groszy”, gdyż wydaje mi się, że pewne tezy, które chcę postawić mają charakter nowatorski i na podstawie dość obfitej literatury przedmiotu do której dotarłem, nie zetknąłem się z wnioskami, które w pełni pokrywałyby się z moją oceną. Praca będzie miała charakter eseju, gdyż zgadzam się z prof. Marcinem Kulą, że forma ta nie jest zbyt doceniana[3].
Nawiązując do hasła z II deklaracji hawańskiej, wychodzę z założenia, że „głównym zadaniem rewolucjonistów, jest robienie rewolucji”.[4] Choć brzmi to trochę tautologicznie, chce na samym początku zdefiniować rewolucjonistę, jako działacza politycznego, którego celem jest wywołanie rewolucji. W moim przekonaniu istnieje wyraźna różnica, pomiędzy teoretykiem, który akceptuje materializm historyczny i konieczność obalenia kapitalizmu na drodze rewolucji w bliżej nieokreślonej przyszłości –a rewolucjonistą –praktykiem, który chce przeprowadzić antykapitalistyczną rewolucję za swojego życia. Nie wystarczy więc zgadzać się z rewolucyjną ideologią jaką jest marksizm – by automatycznie należeć do grona rewolucjonistów – zwłaszcza jeśli wyciąga się z marksizmu wnioski anty rewolucyjne. Zanim rewolucjoniści mogli w ogóle rzucić wyzwanie klasom posiadającym, musieli wcześniej stoczyć polemiczne pojedynki w ramach swojego własnego obozu – często z byłymi bliskimi przyjaciółmi – by wykazać im, że rewolucja jaką planują jest zgodna z teorią marksistowską. Marksizm jest pierwszą i jak dotąd chyba jedyną ideologią rewolucyjną, która stawia sobie ambicje teorii naukowej. Jest to jeden z głównych powodów, ogromnej popularności tej idei, ale równocześnie marksizm jest skażony grzechem pierworodnym „przeintelektualizowania”, co de facto może rodzić konsekwencje anty rewolucyjne. Marksizm jako ideologia rewolucyjna, z ogromną siłą niszczy na polu teoretycznym zastany status quo. Doskonale sprawdza się jako teoria krytyczna i w krajach kapitalistycznych cieszy się nieustanną popularnością. Jednak wszelkie próby, kodyfikacji, dogmatyzowania, systematyzowania, czynione np. w Bloku Wschodnim, tworzące z marksizmu ideologię legitymizującą władzę okazały się jałowe. Marksizm stalinowski zatracił swoje krytyczne, a więc rewolucyjne żądło - stał się ideologią martwą i nieatrakcyjną, czego najlepszym dowodem jest wyrzekanie się marksizmu w następstwie kapitalistycznej transformacji.
Jak połączyć krytyczne ostrze teorii marksistowskiej z dogmatycznym, bałwochwalczym stosunkiem do Marksa i innych klasyków – jest od lat największym dylematem marksistów. Problem ten zarysowuje się szczególnie ostro, gdy z marksizmu, a konkretnie z materializmu historycznego – wyciąga się wnioski anty rewolucyjne. Czy cały świat musi przechodzić przez kapitalistyczny etap rozwoju? A jeśli tak – to co mają robić rewolucjoniści w kraju, gdzie pełny kapitalizm nie został jeszcze zbudowany. Podziw Marksa dla dynamicznego kapitalizmu, który na swojej drodze zniszczył europejski feudalizm, można tłumaczyć historyczną perspektywą. Dla Marksa żyjącego w Anglii, najbardziej rozwiniętego kraju kapitalistycznego – feudalizm był już odległą przeszłością i z perspektywy komunizmu – dobrze się stało, że został obalony przez kapitalizm. Co jednak mają robić socjaliści rosyjscy – gdzie kapitalizm dopiero się rodził? Czy ważniejsza jest walka w obronie klas pracujących – czy też zgodność z naukowym schematem? A może schemat nie do końca został dopracowany? Może nawet taki geniusz jak Marks popełnił w tej dziedzinie błąd i bazując na marksistowskiej metodologii można ten błąd naprawić – nie rezygnując tym samym z ideologii naukowej.
Dopóki Marks żył, sam mógł rozwiązywać różne problemy teoretyczne wynikające z jego teorii. W swoim słynnym liście do Wiery Zasulicz z 8 marca 1881, Marks zrewidował swoje stanowisko i dopuścił możliwość niekapitalistycznej drogi rozwoju – a więc tym samym dał zielone światło dla rewolucjonistów z Woli Ludu, którzy już rozpoczęli walkę o obalenie caratu i zastąpienie go bezpośrednio socjalizmem. Ze stanowiskiem tym nie zgadzał się „ojciec rosyjskiego marksizmu” –Jerzy Plechanow. Plechanow był wierny koncepcji Marksa wyłożonej w „Kapitale” i swoją walkę socjalistyczną w Rosji odkładał do momentu, aż zostanie tam zbudowany kapitalizm, który stworzy swojego grabarza – klasę robotniczą. A dopóki kapitalizmu w Rosji nie ma – to należy na niego biernie czekać i nie podejmować walki z rodzącą się burżuazją – gdyż jest to klasa historycznie postępowa, która musi obalić carat. Tak jak podczas Rewolucji Francuskiej – klasy pracujące współpracowały z burżuazją w ramach Stanu Trzeciego, tak rosyjscy socjaliści powinni współpracować z partiami burżuazyjnymi. Chory Marks dwa lata później umarł, nie publikując nigdzie swoich przemyśleń na temat Rosji, co wykorzystał Plechanow, który zakazał publikacji tego listu.[5]
Od tego czasu w całym ruchu marksistowskim, wielokrotnie pojawiały się spory, na temat zasadności walki rewolucyjnej, gdzie obie strony odwoływały się do marksizmu. Z jednej strony było bojowe wezwanie z Manifestu Komunistycznego: „Komuniści uważają za niegodne ukrywanie swych poglądów i zamiarów. Oświadczają oni otwarcie, że cele ich mogą być osiągnięte jedynie przez obalenie przemocą całego dotychczasowego ustroju społecznego. Niechaj drżą panujące klasy przed rewolucją komunistyczną. Proletariusze nie mają w niej nic do stracenia prócz swych kajdan. Do zdobycia mają cały świat. Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!”[6] z drugiej zaś odwoływanie się do nauki i praw historycznych, gdzie rewolucjonistów określano jako naiwnych woluntarystów.
Przez cały czas istnienia II międzynarodówki, rewolucjoniści byli w defensywie i dopiero kompromitacja tej organizacji w 1914 roku mogła zmienić ten stan rzeczy. O sukcesie Lenina na polu teoretycznym nie zadecydowały jednak ostre polemiki wymierzone w „papieża marksizmu” Kautsky’ego, lecz zwycięstwo Rewolucji Październikowej, która obaliła w praktyce anty rewolucyjne dogmaty. Historię piszą zwycięzcy i jest tylko jedna metoda udowodnienia, że rewolucjonista ma racje – zwycięstwo rewolucji. A dopóki zwycięstwa nie odniesie, pozostaje jedynie śmiesznym ultra lewakiem, którego nie trzeba traktować poważnie. Tak traktowano narodników i tak traktowano Lenina do Października 1917 r. Odwaga Lenina polegała więc na umiejętności krytycznego myślenia i płynięcia pod prąd. Zanim partia bolszewicka odniosła sukces, Lenin wielokrotnie był atakowany przez dominujący w II międzynarodówce nurt anty rewolucyjny, gdzie dyskredytowano go jako marksistę.
Sukces rosyjskiej rewolucji był inspiracją dla rewolucjonistów na całym świecie co doprowadziło do powstania Międzynarodówki Komunistycznej. Niestety Lenin, który tak długo musiał walczyć z dogmatyzmem o swoją pozycję w ruchu marksistowskim – po dojściu do władzy, narzucił III Międzynarodówce –a więc komunistom na całym świecie – nowe dogmaty. Dramat sekcji Kominternu polegał na tym, że wizja partii narzucona przez Moskwę, różniła się od doświadczeń partii bolszewickiej. Bolszewicy od samego początku działali w sposób od nikogo niezależny. Frakcja SDPRR skupiona wokół Lenina, przekształciła się następnie w partię, ale cały czas zachowywała swoją hierarchiczną strukturę, na której szczycie stał Lenin i jego najbliżsi współpracownicy. To wszystko powodowało wielki autorytet dla przywódcy, bez którego sukces w 1917 r. byłby niemożliwy. Tymczasem sekcje Kominternu były budowane zgodnie ze sławnymi słowami Majakowskiego: „jednostka niczym, jednostka zerem…” sugerujące, że to partia jest najważniejsza – a jej funkcjonariusze, nawet najwyższego szczebla, są tylko posłusznymi narzędziami. Bolszewicy po dojściu do władzy, bardzo dużo poświęcili energii na wspieranie ruchów rewolucyjnych na całym świecie. Niestety zamiast ograniczać się do pomocy, dla nowych bolszewików – uzależniono te partie od Moskwy, powodując, że sekcje Kominternu nigdzie nie mogły osiągnąć dojrzałości i zdobyć autorytetu jakim cieszyła się partia bolszewicka w Rosji. A zwycięskiej rewolucji nie może przeprowadzić partia pozbawiona autorytetu. Zanim bolszewicy doszli do władzy, działali na wielu różnych płaszczyznach, wykorzystując możliwości działalności legalnej – jak też nie cofając się przed działalności nielegalną. Z jednej strony posiadali własnych posłów i wydawali legalną gazetę, z drugiej organizowali działalność terrorystyczną np. o charakterze rabunkowym[7]. Warto pamiętać, że dominujące w II międzynarodówce skrzydło anty rewolucyjne – potępiało działalność terrorystyczną i decydując się na ten krok bolszewicy narażali się nie tylko na represje państwowe, ale też na potępienie ze strony zachodnich towarzyszy. Lenin by nie zostać zdyskredytowany jako anarchista, musiał liczyć się z ich opinią i w swoich tekstach publicystycznych bardzo rzadko na ten temat pisał.[8] Ważniejsze jednak od słów, dla polityki partii była jej działalność praktyczna.
Nie zgadzam się z Lwem Trockim, założycielem Czwartej Międzynarodówki, jakoby degeneracja Kominternu rozpoczęła się wraz z dojściem Stalina do władzy. Moim zdaniem stalinizm tą degeneracje jedynie pogłębił, ale największą wadą tej organizacji były jej niezdrowe fundamenty. Likwidacja KPP i tysięcy polskich komunistów, bez słowa sprzeciwu, była możliwa dzięki strukturze Kominternu opartej na bezwzględnym posłuszeństwie krajowych sekcji – wobec Moskwy. Taka struktura zabija rewolucyjnego ducha, gdyż rewolucjonista, to człowiek cechujący się wielką odwagą i samodzielnym myśleniem, czego nie tolerują biurokratyczne struktury. Światowa rewolucja była instrumentalnie traktowana przez rząd radziecki, dla którego priorytetem było bezpieczeństwo socjalistycznej ojczyzny. A im głośniej stawiano na budowę socjalizmu w jednym kraju – tym zaangażowanie w pomoc dla rewolucjonistów w innych krajach była coraz mniejsza, przekształcając się w końcu w działalność anty rewolucyjną. Zdrada rewolucji chińskiej 1925-27 r., mordowanie sił rewolucyjnych w czasie hiszpańskiej wojny domowej – czy w końcu fizyczna likwidacja tysięcy polskich komunistów, to tylko niektóre przykłady –anty rewolucyjnej działalności Międzynarodówki Komunistycznej.
Nowi rewolucyjni przywódcy musieli pójść śladami Lenina i odrzucić sowiecki dogmatyzm. Nie jest moim zdaniem przypadkowe, że z sekcji Kominternu – tylko Komunistyczna Partia Chin samodzielnie zdobyła władzę, gdyż po klęsce rewolucji 1925-27 i jej zdradzie przez ZSRR Mao zaczął wykazywać więcej samodzielności i wbrew Moskwie zaczął budować partię złożoną głównie z chłopów. Celem mojej pracy nie jest idealizowanie tej czy innej formy działalności. Historyczne doświadczenia ruchów rewolucyjnych uczą, że każda izolowana forma walki może być łatwo pokonana. Gdyby istniała jakaś genialna recepta na obalenie kapitalizmu, to system ten zapewne był by już obalony, a jego trwanie świadczy o wyjątkowej trwałości i umiejętności znajdywania skutecznych metod walki z nowymi rewolucyjnymi koncepcjami. Każda nowa forma rewolucyjnej walki, zmusza burżuazję do wynajdywania kontrrewolucyjnej antytezy. Zadanie rewolucjonistów nie polega więc na dogmatycznym trzymaniu się tej czy innej formy walki – lecz na wykorzystywaniu ciągłej inicjatywy strategicznej przy równoczesnym korzystaniu z wielu różnych środków. Doświadczenia Mao są dla nas szczególnie ważne, gdyż podobną drogą poszli kubańscy rewolucjoniści.
Ten długi wstęp bardzo luźno związany z kubańską rewolucją miał na celu odpowiedzieć na zasadnicze pytanie: jak to się stało, że to nie komuniści czy trockiści odwołujący się do tradycji marksistowskiej, lecz homo novus w ruchu rewolucyjnym – Fidel Castro, nie związany organizacyjnie z żadną organizacją marksistowską, przeprowadził rewolucję, której treść miała charakter socjalistyczny. Moim zdaniem główna przyczyna bierności „oficjalnych marksistów” tkwi w ich biurokratycznych strukturach, które zabijają rewolucyjną inicjatywę, i sprowadzają te organizacje jedynie do roli obserwatorów procesu rewolucyjnego. Doświadczenie Lenina i Mao Tse Tunga wykazały, że zwycięstwo rewolucji zawsze wiąże się z walką z dogmatyzmem. Tylko osoba mająca odwagę, by głosić własne poglądy – nawet za cenę dyskredytacji wśród bliskich współpracowników, może zdobyć niezbędne doświadczenie i autorytet rewolucyjnego przywódcy, bez którego zwycięstwo rewolucji nie jest możliwe. Zanim Fidel Castro trafił ze swoimi partyzantami do Sierra Maestra, przeszedł polityczną szkołę, której nie mieli oficjalni kubańscy marksiści. Zanim rozpoczął walkę, starał się wzorem bolszewików, wykorzystać wszystkie dostępne możliwości działalności legalnej. To brak możliwości działalności legalnej pchnął go na drogę rewolucji i spowodował, że był wiarygodny dla innych Kubańczyków. Fidel od samego początku był niezależny i w odróżnieniu od kubańskich komunistów nie był ograniczony zimnowojenną strategią „pokojowego współistnienia”, zgodnie z którą komuniści nie dążyli do rewolucji w amerykańskiej strefie wpływów – do jakiej zaliczona była cała Ameryka Łacińska. Fidel nie czekał też na sytuację rewolucyjną. Można się spierać o ocenę szturmu na koszary Moncada 26 lipca 1953 r. –czy akcja ta miała szanse powodzenia. Jedno jest jednak pewne – ani komuniści, ani trockiści na taką akcję nigdy by się nie zdecydowali, gdyż partie te były zbyt skostniałe by podejmować takie ryzyko. Jak wielkie było to ryzyko –świadczą krwawe represje wobec towarzyszy Fidela, z których ponad 80 zostało zamordowanych już po poddaniu. To wszystko w połączeniu z talentem oratorskim Fidela, który na procesie przez 5 godzin przemawiał, a tekst tego przemówienia kursował następnie na Kubie pod nazwą „Historia mnie uniewinni” spowodowało, że stał się znany w całym kraju. Choć poniósł klęskę i stracił liczący prawie 200 osób oddział, to jednak rozgłos jaki zyskał spowodował, że stał się moralnym zwycięzcą i zdobył to, czego nie mieli nigdy pogrążeni w sekciarstwie komuniści –poparcie społeczne. Ten aspekt rewolucji kubańskiej często jest pomijany, a bez niego trudno zrozumieć sukces partyzantki w Sierra Maestra. Kiedy Fidel lądował w Sierra Maestra to był powszechnie znany na Kubie – znany też był jego program wyrażony w przemówieniu sądowym.
Fidel doskonale zdawał sobie sprawę ze swojej sławy i tylko dlatego nie tracił optymizmu –nawet gdy doznał kolejnej klęski pod Alegria del Pio, gdzie jego 82 osobowy oddział został zdziesiątkowany.[9] Niestety wydaje mi się, że ani Che Guevara w swojej pracy: „Wojna Partyzancka” ani Francuz Regis Debray, w swojej książce „Rewolucja w rewolucji?” zbyt wielką uwagę poświęcają „ognisku partyzanckiemu” (foco guerrillero), nie rozumiejąc, że doświadczeń rewolucji kubańskiej nie da się mechanicznie powielić, gdyż zdobywanie poparcia społecznego i budowa rewolucyjnego autorytetu, to proces, który nie poddaje się łatwym schematom, ale do tego tematu jeszcze wrócimy. Na temat rewolucji kubańskiej funkcjonuje wiele mitów: 1.Miasta nie brały udziału w kubańskiej rewolucji, która miała przede wszystkim charakter chłopski. 2.Fidel Castro marksistą został dopiero w przed dzień inwazji w Zatoce Świń -16 kwietnia 1961. 3. Rewolucja na Kubie miała charakter tylko narodowo-wyzwoleńczy, a więc jest czymś jakościowo gorszym od socjalistycznej Rewolucji Październikowej.
Wszystkie te kwestie sprowadzają się właściwie do odpowiedzi na pytanie – kim politycznie był Fidel – zanim ogłosił, że jest socjalistą. W książce Brata Betto „Fidel i religia”, która jest wywiadem-rzeką z kubańskich przywódcą, opublikowaną w 1986, Fidel twierdzi, że marksistą został już na studiach.[10] Znaczyłoby to więc, że zarówno podczas szturmu na koszary Moncada, jak i w Sierra Maestra był już marksistą i mówi: „Wówczas - jak już ci mówiłem - byłem już w pełni ukształtowanym marksistą-leninistą. Kiedy w 1950 roku ukończyłem uniwersytet, w krótkim czasie, można by powiedzieć, stworzyłem sobie całkowitą koncepcję rewolucji nie tylko w sferze idei, lecz także celów oraz form, w jakich należało je urzeczywistniać w praktyce, metod dostosowywania ich do warunków naszego kraju.”. Historyk nie może bezkrytycznie podchodzić do relacji pisanych prawie 30 lat po opisywanych wydarzeniach, gdyż istnieje groźba nie obiektywnej oceny własnej osoby. Fidel, który w 1961 r. ogłosił socjalistyczny charakter rewolucji – był już w tym czasie przynajmniej 25 lat socjalistą i mógł się wstydzić swojej przeszłości, więc po fakcie, chciał ją poprawić. Groźba ta wydaje mi się jednak mało realna. Na obronę tezy, że Fidel już w 1950 r. był marksistą można postawić przynajmniej dwa argumenty. Pierwszy to praktyka historyczna – rewolucja zrealizowała program socjalistyczny i wydaje się to mało prawdopodobne – gdyby Fidel nie był marksistą. A drugi argument wynika z leninowskiej taktyki, zgodnie z którą czasami można przemilczeć swoje prawdziwe poglądy –byle by tylko dotrzeć do mas: „trzeba bezwarunkowo pracować tam, gdzie są masy. Trzeba umieć ponosić wszelkie ofiary, przezwyciężyć największe przeszkody, aby systematycznie, uporczywie, wytrwale, cierpliwie prowadzić propagandę i agitację w tych właśnie instytucjach, stowarzyszeniach, związkach –choćby najbardziej reakcyjnych- gdzie są masy proletariackie lub półproletariackie(…) Trzeba umieć przeciwstawiać się temu wszystkiemu, zdecydować się na wszelkie ofiary, nawet –w razie potrzeby –zdecydować się na wszelkie wybiegi, fortele, nielegalne chwyty, przemilczanie, ukrywanie prawdy, byleby się dostać do związków zawodowych, pozostać w nich, prowadzić w nich za wszelką cenę działalność komunistyczną”[11] Co prawda cytowany fragment nie dotyczy ludowej partyzantki (gdyż takie w tym czasie nie istniały), lecz związków zawodowych – ale sądzimy, że potrzeba bycia z masami, nawet za cenę chwilowego ukrywania prawdy –ma charakter uniwersalny.
Fidela usprawiedliwiają przynajmniej trzy rzeczy: a) antykomunistyczna histeria w USA, rozpętana przez senatora Macarthyego. b) zimnowojenna taktyka USA, zwalczająca wszelkie przejawy ekspansji komunizmu – pod tym pretekstem dokonano min. interwencji wojskowej w Gwatemali obalając prezydenta Arbenza[12] c) sekciarstwo kubańskich komunistów. Dalej jednak pozostaje wiele wątpliwości, czy Fidel rzeczywiście był już wtedy socjalistą – skoro po zdobyciu władzy wielokrotnie od komunizmu się odcinał. 19 kwietnia 1959 doszło do spotkania w Waszyngtonie między Fidelem Castro a wiceprezydentem USA Richardem Nixonem, który w szczegółowej notatce dla prezydenta napisał: „Castro jest albo nieprawdopodobnie naiwny, jeśli chodzi o komunistów, albo przeciwnie, jest wyjątkowo przebiegłym komunistą” [13] Z kolei w sierpniu 1959 Fidel oświadczył: „że nasza rewolucja nie jest czerwona, lecz oliwkowo-zielona, ponieważ oliwkowo-zielony to właśnie nasz kolor, kolor rewolucji przyniesiony przez armię rewolucyjną z samego serca Sierra Maestra”[14]
By w pełni zrozumieć postawę Fidela między styczniem 1959, kiedy to doszedł do władzy, a kwietniem 1961, kiedy to został ogłoszony socjalistyczny charakter rewolucji trzeba wiedzieć, że nie każdy marksista akceptował politykę ZSRR. Fidel musiał wiedzieć o mordowaniu komunistów przez Stalina i choć Chruszczow odciął się od stalinowskich zbrodni, to jednak decyzję o wkroczeniu wojsk na Węgry podjął już Chruszczow. Fidel nie chciał być radziecką marionetką. Dodatkowym argumentem na rzecz chwilowego nie ujawniania rzeczywistych poglądów Fidela, była chęć wzmocnienia władzy – na wypadek realnej groźby wojskowej interwencji północnego sąsiada. Odpowiedź na to pytanie jest bardzo ważna –ze względu na inspiracje rewolucją kubańską nie tylko w Ameryce Łacińskiej. Czy przykład Kuby może mieć charakter uniwersalny? Czy Rewolucja Kubańska doszła do socjalizmu w wyniku świadomej polityki jej przywódców – czy też raczej należy postrzegać ją jako wektor i to czynniki zewnętrzne wymusiły socjalistyczną ewolucję rewolucji. W dalszej części pracy będę bronił stanowiska, że przykład kubański, przynajmniej w krajach Trzeciego Świata ma charakter uniwersalny i socjalistyczna awangarda, jest w stanie podczas rewolucyjnej wojny radykalizować i posuwać ruch partyzancki na lewo, aż do zwycięskiego końca i ogłoszenia socjalistycznego charakteru rewolucji.
Ewolucja rewolucji w kierunku socjalizmu nie jest zresztą wynalazkiem kubańskim. Rewolucja Październikowa, która dla wielu jest właśnie modelowym przykładem socjalistycznej rewolucji – też wewnętrznie ewoluowała. Bolszewicy dochodzili do władzy na hasłach postępowych – ale nie socjalistycznych – a postulowana reforma rolna, która była postulatem lewicowych eserowców, nawet oddalała bolszewików od socjalizmu. Budowa socjalizmu zakłada likwidację prywatnej własności środków produkcji. Zarówno Lenin jak i Castro stopniowo nacjonalizowali przemysł. 28 czerwca 1918, a więc dopiero 7 miesięcy po zdobyciu władzy ogłoszony został dekret Rady Komisarzy Ludowych o nacjonalizacji całego wielkiego przemysłu[15]. Na Kubie nacjonalizowano zaś kolejne sektory gospodarki, jako reakcja na wrogie kroki USA. Nawet Lenin, o którym wszyscy wiedzieli, że był marksistowskim teoretykiem, nie postulował od razu po rewolucji natychmiastowego wywłaszczenia burżuazji. „Taktyka sabotażu, stosowana w tym okresie przez kapitalistów, zmusiła władzę radziecką –do bezwzględnej walki, wymagającej likwidacji starych stosunków w znacznie szerszym zakresie niż przewidywała początkowo partia bolszewicka”[16]. Lenin jako marksista doskonale wiedział, że nie da się zbudować socjalizmu bez wywłaszczania burżuazji. Warto jednak zwrócić uwagę, że nie czuł się na tyle pewnie, by wprost ogłosić „jesteśmy komunistami – więc likwidujemy burżuazję jako klasę –gdyż to wynika z naszego programu” i musiał sięgać po różne preteksty „kapitalistycznego sabotażu”. Lenin doskonale wiedział, że dla sprawnego funkcjonowania gospodarki konieczne są kontakty handlowe zarówno z krajami kapitalistycznymi, jak i ograniczona współpraca z kapitalistycznymi koncernami (chociażby na polu technologii) i dlatego każde posunięcie wymierzone w klasę kapitalistyczną, musiało być sankcjonowane jakimś pretekstem.
Przy analizie rewolucji kubańskiej, ważniejsze od słów, są czyny, a na polu praktycznym Fidel nie ustępował Leninowi – i systematycznie nacjonalizował kolejne sektory gospodarki, przybliżając kraj w kierunku socjalizmu. Warto też zauważyć, że kubańska reforma rolna była bliższa socjalizmowi od bolszewickiego dekretu o ziemi. Zarówno w Rosji, jak i na Kubie, przed rewolucją ogromna część ziemi należała do wielkich właścicieli. Bolszewicy razem z lewicowymi eserowcami – sprywatyzowali tą ziemie –a Kubańczycy stworzyli rolnicze spółdzielnie. Wymuszony względami taktycznymi dekret o ziemi, stworzył nową klasę bogatych chłopów -kułaków, której drogi wkrótce rozeszły się z władzą radziecką. Do pierwotnych postulatów bolszewickich, wrócił po 12 latach Stalin nakazując przymusową kolektywizację, której tragiczny bilans jest powszechnie znany. Kubańczycy postąpili zaś dużo rozsądniej, a członkowie spółdzielni rolniczych byli od samego początku jednym z filarów rewolucji. Należy dodać jednak, że Kubańczykom było dużo łatwiej ze względu na inną strukturę rolnictwa. Wielkie majątki ziemskie na Kubie należały do amerykańskich korporacji cukrowych, które uprawiały na Kubie trzcinę cukrową. W odróżnieniu od europejskich wsi – gdzie chłop uprawia ziemię obok swojego domu i przez to się z nią zżywa – ścinacze trzciny cukrowej bardziej przypominali robotników fabrycznych niż europejskich chłopów. Byli razem skoszarowani w barakach i wożeni ciężarówkami, z jednego miejsca w drugie. Jako pracownicy najemni, zawsze pracowali kolektywnie i przez to byli dużo lepiej przygotowani do kolektywizacji – od rosyjskich chłopów. Gospodarka kubańska była uzależniona od eksportu cukru i Fidel tego nie zmienił, gdyż wkrótce zyskał nowy rynek zbytu dla kubańskiego cukru – kraje RWPG. O ile w Rosji jeszcze na początku XX wieku, było jeszcze dużo elementów gospodarki naturalnej – to kubańskie rolnictwo przed rewolucją było już całkowicie kapitalistyczne. Eksportowano trzcinę, a importowano żywność i w ten sposób, kubańscy chłopi (czy raczej pracownicy rolni) byli znacznie bardziej uzależnieni od miast niż miało to miejsce w Rosji. Znano też doświadczenia ZSRR i krajów RWPG na polu reformy rolnej, dzięki czemu można było uniknąć ich błędów. To wszystko sprawiło, że kubańska kolektywizacja była dużo łatwiejsza – ale nie zmienia to faktu, że na tym polu Kubańczycy znacznie bardziej zbliżyli się do socjalizmu – niż bolszewicy w pierwszych latach władzy. Wyższość kubańskiej reformy rolnej dostrzegł też francuski filozof Jean Paul Sartre w swojej książce: „Huragan nad cukrem” [17]
Wojna rewolucyjna na Kubie doprowadziła do socjalistycznych przemian podobnych w ZSRR, tym samym obaliła leninowski schemat – jakoby antykapitalistycznej rewolucji mogła dokonać tylko partia robotnicza. Każdy rewolucjonista walczący o socjalizm, nie mógł pozostać wobec tego faktu obojętny, zwłaszcza, że wraz z socjalistycznymi przemianami, Kuba coraz głośniej mówiła o potrzebie eksportu rewolucji. Rozgromienie inwazji amerykańskich najemników w Zatoce Świń w kwietniu 1961, wzmocniło autorytet Fidela nie tylko na wyspie – ale na całym świecie. O ile jednak stosunkowo łatwo poradzono sobie z oddziałem 1500 kubańskich emigrantów, to dalej wisiała nad Kubą groźba inwazji amerykańskiego wojska, zwłaszcza, że USA posiadało bazę wojskową w zatoce Guantanamo. Cała ta operacja była wielką kompromitacją największego mocarstwa na świecie. Odnoszę wrażenie, że powszechna w Polsce fascynacja Ameryką, powoduje, że ten wstydliwy temat jest rzadko poruszany, w każdym razie znacznie rzadziej – niż na to zasługuje ze względu na historyczne znaczenie –dlatego też polecam cytowaną już książkę W. Breuera: „Vendetta! Castro i bracia Kennedy”[18]. Narażona na wojskową interwencję amerykańskiego imperializmu Kuba, zdała sobie sprawę, że tylko eksport rewolucji, „stworzenie dwóch, trzech, wielu Wietnamów”, który zmusi Amerykanów do rozproszenia sił, jest jedyną szansą na przetrwanie rewolucji na wyspie.[19]. Dlatego też Fidel rzucił hasło: „Uczyńmy z Andów Sierra Maestra Ameryki Łacińskiej”[20] 4 lutego 1962 uchwalono II Deklarację Hawańską zwaną też „Manifestem Komunistycznym Ameryki Łacińskiej”, której konkluzją jest stwierdzenie, że „obowiązkiem każdego rewolucjonisty jest wywoływanie rewolucji”[21].
Michał Chmara, podsumował ten tekst w czterech punktach: „1.rewolucja jest nieunikniona, ma ona charakter ludowy i zmieni wielowiekowe zacofanie tego regionu. 2. procesy gospodarcze i społeczne prowadzą na kontynencie do polaryzacji stanowisk, a co za tym idzie do powstania konfliktu klasowego. 3. rewolucja może odnieść sukces jedynie na drodze walki zbrojnej. 4. rewolucja będzie miała charakter kontynentalny”[22]. W tym miejscu pojawia się kolejna różnica pomiędzy Kubą a ZSRR dotycząca eksportu rewolucji. Rosja carska była mocarstwem i największym państwem na świecie. Kuba zaś kilkaset lat była hiszpańską kolonią, a od 1898 była mocno uzależniona od USA. Bolszewicy po rozgromieniu Białych i armii interwencyjnych byli świadomi wojskowej potęgi nowego państwa. Olbrzymie terytorium ZSRR było też szansą na niezależność gospodarczą. Zarówno bezpieczeństwo militarne, jak i bezpieczeństwo gospodarcze powodowało rezygnację ze światowej rewolucji, na rzecz budowy socjalizmu w jednym kraju. Na taką politykę Kuba pozwolić sobie nie mogła i to popychało ją do wspierania innych ruchów rewolucyjnych. Izolowana rewolucja była zagrożona amerykańską inwazją i dlatego szukanie sojuszników było dla Kuby rzeczą konieczną.
Jak mawiał Marks- byt kształtuje świadomość, a ciągłe zagrożenie ze strony USA radykalizowało kubańskich komunistów i powodowało różnice z komunistami radzieckimi. Już w czasach Lenina, po upadku europejskiej rewolucji – zastąpiono wezwanie do światowej rewolucji – pokojowym współistnieniem z krajami kapitalistycznymi. W pierwszych latach rewolucji – bolszewicy często mówili, że Rosja jest tylko pomostem do zwycięstwa rewolucji w uprzemysłowionych Niemczech, ale izolacja rosyjskiej rewolucji zmusiła bolszewików do modyfikacji tej doktryny. Wbrew trockistom, którzy obwiniali Stalina o zdradę rewolucji, uważam, że istotna zmiana dokonała się już w czasach Lenina. W cytowanej już tutaj pracy: „Dziecięca choroba „lewicowości” w komunizmie” Lenin odcina się od „ultralewicowych” koncepcji, zrywając tym samym w pewnym sensie z doświadczeniami samych bolszewików sprzed rewolucji. W ramach SDPRR, to bolszewicy byli frakcją najbardziej radykalną, to samo można powiedzieć o działalności Lenina na forum II Międzynarodówki. Niestety myśl Marksa, że to byt kształtuje świadomość, okazała się ponadczasowa i Lenin jako przywódca największego państwa na świecie, tracił swój dawny radykalizm.
Celem pracy publicystycznej Lwa Trockiego, było udowodnienie, że to właśnie on jest konsekwentnym leninistą, a Stalin będąc wrogiem Trockiego, tym samym działał wbrew Leninowi. Trocki dowodził więc, że teoria możliwości zbudowania socjalizmu w jednym kraju była wysunięta dopiero po śmierci Lenina i gdyby Lenin żył, to by ją potępił. Trocki w swojej analizie degeneracji rosyjskiej rewolucji, za każdym razem podkreśla, że poglądy Stalina są determinowane przez warstwę biurokracji partyjno-państwowej[23], której przewodził. W teorii tej jest jednak jeden ważny szkopuł –do tej samej warstwy co Stalin należeli Lenin i Trocki. Walka biurokraty Trockiego z biurokratą Stalinem, wykorzystująca autorytet nieżyjącego biurokraty Lenina, nie mogła zaktywizować klasy robotniczej, którą Trocki uważał, za jedyną siłę mogącą zastopować degenerację rewolucji. Niestety w swoich pismach wielokrotnie podkreślał intelektualny prymitywizm swojego konkurenta, zaciemniając tym samym główne przesłanie swojej teorii, tworząc pozory, że gdyby na czele państwa stał lepszy marksista, to problem by zniknął. Zarówno Trocki, jak i Lenin – wraz z upadkiem światowej rewolucji – coraz bardziej reprezentowali interesy biurokracji. Trocki, który przeciw Stalinowi chciał zmobilizować klasę robotniczą, nie mógł być dla robotników wiarygodny, jeśli kilka lat wcześniej chciał „zmilitaryzować” związki zawodowe i strajkujących robotników traktować tak jak dezerterów na polu bitwy. Lenin musiał wtedy (rok 1920) Trockiemu uświadomić, że „nasz państwo jest robotnicze z biurokratycznym wypaczeniem”[24]. Trocki słusznie stwierdził, że teoria o budowie socjalizmu w jednym kraju –była w interesie biurokracji, ale nie chciał przyznać, że Lenin w 1923 dopuścił tą możliwość.
„musimy przyznać, że cały nasz pogląd na socjalizm uległ gruntownej zmianie. Ta gruntowna zmiana polega na tym, że główny nacisk kładliśmy i musieliśmy kłaść na walkę polityczną, rewolucję, zdobycie władzy itd. Obecnie zaś główny nacisk przenosi się gruntownie gdzie indziej –na pokojową, organizacyjną „kulturalną” pracę (…) A ta praca kulturalna wśród chłopstwa ma za swój cel ekonomiczny właśnie uspółdzielczenie. W warunkach całkowitego uspółdzielczenia stalibyśmy już obiema nogami na gruncie socjalistycznym (…)Ta rewolucja kulturalna wystarczy nam teraz do tego abyśmy się stali krajem w pełni socjalistycznym…”[25]
Różni to wyraźnie bolszewickiego przywódcę od Che Guevary, którego radykalizm raczej się pogłębiał. Nie bez znaczenia dla radykalizmu jest też duża różnica wieku, na którą zwrócił Anastas Iwanowicz Mikojan w czasie swojej pierwszej wizyty na Kubie.[26] Na marginesie tej tezy można dodać, że dzisiejsza polityka starzejącego się Fidela, nie ma nic wspólnego z radykalizmem z lat sześćdziesiątych. Ważniejsza jednak od różnic pokoleniowych –była dramatyczna sytuacja Kuby narażonej na wojskową interwencję USA. Choć Wietnamem rządzili socjaliści, to jednak radziecki parasol atomowy nie uchronił tego państwa przed wojną z USA.
„Gdy analizujemy samotność Wietnamu, ta nielogiczna chwila w dziejach ludzkości napawa nas smutkiem. Imperializm północnoamerykański jest winien agresji; jego zbrodnie są ogromne i rozrzucone po całej kuli ziemskiej. Wiemy już o tym, panowie! Winni są jednak również ci, którzy w decydującej chwili wahali się uczynić z Wietnamu nienaruszalną część terytorium socjalistycznego, czym - owszem - ryzykowaliby wojnę światową, ale również zmusiliby imperialistów północnoamerykańskich do refleksji. Winni są także ci, którzy prowadzą wojnę polegającą na rzucaniu obelg i wzajemnym podkładaniu sobie nóg, jaką już dłuższy czas temu rozpętali przedstawiciele dwóch największych mocarstw obozu socjalistycznego. Pytamy oczekując uczciwej odpowiedzi: czy Wietnam jest izolowany, czy nie, czy uprawia niebezpieczną ekwilibrystykę między dwoma skłóconymi mocarstwami?”[27]
Dla kubańskich przywódców polityka ZSRR jak i Chin w sprawie Wietnamu była zdradą socjalizmu. W sprawach zasadniczych – a do takich należała obrona państwa socjalistycznego Che Guevara nie uznawał kompromisów i wzywał do solidarności z Wietnamem nawet za cenę wojny światowej. Stary Lenin, który szczyci się tym, że: „w całej historii bolszewizmu, zarówno przed jak i po rewolucji październikowej, pełno jest wypadków lawirowania, ugód, kompromisów”[28] nie znalazłby wspólnego języka z Guevarą, którego uznałby za „dziecinnego ultralewaka”.
Potwierdzeniem tezy, że to nie wiek, a położenie międzynarodowe w decydujący sposób wpływa na radykalizm rewolucyjnych przywódców – jest stanowisko Korei Północnej, której położenie międzynarodowe było podobne do Kuby. Współpraca kubańsko-koreańska była widoczna min. na polu Organizacji Trójkontynetalnej, do której to władz weszły Kuba, KRLD i Wietnam. Tak jak na radykalizm Kuby znacząco wpłynęła inwazja w Zatoce Świń, tak na radykalizm KRLD wpłynęła wojna koreańska, w trakcie której zginęło kilka milionów ludzi.[29] Kim Ir Sen nie uznawał podziału półwyspu i z jego punktu widzenia, Korea Południowa była państwem pod amerykańską okupacją. Obecność amerykańskiej armii na 38 równoleżniku, była realną groźbą, wznowienia wojny, zwłaszcza, że zarówno atak na Kubę jak i na Wietnam spotkały się z biernością Bloku Socjalistycznego. W pierwszą rocznicę śmierci Che Guevary, Kim Ir Sen opublikował artykuł w czasopiśmie „Trikontinental” organie teoretycznym Organizacji Solidarności Narodów Azji, Afryki i Ameryki Łacińskiej, w którym całkowicie utożsamia się z Che Guevarą. Pozostali przywódcy Bloku Wschodniego byli zwolennikami pokojowego współistnienia i jeśli już wspominali o Guevarze to jako „przykładzie moralnym”, szlachetnym rewolucjoniście, który jednak kroczył błędną drogą. Ponieważ na ten tekst, wydany notabene po polsku w Phenianie, natknąłem się przypadkiem, gdyż jest on unikatowy i stanowisko Kim Ir Sena, jest zupełnie pomijane w opracowaniach dotyczących rewolucji kubańskiej –to postanowiłem zacytować w przypisie dość obszerne fragmenty – na dowód zbieżności koreańskiego przywódcy z argentyńskim rewolucjonistą.[30]
Znacząco różnią się też podejmowane próby eksportu rewolucji. W czasie wojny z Polską Piłsudskiego, bolszewicy nie zawahali się zagrać na nucie rosyjskiego szowinizmu i wielu dawnych carskich oficerów wstąpiło do Armii Czerwonej. Radzieccy przywódcy odziedziczyli niestety po caracie mocarstwowy stosunek do armii, która powinna być jak największa. Aby zrealizować cel, można nawet odejść od zasad internacjonalizmu. Znowu nie zgodzę się z trockistami, którzy wielkoruski nacjonalizm widzą dopiero w czasach Stalina. Wielka wojna ojczyźniana, była tylko rozwinięciem bolszewickiego pragmatyzmu w kwestii narodowej. Dużo ważniejsza jednak od samych haseł jest polityka rekrutowania rewolucyjnej armii. Bolszewicy postawili niestety tylko na ilość i do armii wcielano wszystkich, zdolnych do noszenia broni. Diametralnie różni się to od polityki kubańskiej, która tworząc ogniska partyzanckie stawiała na jakość. Kubańczycy, którzy z Che Guevarą walczyli w Kongo i Boliwii byli ochotnikami. Zarówno sam Guevara, jak i jego towarzysze była to świadoma rewolucyjnych celów awangarda.[31] Przy analizowaniu tekstów Marksa, często przeciwstawia się młodego Marksa, którego teksty są pełne emocji i w centrum zainteresowania jest człowiek, staremu Marksowi, który zwłaszcza w „Kapitale” posługuje się suchym naukowym językiem.
Wycofanie radzieckich rakiet z Kuby, było dla kubańskich przywódców wielkim wstrząsem i dowodem na oportunizm Chruszczowa i Bloku Wschodniego co zmusiło Kubę do rozwoju strategii kontynentalnej czyli wzmożenia wysiłków na rzecz eksportu rewolucji w Ameryce Łacińskiej. Kubańscy rewolucjoniści, nie byli pierwszymi, którzy z pozycji marksistowskich krytykowali ZSRR. Fidel jako przywódca Kuby, miał mniejsze pole manewru niż Guevara, który wielokrotnie powtarzał, że rewolucja kubańska jest tylko etapem rewolucji kontynentalnej i dlatego to raczej z jego postacią kojarzy się „odchylenia” trockistowskie czy maoistowskie. Po zniknięciu Guevary na wiosnę 1965 r. antyfidelowskie środowiska często lansowały tezę, jakoby doszło do konfliktu między Guevarą i Fidelem, podobnym do walki Trockiego ze Stalinem. Ja jednak przybliżam się do stanowiska Zbigniewa Marcina Kowalewskiego, który twierdzi, że żadnego konfliktu nie było.[32] Żaden tekst Guevary tezy o konflikcie z Fidelem nie potwierdza. Jeśli więc mówię o inspiracji trockizmem – to nie w sensie rywalizacji z Fidelem na Kubie – tylko konfliktu w ramach światowego ruchu socjalistycznego. Jak twierdzi Jean Cormier, Guevara czytał Trockiego a spotkanie z Mao Tse Tungiem wywarło na nim wielkie wrażenie.[33]. Rewolucja kubańska współpracowała zarówno ze Związkiem Radzieckim, Chinami jak i ruchem trockistowskim, co wynikało z anty sekciarskiej strategii rewolucji kontynentalnej. Jednak do interwencji wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji w 1968 r. kiedy to Fidel w obawie przed odwetową inwazją USA na Kubę spokorniał, rząd kubański prowadził niezależną politykę i potrafił ostro skrytykować ZSRR, Chiny i pseudo rewolucjonistów – czego dowodem jest cytowany już tekst Che Guevary. Poprzez krytykę nie dążono do zerwania kontaktów, lecz do nawiązania współpracy na warunkach kubańskich. Równocześnie więc ostro krytykowano a nawet represjonowano kubańskich trockistów[34], jak i dążono do wciągnięcia latynoskich trockistów do wojny partyzanckiej. Konsekwentne wzywanie do rewolucyjnej wojny partyzanckiej przyniosło zresztą rezultaty powodujące zmianę stanowiska największej organizacji trockistowskiej –Zjednoczonego Sekretariatu, który „uważał, że strategia wojny partyzanckiej powinna stać się obowiązującą dla wszystkich sekcji międzynarodówki w Ameryce Łacińskiej, organizacje ZS powinny zaś włączyć się w nurt komunistyczny skupiony wokół Fidela Castro.”[35].
Lew Trocki w swojej walce ze Stalinem, wielokrotnie podkreślał, że to właśnie on, był drugim po Leninie przywódcą Rewolucji Październikowej. Podkreślał też, że nawet będąc poza partią bolszewicką, do której wstąpił dopiero w 1917 r., prawie zawsze zgadzał się z Leninem, delikatnie przemilczając ostre konflikty jakie się zdarzały w długim czternastoletnim okresie między drugim zjazdem a Rewolucją Październikową. Trocki też w pełni akceptował politykę Lenina po 1917 r. i akceptował główne tezy „Dziecięcej choroby „lewicowości” w komunizmie”, choć zdawał sobie sprawę, z mankamentów tej książki, o czym świadczy „Przedmowa do polskiego wydania” z 1932 r. „Lenin(…) niestety! - nie zabezpieczył się przed nadużyciami ze strony różnej maści oportunistów, którzy w ciągu 12 lat, jakie upłynęły od ukazania się tej książki, setki i tysiące razy powoływali się na nią dla poparcia swojej polityki pojednawczej, pozbawionej zasad.” [36]Co więc skłoniło trockistów do poparcia taktyki Che Guevary, którego Lenin, a więc i Trocki uważaliby za ultra lewaka. Jest wiele odpowiedzi na ten temat i dość popularnym argumentem była „latynoamerykańska specyfika” – ja jednak odpowiedzi doszukiwałbym się w ostatnich stronach najważniejszej książki Trockiego – „Zdradzonej Rewolucji”.
"Na półwyspie Pirenejskim, we Francji, w Belgii rozstrzyga się teraz problem Związku Radzieckiego. [...] Jeżeli [...] mimo zespolonego sabotażu reformistycznych i "komunistycznych" przywódców, proletariat Zachodniej Europy przebije sobie drogę do władzy, to wtedy otworzy się nowy rozdział w historii ZSRR. Pierwsze zaś zwycięstwo rewolucji w Europie przebiegnie niczym prąd elektryczny poprzez masy radzieckie, wyprostuje im karki, pobudzi ducha niezależności, przebudzi tradycje 1905 i 1917 roku, podważy pozycje bonapartystycznej biurokracji i nada Czwartej Międzynarodówce znaczenie nie mniejsze, niż Rewolucja Październikowa nadała Trzeciej. Tylko na tej drodze pierwsze państwo robotnicze zostanie ocalone dla socjalistycznej przyszłości"[37]
Po wymordowaniu trockistów w ZSRR, przywódca Czwartej Międzynarodówki nadzieje na ocalenie, widział w rewolucji w innym kraju, której przykład doprowadziłby do obalenia stalinizmu. Ale słowa Trockiego cytujemy nie tylko ze względu na trockistów, którzy mimo wszystko byli na marginesie partyzantki, lecz ze względu na politykę Kremla wobec kubańskiej strategii kontynentalnej. Zwycięstwo wojny rewolucyjnej i socjalistyczne przemiany w całej Ameryce Łacińskiej, nie tylko podważyłoby dominację ZSRR w ruchu socjalistycznym, ale nawet mogło doprowadzić do antybiurokratycznej rewolucji w Bloku Wschodnim. Dlatego też Komunistyczna Partia Boliwii Mario Monje związana z ZSRR, zdradziła Che Guevarę w Boliwii.
Ernesto Guevara poznał w Meksyku Fidela Castro w 1955 r. i choć był Argentyńczykiem to wziął udział w kubańskiej rewolucji. Cały czas jednak marzył o rewolucji kontynentalnej. Gawrycki cytuje wypowiedź sekretarza Che, gdy na początku 1961 r. został ministrem przemysłu: „zostaniemy tu pięć lat, a następnie wyjedziemy. O pięć lat starsi będziemy jeszcze w stanie walczyć w partyzantce”.[38] W tej samej książce możemy przeczytać, że już w 1963 r. po kryzysie rakietowym, Che Guevara miał zostać komendantem ogniska partyzanckiego w ojczystej Argentynie. Ognisko miał przygotować argentyński dziennikarz Jorge Ricardo Masetti i przyjął tytuł „comandante segundo” rezerwując tym samym kierownictwo dla Guevary –ognisko jednak zostało rozbite. Dwa lata później Che Guevara wyjechał do Kongo, co przez wiele lat było utrzymywane w tajemnicy, ten mało znany epizod z życia Guevary opisał Z.M. Kowalewski[39]. Wybierając Kongo jako zarzewie rewolucji kontynentalnej Che Guevara poniósł klęskę, gdyż nie mógł ze względu na barierę językową, zrealizować swojego postulatu symbiozy partyzantki z chłopstwem, który postulował w Wojnie Partyzanckiej. „Należy zawsze udzielać chłopom pomocy technicznej, gospodarczej, moralnej i kulturalnej. Partyzant powinien być "aniołem stróżem" chłopa (…)Partyzant, jako reformator społeczny, powinien nie tylko świecić przykładem innym, ale również prowadzić pracę ideologiczną wśród mas, powinien dzielić się swoimi planami na przyszłość, powinien przekazywać masom ludowym swoje doświadczenia, nabyte w wojnie partyzanckiej.”[40]. Dlatego też pierwsza porażka Guevary, nie ma dla nas większego znaczenia przy ocenie taktyki wojny partyzanckiej, której strategiem był Che.
Dla przeciwników wojny partyzanckiej, śmierć Che Guevary w Boliwii jednoznacznie dowodzi, że taktyka ta jest skazana na klęskę. Z tezą to zgodzić się nie mogę. Zarówno zwycięstwo rewolucji kubańskiej, jak i późniejsze o 20 lat zwycięstwo w Nikaragui –pokazują, że drogą tą można wygrać, pod warunkiem spełnienia określonych warunków. „Partyzanci wyrażają dążenia wyzwoleńcze ludu. Jeśli pokojowe metody walki nie dały wyników, rozpoczynają oni walkę zbrojną, stają się uzbrojoną awangardą walczącego ludu. Rozpoczynając walkę partyzanci dążą do zniszczenia niesprawiedliwego ustroju”. Partyzantkę więc tworzą ludzie, którzy zawiedli się na pokojowej działalności. Tak było na Kubie, gdzie terror dyktatury zmusił młodych towarzyszy Fidela, do wystąpienia zbrojnego i takie warunki istniały też w Boliwii. Boliwia od dawna była wstrząsana walkami społecznymi i zanim Guevara przyjechał do Boliwii prowadzono negocjacje z różnymi grupami lewicowymi. Partyzantka miała być rozwinięciem walki, które te grupy prowadziły do tej pory metodami pokojowymi. Organizacje te były zakorzenione w boliwijskiej klasie robotniczej i mogły być pośrednikiem między ogniskiem partyzanckim a boliwijskimi masami ludowymi. Koncepcja Guevary zakładała pozbawioną sekciarstwa współpracę, miedzy różnymi partiami lewicowymi, a więc także z Komunistyczną Partią Boliwii. Kiedy Fidel w 1956 przypłynął Granmą do wybrzeży Kuby, był w sytuacji dużo lepszej. Kubańscy stalinowcy nie przyłączyli się do rewolucji, w każdym razie nie w pierwszym jej etapie, ale Fidel był znany w całej Kubie i miał własne kontakty w miastach. Che Guevara też był znany w Boliwii i mógł jako przywódca zjednoczyć boliwijską lewicę w walce rewolucyjnej, ale jego własne kontakty były zbyt słabe i ograniczały się do agentów kubańskiego wywiadu. Rewolucja kubańska rozbiła dawny układ polityczny, podporządkowując sobie wszystkie partie polityczne. To samo zamierzał zrobić Guevara i Moskwa nie była zainteresowana utratą lojalnych organizacji, nie mówiąc już o wrogości wobec samej idei rewolucji kontynentalnej.
Guevara nie był naiwny i zdawał sobie sprawę, że będzie musiał przełamać sekciarskie podziały i wrogość partii promoskiewskich partii komunistycznych.
„<<Latynoamerykańskie partie komunistyczne –wyjaśnił [Che] nazajutrz po naszym przyjeździe –mają strukturę instytucjonalną, która jest nieadekwatna do warunków obecnej walki. Sprawia ona, że nie są zdolne do zdobycia władzy. Poza tym wielu ich przywódców(…)skostniało i stało się osobami anachronicznymi>> Po tej analizie dał wyraz wierze, iż gdzieś na tym kontynencie istnieje jakaś partia komunistyczna, która była by zdolna do zajęcia postawy rewolucyjnej. Che uważał, że mogła to być PCB (Komunistyczna Partia Boliwii). <<Odnoszę takie wrażenie –rzekł-gdyż jest to młoda partia i ma młodych przywódców, ale przede wszystkim ze względu na ogromną wagę moralną zobowiązań, które już dość dawno podjęła wobec rewolucji kubańskiej>> Pogląd ten świadczy o czystości moralnej Che, jego nieskazitelnej lojalności i bezwzględnym poszanowaniu zobowiązań.”[41]
W konfrontacji z Moskwą Guevara nie był pozbawiony szans. Rewolucja kubańska silnie oddziaływała na lewicę latynoamerykańską, a Fidel czy Che, cieszyli się znacznie większym autorytetem niż Breżniew. A mimo zgrzytów między Hawaną a Moskwą, ZSRR dalej pomagał Kubie i oficjalnie państwa te były po tej samej stronie. O ile Trocki, który marzył, że powstanie Czwartej Międzynarodówki rozbije Komintern, był skazany na klęskę, gdyż prowadzono przeciw niemu bezlitosną walkę, to Guevara, jako „oficjalny przyjaciel” był dla Moskwy dużo groźniejszy. Powyższe słowa napisał Guido „Inti” Peredo, który choć należał do PCB, to jednak wybrał partyzancką walkę, wbrew kierownictwu swojej partii. Guevara de facto doprowadził tym samym, do rozłamu.
„w listopadzie Monje przebywał w Bułgarii, Być może jednak dotarł wtedy aż do Moskwy, gdzie otrzymał instrukcję od rosyjskich władz, czternastodniowego pobytu w Sofii starczyło na taki wypad. Z jego zachowania dało się wywnioskować, że stanowisko sowieckie jest jasne: na mocy porozumienia zawartego ze Stanami Zjednoczonymi po aferze rakietowej ZSRR nie będzie się mieszał w sprawy Ameryki łacińskiej. Moskwa nie chciała poprzeć marzeń Che i manipulowała Monjem w taki sposób, by ekspedycja boliwijska ugrzęzła na mieliźnie. W tym celu wykorzystano też podróż Monje na Kubę wiosną roku 1966” [42]
Można się spierać z Cormierem, czy ZSRR kierował się układami z USA, czy też był przeciwnikiem każdej niezależnej od Moskwy rewolucji– jedno jest jednak pewne – wycofanie się Monje z partyzantki 1 stycznia 1967 i odcięcie się PCB było spowodowane naciskami Kremla. Tylko tym można tłumaczyć, porzucenie członków PCB – takich jak bracia Peredo, którzy zaangażowali się już w walkę u boku Che. Śmierć Che Guevary w Boliwii, spowodowała, że dyskusja nt. rewolucyjnej wojny partyzanckiej odżyła z nową siłą. Echa tej dyskusji – widać także w polskim wydaniu do dzienników Guevary z Boliwii, gdzie ścierają się ze sobą dwa skrajne stanowiska, z jednej strony Fidela Castro, który był dla Guevary wzorem do naśladowania a z drugiej Ryszarda Kapuścińskiego, który tą taktykę krytykuje.
„Stąd też w Dzienniku Guevary stałe wyczekiwanie na udział chłopa, stale podsycana wiara, że tym chłopem coś wstrząśnie, coś nim poruszy, i że chłop się przyłączy. W rzeczywistości nie przyłączył się nikt. Streszczona powyżej teoria rewolucji –obok wielu dyskusyjnych założeń –zawiera jedną zasadniczą sprzeczność: mały początkowy oddział partyzancki znajduje się zawsze wobec trudnego dylematu: z jednej strony aby przetrwać –musi ukrywać się w miejscach najbardziej bezludnych, bezludnych drugiej –walcząc na bezludziu, nikogo nie przyciąga, jest odcięty od bazy. W takiej właśnie sytuacji znajdował się przez cały czas oddział Guevary.(…) Ataki Fidela Castro na KP Boliwii są po prostu niesprawiedliwe. „Konieczny wstęp” stwarza wrażenie, jak gdyby nie przyłączenie się partii jako całości do oddziału Che stało się przyczyną porażki tego oddziału. Jest to nieporozumienie, KP Boliwii jest partią małą i słabą, w dodatku rozbitą. Nie powinno się również zapominać jednego faktu –większość boliwijskich partyzantów partyzantów oddziale Guevary była członkami tej partii.” [43]
We wcześniejszym nie cytowanym tutaj fragmencie Kapuściński obszernie rekonstruuje koncepcje „foco guerrillero”. Ze smutkiem musimy jednak przyznać, że robi to nieuczciwie i koncepcje tą zniekształca, aby później łatwiej ją obalić odkrywając „sprzeczność”. Modelowym przykładem wojny partyzanckiej jest rewolucja kubańska – jak i teksty samego Guevary, które te doświadczenie uogólniały. W czasie rewolucji kubańskiej od samego początku istniała ścisła współpraca między partyzantami a lewicą w mieście, ba, można nawet powiedzieć więcej – gdyby nie ta współpraca do przypłynięcia Granmy nigdy by nie doszło. W marcu 1957, a więc gdy ognisko powstańcze było już przygotowane, szczupłe siły Fidela zostały uzupełnione przez oddział 50 nowych ludzi, którzy byli liczniejsi od walczących do tej pory partyzantów.[44] Wojna partyzancka wymaga cierpliwości –pierwszym jej etapem, jest przygotowanie partyzanckiej bazy, do której stopniowo będą napływać wcześniej wtajemniczeni bojownicy z miast. Najistotniejsze jest dla nas to, że na pierwszym etapie, armie partyzancką tworzy się z bojowników działających wcześniej w miastach. Wciąganie chłopów do partyzantki następuje dopiero wtedy, gdy został zrealizowany podstawowy plan – desant z miasta.
Kapuściński jako tłumacz doskonale wiedział o zdradzie KP Boliwii, gdyż temat ten Guevara porusza wielokrotnie: „Tak jak się tego spodziewałem, postawa Monje była początkowo wykrętna, a potem zdradziecka. Partia już nas zwalcza i nie wiem, jak daleko się w tym posunie, ale to nas nie powstrzyma…”[45]. Tym bardziej więc dziwi naiwna obrona KP Boliwii, która najpierw deklarowała Kubańczykom chęć walki zbrojnej – a kiedy już Che trafił do Boliwii to się wycofali ze wcześniejszych zobowiązań. Kapuściński na dowód słusznej postawy PCB daje przykład działaczy tej partii walczących w partyzantce, świadomie jednak pomija fakt, że kierownictwo PCB domagało się później ich dezercji.
„Mogliby też być zainteresowani w tym, aby Dziennik ten nigdy się nie ukazał, różni pseudorewolucjoniści, oportuniści i frazesowicze, którzy nazywając siebie samych marksistami, komunistami itp. nie zawahali się przed stwierdzeniem, że Che się mylił, przed określeniem go jako awanturnika i w najlepszym wypadku — jako idealistę, którego śmierć jest łabędzim śpiewem rewolucyjnej walki zbrojnej w Ameryce Łacińskiej. „Jeżeli Che — wołają oni — najwyższy reprezentant koncepcji walki zbrojnej i doświadczony partyzant zginął w partyzantce, a jego ruch nie wyzwolił Boliwii, to jest to dowodem, jak dalece się mylił!" Iluż z tych nędzników musiało się cieszyć ze śmierci Che nie czerwieniąc się nawet na myśl, że ich stanowisko i rozumowanie zbiegają się całkowicie ze stanowiskiem i rozumowaniem imperializmu i najbardziej reakcyjnych oligarchii! W ten sposób usprawiedliwiają oni samych siebie lub usprawiedliwiają tych zdradzieckich przywódców, którzy w pewnym określonym momencie nie zawahali się zabawić w walkę zbrojną z zamiarem — jak się potem można było przekonać - zniszczenia oddziałów partyzanckich, zahamowania akcji rewolucyjnej i narzucenia swoich haniebnych i śmiesznych kompromisów politycznych, ponieważ byli całkowicie niezdolni do żadnej innej linii politycznej; w ten sposób usprawiedliwiają tych, którzy nie chcą walczyć i nigdy nie będą walczyć za lud i jego wyzwolenie i którzy skarykaturowali idee rewolucyjne czyniąc z nich opium dogmatyczne, pozbawione treści i oderwane od mas, którzy zamienili organizacje walki ludu w narzędzie ugody z wyzyskiwaczami wewnętrznymi i zewnętrznymi, głosząc politykę nie mającą nic wspólnego z rzeczywistymi interesami wyzyskiwanych ludów tego kontynentu. Che uważał swoją śmierć za coś naturalnego i możliwego w procesie walki i starał się podkreślić, szczególnie w swoich ostatnich pismach, że ta ewentualność nie powstrzyma nieuchronnego postępu rewolucji w Ameryce Łacińskiej.”[46]
Fidel doskonale ujął sedno problemu, ze śmierci Che Guevary w Boliwii cieszyli się nie tylko imperialiści, ale także polityczni przeciwnicy określający się jako marksiści. Najpierw więc go zdradzono, a gdy został zamordowany ośmiesza się sens jego walki. Grabski i Ługowska w swojej książce o trockizmie apriori przyjęli tezę, że wojna partyzancka jest drogą błędną. Z tego punktu widzenia, cieszy ich śmierć Guevary, gdyż potwierdza ich tezę. Większość tekstów dotyczących wojny partyzanckiej, niestety zupełnie nie rozumie istoty problemu. Zamiast rzeczowej analizy zjawiska, mamy co najwyżej stwierdzenie faktu, że na Kubie się udało a w Boliwii nie – ale bez stawiania sobie pytań o różnice. W średniowiecznych procesach czarownic często powoływano się na „sąd boski”, zgodnie z którym wrzucano oskarżoną do wody z przywiązanym kamieniem do szyi, a jeśli utonie to znaczy, że była czarownicą. Podobne wnioski wysuwane są po śmierci Guevary – skoro przegrał, to znaczy, że ta taktyka nie ma sensu. Jak jednak tą metodą zrozumieć zwycięstwo na Kubie?
Jednym z najczęstszych argumentów na dyskredytację Che Guevary jest przeciwstawienie partyzantów walce górników. Skoro walka ta była nieskoordynowana, to znaczy, że Guevara ignorował ruch masowy. Jednak osoby posługujące się tym argumentem zapominają, że w polityce nie ma pustki i walka klasowa, zwłaszcza ta na dużo skalę jest koordynowana przez partie, związki zawodowe lub żywiołowo wyłonionych przywódców. To przywódcy decydują o formie walki. Marcin Kula zastanawia się „dlaczego górnicy nie napływali do jego oddziału”[47] Nie jest to do końca ścisłe, gdyż górnicy walczyli w partyzantce, przyprowadzeni przez górniczego działacza Moisesa Guevarę. Zanim Che przybył do Boliwii – prowadził rozmowy z różnymi organizacjami – nie pominął też organizacji górniczych, czego dowodem jest pro chiński komunista Moises Guevara, który zginął w walce 31 sierpnia 1967. Odpowiadając na pytanie Kuli można powiedzieć, że zdradziecka postawa PCB spowodowała izolacje partyzantki, która doprowadziła do sytuacji, że nie tylko górnicy – ale nikt nie napływał do partyzantki. „Na podstawie tego czystego przypadku nasi krytycy dochodzą do wniosku, że błędna jest nasza droga. Nie odnoszą się do przyczyn, które spowodowały naszą częściową i chwilową klęskę, i ich nie analizują. Nie czynią tego ponieważ musieliby sądzić samych siebie. Przyglądali się naszej walce z daleka. Więcej! Izolowali ją zupełnie, odmówili współpracy i rozpętali propagandę antypartyzancką wśród swoich członków.”[48] Nie mogę się też zgodzić z tezą, że „Barrientos przestraszył się nie partyzantki, lecz ruchu, który całkowicie niezależnie od działającego w głębi kraju oddziału wybuchł w kopalniach w czerwcu 1967 r.”[49]. Ruch o którym mówi Kula był całkowicie bezbronny wobec potęgi wojska, a przez to nie mógł mu zagrozić.
„Ileż pokojowych manifestacji, w których uczestniczyło wiele tysięcy robotników i prostych ludzi, zdławił przemocą rządowy aparat represji powodując setki strat w ludziach! Świeżo mamy w pamięci wydarzenia z maja i września 1965 roku, kiedy to brutalnie mordowano robotników fabrycznych i górników, którzy niemal nie stawiali oporu. Mamy za sobą krwawą Noc Świętojańską 1967 roku, kiedy to zamordowano z zimną krwią prostych i bezbronnych górników, podczas gdy w tym samym czasie nasza licząca zaledwie czterdziestu ludzi partyzantka zadawala ciężkie ciosy tej samej masakrującej górników armii, wskutek czego ponosiła ona poważne straty w ludziach i demoralizowała się wewnętrznie (…) Chłopi poprą konkretnie ognisko partyzanckie tylko wtedy, gdy wykaże im swoją siłę. Dlatego na pierwszym etapie celem walki partyzanckiej jest umocnienie partyzantki i przetrwanie na terenie operacji, przy czym sprawą zasadniczą jest pomoc, jakiej udziela się jej w miastach. W naszym przypadku siły polityczne, które wiedziały o istnieniu naszego ruchu, odmówiły nam takiej pomocy”[50]
Wbrew powszechnej, przynajmniej w polskiej literaturze opinii, nie uważam, jakoby klęska Guevary w Boliwii dyskredytowała wojnę partyzancką jako metodę walki z kapitalizmem. Zaledwie 12 lat później sandinowscy partyzanci zwyciężyli w Nikaragui. Sam Che zresztą tak nie uważał, mówiąc poetycko: „Moja klęska nie będzie oznaczała, że nie można było zwyciężyć. Wielu doznało zawodu, starając się osiągnąć szczyt Everestu, i w końcu Everest został zdobyty.”[51] Wracając do rozważań ze wstępu, uważam, że przyczyną klęski nie były błędy Che Guevary w czasie kampanii boliwijskiej, lecz błędna strategia kubańskiego rządu wobec ruchów rewolucyjnych w Ameryce Łacińskiej. Tak jak szanuje szczerą chęć eksportu rewolucji – przez bolszewików – przynajmniej w pierwszym okresie rewolucji – tak nie podważam rewolucyjności kubańskiego rządu. Kuba popełniła niestety wiele bolszewickich błędów. Jednym z nich była struktura OLAS, rewolucyjnej „piątej międzynarodówki” uzależnionej od Hawany. „F. Castro czy E. Guevara przekonywali o konieczności wyjścia poza dogmaty marksizmu-leninizmu. Jednakże promowana przez nich koncepcja także zawierała wiele dogmatów, których złamanie było ostro karcone przez Hawanę”[52]. Organizacja te była scentralizowana i na wzór Kominternu podporządkowana władzom w Hawanie, które uzależniały swoją pomoc dla rewolucjonistów w innych krajach od ich lojalności. Zarówno Lenin, jak i Fidel były to silne jednostki, które potrafiły iść pod prąd, wykształcając w sobie cechy rewolucyjnego przywódcy. Jednak Komintern i OLAS preferowały posłusznych aparatczyków i zabijały rewolucyjną inicjatywę.
Przywódcą rewolucji kontynentalnej miał być Che Guevara a biorąc pod uwagę wspólnotę językową Latynosów, projekt ten miał duże szanse na sukces. Tutaj pojawia się jednak ważne pytanie towarzyszące poprzednim rewolucjom – co zrobić gdy zabraknie przywódcy. Jest całkiem prawdopodobne, że bez Lenina Rewolucja Październikowa nigdy by się nie zaczęła, zwłaszcza, że do ostatniej chwili w samej partii bolszewickiej istniała opozycja przeciw rewolucji (Kamieniew, Zinowiew). Gdyby w czasie rzezi, która była następstwem ataku na koszary Moncada, bracia Castro zostali zamordowani, to rewolucja socjalistyczna też raczej by nie zwyciężyła. Prędzej czy później Batistę obalił by demokratyczny ruch ludowy, lub inny dyktator, ale kraj ten niczym by się nie różnił, od reszty Ameryki Łacińskiej. Czy można uzależniać tak wielki projekt jak rewolucja kontynentalna od życia jednostki?
Gdziekolwiek Guevara budował ognisko partyzanckie, tam pojawiał się problem – kto ma dowodzić. Zarówno w Kongo jak i w Boliwii pojawiły się spory między miejscową rewolucyjną lewicą a Kubańczykami. Problem dowodzenia w Boliwii był dla Monje pretekstem do porzucenia partyzantów. Kubańczycy oczekiwali przywództwa i gdyby zaangażowanie w rewolucje kontynentalną było całkowicie szczere to być może, rzeczywiście wszyscy by się im podporządkowali. Niestety, musimy to powiedzieć uczciwie – rząd kubański, tak jak wcześniej bolszewicy, instrumentalnie traktował eksport rewolucji. „Deklaracja z Santiago de Cuba z 1964 r. jest tak sformułowana, że pomoc udzielana ruchom rewolucyjnym, Kuba traktowała jako retorsję wobec latynoamerykańskich rządów, oraz że Hawana instrumentalnie podchodziła do wspierania latynoskich ruchów partyzanckich”[53] Gdy w czasie kryzysu rakietowego Chruszczow dogadał się z Kennedy’m, bez konsultacji z rządem kubańskim, to wywołało to słuszne oburzenie kubańskich przywódców, którzy nie chcieli być traktowani jak pionki na zimnowojennej szachownicy. Dlatego tym trudniej zrozumieć, dlaczego taką samą politykę prowadzono wobec latynoskich rewolucjonistów. Wystarczyło by to czy inne kapitalistyczne państwo, nawiązało z Kubą stosunki dyplomatyczne, by wstrzymać pomoc dla miejscowych rewolucjonistów.
Wchodząc we współpracę z emisariuszem kubańskim należy ujawnić swoje struktury, które budowało się wiele lat i ryzykuje się, że gdy rząd Kuby dogada się z rządem kraju gdzie buduje się partyzantkę – to zostaną one zdekonspirowane. W cytowanym wyżej Orędziu do Organizacji Trójkontynentalnej Che Guevara potępia kraje Bloku Wschodniego za bierność wobec wojny w Wietnamie. Rząd kubański jednak nie był aż tak radykalny i tworzył „nowe Wietnamy” tylko w krajach wrogich Kubie. Była to kwestia, która delikatnie różniła dwóch kubańskich przywódców. Obaj opowiadali się za rewolucją kontynentalną, ale dla Fidela, ważniejsza była obrona Kuby. Dla Guevary zaś Kuba, była tylko etapem światowej rewolucji. Znowu wraca tutaj marksowskie motto: „byt kształtuje świadomość”. Che Guevara bardzo dużo podróżował po krajach Trzeciego Świata jako przedstawiciel Kuby. Rozmawiał z wieloma różnymi rewolucjonistami, z którymi planował tworzenie nowych ognisk partyzanckich. Podróże i kontakty z rewolucjonistami na całym świecie, były czynnikiem, który nie tylko podtrzymywał w Guevarze radykalizm ale sądzę, że nawet go wzmacniał. Fidel zaś jako przywódca kubański musiał wchodzić w kompromisy – np. z ZSRR i swój radykalizm tracił. W 1953 r. Fidel zakończył swoją słynną mowę obrończą słowami: „Skażcie mnie, nie dbam o to, historia mnie uniewinni!”.[54] Kilka lat później Jean Paul Sartre opisuje w swojej książce „Huragan nad cukrem” swoje wrażenia z kilkutygodniowego pobytu na Kubie. Podróżował z Fidelem bez ochrony po Kubie i zostali zatrzymani przez rosłego murzyna, który w trosce o życie kubańskiego przywódcy powiedział: „dlaczego podróżujesz bez ochronuy, imperialiści mogą Cię zabić, Twoje życie nie należy już do Ciebie, tylko do Kuby…” 15 marca 1965 Guevara wrócił z bardzo długiej, trzymiesięcznej podróży po wielu krajach, w trakcie której wielokrotnie krytykował najważniejszego sojusznika Kuby – ZSRR.
Na lotnisku czekał Fidel, z którym Guevara prowadził prawie dwudniową rozmowę w cztery oczy. Cormier twierdzi[55], że doszło wtedy do układu, Guevara zrzekał się kubańskiego obywatelstwa i jego radykalne przemówienia nie mogły już szkodzić Kubie. W zamian Fidel zadeklarował wojskową pomoc dla Guevary, a więc de facto Kuba czynnie zaangażowała się w eksport rewolucji. Stawianie Guevary na czele rewolucji kontynentalnej, mogło budzić opór miejscowych działaczy lewicowych, ale jak pokazał przykład z PCB a zwłaszcza braci Peredo, autorytet Guevary był ogromny i wraz z rozwojem partyzantki zapewne doszło by do współpracy – na wzór relacji między Ruchem 26 Lipca a kubańskimi komunistami.
Zasadniczy problem tkwił jednak w czym innym. W XX wieku burżuazja wykazała ogromną zdolność do przystosowywania się do nowych warunków, o czym pisałem już wcześniej. Po rewolucji kubańskiej, przywódcy latynoamerykańscy, przy pomocy USA, znacznie poważniej podchodzili do nowych partyzantek od Batisty. Państwo, które przez marksistów jest definiowane jako narzędzie panowania klasowego, bez trudu jest w stanie zniszczyć każdą izolowaną formę działalności rewolucyjnej. Batista popełnił błędy, z których wnioski wyciągnęli latynoamerykańscy dyktatorzy, jeszcze bardziej zaostrzając represyjną politykę wobec rewolucyjnej lewicy. Amerykańscy instruktorzy z CIA udowodnili, że stosując taktykę spalonej ziemi bez trudu można zniszczyć każdą partyzantkę. Obszar działania partyzantki należy zamknąć szczelnym pierścieniem, a ludność wysiedlić. Następnie krok po kroku, licząca tysiące żołnierzy armia systematycznie eksterminuje niewielkie ognisko partyzanckie. To samo dotyczy innych metod walki. Wszelka działalność legalna, czy to demonstracja, strajk czy otwarte spotkania zawsze są narażone na przeciwdziałanie państwa, wobec którego lewicowi aktywiści są bezbronni. Nawet doskonale zakonspirowana partyzantka miejska jest bezbronna wobec masowych represji, w czasie których aresztuje się setki ludzi, po czym bezlitośnie wszystkich torturuje. Partyzant miejski może zmienić całe swoje życie, przestrzegać zasad konspiracji, ale jeśli pewnego dnia cały blok w którym mieszka zostanie aresztowany –to konspiracja go przed tym nie uchroni.[56]
Ideolodzy partyzantki bardzo często moim zdaniem zapominali o banalnej prawdzie, że państwo zawsze jest silniejsze od rewolucjonistów. Partyzanci mogą wojnę wygrać, ale pod warunkiem, że umiejętnie to państwo sparaliżują – np. na polu ideologicznym. Nie można rozpoczynać wojny partyzanckiej bez odpowiednich nastrojów społecznych. Nastroje społeczne nie są czymś obiektywnie danym, lecz pod wpływem aparatu propagandowego można je kształtować. Fidel Castro był znany na Kubie zanim rozpoczął partyzantkę. Moim zdaniem partyzantka ma tylko wtedy szansę na sukces, gdy dla wszystkich jest jasne, że jest ona konsekwencją brutalnych represji wobec ruchu pokojowego. Kiedy wszyscy są przekonani, że inaczej działać się nie da. Na gruncie europejskim można podać wiele przykładów, jak to brak dalszej możliwości działalności legalnej rodzi walkę terrorystyczną. Pierwsze dwa przykłady dotyczą Rosji. W latach 70 tych istniał masowy i pokojowy ruch narodnicki, który organizował robotników, demonstracje a także słynną akcję pójścia w lud (w narod). Skończyło się to trzema wielkimi procesami w wyniku których skazano kilkaset osób.[57] Państwowe represje zmusiły pokojowych działaczy do zejścia na drogę terrorystyczną, która aktywnie prowadzono w latach 1878-1881, czego efektem było zabicie samego cara Aleksandra II. Drugim przykładem rosyjskim jest krwawa niedziela w Rosji, która rozpoczęła Rewolucję 1905 r. Zamordowanie tysięcy robotników spowodowało rozwój walki terrorystycznej na niespotykaną dotąd skalę. Nawet partie, które wcześniej odrzucały tą drogę jak np. SDPRR zaczęły tworzyć własne drużyny bojowe i prowadzić działalność terrorystyczną.[58] Trzecim przykładem jest działalność komunistów w antyfaszystowskim ruchu oporu. We Włoszech i Francji, komuniści byli jedną z głównych sił antyfaszystowskich, a w Jugosławii wyzwolono kraj bez pomocy ZSRR. Gdyby nie zniszczenie KPP, to i Gwardia Ludowa była by najsilniejszą organizacją antyfaszystowską.
Na koniec przykład bezpośrednio związany z rewolucją kubańską – a więc masowy ruch protestu w 1968 r., którego jednym z patronów był Che Guevara. Zarówno w Europie Zachodniej jak i w Stanach Zjednoczonych na bazie antywojennego ruchu przeciw wojnie w Wietnamie powstały organizacje partyzantki miejskiej, z których najbardziej znane to zachodnioniemiecki RAF, włoskie Czerwone Brygady, grecki 17 listopad, belgijskie Walczące Komórki Komunistyczne (CCC), francuska Akcja Bezpośrednia, czy amerykańscy Meteorolodzy i afroamerykańskie Czarne Pantery. Wszystkie te organizacje inspirowały się hasłem Guevary tworzenia nowych Wietnamów – ognisk walki z imperializmem. Ale decydującym elementem o zejściu na drogę partyzantki miejskiej były państwowe represje wobec masowego ruchu protestu w roku 1968.
Wszędzie więc mamy następujący schemat – najpierw masowy ruch, później państwowe represje, które prowadzą do zmiany taktyki w kierunku walki zbrojnej. Stanowisko Guevary, że ognisko partyzanckie jest w stanie stworzyć sytuację rewolucyjną jest prawdziwe pod warunkiem, że istnieje odpowiedni klimat ideologiczny, którego stworzenie jest dużo bardziej skomplikowane od desantu garstki bojowników na wieś. Taktykę tą w ostatnich latach do perfekcji opanowali Amerykanie. W dwóch byłych republikach radzieckich, Ukrainie i Gruzji, które do tej pory były w orbicie wpływów rosyjskich, sfinansowano przewrót, który wprowadził te kraje w orbitę wpływów amerykańskich. Nie było by „pomarańczowej rewolucji”, gdyby wcześniej przez wiele miesięcy, albo i lat – Amerykanie różnymi kanałami nie finansowali pro zachodniej opozycji i jej mediów. Pretekstem do wyjścia na ulicę, było podanie informacji w prozachodniej (tzn. finansowanej przez Zachód) telewizji – informacji, że wybory wygrał Juszczenko. Następnie podano informacje o sfałszowaniu wyborów i wezwano do wyjścia ludzi na ulicę. Długotrwała i profesjonalna propaganda przyniosła oczekiwane rezultaty, których efekty są powszechnie znane. Zarówno walka zbrojna, jak i działalność propagandowa, nie są czynnikiem przypisanym tej czy innej opcji politycznej. Amerykanie docenili potęgę wojny partyzanckiej finansując afgańskich mudżahedinów do walki z ZSRR, czy Contras w Nikaragui do walki z rządem socjalistycznym. Rząd kubański w swojej strategii eksportu rewolucji niestety pominął ten ważny element – budowania ruchu masowego. Fidel Castro i Guevara, którzy przed rozpoczęciem rewolucji, jak i w jej trakcie, spierali się z innymi ugrupowaniami lewicowymi, które preferowały działalność pokojową, po dojściu do władzy, wspierali prawie wyłącznie tylko ruchy partyzanckie. Był to moim zdaniem zasadniczy błąd, który wynikał z nie zrozumienia kubańskiej lekcji. Partyzanci byli najważniejszym elementem opozycji antybatistowskiej – ale nie jedynym.
Na Kubie istniał odpowiedni klimat ideologiczny do działalności partyzanckiej, który tworzyły partie nie będące w partyzantce. To właśnie ten klimat spowodował, że Batista popełnił największy błąd swojego życia i pod wpływem masowego ruchu – wypuścił braci Castro z więzienia. Państwo jest silniejsze od partyzantów i jeśli będzie pozbawione hamulców – to bez trudu może ich zniszczyć. Tutaj właśnie potrzebny jest masowy ruch pokojowy, który nagłaśnia wszelkie przejawy łamania praw człowieka i powoduje, że państwo musi walczyć w sposób dużo bardziej cywilizowany – a przez to jest słabsze. Najskuteczniejszą bronią wobec organizacji działających w konspiracji są długotrwałe tortury, które powodują, że nawet najtwardsi rewolucjoniści miękną.
To czy rewolucjonista mięknie zależy nie tylko od jego psychicznego przygotowania –ale też od tego co się dzieje poza więzieniem. Jeśli wie, że pisze się o nim w gazetach, że ludzie wychodzą na ulicę w jego obronie, że stał się osobą publiczną, której nie można tak po prostu zabić – to czuje się pewniej i ma nadzieje, że jego walka ma sens – przez co stawia opór i zachowuje milczenie. Jeśli zaś tej nadziei jest pozbawiony to nie tylko ból fizyczny, ale poczucie klęski i bezsensu walki powoduje, że zaczyna sypać. Ruch masowy ma do wykonania bardzo ważne zadanie – tworzenie wolnej przestrzeni do działania. W tym sensie przydatne dla partyzantów są nie tylko organizacje skrajnej lewicy, ale też organizacje, które z lewicą nie mają nic wspólnego – jak obrońcy praw człowieka, czy nawet Kościół, który poważnie traktuje przykazanie „nie zabijaj”. Te różne siły przyczyniły się do uwolnienia Fidela z więzienia jak też patrzyły państwu na ręce podczas akcji wymierzonych w partyzantów.
Wojna partyzancka jest wojną psychologiczną. Fidel zdobył władzę, mimo, że armia z którą walczył dalej zachowała w pełni sprawność operacyjną. Była to jednak armia zdemoralizowana, która tak jak rosyjscy żołnierze podczas rewolucji lutowej – przeszła na stronę ludu. Skoro dla zwycięstwa rewolucji konieczne jest nie zniszczenie armii, ale spowodowanie by przeszła ona na stronę rewolucji – to konieczne do tego celu są nie tylko środki militarne, ale też działalność propagandowa. Kubańczycy zaś popadli w dogmatyzm i poprzez pomoc jedynie dla partyzantów – popadli w skrajny militaryzm, co było jedną z przyczyn klęski Guevary w Boliwii – i lud się nie przyłączył.
Guevara też w znacznie mniejszym stopniu od Fidela w Sierra Maestra – wykorzystywał burżuazyjne media. W czasie wojny rewolucyjnej Fidel wielokrotnie udzielał wywiadów, przez co był znany nie tylko na Kubie, ale i na całym świecie. Jeden z takich wywiadów opisał w swoich wspomnieniach Che Guevara, z których wynika, że Fidel świetnie rozumiał nowoczesną propagandę i bardzo wiele uwagi jej poświęcił.[59] Roli mediów w rewolucji, dużo uwagi poświęcił też ideolog partyzantki miejskiej Carlos Marighella w swoim: „Mini-podręcznik partyzanta miejskiego”
Wojna nerwów czy wojna psychologiczna jest agresywną technologią opartą na bezpośrednim lub pośrednim stosowaniu mass mediów i rozprzestrzenianiu słuchów w celu demoralizowania rządu. W wojnie psychologicznej rząd jest zawsze w niekorzystnej sytuacji, ponieważ narzuca cenzurę mediom i zajmuje pozycję obronną, nie dopuszczając, by przez jej filtr przedostało się cokolwiek przeciw niej. W tym punkcie wpada on w desperacje, wciąga się w wielkie sprzeczności i utratę prestiżu, i traci czas i energię w wyczerpującym wysiłku kontrolowania tego, co jest podatne na zerwanie w każdej chwili. Celem wojny nerwów jest wyprowadzanie w pole, rozsiewając kłamstwa wśród władz, w których każdy może uczestniczyć, przez to tworząc atmosferę nerwowości, nieufności, niebezpieczeństwa, niepewności i zaniepokojenia po stronie rządu.[60]
Partyzanci miejscy do perfekcji opanowali taktykę wykorzystywania burżuazyjnych mediów do walki z burżuazyjnym państwem. W społeczeństwie wolnorynkowym, media ze sobą wzajemnie rywalizują i ta gazeta lepiej się sprzedaje, która ma lepsze tematy. Organizacja rewolucyjna, która prowadzi działalność partyzancką, wzbudza wielkie społeczne zainteresowania i dlatego zawsze dziennikarze chętnie robili z nimi wywiady. Taki wywiad, powielony w gazecie wielkonakładowej i cytowany następnie w innych gazetach docierał do całego społeczeństwa, znacznie skuteczniej niż dokumenty wydawane własnym sumptem.
Wszystko to zostało nie docenione przez Kubańczyków i ponieważ nie mieli własnego ruchu masowego (albo raczej był on zbyt słaby), własnych mediów, to byli uzależnieni od miejscowych partii komunistycznych. Promoskiewscy komuniści wiedzieli, że Guevara jest na nich skazany i dlatego tym łatwiej go zdradzili. Gdyby obok starych partii działających w miastach istniała organizacja na tyle silna by nagłośnić partyzancką walkę – to wraz z rosnącym poparciem dla partyzantów, PCB – tak jak komuniści kubańscy musieliby poprzeć Guevarę. Patrząc na doświadczenia różnych ruchów rewolucyjnych, a zwłaszcza tych zwycięskich dochodzę do wniosku, że jednym z najważniejszych elementów decydujących o zwycięstwie jest korzystanie z szerokiego wachlarza różnych metod działania. Rewolucja kubańska nie była tylko dziełem bojowników z Sierra Maestra. W miastach też była prowadzona bardzo ważna walka – od działalności propagandowej, po partyzantkę miejską. No i w końcu najważniejszy czynnik – bezpośrednim powodem zwycięstwa, a więc obalenia Batisty był strajk generalny, który wzorem 1905 roku miał charakter polityczny. Słowa Guevary, że ognisko partyzanckie może stworzyć sytuację rewolucyjną, nie znaczą, że cały proces rewolucyjny jest dziełem tego ogniska. Teoretycy wojny partyzanckiej zresztą to rozumieli a Debray użył poetyckiej metafory, gdzie mały motor (foco) uruchamia duży motor (lud). Skoro więc zwycięstwo rewolucji jest dziełem wielu różnych czynników, dlaczego skupiono się tylko na jednym – może i najważniejszym – ale nie decydującym.
Rok po śmierci Che Guevary nastąpił niespotykany dotąd rozwój, niedocenianej przez Kubańczyków formy walki –partyzantki miejskiej. Co ciekawe rozwój partyzantki miejskiej w Brazylii, był przez jej inicjatorów traktowany jako tymczasowa forma walki, jako krok do budowy partyzantki na wsi.
Carlos Marighella rzucał hasło walki partyzanckiej na wsi, stając wszakże zarazem wobec problemu, w jaki sposób pokonać sprzeczność między zamysłem budowy strategicznych kolumn partyzanckich przyszłej armii wyzwolenia narodowego na terenach wiejskich a faktem, iż zasoby materialne i rewolucyjne kadry skupione są w miastach. Szansę rozwiązania tej sprzeczności on i jego towarzysze dostrzegli w taktycznych akcjach partyzantki miejskiej, od których miała się zacząć walka zbrojna po to, żeby mogła ona następnie rozwinąć się na wsi.[61]
Ale w silnie zurbanizowanym Urugwaju nie było już mowy o traktowaniu partyzantki miejskiej, jako pomostu i Tupamaros Paula Sendicia[62] kolejny raz zrewolucjonizowali dotychczasową taktykę rewolucjonistów. Po śmierci Guevary, w Argentynie, Urugwaju i Brazylii powstały bardzo silne ruchy partyzantki miejskiej, które nową taktyką nie tylko inspirowały Amerykę Łacińską, ale też rozwinięte kraje kapitalistyczne, które były silnie zurbanizowane. Dla radykalnej lewicy w Europie Zachodniej czy USA, Guevara mógł inspirować swoim poświęceniem dla rewolucji, ale nie jako drogowskaz mówiący, jak trzeba działać. Tymczasem guevaryzm w wersji urugwajskiej, który oznacza kurs na walkę zbrojną w miastach, silnie oddziaływał na rozwinięte kraje kapitalistyczne przez całe lata siedemdziesiąte tworząc tzw. „lewacki terroryzm”. O wpływie Guevary na Tupamaros świadczy chociażby fakt, że swoją największą akcję, zajęcie miasta Pando, przeprowadzili w drugą rocznicę jego śmierci, a swoją ulotkę zakończyli słowami: „Składamy dziś hołd wielkiemu Amerykaninowi, zamordowanemu przed dwoma laty w Boliwii, czynem dowodząc, że jego walka nie poszła na marne. Pando, 8 października 1969 r. W imieniu MLN Grupa Bojowa im. Che Guevary”[63]
Partyzantka miejska nie doprowadziła jednak nigdzie wtedy do zwycięstwa, gdyż jej inicjatorzy też popadli w dogmatyzm. Warto jednak zauważyć, że dwie zwycięskie rewolucje socjalistyczne, były przeprowadzone przez organizacje, które akceptowały tą formę walki, jako jedną z wielu skutecznych broni. Jest jednak zasadnicza różnica między „eksami”, które Stalin starał się robić po cichu bez zbędnego rozgłosu, a działalnością RAF, które podczas napadu na bank agitowała zakładników. Lenin trzeźwo podchodził do tej formy walki i wiedział, że o pewnych rzeczach lepiej nie mówić. Tym samym zdobywszy odpowiednie środki, mógł się skupić na pracy propagandowej, a do RAF została przypięta łatka terrorystów i złodziei, która coraz bardziej izolowała grupę, od społeczeństwa, powodując jej klęskę. Omawiając latynoamerykańskie partyzantki miejskie nie można pominąć jeszcze jednego tragicznego elementu – ogromnej represyjności państwa[64].
Podsumowując dotychczasowe rozważania, chciałbym przede wszystkim zauważyć, że w historii ruchu socjalistycznego, powielanie sprawdzonych gdzie indziej schematów nigdzie nie przyniosło oczekiwanego rezultatu – tzn. eksportu rewolucji. Z jednej strony, burżuazja wyciąga wnioski i nie popełnia dwa razy tych samych błędów, z drugiej zaś zwycięzcy rewolucjoniści, mając zbyt duże ambicje by kontrolować światowy ruch rewolucyjny powodują jego niezdolność do samodzielnego działania. Ze wszystkich ruchów partyzanckich w Ameryce Łacińskiej działających w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych na wsi i w mieście, które inspirowały się rewolucją kubańską i Che Guevarą zwyciężyli tylko sandiniści w Nikaragui, którzy działali niezależnie od władz w Hawanie.
„FSLN zwyciężył nie tylko nie próbując zastosować teorii E. Guevary czy R. Debraya, ale właśnie dlatego, że całkowicie odrzucił tezy sformułowane chociażby w „Rewolucji w rewolucji?”. Kluczem do zwycięstwa nie było ognisko powstańcze, ale utworzenie szerokiego frontu polityczno-wojskowego zdolnego do obalenia dyktatury. H. Ortega stwierdził: <<Połączyliśmy trzy sposoby walki: strajk, bunt i ofensywę militarną oraz osiągnęliśmy jedność wśród sandinistów, bez której trudno byłoby zwyciężyć bez tych trzech elementów (…) nie było by możliwe zwycięstwo rewolucji”[65]
Nie chodzi mi tutaj o prymitywne anarchistyczne dogmaty, że rewolucjonista gdy zwycięży, staje się przeciwnikiem rewolucji, lecz o zrozumienie dialektycznej zależności, między obaleniem kapitalizmu w jednym kraju, która powoduje większą czujność pozostałych państw burżuazyjnych. Zarówno Lenin, jak i Fidel zanim zwyciężyli byli traktowani z przymrużeniem oka – jako niegroźni szaleńcy. Kiedy jednak doszli do władzy, to ich zwolennicy w innych krajach byli już w sytuacji znacznie gorszej. Che Guevara doskonale zrozumiał logikę wojny klasowej: „Wojnę należy prowadzić tam, gdzie prowadzi ją wróg - w jego domach i lokalach rozrywkowych, uczynić ją totalną. Należy sprawić, aby poza swoimi koszarami, a nawet w ich obrębie nie miał ani chwili wytchnienia, ani chwili spokoju, atakować go gdziekolwiek się znajdzie, zmusić, aby czuł się wszędzie jak osaczony drapieżnik. Jego morale zacznie wówczas upadać. Stanie się jeszcze bardziej bestialski, ale pojawią się u niego oznaki rozkładu”. Zwycięstwo jednej rewolucji powoduje, że burżuazja w innych krajach staje się jeszcze bardziej bestialska. Nie musimy daleko szukać – wystarczy spojrzeć na politykę polskich władz wobec KPP. Władysław Gomułka, który był raczej szeregowym członkiem, opisuje w swoich wspomnieniach[66], aresztowania i pobyt w wielu polskich więzieniach, tylko dlatego, że był działaczem KPP. Za sam kolportaż wydawnictw KPP groził areszt, a nawet więzienie, a za przynależność do KPP obóz koncentracyjny w Berezie Kartuskiej.
W trockistowskiej analizie faszyzm jest często określany brutalną formą panowania burżuazji, który jest spowodowany strachem klas panujących przed wzmożoną aktywnością klas wyzyskiwanych. Represje wobec KPP w przedwojennej Polsce, obozy koncentracyjne w III Rzeszy czy „zniknięci” w Ameryce Łacińskiej, mają ten sam antykomunistyczny korzeń. Skompromitowane w czasach wielkiej kolektywizacji hasło Stalina, że wraz z umacnianiem się socjalizmu, zaostrza się walka klasowa, jest moim zdaniem aktualne w sensie międzynarodowym. Dlatego też rewolucjoniści, którzy poważnie traktują marksizm, nie mogą zapominać, że cała historia ludzkości, była historią walki klas i dopóki gdziekolwiek na świecie istnieje podział klasowy – dopóty ta walka będzie trwać, a to powoduje, że raz zaczętą walkę trzeba prowadzić aż do zwycięskiego końca. Zrozumiał to Ernesto Guevara i zrezygnował z bezpiecznego życia na Kubie, na rzecz walki rewolucyjnej w innych krajach. To właśnie ten osobisty przykład był decydującym czynnikiem wielkiego zainteresowania tą postacią, choć jak pisze Z.M. Kowalewski Guevara był też marksistowskim teoretykiem, o czym mało kto wie.
„Na ogół uważa się Che Guevarę za jednego z najsłynniejszych współczesnych praktyków i teoretyków wyzwoleńczej walki partyzanckiej w trzecim świecie. Dzięki opublikowaniu w Polsce jego podręcznika wojny partyzanckiej oraz dziennika kampanii boliwijskiej, także i u nas utożsamia się go z tym -właśnie aspektem działalności. Niewiele natomiast wiadomo w Polsce o Guevarze jako przywódcy i teoretyku procesu budowy socjalizmu na Kubie. W publicystyce często przypisuje mu się poglądy utopijno-socjalistyczne i idealistyczno-romantyczne, wiedza zaś o nich pochodzi z drugiej czy trzeciej ręki, a nie z rzetelnej analizy czy choćby w jakimś stopniu systematycznej lektury jego prac. Obecnie nie tylko w Ameryce Łacińskiej, ale i daleko poza jej granicami myśl społeczna Ernesto Guevary trafia na coraz liczniejsze warsztaty badawcze i na forum dysput ideowych. Traktowana jest ona - zgodnie z intencjami samego Guevary, internacjonalisty w czynie i myśli - jako wkład do debaty wykraczającej daleko poza ramy społeczeństwa kubańskiego i problemów rewolucji kubańskiej, jako wkład do debaty o kształcie i drogach rozwoju socjalizmu.”[67]
Choć od napisania tych słów minęło już ponad 30 lat, to niestety do dzisiaj tekstów Guevary dostępnych po polsku jest bardzo nie wiele. Na koniec tych rozważań, chciałbym odpowiedzieć na pytanie, kto to jest rewolucjonista. Czy poznanie rewolucyjnej teorii i utożsamianie się z nią – czyni już z człowieka rewolucjonistę? Czy marksistowski teoretyk, który na gruncie praktycznym ogranicza się do działalności wewnątrz systemowej może być określany tym zaszczytnym terminem? Czy „bycie rewolucjonistą” to cecha wieczna, czy też można ją nabyć i wraz z utratą radykalizmu można ją stracić? Czy najlepszy rewolucjonista musi być zarazem najlepszym teoretykiem? Historia ruchu socjalistycznego pokazuje, że nie zawsze najmądrzejsi są równocześnie najbardziej ideowi. Teoretyk marksistowski, który robi karierę akademicką, często nie jest już w stanie, zerwać ze swoim otoczeniem i tak jak Che Guevara walczyć z kapitalizmem z bronią w ręku. To samo dotyczy działaczy socjalistycznych, którzy trafili do parlamentu i dawny rewolucyjny radykalizm zastępują ewolucyjnym reformizmem.
Ja jestem zwolennikiem raczej wąskiej definicji tego słowa i nie każdy socjalista, staje się od razu rewolucjonistą. Sergiej Nieczajew zaczął swój słynny „Katechizm rewolucjonisty” od słów: „Rewolucjonista – to człowiek stracony. Nie ma własnych interesów, spraw, uczuć, przywiązania, własności, nawet nazwiska. Cały jest pochłonięty jedyną i wyłączną sprawą, jedyną myślą, jedyną namiętnością – rewolucją.”[68] Guevara wyjeżdżając, świadomie zrezygnował z rodzinnego szczęścia i innych przyjemności, był więc rewolucjonistą do końca życia. Nie można tego samego niestety powiedzieć o Fidelu, jak i innych przywódcach Bloku Wschodniego. Trudno jednak dokładnie ocenić, kiedy Fidel stracił swój radykalizm, gdyż jeszcze w latach osiemdziesiątych Kuba wspierała partyzantkę w Salwadorze. Sytuacja międzynarodowa Kuby, hamuje spadek radykalizmu Fidela gdyż w przypadku amerykańskiej inwazji – to właśnie międzynarodowa lewica będzie bronić Kuby i dlatego nie może z nią stracić kontaktu.
Esencją marksizmu jest dla mnie walka klas i każdy marksista, który zapomina, że marksizm jest przede wszystkim ideologią walki, nie jest rewolucjonistą. Tak jak musiały upaść społeczeństwa niewolnicze i feudalne, tak musi upaść kapitalizm i na tym polu nie ma mowy o żadnych kompromisach. Guevara to zrozumiał, i nawet po zwycięstwie na Kubie, nie mógł złożyć broni, gdyż rewolucjonista to postać tragiczna – dopóki istnieje kapitalizm – wszędzie i zawsze trzeba z nim walczyć. Następnym etapem była rewolucja na kontynencie latynoamerykańskim i nawet zdrada promoskiewskiej partii komunistycznej, nie wpłynęła na zmianę jego postawy. Tak jak Spartanie Leonidasa pod Termopilami – tak Guevara w Boliwii wolał umrzeć w walce niż się wycofać.
Refleksje nad kultem Che Guevary
Historyk skupiający się na zajmowaniu przeszłością ma utrudnione zadanie, gdy chce opisać zjawisko, które cały czas trwa. Pierwszą przeszkodą przy analizie międzynarodowego fenomenu Ernesto Guevary, jest niemożność wykorzystania wszystkich źródeł, które są zbyt rozproszone, a co gorsza pisane we wszystkich chyba językach świata. Może kiedyś jakiś badacz podejmie się trudnego zadania z pogranicza historii i socjologii i będzie starał się wszystko policzyć. Tu też jednak natrafi na zasadniczy problem – jakie kryterium przyjąć za podstawę. Jako, że kult Guevary jest mocno skomercjalizowany – a przez to gdzieś na pewno zaksięgowano ilość sprzedanych gadżetów, to wydaje się, że za podstawę powinno się przyjąć kryterium ilościowe. Co jednak zrobić z działaczem politycznym, który był przede wszystkim ideologiem ubogich? Chcemy tego czy nie, emblematy z Guevarą nie należą do dóbr pierwszej potrzeby i są one typowym towarem konsumpcyjnym, a na tym rynku uprzywilejowane są kraje wysoko rozwinięte – zwłaszcza klasa średnia i burżuazja. Analizując światowy rynek odzieżowy, w którym na skutek przenoszenia produkcji do krajów o najtańszej sile roboczej, coraz większy udział w produkcji odgrywają specjalne strefy ekonomiczne w krajach Trzeciego Świata, badacz mógłby dojść do groteskowego wniosku, że koszulki produkowane przez azjatyckie dzieci nosi przede wszystkim bogata młodzież z krajów najbardziej rozwiniętych. Można by oczywiście zawęzić „Che-biznes” wyłącznie do gadżetów politycznych, gdyż noszenie flagi z Guevarą na demonstracji – znacznie bardziej do czegoś zobowiązuje – niż np. zapalniczka. Ale i w tym wypadku kraje bogate będą uprzywilejowane.
Guevara jako rewolucjonista jest inspiracją dla ludzi, którzy potrafią się wykazać oddolną inicjatywą, która nie będzie nigdzie zaksięgowana. Transparent jak i koszulkę można wykonać samemu i będzie to nie tylko protest przeciwko systemowi, z którym Guevara walczył, ale będzie to też manifestacja przeciwko powszechnej komercjalizacji. Emblemat wykonany samemu, ma charakter znacznie bardziej buntowniczy niż ten produkowany seryjnie i dostępny w każdym sklepie odzieżowym.
Kolejnym problemem jest zróżnicowanie samych emblematów pod względem przekazu politycznego. Z moich obserwacji wynika, że istnieje zależność odwrotnie proporcjonalna pomiędzy radykalizmem politycznego przekazu a dostępnością towaru. Im na towarze jest więcej haseł, więcej rewolucyjnych symboli, wizerunków Guevary z innymi rewolucjonistami – tym towar ten jest słabiej dostępny. Ale budowanie hipotez na takiej obserwacji –zwłaszcza za kilka lat też może być dość ryzykowne. Renesans zainteresowania Guevarą w połowie lat dziewięćdziesiątych był odpowiedzią na propagandowe triumfy „śmierci komunizmu”. To właśnie wtedy swoją cieniutką książeczkę o końcu historii opublikował związany z Białym Domem Francis Fukuyama, i mimo błędów merytorycznych na prawie każdej stronie, dostał za swoje dzieło katedrę profesorską, gdyż wbił się w odpowiedni kontekst propagandowy.[69] Ta sama koszulka, która 10 lat temu była wyrazem wielkiego buntu, dziś już tym symbolem nie jest. Jeśli wtedy wystarczył wizerunek i ewentualnie hasło: „Hasta la victoria siempre!” to dziś już symbolem buntu są koszulki o znacznie bardziej rozbudowanym przekazie politycznym. Ale kluczowe dla gospodarki kapitalistycznej prawo podaży i popytu może spowodować, że za kilka lat rynek zostanie zalany także emblematami z przesłaniem rewolucyjnym.
W tych wstępnych rozważaniach chciałem wskazać na problemy jak pojawiają się przy opisywaniu zjawiska, o którym wszyscy wiedzą, że istnieje, ale zdefiniowanie tego z czym mamy do czynienia nie jest już takie proste. Zacznijmy jednak od początku, od momentu kiedy Guevara wszedł na scenę polityczną. Nie będziemy analizować całej jego biografii gdyż ani podróż motorem wokół Ameryki Łacińskiej, ani przypadkowa walka w Gwatemali sławy mu nie przyniosły. O Guevarze usłyszano dopiero jako o partyzancie z Sierra Maestra. Usłyszano dosłownie za pośrednictwem rewolucyjnego radia, w którym nie raz prowadził audycję.[70] Każdy ruch polityczny, a zwłaszcza ruch rewolucyjny tworzy własnych bohaterów. Guevara jako cudzoziemiec, marksista i komendant wojskowy, który zdobył Santa Clarę już samym swoim istnieniem wywoływał powszechne zainteresowanie. Z punktu widzenia małej karaibskiej wyspy było to coś wyjątkowego, ale dlaczego Guevara stał się znany na całym świecie? Przecież byli inni rewolucjoniści, bardziej zasłużeni, których sława ma wyłącznie charakter lokalny. Świadoma polityka propagandowa władz kubańskich nie odbiega specjalnie od światowych standardów, w dodatku w centrum politycznego zainteresowania na wyspie zawsze był Fidel. Guevary nie wypromował też Blok Wschodni, który był przez niego wielokrotnie krytykowany za wprowadzanie kapitalistycznych mechanizmów gospodarczych jak i za brak rewolucyjnej polityki zagranicznej. Wydaje mi się, że czynnikiem który spowodował, że Guevara wybił się na pierwsze miejsce z pozostałych wielkich rewolucjonistów było to, że Kuba była najbliżej Stanów Zjednoczonych, państwa o największym przemyśle medialnym na świecie.
Interesujący jest tu zwłaszcza okres między obaleniem Batisty w 1959 r. a ogłoszeniem socjalistycznego charakteru rewolucji w 1961 r. Za wszystko co złe w ciągle pogarszających się relacjach kubańsko-amerykańskich oskarżano „sowieckich agentów” otaczających Fidela, a ich przywódcę Amerykanie widzieli w Guevarzę, a dzięki jego postawie powstał mechanizm wzajemnie się napędzający przez najbliższe kilka lat. Każde jego działanie – czy to na polu gospodarczym gdzie uderzał w amerykańskie korporacje, czy na polu militarno politycznym gdzie wzywał do międzynarodowej walki rewolucyjnej z imperializmem powodował histeryczną reakcje w amerykańskich mediach. Dodajmy do tego, że ta kampania propagandowa w prasie amerykańskiej miała konkretny cel: usprawiedliwienie ewentualnej interwencji wojskowej na Kubie. Amerykanie szukali powodów, a Guevara im ich dostarczał. A im bardziej się nim zajmowali, tym jego głos na polu międzynarodowym coraz więcej znaczył. Im więcej nienawiści wzbudzał Guevara w Amerykanach tym większą sympatię i ciekawość wzbudzał on wśród przeciwników imperializmu. „Człowiek, którego tak bardzo nienawidzą musi być wielkim rewolucjonistą”. Tym za co Guevara stał się sławny – był konsekwentny antyimperializm. Na płaszczyźnie teoretycznej w tej dziedzinie nie był pierwszy. Im więcej poznaje się tekstów samego Che i porównuje je z innymi klasykami tym więcej widzę podobieństw. Nie znaczy to, że Guevara nie był oryginalnym myślicielem, ale to nie rozważania o nowym socjalistycznym człowieku przerażały Amerykanów – tylko wezwanie do budowy nowych Wietnamów –jako nowych ognisk walki z imperializmem. Guevara podporządkował rewolucyjną teorię rewolucyjnej praktyce i przez to nie zdążył usystematyzować swojego systemu teoretycznego na poziomie, na jakim zrobił to wieloletni bywalec londyńskich bibliotek Karol Marks. Z drugiej jednak strony liczne rozproszone źródła wskazują na jego wielką oryginalność i twórczość. Publikowanie kolejnych jego notatek przypomina trochę słynne Tezy o Feuerbachu Marksa, które cechowały się wielką innowacyjnością i poprzedziły bardziej usystematyzowane prace.
Klimat jaki stworzył się wokół Guevary miał zarówno pozytywny jak i negatywny wpływ na działalność teoretyczną. Świadomość tego, że każde jego słowo – czy to w formie artykułu, przemówienia, wywiadu czy zwykłej rozmowy z niezwykłymi ludźmi, na pewno trafi do milionów sprzyjała teoretycznym poszukiwaniom. W wyniku sławy jaką zdobył, stał się punktem odniesienia dla rewolucjonistów na całym świecie, którzy przyjeżdżali na Kubę i do których przyjeżdżał w czasie licznych podróży zagranicznych. Wszystkie fakty jakie zdobył w ciągu tych niekończących się całonocnych dyskusji rozpierały go od wewnątrz i nawet nie miał czasu by je na spokojnie przemyśleć i usystematyzować. Analizując twórczość Guevary uderza nas przede wszystkim wielość dziedzin jakimi się interesował. Funkcja polityczna jaką zajmował powodowała, że nie mógł być specjalistą z jednej wąskiej dziedziny, lecz musiał mieć wyrobione zdanie na każdą poruszaną kwestię. Jako cudzoziemiec wielokrotnie twierdzący, że Kuba jest jedynie przystankiem przed następną kampanią rewolucyjną mógł znacznie więcej powiedzieć niż przywódca, kierujący się dobrem kraju którym rządzi.
Guevaryzm to dla mnie przede wszystkim strategia anty imperialistycznej walki partyzanckiej przeradzającej się w rewolucję socjalistyczną. Początek walki ma początek na wsi, czy mówiąc precyzyjniej na obszarze poza miejskim (a więc trudno dostępne miejsca takie jak góry i lasy), która wraz z rozwojem przekształca się w wojnę ludową, zakończoną zdobyciem miast przez rewolucyjną armię, wspieraną przez organizacje miejskie (związki zawodowe, lewicowe i komunistyczne partie). Do tego mniej więcej sprowadza się Wojna Partyzancka, czyli podręcznik dla innych partyzantów napisany w 1960 r. Ale tak jak Kuba nie była pierwszym państwem, gdzie partyzantka zdobyła władzę i wprowadziła przemiany socjalistyczne, tak analizowanie doświadczeń kubańskich, ma wiele cech wspólnych z wcześniejszymi tekstami Mao Tse Tunga i innych rewolucjonistów chińskich. Zresztą poszukując źródła chłopskiej partyzantki o lewicowym przesłaniu społecznym musielibyśmy się cofnąć jeszcze bardziej wstecz w tym do kilku przykładów luźno związanych z historią Polski. Mamy więc opisywaną przez Engelsa wojną chłopską pod kierownictwem Tomasza Munzera (którego Engels nazwał pierwszym niemieckim komunistą) i jej echa w Prusach Książęcych podporządkowanych królowi Polski.[71] W tym kontekście należało by wymienić wiele innych ruchów chłopskich z epoki przed przemysłowej i jest to już oddzielnie zagadnienie. Zresztą to co najbardziej jest heroicznego w Guevarze –to nie sam fakt, że był partyzantem – ale to, że poświęcił się i zerwał ze swoim mieszczańskim środowiskiem by walczyć dla innych. To właśnie przyjście z miasta wyedukowanej awangardy rewolucyjnej stworzyło z buntowników chłopskich rewolucyjną armię walczącą z kapitalizmem. Najbardziej znanym przykładem pójścia w lud – już w epoce industrialnej (no raczej raczkującego przemysłu) jest studencki ruch rosyjski w latach siedemdziesiątych XIX w. Wątki polskie przewijają się tutaj na dwóch płaszczyznach – z jednej strony socjalistyczni studenci polscy na uczelniach rosyjskich razem z kolegami Rosjanami chodzili na wieś rosyjską, z drugiej strony cześć z nich wróciła na ziemie polskie (a raczej precyzyjniej mówiąc przyjechała, bo nigdy wcześniej tam nie mieszkała) jak np. Filipina Płaskowicka, która jako wiejska nauczycielka starała się szerzyć myśl socjalistyczną wśród chłopów.[72] Pokłosiem tego ruchu były radykalne wystąpienia na wsi w czasie rosyjskich rewolucji 1905 i 1917 r. Działalność wiejskich bojówek Polskiej Partii Socjalistycznej, czy eserowców –maksymalistów ma wiele wspólnego na poziomie militarnym z partyzantką z Sierra Maestra w jej początkowej fazie. Łączy je też pochodzenie społeczne socjalistów wywodzących się z miast. Ostatnim przykładem, który warto tu wspomnieć są próby wywołania wojny partyzanckiej przez KPZU i KPZB na wschodnich ziemiach II Rzeczpospolitej.
Ale wszystkie wymienione wyżej przykłady poniosły klęskę i dopiero II Wojna Światowa diametralnie zmieniła stosunek komunistów do chłopskiej partyzantki. Dojście do władzy komunistycznych partyzantów w Bloku Wschodnim, ze szczególnym uwzględnieniem Jugosławii, gdzie partyzanci Tito zdobyli władzę przy minimalnej pomocy ZSRR musiał zmienić i zmienił stosunek komunistów na świecie do tej formy walki rewolucyjnej. Zmienił się też stosunek do komunistów chińskich, którzy choć mieli partyzantkę już w latach trzydziestych to zwyciężyli dopiero w 1949 r. Ale właśnie na tle II Wojny Światowej możemy odkryć wyjątkowość „guevaryzmu” czy też „castryzmu”. Bo zarówno w krajach europejskich (Jugosławia, Polska, inne kraje RWPG, a także Włochy i Francja) jak i w krajach azjatyckich (Chiny, Wietnam, Korea Płn.) komuniści tworzyli ruch partyzancki do walki z okupantem. Analizując przykład II Wojny Światowej, skrajny cynik mógłby powiedzieć, że komuniści cieszą się z wybuchu wojny, bo tylko wtedy mogą dojść do władzy. A partyzantka w Sierra Maestra miała charakter wyjątkowy bo wybuchła od początku do końca jako wojna domowa. I mimo silnego akcentu anty imperialistycznego i przedstawiania Batisty jako marionetki USA, nie zmienia to faktu, że po obu stronach walczyli Kubańczycy. Tym też należy tłumaczyć wyjątkowo łagodne traktowanie jeńców przez Ruch 26 Lipca (M26J) i przyłączanie się części z nich do partyzantki. Jeśli Castro/Guevara wnieśli coś do międzynarodowej myśli rewolucyjnej to pomysł na stworzenie partyzantki do walki z rodzimą burżuazją.
Ale to odkrycie to moim zdaniem zdecydowanie za mało do doszukiwania się w castryzmie/guevaryzmie jakiegoś nowego ruchu. Ruchy partyzanckie, które powstały na świecie w latach sześćdziesiątych, zarówno te inspirowane przez Hawanę jak i te inspirowane przez Pekin powstawały w celu walki z rodzimą burżuazją. Jeśli jedni partyzanci określali się jako castryści a inni jako maoiści to chyba najważniejszym kryterium było to – kto udziela tym ruchom największej pomocy. Ruchy partyzanckie inspirowane przez Hawanę, były podporządkowane kubańskiej polityce zagranicznej, a ta musiała lawirować między dwoma rywalizującymi mocarstwami socjalistycznymi. Analizując niektóre wypowiedzi Mao i niektóre wypowiedzi Che – możemy dojść do wniosku, że ta dwójka rywalizowała ze sobą o miano największego rewolucyjnego radykała na świecie. Jeden i drugi nie bał się nowej atomowej wojny światowej, w której mogłyby zginąć miliony ludzi – jeśli udało by się zrealizować główny cel – obalenie kapitalistycznych stosunków produkcji na całym świecie. Jednak wypowiedzi Guevary nie można utożsamiać z kubańską polityką zagraniczną, która była uzależniona gospodarczo od ZSRR i przez to znacznie mniej radykalna niż samowystarczalni Chińczycy. Na podstawie przeczytanej literatury zaryzykowałbym tezę, że w trzech trzecioświatowych kontynentach (Afryka, Azja, Ameryka Łacińska) stosunek sił wyglądał mniej więcej tak: Azja to całkowita dominacja maoizmu, w Afryce jest równowaga, a w Ameryce Łacińskiej dominuje castryzm – ale nie całkowicie. Jeśli nie istniały w Azji ruchy partyzanckie finansowane przez Hawanę, to w Ameryce Łacińskiej istniały partyzanckie ruchy maoistowskie. Dopóki jednak żył Guevara hegemonia polityczna Kuby była niezagrożona czego dowodem jest podporządkowanie się polityczne Moisesa Rodrigueza Guevary[73] z prochińskiej komunistycznej partii boliwijskiej Ernesto Guevarze.
Wracając do tytułu pracy należałoby skonstatować, że w długiej historii ludzkości chyba wszyscy rządzący legitymizowali swoją władzę kultem wielkich poprzedników politycznych. Na kulcie świętych opierają się też wielkie religie, w końcu filarem chrześcijaństwa jest męczeństwo Chrystusa. I tutaj pojawia się problem natury teoretycznej – czy ruch polityczny, który neguje dotychczasową historię, który zakłada równość wszystkich ludzi, który w końcu bazuje na materialistycznym postrzeganiu świata, może budować kult rewolucyjnych świętych. Na szczęście dla Fidela, szlaki na tym polu były już od dawna przetarte, przez walczący ruch robotniczy, który z ofiar walk klasowych tworzył męczenników i chronił ich pamięć przed zapomnieniem. Socjaliści nie działali w próżni, tylko w społeczeństwach mocno religijnych, gdzie kult świętych był czymś naturalnym. A, że żaden klasyk nie opracował szczegółowego katechizmu jak należy traktować zmarłych socjalistów, to inicjatywę przejmowały zabobonne doły partyjne. Warto też zwrócić uwagę na fakt, że w społeczeństwach gdzie religia jest oficjalnie popierana przez władzę, kościół cieszy się dość sporą autonomią swobody, której brakuje w życiu politycznym. Jeśli demonstracja socjalistów pod czerwonymi sztandarami była zabroniona i rozganiana przez policję, to procesja pogrzebowa tych samych socjalistów z czerwonymi kwiatami i wieńcami była już tolerowana.[74]
Z tym samym zjawiskiem, tylko na o wiele większą skalę mieliśmy do czynienia od samego początku istnienia Związku Radzieckiego. Od samego początku mieliśmy więc oddawanie czci wybitnym rewolucjonistom z przeszłości – w postaci stawiania pomników i zmianami nazw ulic. Od samego początku oddawano cześć poległym bolszewikom na frontach wojny domowej. Trocki, który kult jednostki w ZSRR widzi dopiero po śmierci Lenina, i dojściu Stalina do władzy ma rację tylko częściowo. Moim zdaniem różnica jaka zaszła po śmierci Lenina nie polegała na tym, że wcześniej nie oddawano czci zmarłym, ale na tym, że zmasowany kult Lenina przytłoczył wszystkich pozostałych. Doszukując się analogii w chrześcijaństwie można by porównać ten proces do chrystianizacji państw pogańskich. Zarówno w Cesarstwie Rzymskim, jak i w państwach chrystianizowanych później, funkcjonowało wielu bogów państwowych i setki bożków o charakterze lokalnym. Uznanie chrześcijaństwa za religię panującą, likwidowało dotychczasowy anarchiczny pluralizm i wprowadzało porządek, na którego straży stali kapłani mający monopol na interpretacje biografii świętego.
I tutaj dochodzimy do sedna problemu. Do tej pory pisząc o kulcie Guevary skupiałem się wyłącznie na pasywnej większości wiernych, pomijając mniejszość, która ten kult kreowała. W biografiach Castro często podkreśla się fakt, że zarówno Fidel jak i Stalin pobierali nauki u duchownych a czytanie żywotów świętych i ascetyczna atmosfera miała wpłynąć na późniejszą postawę polityczną. Coś na pewno jest na rzeczy, ale różnice w potencjale ZSRR i Kuby powodowały, że Fidel nigdy nie był by w stanie posunąć się tak daleko jak zrobił to Stalin. Jeśli porównać ZSRR do kościoła katolickiego, a genseka do nie omylnego papieża, to Fidel byłby co najwyżej prorokiem małej protestanckiej sekty. Jeśli papież wielkiego kościoła dla zrealizowania swoich celów może sięgnąć po argument siły, to prorokowi małej protestanckiej sekty pozostaje wyłącznie siła argumentów. Kult Lenina w latach trzydziestych na świecie ograniczał się do ZSRR, sekcji Kominternu i niezależnych od Moskwy antystalinowskich komunistów. Jest to zjawisko jakościowo różne od obecnego kultu Guevary na świecie, który jest bardzo zróżnicowany i zaangażowało się w niego wiele różnych wzajemnie się zwalczających środowisk. Z punktu widzenia religijnego zwierzchnika, który w wiernych chce widzieć nie tylko wspólnotę duchową, ale także wspólnotę polityczną, scentralizowany kult Lenina jest bardziej przydatny. Różnica między kultem Lenina a kultem Guevary wynikała też z innych celów politycznych jakie sobie stawiali Stalin i Fidel. Stalin rządził w największym kraju na świecie i widząc ciągły rozwój gospodarczy czekał aż ZSRR stanie się światową potęgą i zbuduje socjalizm na 1/6 świata. Fidel ciągle zagrożony przez amerykańską interwencję nie mógł czekać i zaangażowanie międzynarodowe Kuby w tworzenie „nowych Wietnamów” oddalało groźbę amerykańskiej interwencji. Stalin skupiony na budowaniu socjalizmu przedstawiał się jako najwierniejszy uczeń Lenina, twórcy państwa radzieckiego, którego on jest naturalnym kontynuatorem. Fidel zainteresowany w eksporcie rewolucji eksponował przede wszystkim internacjonalizm Guevary i jego rewolucyjną walkę. Ale Guevara jako Argentyńczyk, mający politycznych przyjaciół na wszystkich kontynentach, był w znacznie mniejszym stopniu „własnością Fidela” niż Lenin stał się „własnością Stalina”. O ile w ZSRR w latach trzydziestych całą biografię Lenina włącznie z dzieciństwem wtłoczono w jedną propagandową całość, przekształcając miejsca związane z dzieciństwem Lenina w muzea, to analogiczne postępowanie władz kubańskich było po prostu nie możliwe, gdyż były to tereny należące do innego i do tego wrogiego Kubie państwa. Mając władzę absolutną Stalin nie tylko mógł rozwinąć kult Lenina do niebotycznych rozmiarów, ale w dodatku mógł swoją władzę wykorzystać do modyfikowania jego biografii. Władze radzieckie, które wnosiły wiele pracy twórczej w rozwój tego kultu (wydawanie dzieł, stawianie pomników, nazewnictwo miast i ulic itd.) poprzez ingerencję w treść dopuszczały się cenzury. Nie było miejsca na oddolną inicjatywę i mogło to odrzucać potencjalnych leninistów nie mieszkających w Związku Radzieckim. Pod tym względem zaangażowanie kubańskie w kult Guevary ma charakter znacznie bardziej twórczy i mniej dogmatyczny. Kubańczycy wydają dzieła Guevary, produkują koszulki i wiele innych gadżetów i wyraźnie sympatyzują z ruchem alterglobalistycznym – ale sympatia nie oznacza jego biurokratycznej kontroli.
Wydaje mi się, że pierwsze lata nowego tysiąclecia wykazały skuteczność tej taktyki. Po regresie lat dziewięćdziesiątych spowodowanych kryzysem gospodarczym, który był konsekwencją kontrrewolucji w Bloku Wschodnim, Kuba znowu przystępuje do ofensywy w polityce zagranicznej. Nie bez znaczenia jest tutaj sojusz z prezydentem Republiki Boliwariańskiej (Wenezueli) Hugo Chavezem. Ewolucja Chaveza, który jako młody żołnierz walczył z komunistycznymi partyzantami prokubańskimi, a później stał się „uczniem Fidela” jest wielkim sukcesem propagandowym Kuby. Przykładem może być uruchomienie latynoamerykańskiej telewizji TELESUR, która ma być alternatywą dla amerykańskiej CNN. Polacy wychowani na jednostronnym antykubańskim przekazie burżuazyjnych mediów nie są w stanie zrozumieć wielkiego autorytetu jakim Fidel Castro cieszy się w Ameryce Łacińskiej, zwłaszcza wśród warstw plebejskich. Tutaj pojawia się kolejny problem o zależność między kultem Fidela a kultem Guevary.
Kult Guevary ma charakter międzynarodowy i „Che-gadżety” noszą osoby, które wzajemnie się nienawidzą (pod względem politycznym). Moim zdaniem w krajach wysokorozwiniętego kapitalizmu jest wyraźna tendencja do rozdzielania, a nawet przeciwstawiania sobie tych dwóch postaci. Socjaldemokratyczna młodzież wychowana na dyrdymałkach o demokracji i prawach człowieka (o które przypadkowo walczy się tylko w tych krajach, które są na celowniku Stanów Zjednoczonych) łączy kult Guevary z nienawiścią do Fidela. Podobne stanowisko zajmuje brytyjska Socjalistyczna Partia Robotnicza wywodząca się z ruchu trockistowskiego, która bazuje na teorii swojego nieżyjącego już lidera Tony’ego Cliffa o państwowym kapitalizmie w ZSRR (i państwach sojuszniczych). Zgodnie z tą teorią kraje Bloku Wschodniego były wyłącznie inną formą kapitalizmu, gdzie klasą wyzyskującą była biurokracja. Ale masowość kultu Guevary spowodowała schizofreniczną sytuację, gdzie organizacja twierdzącą, że na Kubie jest państwowy kapitalizm produkuje koszulki rewolucyjnego przywódcy, który przez kilka lat zajmował kluczowe dla gospodarki stanowiska państwowe i był najbardziej odpowiedzialny za ekonomiczne przekształcenia na wyspie. Cliffowcy (choć to stanowisko jest podobne dla wielu innych ruchów politycznych) prezentując kilkunastoletnią biografię polityczną Guevary skupiają się na jego zaangażowaniu w walkę zbrojną (Gwatemala, Kuba, Kongo, Boliwia) delikatnie przemilczając lata 1959-1965, w czasie których Guevara był, używając ich języka: kubańskim biurokratą.
Krytykują Kubę za „brak demokracji”, tak jak by jedyną formą demokracji był burżuazyjny parlamentaryzm na wzór amerykański, gdzie od ponad 200 lat, rządzą naprzemiennie dwie partie, które w sprawach zasadniczych niczym się od siebie nie różnią. Krytykują też za „brak swobód obywatelskich” dla osób, które jawnie wzywają najpotężniejsze państwo na świecie do interwencji wojskowej przeciwko własnym rodakom. Rozdmuchując konflikt między Fidelem a Guevarą próbują przedstawić kampanię kongijską i boliwijską jako „prywatną inicjatywę” Che. Tak jak by możliwe było stworzenie nie tylko nowego ogniska partyzanckiego, ale wywołanie rewolucji kontynentalnej bez logistycznej pomocy Kuby. Przemilczają fakt, że bez Kubańczyków, kubańskiego szkolenia wojskowego, broni zdobytej za pieniądze kubańskie, w końcu zaangażowania kubańskich służb specjalnych w przetransportowaniu partyzantów, nic by nie mogło powstać. Bazując na propagandowych formułkach o Fidelu jako znienawidzonym przez naród dyktatorze, który trzyma się u władzy tylko i wyłącznie dzięki potężnej bezpiece, wygłaszają referaty o Guevarze i kampanii boliwijskiej, zapominając, że to właśnie kubańska bezpieka przygotowała ją logistycznie.
Od śmierci Guevary minęło prawie 40 lat i należało by spojrzeć na ewolucje jego kultu w tym czasie. Moim zdaniem można by wyróżnić następujące etapy. Pierwszy zaczyna się 8-9 października 1967 r. i trwa do końca lat siedemdziesiątych, którego symbolicznym końcem jest wojna w Afganistanie. Wtedy to Kuba będąca nieoficjalnym rzecznikiem Trzeciego Świata na forum międzynarodowym, wiele straciła ze swojej atrakcyjności popierając radziecką interwencje. Ruch socjalistyczny, który w czasie wojny w Wietnamie prowadził wyraźną ofensywę, stracił swój rozmach i przeszedł do defensywy pod naporem neoliberalnych konserwatystów pod wodzą Reagana i Tchacher. Dodatkowym ciosem był stan wojenny w Polsce i stagnacja a nawet kryzys gospodarczy w całym Bloku Wschodnim w latach osiemdziesiątych. I choć to właśnie wtedy Kuba odniosła największe sukcesy w polityce zagranicznej (pokonanie armii RPA, zwycięstwo rewolucji nikaraguańskiej) to jednak wydaje mi się, że kult Guevary wtedy przygasł na przynajmniej kilkanaście lat. Załamanie się Bloku Wschodniego przynosi renesans kultu Guevary. Z jednej strony jest to akt solidarności z Kubą, gdyż rozpad ZSRR ponownie ożywił realną groźbę amerykańskiej interwencji. Jest to też solidarność z krajem, który nie sprzedał się za amerykańskie dolary, tak jak to zrobili biurokraci np. w Polsce, którzy przy Okrągłym Stole wprowadzili kapitalizm, na którym się uwłaszczyli. Ale na renesans kultu Guevary wpływ miał nie tylko kontekst geopolityczny, ale też heroiczne cechy osobowe tego przystojnego (co też ma swoje znaczenie) rewolucjonisty. Powrót Guevary do wielkiej polityki należałoby sytuować na lata 1994-1997, w czasie to których miały miejsce trzy ważne wydarzenia (1994 początek walki indiańskich partyzantów -zapatystów w meksykańskim stanie Chiapas, 1995 wielkie protesty we Francji, 1997: 30 rocznica śmierci, która stała się okazją do powstania wielu nowych biografii, filmów, koszulek i innych gadżetów). Od tego czasu zainteresowanie Guevarą cały czas rosło i spowodowało, że w czasie antyglobalistycznych protestów (1999 Seatlle, 2000 Praga, 2001, Goeteborg, Genua itd.) stał się ich chyba głównym symbolem. Ale wydaje mi się, że od kilku lat, wraz ze spadkiem radykalizmu anty/alterglobalistów kult Guevary znowu stracił swoją dynamikę – za wcześnie jednak na jakieś uogólnienia. W dalszej części pracy postaram się bardziej szczegółowo przedstawić te trzy fazy kultu Guevary.
Zastanówmy się jakie cechy w Guevarze spowodowały, że stał się on tak popularny. Najbardziej znany jest chyba ze względu na swój anty imperializm. To walce z zachodnim imperializmem poświęcił większość swoich wystąpień publicznych. Ale antyimperializm to worek bardzo pojemny. Jest w nim miejsce zarówno dla ludzi takich jak on, a więc partyzanckich rewolucjonistów walczących, lub dopiero próbujących rozpocząć walkę, poprzez budowę nowego ogniska partyzanckiego. Sami partyzanci nie są też rzeszą jednolitą. Na całym świecie, a nawet w Ameryce Łacińskiej istniały ruchy partyzanckie zanim 82 rewolucjonistów popłynęło „Granmą” na Kubę, z których najbardziej znane są grupy, które utworzyły później kolumbijski FARC. Doświadczeni partyzanci widzieli w Kubańczykach „kolegów po fachu”, których szanowali, ale nie traktowali jak nieomylne wyrocznie. Natomiast w latach sześćdziesiątych, a zwłaszcza po śmierci Guevary powstawały liczne ruchy partyzanckie, zarówno w mieście, jak i na wsi, które same siebie określały jako guevarystowskie. Kontynuując analogie z chrześcijaństwem, można by powiedzieć, że jest wyraźna różnica między większością katolików, których aktywność religijna ogranicza się do śpiewania kolęd na Boże Narodzenie, a bractwami i zakonami religijnymi, które bardzo poważnie traktują swoją misję. Tak samo należy rozróżnić guevarystów, którzy zeszli do podziemia, myśląc o walce zbrojnej w której mogą zginąć, od „guevarystów”, którzy na demonstracji przeciwko wojnie w Wietnamie noszą koszulkę z jego wizerunkiem.
To jest zresztą dylemat wszystkich ruchów, których patronem jest jakaś wybitna jednostka. Czy słowa mistrza traktować jak niepowtarzalny dogmat, czy jedynie jako wskazówki, których nie zawsze trzeba przestrzegać. W każdym takim ruchu pojawia się konflikt między radykalnymi ortodoksami, którzy atakują pozostałych za „odstępstwo od wiary”. Niestety Fidel i Guevara swoimi wypowiedziami dodatkowo komplikują nam zadanie.
„Warunki realizowania reformy rolnej są zależne od sytuacji, jaka istniała przed rozpoczęciem walki partyzanckiej, od społecznego aspektu tej walki. Partyzant, jako świadomy żołnierz awangardy ludowej, powinien zachowywać się tak nienagannie, by mógł być uważany za prawdziwego kapłana reformy, o którą walczy. Surowość obyczajów wśród partyzantów powinna być wynikiem nie tylko trudnych warunków wojennych, ale również dyscypliny wewnętrznej każdego partyzanta, która nie dopuszcza do żadnych ekscesów, do żadnego uchybienia obowiązującym regułom zachowania się. Żołnierz partyzantki powinien być ascetą.”[75]
Słowa takie jak kapłan i asceta, budzą wyraźne skojarzenia z różnymi ruchami religijnymi, zwłaszcza w czasach ich dynamicznej ekspansji. Guevara pisząc o rewolucyjnej moralności wkracza na bardzo śliski i niebezpieczny grunt. To nie są skomplikowane dysputy historyczne-ekonomiczno-filozoficzne, które można prowadzić latami, żonglując różnymi cytatami z klasyków. Jest to proste pytanie o wnętrze ludzkie na które odpowiedź również jest prosta. Czy jesteś godny tego by być partyzantem? Czy jesteś gotowy żyć w rewolucyjnej ascezie? Czy jesteś gotowy wyrzec się konsumpcyjnego stylu życia otoczenia, w którym się wychowałeś? Radykalne postawienie sprawy w ten sposób może zdyskredytować za jednym zamachem wszystkich liderów różnych kanapowych organizacji rewolucyjnych. Pisarze, publicyści, mówcy i liderzy związkowi nagle muszą się tłumaczyć z tego, co do tej pory było ich prywatną tajemnicą. Partyzant nie uznaje różnicy między tym co prywatne a tym co publiczne. Tak jak w oddziale partyzanckim, tak i w działalności politycznej starano się wprowadzić zupełnie nowe zasady. Profesor, który do tej pory cieszył się autorytetem, bo w jakiejś książce zacytował Marksa, teraz nagle znalazł się na celowniku, bo żyje ponad stan. Stawiając na budowę nowej międzynarodówki, przywódcy kubańscy doskonale sobie zdawali sprawę z tego, że trzeba będzie się rozpychać łokciami, między organizacjami już funkcjonującymi. Będzie to bezlitosna walka o polityczne przywództwo, w której walka będzie się toczyć o poparcie dołów ze szczególnym uwzględnieniem młodzieży.
Nie są to co prawda chwyty nowe, ale stosowanie ich konsekwentnie wymaga wielkiego heroizmu. Guevara wzywając do walki z imperializmem, musiał samemu dać przykład, bo inaczej wszystko by stracił, jako osoba niekonsekwentna. I choć wiedział, że szansę kampanii boliwijskiej są nie wielkie (zwłaszcza po zdradzie KPB) to nie mógł się wycofać. Przytaczając pierwsze zdanie Manifestu Komunistycznego, można by dodać, że „cała historia klas wyzyskiwanych, była historią walki różnych koncepcji i liderów o polityczne przywództwo.” To samo robił Lenin budując Międzynarodówkę Komunistyczną, który nie przypadkowo w tym samym czasie atakował liderów socjaldemokratycznych takich jak Kautsky i zachęcał doły partyjne do akcesu w szeregi Kominternu. Przesłanie Guevary do ruchu socjalistycznego było mniej więcej takie: „W Sierra Maestra żyliśmy w rewolucyjnej ascezie i pokonaliśmy kapitalizm. Wy ponosicie klęski, bo wasze przywództwo straciło swój radykalizm i zburżuazyjniało. Popatrzcie na ich wielkie domy, samochody, drogie ubrania, dyskusje w kawiarniach przy drogich trunkach a zrozumiecie, że tacy ludzie nie są zdolni do przeprowadzenia rewolucji”. Podobnych argumentów prawie dokładnie 100 lat wcześniej używał Bakunin w stosunku do Marksa doprowadzając do (większościowego) rozłamu w Pierwszej Międzynarodówce. Bo mówiąc o kulcie Guevary należy zwrócić uwagę na fakt, że poddani byli mu ludzie młodzi i bardzo młodzi. Pół roku po śmierci Che – w maju 1968 we Francji miał miejsce ogromny ruch studencki, którego chyba główną ikoną była właśnie Guevara. To nie przypadek, że to młodzież się nim najbardziej interesowała, bo i on najbardziej interesował się młodzieżą.
„Podsumowując, wina wielu naszych intelektualistów i artystów polega na ich grzechu pierworodnym - nie są naprawdę rewolucyjni. Możemy próbować dokonania przeszczepu, dzięki któremu gruszki będą rosły na wierzbie, lecz jednocześnie musimy sadzić grusze. Nowe pokolenia przyjdą na świat bez grzechu pierworodnego. Możliwości pojawienia się niezwykłych artystów będą o tyle większe, o ile szersza będzie dziedzina kultury i możliwość ekspresji. Nasze zadanie polega na tym, aby sprawić, że obecne, zwichnięte przez konflikty pokolenie nie popadnie w zepsucie i nie zepsuje nowych pokoleń. Nie wolno tworzyć posłusznych najemników myśli urzędowej ani „stypendystów” korzystających z ochrony budżetu i praktykujących wolność w cudzysłowie. Kiedyś pojawią się rewolucjoniści, którzy prawdziwym głosem ludu zaintonują pieśń nowego człowieka. Proces ten będzie jednak wymagał czasu. W naszym społeczeństwie wielką rolę odgrywają młodzież i partia. Szczególnie ważna jest młodzież, gdyż jest to miękka glina, z której można ulepić nowego, wolnego od jakichkolwiek defektów przeszłości człowieka. Traktujemy ją zgodnie z naszymi ambicjami. Jej wychowanie jest coraz pełniejsze i nie zapominamy o zespalaniu jej od pierwszej chwili z pracą. Podczas wakacji lub w toku studiów nasi stypendyści pracują fizycznie. Praca jest w niektórych przypadkach nagrodą, w innych narzędziem wychowania, nigdy zaś karą. Rodzi się nowe pokolenie.”
Rzecz dotyczy co prawda artystów, ale można to uogólnić także na ruch rewolucyjny. Z jednej strony są skażeni grzechem pierworodnym liderzy, którzy „nie są naprawdę rewolucyjni”, z drugiej strony jest młodzież, która jest miękką gliną „z której można ulepić nowego, wolnego od jakichkolwiek defektów przeszłości człowieka”. Jest to kolejna dziedzina, która łączy Guevarę i Mao Tse Tunga. Nie jest chyba przypadkiem, że tekst ten powstał po powrocie z Chin. Jeśli jednak w dziedzinie wojny partyzanckiej i trzecioświatowego antyimperializmu protoplastą był Mao, to w dziedzinie walki młodzieży z inteligencją skażoną grzechem pierworodnym odpowiedź już nie jest taka prosta. Słowa te zostały wprowadzone w czyn rok później w 1966 r. w Chinach w czasie Rewolucji Kulturalnej. Ale czy to Mao przygotowujący konfrontacje z biurokracją zainspirował Guevarę, czy też to Guevara go zainspirował, to dzisiaj odpowiedzieć nie potrafię. Dzieła Mao wydane po polsku pochodzą z lat pięćdziesiątych, a później nastąpiło zerwanie Chin z ZSRR i jeśli w latach sześćdziesiątych w Polsce wspominano o Mao, to raczej w kontekście negatywnym.
W tym miejscu pojawia się kolejne zagadnienie, jakie były przyczyny popularności Mao we wspomnianych już wydarzeniach studenckich w 1968 r.? Dlaczego dopiero po 19 latach od zdobycia władzy Europa zainteresowała się Mao Tse Tungiem? Dlaczego w latach pięćdziesiątych o Mao w Europie prawie nie słychać? Moim zdaniem (względny) brak zainteresowania Mao w latach pięćdziesiątych wynikał z jego podporządkowania ZSRR i bariery kulturowej, a eksplozja maoizmu w 1968 r. (objawiająca się np. w haśle: 3xM=Marks, Mao, Marcuse) wynikała z kultu Guevary. Gdy po śmierci Guevary rozpoczął się jego kult, to uświadomiono też sobie, że wiele nauczył się z doświadczeń chińskich. Literatura dotycząca rewolucji chińskiej podkreśla stosunkowo małe zaangażowanie międzynarodowe Chin w stosunku do ich potencjału. Proporcje między ludnością Chin, a ludnością Kuby przedstawiają się mniej więcej 100 do 1, więc i w polityce zagranicznej powinno być podobnie. Ponieważ wielokrotnie już porównywałem Guevarę do Mao, to warto zwrócić uwagę na jedną istotną różnicę: Guevara był na wszystkich kontynentach i dość spora część jego aktywności ministerialnej przejawiała się za granicą (gdyby ktoś dokładnie policzył ile dni Guevara spędził w podróży między styczniem 59 a marcem 65 – to pewnie było by tego minimum kilkanaście procent). Mao tymczasem odwiedził wyłącznie ZSRR. W latach pięćdziesiątych Chiny były w cieniu ZSRR, a w latach siedemdziesiątych doszło do współpracy z Nixonem, która skompromitowała Chiny w oczach Trzeciego Świata. Po śmierci Mao w 1976 r. i wolnorynkowych reformach Denga, Chiny przestają się liczyć jako punkt odniesienia dla rewolucjonistów na świecie.
Gdyby Chiny konsekwentnie prowadziły antyimperialistyczną politykę, jak w czasie wojny koreańskiej, gdzie z Amerykanami walczyło setki tysięcy Chińczyków a na froncie koreańskim śmierć poniósł syn Mao, to spokojnie mogłyby się stać główną siłą antyimperialistyczną. Bezpośrednie sąsiedztwo z krajami okupowanymi przez Europejczyków i Amerykanów dawało ogromne pole do popisu. Ale Chiny swojej szansy nie wykorzystały. Wtedy gdy cały świat solidaryzował się z walczącym Wietnamem, to Chiny lansujące teorie „radzieckiego imperializmu” wykazywały bierność wobec wojny w Wietnamie, gdyż ten był sojusznikiem ZSRR. W dodatku zdarzały się wypadki sabotowania radzieckich dostaw wojskowych dla Wietnamu. Jest to ironia losu, że Chiny wchodząc w konflikt z ZSRR wykazywały więcej radykalizmu od przywódców radzieckich, ale znajdując się w opozycji wobec Moskwy, znalazły się też w opozycji wobec krajów, których chciały stać się rzecznikiem. Mao postrzegający świat przez pryzmat konfliktu „globalnej wsi z globalnym miastem”, był predestynowany do odegrania roli głównego zbawiciela Wietnamu. Swoją biernością dał szansę na wykazanie się ludziom takim jak Che, którego najbardziej znanym hasłem jest wezwanie do tworzenia nowych Wietnamów. W szeroko rozumianym ruchu socjalistycznym, bardzo rzadko dochodzi do rozłamów, gdzie obie strony podają tą samą przyczynę zerwania. Jednym z nielicznych na to przykładów jest rozłam w 1879 w organizacji: „Ziemla i Wola” na tle stosunku do działalności terrorystycznej, gdzie Narodnaja Wola postanowiła prowadzić działalność terrorystyczną, a Czornyj Pieriedieł odrzucał tą formę walki.
Mimo istotnych różnic, w języku propagandy zazwyczaj eksponuje się błahe preteksty. Obie strony licytują się, w rewolucyjnym radykalizmie i samozwańczo uważają siebie za ortodoksyjnych marksistów, rozłamowcom zarzucając odejście od marksistowskich pryncypiów. Nikt nie lubi przyznawać, że chodzi przede wszystkim o hegemonie w partii, państwie czy tak jak w tym wypadku w bloku państw socjalistycznych. Obie strony będą sobie zarzucać wszystko co najgorsze, ale żadna ze stron nie powie, że chodziło o władzę. Dlatego też analizując polityczną ewolucję ważniejsze od słów są czyny. Jednym z zabawniejszych przykładów rozłamu jest konflikt Tito ze Stalinem. To właśnie konflikt z ZSRR spowodował, że Tito postanowił „zaostrzyć kurs” by uprzedzić oskarżenia o „łagodny stosunek do warstw pasożytniczych”. Jest to co prawda temat na inny tekst, ale warto zwrócić uwagę na różne rozłamy, gdzie ruchy prezentujące siebie jako ultralewicowe, po kilku latach ewoluują na prawo porzucając ideologię socjalistyczną. Przede wszystkim należałoby w tym miejscu wymienić wszystkie ruchy antystalinowskie, czy szerzej –antyradzieckie, bazujące na ideologii marksistowskiej. Od samego początku różne nurty ruchu robotniczego (socjaldemokraci, anarchiści) oskarżali bolszewików o to, że dyktatura proletariatu, to de facto, dyktatura partii nad proletariatem. Występując jako obrońcy Marksa (tylko socjaldemokraci) i obrońcy klasy robotniczej , starali siebie przedstawiać jako „na lewo od bolszewików”. Zjawisko to nasiliło się po wprowadzeniu NEP-u i śmierci Lenina. Podręcznikowym przykładem takiej ewolucji od ultraradykalizmu do zerwania z komunizmem, jest degeneracja ruchu trockistowskiego.
Engels w swoim katechizmie: „Zasady komunizmu” na zadane przez siebie pytanie: „czym jest komunizm?” odpowiada, że jest to nauka o wyzwoleniu proletariatu. Największym zmartwieniem Trockiego (oczywiście poza tym, że mordowano jego sympatyków i krewnych) było to, że jest izolowany w międzynarodowym ruchu komunistycznym, a co za tym idzie odcięty od klasy robotniczej. Trocki musiał więc bazować na elementach inteligenckich. Brak zakorzenienia w ruchu robotniczym powodował, że trockizm trwale usytuował się na marginesie walki klasowej i główną formą aktywności była walka ze stalinizmem. Walka tym ostrzejsza, że trockistów represjonowano w ZSRR. Codziennością stały się więc konflikty, gdzie po jednej stronie byli robotnicy z sekcji Międzynarodówki Komunistycznej, a po drugiej inteligenccy zwolennicy Trockiego. Porażki praktyczne połączone z wyższością teoretyczną rodziły pogardę dla klasy robotniczej. A nie da się na dłuższą metę pogodzić marksizmu i pogardy dla klasy robotniczej. Zaangażowanie w walkę międzypartyjną jest samo w sobie bardzo stresujące, bo aparatczycy Kominternu potrafili skutecznie kontratakować. A brak sukcesów w walce klasowej, przy równoczesnych sukcesach Kominternu działał demoralizująco. Ale pogardliwy stosunek do klasy robotniczej, to nie jedyny przejaw spaczonej postawy trockistów. Dramatem Trockiego i wielu wybitnych komunistów było to, że ich krytyka ZSRR stała się narzędziem przede wszystkim w rękach imperializmu. Dokumentacja każdej stalinowskiej zbrodni, każdego stalinowskiego kłamstwa była dla antykomunistów jedynie potwierdzeniem: „komunizm to samo zło… nawet komunista Trocki tak mówi”. I co z tego, że Trocki krytykował też kapitalizm, że chwalił ZSRR za zlikwidowanie bezrobocia i sukcesy industrializacji? Komunista, który wyciągnął wnioski z materializmu historycznego powinien doskonale wiedzieć, że w obliczu przemian społecznych dotyczących milionów, losy jednostek są nie istotne. Ignorowanie tego faktu prowadzi do wniosku, że są jakieś jednostki nie poddane prawom historycznym i powoduje oderwanie komunisty od swojej bazy społecznej. Ale komunista oderwany od codziennych problemów klasy robotniczej, jest jak ryba wyrzucona na brzeg usychająca na słońcu.
Zgodnie z zaleceniami Mao, trockiści szukali nowej bazy społecznej, w której mogli by się „czuć jak ryba w wodzie”. Otworzono się więc na ruchy studenckie i różne zastępcze ideologie (feminizm, ekologia), a także zaangażowano się w walkę o równouprawnienie mniejszości seksualnych. Nie jest moim zdaniem kwestią przypadku, że to właśnie różne grupy wywodzące się z trockizmu, obrażone na klasę robotniczą w partiach stalinowskich, zaczęły lansować koncepcje „zmierzchu klasy robotniczej” ignorując zupełnie fakt, że w skali globalnej, mamy nieustanny ilościowy wzrost przemysłowej klasy robotniczej. W samej Korei Południowej, w której 100 lat temu jeszcze nie funkcjonował przemysł, dziś jest więcej robotników niż w 1847 r. na świecie, kiedy to powstał Manifest Komunistyczny. Niestety „rewolucjoniści” przesiadujący w klubach gejowskich w krajach wysokorozwiniętego kapitalizmu, tych zjawisk nie dostrzegają. Ta przydługa nieco dygresja miała na celu postawienie pytania, dlaczego kubańscy krytycy ZSRR nie skończyli jak Mao, który umierał jako przyjaciel Nixona –„rzeźnika Wietnamu”.
Odpowiedź jest tak prosta, że wręcz banalna i mieści się w marksowskim skrócie myślowym: „byt kształtuje świadomość”. Antyimperializm Rewolucji Kubańskiej wynikał z realnej groźby imperialistycznej interwencji. W wielu opracowaniach podkreśla się, że każdy kolejny antyamerykański dekret władz kubańskich był odpowiedzią na naciski Waszyngtonu. Zgodnie z tą koncepcją to agresywna polityka USA pchnęła rewolucyjnego nacjonalistę Castro w objęcia ZSRR i uczyniły z niego komunistę. Moim zdaniem Castro komunistą był od początku, ale nie zmienia to faktu, że łatwiej mu było wprowadzać antykapitalistyczne reformy, tłumacząc to agresywną polityką USA. Najbardziej znanym przeciwnikiem imperializmu na świecie nie zostaje się siedząc przy biurku i pisząc bojowe manifesty. Guevara dostąpił tego zaszczytu jako przedstawiciel kraju socjalistycznego, najbardziej narażonego na imperialistyczną interwencję i najbardziej zainteresowanego w prowadzeniu rewolucyjnej wojny z imperializmem na całym świecie. Ciągła groźba wojny działała uspokajająco na przywódców kubańskich i powstrzymywała ich przed eskalowaniem konfliktu z ZSRR.
Robotnik nienawidzący kapitalizmu nie robi tego dla pozy. Nie musi mieć przygotowania teoretycznego by wiedzieć, że jest wyzyskiwany. Nie musi nic nikomu udowadniać, noszeniem rewolucyjnej symboliki. Na pierwszy rzut oka widać różnicę między inteligenckim radykałem, a robotnikiem, który jest zazwyczaj dość mocno konserwatywny w swojej lewicowości. Ale to właśnie powoduje, że miejsce w procesie produkcji jakie zajmuje, samo w sobie czyni z niego konsekwentnego lewicowca. Znacznie bardziej konsekwentnego, od głośnego radykała, który po skończeniu studiów nie tylko przestaje być radykalny, ale nawet może stracić swoją lewicowość, poprzez zajmowanie kierowniczej funkcji w jakimś przedsiębiorstwie. Wielkość Guevary polegała właśnie na tym, że uzależnił się od antyimperialistycznej bazy jak od narkotyków. Poznawanie rewolucjonistów z całego świata, powodowało, że cały czas żył problemami wyzyskiwanych, o czym tak łatwo zapomnieć kiedy się rządzi.
Zajmując się kultem Guevary wspomnieliśmy już o młodzieżowych ruchach. Ale nie była to jedyna warstwa społeczna, która z Guevarą się utożsamiała. Jako rewolucyjny strateg stawiający na walkę partyzancką, musiał interesować się chłopami i także wśród chłopów rozwinął się specyficzny guevaryzm. Jest to niestety zadanie bardzo nie wdzięczne dla historyka, gdyż nie piśmienne chłopstwo nie zostawia po sobie wielu źródeł. Chłopski guevaryzm miał wiele cech ludowego zabobonu, co najlepiej oddaje termin użyty przez Ryszarda Kapuścińskiego, który nazwał go „Chrystusem z karabinem na ramieniu”. Wizualnie podobny do Chrystusa, tak jak on poniósł męczeńską śmierć. Z zagadnieniem tym wiąże się wielki problem teologii wyzwolenia. Niestety nie czuje się na siłach by analizować chłopski guevaryzm o podłożu religijnym i stosunek teologii wyzwolenia do Guevary. Wywiad z Fidelem przeprowadzony przez Brata Betto pokazuje zrozumienie, a nawet współpracę między władzami kubańskimi a teologami wyzwolenia. Wydaje mi się, że pod względem ilościowym to właśnie chłopstwo Ameryki Łacińskiej jest najsilniej poddane kultowi Guevary. Ale jak wielka jest skala tego zjawiska? Jakie jest jego przesłanie polityczne? Jakie są perspektywy wykorzystania parareligijnego zainteresowania Guevarą, dla antyimperialistycznej walki? Te pytania na razie pozostawiam bez odpowiedzi. Wydaje mi się, że sukcesy wyborcze lewicowych kandydatów na prezydenta w Ameryce Łacińskiej, są jakimś tego pokłosiem. Przykładem może być nie dawno wybrany prezydent Boliwii Evo Morales, który postanowił złożyć pośmiertny kult Guevarze.[76]
Ale analizując stosunek chłopów do Guevary nie można zapominać o politycznym chłopskim guevaryzmie. Tutaj pojawia się nowe, bardzo ważne zagadnienie – spór o przewodnią siłę rewolucji w krajach Trzeciego Świata. Czy zgodnie z marksowskim schematem to klasa robotnicza jest siłą najbardziej rewolucyjną? Czy też może chłopi, żyjący w znacznie gorszych warunkach materialnych są bardziej rewolucyjni? Czy wybór poza miejskiej prowincji na ognisko partyzanckie to jedynie problem strategiczny, wynikający z faktu, że łatwiej tam prowadzić walkę, czy też jest to problem polityczny wynikający z tego, że chłopi w Trzecim Świecie są po prostu bardziej rewolucyjni? Jako, że w literaturze dominuje jednostronne ujęcie, dające pierwszeństwo klasie robotniczej, to w dalszej części tekstu przytoczę główne tezy nie opublikowanej pracy doktorskiej Zbigniewa Marcina Kowalewskiego: „Rewolucyjna partyzantka chłopska w Ameryce Łacińskiej, zarys teorii”, który w tamtym czasie (1974) stał na stanowisku odmiennym. Mottem pracy jest następujący cytat z Guevary „Musimy ponownie wyjaśnić, że terenem tej walki powinna być wieś i że armia chłopska, która dąży do osiągnięcia celów, o jakie walczy chłopstwo (pierwszym z nich jest sprawiedliwy podział ziemi), ze wsi zdobędzie miasta. Klasa chłopska Ameryki, kierując się ideologią klasy robotniczej, której wielcy myśliciele odkryli rządzące nami prawa społeczne, wyda w przyszłości potężną armię wyzwoleńczą, tak jak wydała ją już na Kubie”[77] Oddajmy jednak głos Kowalewskiemu:
„Praca ta poświęcona jest zagadnieniu współczesnej partyzantki chłopskiej w Ameryce Łacińskiej. Zadanie jakie stawia sobie autor, polega na zbadaniu i ustaleniu najważniejszych tendencji, sprzyjających narodzinom i rozwojowi chłopskich armii rewolucyjnych w tej części świata. Analiza ta nie odnosi się do zjawisk koniunkturalnych, lecz poszukuje wspomnianych tendencji w faktach strukturalnych; nie odnosi się do konkretnych krajów, lecz do cech struktury społecznej właściwych dla większości krajów Ameryki Łacińskiej. Hipotezę, która poddana zostanie w tej pracy weryfikacji, autor formułuje następująco: Z dwóch klas społecznych, które jak wynika z doświadczeń światowego procesu rewolucyjnego stanowią główne siły rewolucyjne w warunkach panowania kapitalizmu: klasy robotniczej i chłopstwa, w licznych krajach dzisiejszej Ameryki Łacińskiej chłopstwo może się okazać siłą społeczną o większym potencjale rewolucyjnym, niż klasa robotnicza. Dzieje się tak, czy dziać może, wskutek nierównomiernego rozwoju formacji społecznych kapitalizmu peryferyjnego oraz wynikającej z niego spolaryzowanej akumulacji bogactwa i ubóstwa i sprzeczności między ośrodkami a peryferiami panowania ekonomicznego, politycznego i ideologicznego burżuazji. Występują zarazem w Ameryce Łacińskiej warunki społeczne, czyniące obiektywnie możliwym pojawienie się chłopskiego ruchu rewolucyjnego, mającego za oś czy kręgosłup ruch partyzancki, szukający podstaw swojej teorii i ideologii w socjalizmie naukowym.” (str. 17)
W dalszej części tekstu Kowalewski streszcza stanowisko peruwiańskiego Ruchu Lewicy Rewolucyjnej (MIR) i gwatemalskich Powstańczych Sił Zbrojnych (FAR), gdzie syntetycznie przedstawia główne argumenty za tezą o przywódczej roli chłopstwa. Ze względu na oryginalność tego ujęcia, jak i na fakt, że praca ta nie została opublikowana, przywołam cały cytat.
„Jego [dowództwa partyzanckiego MIR] zdaniem w klasycznych rewolucjach burżuazyjnych, jakie miały miejsce w Europie zachodniej, burżuazja, sięgając po władzę, dzieliła już ją od pewnego czasu z feudałami. Wskutek tego, gdy znajdowała oparcie we wszystkich eksploatowanych klasach, mogła zdobyć władzę szybko, poprzez rewolucję błyskawiczną, dokonaną w miastach. Burżuazja bowiem zawsze posiadała i posiada nadal miasta, a co więcej są one jej dziełem. Natomiast współcześnie proletariat, usiłując wydrzeć władzę burżuazji, musi ją najpierw całkowicie zniszczyć, bowiem jest jej zupełnie pozbawiony. Dlatego klasyczna metoda zdobywania władzy na drodze rewolucji błyskawicznej, wybuchającej w mieście, metoda, którą zachodnioeuropejska burżuazja stosowała w walce z feudałami, nie może być zastosowana przez proletariat w walce z burżuazją. Jeżeli jednak klasa robotnicza i jej partia rewolucyjna zdołały, podczas Rewolucji Październikowej 1917 roku w Rosji i Rewolucji Sierpniowej 1945 roku w Wietnamie przejąć władzę w toku rewolucji błyskawicznej, która rozegrała się głównie w ośrodkach miejskich, to –utrzymywało dowództwo peruwiańskiego MIR –stało się tak ze względu na pewne wyjątkowe okoliczności, jakie powstały w tych okresach w sytuacji międzynarodowej. W obu przypadkach armia burżuazyjna –w pierwszym narodowa, w drugim okupacyjna –została zniszczona podczas wojny światowej. Analiza rewolucji proletariackich, rozpoczętych w mieście, prowadzi do dedukcji niemal matematycznej: im bardziej armia burżuazyjna została zniszczona przez armie innych krajów, tym łatwiej było proletariatowi zdobyć władzę poczynając od stolicy. Do zdobycia władzy państwowej przez proletariat na drodze krótkotrwałego powstania zbrojnego w ośrodkach miejskich konieczne więc były światowe kryzysy imperializmu, mające postać wojen światowych. Późniejsze doświadczenie walk rewolucyjnych, przede wszystkim w Azji i na Kubie, wykazało wszakże, iż istnieje możliwość zniszczenia państwa burżuazyjnego i zdobycia władzy przez ruch rewolucyjny bez tego rodzaju kryzysu burżuazji w skali międzynarodowej i wzajemnego wyniszczania się jej sił zbrojnych. Proletariat, twierdziło dalej dowództwo partyzantki peruwiańskiej, potrzebuje do zdobycia władzy jedynie tego, żeby jakaś siła zniszczyła ten potencjał, który go więzi w mieście, gdzie burżuazja wzniosła swoje najtrudniejsze do zdobycia fortece, koncentrując w nich władzę i aparat represji. Zadanie to może zostać wykonane przez chłopską armię rewolucyjną. W Ameryce Łacińskiej chłopstwo jest nie tylko klasą najliczniejszą, ale i najbardziej wyzyskiwaną. Wieś zaś jest z punktu widzenia społecznego i ekonomicznego najsłabszą stroną systemu oraz jego miejscem najczulszym z punktu widzenia samej obecności władzy, ponieważ docierają na nią jedynie końce najkruchszych i najbardziej przegniłych odgałęzień władzy państwowej. Ponadto wieś stanowi naturalny teren, na którym można zastosować taktykę i strategię walki rewolucyjnej, pozwalającej na stawienie czoła armii burżuazyjnej i na jej stopniowe niszczenie, a zarazem umożliwiającej unikanie wszelkiego frontalnego starcia z przytłaczającą większością jej sił. Wieś –głosiły tezy peruwiańskiego MIR –jest więc naturalnym terenem wojny partyzanckiej, toteż obrać drogę prowadzącą przez wieś oznacza obrać drogę prowadzącą do zdobycia władzy. Dowództwo partyzanckie Powstańczych Sił Zbrojnych Gwatemali (FAR), uzasadniając konieczność prowadzenia walki zbrojnej na terenach wiejskich, podejmowało również kwestię zdolności proletariatu do odgrywania kierowniczej roli w walce rewolucyjnej. Jego podstawowe tezy były następujące. W mieście nie istnieją warunki materialne, sprzyjające rozwojowi armii ludowej w okolicznościach dla niej niekorzystnych. Miejskie masy pracujące, mimo swojego poziomu organizacji i świadomości, w warunkach poważnego, choć sztucznego rozwoju miast dysponują większym niż chłopstwo marginesem swobody i są nieświadomymi więźniami reformizmu oraz ekonomizmu i podlegają wpływom ideologii burżuazyjnej. Dlatego też są one mniej przygotowane do podołania wymogom przewlekłej walki zbrojnej oraz wyrzeczeniom i cierpieniom, jakie pociąga ona za sobą. Na wsi natomiast występują nie tylko warunki materialne sprzyjające przeżyciu i rozwojowi armii rewolucyjnej, ale ludność wiejska stanowi zarazem niewyczerpane źródło energii dla rewolucji. To masy chłopskie wnoszą ogromny wkład do produkcji narodowej, a przy tym są najbardziej eksploatowane i uciskane, pogrążone w ubóstwie i pozbawione rzeczywistego prawa własności. Mają one do stracenia jedynie nędzę. Nie są zarażone przez ekonomizm czy reformizm, bo ucisk ze strony latyfundium nie wymaga subtelności. Wystarczy mu stosowanie tego środka, z którego pomocą konkwistadorzy hiszpańscy ujarzmili dawnych mieszkańców tej ziemi: przemocy. Rewolucyjne grupy studentów, robotników i wojskowych zorganizowane w ośrodkach miejskich, stanowią zapalnik, który może wykonać swoje zadanie wtedy, gdy zostaje umieszczony w potężnym ładunku wybuchowym potencjału rewolucyjnego, tkwiącego w chłopstwie. Owe rewolucyjne grupy miejskie przenoszą na wieś elementy proletariackiej ideologii i kierownictwa. Ich zaszczepienie na wsi w zwykłych warunkach jest niezwykle trudne. Jednakże w warunkach najwyższej formy akcji rewolucyjnej: wojny i w łonie ogarniętych rebelią mas chłopskich ich przeszczep daje doskonałe rezultaty. Daje on walce zbrojnej orientację polityczną ze względu na kompletną i globalną wizję społeczeństwa i historii, którą wnosi oraz po uzyskaniu pozycji hegemonicznej, w toku praktycznego działania, kształtuje sojusz robotniczo-chłopski. W toku walki zbrojnej, stwierdzało dalej dowództwo FAR, w miarę tego, jak partyzantka pokonuje wroga, gospodarka i stosunki społeczne reżimu ulegają rozkładowi, a miasta drżą w posadach. Miejskie masy pracujące, bezpośrednio odczuwające skutki takiego kryzysu, stopniowo budzą się i buntują. Zaczynają wówczas odgrywać czynną rolę w akcjach nękających i paraliżujących centralny aparat państwa, a w końcowych fazach natarcia na jego najpotężniejszą fortecę współdziałają z wojskami partyzanckimi, które przenikają do miast. Walka rewolucyjna ma więc proletariacki charakter polityczny i ideologiczny, natomiast historyczna rola chłopstwa polega na tym, że jest ono główną i decydującą siłą w wojnie rewolucyjnej. Klasa robotnicza –głosiło dowództwo partyzantki gwatemalskiej –ma do odegrania rolę o znaczeniu strategicznym, rola ta jest jednak zdeterminowana przez rozwój wojny rewolucyjnej na wsi i wysuwa się na pierwszy plan dopiero wtedy, gdy cykl procesu walki zbrojnej zostanie zamknięty wraz z ostatecznym upadkiem centralnego bastionu władzy klas panujących, czyli miasta.”[78]
Ze wszystkich wymienionych wyżej ruchów, to właśnie rewolucyjni partyzanci najbardziej zasługują na miano guevarystów. Praktyczną i teoretyczną działalność Guevary przyjmowali za swój program działania. Mam na myśli zresztą nie tylko partyzantów operujących na wsi, ale także ruch partyzantki miejskiej, który podchwycił hasło tworzenia wielu Wietnamów jako ognisk walki z imperializmem, także w krajach wysokorozwiniętych. I choć największą tego typu organizacją były urugwajskie Tupamaros, to najbardziej znane w naszej części świata są włoskie Czerwone Brygady (BR), niemiecka Frakcja Czerwonej Armii (RAF), belgijskie Walczące Komórki Komunistyczne (CCC), amerykańscy Meteorologowie i wiele innych. Zwycięstwo Rewolucji Nikaraguańskiej w 1979 r. pokazało, że łączenie różnych form walki partyzanckiej jest drogą, którą można zwyciężyć. W tym miejscu pojawiają się ważne problemy terminologiczne i moralne. Czy jest jakaś różnica między partyzantem a terrorystą? Czy jest to określenie tego samego zjawiska, sugerujące stosunek do walczącego bojownika? Z moich obserwacji wynika, że te same akcje militarne przeprowadzane na wsi cieszą się nie wiadomo dlaczego większym uznaniem niż w mieście. Na pewno łatwiej jest udzielić poparcia, organizacji operującej gdzieś daleko, co nie niesie za sobą żadnych konsekwencji. W mieście jest już trudniej – po pierwsze jawne poparcie może się wiązać z aresztowaniem, albo nawet śmiercią – jak to udowodniły wyszkolone przez CIA szwadrony śmierci. Ale jest też druga i chyba istotniejsza przyczyna powszechnej nienawiści do partyzantów miejskich, jaką wyrażają różne partie lewicowe. Partyzanci analizują rzeczywistość przez pryzmat walki klas i wojny domowej jaką chcą wywołać. A ponieważ na wojnie obowiązują inne zasady, to i inny powinien być tryb podejmowania decyzji. Ognisko partyzanckie operujące w danej strefie dąży do tego, by jasno zdefiniować kto jest przyjacielem a kto wrogiem, tym samym chcąc wchłonąć w siebie wszystkie inne organizacje.
Dla partyjnego czy związkowego biurokraty, który całe życie poświęcił na budowanie swojej organizacji pojawienie się ruchu partyzanckiego to ogromne zagrożenie. Każdy działacz polityczny budując jakąś strukturę, musi się liczyć z groźbą rozłamu. Ale zazwyczaj jest tak, że nowa grupa pozbawiona nazwy, kontaktów i środków po początkowym rozruchu, szybko traci swoją dynamikę. Ale zagrożenie partyzanckie, jest dlatego groźne, bo to już nie jest sprawa tylko walki politycznej. Ewentualni rozłamowcy będą mieli za sobą poparcie uzbrojonych partyzantów, co grozi całkowitym wchłonięciem partii, z pominięciem anty partyzanckich biurokratów. Dlatego też biurokracje partyjne wydają partyzantom miejskim, operującym na tym samym terenie, chcących dotrzeć do tego samego elektoratu, bezlitosną walkę. I dlatego akcja zbrojna w mieście, jest bezlitośnie atakowana w materiałach propagandowych jako krwawy terroryzm. Przykład Nikaragui pokazuje, że akcje takie jak porwanie zakładników, to tylko jeden z wielu elementów walki partyzanckiej. Gdybyśmy chcieli więc rozszerzyć zjawisko „konsekwentnego guevaryzmu” na kraje wysokorozwinięte, to musimy dojść do wniosku, że najbardziej na miano guevarystów zasługują członkowie wspomnianych wyżej organizacji partyzantki miejskiej.
Jest to stanowisko nie do zaakceptowania przez całą radykalną lewicę stawiającą na działalność legalną. Tu już nie jest sprawa pluralizmu: „wszyscy jesteśmy fanami Che, choć działamy inaczej”. Tu jest raczej totalna dyskredytacja ruchów, podejmujących wezwanie Guevary do tworzenia ognisk partyzanckich, którym zarzuca się to, że nie są lewicowe, że szkodzą lewicy kompromitując ją i odstraszając. Jest to paradoks, że polityczny kult Guevary został zmonopolizowany przez organizacje, których historyczne odpowiedniki były krytykowane przez Che. Weźmy dla przykładu wielomilionowy ruch antywojenny na całym świecie przeciwko wojnie i okupacji Iraku (2003 i później). Już po kilku miesiącach okupacji powstał ruch oporu, który zadał śmierć tysiącom żołnierzy amerykańskich, krajów sprzymierzonych, a także nie uwzględnianych w statystykach najemników. To co jest uderzające, to fakt, że ruchy pacyfistyczne noszące koszulki z Guevarą, potępiają irackich partyzantów. W końcu Guevara interesował się nie tylko wietnamskimi komunistami, ale też aktywnie współpracował z Algierią, której walka przeciw Francuzom miała wiele wspólnego z tym co się działo w Iraku na początku ruchu oporu, który cechował się solidarnym i ponad religijnym antyimperialistycznym sojuszem szyitów i sunnitów. Gdyby Guevara żył to zapewne rzucił by hasło stworzenia dwóch, trzech wielu Iraków. Zadawanie pytań „co by było gdyby?” dla historyka nie ma zbyt wielkiej wartości, ale dla badacza idei może już być owocne. W końcu dysponując materiałem teoretycznym, bardzo łatwo jest dostosować różne artykuły i przemówienia do nowej rzeczywistości. Jest to jednak temat już bardzo niebezpieczny. Już sam fakt stawiania pewnych pytań jest niebezpieczny. Bo co by powiedział Guevara na różne formy przenoszenia konfliktu irackiego –do stolic państw zaangażowanych w okupację?
„Czynnikiem walki jest nienawiść - nieprzejednana nienawiść do wroga, która wykracza poza naturalne ograniczenia istoty ludzkiej i czyni z niej efektywną, gwałtowną, selektywną i zimną maszynę do zabijania. Tacy też powinni być nasi żołnierze - lud, którym nie powoduje nienawiść, nie może pokonać brutalnego wroga. Wojnę należy prowadzić tam, gdzie prowadzi ją wróg - w jego domach i lokalach rozrywkowych, uczynić ją totalną. Należy sprawić, aby poza swoimi koszarami, a nawet w ich obrębie nie miał ani chwili wytchnienia, ani chwili spokoju, atakować go gdziekolwiek się znajdzie, zmusić, aby czuł się wszędzie jak osaczony drapieżnik. Jego morale zacznie wówczas upadać. Stanie się jeszcze bardziej bestialski, ale pojawią się u niego oznaki rozkładu.”[79]
Jak ustosunkowałby się Guevara do ataku na madryckie metro, które doprowadziło do wycofania się Hiszpanii z Iraku? Jak ustosunkowałby się Guevara do groźby poderżnięcia gardła Filipińczykowi, która doprowadziła do wycofania się Filipin? Co by powiedział o ataku na londyńskie metro, które spowodowało zmniejszenie zaangażowania wojsk włoskich (by uniknąć podobnego ataku w Rzymie). Na podstawie tekstów Guevary uważam, że Che, który nie zawahałby się rozpętać wojny atomowej, całkowicie by te akcje poparł. Pamiętając o śmierci 100 tysięcy Irakijczyków, uznałby, że śmierć dwustu Hiszpanów za wycofanie Hiszpanii z wojny, to cena, którą warto zapłacić.
Upowszechnianie tekstów Guevary o walce partyzanckiej zapewne zmieni trochę oblicze dzisiejszego kultu. Można by zaryzykować tezę, że jedną z przyczyn spadku popularności Guevary pod koniec lat siedemdziesiątych była reakcja na wzrost aktywności partyzantów miejskich określających samych siebie jako guevarystów. Czy gdyby pod atakiem na madryckie metro podpisała się organizacja taka jak RAF czy BR i w oświadczeniu zacytowała by Che – czy mogło by to wpłynąć na jego kult? Tak jak nie każdy muzułmanin jest zwolennikiem dżihadu (wojny świętej) tak nie każdy noszący koszulki z Che, jest zwolennikiem tworzenia nowych ognisk partyzanckich, ale jakaś zależność między nimi istnieje. Tak jak wielu bojowników Al Kaidy, to absolwenci szkół koranicznych, tak też wielu ludzi znających teksty Guevary, wcześniej ograniczała się do noszenia jego wizerunku. Nie jest rzeczą przypadku, że reaktywowanie po kilkunastu latach Czerwonych Brygad zbiegło się w czasie z wielką demonstracją w Genui, gdzie dominował Guevara i gdzie w wyniku zamieszek śmierć poniósł młody anarchista Carlo Giuliani. Ale samo bazowanie na symbolach nie wystarczyło i nowe Czerwone Brygady szybko zostały pokonane.
Czy Guevara jest symbolem uniwersalnym, czy też należy na niego patrzyć przez pryzmat lat sześćdziesiątych, od których to wiele rzeczy się zmieniło. Przede wszystkim nie istnieje Związek Radziecki i Blok Wschodni, który to działał odstraszająco na Stany Zjednoczone. Mimo wielu podobieństw Wietnam to nie Irak, a wietnamscy komuniści, to nie arabscy muzułmanie. Przesłanie wietnamskich komunistów było uniwersalne, przesłanie irackiego ruchu oporu trafia przede wszystkim do świata muzułmańskiego. Wietnamczycy otrzymywali pomoc od krajów socjalistycznych i wojnę wygrywali. Iracki ruch oporu też dostaje wsparcie, ale na znacznie mniejszą skalę, gdyż kraje takie jak Iran czy Syria same są zagrożone agresją USA. Zimna wojna i strach przed eskalacją konfliktu stworzył niszę, w której Guevara i inni radykałowie mogli funkcjonować z dużymi sukcesami. Zachodnioniemiecki RAF współpracował ze wschodnioniemieckimi służbami specjalnymi. Wyrabianie dokumentów, zaopatrzenie w broń, pieniądze, możliwość wysyłania rannych lub „spalonych” do NRD była na pewno dużą pomocą. Dziś takich możliwości nie ma i raczej mało prawdopodobne by na bazie kultu Guevary, powstały organizacje porównywalne znaczeniem z Czerwonymi Brygadami.
Zanim zakończę moje rozważania, chciałbym jeszcze przeanalizować hasło „kult Che” z internetowej encyklopedii Wikipedia.
„Kult Che - to określenie mody na umieszczanie uproszczonego wizerunku Ernesto Guevary, mającego przydomek Che na elementach ubioru, plakatach, w formie graffiti na ścianach budynków, a także w licznych filmach, książkach, a nawet grach komputerowych i pomnikach. Symboliczny portret Che ma zwykle postać długowłosego, brodatego mężczyzny z charakterystycznym, obcisłym beretem z gwiazdą pięcioramienną. Malowany jest tradycyjnie czarną farbą na czerwonym tle, z charakterystycznymi uproszczonymi, kanciastymi plamami. Postać jest przedstawiana od frontu z "błyskiem nieprzejednanej rewolucyjności w oku" lub w półprofilu z wyrazem "zapatrzenia w przyszłości". W niektórych portretach Che jest też stylizowany na Jezusa Chrystusa. Ernesto Guevera w wielu, choć nie wszystkich środowiskach lewicowych stał się jeszcze za swojego życia swojego rodzaju ikoną, symbolem bezkompromisowego i nieprzekupnego rewolucjonisty. Jego kult został pierwotnie rozpowszechniony na Kubie po jego śmierci pod koniec lat 60. XX w. by zostać podchwycony przez liczne środowiska lewicowe na całym świecie. Szczyt popularności tego kultu w USA i Europie Zachodniej miał miejsce w połowie lat 70. XX w. po czym został on po części zapomniany. Jego ponowne odrodzenie nastąpiło w drugiej połowie lat 90. XX w., wraz z pojawieniem się ruchu alterglobalizmu. Paradoksalnie, kult Che został zaadaptowany szybko przez showbiznes. Koszulki i inne gadżety z wizerunkiem Che stały się w wielu krajach dochodową produkcją, sama zaś postać pojawiła się w licznych filmach, grach komputerowych, piosenkach i książkach, podnosząc zwykle ich sprzedaż. Ta forma kultu Che wyraźnie odbiega od jego pierwotnej wersji i przekształca tę postać w rodzaj pół-mitycznego idola kultury pop. Wykreowana przez obie formy kultu (zarówno w wersji popowej, jak i "lewackiej") postać Ernesto Guevary ma bardzo luźny związek z jego faktyczną działalnością i życiem. Olbrzymia większość osób noszących ubrania z wizerunkiem Che lub malująca na ścianach grafitti ma zazwyczaj bardzo ograniczoną wiedzę historyczną na jego temat. W wielu filmach i grach komputerowych jego postać jest przedstawiana w sposób kompletnie ignorujący znane fakty historyczne. Klasycznym przykładem jest tutaj musical "Evita" autorstwa Andrew Lloyd Webbera i Tima Rice'a, w którym Che pełni rolę narratora upominającego tytułową Evitę Peron, za to że schodzi ona ze ścieżki rewolucji peronistowskiej. Rzeczywisty Ernesto Guevara uważał, że ruch peronistowski od samego początku miał charakter prawicowy.”[80]
Jest to właśnie typowy sposób pisania o Guevarze, praktyku i teoretyku rewolucyjnej walki partyzanckiej, który naśladowców miał przede wszystkim wśród partyzantów, których całkowicie w tej notce pominięto. Można by się zastanowić, czy autor, który zarzuca innym, że mają „bardzo ograniczoną wiedzę historyczną na jego temat” sam jest dużo lepszy. Wykorzystywanie przez alterglobalistów ikony Guevary to ślepy zaułek, bo cały czas trzeba lawirować między dwoma niebezpieczeństwami. Kult pozbawiony całkowicie literatury, grozi tym, że nawet osoby nie lewicowe, będą się z nim utożsamiać. Popularyzowanie zaś tekstów Guevary, może doprowadzić do wykorzystania tych tekstów przez nowo nawróconych radykalnych guevarystów do walki z oportunistycznym przywództwem.
W tekście starałem się zaledwie zarysować tak ogromne zjawisko jak kult Che Guevary. O tym jak bardzo obszerny jest to temat, najlepiej świadczy fakt, że sam „młodzieżowy guevaryzm” ma wiele odmian, od subkultur muzycznych do grup kibicowskich. Szczegółowa dokumentacja wszystkich europejskich grup kibicowskich, gdzie regularnie pojawia się lewicowa symbolika wymaga wnikliwych badań. Ponieważ nie aspiruje do całościowego przedstawienia problemu, to temat ten jest właściwie poza zakresem pracy, podam jednak kilka przykładów spopularyzowanych w Polsce. Jeśli chodzi o lewicowe grupy kibicowskie, to najlepszym przewodnikiem jaki mogę polecić są felietony Szymona Martysa i Bartosza Machalicy w Nowym Robotniku.
„Obecnie najsilniejsza grupa kibicowska w Livorno powstała w roku 1999. Nosi ona nazwę "Brigate Autonome Livornesi". Współcześnie uchodzi ona za najsilniejszą zorganizowaną grupę lewicowych kibiców w Europie. Na wszystkich meczach swojej drużyny kibice Livorno demonstrują swoje przywiązanie do tradycji robotniczych. Na meczach "Amarento" [taki przydomek noszą piłkarze Livorno] powiewają czerwone flagi - najważniejszych symboli ruchu robotniczego. Obecne są również flagi kubańskie, palestyńskie, czy też sztandary przedstawiające wizerunek Ernesto "Che" Guevary. Szczególnie eksponowana jest przez kibiców Livorno symbolika typowo komunistyczna, gdyż jak sami przyznają większość członków grupy BAL identyfikuje się właśnie z tradycją ideową Włoskiej Partii Komunistycznej. Dlatego też na trybunach znajdują się liczne flagi z sierpem i młotem, będące swoistym znakiem rozpoznawczym kibiców Amarento. Niezależnie od dominacji ideologii komunistycznej wśród członków BAL znajduje się wiele osób wywodzących się z różnych tradycji lewicowych. W szeregach tej grupy znajdziemy również anarchistów i socjalistów różnych odcieni. Warto także nadmienić, że wiernym fanem Livorno, kibicującym swojej drużynie na każdym meczu, jest prezydent Włoch Carlo Azeglio Ciampi.”[81] „Wśród kibiców FC St. Pauli działają obecnie dwie podstawowe grupy kibicowskie. Pierwsza to "Passanten", której początki datuje się na rok 1996. Ton ruchowi kibicowskiemu nadaje jednak grupa "Ultra St. Pauli" (USP), powstała w roku 2002 ze zjednoczenia takich grup jak: "Braun-weißen Mongos", der "Wilde Westen" czy "Carpe Diem". Wydarzenie to miało bardzo duże znaczenie dla kibiców z Hamburga. USP doprowadziła to skrętu w lewo kibiców St. Pauli. Obok tradycyjnych dla tego klubu flag pirackich (kojarzonych z ruchem anarchistycznym) na stadionie pojawiły się również czerwone flagi z Ernesto Che Guevarą. Zresztą sam Che stał się symbolem grupy, nieodłącznie pojawiającym się od tego momentu na meczach FC St. Pauli. Co warte podkreślenia, członkowie USP uważają, że postać międzynarodowego rewolucjonisty nie jest dla nich w żadnym wypadku symbolem bycia "geil". Wprost przeciwnie - wybór Che na symbol grupy był motywowany względami politycznymi i ideologicznymi. Nie jesteśmy "apolityczni" - jesteśmy lewicowi! - deklarują otwarcie ultrasi FC St. Pauli.”[82]
Niestety dla mnie jednozdaniowa kibicowska deklaracja „jesteśmy lewicowi” to trochę mało. Badania o których mówię, nie ograniczały by się wyłącznie do analizy wizualnej, na jakim stadionie ile flag się pojawiło. Oceniając program polityczny jakiejś partii – zaczyna się od dokumentów programowych przygotowanych przez kierownictwo i być może istnieją zorganizowane grupy kibicowskie, w których kierownictwie są „świadomi guevaryści” działający też politycznie w jakiejś grupie komunistycznej, którzy wykorzystują trybuny kibicowskie jako pas transmisyjny lewicowych idei. Jeśli flaga jest naprawdę duża, a mecz transmitowany jest na żywo, to w ten sposób można wykorzystać 90 minut meczu nie tylko do „komunizowania” kibiców na trybunach, ale też tych przed telewizorem. Tylko, że jest różnica pomiędzy szerzeniem programu lewicowego, a szerzeniem guevaryzmu. Partyzantka, to z definicji ruch awangardowy, skupiający najbardziej uświadomionych i najbardziej ideowych lewicowców. Nie każdy lewicowiec jest gotowy do walki na śmierć i życie za swoje idee. Czy masowa propaganda ruchu z założenia elitarnego (przynajmniej w początkowej fazie) ma w ogóle sens? Jeśli uwzględnimy fakt, że ruchom wywrotowym zawsze brakuje ludzi, że rewolucję na Kubie wywołało 82 ludzi, a partia bolszewicka na początku 1917 r. liczyła tylko kilka tysięcy członków, to potencjał kibicowski, gdzie na każdym meczu jest kilkanaście lub kilkadziesiąt tysięcy ludzi nie może być ignorowany. Jest to jednak zjawisko nowe i jak na razie historia nie zna przypadku, by lewicowi kibice powołali partię, która dokona zwycięskiej rewolucji socjalistycznej. Nie zamierzam jednak definitywnie skreślać tego ruchu, bo w latach pięćdziesiątych też nikt nie wierzył, że 82 ludzi zrobi rewolucję. Nie mniej jestem krytyczny do tej formy szerzenia guevaryzmu, bo moim zdaniem łączenie treści politycznych z rozrywką tylko ośmiesza polityczny przekaz. Zwłaszcza jeśli ten polityczny przekaz jest tak bardzo antykapitalistyczny jak guevaryzm. Jak ludzie żyjący jedynie cotygodniową rozrywką na meczu, mogą szczerze myśleć o rewolucyjnej ascezie? Jak kibice jednego klubu, gdzie obok siebie mogą być wyzyskiwacze i wyzyskiwani z tego samego zakładu pracy, mogę wspólnie dążyć do wywołania rewolucyjnej wojny domowej, gdzie stanęliby na przeciwko siebie? Czy można być równocześnie antyimperialistycznym rewolucjonistą i angażować się jako prezydent Włoch w imperialistyczną okupację Iraku? Zbyt szeroka baza społeczna, często sprowadza ruch na manowce rozbrajając go politycznie. Nieodłącznym elementem ruchów rewolucyjnych jest zdefiniowanie wroga, a komuniści idąc śladami Lenina szukają go przede wszystkim we własnym kraju wśród rodzimych klas pasożytniczych i burżuazyjnym państwie, które ich broni. Sama identyfikacja z rewolucyjnym symbolem to jeszcze za mało. Na drogę polityczną wchodzi się dopiero wtedy, kiedy się kogoś atakuje, choćby za pośrednictwem transparentów. Jeśli przyjmiemy, że większość grup kibicowskich (nie wszyscy kibice się z takimi grupami identyfikują) wywodzi się z proletariatu i lumpenproletariatu, to tym smutniejszy jest fakt, że głównym wrogiem są kibice innej drużyny, co nie za bardzo współgra z hasłem kończącym Manifest Komunistyczny: „proletariusze wszystkich krajów łączcie się!”.
Oddzielne i jeszcze trudniejsze do analizy zagadnienie to grupy muzyczne i muzyczne subkultury. Jako, że muzyka może być doskonałym środkiem propagandy, to nic dziwnego, że także komuniści próbują odnieść sukcesy na tym polu. Grupy muzyczne, które wspominają o Guevarze można by podzielić na te o rodowodzie lewackim, zakładane często przez działaczy politycznych i na grupy muzyczne, które się „przebiły” do mas jako apolityczne, by następnie do swojego przekazu wtrącić trochę politycznych treści. Do tej pierwszej kategorii zaliczyłbym rosyjski Eszelon, założony przez członków AKM (Awangarda Czerwonej Młodzieży), którzy koncerty (nie raz na kilka tysięcy osób) jawnie wykorzystują do propagowania AKM. Eszelon, jak i inne współczesne komunistyczne grupy rosyjskie odwołuje się przede wszystkim do tradycji Związku Radzieckiego, w którym wszyscy się urodzili. Guevaryzm jest raczej na marginesie politycznego przekazu – nie mniej na zdjęciach z koncertów można często zobaczyć muzyków z wizerunkiem Che, czy też noszących czarne berety z pięcioramienną gwiazdą. Grupa ta organizuje koncerty w okolicach 14 czerwca, w rocznicę śmierci Guevary, które są jemu poświęcone.[83] Do drugiej kategorii zaliczyłbym min. zespół Rage Against The Machine. Ponieważ jednak ta, jak i inne grupy, które się przebiły a ich płyty rozchodzą się w milionach egzemplarzy na całym świecie, są powszechnie znane i źródeł na ich temat nie brakuje, to pomijam je w swoich rozważaniach. Zwrócę tylko uwagę na jeden anegdotyczny szczegół. RATM wypuściła czerwone koszulki z wizerunkiem Che Guevary i nazwą swojej kapeli. I podobno zdarzały się przypadki, gdy zafascynowane ich muzyką nastolatki myślały, że Guevara jest wokalistą tego zespołu.
Na koniec chciałbym porównać kult Guevary do podobnych zjawisk w byłych krajach Bloku Wschodniego, szczególnie w Chinach, ZSRR a także w Polsce. Ciekawym źródłem porównawczym jest aneks do biografii Mao Tse Tunga napisanej przez Ross’a Terrill’a. Choć książkę opublikował w 1981 r. to aneks do polskiego wydania pochodzi już z połowy lat dziewięćdziesiątych. Opisuje tam podobne zjawisko, które rozpoczęło się w drugiej połowie lat osiemdziesiątych i od tego czasu cały czas się nasilało dochodząc w 1995 r. do 50 milionów sprzedanych koszulek z wizerunkiem Mao. Mao w Chinach jest zresztą znacznie bardziej wszechobecny niż Guevara na Kubie. I tak np. wizerunki Mao są rozpowszechnione w samochodach, gdyż jak głosi legenda miało dojść do karambolu, w którym wszyscy zginęli oprócz pasażerów samochodu, w którym był wizerunek Mao. Oddzielnym tematem jest kult Mao w krajach azjatyckich. Jeśli uznamy, że kult Guevary wynika z odwiecznego poszukiwania autorytetu, którym jest odważny bojownik walczący w imię słusznej sprawy, to w krajach azjatyckich przykład Rewolucji Chińskiej ma znacznie większą siłę oddziaływania niż Rewolucja Kubańska.
Znacznie bliższym, a przez to lepiej znanym przykładem są gadżety związane ze Związkiem Radzieckim. Fenomenem jest np. ogromna międzynarodowa popularność Chóru Aleksandrowa i piosenek radzieckich. W odróżnieniu od młodzieżowych kapel lewackich, Chór Aleksandrowa występuje na najbardziej prestiżowych scenach (np. sala kongresowa w PKiN) gdzie drogie bilety są często granicą nie do przejścia dla ludzi z warstw uboższych. W repertuarze zespołu znajdują się nie tylko patriotyczne piosenki wojskowe, ale też rewolucyjne pieśni międzynarodowego ruchu robotniczego. Tych samych piosenek (choć nie koniecznie w tym samym miejscu) słuchają członkowie nieistniejących już partii komunistycznej, młodzi dopiero co nawróceni komuniści i przedstawiciele klas posiadających, którzy w słuchaniu radzieckich pieśni mają jakąś perwersyjną satysfakcję.
Z moich obserwacji wynika, że ani Lenin, ani pozostali przywódcy radzieccy nie cieszą się aż takim zainteresowaniem pop-kultury jak Mao czy Guevara. Lenin to mimo wszystko dalej największy rewolucyjny autorytet, którego kult zachował nieprzerwaną ciągłość od czasów Rewolucji Październikowej. Jego myśl polityczna jest za bardzo rozpowszechniona, a jego zwolennicy zbyt poważni by robić z Lenina ikonę pop-kultury. W byłych krajach socjalistycznych nie ma społecznego przyzwolenia na jawne obnoszenie się z Leninem, czego najlepszym dowodem jest konstytucyjny zakaz „propagowania komunizmu” w Polsce. Warto też zwrócić uwagę na fakt, że wraz z rozczarowaniem do przemian kapitalistycznych w Polsce, czego efektem jest już emigracja dwóch milionów Polaków, zjawisko odgórnego antykomunizmu wcale nie słabnie. Choć od Okrągłego Stołu minęło już 17 lat, to sprawa dekomunizacji cały czas jest w centrum zainteresowania. Wydaje się, że wraz z kryzysem legitymizacji władzy, strach przed myślą Lenina rośnie.
Zainteresowanie gadżetami radzieckimi przeszło wyraźną ewolucję. Na początku lat dziewięćdziesiątych, wraz z wycofywaniem się armii radzieckiej z Polski, radzieckie gadżety były bardzo tanie. Wszystko to czym dysponowali radzieccy żołnierze: mundury, czapki, paski, ordery, a także elementy uzbrojenia jak broń biała, noktowizory, lornetki a także (na czarnym rynku) broń palna i amunicja można było kupić za grosze. To właśnie w tej sowieckiej formie dominuje kult Lenina. Powstało nawet muzeum Armii Czerwonej w dolnośląskich Uniejowicach, gdzie Michał Sabadach na swojej prywatnej posiadłości zgromadził radzieckie gadżety od stacjonujących w pobliżu żołnierzy. Pojawienie się później popytu na te towary spowodowało wzrost cen, a nawet ponowną produkcję stylizowaną na czasy sowieckie. Jeśli kult Guevary był bardzo podobny do kultu gwiazd muzycznych, to flagi czy popiersia z Leninem, choćby produkowane współcześnie – nie mają już nic wspólnego w formie z pop-kulturą. Oddzielnym zagadnieniem jest produkcja gadżetów z emblematami jawnie prowokacyjnymi jak koszulki z KGB.
Jeśli chodzi o Polskę, to nie wydała ona żadnego przywódcy o międzynarodowym autorytecie. Polscy rewolucjoniści cieszą się większym wzięciem za granicą niż w Polsce – jak chociażby coroczne demonstracje w Berlinie w rocznicę zamordowania Róży Luksemburg czy gadżety z Dzierżyńskim w Rosji. Nostalgia za poprzednim systemem objawia się przede wszystkim w kulcie Gierka, który jednak swoją skalą w żaden sposób nie może być porównywany z tym co wyżej opisałem. Postawienie pomnika czy nazwanie sali jego imieniem, to zjawiska jednostkowe i dotyczą raczej ludzi starszych. A kult Che dotyczy młodzieży i tu jest zasadnicza różnica.
Jaka będzie przyszłość kultu Guevary? Moim zdaniem druga fala fascynacji tą postacią zaczyna słabnąć, bo wyczerpała się już jej dynamika. Kondycja każdej religii jest uzależniona od wiernych. Najważniejszym elementem współczesnego guevaryzmu jest ruch alterglobalistyczny koncentrujący się na organizowaniu forów społecznych. Ruch ten powstał na bazie wielkich i radykalnych demonstracji przeciwko szczytom możnych tego świata jak WTO, G8, MFW, Bank Światowy itd. Między 1999 a 2001 każda kolejna demonstracja była coraz większa. Przełom nastąpił po atakach na WTC, kiedy to wzrosły uprawnienia państwowego aparatu represji. Od tego momentu ruch, który prezentował sam siebie jako „ruch ruchów” i dumny był ze swojego pluralizmu, zaczyna izolować siły radykalne dążące do eskalacji protestów. A stabilizacja, która potem nastąpiła jeszcze bardziej podkopała pozycję sił radykalnych. Zorganizowanie spędu dla tysięcy ludzi wymaga ogromnej siły logistycznej a to faworyzuje organizacje, które dysponują pieniędzmi. Nic więc dziwnego, że kierownictwo ruchem przejęły duże organizacje, które nie miały nic wspólnego z radykalizmem pierwszych wystąpień. Przykładem może być tutaj londyńskie Europejskie Forum Społeczne z jesieni 2004, którego głównym organizatorem była Labour Party, ta sama Labour Party, która wprowadzała neoliberalne reformy w Wielkiej Brytanii i podjęła decyzję o wojnie i okupacji Iraku.
Od tego czasu siły związane z ruchem alterglobalistycznym odniosły w niektórych krajach wyborcze sukcesy i prawie zawsze kończyły się one kontynuacją dotychczasowego anty pracowniczego kursu. Podręcznikowym przykładem jest tutaj zwycięstwo Luli, lidera brazylijskiej Partii Pracujących (PT) w wyborach prezydenckich. To właśnie brazylijskie Porto Alegre rządzone przez PT, gdzie odbywały się Światowe Fora Społeczne, było jednym z fundamentów alterglobalizmu. Szczegółowa dokumentacja degeneracji alterglobalizmu to temat na oddzielny tekst, gdzie należałoby opisać kto i w jakim kraju dostał się do parlamentu albo zdobył władzę i stracił swój radykalizm. Ruch alterglobalistyczny, który na początku działał na granicy prawa, teraz jest ruchem całkowicie legalnym i zaakceptowanym przez władzę. Zamieszki w Seatlle, Pradze, Goeteborgu czy Genui, jako działanie niezgodne z burżuazyjnym prawem, czyniły z alterglobalistów ruch radykalny, nieprzewidywalny i przez to potencjalnie rewolucyjny. Tam gdzie są niszczone kapitalistyczne świątynie i płoną drogie samochody, a policja używa przemocy, tam istnieje klimat dla rewolucyjnych poszukiwań. Ale wraz ze zmianą formy działania, gdy za największy sukces zaczęto uważać brak zamieszek, guevaryzm w ruchu alterglobalistycznym zaczął słabnąć. Raczej nic nie wskazuje na to, by ten ruch jeszcze kiedyś powrócił na drogę radykalnych protestów nie tylko w słowie, ale i w czynie. Na bazie ruchu jedni weszli do parlamentów i samorządów, inni wypromowali siebie i swoje książki, a ruch jako taki traci swoją dynamikę. Żywioły radykalne dochodzą do głosu w warunkach skrajnych i trudno w tej chwili przewidzieć co będzie impulsem dla ewentualnego powrotu trzeciej fali guevaryzmu. Takie spekulacje wykraczają jednak poza obręb pracy historycznej.
Rewolucja kubańska a walka z imperializmem w Afryce
Zaangażowanie Kuby w Afryce to temat słabo opracowany, gdyż władze kubańskie do tej pory utrzymywały swoje zaangażowanie w Afryce w tajemnicy: „Wybitni badacze starają się szukać informacji. Jeśli chodzi o Kubę, która nigdy nie chciała pisać i unika mówienia o tym, co uczyniła tak bezinteresownie i w duchu solidarności, jest ona gotowa do udzielenia im skromnej pomocy, stopniowo otwierając swoje archiwa i udostępniając dokumenty poważnym i cieszącym się prestiżem pisarzom pragnącym opowiedzieć prawdziwą i bezsporną historię tych wydarzeń”. Z braku materiałów nie będzie to typowa praca historyczna i ma ona raczej charakter aneksu, którego celem jest przede wszystkim popularyzacja tego słabo znanego zagadnienia. Miałem do czynienia tylko z trzema materiałami poważnie podejmującymi ten temat: cytowanym niżej przemówieniem Fidela Castro z 2 grudnia 2005 roku ze wstępem Zbigniewa Marcina Kowalewskiego, książką: „Kuba i Afryka-sojusz dla rewolucji” pod redakcją Marcina F. Gawryckiego i Wiesława Lizaka a także filmem dokumentalnym, którego danych bibliograficznych niestety nie posiadam.
O współpracy angolsko - kubańskiej każdy zajmujący się Kubą musiał coś słyszeć, ale dopiero wyżej przytoczone materiały uświadomiły mi jak wielkie to była zaangażowanie. Operację utrzymywano w tajemnicy i nawet amerykański wywiad nie zdawał sobie sprawy ze skali kubańskiej pomocy. „Dziś, na podstawie urzędowych dokumentów odtajnionych w ostatnich latach, wiemy o wiele lepiej o tym, jak myślały i działały władze w Waszyngtonie. Ani przez chwilę prezydent Stanów Zjednoczonych, jego potężny sekretarz stanu Henry Kissinger i służby wywiadowcze tego państwa nawet sobie nie wyobrażały, że istnieje choćby możliwość uczestnictwa Kuby. Nigdy żaden kraj Trzeciego Świata nie wsparł innego narodu w konflikcie wojskowym poza zasięgiem swojego sąsiedztwa geograficznego.” Bez dostępu do archiwów kubańskich, przy ciągłym przemilczaniu niektórych kwestii, jak np. relacji z ZSRR: „Nie opowiem dziś – to nie jest odpowiednia chwila – o różnicach koncepcyjnych w dziedzinie strategii i taktyki między Kubańczykami a Sowietami. My wyszkoliliśmy dziesiątki tysięcy żołnierzy angolskich i doradzaliśmy wojskom tego kraju w szkoleniu i bojach. Sowieci doradzali wysokiemu kierownictwu wojskowemu i szczodrze dostarczali angolskim siłom zbrojnym konieczną broń. Akcje mające swoje źródło w doradztwie najwyższego szczebla przyprawiły nas o niemało bólów głowy. Mimo to między wojskowymi kubańskimi i radzieckimi zawsze panowały wielki szacunek wzajemny i głębokie uczucia solidarności i zrozumienia.” Napisanie pracy historycznej wyczerpującej temat jest niemożliwe i nie taki cel sobie tutaj stawiam. Szczegóły militarne są dla mnie sprawą drugorzędną, bo najważniejsze jest dla mnie co innego – obalenie mitów nt. Fidela Castro.
Jak napisałem w dwóch innych tekstach istnieje wyraźna tendencja do przeciwstawiania sobie rewolucyjnego Guevary i zachowawczego Fidela. Zgodnie z tą koncepcją rok 1968 i poparcie Fidela dla interwencji radzieckiej w Czechosłowacji ostatecznie przekreślił rewolucyjną rolę Kuby. Zdaniem środowisk trockistowskich, Fidel miał wtedy wzorem Stalina skupić się na „budowie socjalizmu w jednym kraju” i zaniechać rewolucyjnej polityki zagranicznej. Walka polityczna z ruchami castrystowskimi, połączona z utrzymywaniem w tajemnicy zaangażowania kubańskiego w Afryce, powodowała upowszechnianie się różnych antyfidelowskich schematów myślowych porównujących go do Stalina.
Cytowane niżej przemówienie Fidela ukazało się już po napisaniu pierwotnej części pracy i uświadomiły mi, że powinienem zmienić w niektórych miejscach to co o nim pisałem. Jest to zresztą zadanie dla prawie wszystkich piszących o Guevarze i rewolucji kubańskiej. Choć zaangażowanie Kuby w Afryce najprawdopodobniej podważa główną tezę mojej wcześniejszej pracy o utracie radykalizmu przez rewolucjonistów po zdobyciu władzy, to jednak całkowicie się z niej jeszcze nie wycofałem. Źródeł dotyczących walki Kubańczyków w Afryce, jest cały czas bardzo nie wiele, i dlatego zamiast modyfikować pracę poprzednią, postanowiłem dodać wątek afrykański w postaci oddzielnego rozdziału. Cierpi na tym spójność logiczna, gdyż uważny czytelnik dostrzeże, że w jednym tekście są zarówno krytyczne, jak i panegiryczne uwagi na temat tej samej postaci. Inaczej jednak być nie może, jeśli Kuba sama zdecydowała się na utrzymywanie w tajemnicy swojej najpiękniejszej historycznej karty. Sprawę dodatkowo komplikuje konflikt między żołnierzami walczącymi w Angoli a Fidelem przypominający trochę rozprawę z Tuchaczewskim i oficerami w Armii Czerwonej[84]. Afera narkotykowa zakończona straceniem bohaterów kampanii angolańskiej, burzy idealistyczny stereotyp nieskazitelnych kubańskich rewolucjonistów. To wszystko każe mi raczej czekać na pojawianie się kolejnych pozycji, by na spokojnie wyciągnąć wnioski.
Pierwszą część pracy pisałem na jesieni 2005 r. a książka „Kuba i Afryka”, która poważnie wpłynęła na moje postrzeganie tego zagadnienia ukazała się w roku 2006, to też tłumaczy konieczność powstania tego rozdziału. Największą zaletą książki jest dokumentacja wojskowego zaangażowania Kuby i pomoc dla afrykańskich ruchów rewolucyjnych, nie tylko w latach sześćdziesiątych, ale aż do 1989 r.
„Główną tezą pracy jest stwierdzenie, że stosunki kubańsko-afrykańskie przeszły po 1959 r. głęboką ewolucję - od idealistycznej wizji światowej rewolucji narodów postkolonialnych do współpracy opartej na poszanowaniu różnic i wzajemnych interesów. Przez długie lata Kuba poświęcała życie swoich obywateli i przeznaczała ogromną ilość środków materialnych na walkę w afrykańskich wojnach, praktycznie nie zyskując nic w zamian. Pod koniec lat 80. Hawana - zarówno z przyczyn wewnętrznych, jak i zewnętrznych - została zmuszona do wycofania swoich wojsk z Czarnego Lądu. Jednak wcześniejsze zaangażowanie Hawany w Afryce procentuje do dziś, o czym świadczą niezwykle serdeczne i przyjazne stosunki z krajami afrykańskimi. Relacje kubańsko-afrykańskie można obecnie rozpatrywać także w szerszym kontekście współpracy krajów Południa. Można więc stwierdzić, że wcześniejsza obecność wojskowa Kuby w Afryce przekłada się współcześnie na bliską kooperację na różnego rodzaju forach międzynarodowych.”[85]
Ale to nie opracowania, lecz źródła powinny być dla historyka sprawą zasadniczą. Specyficznym źródłem dla dziejów Kuby są przemówienia Fidela Castro, który jako przywódca jest osobą najbardziej kompetentną. Z wprowadzenia Zbigniewa Marcina Kowalewskiego wynika, że o wielu sprawach Fidel powiedział dopiero po raz pierwszy. W dalszej części tekstu zacytuje zarówno wprowadzenie Kowalewskiego, jak i obszerne fragmenty przemówienia samego Fidela. Starałem się ograniczyć do faktów dokumentujących kubańskie zaangażowanie w Afryce, ponieważ jednak jest to przemówienie, to narracja Fidela jest rozwlekła. Nie ma jednak lepszego źródła dla opisania tego tematu.
„Bitwa pod Cuito Canavale to punkt zwrotny w walce o wyzwolenie kontynentu afrykańskiego i naszego kraju od plagi apartheidu”, mówi Nelson Mandela. W pierwszym półroczu 1988 r. w tej bitwie i w kampanii wojskowej na południowym zachodzie Angoli – największej kampanii wojennej w historii czarnej Afryki – 55 tysięcy żołnierzy kubańskich wraz z wojskami angolskimi i namibijskimi pobiło armię białych rasistów i przyczyniło się w decydującym stopniu do upadku reżimu rasistowskiego w Republice Afryki Południowej. Była to niezwykle niebezpieczna kampania, ponieważ RPA dysponowała bronią nuklearną i istniała groźba, że jej użyje, aby uniknąć klęski. Stany Zjednoczone i inne mocarstwa imperialistyczne, które były poplecznikami i wspólnikami reżimu apartheidu, starają się, aby świat zapomniał o roli Kuby w tej walce. Rewolucyjne Siły Zbrojne (FAR) lądowały dwukrotnie w Angoli. Po raz pierwszy (Operacja Carlota) w 1975 r., kiedy obroniły Angolę, byłą kolonię portugalską, która właśnie uzyskała niepodległość i nie miała ani armii, ani aparatu państwowego, przed inwazją wojsk RPA na południu kraju i wojsk Zairu na północy. Liczebność wojsk kubańskich w tym kraju osiągnęła wówczas 35 tysięcy żołnierzy. Po raz drugi (Operacja XXXI Rocznica FAR) w końcu 1987 i w pierwszych miesiącach 1988 r. W Angoli wylądowało wówczas 40 tysięcy żołnierzy, którzy dołączyli do 15 tysięcy żołnierzy kubańskich stacjonujących w tym kraju. Ostatnio, na obchodach FAR, Fidel Castro opowiedział o misji internacjonalistycznej wojsk kubańskich w Angoli. Po raz pierwszy, bardzo oględnie, ujawnił rozbieżności między Kubą a ZSRR na tym polu. Po pierwsze, ujawnił, że po pierwszej interwencji – którą Kuba podjęła na własną rękę, nie konsultując tego z władzami radzieckimi – Moskwa wywierała na Kubę silną presję, aby nakłonić ją do wycofania swoich wojsk, podczas gdy Kuba uważała, że RPA powinna zapłacić za napaść na Angolę wysoką cenę – zostać zmuszona do opuszczenia swojej kolonii, Namibii, sąsiadującej z Angolą i służącej za bazę wypadową do najazdów na Angolę. Po drugie, Fidel ujawnił rozbieżności między kubańskim dowództwem wojskowym a radzieckimi doradcami wojskowymi przy dowództwie armii angolskiej w sprawach strategii i taktyki wojny w Angoli. Za sprawą doradców radzieckich armia angolska prowadziła operacje ofensywne, którym Kubańczycy byli przeciwni i które miały dla tej armii katastrofalne skutki. Mianowicie uderzała ona na oddziały Jonasa Savimbiego, popieranego przez RPA, nie dysponując na lądzie i w powietrzu osłoną przed wojskami pancernymi, ciężka artylerią i lotnictwem RPA, która spieszyła na odsiecz Savimbiemu. Kolejna taka katastrofalna operacja inspirowana przez doradców radzieckich naraziła Angolę na śmiertelne niebezpieczeństwo. To wtedy właśnie wojska kubańskie po raz drugi wylądowały w tym kraju i przystąpiły do wielkiej kampanii wojskowej, zakończonej klęską RPA.”[86]
A teraz obszerne fragmenty z przemówienia Fidela:
„Dokładnie w 19 lat po desancie z Granmy, w listopadzie 1975 r., mała grupa Kubańczyków toczyła w Angoli pierwsze boje w batalii, która potrwała wiele lat. Historia rabunku i grabieży imperialistycznej i neokolonialnej, prowadzonej przez Europę w Afryce z pełnym poparciem Stanów Zjednoczonych i NATO, podobnie jak historia bohaterskiej solidarności Kuby z innymi bratnimi narodami, nie jest dostatecznie znana, choćby tylko jako bodziec dla setek tysięcy mężczyzn i kobiet, którzy zapisali ową okrytą chwałą kartę, o której, jako o przykładzie dla obecnych i przyszłych pokoleń, nigdy nie można zapomnieć. Nie przeczy to konieczności dalszego jej rozpowszechniania.(…) Już w 1961 roku, gdy naród Algierii toczył swoją zdumiewającą walkę o niepodległość, statek kubański zawiózł broń dla bohaterskich patriotów algierskich, a w drodze powrotnej przywiózł setkę dzieci – osieroconych na wojnie i rannych. W dwa lata później, gdy Algieria uzyskała niepodległość, została ona zagrożona przez agresję zewnętrzną, która wyzuwała wykrwawiony kraj z ważnych zasobów naturalnych. Po raz pierwszy wojska kubańskie przepłynęły ocean i nikogo nie prosząc o pozwolenie stawiły się na wezwanie bratniego narodu. Również w tamtych czasach, gdy imperializm wydarł naszemu krajowi połowę lekarzy i pozostało ich tylko 3 tysiące, kilkudziesięciu lekarzy kubańskich wysłaliśmy do Algierii, aby pomogli jej narodowi. W ten sposób, 44 lata temu, zaczynało się to, co dziś stanowi najbardziej niezwykłą współpracę medyczną z narodami Trzeciego Świata, jaką zna ludzkość. W tym kontekście od 1965 roku zaczęła się nasza współpraca z walką niepodległościową w Angoli i Gwinei-Bissau, polegająca zasadniczo na przygotowaniu kadr oraz wysyłce instruktorów i pomocy materialnej. Po tym, co nazwano Rewolucją Goździków w Portugalii osłabionej już ruiną gospodarczą i zużyciem spowodowanym przez wojnę, zaczęła się dezintegracja imperium kolonialnego tego kraju. Gwinea-Bissau osiągnęła niepodległość we wrześniu 1974 roku; przez dziesięć lat, od 1964 roku, u boku partyzantów pozostawało w tym kraju około 60 kubańskich internacjonalistów, w tym dziesiątka lekarzy. Mozambik, po ciężkiej walce swojego narodu pod przewodnictwem FRELIMO i jego przywódcy, niezapomnianego brata i towarzysza Samory Machela, osiągnął ostatecznie niepodległość w połowie 1975 roku i w lipcu tego samego roku cel ten osiągnęły również Wyspy Zielonego Przylądka i Św. Tomasza. W przypadku Angoli, największej i najbogatszej kolonii portugalskiej, sytuacja była bardzo odmienna. Rząd Stanów Zjednoczonych uruchomił tajny plan, którego celem było zdławienie prawowitych interesów narodu angolskiego i ustanowienie tam rządu marionetkowego. Kluczowym punktem był jego sojusz z Afryką Południową, służący temu, aby podzielić się z nią szkoleniem i wyposażeniem organizacji stworzonych przez kolonializm portugalski, uniemożliwić uzyskanie przez Angolę niepodległości i uczynić z niej praktycznie kondominium skorumpowanego Mobutu i faszyzmu południowoafrykańskiego, którego wojsk nie wahał się użyć do inwazji na Angolę. Dyktatorzy, terroryści, złodzieje i zdeklarowani rasiści stale, bez najmniejszej powściągliwości, byli zaliczani do tak zwanego „wolnego świata” i w kilka lat później północnoamerykański prezydent Ronald Reagan, popisując się szczególnym cynizmem, ochrzcił ich mianem „bojowników o wolność”. W połowie października 1975 roku, gdy armia Zairu i siły najemne wzmocnione ciężką bronią i południowoafrykańskimi doradcami wojskowymi szykowały się do nowych ataków na północy Angoli i znajdowały się już w pobliżu Luandy, z południa groziło największe niebezpieczeństwo. Południowoafrykańskie kolumny pancerne przeniknęły na południe kraju i szybko nacierały w głąb terytorium z zadaniem zajęcia Luandy połączonymi siłami rasistów południowoafrykańskich i wojsk najemnych Mobutu przed proklamowaniem niepodległości w dniu 11 listopada. W owej chwili w Angoli było tylko 480 kubańskich instruktorów wojskowych, którzy przyjechali do tego kraju kilka tygodni wcześniej na prośbę, z którą wystąpił wobec nas przewodniczący MPLA [Ludowego Ruchu Wyzwolenia Angoli] Agostinho Neto, wybitny i cieszący się wielkim prestiżem przywódca, który zorganizował walkę swojego narodu i kierował nią przez wiele lat oraz cieszył się poparciem wszystkich narodów afrykańskich i uznaniem świata. Po prostu poprosił nas o współpracę – żebyśmy wyszkolili bataliony, które miały wejść w skład armii nowego niepodległego państwa. Instruktorzy posiadali tylko broń lekką. W pierwszych dniach listopada mała grupa tych instruktorów wraz ze świeżo upieczonymi uczniami Ośrodka Szkolenia Rewolucyjnego w Bengueli odważnie stawiła czoło armii rasistowskiej. W toku niespodziewanego ataku i nierównej walki Południowych Afrykańczyków z dziesiątkami młodych Angolczyków, którzy zginęli, straciło życie 8 instruktorów kubańskich, a 7 odniosło rany. Południowi Afrykanie stracili 6 wozów pancernych i innych środków. Nigdy nie ujawnili ciężkich strat, które ponieśli ich żołnierze. Po raz pierwszy w tym odległym zakątku angolskiej geografii krew Kubańczyków i Angolczyków połaczyła się i użyźniła wolnością tę ziemię, która tak ucierpiała. To w tym momencie Kuba w porozumieniu z prezydentem Neto postanowiła posłać tam wojska specjalne Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i regularne jednostki FAR w pełnej gotowości bojowej i przerzuciła je drogą powietrzną i morską, aby stawiły czoło agresji apartheidu. Bez wahania przyjęliśmy wyzwanie. Nasi instruktorzy nie mieli pozostać na łasce losu, podobnie jak na łasce losu nie mieli pozostać ofiarni bojownicy angolscy ani tym bardziej, po z górą 20 latach bohaterskiej walki, nie miała pozostać na łasce losu sprawa niepodległości ich ojczyzny. W odległości 10 tysięcy kilometrów wojska kubańskie – spadkobiercy okrytej chwałą Armii Powstańczej – nawiązywały bój z wojskami Afryki Południowej, największego i najbogatszego mocarstwa na tym kontynencie, oraz Zairu, najbogatszej i dobrze uzbrojonej marionetki Europy i Stanów Zjednoczonych. Zaczynało się coś, co nazwano Operacją Carlota – taki kryptonim nadano najbardziej sprawiedliwej, najdłuższej, masowej i uwieńczonej sukcesem internacjonalistycznej kampanii wojskowej naszego kraju. Imperium nie mogło zrealizować swoich zamiarów rozczłonkowania Angoli i eskamotowania jej niepodległości. Uniemożliwiła to bohaterska i długotrwała walka narodów Angoli i Kuby. Dziś, na podstawie urzędowych dokumentów odtajnionych w ostatnich latach, wiemy o wiele lepiej o tym, jak myślały i działały władze w Waszyngtonie. Ani przez chwilę prezydent Stanów Zjednoczonych, jego potężny sekretarz stanu Henry Kissinger i służby wywiadowcze tego państwa nawet sobie nie wyobrażały, że istnieje choćby możliwość uczestnictwa Kuby. Nigdy żaden kraj Trzeciego Świata nie wsparł innego narodu w konflikcie wojskowym poza zasięgiem swojego sąsiedztwa geograficznego. Pod koniec listopada na północy i na południu powstrzymano nieprzyjacielską agresję. Kompletne jednostki pancerne, obfita artyleria lądowa i przeciwlotnicza, jednostki piechoty pancernej do szczebla brygady, przetransportowane statkami naszej marynarki handlowej, szybko gromadziły się w Angoli, gdzie 36 tysięcy żołnierzy kubańskich rozpoczęło piorunującą ofensywę. Atakując na południu głównego nieprzyjaciela, zmusiły południowoafrykańską armię rasistowską do odwrotu na odległość tysiąca kilometrów, aż do punktu wyjścia, na granicę Angoli i Namibii – enklawy kolonialnej rasistów. 27 marca ostatni żołnierz Afryki Południowej opuścił terytorium angolskie. Na kierunku północnym w ciągu kilku tygodni regularne wojska Mobutu i najemnicy zostali odrzuceni na drugą stronę granicy z Zairem. Prawdę mówiąc, Kuba była zwolenniczką zażądania od Afryki Południowej wysokiej ceny za jej awanturę – wdrożenia rezolucji nr 435 Narodów Zjednoczonych w sprawie niepodległości Namibii. Ze swojej strony, rząd radziecki wywierał na nas silną presję, prosząc, żebyśmy szybko się wycofali, gdyż był zaniepokojony możliwymi reakcjami Jankesów. Po przedstawieniu naszych poważnych obiekcji nie pozostało nam inne wyjście niż akceptacja – choć tylko częściowa – radzieckiego żądania. Choć kubańska decyzja o wysłaniu wojsk do Ludowej Republiki Angoli nie była konsultowana z rządem radzieckim, postanowił on następnie dostarczyć uzbrojenia na potrzeby tworzącej się armii angolskiej i w toku wojny odpowiedział pozytywnie na nasze określone prośby o zasoby. Po zwycięstwie dla Angoli nie było żadnej możliwej perspektywy bez wsparcia politycznego i logistycznego ze strony ZSRR. W obliczu delikatnej sytuacji, która powstała w kwietniu 1976 roku, towarzysz Raúl, minister sił zbrojnych, pojechał do Angoli, aby zanalizować z prezydentem Neto nieuchronną konieczność przystąpienia do stopniowego wycofywania wojsk kubańskich, które liczyły 36 tysięcy żołnierzy, w ciągu trzech lat – obie strony, Kuba i Angola, uważały, że to dość czasu, aby utworzyć silną armię angolską. W międzyczasie mieliśmy utrzymać silne jednostki bojowe na wyżynach centralnego płaskowyżu, w odległości około 250 kilometrów od granicy z Namibią. Neto zrozumiał nasze argumenty i szlachetnie przystał na program wycofywania wojsk kubańskich. Gdy w niespełna rok później, w marcu 1977 roku, mogłem w końcu odwiedzić Angolę i osobiście pogratulować bojownikom angolskim i kubańskim zwycięstwa, powróciło już na Kubę 12 tysięcy internacjonalistów, to znaczy trzecia część naszych wojsk. Do tego czasu plan wycofywania wojsk był realizowany zgodnie z przewidywaniami. Lecz Stany Zjednoczone i Afryka Południowa nie były zadowolone. Rządy w Pretorii i Waszyngtonie były ze sobą w zmowie, co Waszyngton obłudnie ukrywał, ale zmowa wyszła na jaw w latach osiemdziesiątych, wraz z „konstruktywnym zaangażowaniem” i „linkage” Reagana. Upór obu mocarstw, jak również jego bolesne i dramatyczne konsekwencje, zmusiły nas do udzielenia narodowi Angoli bezpośredniego wsparcia przez 15 lat, wbrew temu, co uzgodniono w pierwszym harmonogramie wycofywania wojsk. Niewielu wierzyło, że przez tyle lat twardo będziemy stawiali opór napaściom Stanów Zjednoczonych i Afryki Południowej. W owym dziesięcioleciu narastała walka narodów Namibii, Zimbabwe i Afryki Południowej z kolonializmem i apartheidem. Angola stała się solidnym bastionem tych narodów, którym Kuba też udzieliła całego swojego poparcia. Rząd w Pretorii zawsze postępował wiarołomnie. Kassinga, Boma, Novo Katengue i Sumbe to scenerie zbrodni apartheidu na narodach Namibii, Zimbabwe, Afryki Południowej i Angoli, a jednocześnie jaskrawe przykłady naszej bojowej solidarności w obliczu wspólnego wroga. Atak na miasto Sumbe jest szczególnie wymowny, jeśli chodzi o jego zbrodnicze zamiary. Tam nie było wojsk kubańskich ani angolskich, tylko lekarze, profesorowie, budowniczowie i inni współpracownicy cywilni, których wróg usiłował uprowadzić, lecz ci mężczyźni i te kobiety stawili opór z karabinami w ręku, w szeregach milicji wraz ze swoimi braćmi angolskimi, aż do chwili, gdy dotarły tam posiłki i zmusiły agresorów do ucieczki. W nierównym starciu poległo siedmiu Kubańczyków. To tylko jeden przykład – spośród wielu, które można by wymienić – poświęcenia i odwagi naszych internacjonalistów wojskowych i cywilnych, gotowych oddać swoją krew i pot, ilekroć było to konieczne, u boku naszych braci angolskich, namibijskich, zimbabweskich, południowoafrykańskich, krótko mówiąc – braci z całego kontynentu, bo można by dodać algierskich, kongijskich, gwinejskich, z Wysp Zielonego Przylądka i etiopskich.(…) Nie opowiem dziś – to nie jest odpowiednia chwila – o różnicach koncepcyjnych w dziedzinie strategii i taktyki między Kubańczykami a Sowietami. My wyszkoliliśmy dziesiątki tysięcy żołnierzy angolskich i doradzaliśmy wojskom tego kraju w szkoleniu i bojach. Sowieci doradzali wysokiemu kierownictwu wojskowemu i szczodrze dostarczali angolskim siłom zbrojnym konieczną broń. Akcje mające swoje źródło w doradztwie najwyższego szczebla przyprawiły nas o niemało bólów głowy. Mimo to między wojskowymi kubańskimi i radzieckimi zawsze panowały wielki szacunek wzajemny i głębokie uczucia solidarności i zrozumienia. Jak wiadomo, pod koniec 1987 roku nastąpiła ostatnia wielka inwazja południowoafrykańska na ziemię angolską, w okolicznościach, które zagrażały stabilności tego narodu. W tym czasie Afryka Południowa i Stany Zjednoczone przystąpiły do ostatniego i najgroźniejszego uderzenia w silne zgrupowanie wojsk angolskich, które nacierało przez piaszczyste tereny w kierunku Jamba, na południowo-wschodnim odcinku granicy Angoli, gdzie – jak zakładano – znajdował się punkt dowodzenia Savimbiego; była to jedna z takich ofensyw, którym zawsze się sprzeciwialiśmy, jeśli Afryce Południowej nie uniemożliwiało się możliwości interweniowania w ostatniej chwili przy użyciu lotnictwa, potężnej artylerii i wojsk pancernych. Po raz kolejny powtórzyła się znana historia. Następnie bardzo rozzuchwalony nieprzyjaciel nacierał w głąb ku Cuito Canavale, dawnej bazy lotniczej NATO, i szykował się do zadania Angoli śmiertelnego ciosu. W obliczu katastrofy, do której doszło, niewątpliwie największej, przy czym chodziło o operację wojskową, za którą, podobnie, jak w innych takich przypadkach, nie ponosiliśmy żadnej odpowiedzialności, rząd angolski zwrócił się z desperackimi apelami o wsparcie ze strony Zgrupowania Wojsk Kubańskich. Tytanicznym wysiłkiem, mimo poważnego niebezpieczeństwa agresji wojskowej, które zawisło także nad nami, najwyższe kierownictwo polityczne i wojskowe Kuby postanowiło zebrać siły konieczne do zadania wojskom południowoafrykańskim ostatecznego ciosu. Nasza ojczyzna powtórzyła wyczyn z 1976 roku. Potok jednostek wojskowych i środków bojowych szybko przepłynął Atlantyk i wylądował na wybrzeżu na południu kraju, aby zaatakować z południowego zachodu w kierunku Namibii, podczas gdy 800 kilometrów na wschód doborowe oddziały natarły w kierunku Cuito Canavale i tam, wraz z cofającymi się wojskami angolskimi, przygotowały potężnym siłom południowoafrykańskim, które nacierały w kierunku tej wielkiej bazy lotniczej, śmiertelną pułapkę. Tym razem w Angoli zgromadziło się 55 tysięcy żołnierzy kubańskich. Tak oto, gdy w Cuito Canavale wojska południowoafrykańskie się wykrwawiły, od południowego zachodu 40 tysięcy żołnierzy kubańskich i 30 tysięcy angolskich, wspartych przez około sześćset czołgów, setki sztuk artylerii, 1000 sztuk broni przeciwlotniczej i odważne jednostki MIG-23, które opanowały przestrzeń powietrzną, nacierały w kierunku granicy z Namibią, gotowe dosłownie zmieść wojska południowoafrykańskie, które zakwaterowywały się na tym głównym kierunku.(...) Miażdżące zwycięstwa w Cuito Canavale, a przede wszystkim piorunujące natarcie potężnego zgrupowania wojsk kubańskich na południowym zachodnie Angoli, położyły kres zagranicznej agresji wojskowej. Nieprzyjaciel musiał zakrztusić się swoją zwyczajową arogancją i usiąść do stołu rokowań. W grudniu 1988 r. rokowania zakończyły się podpisaniem w siedzibie ONZ przez Afrykę Południową, Angole i Kubę układów pokojowych dla Afryki Południowo-Wschodniej. Nazwano je czterostronnymi, ponieważ z jednej strony stołu wzięli w nich udział Angolczycy i Kubańczycy, a z drugiej strony Południowi Afrykańczycy. Stany Zjednoczone siedziały po trzeciej stronie stołu, ponieważ odgrywały rolę mediatora. W rzeczywistości były sędzią i stroną, sojusznikiem reżimu apartheidu; powinny były siedzieć obok Południowych Afrykańczyków. (...)Tym razem nie doszło do tego, do czego w 1898 roku doszło w Paryżu, gdy Północni Amerykanie i Hiszpanie wynegocjowali pokój bez obecności reprezentacji Kuby – Armii Wyzwoleńczej i rządu Kuby pod Bronią. Tym razem, obok rządu Angoli, były obecne Rewolucyjne Siły Zbrojne i prawowita reprezentacja Rewolucyjnego Rządu Kuby. Misja internacjonalistyczna została w pełni zrealizowana. Nasi bojownicy zaczęli wracać do ojczyzny z podniesionym czołem, przywożąc ze sobą jedynie przyjaźń narodu angolskiego, broń, którą walczyli skromnie i odważnie w odległości tysięcy kilometrów od swojej ojczyzny, satysfakcję ze spełnionego obowiązku i chwalebne zwłoki naszych poległych braci. Ich wkład okazał się decydujący dla konsolidacji niepodległości Angoli i uzyskania niepodległości przez Namibię. Ponadto był to znaczący wkład w wyzwolenie Zimbabwe i w upadek znienawidzonego reżimu apartheidu w Afryce Południowej. (...) Nigdy w całości nie opowiedziano o tej niezwykłej epopei. W trzydziestą rocznicę imperializm Jankesów podejmuje nadzwyczajne wysiłki, aby na obchodach tej rocznicy nie pojawiła się nawet wzmianka o Kubie. Co więcej, zamierza napisać historię na nowo. Kuba rzekomo nigdy nie miała nic wspólnego z niepodległością Angoli, niepodległością Namibii i klęską do tego czasu niezwyciężonej armii apartheidu. Kuba nawet nie istnieje, wszystko było dziełem zbiegu okoliczności i imaginacji narodów. Rząd Stanów Zjednoczonych nie ma nic wspólnego z setkami tysięcy zamordowanych Angolczyków, tysiącami startych z powierzchni ziemi wiosek, milionami min rozsianych po ziemi angolskiej, na której te miny ciągle jeszcze zbierają swoje ofiary wśród dzieci, kobiet i cywilów z tego kraju. To obraża narody Angoli, Namibii i Afryki Południowej, które tyle walczyły, i jest aktem grubiańskiej niesprawiedliwości wobec Kuby, jedynego kraju nieafrykańskiego, który walczył z haniebnym reżimem apartheidu i przelał krew za Afrykę. Dziś imperializm Jankesów czerpie z Angoli miliardy dolarów, trwoni jej zasoby naturalne i wyczerpuje jej nieodnawialne zasoby naftowe. Kuba uczyniła to, co powiedział wybitny przywódca antykolonialny Amilcar Cabral: „Bojownicy kubańscy są gotowi poświęcić życie dla sprawy wyzwolenia naszych krajów i w zamian za pomoc dla naszej walki i dla postępu naszej ludności jedyną rzeczą, którą zabiorą ze sobą, będą bojownicy polegli w walce o wolność.” Śmieszne pretensje Jankesów, którzy starają się zignorować zaszczytnk rolę Kuby, oburzają narody afrykańskie. Częściowo dzieje się tak dlatego, że nigdy nie napisano historii tego, co się tam wydarzyło. Wybitni badacze starają się szukać informacji. Jeśli chodzi o Kubę, która nigdy nie chciała pisać i unika mówienia o tym, co uczyniła tak bezinteresownie i w duchu solidarności, jest ona gotowa do udzielenia im skromnej pomocy, stopniowo otwierając swoje archiwa i udostępniając dokumenty poważnym i cieszącym się prestiżem pisarzom pragnącym opowiedzieć prawdziwą i bezsporną historię tych wydarzeń (Oklaski)”[87].
[1] „Oto na czym polega podstawowe prawo rewolucji, potwierdzone przez wszystkie rewolucje, zwłaszcza zaś przez wszystkie trzy rewolucje rosyjskie w XX wieku: aby wybuchła rewolucja nie wystarczy, by masy wyzyskiwane i uciskane uświadomiły sobie, że nie można żyć po staremu i zażądały zmiany; aby wybuchła rewolucja, konieczne jest, by wyzyskiwacze nie mogli żyć i rządzić po staremu. Wtedy dopiero, kiedy „doły” nie chcą starego, a „góry” nie mogą po staremu –wtedy dopiero rewolucja może zwyciężyć. Innymi słowy, prawda ta brzmi: rewolucja jest niemożliwa bez ogólnonarodowego kryzysu”. Włodzimierz Lenin, Dziecięca choroba „lewicowości” w komunizmie, Dzieła Wszystkie, tom 41, Książka i Wiedza, Warszawa 1988 str.67.
[2] Ernesto Guevara: Kuba: Wojna Partyzancka, MON, Warszawa 1961. http://www.geocities.com/che_lbc/016wojna_part2.htm
[3] „Wszystko powyższe podkreśla eseistyczny charakter pracy. Na pewno nie spełnia ona kryteriów obowiązujących w badaniu naukowym. Z tego też powodu ukazuje się w wydawnictwie specjalizującym się w esejach. Bronię jednak prawa zawodowych badaczy spraw społecznych do uprawiania eseistyki. Ona też jest potrzebna do rozwoju wiedzy –nawet jeśli weryfikacja eseistycznych pomysłów może przyjść jedynie w drodze pogłębionych badań i ścisłego zakreślenia przestrzenno –czasowych granic ważności sformułowanych stwierdzeń”, Marin Kula, Narodowe czy rewolucyjne, str. 12, Biblioteka „Więzi” Londyn-Warszawa 1991.
[4] Marcin Florian Gawrycki –Kuba i rewolucje
[5] Więcej na ten temat w książce, Andrzeja Walickiego –Marksizm i skok do królestwa wolności –dzieje komunistycznej utopii, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1996, str. 224.
[6] Marks, Engels, Manifest Partii Komunistycznej. http://www.marxists.org/polski/marks-engels/1848/manifest.htm
[7] Odsyłam do różnych biografii Stalina
[8] Lenin – Wojna partyzancka, Lenin –Działalność oddziałów armii rewolucyjnej
[9] Huberman, Sweezy – Anatomia Rewolucji Kubańskiej
[10] „(…)Ale kiedy atakowaliśmy koszary Moncada, byłem już marksistą.
FREI BETTO: Był pan już marksistą?
FIDEL CASTRO: Tak, miałem już za sobą marksistowsko-leninowskie przygotowanie i ukształtowane idee rewolucyjne.
FREI BETTO: Zdobył je pan na uniwersytecie?
FIDEL CASTRO: Tak, zdobyłem
je rzeczywiście wtedy, kiedy byłem studentem uniwersytetu.
FREI BETTO: Na uniwersytecie, w walce politycznej na uniwersytecie?
FIDEL CASTRO: Tak, zdobyłem je na uniwersytecie, poprzez obcowanie z literaturą rewolucyjną. Ale ciekawa rzecz, zauważ: zanim jeszcze zetknąłem się z literaturą marksistowską, studiując jedynie ekonomię polityczną kapitalizmu, zacząłem wyciągać socjalistyczne wnioski i wyobrażać sobie społeczeństwo, którego gospodarka funkcjonowałaby w sposób bardziej racjonalny. Najpierw byłem utopijnym komunistą. Chyba dopiero na trzecim roku studiów zetknąłem się naprawdę z ideami rewolucyjnymi, z teorią rewolucji, z Manifestem Komunistycznym, z pierwszymi dziełami Marksa, Engelsa i Lenina. Przede wszystkim - i mówię ci szczerą prawdę - ogromne wrażenie wywarły na mnie prostota, jasność i bezpośredniość, z jaką Marks objaśnił nam świat i nasze społeczeństwo w Manifeście Komunistycznym (…)Kiedy zacząłem wyznawać idee rewolucyjne i zetknąłem się z literaturą marksistowską, ujrzałem bardzo dokładnie kontrasty między bogactwem a ubóstwem, między rodziną posiadającą rozległe pola a tymi, którzy nie mieli absolutnie nic. Czy ktoś musiał wyjaśniać mi problemy podziałów klasowych, wyzysku człowieka przez człowieka, jeśli ja to widziałem na własne oczy i jeśli w pewnej mierze sam tego doznałem? Jeśli są w tobie pewne cechy buntownicze i jeśli spotkasz się z ideą, która ci wszystko rozjaśni w głowie, tak jak mnie ta idea pomogła zrozumieć świat i społeczeństwo, w jakim żyłem i jakie wszędzie widziałem, to jak możesz nie uznać tego za prawdziwe objawienie polityczne? Ta literatura poruszyła mnie głęboko, naprawdę mnie podbiła. Jeśli Odyseusza oczarowały śpiewy syren, to mnie urzekły niekwestionowane prawdy literatury marksistowskiej. Chwyciłem to od razu, zacząłem rozumieć, zacząłem widzieć; przekonałem się potem, że podobnie się działo z wieloma moimi rodakami, gdyż wielu towarzyszom, którzy nie mieli nawet pojęcia o tych sprawach, ale którzy byli ludźmi uczciwymi i pragnącymi położyć kres niesprawiedliwości w naszym kraju, wystarczyło dostarczyć kilku elementów teorii marksistowskiej, by skutek był ten sam.(…) Wówczas - jak już ci mówiłem - byłem już w pełni ukształtowanym marksistą-leninistą. Kiedy w 1950 roku ukończyłem uniwersytet, w krótkim czasie, można by powiedzieć, stworzyłem sobie całkowitą koncepcję rewolucji nie tylko w sferze idei, lecz także celów oraz form, w jakich należało je urzeczywistniać w praktyce, metod dostosowywania ich do warunków naszego kraju.
[11] Lenin –Dziecięca choroba „lewicowości” w komunizmie –str. 36-38. Dzieła tom 41 –Książka i Wiedza, Warszawa 1988.
[12] W Gwatemali w tym czasie przebywał Che Guevara i temat ten jest opisany w każdej jego biografii.
[13] William B. Breuer, Vendetta! –Castro i bracia Kennedy, Wydawnictwo Magnum 1998, str. 73. Podczas tej samej wizyty Fidel powiedział: „Strasznym problemem naszej epoki jest konieczność dokonania dla świata wyboru pomiędzy kapitalizmem, który ludzi głodzi, a komunizmem, który rozwiązuje problemy ekonomiczne, ale prześladuje wolność. Kapitalizm poświęca człowieka. Państwo komunistyczne, w wyniku totalitarnej koncepcji wolności, poświęca prawa człowieka. Dlatego właśnie nie zgadzamy się ani z kapitalizmem, ani z komunizmem. Nasza rewolucja jest autonomiczną rewolucją kubańską” –Jean Cormier, Che Guevara, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2004 str. 275.
[14] Cytat pochodzi z książki C.Wright Mills „Słuchajcie Jankesi” wydanej przez Książkę i Wiedzę w 1961 r. s.144. Książka jednak została napisana rok wcześniej i autor bronił tezy, że rewolucja kubańska nie ma charakteru komunistycznego. Polska redakcja książki dodała przypis zaczynający się od słów: „Ocena stanowiska i roli komunistów kubańskich przez autora jest błędna” Dalej następuje cytat Fidela Castro z 1 II 1961 r.
[15] Więcej o nacjonalizacji w ZSRR –w Encyklopedii Rewolucji Październikowej, Wiedza Powszechna, Warszawa 1987 str. 266-267.
[16] Encyklopedia Rewolucji Październikowej… str. 266
[17] „Niewątpliwie rewolucja spotkałaby się z żywym oporem, gdyby się określała jako socjalistyczna. Ale reforma rolna obywała się bez nazwy. I słusznie: była atakiem na system własności, jakiego nigdzie się nie spotyka (chyba że w krajach zacofanych) - atakiem na ustrój feudalny.(...) Ale na Kubie spółdzielnia rolna wynikała już z samej natury rzeczy. Trzcina cukrowa potrzebowała w każdym razie wielkich przestrzeni. Rozumie się samo przez się, że okraiwano dawne latyfundia z obszarów leżących odłogiem i przyznawano innym rolnikom, by zaprowadzili na nich inne uprawy. Ale rozkawałkowanie plantacji, z jej milionami zielonych łodyg, prowadziłoby do rozbicia produkcji cukru. Czy więc rzucać na plantację dwadzieścia tysięcy drobnych, działających w pojedynkę producentów, których przeciwstawiają sobie i konkurencja, i interesy, i różnorodność narzędzi oraz technik? I jak wyznaczyć w tym dziewiczym lesie granice każdej własności? Ponadto jest jeszcze sprawa cukrowni, która daje zamówienia i czeka na dostawę zbiorów. Po co więc brać ten kawałek plantacji na prywatną własność, jeżeli trzcinę trzeba ścinać wspólnie i posiadać wspólne środki transportu? Krótko mówiąc trzcina domaga się zespołowej gospodarki; dotąd istniała feudalna wspólnota dziadów, najmitów, bezrolnych, którzy tonęli po uszy w długach i byli mocno trzymani w garści - zamiast niej będzie jutro spółdzielnia produkcyjna. Tutaj liczą się nie zasady czy przekonania: dawny system sam się przeobraża w organizację kolektywną. I jeden jest tego powód: stosując się do wymogów cukru, feudalna plantacja była już zorganizowana jako wspólnota pracy. W tym też i szczęście Kuby, że nie znajdzie się tam sprzeczności, które kiedyś skrwawiły socjalistyczną Europę. Konieczność pracowania na ziemi we wspólnocie nie zderzyła się z pazernym pragnieniem robotników rolnych, żeby ziemię posiadać w pojedynkę.” Jean Paul Sartre, „Huragan nad cukrem” Iskry, Warszawa 1961, str. 92-93
[18] Godny polecenia jest nie tylko rozdział dotyczący samej inwazji, lecz też cała sprawa z uwolnieniem jeńców.. „Castro traktorów nie chciał, ale w dobroci serca, jak oświadczył, może ewentualnie przyjąć ekwiwalent w gotówce dwudziestu ośmiu milionów dolarów, na tyle bowiem wyceniał wartość pięciuset buldożerów. W rokowaniach znów nastąpił impas. Pod koniec czerwca minął umówiony termin. Castro ponownie wytaczał propagandowe działa przeciwko „jankesom”, wyraźnie zachwycony, że daje im popalić. Urządził nawet przyjęcie dla wybranej grupy jeńców, drażniąc ich przy drinkach stwierdzeniem: „No i co chłopcy, Kennedy nie chce dać za was tych traktorów”. Potem wdał się w dłuższy monolog. Eleonor Roosevelt, najbardziej aktywną członkinię komitetu na rzecz uwolnienia jeńców, obdarzył niewybrednym epitetem stara, głupia baba” str. 179.
[19] „Jakże świetlana i bliska byłaby przyszłość, gdyby na powierzchni kuli ziemskiej nastąpił rozkwit dwóch, trzech, wielu Wietnamów! Co prawda spowodowałby on śmierć i ogromne tragedie, ale nasze codzienne bohaterstwo, ciosy zadawane raz po raz imperializmowi i coraz silniejsze porywy nienawiści ze strony ludów całego świata zmusiłyby go do rozproszenia sił.” Ernesto Guevara, Orędzie do Organizacji Trójkontynentalnej [w:] Rewolucja nr 1, str 391.
[20] M.F. Gawrycki –Kuba i rewolucje… str. 14
[21] Kuba i rewolucje… str. 51
[22] Michał Chmara, Ideologia rewolucji kubańskiej (1959-1970), Poznań, 1991 str. 113-117.
[23] Nie brakuje też prac pisanych językiem marksistowskim, które określają biurokracje jako klasę: Tony Cliff, Państwowy kapitalizm w Rosji, Milovan Dżilas, Nowa klasa.
[24] Włodzimierz Lenin, O związkach zawodowych, Dzieła Wszystkie tom 42, Książka i Wiedza, Warszawa 1988 str. 200.
[25] Włodzimierz Lenin, O spółdzielczości, Dzieła Wszystkie tom 45, Książka i Wiedza, Warszawa 1989 s. 368-369.
[26] „Przylecieliśmy do Hawany 4 lutego 1960 roku na otwarcie wystawy osiągnięć radzieckich w dziedzinie nauki, techniki i kul tury - mówi Anastas Iwanowicz. - Na lotnisku witali nas premier towarzysz Fidel Castro, towarzysz Ernesto Che Guevara ówcześnie zajmujący stanowisko dyrektora Narodowego Banku Kuby, minister spraw zagranicznych towarzysz Raul Roa i inni działacze kubańskiej rewolucji. Na lotnisku zebrało się wielu ludzi pracy. Powitanie było ciepłe, serdeczne. Od razu poczułem, że jestem wśród przyjaciół, ludzi o tych samych poglądach. Młodość przywódców kubańskich, ich rewolucyjna zapalczywość, wiara w swą sprawę oraz taki sam entuzjazm i wiara w sprawę rewolucji szerokich warstw narodu - wszystko to świadczyło, że rewolucja kubańska odpowiadała oczekiwaniom i nadziejom mas pracujących.” Ławriecki Josif , Ernesto Che Guevara Wydawnictwo Literackie Kraków 1974 – http://www.geocities.com/che_lbc/037lawriecki.htm
[27] Ernesto Guevara, Orędzie do Organizacji Trójkontynetalnej, Rewolucja nr 1 str. 381.
[28] Lenin, Dziecięca choroba… str. 52
[29] Waldemar J. Dziak, „Kim I Sen”, Wiedza Powszechna, Warszawa 2001 –autor podaje liczbę 6 milionów ofiar str. 71
[30] Kim Ir Sen, „Wielki antyimperialistyczny czyn rewolucyjny narodów Azji, Afryki i ameryki Łacińskiej jest niezwyciężony” Artykuł opublikowany w czasopiśmie „Trikontinental”, organie teoretycznym Organizacji Solidarności Narodów Azji, Afryki i Ameryki Łacińskiej 8 października 1968 roku. Wydawnictwo Literatury w Językach Obcych, Korea, Phenian 1970. „W celu doprowadzenia do ostatecznego zwycięstwa rewolucji narody, które zdobyły władzę w warunkach okrążenia przez międzynarodowy kapitał muszą za wszelką cenę umocnić swoje własne siły, a zarazem uzyskać odpowiednią pomoc od innych oddziałów rewolucji socjalistycznej na świecie, szerokie międzynarodowe wsparcie klasy robotniczej wszystkich krajów oraz uciskanych narodów całego świata. Innymi słowy należy imperialistyczne okrążenie zastąpić okrążeniem socjalistycznym, dokonując jednej rewolucji za drugą w większości krajów świata, a przynajmniej w kilku krajach sąsiednich, należy zniszczyć bariery imperializmu, otaczające kraj socjalistyczny i torować drogę przekształcenia dyktatury proletariatu w system światowy, należy znieść izolację oblężonej twierdzy socjalistycznej w jednym kraju i zadzierzgnąć silne więzy bojowej solidarności międzynarodowej klasy robotniczej i uciśnionych narodów świata. Tylko w tym wypadku można będzie całkowicie uniknąć zbrojnych interwencji imperialistów i ich prób odrestaurowania kapitalizmu; tylko wówczas można będzie powiedzieć, że ostateczne zwycięstwo socjalizmu zostało zapewnione.
Walka wyzwoleńcza narodów jest ruchem międzynarodowym podobnie jak międzynarodowy jest potencjał kapitału. Ruch rewolucyjny w każdym kraju ma charakter narodowy, a zarazem jest częścią składową rewolucji światowej. Rewolucyjne walki narodów wszystkich krajów wzajemnie się wspierają i uzupełniają, zlewają się w jeden potok: światowej rewolucji. Rewolucja, która zwycięża wcześniej, musi swoim doświadczeniem i przykładem pomóc rewolucji w krajach, w których jeszcze nie odniosła ona zwycięstwa, swoją potęgą polityczną, ekonomiczną i wojskową musi udzielić aktywnego poparcia i pomocy walce wyzwoleńczej narodów świata, natomiast narody tych krajów, które nie doprowadziły jeszcze do zwycięstwa rewolucji, prowadząc tym aktywniejszą walkę muszą bronić zwycięskiej rewolucji w innych krajach, stawiając czoła próbom ich zdławienia przez imperialistów oraz przyspieszać zwycięstwo rewolucji we własnym kraju. Takie jest prawo rozwoju ruchu światowej rewolucji, taka jest wspaniała tradycja, zrodzona już w samym procesie walki wyzwoleńczej narodów.
Rewolucja Kubańska jest
organiczną częścią składową rewolucji światowej, a w szczególności
decydującym ogniwem rewolucji latynoamerykańskiej. Obrona Rewolucji
Kubańskiej, umacnianie i rozwijanie jej zwycięstw, stanowią nie tylko
obowiązek narodu kubańskiego, ale i internacjonalistyczną powinność
uciskanych narodów Ameryki Łacińskiej oraz wszystkich rewolucyjnych narodów
świata. Jeżeli obrona zdobyczy Rewolucji Październikowej w Rosji, która
dokonała pierwszego wyłomu w światowym systemie kapitalistycznym, była
kwestią pierwszorzędnej wagi, decydującą o losach rozwijającej się rewolucji
światowej, to obrona zdobyczy Rewolucji Kubańskiej, która dokonała
pierwszego wyłomu w kolonialnym systemie imperializmu amerykańskiego w
Ameryce Łacińskiej, stanowi kwestię pierwszorzędnej wagi, decydującą o
losach rewolucji latynoamerykańskiej.
Dla obrony Rewolucji Kubańskiej rzeczą niezmiernie ważną jest rozwijanie
ruchu rewolucyjnego w krajach Ameryki Łacińskiej sąsiadujących z Kubą.
Jeśli płomień rewolucji rozgorzeje w szeregu krajów Ameryki Łacińskiej, w
których usadowił się amerykański imperializm, to siły imperializmu USA
zostaną rozproszone i osłabione, a imperialiści amerykańscy i ich najmici
nie zdołają uniknąć fiaska swych knowań zmierzających do zdławienia Kuby
poprzez koncentrację sił. Jeśli następnie rewolucja zwycięży w kilku innych
krajach Ameryki Łacińskiej, to Kuba uwolni się od totalnego okrążenia przez
imperializm, powstaną sprzyjające warunki dla rewolucji na Kubie i w Ameryce
Łacińskiej, a rewolucja światowa ulegnie wydatnemu przyspieszeniu. (…) Jeśli
Che Guevara ramię w ramię z rewolucjonistami Ameryki Łacińskiej pod
sztandarem proletariackiego internacjonalizmu, pod sztandarem walki
antyimperialistycznej i antyamerykańskiej, nie dbając o własne życie z
bronią w ręku rozwinął czynną i bohaterską walkę rewolucyjną w różnych
krajach Ameryki Łacińskiej w imię obrony Rewolucji Kubańskiej, w imię
przyśpieszenia dnia wyzwolenia uciśnionych narodów tego rejonu, to było
to przedsięwzięcie jak najbardziej słuszne i w najwyższym stopniu godne
uznania. Rewolucyjne narody całego świata wyrażają uczucia gorącej
sympatii dla mężnych poczynań Che Guevary, który wraz z latynoamerykańskimi
rewolucjonistami rozwinął heroiczną walkę zbrojną. Świetlany przykład Che
Guevary służy za wzór nie tylko dla walki rewolucyjnej narodów Ameryki
Łacińskiej, ale i dla walki wyzwoleńczej narodów Azji i Afryki i pobudza je
do bohaterskich czynów.(…) W chwili obecnej podstawowa strategia
amerykańskiego imperializmu, ukierunkowana na agresję w światowej skali,
polega na tym, by nie pogarszając w miarę możliwości stosunków z dużymi
krajami i unikając konfrontacji z nimi, doprowadzić do zniszczenia przy
użyciu siły zbrojnej, po kolei jeden po drugim, rewolucyjnych krajów
socjalistycznych, małych i podzielonych i młodych niepodległych państw
oraz poprzez wzmożenie ofensywy ideologicznej i politycznej wywołać od
wewnątrz rozkład tych krajów, które są ideologicznie słabe, które nie chcą
przeprowadzić rewolucji, które rozpowszechniają wśród narodów iluzję co do
imperializmu, rozprawiając jedynie o pozbawionym zasad współistnieniu z
imperializmem, i które pragną żyć z nim w harmonii.
W oparciu o tę światową strategię amerykańscy imperialiści zbroją się na
wielką skalę i umacniają jeszcze bardziej swoje bazy wojskowe i agresywne
sojusze wojskowe w celu zaatakowania krajów socjalistycznych i postępowych
państw. Przygotowując się na wielką skalę do wojny totalnej i nuklearnej,
amerykańscy imperialiści otwarcie weszli na drogę "wojny lokalnej"
oraz "wojny specjalnej" w Wietnamie i w wielu innych rejonach.
Jednocześnie amerykańscy imperialiści podejmują z jednej strony rozpaczliwe
próby przekupienia tchórzliwych elementów w szeregach ruchu robotniczego,
obawiających się rewolucji i starają się je wykorzystać, jako swoich
agentów, a z drugiej strony uciekają się do nowego rodzaju zimnej wojny w
celu pobudzania procesu "liberalizacji" i "demokratycznego rozwoju" w
niektórych krajach. Głosząc zasadę "najwyższego uprzywilejowania" pewnych
państw, rozszerzenia "kontaktów i wymiany" między Wschodem i Zachodem itd.
starają się przy pomocy tych (środków przemycić swoją reakcyjną ideologię i
kulturę, ideologicznie zdegradować narody i zahamować ich rozwój
gospodarczy. W ten sposób usiłują oni zniszczyć owe kraje od wewnątrz.
Imperialiści prowadzą wywrotową działalność i podejmują próby zamachów
stanu, żeby wyrwać z antyimperialistycznego frontu jeden po drugim, młode
niepodległe państwa. Uciekając się do jawnej przemocy, przenikają oni
jednocześnie do młodych niepodległych krajów, posługując się "pomocą" jako
przynętą i w ten sposób interweniują w sprawy wewnętrzne tych krajów.
Amerykańscy imperialiści klecąc reakcyjne ugrupowania prawicowe usiłują je
nakłonić do przeciwstawienia się siłom postępowym i do sprowadzenia
niektórych młodych niepodległych państw na drogę kontrrewolucji.
Innymi słowy amerykańscy imperialiści trzymając w jednej ręce gałązkę oliwną, a w drugiej strzałę i wymachując nimi, łączą nuklearny szantaż z "pokojową penetracją" oraz represje z ugodą i oszustwem i w ten sposób usiłują jeden po drugim pochłaniać kraje rewolucyjne drogą zbrojnej agresji i wywołać rozkład krajów ideologicznie słabych poprzez agresję ideologiczną i kulturalną.(…) Aby odnieść zwycięstwo w walce z imperializmem amerykańskim należy zadawać mu ciosy we wszystkich krajach, zarówno dużych jak i małych. Jest tutaj rzeczą szczególnie ważną, żeby małe kraje Azji, Afryki i Ameryki Łacińskiej uwolniły się od serwilizmu wobec wielkich mocarstw, polegającego na szukaniu oparcia w dużych krajach, i żeby wzięły aktywny udział w walce przeciwko imperializmowi amerykańskiemu. Niesłusznym jest mniemanie, jakoby było rzeczą niemożliwą zniszczenie amerykańskiego imperializmu, jeśli w walce nie wezmą udziału duże kraje. Lepiej byłoby oczywiście, gdyby duże kraje wspólnie z małymi krajami walczyły przeciwko amerykańskiemu imperializmowi. Dlatego małe kraje powinny wzmóc starania o zespolenie się z dużymi krajami. Jednakże w żadnej mierze nie oznacza to, że nie będąc dużym krajem nie można prowadzić walki z amerykańskim imperializmem i pokonać go.”
[31] O wysokim poziomie moralnym i politycznym świadczą listy opublikowane w książce Ławriecki Josif , Ernesto Che Guevara Wydawnictwo Literackie Kraków 1974 – http://www.geocities.com/che_lbc/036listy.htm
[32] „Tę największą i najtrwalszą „białą plamę” w biografii Guevary usunął wreszcie Taibo. Dziejom ekspedycji kongijskiej poświęcił oddzielną książkę, napisaną do spółki z dwoma dziennikarzami kubańskimi, pt. rok, w którym nigdzie nas nie było. Zebrał obszerne relacje uczestników. Przytoczył fragmenty dziennika prowadzonego przez Guevarę w Kongu i książki, którą ten napisał po wyjeździe stamtąd pt Epizody wojny rewolucyjnej (Kongo). Władze kubańskie trzymają oba te teksty pod kluczem. Taibo miał okazję zapoznać się z nimi w okolicznościach, o których uznał za konieczne zachować daleko posuniętą dyskrecję. Nie obeszło się bez oskarżeń, że uległ manipulacji kubańskich służb specjalnych. Książka bowiem miała by zatkać usta tym, którzy w wielu punktach świata postulują, aby Castro zgodził się wreszcie na opublikowanie kongijskich pism Guevary, a on zgodzić się nie chce, bo zawarte są w nich rzekomo dowody, że między nim a Guevarą doszło do sporów politycznych lub nawet do zerwania. Stara to teoria, której ciągle nie daje się niczym podeprzeć, więc się twierdzi, że dowody na to są, lecz niestety w sejfie u Castro. Dane zawarte w książce Taibo całkowicie przeczą jakiemukolwiek konfliktowi Guevary z Castro.”. Zbigniew Marcin Kowalewski, Che Guevara czyli walka, która nie zna granic, Lewą Nogą nr 10 str. 77.
[33] „Tym razem przyjęty został przez Mao, otoczonego członkami rządu; spotkanie trwało ponad trzy godziny. Godziny te okazały się najintensywniej przeżywane i najważniejsze w życiu Che. Zawsze żywił ogromny szacunek dla przywódcy chińskiego –w Buenos Aires, współpracując z pismem „Tackle”, podpisywał swe artykuły schińszczoną wersją swego przydomka „prosiaczek Chan-cho” –Chang Cho. Hilditę nazywał „swym maleńkim Mao”, a w okresie Inwazji jego grupę bojową nazwano los Mao Mao i to wcale nie po to, by go zirytować. Drugie spotkanie odbyło się w gronie złożonym z Mao, Czou En-laja i Lin Piao(…) Rozmawiano o uzbrojeniu, o związkach politycznych z ZSRR, pozycji Chin w Afryce. Mao zapewnił Che, że gotów jest dopomóc Patric’owi Lumumbie w Kongo, dostarczając mu broń, a Ernesto wyszedł ze spotkania z przekonany, że marksizm-leninizm zachował się w Chinach w postaci czystszej niż w ZSRR.” Jean Cormier, Che Guevara str.307-308 „zainstalował tam swą bibliotekę. Rozmieścił około dwóch tysięcy tomów na pięciu stelażach, zajmujących całą ścianę. Przypatrywało się im popiersie Bolivara. Na górnych półkach stanęły dzieła filozofów marksistowskich, Lenina, Stalina oraz publikacje na temat historii narodu kubańskiego. Poniżej znalazły się pracę Trockiego, Garaudy’ego (La Liberte), Mao oraz książki na temat Chin i rewolucji kubańskiej” Cormier…str. 311. Stosunek Guevary do maoizmu i trockizmu to wątek, który rodzi wiele kontrowersji czego przykładem jest biografia Guevary napisana przez Josifa Ławrieckiego: „Śmierć Che zrodziła dziesiątki i setki książek oraz broszur, wydanych w wielu językach świata. Poświęcone są mu wiersze, poematy, dramaty, opowiadania, opowieści i filmy. Oczywiście, że piszą o nim nie tylko życzliwi mu ludzie i przyjaciele, lecz także podstępni i przebiegli wrogowie. Ci ostatni, zadawszy mu śmierć fizyczną, usiłują obecnie uśmiercić go politycznie, gdyż obraz rewolucjonisty Che jest dla nich nie mniej niebezpieczny, niż był nim żywy Che. Czego nie wypisują o nim ci sprzedajni pismacy... Jedni czynią z niego superbohatera działającego w osamotnieniu, tragiczną postać, samobójczego rewolucjonistę, inni znów przedstawiają go jako anarchistę, trockistę, zwolennika Mao Tse-tunga, jak to czyni, na przykład, wykonując polecenie Centralnej Agencji Wywiadowczej, w swej biografii Che Daniel James. Cała ta falsyfikatorska robota szyta jest grubymi nićmi. Che nie znosił rewolucyjnej pozy, pseudo bohaterstwa, wszelkiego rodzaju sekciarzy, drobnomieszczańskich łgarzy i ultrasów, trockistów i tym podobnych prowokatorów, których jednoczyła i jednoczy nienawiść do komunizmu i Związku Radzieckiego. Ale jak nie staraliby się oszczercy, nie uda się im "przywłaszczyć" świetlanego obrazu Che, komunisty i przyjaciela Związku Radzieckiego, jakim był w rzeczywistości i jakim na zawsze pozostanie w pamięci wszystkich postępowych ludzi świata.”
[34] O represjach pisze Gawrycki – w rozdziale poświęconemu stosunkom trockistów z Kubą…
[35] Urszula Ługowska, August Grabski, Trockizm doktryna i ruch polityczny, Wydawnictwo Trio, Warszawa 2003 str. 142. Stosunkowi trockistów do partyzantów poświęcone są dwa podrozdziały: „Zwrot ku ruchom partyzanckim” jak i „Boliwia i Argentyna -partyzancka linia w praktyce”, ale temat ten jest obecny także na innych stronach. Nie jest to może zbyt dobre źródło, gdyż pod względem faktograficznym temat został potraktowany bardzo ogólnikowo, ale to co jest dla nas istotne to krytyka trockistów współpracujących z partyzantami i krytyka samych partyzantów. Autorzy powielają różne mity, z którymi polemizowali stratedzy wojny partyzanckiej –ale do tego tematu jeszcze wrócimy.
[36] Lew Trocki, Przedmowa do polskiego wydania "Dziecięcej choroby lewicowości w komunizmie", napisane w 1932 r. http://www.marxists.org/polski/trocki/1932/10/06przedmowa.htm
[37] Lew Trocki, Zdradzona Rewolucja, Wiet., Warszawa 1991 str. 216.
[38] Gawrycki str. 158.
[39] Zbigniew Marcin Kowalewski, 1965 - Che Guevara w partyzantce afrykańskiej, Na odsiecz rewolucji kongijskiej "Dalej!" (Warszawa) nr 24, jesień 1997 r.
[40] Che Guevara, Wojna Partyzancka - http://www.geocities.com/che_lbc/017wojna_part3.htm
[41] Guido „Inti” Peredo, Moja kampania u boku Che [w:] Rewolucja nr 2, str.351. Zdradzie PCB poświęcony jest cały rozdział: „Dezercja partii komunistycznej”.
[42] Jean Cormier, Che Guevara, str. 389-390.
[43] Ryszard Kapuściński, Wstęp od tłumacza [w:] Che Guevara, Dziennik z Boliwii, Książka i Wiedza 1969 s. 8-10.
[44] Ernesto Che Guevara, Moja Rewolucja (nowsze wydanie Epizodów Wojny Rewolucyjnej), rozdział „Posiłki” str. 59-63, mireki, Kraków 2004.
[45] Ernesto Guevara, Dziennik z Boliwii, Książka i Wiedza 1969 s. 95.
[46] Fidel Castro, Konieczny wstęp [w:] Dziennik z Boliwii… str. 16-17
[47] Marcin Kula, Anatomia rewolucji narodowej (Boliwia w XX wieku), Wrocław 1999, s.353.
[48] Guido „Inti” Peredo, Orędzia z podziemia, Rewolucja nr 2, s. 444
[49] Marcin Kula, Anatomia rewolucji narodowej (Boliwia w XX wieku), Wrocław 1999, s.352
[50] Guido „Inti” Peredo, Orędzia z podziemia, Rewolucja nr 2, s. 444-445
[51] Josif Ławriecki… s.303
[52] Gawrycki s.192
[53] Gawrycki s. 55
[54] Fidel Castro, Moncada nauczyła nas jak przekształcać klęski w zwycięstwa, Książka i Wiedza, Warszawa 1974, str. 102
[55] Jean Cormier… str. 341-342
[56] Dobrym źródłem do badania krwawych dyktatur w Ameryce Łacińskiej, jest książka Artura Domosławskiego, Gorączka latynoamerykańska, Świat Książki, Warszawa 2004.
[57] Więcej na ten temat w mojej pracy o działaczu Wielkiego Proletariatu i Narodnej Woli, Stanisławie Kunickim. http://www.geocities.com/kunicki1886/089michal.htm
[58] Polecam dwa mało znane teksty Lenina: „Wojna partyzancka”, tom 14, Książka i Wiedza, Warszawa 1986, str. 1-11, „Zadania oddziałów armii rewolucyjnej”, tom 11, Książka i Wiedza, Warszawa 1985, str. 315-319.
[59] Ernesto Che guevara, Moja rewolucja… 69-74
[60] Carlos Marighella, Mini-podręcznik partyzanta miejskiego http://www.geocities.com/che_lbc/027podrecznik.htm
[61] Zbigniew Marcin Kowalewski, Guerilla latyno-amerykańska, wstęp http://www.geocities.com/che_lbc/013zmk.htm
[62] Więcej o urugwajskich Tupamaros w książce Marii Esther Gilio -"Tupamaros", a zwłaszcza we wstępie Z.M. Kowalewskiego.
[63] Maria Esther Gilio -"Tupamaros” –rozdział –wywiad z pewnym tupamaro
[64] „Miniatura VIII (terroryzm państwowy) Notatki z lektur i rozmów z profesorem Romero: 1.Porwania, tortury, skrytobójstwa staty się codziennością życia w Argentynie pod rządami junty. 2. Ideologią wojskowych byta walka z "wywrotowcami". Tak jak w sąsiednich krajach, nazwano to "doktryną bezpieczeństwa narodowego". Stany Zjednoczone popierały doktrynę słowem, czynem, pieniądzem. Junta Videli nie rozróżniała uczestników grup zbrojnych i zwykłych działaczy politycznych, związkowców, dziennikarzy, adwokatów. Wojskowi dążyli do unicestwienia całej tak zwanej klasy politycznej; wszystkiego, co stanowi o istnieniu społeczeństwa obywatelskiego, niezależnie od poglądów. Nazwano to Procesem Reorganizacji Narodowej (Proceso de Reorganizacioń Nacional). 3.Dyktatura udawała za dnia, że jest normalnym państwem, terror siała nocą. Agenci policji i wojska wyciągali ludzi z domów, uprowadzali, torturowali, a na stępnie więzili w zakonspirowanych obozach (Centros Clandestinos de Detención). W obozach tysiące porwanych znikało. "Znikniętych" zakopywano w masowych grobach, palono, strącano z samolotów - skatowanych, półżywych – do Atlantyku. 4.Więziono, torturowano, zabijano nie tylko "wywrotowców" i działaczy politycznych, lecz także ich rodziny, przyjaciół, znajomych ("zbrodnie na podstawie notesu telefonicznego ofiary"). Unicestwiali "wywrotowca", ale również wszystkich wokół niego, którzy mogliby być zarażeni "wywrotowymi" ideami - strategia spalonej ziemi. Ofiarami padali przypadkowi ludzie, niedziałający ani w grupach zbrojnych, ani w partiach, ani w stowarzyszeniach; niekiedy dzieci. 5. Bilans państwowego terroryzmu z lat 1976-1983: trzydzieści tysięcy "znikniętych". Przykładowe metody tortur, opisane przez więźniów w raporcie Nunca Mas (Nigdy więcej); rażenie prądem najbardziej wrażliwych części ciała - genitaliów, ust, dziąseł piersi - po uprzednim przywiązaniu torturowanego do metalowego łoża, wprowadzanie do odbytu lub pochwy szerokiej rury, wpuszczanie do niej szczura i zamknięcie odwrotu - tak, aby szczur szarpał wnętrzności ofiary, torturowanie dzieci w obecności rodziców, rodziców na oczach dzieci, wypalanie na skórze, zrywanie paznokci, polewanie skatowanego ciała osoloną wodą, gwałty, fikcyjne egzekucje.” Artur Domosławski, Gorączka latynoamerykańska, Świat Książki, Warszawa 2004, str. 198-199.
[65] Gawrycki, str. 216
[66] Władysław Gomółka, Pamiętniki; red. nauk. Andrzej Werblan. T. 1. Warszawa BGW, 1994.
[67] Zbigniew Marcin Kowalewski, Rewolucja kubańska w myśli społecznej Ernesto Guevary, Kultura i Społeczeństwo, rok XVI, nr 2, 1972 str. 154-5
[68] Siergiej Nieczajew, Katechizm rewolucjonisty, http://www.geocities.com/lbc_1917_2/133nieczajew2.htm
[69] Od końca lat dziewięćdziesiątych, na fali ruchu alterglobalizacyjnego, mamy do czynienia z powstawaniem literatury krytycznej wobec neoliberalnego kapitalizmu, gdzie stałą pozycją jest krytyka twórczości Fukuyamy
[70] Ciekawy szczegół dotyczący radiowej aktywności Guevary powiedział argentyński rewolucjonista Ciro Bustos, który później walczył z Guevarą w Boliwii. Twierdził on, że jeszcze w czasie trwania rewolucji słuchał rewolucyjnego radia (czy radio z Sierra Maestra docierało do Argentyny ?) i postanowił się do Guevary przyłączyć. Więcej na ten temat w filmie: Sacrificio – kto zdradził Che Guevarę? (Sacrificio – Who betrayed Che Guevara), reżyseria: Erik Gandini, Tarik Saleh, Szwecja 2001
[71] Michał Nowicki, Powstanie chłopskie w Prusach Książęcych w 1525 roku na tle wojny chłopskiej http://archiwumlbc.w.interia.pl/545prusy.htm
[72] Michał Nowicki, Polacy w rosyjskim ruchu rewolucyjnym, Nowy Robotnik, grudzień 2005 http://www.geocities.com/lbc_arc_1917/1801mn_polacy.htm
[73] Więcej na temat uczestników kampanii boliwijskiej w drugim numerze Rewolucji wydanej w 2002 r. str. 427-440.
[74] A. Chwalba, Sacrum i rewolucja. Socjaliści polscy wobec praktyk i symboli religijnych (1870-1918), Kraków 1992. Polecam też mój tekst o kulcie pierwszych polskich „socjalistycznych świętych” czyli czterech proletariatczyków powieszonych na stokach cytadeli 28 stycznia 1886: Michał Nowicki, Stanisław Kunicki w polskiej historiografii http://www.geocities.com/kunicki1886/089michal.htm
[75] Ernesto Guevara, Wojna partyzancka http://www.geocities.com/che_lbc/017wojna_part3.htm
[76] „Evo Morales wybiera się w środę do La Higuera, gdzie złoży symboliczny pośmiertny hołd Ernesto Che Guevarze – poinformował dziś rzecznik prezydenta, Alex Contreras. Morales zamierza złożyć hołd w miejscowej szkole, w której Guevara został zabity. Ten symboliczny akt ma przypomnieć Boliwijczykom, że Morales (o indiańskich korzeniach) jest pierwszym prezydentem w historii tego kraju, łamiącym wszelkie dotychczasowe schematy boliwijskiej klasy politycznej. Morales chcę uczynić Ernesto Che Guevare symbolem swojego rządu.” 2006-06-14, Patryk Kisling: „Boliwia: Morales złoży pośmiertny hołd Che Guevarze” http://lewica.pl/index.php?id=10731
[77] Ernesto Guevara [w:] Zbigniew Marcin Kowalewski, Rewolucyjna partyzantka chłopska w Ameryce Łacińskiej, zarys teorii, Warszawa 1974. Cytat z Guevary jest mottem pracy i znajduje się na stronie 2.
[78] Zbigniew Marcin Kowalewski, Rewolucyjna partyzantka chłopska w Ameryce Łacińskiej, zarys teorii, Warszawa 1974. strony 22-26.
[79] Ernesto CHE Guevara, Orędzie do Organizacji Trójkontynentalnej http://www.geocities.com/che_lbc/007che.htm
[80] http://pl.wikipedia.org/wiki/Kult_Che . Warto też zwrócić na odnotowane w notce przykłady kultu Che, które poniżej cytuje: „Przykłady kultu Che w sztuce Filmy i aktorzy portretujący Che El 'Che' Guevara – Francisco Rabal (1968) Che! – Omar Sharif (1969) Evita - Antonio Banderas (1996) "El Día Que Me Quieras" ("Dzień w którym mnie pokochasz" - piosenka śpiewana przez Carlos Gardela ) – reż. Leandro Katz (1997) "Hasta la victoria siempre" – Alfredo Vasco (1999) "Fidel" – Gael García Bernal (2002) The Motorcycle Diaries – Gael García Bernal (2004) "Guerrilla" – Benicio Del Toro (2006) Guevara został także sportretowany w skeczu Monty Python'a "World Forum" gdzie Eric Idle odgrywa fikcyjny talk-show między Guevara, Mao Zedongiem, Leninem i Karolem Marksem. W serialu "Joan z Arkadii" - na drzwiach pokoju Grace odc. 30. W grach komputerowych i wideo Guevara, prod. SNK (Japonia, 1986) Counter-Strike: Source, poziom "CS_Havana" przedstawia ikony Che na ścianach wioski. Tom Clancy's Splinter Cell: Pandora Tomorrow - w czasie jednej ze scen wideo dziewczyna w Paryżu ma na sobie T-shirt ze zdjęciem Sadono, głównej postaci tego odcinka, stylizowanego na Che. The Boondocks - Huey, glówny bohater ma na ścianach swojego mieszkania plakaty z podobizną Che. W muzyce Hasta siempre, Comandante (Na zawsze, Komendancie), popularna piosenka napisana w 1965 r. przez Carlosa Pueblę Carta al Che (List do Che), piosenka napisana w 1969 przez Carlosa Pueblę Tom Morello w teledysku Rage Against The Machine ma kolumny z wymalowaną podobizną Che na głośnikach Cliche Guevara, piosenka wydana przez Against Me! w 2003 r. Comandante Che Guevara (Komendant Che Guevara) - operetkowa pieśn Nueva Trova wykonana przez Silvio Rodrígueza. piosenka 'List do Che' z ostatniej płyty Grabaża i Strachy na Lachy, 'Piła Tango'
[81] Machalica, Martys: Czerwona awangarda http://www.lewica.pl/index.php?id=9948
[82] Machalica, Martys: Nazis Raus! http://www.lewica.pl/index.php?id=9954
[84] „Załamanie gospodarcze, jakie dotknęło wyspę po upadku bloku wschodniego, stanowiło również poważne zagrożenie dla stabilności rządów rewolucyjnego reżimu. Jednym ze sposobów uniknięcia niebezpiecznych dla władzy skutków kryzysu stało się przeprowadzenie "czystek" w wojsku i jego otoczeniu, jako środowisku tradycyjnie najbardziej zapalnym. Ich ofiarą padł między innymi generał Arnaldo Ochoa Sanchez, jeden z bohaterów kampanii w Angoli i niegdyś bliski przyjaciel Fidela Castro. 13 lipca 1989 r. generał, wraz z trzema innymi osobami, został stracony. Publiczna egzekucja była wyrokiem w procesie toczonym w sprawie uczestnictwa oficerów i wysokich urzędników państwowych w przemycie narkotyków, nielegalnych interesach i korupcji. Zarzuty te propagandowo zakwalifikowano jako zdradę stanu. Dziesięć innych osób skazano wówczas na karę więzienia od 10 do 30 lat. Chociaż w trakcie procesu generał przyznał się do prowadzenia nielegalnych interesów na dużą skalę i złożył samokrytykę, pozostałe oskarżenia wydają się wielce wątpliwe i nie zostały dotychczas udowodnione. Pojawiają się głosy mówiące, że gen. Ochoa, który jeszcze podczas walk w Afryce nie powstrzymywał się od krytykowania polityki braci Castro, stał się wyjątkowo niewygodny w trudnym, kryzysowym momencie. Na niekorzyść generała świadczył również fakt, że cieszył się on większą popularnością wśród wojska niż Raul Castro i reprezentował zdecydowanie proreformatorskie skrzydło armii kubańskiej. Nie udało się również wyjaśnić czy rzeczywiście był to spisek, który, jak podawały oficjalne źródła, miał na celu skompromitowanie rządu Fidela Castro poprzez uwikłanie go w międzynarodowy handel narkotykami i nielegalne interesy. Pokazowy wyrok potraktowany został jednak jako ostrzeżenie, by wojsko nie próbowało sięgnąć po władzę, wykorzystując nastroje społeczne wywołane kryzysem.” Anita Oberda, Stosunki kubańsko –afrykańskie po zimnej wojnie –redefinicja celów i form zaangażowania [w:] Kuba i Afryka sojusz dla rewolucji, pod red. Marcin F. Gawrycki, Wiesław Lizak, Warszawa 2006, strony 188-189.
[85] Wstęp do książki Kuba i Afryka sojusz dla rewolucji, pod red. Marcin F. Gawrycki, Wiesław Lizak, Warszawa 2006, str. 19.
[86] Zbigniew Marcin Kowalewski, Fidel o kubańskiej misji internacjonalistycznej w Angoli http://www.geocities.com/arch_lbc/1725angola.htm
[87] Przemówienie wygłoszone przez prezydenta Republiki Kuby Fidela Castro Ruz na obchodach XXX rocznicy kubańskiej misji wojskowej w Angoli i XLIX rocznicy lądowania Granmy, w Dniu Rewolucyjnych Sił Zbrojnych (FAR), 2 grudnia 2005 roku (Wersje Stenograficzne – Rada Państwa) http://www.geocities.com/arch_lbc/1725angola.htm