Maciej Szymoniak
Jesień Krakowskich Robotników
Stalinizm nie był jedynym okresem, w którym kulą i nahajką łamano prawo ludzi. O równie "demokratycznych" metodach rozwiązywania konfliktów przekonali się krakowscy robotnicy jesienią 1923 roku.
Początki roku 1923, zaznaczyły się dla Krakowa nader korzystną koniukturą ekonomiczną. Zakładanie nowych przedsiębiorstw, prowadziło do stopniowego spadku bezrobocia tak realnego (rejestrowanego przez Państwowe Urzędy Pośrednictwa Pracy) jak i tego ukrytego. Innymi pozytywnymi skutktami był też rozwój budownictwa mieszkalnego.
Dobre czasy dla Krakowa, zakończyły się razem z początkiem ostatniego kwartału 1923 roku. Stagnacja w budownictwie, pociągnęła za sobą kryzys w prawie wszystkich gałęziach gospodarki oprócz przemysłu chemicznego, który mimo pogorszającej się koniuktury zwiększał zatrudnienie i produkcję.
Efektem pogłębiającej się inflacji było lawinowe zwiększanie się eksportu kosztem zaopatrzenia rynku krajowego. Dotyczyło to szczególnie produktów spożywczych a w szczególności bydła nierogacizny oraz przetworów mięsnych. Dodatkowo zaczęły się problemy z zaopatrzeniem miasta w mąkę i cukier.
Niezadowolenie mas, podsycany był przejazdem przez Kraków, dużych transportów kolejowych bydła, w sytuacji gdy w mieście ceny mięsa były coraz wyższe i powoli zaczynało się stawać dobrem luksusowym.
Próba poprawy sytuacji poprzez działalnoś Biura Aprowizacyjnego, nie dała spodziewanych efektów. Stan zaopatrzenia nie poprawił się zanadto nawet po interwencjach posłów krakowskich u premiera rządu Wincentego Witosa. Mimo pogarszającej się sytuacji rząd nie zdecydował się też na obniżenie podatków.
W związku z pogłębiającym się kryzysem Centralny Komitet Wykonawczy Polskiej Partii Socjalistycznej, wydał 28 października szereg postulatów robotniczych, które poprzeć miało przeprowadzenie 19 października strajku generalnego.
W Krakowie, władze zaregowały na przygotowania do protestów, wprowadzeniem drakońskich przepisów antystrajkowych (polegających m.in na próbie brania pocztowców w kamasze). W mieście wprowadzono też sądy doraźne. Miejski garnizon wzmocniono posiłkami z innych obszarów, do miasta wkroczyły jednostki Strzelców Podhalańskich i oddziały policyjne nawet spod Wilna.
W związku z nieprzewidywaną przez władze PPS, brutalną reakcją władz, strajk generalny został przesunięty na 3 listopada (w Krakowie i okolicach na 5 listopada).
Strajk i walki w Krakowie
Od wczesnych godzin 5 listopada, ulice były zapełnione przez wojsko i wzmocnione oddziały policyjne, które patrolowały ulice i place miejskie. Chwilę potem pomimo, kordonów policyjnych robotnicy, którzy nie poszli do pracy zaczęli się zbierać przed Domem Robotniczym, na Plantach i na Placu Szczepańskim.
O godzinie 10, zgromadzonych zaatakowała policja konna, która rozpoczęła szarzę na demonstrantów. Nie przyniosło to planowanych efektów, bo tłum zamiast się cofnąć, zaatakował szarżujących butelkami, fragmentami bruku i sprzętów miejskich, jak wspomina uczestnik wydarzeń napastników oblewano też gorącą kawą i herbatą przyniesioną przez robotników. W starciach zostało rannych około 20 policjantów.
Kipiące ze złości masy, próbowali uspokoić przemawiający działacze PPS. Władze skierowały przeciwko zgromadzonym rezerwistów, którzy jednak przy wtórze robotniczych wiwatów, odmówili pacyfikacji robotników, którzy niejednokrotnie byli ich sąsiadami bądź krewnymi. W związku z tym wydarzeniem miagstrat wysłał do centrum jeszcze większe siły policyjne, zakazał zamknięcia Domu Robotniczego i rozpoczął zamykanie poszczególnych fragmentów kordonem policyjnym.
6 listopada, od samego rana, grupy robotników z różnych fabryk próbowały dostać się pod Dom Robotniczy, co wielu z nich się udało po mimo blokad i kordonów policyjno-wojskowych. W pewnym momencie liczna grupa manifestantów, zaczęła napierać na kordon policyjny, który jej uległ i został zepchnięty pod Dom Robotniczy, gdzie stało kilka oddziałów piechoty. Żołnierze stojący naprzeciwko tłumu protestantów podobnie jak 5 listopada odmówili strzelania do robotników, którzy wznosili okrzyki "Niech żyje wojsko!".
Wśród zamieszania, na plac wjechały furmanki z kapustą. Młody robotnik Wincenty Pietrzyk, wskoczył na jedną z nich i wjechał nią z impetem w kordon policyjny stojący nieopodal wojska. Za furmanką przez wyrwę w kordonie wylał się tłum robotników, atakujących policjantów, pałkami, drągami i... rzucający w nich główkami kapusty. Przypatrujący się sytuacji otoczeni przez robotników żołnierze z 4 i 6 kompanii piechoty nadal nie zgadzali się na występowanie przeciwko tłumom. W tym czasie policja stojąca za wojskiem i robotnikami otworzyła ogień. Żołnierze i demonstranci natychmiast rzucili się na ziemię. Mimo tego od kul zginęło trzech robotników. Po kilku salwach odebrano broń nie kwapiącym się do walki żołnierzom. Natychmiast rozpoczął się ostrzał policji. Nadchodzące posiłki policyjne robotnicy, zmusili do odwrotu kamieniami i silnym ogniem karabinowym. Niepowiodły się też próby rozproszenia uzbrojonych demonstrantów przez piechotę.
Przywódca wojsk krakowskich, generał Józef Czikiel, słysząc o walkach rozgrywających się w centrum, wysłał w celu pacyfikacji robotników, 2 i 3 szwadron ułanów.
2 szwadron został zaatakowany natychmiast po wjechaniu na Planty. Ze strony drzew i innych przeszkód, bojowcy dowodzeni przez Leona Fuchsa, strzelali salwami w ich kierunku. W tej sytuacji dowódca oddziału zdecydował się szarżować. Na polanym wodą asfalcie, większość koni potykała się zrzucając jeżdzców, na kłębowisko przewróconych koni spadały gęste strzały. Nieliczni ułani pozostający na koniach zaczęli uciekać. Szwadron 2 został rozbity.
W tym czasie 3 szwadron pieszo stojący za Odwachem ostrzeliwywał się wzajemnie z oddziałem powstańców ukrytym za arkadami Sukiennic. Wysłane w sukurs siłom rządowym 1 i 4 szwadron niebawem poszedł w ślady szwadronu 2. Tylko 3 dalej walczył, utrzymując wartość bojową. Jednocześnie około 11 wesprzeć atak kawalerii wyjechały samochody pancerne "Jasiek", "Dowbór" i stacjonujący w Dąbiu "Dziadek".
Gdy dwa pierwsze samochody przybyły na pole walki, zastały już tylko pobojowisko. Wycofał się więc w kierunku Odwachu, ostrzeliwując okiennice kamienic z których strzelano do nich.
Później przybył na miejsce "Dziadek", wyposażony w trzy kaemy i obsługiwany przez 7 żołnierzy. Początkowo silny ogień zmusił robotników do ukrycia się, jednak chwilę potem z strzały padające z okien kamienic, przebiły cienką blachę w dachu, ponieważ "Dziadek" był samochodem wyprowdukowanym do walk w polu. Po zabiciu jednego z żołnierzy i zranienia dwóch z nich, kilku robotników wyskoczył z bramy i lufami strzelb zablokowało łańcuch napędowy pojazdu, który pękł i spodowował zatrzymanie. Wkrótce został opanowany i wciągnięty za barykadę.
Słysząc o tym gen. Czikiel chciał natychmiast odzyskać "Dziadka", jednakże na skutek decyzji wyższych władz, został zmuszony wstrzymać przygotowywany odwet. Walki zaczęły wygasać, a przywódcy PPS udali się do władz negocjować rozwiązanie konfliktu. Obawiano się iż rząd jest gotowy skierować do tłumienia powstania artylerii i lotnictwa.
Ostatecznie zwolennicy dalszej walki przegrali i robotnicy zostali rozbrojeni. Powstanie mimo iż nie było przygotowywane, a brali w nim udział ludzie o bardzo zrożnicowanych przekonaniach (komuniści, socjaliści i chrześcijańscy demokraci) mogli ze sobą współdziałać. Powstanie Krakowskie 1923 roku miało też swój udział w późniejszym upadku rządu Witosa, który był szeroką koalicją prawicy od endeków po polityków PSL "Piast".W walkach zginęło 15 robotników, 14 żołnierzy i trzy przypadkowe osoby.
Obecnie wydarzenia z 5 i 6 listopada są omijane w oficjalnej historii, a jeżeli się o nich mówi to uznaje się to za efekt działalności bolszewików czy prowokację piłsudczyków którzy chcieli usunąć "jedynie polski" gabinet.
Maciej Szymoniak