Zbigniew Marcin Kowalewski

Dekomunizacja za okupacji

„Trybuna Robotnicza” nr 2 z 12 października 2006 r.

 

W Polsce już raz była „dekomunizacja”. Podczas drugiej wojny światowej skrajna prawica, skupiona w Narodowych Siłach Zbrojnych, zaciekle zwalczała lewicowy ruch oporu, który toczył walkę zbrojną z okupantem hitlerowskim.

 

Na terenach Polski wcielonych do Rzeszy NSZ bił się z Niemcami. Inaczej było w Generalnej Guberni. W niemieckich archiwach państwowych prof. Ryszard Nazarewicz odkrył niezbite dowody na to, że w dziele fizycznej rozprawy z tzw. „komuną” wielu komendantów NSZ kolaborowało z hitlerowską policją i gestapo.

Konflikt nie polegał na tym, że Polska Partia Robotnicza i utworzona przez nią Gwardia Ludowa, a następnie Armia Ludowa, była „agenturą sowiecką”, podczas gdy NSZ uważał Związek Radziecki za swojego największego wroga.

Nie była agenturą, lecz sojusznikiem, który prowadził względnie niezależną od Moskwy politykę i przeszkadzał Stalinowi – o czym w Polsce Ludowej się nie mówiło. Dziś wiadomo, jak było naprawdę – realną pomoc radziecką w postaci zrzutów broni AL zaczęła dostawać dopiero od późnej wiosny 1944 r. Przedtem Stalin ją ignorował, podobnie jak samą PPR.

Prawdziwy powód zażartej wrogości NSZ był społeczny. GL i AL dążyły do wyzwolenia narodowego i wiązały je nierozerwalnie z wyzwoleniem społecznym robotników i chłopów. NSZ chciał zaprowadzić w Polsce reżim klerykalno-szowinistyczny w interesie wielkiego kapitału i wielkiej własności ziemskiej. Dowódcy i żołnierze GL i AL ukrywali się w ubogich wsiach. Oddziały NSZ stacjonowały w majątkach obszarniczych.

Już na początku 1941 r. dowództwo Związku Jaszczurczego – poprzednika NSZ – kazało swoim komendantom powiatowym przygotować się do fizycznej likwidacji komunistów, anarchistów i działaczy „wrogich mniejszości narodowych”. W 1943 r.. dowództwo NSZ uznało za główne zadanie swoich oddziałów „oczyszczenie terenu od band wywrotowych”, czyli lewicowej partyzantki.

Natomiast wobec okupantów hitlerowskich kazało ograniczać się do samoobrony – i to tylko „w razie rażącej niesłuszności represji okupanta” – bo należało „powstrzymać się od szerszej akcji przeciw Niemcom, która by ułatwiała zadanie Czerwonej Armii”.

Mordy zaczęły się 7 stycznia 1943 r. w Drzewicy na Kielecczyźnie, gdzie zabito 6 żołnierzy GL. Terror skrajnej prawicy objął głównie powiaty opoczyński, konecki, opatowski. NSZ wybijał całe małe oddziały GL. Pacyfikował również wsie znane jako lewicowe.

W kwietniu 1944 r., w odwet za to, że 30-osobowa placówka NSZ w Teofilowie w całości przeszła do AL, w Łysowodach i okolicy zabił 68 GL-owców i PPR-owców. Gdy po odejściu oddziału NSZ ekshumowano tam zwłoki 37 zabitych, mieli oni połamane kończyny i wydłubane oczy. Najważniejszych działaczy lewicowych NSZ wydawał w ręce gestapo.

Zbrodnie te popełniły oddziały podległe komendantowi Akcji Specjalnej NSZ okręgu radomskiego, a zarazem inspektorowi Komendy Głównej, Hubertowi Jurze („Tomowi”). Jura ściśle współpracował z szefem policji hitlerowskiej i gestapo w Radomiu hauptsturmführerem SS Paulem Fuchsem oraz jego podkomendnymi w Piotrkowie, Tomaszowie i innych miastach. .W raportach policji niemieckiej pisano o tych oddziałach NSZ, że za główne zadanie uważają „zwalczanie band komunistycznych” i „likwidację Żydów”.

W powiatach włoszczowskim i sąsiednich polowaniem na żołnierzy GL i AL, zbiegłych jeńców radzieckich i działaczy lewicowych dowodził komendant Akcji Specjalnej NSZ w okręgu częstochowskim Władysław Kołaciński („Żbik”).

Współpracował on z komendantami żandarmerii i szefami gestapo, w tym ze wspomnianym już Fuchsem. Potwierdzano to w raportach Armii Krajowej. Niemcy zaopatrywali jego oddziały w broń, odzież i żywność. Oddziały AL., częściowo wspólnie z Batalionami Chłopskimi, stoczyły na tym terenie ciężkie walki z oddziałami NSZ.

Podobnie było na Lubelszczyźnie. W sierpniu 1943 r. pod Borowem w pow. kraśnickim oddział poległy komendantowi Akcji Specjalnej NSZ w okręgu lubelskim, Leonardowi Zub-Zdanowiczowi („Zębowi”), zwabił w zasadzkę oddział GL. Podał się za lewicową partyzantkę przybyłą z innego terenu – to był klasyczny podstęp NSZ-owski – i rozbroił GL-owców, a następnie bestialstwo zamordował 26 partyzantów.

Zbrodnia ta wstrząsnęła Polską podziemną. Jako „ohydny mord” potępił ją dowódca AK gen. Tadeusz Bór-Komorowski, ale w publicznym oświadczeniu nie wspomniał o przynależności organizacyjnej sprawców. W NSZ-owskim „Szańcu” bez ogródek uzasadniono zbrodnię: „Z Rosją Sowiecką walczą dziś tylko Niemcy. Dlatego też zlikwidowanie w Polsce agentur sowieckich – choćby stroiły się w najpiękniejsze patriotyczno-polskie pióra – to obowiązek.”

Skutkiem tej zbrodni i wielu innych zbrodni popełnionych w pow. kraśnickim przez NSZ były akcje odwetowe GL i AL. Komitet powiatowy PPR ogłosił: „Zmusili nas do bratobójczej wojny. Musimy ją podjąć, lecz tylko walić będziemy oficerów i tych panów, którzy szczują ciemniejszych chłopów i prowadzą ich na walkę z Armią Ludową.” Największą akcją odwetową było zabicie 14 NSZ-owców w Potoku Stany i paru sąsiednich wsiach. Doszło również do licznych bojów z oddziałami NSZ.

Z niemieckich raportów policyjnych wynika jednoznacznie, że zwalczanie „band komunistycznych” przez „grupy narodowopolskie” nie tylko było okupantom bardzo na rękę, gdyż wspomagało ich operacje antypartyzanckie, ale cieszyło się wsparciem materialnym i operacyjnym. Wywiad Komendy Głównej NSZ działał na mocnym styku z gestapo.

W czerwcu 1944 r., po rozłamie w NSZ, ta część, która odmówiła wejścia w skład AK, utworzyła w pow. włoszczowskim tzw. Brygadę Świętokrzyską pod dowództwem Antoniego Skarbka („Bohuna”). Znaleźli się w niej wszyscy główni wykonawcy „dekomunizacji”: „Tom”, „Żbik” i „Ząb”. Brygada, dozbrajana przez terenowe władze hitlerowskie, wzmogła terror wobec lewicy, również w sąsiednich powiatach kieleckim, koneckim i miechowskim.

8 września brygada ta w sile 1500 NSZ-owców, współdziałając z niemieckimi siłami policyjno-wojskowymi, okrążyła pod Rząbcem oddziały AL i partyzantów radzieckich. Polscy partyzanci wyrwali się z okrążenia, natomiast 67 partyzantów radzieckich, widząc oddziały w mundurach Wojska Polskiego, nie stawiło oporu, dało się rozbroić i zostało rozstrzelanych.

W tym czasie komórka Abwehry (wywiadu wojskowego) przy dowództwie 4 niemieckiej armii pancernej w swoim meldunku miesięcznym stwierdzała, że oddziały Brygady Świętokrzyskiej „nie mogą powiększyć swojej bazy, ponieważ wysoka pozycja społeczna i orientacja faszystowska ich przywódców sprawiają, że są one odrzucane przez chłopów i robotników.”

Brygada, siejąc terror, torturując i dokonując rozlicznych mordów, przeniosła się z pow. włoszczowskiego do radomszczańskiego, gdzie kontynuowała pacyfikacje wsi, które stanowiły oparcie lewicy. „Dowódcy kontaktują się i współpracują z gestapo”, meldował płk Mieczysław Zientarski-Liziński, komendant okręgu radomskiego AK. „Terroryzują i rabują ludność. Głównym ich zadaniem jest niszczenie PPR, AL i oddziałów partyzantów sowieckich.”

W styczniu 1945 r., na wieść o zimowej ofensywie armii radzieckiej, brygada w towarzystwie oficerów łącznikowych z SS (w tym Fuchsa) i Wehrmachtu, korzystając z wsparcia logistycznego wojsk niemieckich, zaczęła ewakuować się na zachód. Dotarła aż do Czech. Z taborami armii niemieckiej uciekł też personel specjalnego ośrodka NSZ, który pod ochroną władz hitlerowskich zainstalował się w Częstochowie i rozprawiał się z lewicą.

Od 1989 r. lewicę ruguje się z historii ruchu oporu. Jednocześnie prawica rehabilituje i gloryfikuje zbrodniarzy politycznych i kolaborantów z NSZ.