Oda do Pinocheta
Gdy usiadłem dziś na klozecie,
Pomyślałem o Augusto Pinochecie
I tak się jego śmiercią ucieszyłem,
Że śmierdzącego bąka puściłem
Gdy polska prawica płaczę
Ja zaciskam zwieracze
Palą znicze, składają kwiaty
A ja szykuje salwę z armaty
Gdy wspominam twoje życie
Swędzi mnie przy odbycie
Zamiast modlitw, płaczów i smuty
Wystrzelę na wiwat z mojej dupy
Poseł Kamiński ma dupę grubą
Zwały tłuszczu są jego chlubą
Zawiózł zbrodniarzowi z wielką troską
Różaniec i ryngraf z Matką Boską
Jechał tam razem z marszałkiem Jurkiem,
Którego obszczam moim siurkiem
Ochrzczę cię synu deszczem złotym
Za to, że robisz takie głupoty
Zbrodniarza odwiedził też Jan Paweł Drugi
Krwawego dyktatora, chrystusowego sługi
Wielu czerwonych życia pozbawił
I za to Wojtyła go pobłogosławił
Podtarłbym dupę gazetą Wołka
Śmiesznego prawicowego osiołka
„Życia” już nie ma, tak jak nie ma liści
Więc znowu mi dupę Michnik wyczyści
Nie zasługujesz mendo na pośmiertny spokój
Nie zasługujesz na żałobę i łezkę w oku
Nie zasługujesz na pogrzeb i na nagrobek
Miejscem dla ciebie jest wychodek
Tortury, morderstwa, zniknięcia bez śladu
Gwałty, pobicia, stadiony w Santiago
Tysiące ofiar zbrodniczej junty
Za amerykańskie dolary i brytyjskie funty
Ofiary reżimu nie doczekały sprawiedliwości
Umarł spokojnie, dożył późnej starości
Mordowanie czerwonych jest przecież bezkarne
Jedni żyją w luksusie, inni żyją marnie
Tą przepaść powiększyły reformy wolnorynkowe
Prywatyzacja, deregulacja i rozwiązania siłowe
Żeby obszarnicy i burżuje mieli większe zyski
Reżim Pinocheta musiał bić po pysku.