Tekst pochodzi z Trybuny Robotniczej nowego lewicowego tygodnika http://www.trybuna-robotnicza.pl
HISTORIA ? Ocenzurowaniu weterani
Z Józefem Karbownikiem, sekretarzem zarządu Rady Krajowej Żołnierzy Armii Ludowej rozmawiają Wojciech Orowiecki, Jarosław Augustyniak i Magdalena Ostrowska
Gdzie za okupacji hitlerowskiej działał Pan w lewicowym ruchu partyzanckim?
- Armia Ludowa powstała w styczniu 1944 r. – z połączenia Gwardii Ludowej i różnych innych organizacji lewicowych. W domu mojego ojca działał sztab polityczny Polskiej Partii Robotniczej. PPR organizowała nabór do GL, którą tworzyli głównie chłopi i robotnicy, przede wszystkim w centralnej Polsce i na Lubelszczyźnie. Tam właśnie powstał Polski Sztab Partyzancki, któremu obecnie zarzuca się, że był sterowany przez Związek Radziecki, co jest nieprawdą. Obok polskich mieliśmy również oficerów radzieckich, ale oni byli potrzebni, bo polskich wtedy nie wystarczało. Pamiętajmy, że GL tworzyli chłopi i robotnicy, prości ludzie. Do GL trafiali nawet młodzi chłopcy. Przebywałem wtedy na obszarze wzmożonego ruchu partyzanckiego, na terenach Generalnej Guberni – Ziemia Radomszczańska, lasy w rejonie Kotfina. Cała ta ziemia powstała do walki przeciwko okupantowi. Działały tam też oddziały Związku Walki Zbrojnej, przekształconego następnie w Armię Krajową.
Istniały przecież różne formacje zbrojne, partyzanckie, o różnym zabarwieniu politycznym. Pan wybrał GL.
- Gdy trafiłem do Armii Ludowej, miałem 12 lat, trudno więc mówić o świadomym wyborze. Prawdopodobnie miała na to wpływ atmosfera, która panowała w domu. Ojciec pochodził ze Śląska, był przed wojną działaczem KPP i w czasie wojny też działał w AL. Wpadł 6 stycznia 1944 r. w Kotfinie jako organizator i sekretarz komórek PPR. Wpadło tam 45 mężczyzn. Mnie i mojemu bratu udało się uniknąć wpadki. Mojego brata wzięto za kobietę, bo był owinięty chustą – była ostra zima. Wszyscy mieliśmy być rozstrzelani. Ojciec trafił do obozu w Gross-Rosen, dokąd wywożono najgroźniejszych politycznie partyzantów. Dostaliśmy od niego trzy listy, ale kontakt się urwał. W latach 70. pisałem do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Otrzymałem odpowiedź, że ojciec zmarł na serce w Dolnej Saksonii w 1944 r.
Czy Ziemia Radomszczańska była ważnym ośrodkiem walki partyzanckiej?
- W 1944 r., gdy bardzo nasiliły się walki, Niemcy atakowali partyzantów w rejonach naszego działania. Kierowali tam oddziały nie liczące się z niczym, zabijające wszystkich, którzy stanęli im na drodze. Właśnie na tych terenach powstały duże oddziały AL i wtedy juz składaliśmy przysięgi. Ja złożyłem przysięgę 10 maja 1944 r. Niemcy pacyfikowali wtedy wsie, paląc gospodarstwa tych, których podejrzewali o sympatie lewicowe. 12 września 1944 r. wydostałem się z okrążenia podczas wielkiej bitwy partyzanckiej w lasach kotfińskich pod Ewiną. Była to bitwa 3. brygady AL i oddziałów BCh. AK nie uczestniczyła w tej bitwie. Byłem kurierem, przenosiłem meldunki, bo doskonale znałem te tereny, a Niemcy mieli co 6 metrów okopane stanowiska ogniowe, 200 samochodów, samoloty. 600 partyzantów walczyło z 10 tys. doskonale wyszkolonych żołnierzy niemieckich. Trzeba było znaleźć lukę, by wyjść z okrążenia, a „kocioł” był w promieniu 15 km. Udało się nam wydostać z okrążenia. Zginęło 12 żołnierzy AL, 11 zostało rannych - ja również – a 4 zaginęło. Lasy kotwińskie były kolebką wielkiego ruchu powstańczego w Generalnej Guberni, wznieconego przez oddziały GL, a następnie rozwijanego przez AL. Do dziś Ziemia Radomszczańska jest lewicowa.
Czy motywacją wstąpienia do lewicowej partyzantki była krytyczna postawa wobec II RP, wyzysku, kryzysów, bezrobocia i biedy, pacyfikowania przez władzę protestów robotniczych?
- Część żołnierzy AL miała taką motywację, ale pamiętajmy, że to byli głównie prości ludzie. Świadomość polityczną mieli przede wszystkim dowódcy. Oni wiedzieli, o jaką Polskę walczą. Zwykli żołnierze, szarzy partyzanci nie mieli takiej świadomości. Po prostu chcieli walczyć z okupantem. Wielu z nich trafiało do określonych oddziałów nie z politycznego wyboru, ale dlatego, że taka, a nie inna organizacja działała na ich terenie. Klasowa świadomość polityczna i społeczna rodziła się w walce, a zwłaszcza gdy NSZ zaczął zabijać żołnierzy AL. My, lewicowcy, walczyliśmy z hitlerowcami nie tylko o Polskę wolną, ale również społecznie sprawiedliwą, w której nie byłoby wyzyskiwanych, wykluczonych, nędzarzy, głodnych, bezrobotnych, a nie o to, by tak, jak dziś, 90 proc. bezrobotnych nie miało za co żyć i wielu musiało szukać jedzenia na śmietnikach.
Mówi się, że pod koniec wojny i tuż po jej zakończeniu toczyła się wojna polsko-polska, żołnierze poszczególnych oddziałów wybijali się nawzajem, toczyła się walka o władzę i polityczny ustrój wyzwolonej Polski.
- Istniały różne oddziały partyzanckie, np. AK i BCH i one współpracowaly z AL, a niektóre z nich zwalczały AL, np. odłam partyzantki Narodowe Siły Zbrojne. W rejonie Włoszczowy oddział Bohuna robił wręcz czystkę polityczną – mordował działaczy lewicowych. Na przykład pod Rząbcem NSZ podstępnie zwabił grupę lewicowych partyzantów polskich i radzieckich i ich wybił. Jednak otwartych starć między nami nie było. Od września do grudnia 1944 r. nasiliły się mordy na żołnierzach AL. Już po wojnie, w 1946 r NSZ podstępnie napadał na komisariaty Milicji Obywatelskiej.
Roli żołnierzy AL nie zauważono podczas obchodów rocznicy Powstania Warszawskiego.
- Teraz mówi się, że w powstaniu walczyła tylko AK i w ogóle prawica. Niepotrzebnie zginęło 200 tys. cywilów, 160 tys. żołnierzy. Na ul. Freta 16 zginął cały sztab AL. Gen. Edwin Rozłubirski otrzymał krzyż Virtuti Militari za udział w powstaniu. Dla nas, weteranów lewicowych organizacji, to bardzo przykre, nie zauważa się naszego wkładu w wyzwolenie kraju, udziału w Powstaniu Warszawskim.
Po 1989 r. zmienił się stosunek do weteranów AL. Prawica usiłuje zatrzeć pamięć o AL i zdezawuować walkę żołnierzy tej lewicowej formacji.
- Armii Ludowej obecnie się nie uznaje, choć zarówno GL i AL, jak BCh i AK walczyły po prostu o wyzwolenie kraju spod okupacji, o wyzwolenie narodowe i społeczne. Gdy zmienił się ustrój i władza, weterani AL przestali być doceniani, bo stali się „niesłuszni”. Nowa władza odbiera nam przywileje kombatanckie i odznaczenia, np. prof. Ryszardowi Nazarewiczowi odebrano je trzy lata temu. Jednocześnie tacy ludzie, jak Jacek Taylor, były szef Urzędu ds. Kombatantów, przyznał sobie uprawnienia kombatanckie na tej podstawie, że w czasie wojny był niemowlęciem. Walkę z okupantem hitlerowskim prezentuje się tak, jakby walczyli głownie żołnierze NSZ, AK, jeszcze toleruje się BCh. Niedawno w Nowym Targu postawiono pomnik „Ogniowi”, działaczowi NSZ. Prezydent Kaczyński nawet urlop przerwał, żeby odsłonić ten pomnik. A NSZ jeszcze na początku lat 50. likwidował lewicę. Weteranów AL pozostało tylko około 5 tys., najmłodsi mają ponad 73 lata. Przykre jest to, że w tej chwili likwiduje się ulice imienia AL, pomniki żołnierzy AL, nazwy szkół... W Lublinie, Piotrkowie Trybunalskim, Wrocławiu, Szczecinie... To niepotrzebna walka polityczna. Tradycję trzeba pielęgnować, bo kto jej nie pielęgnuje, nie ma świadomości historycznej, nie potrafi myśleć o przyszłości.
Dziękujemy za rozmowę.
RAMA POD TEKSTEM
Rada Krajowa Żołnierzy Armii Ludowej, 00-461 Warszawa, Aleje Ujazdowskie 6A lok. 28, tel.: 0 602 184 731. Kombatanci AL są zrzeszeni w Związku Kombatantów Rzeczypospolitej Polskiej i Byłych Więźniów Politycznych, skupiającym 10 organizacji, co stanowi 70 proc. kombatantów wojennych