Tekst pochodzi z październikowego numeru polskiej edycji Le Monde diplomatique http://www.monde-diplomatique.pl
Joanna Gwiazdecka i Piotr Szumlewicz
Pytanie o alterglobalizm
Król Midas zapragnął, by wszystko, czego się dotknie,
zamieniało się w złoto. Owo pragnienie przyrzekł spełnić Dionizos, bóg wina i
misteriów, który wdzięczny był królowi za ugoszczenie jego starego przyjaciela.
Istotnie wszystko, czego dotknął się Midas stawało się szczerym złotem. Po
jakimś czasie król zgłodniał i sięgnął po posiłek. Nie mógł jednak zjeść ani
kawałka żadnej potrawy, gdyż również i jedzenie tak samo przeobrażało się w
kruszec. Otoczonemu złotem władcy groziła więc głodowa śmierć.
Magiczny dar zamieniania wszystkiego we współczesny odpowiednik złota, czyli
pieniądz, zdaje się posiadać współczesna gospodarka. Ową właściwość biorą pod
lupę neoliberalni ideolodzy, starając się uczynić z niej naczelną funkcję opisu
naszej rzeczywistości. Wskazują oni na szybki rozwój technologiczny, wzrost
inwestycji czy optymistyczne plany wzrostu światowego PKB. W ich ujęciu
globalizacja nieuchronnie obejmuje cały świat, niosąc postęp, rozwój, wzrost
bogactwa i dobrobytu. Wielkie metropolie stają się coraz bogatsze, powstają nowe
wieżowce i centra biznesu, a ruch wymiany handlowej jest coraz szybszy.
Przyglądając się dynamice rozwoju najpotężniejszych krajów świata faktycznie,
mimo przejściowych kryzysów, nie ma większego powodu do niepokoju. Wzrost
światowego PKB jest dosyć wysoki i stabilny – w ubiegłym roku przekroczył 4% [1]
i nic nie wskazuje, aby w najbliższych latach miał być niższy. Banki, będące
ostoją światowego kapitalizmu, mają coraz większe zyski, a międzynarodowy obrót
handlowy, po przejściowym kryzysie, rośnie. Również największe potęgi światowej
gospodarki – USA, Japonia i Unia Europejska mają dosyć stabilną sytuację
gospodarczą i niewiele wskazuje, aby mogło dojść w nich do kryzysu
ekonomicznego.
Znakiem firmowym ostatnich lat jest błyskawiczny wzrost ilości milionerów
połączony z równie szybkim zwiększaniem się ich majątków. Zmiany w wielu krajach
zgodne z dewizą konsensu waszyngtońskiego zawartą w prostej formule: deregulacja,
liberalizacja, prywatyzacja, ułatwiły szybki wzrost zysków wielkich korporacji i
światowej finansjery. Zgodnie z raportem na temat światowego bogactwa liczba
osób mających majątek liczony w milionach dolarów, zwiększyła się w ubiegłym
roku na świecie o 6,5 %.
Niestety świat współczesnego kapitalizmu nie wygląda tak optymistycznie.
Neoliberalne reformy, zapoczątkowane na początku lat 80-tych XX wieku
doprowadziły w wielu regionach świata do pogorszenia się wskaźników socjalnych i
jakości życia społeczeństw. Lata 90-te były pierwszą dekadą po II wojnie
światowej, w której podstawowe wskaźniki socjalne uległy znaczącemu regresowi w
kilkudziesięciu krajach świata. Przy czym szczególnie wiele patologicznych
zjawisk miało miejsce w państwach najbiedniejszych, których dystans względem
rozwiniętego świata uległ radykalnemu zwiększeniu. Sytuacja najuboższych
regionów, mimo postępu technologicznego i znacznie większych możliwości
produkcji i dystrybucji dóbr, pogorszyła się. 54 kraje były na początku XXI
wieku biedniejsze niż w 1990 r.
W latach 1981-2001 ilość ludzi żyjących poniżej 2 dolarów dziennie w parytecie
siły nabywczej, z wyłączeniem Chin, wzrosła o ponad pół miliarda, w tym w Azji
Południowej o 238 milionów, a w Afryce Subsaharyjskiej o 226 milionów. W 1997 r.
78% wszystkich niedożywionych dzieci w wieku poniżej 5 lat w świecie
rozwijającym się żyło w krajach z nadmiarem żywności. Aby pokryć niezaspokojone
potrzeby świata w zakresie higieny i żywności, wystarczyłoby rocznie 13
miliardów dolarów – tyle, ile ludzie w USA i Unii Europejskiej wydają na
perfumy. Światowy kapitał dławi się więc pieniędzmi i bogactwem, generując
zarazem coraz to nowe rzesze ubogich i głodujących. Dotyczy to zresztą tak
świata biednego, jak i rozwiniętego. Przykładowo, chociaż łączny dochód narodowy
w USA rósł przez ostatnie 20 lat XX wieku w przeciętnym tempie nieco ponad 2,5
%. rocznie, to zarobek godzinowy 70% najmniej zarabiających Amerykanów w tym
czasie nie zmienił się lub zmalał. W obliczu tych procesów i zjawisk narodził
się ruch alterglobalistyczny, który od początku dążył do nakreślenia
alternatywnych rozwiązań społeczno-ekonomicznych wobec neoliberalnej ortodoksji.
Mimo wewnętrznego zróżnicowania ruch alterglobalistyczny jest dzisiaj zgodny co
do konieczności realizacji kilku celów. Po pierwsze jest to zniesienie rajów
podatkowych, których istnienie prowadzi do spadku wpływów do budżetu
poszczególnych państw narodowych i pozwala koncernom na fikcyjne przenoszenie
zysków do stref pozbawionych kontroli. Po drugie jest to opodatkowanie kapitału
spekulacyjnego i zarazem zwiększenie publicznej kontroli nad bankami i giełdą.
Swobodny obrót kapitału finansowego prowadzi do braku równowagi walutowej, a w
konsekwencji do gwałtownych kryzysów makroekonomicznych. Po trzecie jest to
odrzucenie dotychczasowego systemu patentowego, który zapewnia minimum ochrony
patentowej do 20 lat. Ochrona patentowa kosztuje kraje ubogie 40 mld dolarów
rocznie, a także życie wielu ludzi, którzy nie mają dostępu chociażby do wielu
leków. Obecne regulacje hamują też rozwój technologiczny w krajach biednych i
przyczyniają się do ich dalszej pauperyzacji. Po czwarte jest to redukcja
zadłużenia krajów rozwijających się, które wzrosło w ciągu ostatnich 20 lat
czterokrotnie. Same koszty obsługi długu właściwie uniemożliwiają biednym
państwom prowadzenie polityki prorozwojowej. Po piąte wreszcie jest to niezgoda
na prywatyzację systemów ubezpieczeń społecznych i postulat zapewnienia
powszechnego dostępu do podstawowych dóbr i usług.
Alterglobalizm stanowi więc krytyczny kontrapunkt wobec myśli panującej. Sięga
on do najróżniejszych tradycji, spajając ruch robotniczy, feministyczny czy
antywojenny, naukowców, społeczników i związkowców, mimo to dając często
konkretne odpowiedzi na bieżące problemy, z którym borykają się społeczeństwa w
różnych częściach świata. Co prawda jest on w początkowej fazie istnienia,
niemniej jednak już dziś stanowi poważne wyzwanie dla dominującej neoliberalnej
ortodoksji.
Joanna Gwiazdecka i Piotr Szumlewicz