Michał Nowicki

Wizja radykalnej lewicy dr. Malendowicza

 

Gdy patrzymy na mapy z przed kilkuset lat, to czasami trudno w ogóle znaleźć jakiekolwiek podobieństwo, z mapami współczesnymi. Choć Europejczycy już w XVI wieku znali wybrzeże Afryki, to jednak pełne zbadanie kontynentu nastąpiło znacznie później. Ale kartografom, nie przeszkadzał brak danych i zamiast na mapie zaznaczać białe plamy, popisywali się swoją wyobraźnią i rysowali różne fantastyczne krainy, dla których często inspiracją była Biblia, lub inne starożytne teksty. Wiedze zdobywali z drugiej ręki i opisywali krainy, których nigdy nie widzieli. W oczach współczesnych cieszyli się „naukowym autorytetem” i przekonani o swojej nieomylności, negowali jakikolwiek krytycyzm wobec swoich dokonań. Nie mieli zresztą wyjścia, bo zanegowanie jednego elementu powodowało by rozpad całego systemu. Pozostawał więc wybór wierzyć w to, że coś się wie, albo stwierdzić, że jednak zdobyta wiedza nie jest wystarczająca do wyciągania wniosków. Każde wielkie odkrycie było zazwyczaj dokonywane wbrew ogólnie uznanym autorytetom. A jak już trzymamy się kartografii, to najlepszym przykładem jest Krzysztof Kolumb, który jednak tak był myślowo związany z poprzednią epoką, że do końca życia się nie dowiedział, że odkrył zupełnie nowy kontynent.

Wstęp ten miał na celu refleksje nad metodologią badań naukowych. Czy oceniając wyniki powinniśmy się kierować dobrymi chęciami badacza, czy też wnioskami do jakich doszedł? Na polskim rynku wydawniczym ukazała się ostatnio książka Pawła Malendowicza: „Ultralewica a współczesność: idee, programy, praktyka” i właśnie tej książce poświęcony jest ten artykuł. Na stronie 4 tak oto ta pozycja została streszczona:

 

„Autor opisuje przejawy aktywności ultralewicy rozumianej jako ruch polityczny. Zdiagnozowano w niej partie, grupy i organizacje ultralewicowe charakteryzując ich historię, działalność i cele. Opisane zostały przejawy aktywności internetowej oraz wydawnictwa prasowe i organy propagandowe poszczególnych grup oraz partii. W pracy przeprowadzono analizę wizji przyszłości prezentowanej przez poszczególne kierunki myśli ultralewicowej, sporów ideowych i personalnych, a także stanowisko i wzajemne relacje struktur ultralewicowych z ruchem i myślą anarchistyczną, socjaldemokracją i związkami zawodowymi. W książce scharakteryzowano stanowisko ultralewicy wobec przemian politycznych i gospodarczych w Polsce i na świecie przełomu XX i XXI wieku. Określono jej stosunek do przeszłości Polski Ludowej i przemian gospodarczych w Polsce po 1989 roku. Dokonano analizy kwestii związanych z problematyką religii, scharakteryzowano stanowisko wobec globalizacji gospodarczej, patriotyzmu oraz zagadnienia współczesnych wojen i polityki międzynarodowej Polski i wielkich mocarstw.”

 

Autor więc zawęził pole badawcze do aktywności internetowej, wydawnictw prasowych i organów propagandowych. Jeśli dodamy do tego informacje podaną we wstępie, z kim udało się mu nawiązać kontakt, to dowiemy się też, z kim kontaktu nie nawiązał. W końcu należałoby się zastanowić, czy autor w pełni wykorzystał materiał powszechnie dostępny w internecie. Czy pisząc o LBC wnikliwie przestudiował nasze Archiwum? Obawiam się, że zrobił to tylko pobieżnie, o czym świadczą różne błędy faktograficzne. Dlatego też chociaż autor posługuje się tytułem doktora politologii, to jednak praca ta nie zasługuje na miano naukowej analizy i należy ją traktować jako kolejny tekst publicystyczny, choć dodajmy, że ze wszystkich tekstów publicystycznych jakie pojawiły się na temat radykalnej lewicy, opracowanie Pawła Malendowicza jest niewątpliwie najlepsze.

Autor związany jest z Piłą i Bydgoszczą, a więc miastami gdzie aktywność polityczna radykalnej lewicy jest mizerna. Gdybyśmy mieli oceniać dobre chęci, to na pewno należy pochwalić autora, że mieszkając na politycznym „zadupiu” i tak wykonał niezłą robotę. Ale jeśli mamy oceniać wyniki, to warto tutaj zauważyć, że inni politolodzy opisujący jakieś zjawisko, często jeżdżą na wiele miesięcy do odległych krajów. Chodzenie po stronach internetowych i czytanie nadesłanych gazetek, to wszystko praca, którą można wykonać bez wychodzenia z domu. Jako, że internet ma charakter międzynarodowy, to w tym samym czasie dr. Malendowicz mógł opisać radykalną lewicę w jakimkolwiek kraju na świecie. Oto przepis na błyskawiczną analizę politologiczną:

1. Wchodzimy na stronę http://www.broadleft.org i wybieramy sobie dowolny kraj.

2. Przeglądamy pobieżnie najważniejsze strony internetowe.

3. Wybieramy z każdej kilka akapitów i wklejamy z kilkuzdaniowym komentarzem

4. We wstępie piszemy, że z przyczyn obiektywnych nie udało się nam nawiązać kontaktów z opisywanymi bohaterami. Żywy kontakt z działaczami radykalnej lewicy zastępujemy obszernym cytowaniem kilku tych samych mejli.

5. Do całości wklejamy najbardziej znane cytaty z klasyków marksizmu (najbardziej znane cytaty są zazwyczaj cytowane w tekstach Stalina, możemy je więc znaleźć bez konieczności czytania całości)

6. Na koniec wrzucamy do tekstu kilka cytatów z „polskiej szkoły politologicznej” najlepiej będzie jak zacytujemy autorów, którzy mogą mieć ważny wpływ na losy książki (naszego promotora, szefa instytutu itd.)

Czary mary, hokus pokus i książka gotowa, a nasz tytuł naukowy będzie legitymizował ją jako poważną „naukową analizę”.

Gdyby ktoś dokonał statystycznej analizy – jaką część książki zawierają własne przemyślenia autora, to sądzę, że maksymalnie 20 % - a resztę stanowią cytaty i paradoksalnie chyba to jest największą wartością książki. Można by jeszcze ponarzekać, że cytaty zostały wybrane na chybił trafił i można było lepiej to zrobić, ale i tak wyszło całkiem nieźle. Książka może stanowić całkiem niezłą pomoc, gdyż cytaty są zawsze poparte bibliografią lub adresem strony internetowej. Na 217 stronach powstał zbiór cytatów, odniesień do różnych gazet i stron internetowych, które nawet takim wyjadaczom jak redakcja LBC się przydadzą. Z perspektywy warszawskiego działacza mogę być wdzięczny autorowi za informacje na temat lewicy dolnośląskiej.

Gdy tylko autor nawiązał ze mną kontakt, to się bardzo ucieszyłem, bo takie teksty uogólniające są radykalnej lewicy bardzo potrzebne. Tekst napisany przez politologa z dyplomem, żyje własnym życiem w środowisku akademickim i trafi do księgarni i bibliotek. Dzięki tej formie może ktoś dotrze do LBC, które jest tam dość często cytowane z podaniem linka. Starałem się pomóc autorowi, zarówno podrzucając wskazówki, jak i wysyłając część materiałów z mojego archiwum. Wielokrotnie też powtarzałem by studiował Archiwum LBC. Ale niestety po przeczytaniu książki dochodzę do wniosku, że zadanie opisania radykalnej lewicy w sposób naukowy nie zostało jeszcze wykonane i czekamy na następnych śmiałków, którzy zrobią to, czego nie zrobił dr. Malendowicz.

Po pierwsze należy przyjrzeć się działalności realnej. W Warszawie odbywają się spotkania i demonstracje, na które każdy może przyjść. Autor co prawda chwali się, że udało mu się z kilkoma ludźmi porozmawiać, ale metoda jaką przyjął raczej nie sprzyjała zdobywaniu wiedzy. Jeśli autor na dzieńdobry wyjmuje dyktafon i zaczyna nagrywać, to usłyszy jedynie same ogólniki. Najobszerniejszy portal internetowy, jak nazwał LBC (str. 51) skwitował godzinnym wywiadem, bo w kolejce czekali następni (WGR, ex-GSR, GPR). Każdy dziennikarz wie, że najwięcej informacji można uzyskać w sposób nie formalny bez ujawniania źródeł. A jeśli już koniecznie trzeba rozmowę nagrywać, to pod koniec rozmowy, wtedy kiedy rozmówcę się już pozna. Najpierw poznać, a potem zadawać pytania, które można później zacytować w swojej książce. Żeby zdobyć cytat potrzebny do książeczki wystarczy krótka rozmowa, żeby zrozumieć zjawisko trzeba już znacznie więcej czasu i na jednym spotkaniu się nie kończy. Dyskusja z kimś, kto nie ma o czymś żadnego pojęcia ma czasami sens dopiero wtedy, gdy po jakimś czasie zostanie powtórzona, kiedy dziennikarz uzupełni swoją wiedzę.

Kontakt realny jest czasami po prostu niezbędny. Autor słusznie zauważył, że organizacje zawyżają swoją liczebność i zostawił swoich czytelników właściwie bez żadnej informacji. A wystarczyło by, żeby kilka tygodni spędził w Warszawie, wziął udział w kilku spotkaniach i demonstracjach, to by się zorientował, za kim stoi jaka siła. W takich porównaniach, te środowiska, które są uczciwe wypadają dość mizernie. Negatywnym wnioskiem, do jakiego dojdzie radykalna lewica po przeczytaniu dziełka politologa z Bydgoszczy będzie wzrost propagandowej fikcji – przysłowiowych wsi Potiomkinowskich. Można dowolnie zawyżać liczebność, tworzyć nie istniejące struktury w odległych miastach, a na złośliwe pytania odpowiadać: „jesteśmy zakonspirowanymi rewolucjonistami i nie możemy ujawniać swoich struktur, ale działamy tu, tu i tu…” a naiwny politolog wszystko lojalnie zacytuje. Osoby „wtajemniczone” będą miały spory ubaw czytając tą książeczkę, i nie wiem z czego się będą bardziej śmiać – z kłamstw kolegów po fachu, czy naiwności doktora politologii. Weźmy taki oto cytacik dotyczący NLR:

 

„Ale pomimo krytyki „ugodowych” związków zawodowych Nurt nie odrzucił współpracy z innymi organizacjami związkowymi. Pod Porozumieniem Lewicy Antykapitalistycznej w 2003 roku poza NLR i innymi grupami i partiami politycznymi podpisały się też: Grupa Pracownicza „Kret” z Fabryki Samochodów Osobowych z Warszawy oraz Organizacja Środowiskowa OPZZ Konfederacja Pracy”.

 

Plankton był wielokrotnie wyśmiewany na łamach LBC, a także na Dyktaturze Proletariatu i w innych miejscach (fora dyskusyjne) i gdyby autor wnikliwie przestudiował archiwalne teksty, to by takich głupot nie pisał. Plankton od początku był śmieszną fikcją, a w imieniu „Kreta” i Konfederacji Pracy podpisał się działacz NLR – Maciej Guz. Takich głupot jest w tej książce więcej i jestem ciekawy, czy propagandowe kłamstewka kanapowych sekt, powielane przez naiwnego politologa zrobią karierę w „świecie nauki”.

Jako osoba występująca w tym tekście pod przynajmniej trzema postaciami (NLR-owiec Leon Kolski, „bojówkarz z OA”, redaktor LBC) nie będę prostował wszystkich mitów, do których powstania niekiedy sam się przyczyniłem. Wybieranie akapitów na chybił trafił spowodowało, że dość często cytowany Leon Kolski, który miał być reprezentatywny dla NLR, już od dawna w NLR nie jest i gdyby dr. Malendowicz kogokolwiek z byłego NLR o to spytał, to by prawdę poznał. Wszyscy jednak się spodziewali, że politolog z Bydgoszczy będzie czytał nadesłane artykuły od deski do deski i sam sobie wyrobi opinie po całościowej lekturze nadesłanych materiałów. Niestety selekcja dokonana przez autora miała charakter wybitnie przypadkowy i mogę się tylko śmiać, że demonstrujący swoją wrogość do LBC – NLR, będzie utożsamiany w świecie nauki z moim byłym pseudonimem.

Zresztą mógłbym sobie dopisać znacznie więcej szyldów: działacza SKFM (str. 42) czy efemerycznego klubu dyskusyjnego im. Róży Luksemburg, który chyba spotkał się tylko raz, a także byłego członka Solidarności Socjalistycznej, ATTAC czy sympatyka SGP. Jako członek i były członek wielu opisywanych przez dr. Malendowicza bytów doskonale wiem co jest fikcją, ale może i lepiej by czytelnicy uwierzyli w jego wersje, która jest bardziej budująca niż smutna prawda. Można by sobie zresztą zadać pytanie, dlaczego zostały opisane moje wszystkie byłe organizacje, a przemilczano inne byty, których osiągnięcia były znacznie większe niż klubu dyskusyjnego im. Róży Luksemburg. Granice chronologiczne książki to lata 1995-2005. W tym czasie działała młodzieżówka PPS, której niektóre formy aktywności na pewno zasługują na opisanie. Później zaś działała Nowa Lewica, która przynajmniej na początku swojego istnienia wykazywała sporą aktywność. Prawie całkowicie została pominięta działalność publicystyczna i wydawnicza wielu działaczy.

Gdyby dr. Malendowicz zadał sobie trud przeczytania chociażby pierwszego artykułu w pierwszym numerze Rewolucji, to by się dowiedział o współpracy Z.M. Kowalewskiego z argentyńską lewicą rewolucyjną już w latach 70 tych. A gdyby przejrzał archiwum LBC, to by zobaczył, że wtedy też już w latach 70 tych opublikował swoją książkę o Guerilli latynoamerykańskiej. Tymczasem zauważa aktywność Kowalewskiego dopiero w latach 80 tych (str.72). W ogóle momentami odnoszę wrażenie, że autor celowo unikał dłuższych tekstów. A zamiast cytować poważną literaturę, woli cytować Iwa, który się chwali ile jest w stanie zrobić przysiadów. Jeśli o książce będzie głośno (w co wątpię, gdyż podobna pozycja dotycząca anarchizmu się nie przebiła) to będzie trzeba napisać poważną recenzję zatytułowaną: „Błędy doktora Malendowicza”. W tym miejscu jedynie sygnalizuje, że takowe istnieją. A najlepszą formą krytyki będzie po prostu napisanie zupełnie nowej publikacji.

Skupie się więc na błędach dotyczących LBC.  Zacznijmy od początku, a więc od zaklasyfikowania LBC jedynie jako „najobszerniejszego portalu”, sugerując, że redakcja LBC niczym nie różni się od Pana Malendowicza i nasza działalność ma jedynie charakter wirtualny. Chodzi mi o aneks gdzie zostało wymienionych 8 „organizacji” takich jak PSPR, DP, WGR czy PP. Na stronie 51 Malendowicz słusznie zauważa, że celem LBC jest powołanie rewolucyjnej partii komunistycznej. A gdyby o tym zapomniał, to za każdym razem gdy odwiedza LBC, może przeczytać podtytuł: „pismo na rzecz rewolucyjnej partii komunistycznej” co zresztą zauważył Broadleft (http://www.broadleft.org/pl.htm ). Jeśli przez realną organizacje rozumiemy strukturę, która prowadzi aktywność propagandową w realu, to gdyby autor przeczytał Archiwum LBC, a przynajmniej relacje z niektórych demonstracji, to by przeczytał ulotki rozprowadzane przez nas. Może i nie jest to dużo i z taką PPP nie mamy się co równać, ale, że przegraliśmy z PSPR, którego cała aktywność sprowadziła się do 2 numerów pisma, z WGR, który demonstracje lekceważy, czy DP, która materiałów w realu nie rozprowadza, to trochę jest to wstyd. W pewnym sensie jest to nasza wina i może nadchodzi pora by sklecić jakąś strukturę z osób, które wykazują solidarność z linią polityczną LBC i choć ludzi takich jest ciągle mało, to jednak znacznie więcej niż w wymienionych wyżej strukturach.

Ze smutkiem też muszę stwierdzić, że dr. Malendowicz zupełnie nie zrozumiał rozbieżności politycznych między LBC a resztą radykalnej lewicy. Tym bardziej jest to kompromitujące, że jest politologiem. Niestety nasza linia polityczna jest w różnych rozproszonych tekstach historycznych, czy też polemikach, a dr. Malendowicz czytał najwyraźniej jedynie teksty, które nazywały się program, statut lub manifest. Taki dokument jeszcze nie powstał i jest to kolejna rzecz, którą trzeba naprawić. Ale nie będziemy nic sztucznie przyspieszać. Mamy swój plan, którego się trzymamy, i jeszcze trochę czasu upłynie, zanim całościowy programowy dokument zostanie sformułowany. Chcemy uniknąć sytuacji Iwa, który co roku ogłasza, że jego poglądy się zmieniły. O ile dobrze pamiętam, to starałem się wytłumaczyć autorowi, dlaczego tak ważna jest dla nas Rewolucja Kubańska i jakie wynikają z tego wnioski praktyczne.

Mimo momentami ostrej krytyki, zachęcam czytelników LBC do zapoznania się z treścią tej książki. Jak już mówiłem, są tam niektóre interesujące fragmenty, których nigdzie indziej nie można przeczytać. W pewnym sensie zaletą książki może być też powrót do źródeł. W codziennej działalności, wiele grup zapomina o marksistowskich pryncypiach, a politologa opisującego radykalną lewicę właśnie te pryncypia interesują, a nie zastępcze formy aktywności. To powoływanie się na Marksa czy kontakty z klasą robotniczą sprawiły, że grupy te zostały opisane, a nie chodzenia na homoseksualne parady równości. Niestety publikacja książki może też niepotrzebnie jątrzyć i przypominać dawne konflikty. Autor z lubością opisuje rozłamy i ich przyczyny. Jeśli w roku 2006 LBC ponownie współpracowało z GPR w ramach KPiORP, to min. dlatego, że zapomniane zostały różne „krzywe akcje” z czasów rozłamu – jak chociażby słynne stwierdzenie CWI: „Those in OA who defended the ideas of Marxism came together after the congress to form a new group, with the intention of joining the CWI” (str. 22). Z historii ruchu robotniczego można podać przykłady prowokacji, która miała na celu rozbicie jednoczącego się ruchu – poprzez eksponowanie dawnych konfliktów. Czy celem autora było świadome konfliktowanie lewicy, czy też raczej było to spowodowane jego lenistwem? Osobiście uważam, że autor jest sympatyczny i miał dobre intencje, a minusy jego pracy były spowodowane lenistwem. Łatwiej przeczytać, krótkie oświadczenie po rozłamie, niż wdawać się w poważną analizę programowych tekstów i polemik. Ale obraz świata w krótkich oświadczeniach jest zawsze uproszczony i rzuca się to cieniem na efekt końcowy. Jeśli ktoś się spodziewa wnikliwej teoretycznej analizy, to w książce „Ultralewica a współczesność” jej nie znajdzie.  Znajdzie jednak dość dobry przegląd niektórych organizacji radykalnej lewicy, który może służyć za rodzaj przewodnika dla osoby nie wtajemniczonej. Grupy opisane w książce zostały w pewnym sensie nobilitowane i mam nadzieje, że będzie to punkt wyjścia dla przyszłych badaczy. Jeśli więc ktoś znowu ten temat podejmie, to znowu zajmie się LBC i mamy nadzieje, że tym razem zrobi to poważniej.

5 XII 2006

Paweł Malendowicz, Ultralewica a współczesność: idee, programy, praktyka” Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa im. Stanisława Staszica w Pile, Piła 2006, str.217. http://www.drpm.bdg.pl/